Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Budujemy DOM - komentarze


Recommended Posts

Będę rad, jak tu będziecie umieszczali komentarze do mojego dziennika budowy "Budujemy DOM".

 

Chciałbym pozostawić wybór czytelnikowi, dlatego także w tym wątku będę zamieszczał wpisy znajdujące się w dzienniku.

Tym sposobem, w zależności od upodobań, będzie można czytać "czysty" dziennik, lub dziennik z komentarzami.

 

-------------------------------------------

 

WSTĘP czyli FALSTART

 

Nadszedł czas na założenie dziennika.

 

Czytałem wiele dzienników. Z wielu czerpałem i czerpię natchnienie. Postanowiłem więc i ja dać coś forumowiczom. Początek roku sprzyja tego typu zobowiązaniom.

 

Sprawy organizacyjne.

Chciałbym okiełznać nieco niepokorną formę dziennika i narzucić sobie, ku pożytkowi czytających, zbiór reguł.

 

Wpisy w dzienniku będą ukazywały się regularnie, co tydzień lub co dwa tygodnie, pewnie w niedzielę, wieczorem.

 

Ponieważ jeden obraz wart jest tysiąca słów, mam zamiar okraszać wpisy dużą liczbą zdjęć.

 

Dziennik nie będzie zawierał pytań „jakie kafelki wybrać do łazienki?”, ani informacji typu „byłem dziś w hurtowni i nie mieli śrub”. Będą konkrety, informacje praktyczne mogące przydać się czytelnikom. Więc „kupiłem takie i takie śruby, do tego i tego, a śruby są takie ponieważ to i to”.

 

Specjalnie nie interesuje mnie etap urządzania. Dla mnie DOM (jako budowla) to: fundamenty, ściany, dach, drzwi, okna, podłoga. I na tym się skupię.

 

Nie jestem człowiekiem wszystkowiedzącym, besserwisserem (dziękuję EZS za nowe [dla mnie] określenie starego [dla mnie] systemu zachowań). Uznaję że wielu na tym forum jest ode mnie mądrzejszych i lepiej znających się na sztuce budowlanej (wykonawców także to dotyczy).

 

Budowa jest prowadzona metodą gospodarczą.

 

Dziennik nie będzie zamykał się wyłącznie na sprawy wąsko rozumianej budowy domu.

 

Liczę, że pisanie dziennika pozwoli spojrzeć nam na nasze przedsięwzięcie „z boku”, a przez to pozwoli lepiej zapanować nad materią budowy domu. I liczę, że zaalarmujecie mnie, jeśli zauważycie błędy w naszej budowie.

 

Ten wpis ukazuje się w styczniu 2011. Działka jest (prawie) „goła”. Pierwsze prace ziemne przeprowadzimy na wiosnę. Wczesną jesienią chcemy się wprowadzić. Szaleństwo, ale ma szansę się ziścić.

 

Przypominam, że to jest wątek stworzony do komentowania wpisów dziennika.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 57
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PIERWSZE KONKRETY czyli START PRAWDZIWY

 

Jak większość odwiedzających to forum, postanowiliśmy dokonać tego kroku i zamieszkać we własnym domu.

Mieszkamy i pracujemy w Poznaniu. Szukaliśmy działki pod Poznaniem.

 

Aglomeracja poznańska puchnie, pęcznieje. Kosztem swojego centrum. Ceny działek, mieszkań, domów w obrębie miasta są horrendalne. Wielu poznaniaków, poszukujących własnego lokum, wynosi się poza jego granice. Miasto „rozlewa się”. Doskonały opis tego mechanizmu możecie znaleźć tutaj.

Rozlewaniu się miasta towarzyszy wzrost natężenia ruchu na drogach aglomeracji, w szczególności prowadzących do jego centrum. W przeszłości zjeździłem rowerem, pierw sam, później z przyszłą żoną, całą bliższą i dalszą okolicę Poznania. Przejeżdżaliśmy w sezonie kilka tysięcy kilometrów. Najczęściej poruszaliśmy się terenami opustoszałymi, pustkowiem, podrzędnymi drogami gminnymi, gdzie ludzi i samochody spotykało się nie częściej jak co kwadrans. Teraz te drogi są tak zatłoczone, że trudno włączyć się do ruchu. Wszystkie. A przecież nie było to tak dawno. Wrażenie piorunujące.

 

W ostatnich wyborach lokalnych startowało ugrupowanie, które problem dostrzegało i serwowało recepty na uzdrowienie sytuacji (rozwiązania tyleż konieczne co mało popularne). Zyskało umiarkowane poparcie, ale choć zdobyło prawie dziesięć procent głosów, nie wprowadziło żadnego przedstawiciela do Rady Miasta. Taka ordynacja. Dotychczasowy układ we władzach miasta, panujący od dwunastu lat, nie zmienił się, więc problem prawdopodobnie będzie narastał.

 

Jak wielu nam podobnych, powiedzieliśmy „nie” hałaśliwemu i coraz mniej atrakcyjnemu metropolis, z pędzącymi wciąż bez celu i bez wytchnienia ludźmi i samochodami.

Z drugiej strony będąc typowymi "homo urbanus", nie jesteśmy w stanie wyrzec się komfortu i wygody zapewnianej przez miasto. Przynajmniej na razie, kiedy nasz świat w dużej mierze wypełnia dwójka małych dzieci.

Te dwie sprzeczności kształtowały naszą wizję lokalizacji ogniska domowego, nasze oczekiwania co do nowej „małej ojczyzny”.

 

Poszukiwaliśmy więc okolicy

- wyposażonej w infrastrukturę niezbędną do sprawnego funkcjonowania naszej rodziny, takiej jak przedszkole, szkoła, dobrze zaopatrzony sklep spożywczy, lekarz, okolicy z bliskim dostępem do komunikacji podmiejskiej,

- cichej, więc pozbawionej dróg o dużym natężeniu ruchu, torów kolejowych, przelatujących nisko samolotów*, okolicy pozbawionej uciążliwych zakładów,

- przyjaznej dzieciom – szukaliśmy działki znajdującej się na nowym osiedlu, z dużą liczbą dzieci w podobnym wieku ale jednocześnie działki przy drodze „ślepej”, bądź wychodzącej na drogę osiedlową o bardzo niskim natężeniu ruchu,

- ponieważ osiedla satelickie szybko rozrastają się, chcieliśmy by działka była na uboczu osiedla, by rychło nie okazało się, że mała i cicha uliczka znalazła się w centrum osiedla,

- z dobrym dojazdem do handlowego, kulturalnego i zawodowego centrum, jakim jest dla nas Poznań, bez codziennego, porannego i popołudniowego przesiadywania po pół godziny w aucie uwięzionym w korku.

 

*W Poznaniu, w obrębie administracyjnych granic miasta, usytuowane jest lotnisko wojskowe „Krzesiny”. Siłą rzeczy znaczna część aglomeracji objęta jest hałasem wywołanym rozgrzewającymi się, startującymi, lecącymi czy lądującymi myśliwcami „F-16”. Ludzie burzą się o to lotnisko strasznie, tym bardziej, że przed przylotem „F-16”, lotnisko to wiele lat działało na „ćwierć gwizdka”, gdyż bazowały na nim jedynie, nierobiące większego hałasu, szkolne „Iskry”.

Mnie, wychowanemu na osiedlu, nad którym przebiega korytarz lotniskowy, hałas wywołany przez samoloty wojskowe nie przeszkadza, ale żonie i dzieciakom już tak.

 

Ja szczególnie poważnie traktowałem kryterium przyjazności dla dzieci.

Przeraża mnie, jak widzę, że współczesne dzieciaki nie jeżdżą na rowerach, nie biegają całą paczką po osiedlu, nie mają w okolicy prawdziwych przyjaciół. Nie robią tych wszystkich rzeczy głupich i nierozsądnych ale bezpiecznych i razem z rówieśnikami. Nie spędzają czasu na przesiadywaniu na drzewie, grze we Wyścig Pokoju, zabawie w gonito, szukano, strzelano, strzelaniu z karbidu... Jak my swego czasu. Nie mają gdzie, nie mają z kim.

Kiedyś krążyła na ten temat żartobliwa prezentacja w Power Poincie. Też ją dostaliście?

Uważam, że to na nas, dorosłych, spoczywa obowiązek aranżowania sytuacji sprzyjających zdrowemu rozwojowi społecznemu dzieci.

Z drugiej strony współczesny świat wydaje się być dużo bardziej złowrogi, niż świat naszej młodości. Strach pozwolić wyjść dziecku samemu za płot. Czasem zastanawiam się czy, owa złowrogość czająca się w okolicy, to fakt obiektywny, czy... oznaka mojej starości?

 

Wracając.

Szukaliśmy działki, która spełni te wszystkie kryteria, a jednocześnie nie będzie droga.

 

Okolice z dobrym dojazdem do Poznania, nawet te bardziej oddalone od miasta, są drogie. Niestety.

Ale pod Poznaniem aktualnie buduje się, na Euro 2012, drogę ekspresową S5 do Gniezna (i dalej Bydgoszczy), która nieco na wyrost, nazywana jest Wschodnią Obwodnicą Poznania (co nieco o obwodnicy można przeczytać tutaj: http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=928624)

Działki znajdujące się w pobliżu owej drogi, będą miały doskonałe połączenie z miastem, a wciąż są, jak na warunki poznańskie, tanie. Zastanawialiśmy się dlaczego miejscowi rolnicy nie zdyskontowali jeszcze nieuchronnego wzrostu atrakcyjności okolicy po wybudowaniu drogi?

Doszliśmy do dwóch wyjaśnień.

W okolicy brak jest większych kompleksów leśnych (na Google Earth, okolica to wielka bezleśna plama, jednak „na żywo”, na miejscu, nie razi brak lasów, ba – drzew jest całkiem sporo).

Okolica jest dostatnia w gaz, w związku z czym obecnie realizowane jest, mogące budzić obawy, uruchomienie kopalni gazu (gazu ukrytego w złożu typu tight, nie jak błędnie się pisze, łupkowym).

Moim zdaniem oba wyjaśnienia mało przekonujące, ale do niczego mądrzejszego nie doszliśmy.

Cóż.

W każdym razie rozważyliśmy wszystkie za i przeciw, i... staliśmy się posiadaczami działki w Siekierkach Wielkich pod Poznaniem.

Nie byliśmy w swych wyborach wyjątkowi, to popularne ostatnio miejsce wśród budujących dom.

Nasza działka jest w bardzo przyjemnym miejscu, na uboczu miejscowości.

 

Klimat okolicy.

 

http://i55.tinypic.com/2dngc2.jpg

 

http://i54.tinypic.com/zxocw9.jpg

 

http://i54.tinypic.com/2zz5kc0.jpg

 

http://i51.tinypic.com/bhder.jpg

 

http://i51.tinypic.com/2h564iw.jpg

 

http://i56.tinypic.com/30mo7er.jpg

 

Drugi wpis, a o budowaniu ani słowa.

Jak zauważyliście, dziennik jest nieśpiesznie pisany, raczej do „wolnego” czytania.

 

Jeśli macie ochotę przeczytać wpis zatytułowany „Działka”, zapraszam za tydzień. Pojawią się zdjęcia działki.

Edytowane przez pawelpiwowarczyk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Jarku.

Zależało mi na dużych zdjęciach. Nie chciałem eksperymentować, a zauważyłem w jakimś dzienniku zdjęcie o szerokości 820px, więc ustaliłem swój standard na 800x600.

 

Jak to u ciebie wygląda? Mógłbyś przesłać mi zrzut ekranu?

 

U mnie na Firefoksie obrazki wyświetlają się prawidłowo. Przed chwilą sprawdziłem jak to wygląda na IE8 i też jest OK. Także, kiedy przeglądam wątek jako niezalogowany.

 

Link do zrzutu mojego ekranu: http://i51.tinypic.com/2vba91w.jpg

 

Mój adres: pawelpiwowarczyk | at | gazeta | kropka | pl

 

EDIT

Ślepy byłem. Już wszystko widzę. Oczywiście obcina. Dziękuję za zwrócenie uwagi.

Edytowane przez pawelpiwowarczyk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezłe jaja.

Ostatnio urabiam żonkę w temacie konieczności, bo to przecież nie moja zachcianka, a konieczność, zakupu jakiegoś fajnego obiektywu szerokokątnego - wszak dokumentowanie budowy, zdjęcia we wnętrzach itepe - a tu okazało się, że próbując opublikować zbyt duże fotki, na własne życzenie zawężam sobie pole widzenia.

Szkoda, że załączane zdjęcia mogą być tak małe.

 

Zna ktoś sposób, aby obejść to ograniczenie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DZIAŁKA

 

Działkę kupowaliśmy przedziwnie. Nieco wirtualnie. W zimie, kiedy na polu było pół metra śniegu. Pośrednik zawiózł mnie na miejsce. Prawie na miejsce. Zatrzymał się dwieście metrów od działki. Dalej można było dotrzeć już tylko pieszo, brnąc po kolana w śniegu. Pokazał pole, wyjął ksero mapki i wskazał: „(gdzieś) tu są te działki”. Ja omiotłem wzrokiem morze śniegu dookoła i... byłem już pewien, że to jest to miejsce. Na szczęście żonie również się spodobało.

Co ciekawe, była to druga działka, jaką przedstawił mi pośrednik, znaleziony zresztą przypadkiem. Wcześniej działki szukałem sam, ale szybko zauważyłem, że okolica „obstawiona” jest przez kilku pośredników. „Nasz” był pierwszy na liście, a może miał najprostszy numer telefonu? Nie pamiętam. Teraz mam znacznie większe doświadczenie i stosowne narzędzia, więc pewnie działkę znalazł bym bez pośrednika. Jednak koniec końców trafiliśmy dobrze.

Dokonaliśmy standardowego sprawdzenia działki i kupiliśmy ją. I już.

Tyle, że od pierwszej wizyty na zasypanym śniegiem polu, do wyjścia od notariusza, minęło pół roku.

 

Wszystkich czytających, a będących przed etapem załatwiania formalności uczulam na nieuchronność upływu czasu potrzebnego na dopełnienie wszystkich procedur formalnych związanych z kredytem, zakupem działki, przygotowaniem ziemi do budowy. Ja, choć wcześniej czytałem, że załatwianie czynności formalnych trwa niemiłosiernie długo, i tak nieprzyjemnie zdziwiłem się. Jak wiele urzędów i instytucji trzeba odwiedzić, jak wiele uzyskać dokumentów. Każda instytucja ma co najmniej miesiąc na wydanie dokumentu, często czas ten ulega wydłużeniu. Wszystko razem trwa wieki.

Pozwolenie na budowę uzyskaliśmy po roku od podjęcia decyzji o zakupie działki. Dopiero po roku. Mimo tego że zależało nam na czasie.

 

Po podpisaniu umowy przedwstępnej, pośrednik zwierzył mi się, że pierwszy raz zdarzyło mu się, że ktoś kupuje działkę nie widząc jej.

Nie wydaje mi się, aby było to duże ryzyko, bo co by to zmieniło i dlaczego miałbym oglądać ziemię, jaka znajduje się na działce? Wiedziałem, że jest to pole uprawne, płaskie, widziałem zdjęcia w google maps, także wykonane jesienią zdjęcie z oferty. Co miałoby mnie zaskoczyć pod śniegiem? Wał przeciwczołgowy? Na szczęście, nie było.

Zwracam na to uwagę, ponieważ z jednej strony łatwiej jest podjąć decyzję o zakupie widząc namacalnie przedmiot zakupu, z drugiej, taki mniej konwencjonalny zakup, może wiązać się z możliwością wynegocjowania korzystniejszej oferty. My specjalnie wysokiego upustu nie otrzymaliśmy, ale znając mój antytalent do targowania się, dobrze że przynajmniej sprzedający nie podwyższył nam ceny.

Choć pewnie, kupując działkę o szczególnych walorach krajobrazowych, lub w mniej „budującej się” okolicy, należałoby przyjrzeć się jej dokładniej.

 

Działka znajduje się przy bocznej, „ślepej”, uliczce osiedlowej, która łączy się z kolejną ulicą osiedlową. Dopiero z niej następuje wyjazd na asfaltową drogę gminną. Jest mniej więcej w piątej linii zabudowy od drogi gminnej. Taki układ niezmiernie nam odpowiada. Dzieci będą mogły spokojnie hasać przed domem, na ulicy, przy której docelowo znajdzie się osiem domów. Nasz jest przedostatni, więc zbyt wielkiego ruch się nie spodziewam. Hałasu wywołanego przez pędzące najbliższą asfaltówką samochody także*.

 

http://i51.tinypic.com/2qlg30m.jpg

 

*na marginesie; czy w Waszej okolicy także ludzie, hmm... „grzeją” drogami podmiejskimi ile fabryka dała, bez względu na to czy to teren zabudowany czy nie, mijając się na gazetę? U nas to norma. Jak ktoś jedzie mniej niż 90, to jest cienias i bałwan.

Mam na to, oczywiście wygodną dla siebie, teorię. Myślę, że to kwestia poczucia własnej wartości. Jest pod Poznaniem dużej urody miasteczko-park Puszczykowo. Piękne miejsce pełne starodrzewia. Mieszka tu wielu lekarzy, prawników, wielu ludzi dobrze sytuowanych, zadowolonych z życia. Oni nie muszą i nie chcą nikomu niczego udowadniać. Potrafią wyjechać odpowiednio wcześniej, nie muszą się śpieszyć. Tam gdzie jest czterdziestka, jeżdżą przepisowo czterdzieści. To wręcz uderzające, że w Puszczykowie źle widziane jest łamanie przepisów drogowych. Czuję się w tym miasteczku doskonale.

Co z tego, jeśli metr działki zaczyna się od 300 złotych, a działki nie mogą być mniejsze od 1000 metrów kwadratowych?

 

Nasza działka ma nieco ponad 700 metrów i jest to prostokąt szeroki na 21 metrów i długi na metrów 35. Taka wielkość w zupełności nam odpowiada, choć w obliczu bezkresnego pola z jakiego została wykrojona, wygląda jak liliput.

Jej szerokość wydawała się wystarczająca, jednak w późniejszym czasie, w obliczu projektu domu, jaki mamy, okazało się że mogłaby być metr, dwa szersza.

Front jest od północnego-zachodu.

 

Widok od frontu...

http://i52.tinypic.com/2hgyete.jpg

 

...i widok na front, ze środka działki

http://i51.tinypic.com/20i86xc.jpg

 

Okoliczna ziemia jest „ciężka”, gliniasta. Woda utrzymuje się tu długo, tworząc na polach skomplikowane układy stawów i oczek wodnych, połączone wartkimi ministrumykami (próbkę mieliście na zdjęciach z ostatniego wpisu). Woda wsiąka powoli. Budzi to moje obawy i może rodzić konsekwencje finansowe w trakcie budowy domu. Z drugiej strony ziemia nie powinna być przez to przesuszona i łatwiej będzie nam dbać o ogródek.

 

Za działką, poza polem, jest coś jeszcze (o tym co jeszcze znajduje się za działką, przeczytacie w następnym wpisie).

Mieć będziemy nieźle rozwiniętą infrastrukturę. W promieniu kilometra od działki znajdują się dwa przedszkola, szkoła podstawowa, gimnazjum, kilka sklepów, apteka, przystanek autobusowy, zabytkowy kościół. Kościół specjalnie do życia potrzebny mi nie jest. Do śmierci też. Choć kto wie, co na starość z człowieka wyjdzie? W każdym razie mają tam ponoć znakomitego organistę.

Będziemy mieli po 7 kilometrów do dwóch miasteczek – 30-tysięcznego Swarzędza i 9-tysięcznego Kostrzyna.

Trzy kilometry od działki przebiegać będzie droga ekspresowa S5, łączącą się z bezpłatnym odcinkiem Autostradowej Obwodnicy Poznania i dalej z Zachodnią Obwodnicą Poznania. Wjazd na S5 znajdzie się cztery kilometry od nas. Dojazd do pracy będziemy więc mieli doskonały, tyle że sporo kilometrów trzeba będzie codziennie pokonać.

Sama S5 będzie na tyle daleko, że nie będzie jej słychać. Wszystko to za dwa lata; obiecują że jeszcze przed Euro.

 

Pejzaż z osobówką, która będzie musiała robić za ciężarówkę, w tle

http://i51.tinypic.com/2ynfneo.jpg

 

Takie widoki będą nam dane po budowie

http://i54.tinypic.com/1zdy4x.jpg

 

Panorama wykonana ze środka działki

http://i56.tinypic.com/5pn2c6.jpg

 

Skoro zaspokoiłem potrzebę udowodnienia słuszności wyboru działki, związaną z „dysonansem pozakupowym”, zapraszam za tydzień na wpis ocierający się o sprawy bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To „COŚ JESZCZE”

 

Podczas jednej z wizyt na, już wówczas, naszej działce - zmroziło nas. Pięćset metrów dalej, na polu, wyrosła znienacka (pomiędzy naszymi wizytami) pięćdziesięciometrowa wieża wiertnicza.

Wiedzieliśmy, że w okolicy będzie budowana kopalnia gazu, ale że tak blisko? I że takie to to wysokie?

Nie dość, że było wysokie, to jeszcze wydawało dźwięki. Wysoki świst, najbliższy kołującemu po pasie myśliwcowi. Znaczy się – wiercili. Cztery kilometry w głąb, po czym półtora kilometra w bok.

Rzecz sama w sobie fascynująca, gdyby nie rozgrywała się prawie za płotem.

 

Przy odpowiedniej ogniskowej, wieża wyglądała niepozornie...

http://i51.tinypic.com/123ppc9.jpg

 

...była jednak wysoka...

http://i55.tinypic.com/drbg5z.jpg

 

...i nie sposób było jej nie zauważać.

http://i51.tinypic.com/10mrb6a.jpg

(człowiek w tle znajduje się na naszej działce)

 

Oczywiście w takich przypadkach do głosu dochodzą emocje i rodzą się demony. Kilku sąsiadów z naszej ulicy zadeklarowało, że w obecnej sytuacji, mniej entuzjastycznie podchodzą do budowy, a wręcz myślą o sprzedaży swoich działek. Ja zacząłem przeczesywać sieć, w poszukiwaniu informacji na temat funkcjonowania takiej kopalni. Internet pełen jest, wątpliwej jakości merytorycznej stron z najdziwniejszymi teoriami. Szukając informacji o gazie łupkowym, trafiałem na wypociny prawie-dorosłych prawie-ekologów, straszących brakiem wody i zatruciem środowiska w pobliżu takiego odwiertu. Nawet stosowny film powstał. Wszystko równie głupie jak „prawdy” o „chemicznych smugach” na niebie, czy sieci obozów koncentracyjnych przygotowywanych na terenie USA. Tak, tak – „żyją” w sieci takie teorie. I mają się dobrze. Trochę to śmieszne, trochę straszne.

Owe, marnej jakości wywody na temat sposobu wydobycia gazu z łupków, poparte były logicznymi z pozoru, a nieprawdziwym w istocie argumentami.

Co ciekawe, jakby na zawołanie, kilka dni temu, także tutaj na forum pojawił się wątek traktujący o zagrożeniach związanych z gazem łupkowym.

 

Wszystko to przypomniało mi mechanizm opisywany w jednym z dawno czytanych felietonów Mike'a Johnstona. Johnston pisze o szeroko pojętej fotografii, a jego felietony publikowane były pod wspólnym tytułem „Fotograf niedzielny”, między innymi na portalu Fotopolis (wszystkich interesujących się fotografią, a nieodczuwających wstrętu przed prehistorycznymi czasami fotografii analogowej i chcących poszerzyć swoją wrażliwość fotograficzną, zachęcam do przeczytania jego felietonów).

 

W tym czasie, wpadł mi w ręce dokument nazwany „Raport o oddziaływaniu na środowisko dla przedsięwzięcia polegającego na budowie „Projekt Siekierki. Pilotażowe zagospodarowanie złoża gazu ziemnego Siekierki” polegającego na zaprojektowaniu i budowie Ośrodka Zbioru i Oczyszczania Gazu Siekierki wraz z gazociągami towarzyszącymi”.

Coś co tygryski lubią najbardziej. Jeśli są umysłami ścisłymi, jak ja. Wraz z załącznikami to dziewięćdziesiątsześć stron pełnych liczb, tabelek, map. Popartych badaniami i wiedzą.

Interesująca lektura, nawet dla osób niezaangażowanych w projekt.

www.kleszczewo.pl/kleszczewo/Image/File/EIA%20Report.pdf

 

Okazało się, że nie będzie to kopalnia gazu łupkowego, ale kopalnia gazu ze złoża typu „tight”, będącego czymś pośrednim pomiędzy łupkiem a konwencjonalnym złożem. Kopalnia składać się będzie z, będącego sercem kopalni, ośrodka zbioru i oczyszczania gazu (2km od naszej działki), trzech lub więcej odwiertów rozproszonych na kilku kilometrach kwadratowych (najbliższy, widoczny na zdjęciach, 500metrów od działki) oraz podziemnych gazociągów pomiędzy nimi.

Instalacje odwiertów pobierających gaz mają być w głównej mierze zlokalizowane pod a nie na ziemi (kto by się spodziewał?). Będą bezobsługowe. Część nadziemna będzie składać się z niewysokich instalacji.

Konkluzją raportu może być następujący fragment:

„Projekt zakłada hermetyczny proces obróbki technologicznej wydobywanego gazu ziemnego oraz jego przesyłu. Nie przewiduje się emisji do atmosfery zarówno gazu ziemnego, jak i innych substancji używanych w procesie technologicznym”.

 

Zagrożenia oczywiście są, ale główne zagrożenie przywoływane w sieci, przy okazji gazu z łupków, czyli produkcja olbrzymich ilości silnie toksycznych płynów, okazało się nieprawdziwe. Wody złożowej powstającej podczas oczyszczania wydobytego z ziemi gazu ma być 40m3/dobę. Tyle ścieków „produkuje” dziennie średniej wielkości blok. 40m3 to dwie cysterny na dobę.

 

Ciekawostka – płomyka nie będzie, ponieważ „koncepcja budowy OZiOG nie zakłada wyposażenia instalacji gazu zrzutowego w pochodnię do spalania gazu”.

 

Przed dwoma tygodniami jeden z etapów wykonania odwiertu zakończył się, ponieważ „nasza” wieża została zdemontowana. A już się z nią zżyliśmy. Teraz w jej miejsce powstają instalacje techniczne. Nie będą stanowić źródła jakiejkolwiek uciążliwości i, przede wszystkim, będą niewielkie.

 

Temat pobliskiej kopalni gazu zbadałem dość dokładnie. I nie zmieniamy planów budowlanych. Miejsce jest bezpieczne. Co więcej, paradoksalnie, okolica może być dzięki kopalni bezpieczniejsza. Pewnie pojawią się naciski na Policję, by „opiekowała się” tą okolicą.

 

Strona internetowa Aurelian Oil

http://www.aurelianoil.com/polski/nasza-działalność/obszar-kluczowy-1/poznan.aspx

 

Biuletyny informacyjne, a właściwie laurki, przygotowane przez inwestora, dla lokalnej społeczności.

http://www.kostrzyn.wlkp.pl/asp/pliki/download/biuletyn_glowny_zrodlo_energii.pdf

http://www.kostrzyn.wlkp.pl/asp/pliki/download/biuletyn_zrodlo_energii_siekierki.pdf

 

Następny wpis będzie dotyczył projektu domu, choć osoby oczekujące rzutu, widoku elewacji i wizualizacji domu, mogą się rozczarować.

Będą bowiem musiały poczekać do następnego po najbliższym wpisu.

Edytowane przez pawelpiwowarczyk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PROJEKT cz.1 czyli o dupie Maryni

 

Chciałbym poświęcić kilka słów na temat filozofii przyświecającej nam podczas wyboru domku. Napiszę jakie rozwiązania nasz domek mieć będzie, jakich mieć nie będzie i dlaczego tak a nie inaczej.

Jak podczas zamawiania pizzy – z oliwkami i anchois, bez pieczarek.

 

Ja całe życie mieszkałem w domu jednorodzinnym. Pierw „szeregowcu”, teraz wraz z żonką i maluchami w gierkowskiej kostce. To skrystalizowało nasze oczekiwania. Wiemy „jak się mieszka” w domku jednorodzinnym, wiemy, a nie wyobrażamy sobie, czego potrzebujemy w nowym.

 

Podchodzę do projektu „Domek za miastem” na zimno, z wyrachowaniem. Czasem wręcz mam wrażenie, że ze zbyt dużym. Dom ma być dla nas przyjemnym, solidnym, wygodnym, prostym, tanim w utrzymaniu siedliskiem. Kropka. Jak produkty BIC-a.

Nie ma świadczyć o naszym statusie, nie być projekcją młodzieńczych pragnień, środkiem na dowartościowanie się, uzewnętrznieniem ukrytych tęsknot.

Kolumienkom, poszerzeniom, balkonikom, lukarnom, wykuszom dziękujemy. Nie mamy na nie ani ochoty, ani pieniędzy. Nie mamy takich potrzeb.

Kiedyś, tu na forum, znalazłem link do ciekawego artykułu traktującego o projektach domów jednorodzinnych (nawiasem mówiąc, Kuryłowicz nie wywiązał się ze swojej obietnicy).

 

Jest nas czwórka. Dwoje małych dzieci i my. Jesteśmy domatorami lubiącymi żyć nieśpiesznie. Na uboczu. Ale jesteśmy też stuprocentowymi mieszczuchami, niewyobrażającymi sobie braku wygód miejskich. Drobno-miejskich. Drobnomieszczańskich. Nic wielkiego. Chcielibyśmy tak: mieć zimną wodę osobną, ciepłą osobno, szczelne rurki, kafelki, duperelki, kraniki, dywaniki. Klasyka.

Oto sytuacja zastana, determinująca wybór projektu domu.

 

Przejrzałem wiele projektów katalogowych. Pewnie każdy to przechodził. Etap tyleż czasochłonny i jałowy, co konieczny. Kolorowy oczopląs. Po zachłyśnięciu się projektami gotowymi naszła mnie brutalna refleksja. Każdy z podobających nam się projektów był tylko przybliżeniem naszych, moich* oczekiwań. Lepszym lub gorszym, ale tylko przybliżeniem. Projekty gotowe, ich wizualizacje, oddziałują na emocje, a to aspekty praktyczne decydują o jakości mieszkania. A nie występowanie szprosów w oknach.

*Piszę „moich”, ponieważ jestem w tej komfortowej sytuacji, kiedy to żona ufnie spogląda na męża i deklaruje, że zamieszka we wszystkim, co on wybuduje. Ale pod warunkiem, że ona będzie to „coś” urządzała. Pięknie, prawda? Nie wszystkie pomysły żonki mi się podobają, ale cóż – małżeństwo to ciągłe wyrzeczenia (wężykiem).

Ponieważ mamy znajomego posiadającego pracownię projektową, łatwo przyszło nam zdecydować się na projekt indywidualny. Wybraliśmy koncepcję i naszkicowaliśmy rzut domu, znajomy stworzył stosowny projekt.

Projekt jest do bólu prosty, elewacje surowe. Majster, który będzie nam go murował nie mógł się nadziwić. Tu nie ma ani lukarn, ani stropu, ani kominów, mało ścian - mówił.

 

Dokonaliśmy następujących wyborów.

Dom parterowy.

Nie mamy kłopotów z pokonywaniem schodów, przy naszym trybie życia, pewnie długo ich mieć nie będziemy, ale uważamy, że oddzielenie strefy, w której przebywają zazwyczaj dzieci, od strefy dziennej – strefy dorosłych, nie sprzyja integracji rodzinnej. Może to śmieszne, ale przyznam, że to jest główny powód dokonania takiego wyboru. Mamy doskonałe relacje z dziećmi, ale one dorastając będą usamodzielniały się, my wraz z wiekiem staniemy się pewnie zrzędliwi (ja już jestem na etapie: „ech, kiedyś to była muzyka, nie to co teraz”) – nie ma powodu, by na własne życzenie tworzyć bariery pomiędzy nami. Teraz żyjemy na jednym poziomie i jest doskonale.

Znacie te opowieści? O rodzinach, które żyły w czwórkę w kawalerce i były szczęśliwe? A później dorobiły się, przeniosły do dużych komfortowych domów, pełnych efektownych bajerków - zyskały bardzo wiele. Straciły tylko jedno. Szczęście.

 

Dom będzie wymurowany ze silikatów.

Silikat ma bezpieczny skład, dobrze tłumi dźwięki, doskonale akumuluje ciepło, jest bardzo wytrzymały, nie jest kruchy, nie ma problemów z mocowaniem ciężkich, wiszących szafek. Jest dokładnie wykonany, ma powtarzalne wymiary. Same zalety. Na izolacyjności cieplnej nam nie zależy. Tę realizuje ocieplenie. Ściana ma być oparciem, nie ociepleniem.

Dzięki prostej konstrukcji domu, w tym użyciu wiązarów deskowych, możemy zastosować ściany o grubości 18cm. Uważam, że zalet wąskie ściany mają co niemiara.

Każdego, kto ma możliwość zastosowania ścian nośnych o takiej grubości, namawiam do rozważenia takiej możliwości.

Działówki w środku będą miały 12cm grubości.

By wyeliminować mostek termiczny od fundamentów, zastosujemy pierwszą warstwę ściany z innego materiału. Na opis rozwiązania przyjdzie czas podczas sprawozdania z murowania ścian.

 

Ściana dwuwarstwowa.

Wybór był oczywisty. To najcieplejszy, najłatwiejszy i najtańszy rodzaj ścian murowanych. Ocieplenie rzecz jasna styropianem. Warto powtórzyć – ściany nie oddychają, powiem więcej – należy maksymalnie ograniczyć przenikanie powietrza przez przegrody. By nie psuć roboty wentylacji mechanicznej i rekuperatorowi.

 

Dach.

Dach dwuspadowy, konstrukcja oparta o prefabrykowane wiązary deskowe z pasem dolnym tworzącym strop parteru. Wybór, niejako, historyczny i związany ze sposobem kredytowania budowy. Jest to element budzący moje największe wątpliwości. Ma sporo zalet ale i wad.

Dach będzie kryty dachówką, najprawdopodobniej „dachówką dla biednych” - betonową, zwaną powszechnie, acz zdaje się błędnie, cementową.

Zdecydowaliśmy się na pełne deskowanie.

I, być może, jeszcze jedną modyfikację. Jeśli wykonujący poszycie, pan Tomek, potwierdzi sensowność rozwiązania. Szczegóły za kilka miesięcy, podczas wykonywania dachu.

 

Ocieplenie.

Wstępnie założyłem standardowy styropian o grubości 20cm, jednak coraz bardziej skłaniam się ku grubszej, 25-ciocentymetrowej warstwie ocieplenia. Co najmniej na bezokiennej elewacji wschodniej.

Stosowanie styropianów o zwiększonym oporze - o lambdzie w okolicach 0,32[W/(mK)], mając alternatywę w postaci grubszej warstwy standardowego styropianu, nie jest uzasadnione ekonomiczne.

Obliczenia dokonane w programie Audytor OZC wskazują, że zwiększając z 20 do 25 centymetrów grubość ocieplenia, i wydając na to 1000zł, oszczędzimy na ogrzewaniu niewiele. Raptem 50zł rocznie. Ale to przy dzisiejszych cenach nośników energii.

Uznaliśmy, że dodatkowy wydatek związany ze zwiększeniem grubości ocieplenia jest, w kontekście całej budowy, niezauważalny. A tak tanich nośników energii jak teraz, za naszego życia już nie będzie. Bo jest tanio. Nasze dzieci będą płaciły o rząd wielkości więcej za ogrzewanie.

Cena gazu pomiędzy rokiem 2000 a 2010 wzrosła dwukrotnie (Mały Rocznik Statystyczny Polski 2010, strona 213). To oznacza średni wzrost roczny na poziomie 7,3%. Za dziesięć lat z 50 złotych zrobi się 100, za lat piętnaście 150. 1000 złotych zwrotu nastąpi po 12 latach. Kolejny 1000zł oszczędności już po kolejnych siedmiu latach. Następne tysiące "wpadną" po czterech, później trzech... Jak w Eurobiznesie.

Chyba, że fizycy odnajdą swojego świętego Graala i odkryją tanią i bezpieczną technologię produkcji energii, choćby „zimną fuzję”.

 

Wentylacja.

Wentylacja będzie mechaniczna, z odzyskiem ciepła, czyli z rekuperatorem. Z wymiennikiem przeciwprądowym. Podoba mi się rekuperator Jan-Gaz WNW0350PBE1DC, ale za rekuperatorem naprawdę zaczniemy się rozglądać za pół roku. Teraz mamy inne priorytety.

Wentylacja mechaniczna oraz zastosowanie odpowiedniego rozwiązania wyprowadzenia spalin z kotła gazowego, zwalnia od konieczności posiadania kominów w domu. Bardzo mi to odpowiada. Brak kłopotliwych przejść przez połać dachu, brak mostków termicznych.

Z WM i rekuperatorem, zresztą podobnie jak z GWC, jest tak, że są to opłacalne inwestycje, pod warunkiem, że ich cena nie jest absurdalna, a więc że są instalowane własnym sumptem.

 

Okna.

Klasycznych okien nasz dom mieć nie będzie; zbyt wielu. Za to będzie pełen fiksów, czyli okien szklonych bezpośrednio w ramie. Taka możliwość powstała dzięki zastosowaniu wentylacji mechanicznej.

Fiksy są „cieplejsze”, szczelniejsze, zapewniają większą powierzchnię szyby, są tańsze.

Mają tylko jedną wadę. Nie otwierają się. Zastosowanie ich wymaga przełamania oporów wewnętrznych. Przyznaję, że z początku nawet nie myślałem o tym rozwiązaniu, ale z biegiem czasu przekonałem się do okien nieotwieranych. Żonka nie była zachwycona, ale słowo się rzekło – zamieszka w każdym potworku jaki stworzę.

Dzięki parterowej konstrukcji domu, dostęp do okien od zewnątrz będzie możliwy bez ekwilibrystycznych czy zagrażających życiu figur.

Okna będą skierowane „ku słońcu”. Powierzchnia szyb od stron słonecznych wyniesie 17,5m2, od stron zacienionych 6,5m2.

 

Rolety.

Zdecydowaliśmy się na rolety. Ja z obawy o zbytnią ekspozycję słoneczną latem, żona z tylko sobie znanych powodów. Była na tyle zdecydowana, że decyzja o roletach była tylko formalnością.

By zniwelować mostek cieplny, wybraliśmy rolety typu „integro”.

Liczę, że ze względu na sporą grubość ocieplenia, uda się uczynić skrzynię całkowicie niewidoczną.

By chronić się przed mostkiem, użyjemy węższych nadproży, tak by pomiędzy skrzynią a nadprożem zastosować 3 centymetry izolatora o dużym oporze. Ze względu na doskonałą wartość Lambda, najpewniej tego.

Na jednej ze stron znalazłem U samej rolety. Określono go na 2,41[W/m2K] (jest to U, nie R). Zgrubne szacunki wskazują, że U całego zestawu „okno-zamknięta roleta” zmaleje więc przeciętnie o 0,1[W/m2K].

 

Gruntowy wymiennik ciepła.

Pomimo tego, że mamy płytko wodę gruntową, zdecydowaliśmy się zastosować GWC. Z początku myślałem o rurowym w układzie Tichelmanna. Miałem całą koncepcję przemyślaną, aż w jednym z wątków przeczytałem o GWC ceramicznym (zwany także MAXowym), czyli płycie wykonanej z cegły kratówki zakopanej pod ziemią. Różnie o nim mówią, ale moim zdaniem pomysł rewelacyjny, a przynajmniej takim go chcę widzieć.

Będziemy więc mieli GWC ceramiczny. Będzie zakopany pod domem, a dokładniej, pod salonem. Nieco to ryzykowne, zważywszy, że straszą rozpadnięciem się tych bloczków na przestrzeni kilkudziesięciu lat i większość, jeśli decyduje się na taki, wykonuje go pod garażem. Kluczem do spokojnego snu będzie znalezienie naprawdę solidnych bloczków.

 

Kominek.

Kominka mieć nie będziemy.

Nie chcemy robić sobie ze salonu kotłowni. Nie chcemy zajmować się zakupem, łupaniem, przechowywaniem, przynoszeniem i czyszczeniem po drewnie. Czyścić codziennie szyby. Nastrajać się na pozory romantyczności. Tworzyć potężnego mostka cieplnego. Wydawać kilkunastu tysięcy na nieużywany gadżet.

Pewnie już wiecie dlaczego kominka mieć nie będziemy.

 

Pozostałe wybory i gadżety.

Będziemy mieli jedną łazienkę,

własnoręcznie rozprowadzone rury pod odkurzacz,

„darmowe” podgrzewanie chodnika,

wiatę zamiast garażu,

studnię z wodą użytkową,

być może ustępy podłączone pod wodę studzienną,

najpewniej szambo, choć będę starał się o POŚ bezdrenażową,

wciąż zastanawiam się nad sposobem odzysku ciepła ze ścieków.

 

Powyższa koncepcja stanowi pewien kompromis oczekiwań, potrzeb i możliwości.

Bardzo podobają mi się , i dużym sentymentem darzę, secesyjne wille międzywojenne. I taki dom marzy mi się. Może kiedyś powstanie kolejny dziennik, traktujący o budowie takiego domu?

 

To się rozpisałem. Następne wpisy nie będą tak rozwlekłe.

Wszystkich chcących przekonać się, jaki projekt powstał na bazie naszych założeń, zapraszam za tydzień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

będę wierną czytelniczką Twojego dziennika:)

Jesteśmy na podobnym etapie, tzn. zaczynamy na wiosnę. Nie liczę na to, że wprowadzimy się na jesieni, ale tez chcielibyśmy szybko się wprowadzić.

Zauważyłam, że dokonujemy podobnych wyborów: parterówka, silikaty+styropian, WM...

Napiszesz coś więcej o "darmowym podgrzewaniu chodnika"? Sama szukam czegoś takiego, ale chyba jestem mało skuteczna...

 

Pozdrawiam i trzymam kciuki,

Kasia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję.

 

Sam nie wiem, czy obmyślone przez mnie podgrzewanie będzie skuteczne?

Pomysł powstał, kiedy zastanawiałem się jak zagospodarować zużyte powietrze z rekuperatora. Szkoda mi było ciepła w nim zawartego.

Natchnęli mnie koledzy z wątku "rekuperacyjnego".

Wymyśliłem, aby przed domem, tuż pod chodnikiem, stworzyć "płytę" z położonej poziomo cegły dziurawki (coś na kształt ceramicznego GWC) i przepuścić przez tę konstrukcję powietrze wyrzucane z rekuperatora. Pisałem o tym tutaj.

Będzie to taka, specyficzna, wyrzutnia zużytego powietrza. Obliczenia wskazują na sensowność takiego rozwiązania.

 

Jesienny termin wprowadzki, to dla nas konieczność. Mała pójdzie do szkoły, a my chcemy, by była to szkoła w pobliżu naszego nowego domu.

Sam nie wiem jak to wyjdzie? Sąsiad rozpoczął budowę jesienią. Obecnie osiągnął stan surowy otwarty. A planuje wprowadzić się dopiero latem przyszłego roku. Zastanawiam się, czy on jest zachowawczy, czy to ja jestem bezkrytycznym optymistą?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź:)

Podsunę to rozwiązanie mojemu wykonawcy, zobaczę co powie na takie "wymysły":)

Co do Twojego "hurrra optymizmu" to znam dwie osoby, które niedawno budowały: jedna rozpoczęła we wrześniu i wprowadziła się w kwietniu następnego roku (dom podpiwniczony, z użytkowym poddaszem) a druga, to mój sąsiad z działki obok - pierwszą łopatę wbił w maju rok temu a w październiku miał prawie gotowy stan developerski (kończył sufity na poddaszu), w listopadzie zasiał trawę i posadził drzewka. Więc nic nie jest niemożliwe.

Do boju :):):)

Pozdrawiam,

Kasia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PROJEKT cz.2 czyli z dużej chmury mały deszcz

 

Założenia projektowe zweryfikowało życie, a właściwie otrzymana decyzja o warunkach zabudowy.

 

Teren na którym znajduje się nasza działka nie posiada planu zagospodarowania przestrzennego.

Działka powstała z podziału większej działki na drogę i 10 działek docelowych. Przed zakupem dysponowaliśmy decyzją o warunkach zabudowy na ów większy kawałek, na naszą działkę-matkę. Spodziewaliśmy się, że otrzymamy decyzję analogiczną do posiadanej. I tu niespodzianka. Niemiła. Jednym z etapów wydania decyzji o warunkach zabudowy jest zapoznanie wnioskującego z projektem warunków zabudowy. W otrzymanym przez nas projekcie pojawiły się dwa nowe ograniczenia.

Została określona maksymalna szerokość elewacji frontowej na 13,5m, nasz dom ma mieć tymczasem 13,66m (przy działce o szerokości 20,67m).

Ustalono maksymalny wskaźnik intensywności zabudowy jako 20% powierzchni działki, podczas gdy nasz dom zajmie niecałe 21% jej powierzchni.

Wystąpiliśmy o zmianę obu powyższych wskaźników. Urzędnik w gminie przychylił się do wniosku, tak że w otrzymanej decyzji maksymalną szerokość elewacji określono na 14m a wskaźnik zabudowy na 25% powierzchni działki.

Skończyło się dobrze, ale przyznam, ze nie spodziewałem się, że otrzymana decyzja będzie zawierała inne ustalenia, niż warunki zabudowy zawarte na posiadanej przez nas decyzji na „dużą” działkę.

 

Warunki zabudowy zakładają, między innymi, zastosowanie dachu o kącie nachylenia z przedziału 35-45 stopni. Początkowo chcieliśmy wystąpić o zmianę tego ograniczenia i zastosować dach o mniejszym kącie nachylenia, ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się na dach 35-ciostopniowy.

Na tym etapie uległem emocjom i postanowiliśmy pozostawić sobie możliwość zagospodarowania poddasza. Dlatego jako konstrukcję dachu zastosujemy wiązary deskowe pozbawione, ograniczającej przestrzeń poddasza, kratownicy.

http://i55.tinypic.com/28kpvld.jpg

Są droższe od, i tak już nie tanich, klasycznych wiązarów deskowych o 10tys. złotych. 10 tysięcy za możliwość zagospodarowania w przyszłości poddasza to pewnie niewiele i w przyszłości będziemy wielokrotnie cieszyć się z podjętej decyzji, jednak na chwilę obecną, na etapie budowy domu, to suma niebagatelna, której brak – obawiam się - odczujemy pod koniec budowy.

Plany są takie, że w przyszłości na poddaszu znajdą się dwa pokoje, niewielka łazienka i graciarnia. A do tego czasu, albo na zawsze, jedynie graciarnia.

Mimo dwukondygacyjności naszej koncepcji, uważam że z powodzeniem możemy nazywać nasz projekt „parterówką”, ponieważ wszystkie potrzebne nam na co dzień pomieszczenia znajdą się na dole. Góra będzie tylko dodatkiem, dla gości lub na hobby.

 

Rzut parteru.

http://i55.tinypic.com/nzomj9.jpg

 

Wejście do domu znajduje się od północnego-zachodu, a drzwi balkonowe „wychodzą” (niespodziewanie) na południowy-wschód.

 

Sypialnie 1/6 oraz 1/7 opanują dzieciaki, 1/8 my. W naszej sypialni znajdzie się szafa wnękowa zabudowana na całej ścianie.

Pomiędzy salonem (1/9) a kuchnią (1/10), przy dwóch oknach, przewidujemy jadalnię. Czyli standard.

Schody na górę, kiedy już będą, biec będą wzdłuż jednej ze ścian salonu, na wprost wejścia do domu.

Kuchnia łączy się ze spiżarnią (1/11).

WC (1/3) jest większe od typowych, ponieważ planujemy zabudować je szafą wnękową na artykuły chemiczne a może wykorzystywać także jako suszarnię?

Pomieszczenie 1/ 4 to kotłownia, w której będzie musiało zmieścić się sporo rzeczy, także regały na różne drobiazgi, walające się obecnie w obszernej piwnicy.

Moje obawy budzi niewielka szerokość wiatrołapu (1/1), dlatego najprawdopodobniej ze spiżarni wykroimy, dostępną z wiatrołapu, wnękę na odzież, zabudowaną szafką.

W kotłowni oraz WC znajdą się, zabudowane płytą GK, szachty instalacyjne, którymi poprowadzimy wszelkie instalacje na poddasze oraz na dach.

 

Nie lubimy chodzić w salonie i korytarzu po kafelkach, dlatego płytki zastosujemy tylko w pomieszczeniach, w których jest to konieczne. We wiatrołapie, kotłowni, w.c., łazience, kuchni oraz spiżarni.

Miałem się nad takimi drobiazgami, jak wykończenie, nie rozwodzić, ale w tym wypadku jest to uzasadnione ponieważ determinuje sposób ogrzewania pomieszczeń. W tych pomieszczeniach (wszystkich poza spiżarnią) kafelkom będzie towarzyszyło ogrzewanie podłogowe. W salonie i sypialni 1/8 znajdą się grzejniki kanałowe, w pokojach dzieciaków oraz jadalni grzejniki tradycyjne.

 

Projekt przewiduje niewiele miejsca na różne graty. To istotna wada i już łapię się za głowę, gdzie my wszystkie te, przydatne okresowo, rzeczy poupychamy. Drobiazgi pewnie znajdą swe miejsce na poddaszu, ale co uczynić z rzeczami zbyt dużymi lub ciężkimi, by telepać się z nimi stromymi schodami na górę?

Z drugiej strony, brak rozległych miejsc pełniących rolę piwnicy zmusi nas do zachowania ściślejszej kontroli i zachowania rygoru w tym zakresie. Teraz różne rupiecie, to znaczy „przydatne rzeczy”, mamy (a szczególnie „mam”, bo to ja jestem typem „to przyda się”) poupychane w piwnicy i garażu, na łącznej powierzchni 50m2. Oczywiście przydaje się niewiele, a jeśli już jakaś rzecz byłaby potrzebna i tak ją kupuję, bo albo nie pamiętałem że mam takie skarby w piwnicy albo nie mogę dokopać się doń.

Ale dojrzałem do ukrócenia tego zbrodniczego (dla przestrzeni w piwnicy) procederu, a niewielkiej powierzchni kotłownia ma mi w tym pomóc.

 

Elewacje.

http://i55.tinypic.com/33ual1z.jpg

http://i54.tinypic.com/9viivs.jpg

http://i53.tinypic.com/23jjvw3.jpg

Czyli założenia były wielkie, a wyszła zwykła chałupka, jakich buduje się wiele.

 

Na początku naszej drogi do nowego domu, pewnie przed rokiem, bawiłem się we wizualizację domu, ale mi przeszło. Jest jednak wiele ciekawszych albo pożyteczniejszych zajęć, niż wielogodzinna zabawa nad trójwymiarową wizualizacją domu.

Na przykład wielogodzinna zabawa nad modelem domu w programie Audytor OZC.

 

Plan zagospodarowania działki. Tu ze zachowaniem klasycznego układu stron świata, czyli z północą u góry.

http://i51.tinypic.com/b9bqti.jpg

 

Plan to formalność dla Starostwa, nie przywiązujemy doń dużej wagi, choć pewnie tak właśnie to wszystko będzie wyglądało.

 

Za tydzień „droga przez otchłań czasu”, czyli formalności od zakupu działki do uzyskania pozwolenia.

Edytowane przez pawelpiwowarczyk
poprawiłem rysunki
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months później...

PAPIEROLOGIKA

 

Dzisiejszy wpis adresowany jest raczej do osób stojących przed procesem załatwiania formalności. Dla reszty to nudy.

Pewnie w różnych częściach kraju formalności mogą się różnić, u nas (a budujemy się na terenie powiatu poznańskiego) wyglądało to jak poniżej.

 

Wiosną, kiedy staliśmy się - prawie - posiadaczami działki, to znaczy podpisaliśmy umowę przedwstępną, z zapałem rozpocząłem kompletowanie dokumentów, które pozwolić nam miały rozpocząć budowę na jesień.

W swojej naiwności wierzyłem jeszcze, że przygotowanie formalności przebiegnie na tyle sprawnie, że w zimę „wejdziemy” ze stanem zerowym, a może nawet surowym otwartym?

W rzeczywistości działka przezimowała (prawie) nie ruszona, a na pozwoleniu na budowę widnieje data 31.12.2010.

 

Na pierwszy ogień poszła uaktualniona mapa zasadnicza, podkład geodezyjny, czy jak to się jeszcze zwie? Mam na myśli mapę do celów projektowych, wykonaną w skali 1:500, obejmującą działkę i jej najbliższe otoczenie, sporządzaną przez geodetę i aktualną na dzień sporządzenia. Śpieszyło nam się, ponieważ potrzebowaliśmy ją do projektu, a ten do banku udzielającego nam kredytu.

Sposobem załatwienia mapy byłem zaskoczony. Zadzwoniłem do geodety, podałem numer działki i umówiłem się na odbiór za trzy tygodnie. Żadnego spotykania się, przedpłaty, umowy, itp.

Po trzech tygodniach byliśmy posiadaczami dwunastu egzemplarzy mapy zasadniczej naszej działki.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden szczegół. Przez działkę przebiegała linia elektryczna średniego napięcia. Dokładnie nad planowanym domem. Byliśmy umówieni ze sprzedawczynią, że usunie ją na swój koszt. I uczyniła to, ale kilka miesięcy później. A w momencie wykonania mapy zasadniczej linia przez działkę przebiegała więc została na niej ujęta. To zrodziło pewne komplikacje, o których później.

 

W starostwie powiatowym zamówiliśmy mapę nieaktualizowaną, w skali 1:1000. Tydzień oczekiwania i 56zł. Opłata za tę mapę wyliczana jest następująco: opłata za pierwszy egzemplarz mapy (zależna od formatu, u nas A3 i 43zł) plus dziesięć procent za każdy kolejny egzemplarz. Ja, za radą kobiety przyjmującej wniosek, pobrałem trzy egzemplarze. Z perspektyw czasu - warto pobrać więcej, co najmniej pięć sztuk.

 

Wypis i wyrys. Wypis z rejestru gruntów i wyrys z mapy ewidencyjnej w skali 1:5000. Wszystko mieści się na jednej stronie A4. Do zdobycia w starostwie powiatowym.

 

Opinia w sprawie możliwości dostarczenia wody od lokalnego dostawcy tejże.

Wodę w gminie zapewnia „Zakład Komunalny w Kostrzynie”. Z początku wydawało mi się dziwnym, że instytucja gminna nosi taką nazwę, ale z czasem przyzwyczaiłem się. Mógł samochód nazywać się „Warszawa”, może taka instytucja nazywać się Zakładem Komunalnym.

W każdym razie celem uzyskania zapewnienia dotyczącego możliwości przyłączenia do sieci wodociągowej, należało złożyć wniosek w tej instytucji, poczekać miesiąc na odpowiedź i zapłacić 30zł.

 

Wystąpiliśmy o promesę dostarczenia prądu do zakładu energetycznego, w naszym przypadku Enei (zapewnienie jest konieczne do decyzji o warunkach zabudowy oraz do projektu) oraz złożyliśmy wnioski o prąd budowlany oraz docelowy. W trakcie wynikła „śmieszna” sprawa. Przygotowałem jeden komplet dokumentów i chciałem złożyć wniosek o prąd docelowy. Na miejscu, w BOK-u, przekonano mnie, że warto złożyć również wniosek o prąd tymczasowy (złożenie wniosku nic nie kosztuje i do niczego nie zobowiązuje). A więc na miejscu wypełniłem stosowny dokument. Po tygodniu w skrzynce na listy znalazłem swoje (oba) wnioski oraz pismo z energetyki informujące, że wnioski są niekompletne. Wyszło na to, że złożyłem dwa wnioski ale jeden komplet dokumentów. Trza było uzupełnić i złożyć powtórnie – wyszło dziesięciodniowe opóźnienie.

Warto jak najszybciej podpisać umowę o wykonanie przyłącza docelowego. Energetyka ma kosmiczne terminy (u nas zdaje się łącznie 18 miesięcy), choć w rzeczywistości wszystko odbędzie się szybciej (podpisaliśmy w lutym, rozdzielnia ma ponoć stanąć przy granicy działki we wrześniu). To wiąże się z opłatami, ale (moim zdaniem) warto. Forumowicze strasznie burzą się na wysoką opłatę stałą, wynoszącą zdaje się około 50 złotych miesięcznie, ale to przecież, wobec kosztów budowy, tyle co nic.

 

Z energetyką wiązało się jeszcze uzgodnienie przeniesienia linii napowietrznej. Otóż, jak pisałem, nad działką przebiegała linia energetyczna. Linię przeniesiono, ale nasza mapka projektowa wykonana była wcześniej. Groziła nam konieczność powtórnego wykonania mapek. Za radą mojego kierownika budowy złożyliśmy w Enei wniosek o „uzgodnienie lokalizacji zabudowy budynku jednorodzinnego w kontekście kolizji z linią energetyczną...”. Facetowi w BOK-u trzeba było pół godziny tłumaczyć o co chodzi, choć pismo było napisane językiem raczej przystępnym. Koniec końców otrzymaliśmy dokument potwierdzający przeniesienie linii napowietrznej, który dołączyliśmy do wniosku pozwolenie na budowę, wraz z drugiej świeżości mapką geodezyjną. Kosztowało to 56zł, zamiast kilkuset za nowe mapki.

 

Bank życzył sobie wykonania tzw. operatu szacunkowego. Jest to opracowanie wykonywane przez rzeczoznawcę, określające szacunkowe koszty budowy nieruchomości, czyli „wartość odtworzeniową” oraz wartość nieruchomości po wybudowaniu, w tym „wartość wymuszonej sprzedaży” wynoszącą 2/3 przewidywanej wartości nieruchomości. Bank chce mieć pewność, że jak nam się powinie noga, będą mogli zlicytować nas i odzyskać swoje pieniądze. Miłe, że bank dba o to, byśmy nie zostawali z długiem (wężykiem).

Do wykonania operatu szacunkowego potrzebny jest projekt (najlepiej ten sam, który przedstawimy bankowi, a później złożymy w starostwie ;) , miesiąc czasu i 800zł.

 

Bank wymaga by na księdze wieczystej ustanowić hipotekę zwykłą oraz kaucyjną. Do zrealizowania w sądzie. Opłata 400zł. Kwitek opłaty musieliśmy przedstawić w banku.

 

Decyzja o warunkach zabudowy.

Ponieważ teren na którym znajduje się działka nie jest objęty miejscowym planem zagospodarowania terenu, musieliśmy uzyskać decyzję z gminy o warunkach zabudowy. Do uzyskania decyzji niezbędne są zapewnienia dostarczenia wody i prądu oraz mapki 1:500 i 1:1000 nieaktualizowana. Gmina ma dwa miesiące na wydanie decyzji. Jednym z etapów procedury jest zapoznanie wnioskodawcy z projektem decyzji o warunkach zabudowy. Na tym etapie można składać wnioski i uwagi do decyzji. My takie uwagi złożyliśmy wnioskując o zwiększenie maksymalnego wskaźnika intensywności zabudowy oraz o zwiększenie maksymalnej szerokości elewacji frontowej. Urzędnik w gminie przychylił się do obu naszych wniosków.

Na wydanie decyzji gmina na dwa miesiące. My naszą otrzymaliśmy dokładnie po miesiącach trzech. Pod koniec, dzwoniłem do gminy po kilka razy w tygodniu. Teraz najlepsze – otrzymaliśmy decyzję antydatowaną! Otrzymałem ją 6 września, a na dokumencie widniała data 6 sierpnia! A ja, jeszcze podczas odbioru, patrzyłem na dzień wystawienia, uzgadniając z urzędniczką datę jej uprawomocnienia się. To, że wpisany jest miesiąc wcześniejszy, zauważyłem dopiero po kilku dniach.

Do dziś nie wiem, dlaczego nie złożyłem skargi na działanie urzędniczki?

 

Pozwolenie na budowę otrzymaliśmy w tempie ekspresowym. Tu też były jednak kruczki.

By przyśpieszyć sprawę, wraz z wnioskiem o pozwolenie złożyłem oświadczenie żony, informujące iż zapoznała się z wnioskiem i akceptuje go. Zaoszczędziliśmy dzięki temu dwa tygodnie.

Problem wystąpił za to w miejscu, w którym się najmniej tego spodziewałem. Na załączonym ateście szamba, widniała data wystawienia, ale nie było daty ważności atestu. Domniemaliśmy więc, że jest wystawione bezterminowo, to jednak nie podobało się urzędniczce. Skończyło się na wykonaniu jakiejś adnotacji (już nie pamiętaj jakiej) przez konstruktora projektu.

 

Warto przemyśleć kto podpisuje się pod dokumentami. Ja złożyłem wniosek o opinię w sprawie zapewnienia wody samodzielnie. Przez to musiałem złożyć wniosek o wydanie warunków zabudowy li tylko na siebie. Podobnie wniosek o pozwolenie na budowę.

W efekcie jesteśmy wraz z żoną współwłaścicielami działki ale pozwolenie na budowę na działce opiewa tylko na mnie.

 

Po drodze uzyskaliśmy jeszcze:

- uzgodnienie zjazdu na drogę publiczną,

- opinię w sprawie możliwości dostarczenia gazu,

- decyzję o wyłączeniu z produkcji gruntów rolnych.

 

Niewykluczone, że choć to było niedawno, umknęły mi niektóre dokumenty, które należało uzyskać by otrzymać pozwolenie na budowę, więc katalog może nie być, a raczej na pewno nie jest kompletny, zwłaszcza że w różnych rejonach kraju wymogi mogą być odmienne, choćby z racji posiadania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.

 

W następnym wpisie (strach pisać „za tydzień”) Wielki Początek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bedę kibicować tej przeprowadzce, bo sama mam również taki plan i dokładnie to samo mnie do tego pcha

a co do obiektywu, to my akurat nowy obiektyw sobie sprawiliśmy rok temu kiedy to sie okazało, że ktoś kto nie pożycza kasy od banku, bo sam dobrze się swoimi pieniędzmi gospodarzy nie jest wiarygodnym kredytobiorcą, trzeba było szybko kupić coś na raty, no i padło na obiektyw :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...