Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

ja też, ale to przede wszystkim wynika z wychowania i doświadczeń które wyniosłem z domu rodzinnego ;)

 

Są tak naprawdę dwie szkoły - partnerstwo, brak przedmiotowości - nie wiadomo, do czego to zaprowadzi, bo to stosunkowo nowy trend.

I druga, która ma się całkiem dobrze - czyli rodzic wychowuje, czuwa, dba o dobry kontakt, relacje, ale też wymierza kary, często decyduje za dziecko, pilnuje dyscypliny, więc nie ma mowy o pełnym wymiarze partnerstwa :no: - to jest stara szkoła i widzimy efekty (jacy jesteśmy my).

 

Moim zdaniem dziecko potrzebuje dorosłego. Instynktownie. Takiej opoki, kogoś, do kogo może się zwrócić, kto wprowadza stałe, nieprzekraczalne zasady w domu. To zapewnia mu spokój wynikający z przewidywalności. Partnerstwo to trochę brak zasad, bo zasady są wypracowywane wspólnie, na drodze kompromisów, rozmów, negocjacji (tak dopasowujemy się ze swoim partnerem w dorosłym życiu). Nic nie jest narzucone z góry. W relacji dziecko-rodzic to nie jest dobre, bo dziecko ZAWSZE sprawdza, gdzie są granice, łatwo może je przekroczyć, a rodzic powinien tych granic pilnować (narzucić, gdzie przebiegają, a nie negocjować je z dzieckiem!).

 

Prosty przykład: dziecko zawsze chodzi spać o 20. Pewnego dnia nie jest zmęczone. Negocjuje, czy może się jeszcze pobawić. Rodzic wyraża zgodę. Następnego dnia dziecko idzie spać o 21, następnego o 22. Zasypia na kanapie przed tv, gdzie popadnie. Jego sen nie jest spokojny, nie wysypia się, kombinuje, żeby chodzić spać jak najpóźniej. W ciągu dnia jest nerwowy, nie ma na nic energii. Rodzice mają dość. Negocjują, że jednak kładziemy się wcześniej spać i śpimy w łóżku. Ale dziecko nie odda tak łatwo tego, co już ma. Zaczyna się bunt. Nie ma jasnych zasad. Nie wiadomo, co już wolno, a czego nie, wszystko jest do przegadania.

Edytowane przez Ilona Agata
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 62,1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • reni1980

    12540

  • Magda_lena85

    8634

  • Mmelisa

    5802

  • fajna kobieta

    4529

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

A uważam, ze potem to nie pownno się być przyjaciókami. Nie pownno się nazbyt blsko być z mamą - mąż powinien być przyjacielem i powiernikiem - tak uważam i tak mam.

 

A dlaczego nie można się przyjaźnić z mamą i z mężem? Masz tylko jedną przyjaciółkę?

To przecież nie są dwa przeciwstawne obozy walki, tylko jedne z najważniejszych osób w naszym życiu!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, czytała o tym u Tracy Hogg - o bezpieczeństwie itd. I to stosuję.

Ale w praktyce staram się jednak mieszać te style. Jestem konsekwentna i to bardzo jeżeli chodzi o obowiązki (sprzatanie kuwet, pokoju, naukę, odrabianie zadania, chodzenie spać o konkretnej godzinie w ciągu tygoania). Ale jeste też wiele (chyba więcej) sytuacji kiedy negocjujemy, razem ustalamy. Np. co na obiad, co kupić do ubrania i co ubrać (chyba ze jest zimno i nie chce czapki - wtedy kategorycznie nie zezwalam), co robimy w wolny weekend, jakie ciasto upiec itd. Już wiele lat taki styl stosuję i So zna doskonale granice (wie np. że jak jest kara to nawet błaganie nie pomoże). Ale wie, że tez o wielu rzeczach może decydowac na równi z nami. Tzn nie podejmowac sama decyzję co na obiad, ale wspólnie odszukac kompromis. Kompromisy mamy opanowane do perfekcji niemal :). Np. nigdy bym nie kupiła kota, który by sie jej nie podobał. Nie kupiłabym jej kurtki która się jej nie widzi.

Rozmawiamy o wielu sprawach, nie ma tematu tabu. Ostatnio po raz kolejny jej tłumaczyłam cykl miesięczny - jak wygląda. Nie wstydzi się zapytać. Wie jak wygląda wizyta u ginekologa itd. Opowiadam jej wszystko niemal, ja jestem bardzo otwarta i ona też. Nie ma tematów tabu. Nie wazne, czy rozmawiamy o antykoncepcji (bo i takie tematy były) czy o alkoholiźmie dziadka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dlaczego nie można się przyjaźnić z mamą i z mężem? Masz tylko jedną przyjaciółkę?

To przecież nie są dwa przeciwstawne obozy walki, tylko jedne z najważniejszych osób w naszym życiu!

Ilona... tak serio (ale wynika to z moich doświadczeń i szczelnych granic) - to mąż jest moją jedyną przyjaciółką. Resztę uważam za koleżanki. Podobnie traktuję mamę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja akurat rozumiem takie podejście, bo moim zdaniem największą wadą mojej żony jest to, że jest zbyt blisko ze swoją mamą. Ot co.

 

Wiecie, z zasady przyjaźń to dwa oddzielne byty - przyjaciółki nie mają prawa decydować za mnie, oceniać moich decyzji, wchodzić w moje życie z buciorami. Jeśli zapytam o radę - dobrze, jak pomogą, ale nie powinny się gniewać, że jednak postąpię inaczej (po swojemu). Wiecie, przyjaciel to ktoś, kto nas akceptuje z całym dobrodziejstwem inwentarza. Do kogo można iść się wypłakać, gdy jest źle - i nawet nie trzeba się tłumaczyć, dlaczego ryczymy. Jeśli tak wygląda przyjaźń z mamą, to moim zdaniem w żaden sposób nie powinna przeszkadzać w relacji z mężem :no:.

 

Dlatego rodzic nie może być przyjacielem dziecka: bo jednak musi je oceniać, decydować za nie w niektórych sytuacjach, gniewać się, itp.

Edytowane przez Ilona Agata
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ilona - ale jak się mamie wypłaczesz, to już męzowi raczej nie. Mnie by wkurzała taka relacja. No chyba, ze o męza chodzi, to co innego. Uważam, ze małżeństwo to największa z możliwych przyjaxni. I jak szukamy pocieszenia gdzies na zewnątrz (psycholog, mama, przyjaciłka) - to nie dzieje się w nim za dobrze. Bo nie mamy wystarczającego zaufania do męża, albo on nas zupełnie nie rozumie....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie na odwrót :) Tatusia zawsze urobi. Wiem, ze to źle, ale nie potrafię tego P. przetłumaczyć. On jest nauczony kobiety traktować jak księzniczki i spełniac ich zachcianki. Potem S. będzie tego wymagała od swoich partnerów i może jej się życie nie ułożyć :(.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ilona - ale jak się mamie wypłaczesz, to już męzowi raczej nie. Mnie by wkurzała taka relacja. No chyba, ze o męza chodzi, to co innego. Uważam, ze małżeństwo to największa z możliwych przyjaxni. I jak szukamy pocieszenia gdzies na zewnątrz (psycholog, mama, przyjaciłka) - to nie dzieje się w nim za dobrze. Bo nie mamy wystarczającego zaufania do męża, albo on nas zupełnie nie rozumie....

 

Ale musi ktoś spojrzeć na relacje z mężem z zewnątrz - mi to pomaga, żeby trzeźwo ocenić sytuację. Mam na myśli sytuację konfliktów, itp. Ja do mamy nie idę (żeby nie psuć jej dobrych relacji z zięciem jedną głupią kłótnią czy gorszym okresem w małżeństwie), ale do przyjaciółki zadzwonię się wyżalić. Potrzebuję takiego back upu poza związkiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmmm.... nie mamy takich problemów (nie gadam o celebrytach, nie moje klimaty). Jeżeli chodzi o codzienne bzdury to mamy niemal te same zainteresowania. Np. wczoraj przegadalismy cały wieczór - poruszyła nas bardzo sytuacja na Ukrainie. To sa moje plotkowe" tematy. I P. też.

Poplotkowac o ogródku może na forum ogrodowym, nt wystroju tutaj. I to wsio - reszta z mężem.

A jak mamy jakis problem w związku - to tylko WSPÓLNA rozmowa. Przynajmniej teraz od wielu lat tak to wyglada. Skoro jestesmy ze sobą od 22 lat, to docieranie mamy za sobą dawno. Teraz każdy najmniejszy problem dotyczacy związku jest omawiany w związku. Nigdy nie szłam z tym do mamy czy do przyjaciólki. Zawsze staraliśmy się wspólnie z P. wypracowac kompromis.

Jedynie temat np. dotyczący szkoły, sportu - czegokowliek o czym nie mam pojęcia - omawiam z KOLEZANKĄ z pracy. Lub jakimiś znajomymi. Ale to sa bzdury - typu jaki kask kupić, albo jaki rower.

Wyżalam się ZAWSZE mężowi.

No ale jak to nasz wspólna znajoma powiedziałą - mnie P. traktuje jak siostrę, po tylu latach :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie mąż zawsze ulega. Dlatego potem są same kłopoty - dziecko położone przez niego po wyjściu z pokoju męża płacze, bo wie, że to kwestia czasu, aby zostało z łóżeczka zabrane na zabawę. Sam się przez to męczy, bo jest zmęczony, ale nie zaśnie, póki istnieje jakakolwiek szansa na zabawę. Dlatego jestem przeciwna partnerstwu na linii rodzic-dziecko. Teraz to są głupie problemy, ale w przyszłości? Dziecko nie ma ukształtowanego kręgosłupa moralnego i niestety, ale to często rodzic wie lepiej, co jest dla niego dobre. Jakbym za mnie rodzice nie decydowali, to cały dzień jadłabym czekoladę i szła spać na maksymalnym zmęczeniu, przez co nie wysypiałabym się do szkoły (dziecko nie przewiduje skutków swojego zachowania). Np. mąż opowiadał, że u niego w domu nigdy nikt nie sprawdzał zadań domowych. Wystarczyło, że powiedział: "Nic nie jest zadane" i mógł hulać do wieczora. Bo przecież partner nas nie sprawdza, tylko wierzy na słowo. A rano jedynka. I do kogo teściowa miała pretensje? Do nauczycielki! :rotfl:

Ilona ale ja własnie pisałam, ze są rzeczy o których ona nie decyduje (jak np ilość zjadanych słodyczy w ciągu dnia, bo jest niejadkiem). Czy o pójściu spać czy o innych obowiązkach. Ale reszta, mniej wazna (np. jakie mydło, co na obiad, czy zostajemy u znajomych na noc - to kompromisy) - to jak najbardziej. Nie widze powodu, dlaczego nie miałaby miec równie liczącego się głosu w tych kwestach co my. Traktuję ją jak dorosłą, odpowiedzialną osobę. Ucząc myślę również w ten sposób odpowiedzialności, decyzyjności itd.

Np przykład sprzed kilku dni - nie zabrałą rękawiczek. Wie, bo rozmawialiśmy, że powinno się je nosic zimą itd. Ale zostawiam jej wolną rekę - najwyżej jej ręca zmarzną, nie robię problemów z tego powodu (w przeciwieństwie do tesciowej). Ale np. bez czapki w życiu bym się nie zgodziła żeby wyszła. Nie decyduję o której ma jeść, czy o której ma iśc spać jak są ferie lub wolne. Zostawiam jej mase luzów. Ale jak pisałam, jest masa rzeczy o których decyduję, które są ważne i jestem tutaj nieustępliwa. Zawsze w tych tematach. NA szczęscie mąż też, trzyma tutaj moją stronę. Jedynie z błahostkami... podporządkowała go sobie.

Edytowane przez mirela99
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj byłyśmy z So u dziadka (mojego ojca) z laurką. Mama nas przywitała:

- zupą z fasolki szparagowej

- sałatką z borkułów w sosie czosnkowych posypanych prażonymi migdałami

- sokiem ze świezo wyciskanych pomarańczy

- tiramisu

- truskawkami i jagodami z bitą smietaną

- bograczem

 

Zeżartłam wszystko z wyjątkiem bograczu. Mąż biedny w tym czasie korbił na siłce i musiał się zadowolić piersią ... z kuraka którą mu po przyjściu zrobiłam :rotfl:

Edytowane przez mirela99
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...