Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Czy rodzice Wam pomagaja? Ja mam z tego powodu konflikt w malzenstwie


jowita1981

Recommended Posts

A w kwestii braku auta po Was na lotnisko- to myślę, że Twój mąż znów szuka pretekstu aby rzucił zły cień na Twoich Rodziców. Zadaj sobie pytanie-czy kiedykolwiek powiedział pod ich adresem coś miłego, dobrego?

A cała sytuacja jest niesamowicie zbieżna do doskonale mi znajomej z życia i nie chcę być złym prorokiem, ale z autopsji obawiam się, że jak sam pójdzie do pracy to pieniądze nie będą już wspólne ale tylko jego- na jego zachcianki, potzreby a Ty nadal będziesz harować na dom. Toż to dopiero początek Waszego wspólnego życia a takie problemy. Ktoś wcześniej słusznie zauważył, że jeszcze dom na który zarabiałaś może być do podziału. To takie pesymistyczne założenia ale niestety oparte na faktach życiowych.

Lepiej abyś była świadoma swojej siły, wartości i zagrożeń. Wiele osób myślę już coś takiego przerabiało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 195
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

 

Problem widze jednak w tym, ze pielegnuja w synu roszczeniowy styl zycia (uwazam, ze powinni powiedziec: rodzice twojej zony nie daja pieniedzy ale to nie twoja sprawa - a oni wrecz do mnie mowili, ze powinnam inaczej traktowac rodzicow i tesciow z powodu kasy)

 

Teraz jade na urlop za tydzien i maz mi wypomina ze samochod po nas na lotnisko nie zostanie wyslany, ze sie corka bedzie "meczyc" w podrozy. Co o tym myslicie? .

 

A propos drugiej części, czyli, co o tym myślimy? Mieszkam w Łodzi. Latam zwykle do Warszawy (150 km). Jeżeli nie mógł przyjechać po mnie mąż, a leciałam sama lub z dzieckiem!, to wyjeżdżał po nas do Wawy wujo, tata, szwagier czy kto tam mógł. Nawet jak protestowałam, że nie chcę - zawsze ktoś był. Ale i my jeździliśmy po innych. Ot, taki zwyczaj. Moja rodzina nie wyobraża sobie, żeby można inaczej, przecież jedzie się z walizkami, torbami a jeszcze dzieckiem!!! ;) Więc się nie dziw. Ludzie tak żyją również i nie jest to objaw jakiegoś zwyrodnienia tylko miły gest.

 

Teraz początek - już pisałam, że są ludzie, którzy tak wartościują świat. Również w mojej rodzinie, choć na szczęście nie najbliższej. Pozycja liczy się w zależności od kasy i tyle. Przypuszczam, że to naleciałości od stuleci, zarówno na wsi, jak i w mieście. Nie muszę powielać tradycji rodzinnych, ale nie mogę ich nie widzieć :cool:. A co do twojego męża, jest po prostu słabym i rozpieszczonym jedynakiem i nie zrobisz z niego silnego samodzielnego faceta. Jedyne, co możesz, to ukrócić rozpieszczenie, choć nie będzie zadowolony :rolleyes:.

On chyba też zaczyna myśleć o "odpoczynku" od was, a czy na trochę (i zatęskni) czy na stale, to się okaże.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jowito po przeczytaniu twojego ostatniego postu mam wrażenie , że ty się boisz mieć swoje zdanie, a raczej boisz się podejmowac takich decyzji które broń Boże chodź dobre nie spodobają się twojemu mężowi wg mnie żyjesz w jakimś dziwnym przeświadczeniu, że wszyscy mają rację tylko nie ty, tak jak mówią przedmówczynie. Musisz sie ocknąć, obudzić z tego amoku i otworzyć szeroko oczy bo dziewczyno dojdzie do tego jak już nie doszło , że nikt się z twoim zdaniem nie liczy i nie ważne co ty chcesz czy co ty myślisz , ważne , żeby twój mąż miał dobrze . na koniec cię zgnoją i wykopią i powiedzą , że ty nic nie zrobiłaś dla domu a jak zrobiłaś to i tak za mało!.Zacharowujesz się i czy to ktoś zauważa? NIE!!nie wiem ale mam wrażenie , że ty się męża poprostu boisz i bronisz go, jak tylko możesz. Czy tak było od początku małżeństwa ? bardzo mi ciebie szkoda ale musisz wziąść sprawy w swoje ręce bo inaczej będziesz jak parobek w tym małżeństwie a twój mąż panem na włościach. Edytowane przez domowa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja bym odwrocil sytuacje i wyliczył to tak, pracujesz sama i zarabiasz jakąs kwote przyjmij ze tyle samo mąż powinien wnieść do budrzetu domowego, podziel to 100000 od tesciów przez to co powinien wnieśc i policz na ile miesiecy mu to styka. Jak siedzi dłużej w domu niż wyjdzie z dzielenia to wal do teściowej po kase za syna NIEROBA. Zrób to publicznie tzn przy teściach i ich kochanym synku. Jak z dzielenie jeszcze 100 nie wyszla to pewnie niedługo wyjdzie i możesz w ten sam ton do teściwej uderzać żeby juz odkaładała za syna nieroba. Możesz jej podać stawkę miesięczną ile musi odłożyć żeby synek leżał dalej do gory palnikiem.

Szlak ja trafi po tekiej inforamcji do tego jasno powiesz ile jej kochany synek dołożyl do waszego życia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jarmar w ten sposób, to postępować nie można, bo ja też siedzę w domu opiekując się dzieckiem i to twoim zdaniem oznacza że nic nie robię. Poza tym jak żona wraca z pracy, również w sobotę, czasami i w niedzielę przebieram się w łachy robocze i biorę za remont domku. Jak bym policzył żonie 1500 zł za opiekunkę i za każdą godzinę prac remontowych, to wyszło by że musiałaby kredyt wziąść żeby mi zapłacić.

 

do autorki postu - Jak nie możesz się z nim dogadać, to sprzedajcie dom i oddajcie kasę teściom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak bym policzył żonie 1500 zł za opiekunkę i za każdą godzinę prac remontowych, to wyszło by że musiałaby kredyt wziąść żeby mi zapłacić.

 

Jakbyś policzył, to podziel na dwa, albo trzy, bo dla siebie i dziecka chyba też robisz. Chyba, że tylko żona będzie mieszkać w remontowanym domu, a dziecko nalezy tylko do niej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego dnia mąż, jak zwykle, wrócił z pracy późnym popołudniem. Już przed domem zaniepokoił go widok brudnych dzieci bawiących się na schodach. Jeszcze bardziej zdziwił go widok pustych paczek po czipsach, ciasteczkach i cukierkach walających się między dziećmi. Drzwi były otwarte. Wszedł do środka i jak zwykle pociągnął nosem, usiłując odgadnąć, co pysznego czeka go dziś na obiad. Nie wyczuł żadnego zapachu. Wszedł więc do kuchni spodziewając się zastać tam żonę. Żony nie było, była za to otwarta zmywarka do połowy zapełniona brudnymi naczyniami, zlewozmywak zasypany nimi całkowicie, resztki śniadania dzieci na stole, blacie i podłodze oraz kot, który siedząc nad pustą miską gapił się na niego z wyrzutem i przeraźliwie darł mordę. Mąż poczuł lekką panikę, rzucił teczkę na krzesło i kątem oka zauważył, że spadła prosto w kałużę rozlanego mleka z chrupkami. Rzucił się w stronę schodów, nadepnął na porzucony samochodzik synka i wyrżnął jak długi. Zaklął pod nosem, pozbierał się i ruszył po schodach lawirując pomiędzy zabawkami, butkami i ubrankami dzieci. Obrzucił spojrzeniem otwarte i nieludzko zabałaganione pokoje dzieci, zarejestrował widok brudnej wanny i szmaty na podłodze w łazience i wreszcie wpadł do sypialni. Tam stanął jak wryty - żona leżała na łóżku i malowała sobie paznokcie. Na jego widok podniosła wzrok i uśmiechnęła się promiennie.

- Co tu się dzieje???!!! - ryknął mąż.

- Kochanie, często pytasz mnie, co ja właściwie do cholery robię, kiedy ty ciężko pracujesz. No to dzisiaj nie zrobiłam tego wszystkiego...

 

Nie wyobrażam sobie takiego układu, kiedy to jedna osoba pracuje i zarabia, a druga zajmuje się dzieckiem i oczekuje od pierwszej pełnej obsługi domu. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle cokolwiek robisz w domu. Tak się poskładało, że ja "siedzę" w domu. Dom jest od kilku lat nieustannie wykańczany i urządzany - tym zajmuje się głównie małż z moją pomocą, ale nie wpadło mi do głowy, żeby to on codziennie po powrocie z pracy gotował, robił zakupy, sprzątał, prał, prasował. Kiedy pracowałam oczywiście robił to wszystko razem ze mną, ale teraz dzielimy się tymi zajęciami w dni wolne - w tygodniu to moja działka.

Takoż proponuję Ci strajk. Póki mąż nie znajdzie pracy, niech zajmuje się domem - robi zakupy, gotuje, prasuje, sprząta, pierze... I niech nie wciska kitu, że nie umie. Nie trzeba mieć pięciu fakultetów, żeby sobie z tymi zajęciami poradzić. Myślę, że szybko znajdzie pracę...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jarmar w ten sposób, to postępować nie można, bo ja też siedzę w domu opiekując się dzieckiem i to twoim zdaniem oznacza że nic nie robię.

 

NIe wiedziałem ze ten wątek jest o Tobie.

 

Przeczytaj od poczaku opisy co robi ten mąż w domu i potem komentuj.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, jajmar, kamyk odebrał personalnie Twoją opinię o siedzących w domu nierobach ;) Też mnie to zawsze wkurzało, gdy "siedziałam" w domu...

 

Jowito - otrzymałaś już sporo rad, myślę, że możesz je jakoś poskładać do kupy i wyciągnąć esencję. Niemniej jednak wtrącę swoje trzy grosze - Panowie, nie czytać!!! ;)

 

Jeśli chodzi o domowy podział obowiązków to w sytuacji gdy Ty zarabiasz na dom mąż musi zająć się domem. Ponieważ Twój Mąż jest (i chyba zawsze był?) w tej mierze rozpieszczony, Twoim zadaniem jest go tego nauczyć :) Idealna sytuacja byłaby taka, gdyby mąż w ciągu dnia - gdy Ty jesteś w pracy zarobkowej - zajmował się córką (spacery, zabawa kreatywna, nauka itp. itd) a wieczorem odpoczywał od Małej będąc zaangażowanym w prace domowe - sprzątanie, pranie, prasowanie, zakupy, gotowanie obiadu na drugi dzień. Jednocześnie Ty po powrocie do domu przejmowałabyś opiekę nad córką - by odciążyć Męża a jednocześnie zaangażować się w wychowanie. Wypoczynek i zajęcia "dla siebie" - wspólne i indywidualne - wieczorami po położeniu Małej spać oraz częściowo w weekendy. Nie zapominaj przy tym, że "siedzenie" z dzieckiem w domu może być dość męczące i nużące, a wychowywanie małego człowieka tak, by wyrósł na Człowieka to zadanie bardzo odpowiedzialne. Nie zrozumie tego nikt, kto nie doświadczył tego na własnej skórze ;) Dlatego szacunek dla Męża - ale nie zapominaj o szacunku dla siebie samej. Nie do Ciebie należy przejmowanie obowiązków domowych! Czy jesteś gotowa na to, by przestać wreszcie być miłą, usłużną dziewczyną, która rzuca wszystko i dogadza swojemu mężczyźnie by był szczęśliwy, zapominając przy tym, że i jej się szczęście od życia należy? Przede wszystkim - klarowny podział obowiązków. Bez fochów, rzeczowo - spisz na kartce "zadania do wykonania". Wszystkie! Łącznie z koniecznością założenia nowej rolki papieru toaletowego gdy stara się kończy ;) Po zapoznaniu Męża z listą (słodkim głosikiem: "Kochanie, to są Twoje zadania, ja już nie wyrabiam, jeśli nie będziesz robił zakupów, prał, prasował, to nie będziemy mieli co jeść ani co na siebie włożyć") przestajesz robić w domu cokolwiek. Będzie sterta brudnych naczyń - trudno, umyjesz sobie jedną potrzebną szklankę. Mąż będzie chodził w pomiętych ubraniach - mimochodem zachwyć się wyjątkowo eleganckim i zawsze odprasowanym kolegą z pracy. Brak zakupów - kup przekąskę dla siebie i córki + awaryjną rolkę papieru toaletowego, którą schowasz w tylko sobie wiadomym miejscu w łazience ;) Śmieci - niech się przewalają, zawsze możesz spanikowana przybiec do męża po pomoc w zatłuczeniu hipotetycznego karalucha w szafce pod zlewem. Długo tak nie wytrzyma - zacznie pracować z listą w ręku. A wtedy chwal, chwal, chwal! Jak to miło, że kupił Twój ulubiony sok, że pamiętał by wyprasować Twoją najlepsza bluzkę do pracy, a usmażenie tej smakowitej (tfu tfu) jajecznicy zasługuje na złotą patelnię :)

Humorem i luźniejszą atmosferą można chyba więcej załatwić niż "ciężkimi" rozmowami, na które przeciętny mężczyzna zamyka ze znudzeniem uszy.

 

Gdyby jednak nie podziałało... to rób tak, jak Ci radzą doświadczeni :) Musisz dać z siebie maksymalnie dużo celem zawrócenia związku na właściwe, normalniejsze tory, ale musisz mieć też na uwadze, że... najważniejsza jesteś Ty sama. Jeśli Ty o siebie nie zadbasz, to nikt za Ciebie tego nie zrobi i prędzej czy później to Ty będziesz w tym wszystkim przegrana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moj maz wczoraj wzial sie za czytanie ksiazki "toksyczni tesciowie". Powiedzialam mu wczesniej, ze nawet dobrze by nam to zrobilo gdyby znalazl prace za granica dla siebie i mysle, ze go to przerazilo. Powiedzial po lekturze, ze on jest w stanie przestac sie spotykac sie ze swoimi rodzicami i ze dla ratowania naszego malzenstwa prosi mnie o zrobienie tego samego. Na rok. Wyczytal, ze jakis czlowiek tak wlasnie zrobil i w ten sposob uratowal swoje malzenstwo. Wstepnie sie zgodzilam. Zobaczymy jak to bedzie. Umowilismy sie tak, ze raz na tydzien bedziemy rozmawiac z rodzicami (do tej pory rozmawial codziennie a ja z raz na miesiac) w swojej obecnosci tzn. ja jestem obecna gdy maz rozmawia z tesciami i odwrotnie. Poza tym ustalilismy, ze pojdzie do pracy, corka pojdzie do przedszkola i na godziny gdy zadne z nas nie bedzie sie mogla nia zajac wynajmiemy opiekunke. Obiecal mi, ze jeszcze w tym tygodniu skontaktuje sie z psychologiem. I ze bedzie robilo w domu to, o co go poprosze. WIem, ze zdania na temat moich rodzicow i kasy nie zmienil, ale sprobuje, zobaczymy. Co o tym myslicie?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jarmar jeśli chcesz wiedzieć, to śledzę ten wątek od początku. Ale po przeczytaniu tego co napisałeś (aś), odebrałem to tak jak napisała Mymyk_KSK , gdyż wrzuciłeś wszytkich "nierobów domowych" do jednego kosza.

Dzięki Mymyk za obronę mojej osoby.

 

Jowito dobre wyjście z tej okropnej sytuacji proponuje Agduś i Mymyk_KSK . Musi być jakiś podział obowiązków, ja siedzę w domu, więc zajmuję się dzieckiem i domem, a ty pracujesz i zarabiasz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja sie wstepnie zgodzilam na te ustalenia, ale juz zaczynam sie zastanawiac czy cos z tego wyjdzie. Dzis powiedzialam, ze w piatek zapisuje corke do przedszkola i znow byla klotnia. Nadal jest niestety gadanie na temat, ze mam chytrych rodzicow, ze niby sie wstydze takich rodzicow. Moim zdaniem moj maz jest chimeryczny i zachowuje sie jak dziecko. Odpowiedzialam, ze w tej sytuacji mam tym wieksza motywacje by corke zapisac do przedszkola. Odnosze wrazenie, ze maz nie przyjmuje zadnych autorytetow. Psychologowie mowia, ze korzystna jest dla dziecka wczesna nauka jezyka obcego w praktyce, mnostwo moich znajomych wysyla dzieci do irlandzkich przedszkoli (nie slyszalam, zeby jakis ojciec sie sprzeciwial!). On nie przyjmuje tego do wiadomosci. No bo przeciez sam wie najlepiej, innych ludzi najwyrazniej uwaza za idiotow! Ja uwazam, ze jest to ograniczanie dziecka w imie wlasnych chorych pseudo patriotycznych ambicji. BYnajmniej ide w piatek zapisac corke do przedszkola. Robie to dla jej dobra.

 

Kolejna sprawa, ktora mnie dzis zdenerwowala. Tesciowie pisza, ze chca wejs na skype porozmawiac w sprawie tynkow. A ja pytam po co bo przeciez wszystko ustalone. To ogromna obraza! No i pogadalismy i jaki efekt? Nic nowego nie zostalo ustalone. Wkurza mnie to i powiedzialam mezowi, ze za bardzo sie w to angazuja. Czuje czasem jakby oni zyli naszym zyciem.

 

Dam temu wszystkiemu szanse. Bede obstawac przy swoim (na granicy rozsadku oczywiscie) i zobaczymy jak moj maz sie zachowa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Współczuję, wygląda na to ,że twój mąż jednak nie wyciągnął żadnych wniosków z rozmowy jak i z lektury jaką przytoczyłaś dwa posty wyżej- tylko udawał , obecnie przemyślał i jak widać dalej ma te same poglądy co do twoich rodziców , jak i waszej sytuacji; dlaczego każe ci się przestać widywać z twoimi rodzicami ?? Są toksyczni?? wtrącają się do budowy i do waszego życia?? Chyba nie. W sprawie przedszkola- co on na argument Twój,że będzie mógł zająć się swobodnie szukaniem pracy jak nie będzie małej w domu?Lub może będzie miał więcej czasu zająć się budową? Jak małą dalej będą się opiekować dziadkowie to jak on chce się wywiązać z ograniczenia kontaktu z rodzicami tzw toksycznymi także swoimi?Mała pół dnia z rówieśnikami a drugie z wami to chyba najlepsze miejsce dla dziecka- chce mieć taka dziewczynkę tzw. staro- maleńką-taka poważną dziecinka która nudzą dzieci? bo woli z dziadkiem oglądać wiadomości ? lub co gorsza chodzić do Kościoła jako jedyna rozrywka?

współczuje czeka cię walka o każdy ruch, nie rezygnuj walcz o małą i jej przedszkole, wysuń argument że na np pól roku aby zobaczyć jak daje sobie radę , jeśli nauczyciel powie po pół roku ,że warto to niech dalej będzie, może po kilku msc wyślij go na zebranie do przedszkola niech mu nauczycielka opowie jaka ma szczęśliwa dziewczynkę, może poinformuj nauczycielkę o ewentualnych problemach ze strony męża-jego na "nie" dla przedszkola.wtedy nigdy nie nauczycielka nie powie negatywów na pobyt dziecka w przedszkolu.Czy masz kogoś w rodzinie męża kto może poprzeć pójście małej do przedszkola- może teść go przekona, że warto dla dobra dziecka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie denerwuj się, o tynkach gadaj ty z teściem (tylko z nim, bo co się tam teściowa zna na tynkach :) )

Do przedszkola zapisz i jakoś przekonaj męża, będzie trudne, to jego powód do nicnierobienia i ma go oddać bez walki?

nie licz za to, że zmieni zdanie na temat twoich rodziców, bo nie zmieni. Ale możesz wymagać, zeby o nich nie rozmawiać. A jak nie wytrzyma, zacznij wypominać wady jego rodziny. Tego typu awantury przechodzi wiele małżeństw. Ja zawsze albo ucinałam rozmowe albo zaczynałam wydziwiać nad teściową (akurat dobrą kobietą) a na oburzenie męża od razu mówiłam - wolno tobie, wolno mnie. Nie będziesz mówił - ja też nie. Po jakimś czasie się nauczył, że nie warto.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tesc jest dobrym czlowiekiem, ale nie chce prosic go o pomoc w sprawie przedszkola - nie chce mieszac w to tesciow bo z doswiadczenia wiem, ze nic dobrego z tego nie bedzie. Mogloby byc tak ze tesc by mnie wspieral a tesciowa by powiedziala "niech oni sie sami dogaduja, jak sie ... oboje sie musza zgodzic na przedszkole" (w domysle ze jak sie maz nie zgadza to dziecko nie idzie). Zastanawiam sie co zrobic czy isc rzeczywiscie w piatek i szukac przedszkola dla malej czy np. podstepem uczyc ja angielskiego i po jakims czasie "zaatakowac" jako ze moze dolaczyc do grupy obojetnie kiedy. Argumenty mojego meza na nie dla przedszkola:

 

1. bo najpierw powinna sie nauczyc polskieo

2. bo jest za mala

3. bo lepiej reaguje na dzieci mowiace po polsku

 

Dzis dalam mu do przeczytania opinie psychologa na ten temat i co? Powiedzial, ze jakies tam ksiazkowe teksty i ze faktycznie pozytywnie psycholo pisze o nauce angielskiego, ale... nie podaje wieku! Maz uwaza, ze pytajac psycholoa o ta sprawe zatailam wiek dziecka! To ja na to odpowiadam "obiecals napisac w tym tygodniu do psycholoa to zapytaj i o to". Potem urwalam cala bezsensowna dyskusje i zaczelam z coreczka ogladac zdjecia.

 

Wczoraj maz nie zlaszal sprzeciwu odnosnie przedszkola. Wczoraj mowil, ze sie poprawi, ze nie bedzie smecil, ale widze, ze nie potrafi przestac probowac mnie "przekonac".

 

Maz uwaza moich rodzicow za toksycznych. Nic nie daje moje mowienie, zeby ze mna i corka razem jezdzil do nich bo wtedy by zobaczyl, ze nic zlego sie nie dzieje. Moi rodzice nie sa idealni. Czasem cos "walna jak dzik w sosne". Moim zdaniem problem polega na tym, ze maz kazda krytyke odbiera jako atak i zamiast porozmawiac z kims z kim ma problem, unika tej osoby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i mam za soba kolejna klotnie. Ciesze sie z tego, ze mowie co mysle. Po prostu wychodze juz z zalozenia, ze nie ma sensu glupio ustepowac. Tyle czasu ustepowalam i nic dobrego z tego nie wyszlo. Napisze blizej co maz zarzuca moim rodzicom:

1. ze sa chytrzy, ze skoro nie daja kasy to mnie i wnuczki nie kochaja

2. ze "intryguja" i ze ja ich bronie

 

Blizej o intrygach

1. Intryga nr 1 ze rodzicow nie bylo w szpitalu jak rodzilam - juz wtedy maz byl z nimi sklocony

2. ze rodzice nie byli na chrzcinach (nieporozumienie w sprawie terminu miedzy mna a bratem, w koncu dostosowalam termin do brata bo byl chrzestnym, a rodzice zdecydowali nie przerywac urlopu)

3. ze wyrazali troske o mnie widzac, ze po cesarce nie mam oparcia w mezu (gdy wrocilam ze szpitala w domu byl syf na kolkach - ze swieza blizna musialam to sprzatac - w koncu rodzice pomogli jak sie dowiedzieli)

4. ze rodzice nie dali kasy na chrzciny ani wesele (zaplacili polowe za organizacje wesela)

5. ze moja matka powiedziala kiedys gdy maz ja pozdrawial "jak zobacze to ocenie" (nie znala wtedy meza ale i tak uwazam, ze slowa nie na miejscu = jej blad)

6. ze moj ojciec kiedys mezowi powiedzial by wyrzucil smieci (moj blad - nie powinnam byla do tego dopuscic)

7. ze moi rodzice ubolewaja nad tym, ze ja pracuje sama w domu i nie mam pomocy od meza

8. ze rzekomo jak sie przeprowadzalismy to chcialam jak najblizej rodzicow (a ja po prostu szukalam miasta z perspektywa pracy)

9. ze moi rodzice mowiaz zle o ojcu czy tesciach do corki - prosilam setki razy by jezdzil ze mna do nich - nie chce wiec nie moge udowodnic ze takie rzeczy nie maja miejsca

10. ze moi rodzice na weselu sie nie wzruszali, ze matka moja nie lubi psow a wiec to oznacza ze nie lubi ludzi

11. ze moj kuzyn napisal kiedys na gg o bracie meza "niepolnosprytny" i ze ja nie zareagowalam (maz ma niepelnosprawnego brata - uwazam, ze kuzyn nie powinien uzywac takich slow, jednakze nie zareagowalam bo jest zgrywusem rodzinnym i wiem, ze nic zlego nie chcial powiedziec)

12. ze rodzice napisali kiedys w emocjach do mnie "tak ci tesciowie pomagaja bo musisz zapieprzac - ich blad i to duzy choc sprowokowany - odpowiedzieli w emocjach na slowa ze sa chytrzy tzn. ze powini nam dac kase na dom)

13. ze rodzice powiedzieli, ze ich nieprawidlowo poprosilismy (ja bym pojechala do nich i poprosila ale maz uwazal, ze sami powinni dac bez proszenia wiec zamiast pojechac byl telefon i sms)

14. ze corka ostatnio dostala prezent - rower - na ktory sie skladali rodzice i moj brat - maz uwaza, ze maja tyle lasy ze by sie wstydzili skladac)

15. ze moja przyjaciolka kiesys napisala do mnie na moje zale ze moj maz jest egoista (od tamtej pory maz nienawidzi mojej przyjaciolki)

16. ze moja babcia powiedziala mi kiedys, ze powinnam matke szanowac jaka by nie byla (malo dostalam milosci od matki, od taty duzo) i "trzymac sie swoich" - slowa bardzo nietrafione - blad mojej babci

17. maz kiedys powiedzial (jak jeszcze pracowal) ze jak wraca z pracy nie ma byc moich rodzicow w domu bo on chce odpoczywac i ten czas ze mna spedzic - uwazam, ze mial do tego prawo, ja natomiast za malo wysilku wlozylam w wytlumaczenie tego rodzicom i zdarzylo sie kilka razy, ze byli jak przychodzil - uczyli mnie wtedy opieki nad dzieckiem - to byly pierwsze 2 miesiace zycia corki a ja nigdy wczesniej z niemowletami nie mialam do czynienia)

18. ze moj ojciec powiedzial mezowi, ze nieodpowiednio sie do niego zwraca gdy maz powiedzial do niego "sluchaj"

19. ze moj ojciec uzyl slowa na k... kiedys rozmawiajac z moja tesciowa - chodzilo o problemy w naszych kontaktach - ale wiem, ze zle zrobil ze dal sie poniesc emocjom

 

Tyle co pamietam teraz.

 

Uwazam, ze kazde malzenstwo sie "dociera" i to polega na bledach z obu stron. Ja bledy mezowi wybaczylam juz dawno, on mnie nie. Wszystko co robie teraz jest oceniane przez pryzmat tego co bylo np. 4 lata temu. Wydaje mi sie, ze wszystkie punkty wymienione moznaby przejsc zwykla rozmowa, dobra wola, zapytaniem o intencje. Ja gdy mam z kims problem ide do tej osoby i rozmawiam, a jak nie mam odwagi rozmawiac to nie trzymam urazy. Moj maz zamyka sie w sobie, trzyma uraze, ucieka od problemu lub czesto nieporozumienia, nie pyta ludzi o intencje przyjmujac ich zla wole przez co pielegnuje w sobie zlosc i uraze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...