Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Mruczkowa Chata na Długie Lata


Recommended Posts

RETROSPEKCJA

 

Zimno się robi, domek zamknięty na głucho, plan wykonany. Udało się osiągnąć przed zimą stan surowy zamknięty, oj bardzo surowy. Szybko zapada zmierzch i równie szybko robi się zimno. Ja się pytam, psze państwa, czy my musimy dorobić się jakiegoś Putina, żeby przestali nam przesuwać czas, hę? Normalnie ZABRALI nam bezczelnie godzinę słońca po południu i codzienne obchody posesji trza robić biegusiem, biegusiem. No a jest co obchodzić, nie raz już się zmachałam próbując na włościach znaleźć Mruczka, on jakimś dziwnym sposobem zawsze znajduje się po tej DRUGIEJ stronie domu ;)

 

a skoro czasu na budowie coraz mniej bo mrozik wygania to może czasu przed kompem będzie więcej no i korzystając z okazji chciałam pozdrowić babc... eee załączyć parę fotek z montażu cud mniód orzechowych oczu mego domka. Okna montowała równie cud mniód ekipa całkiem ładnych panów, którzy lubią rogaliki (a Mruczka wie, że najlepsze są te z Lidla, świeżo wypiekane, komu ślinka pociekła - palec do budki). Panów nie trza przedstawiać na forum, bo znani z białej listy, zainteresowanym zarekomenduję, a jakże. A okna mają całkiem wporzo, Avante, orzechowa Idea, producent całuje w łapkę, częstuje orzeszkami i daje półroczną gwarancyję, że gdyby źli wykonawcy środka rysnęli je paznokciem to oni przylecą ze szmatką i zapolerują, albo nowe okno przywiozą i wstawią. Ekipa dokładna, chyba niezbyt szybka, ale skuteczna. Skutecznie ubrudzili Mruczkowe dżinsy pianką montażową (przy czym ubrudzili należy rozumieć jako: pozostawili w zasięgu Mruczkowych łapek). Skutecznie wryli się w ścianę i zakotwili okna. Ale zanim tego dokonali, nastąpiło jedno zdarzenie, które mogło zniweczyć całą akcję, a było to tak:

 

Montażyści: - no to poprosimy prund

Mruczka: - a już, już włączam... nie ma.. nie ma? nie działa, NIE MA, JAK TO NIE MA prądu??? zaraz zadzwonię do prundspeca.... pyk, pyk, pyk, halo, dzień dobry, awarię tu mam, nie ma prądu, licznik umarł, nie łypie, nie błyska, nie... chyba nie ma fazy... tak, WSZYSTKIE wajchy są włączone, no mówię, że wszystkie, białe i czarne, różowych przecież nie ma....

Prundspec: - sprawdzam awarię w obrębie... aaa no tak, no PRZECIEŻ dziś jest dzień bez prądu dla wioski, robią trafostację przecież.

Mruczka: ale ja mam okna, ja MUSZĘ ten prąd, jak to tak BEZ ostrzeżenia?

Prundspec: ale jak bez ostrzeżenia, przecież informacja wisi, no NA INTERNECIE wisi.

 

jak dla mnie równie dobrze mogłaby wisieć w przestrzeni kosmicznej albo na szubienicy w Wąchocku, kurcze, czy ja sprawdzam stronę gminy codziennie o 6 rano przy kawie? i kontempluję "poziom zasilania - drugi" - jak mawiała smętna pani w Polskim Radiu za czasów komuny?

Założę się że większość mieszkańców wioski szybciej sprawdziłaby na Pudelku kolor weekendowych butów Dody niż info, że prund zabierają na 12 godzin.

 

Montażyści na widok paniki Mruczki: - Paaaani, spoko... Krystek! skoczże po generatorek...

 

no i moi bohaterzy sami sobie zrobili prund :) Mruczki tętno spadło do wartości akceptowalnych. Efekt po wstawieniu domkowi oczu - sami zobaczcie.

 

2011-10-07%252520%25252813%252529.JPG

 

2011-10-08%252520%2525283%252529.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 150
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

OSTATNI DZWONEK

 

Na etykiecie napisano: okres sadzenia do końca października, no to zdążyliśmy. Roślinom nie pokazaliśmy kalendarza, więc może się nie skapną, że nieco późnawo :)

Są nasze pierwsze Mruczkowe żywe_płoty z thuj. Niech sobie spokojnie rosną chłopaki wszerz i wdłuż, żebym nie musiała peszyć sąsiadki, gapiąc się jak gatki rozwiesza w ogrodzie :) Sąsiad nie zamierza się obsadzać, to obsadzimy się my, a co tam, mamy miejsce. No, a żeby thuje były ładne dla nas a nie dla porywaczy - każda z nich dostała solidne maźnięcie neonową oczojeb.ną farbą drukarską, zmyć się nie da, ściąć, trzeba by było w połowie, więc szkoda. Mam nadzieję, że skutecznie ten róż i oranż odstraszy wrażliwych na kicz :)

I wiecie co? strasznie się z tych chabzi cieszę. Może mało efektowne, ale jednak żywe ;)

 

2011-10-31%252520%25252872%252529.JPG

 

p.s. Mruczka tak się rwała do sadzenia, że wjechała ojcu w głowę taczką.... obyło się bez postawienia do kąta, uff.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

TRACH...

... powiedziała kostka prawej nogi, kiedym przelatywała nad nierówno rozgrabioną ziemią w posuwistym galopie po kluczyki do auta.

Powiedziała trach i odmówiła noszenia ciężaru ciała, a potem poszedł impuls wykrzywiający twarz i głośne AUA poruszyło jesienne powietrze. Taka zouza z niej. Ze swoich nizin wysłała depeszę do górnych partii ciała, że właśnie przekroczono dopuszczalny kąt wykrzywienia stawu skokowego i że ona się nie godzi i że trach.

No to Mruczka się unieruchomiła.

Dreptam teraz uważnie, zakutana w stabilizator i staram się zwalczyć banię vel opuchliznę a kolor kostki każdego wieczoru to dla mnie zagadka. Dziś jest niebieska, jutro fiolecik, może pojutrze wpadnie w zieleń ... :) chirurg mówi, że złamania niet.

no dobra, już was nie maltretuję opisami.

A w następnym odcinku pokażę wam głównego winowajcę ów kontuzji.

 

Tymczasem można pisać na audiotele: czemu Mruczka się tak spieszyła:

a) w wiosce rozdawali darmowe durszlaki

b) goniła mysz, co zjadła ojcowe buty

c) biegła za Mruczkiem uprzedzić go, że w latrynce siedzi pająk (na dwójeczce hhihihi)

 

inne, bardziej lub mniej niedorzeczne historie można wpisywać w komentarzach,

fotki zbuntowanej kostki nie będzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UHU HA, ALE ZIIIMNO

 

Robi się zimniej i zimniej, nieuchronnie będzie zima w tym roku. Dom mocno się wyziębił i czasem jest w nim zimniej niż na dworze. A czasem nie :) bo mamy gorącego przyjaciela, który pożera wszystko co mu się do paszczy wrzuci, w zamian oddając ciepełko. Niestety nie jest tak wydajny jak się spodziewaliśmy. Mimo to jest ostatnio w centrum zainteresowania każdego, kto się kręci po domu.

2011-10-31%252520%25252885%252529.JPG

Prace okołoporządkowozimowe trwają, rozsypaliśmy na drogę gruz, może w końcu nasze auta przestaną wyglądać jak nieboskie stworzenia utaplane w błocie po wycieraczki. Wolę nie wiedzieć co myślą sobie o mnie inni kierowcy jak jadę takim monster-truckiem, z którego odpada zaschnięte błocko. Jeszcze co prawda nie zatrzymały mnie "gliny" celem nakazu usunięcia gliny, ale kto wie... No więc ujeżdżamy nasz gruz, powoli się zespala z glinką, będzie dobrze.

Z nowości: zmajstrowaliśmy ogrodzonko, ot takie zwykłe, najzwyklejsze, zielone. Ogrodzenie ma plusy ujemne i plusy dodatnie, zrobiło się jakoś tak... przytulniej? a jednak jakoś tak... ciasno. Muszę potrenować jazdę tyłem albo przemyśleć to ironiczne rondko na terenie ogrodu :p W każdym razie mało widoczne po zmroku i można się na nim eee gwałtownie zatrzymać, ale nie przewiduję ledowego oświetlenia, niech się nikt nie plącze po polach wieczorami, to nie będzie miał sznytek w kratkę :)

DSC_0003.JPG

 

a tu ciekawe zdjęcie uwielbienia, inwestor klęczy przed wyczekaną skrzynką prądową, czyż nie urocze? Sarkazm wprost proporcjonalny ku liczbie nerwów i tupnięć nogą, jakie towarzyszyły całemu prądowemu przedsięwzięciu.

mruszkowamodlitwa.jpg

 

A tu nasz dachowy obesrolec, znalazła se taka ot ptaszyna punkt obserwacyjny i gapi się na pola, a ponieważ takie jego przemyślenia "na szczycie" trwają pewnie dłużej niż jego cykl trawienny, nie ma zahamowań by srujnąć sobie zdrowo. Nie muszę wam mówić jak takie ptafitti wygląda na ciemnym dachu.. Cóż, mam słabość do zwierzaków, drapieżne są pod ochroną, więc niechże przesiaduje se zdrowo póki może, wpisujemy go do księgi inwentarza działkowego i dajemy imię Ziemomysł ;) (bo zimą_myśli_na dachu).

tu macha łapką do obiektywu

sokolik.jpg

a tu na maksymalnym zoomie:

sokolik2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

ZIMA PÓKI CO ŁASKAWA

 

a my odkryliśmy jeszcze jedną kapitalną zaletę naszego piecyka: szybko podgrzewa makaron z sosikiem :)

 

DSC04052.JPG

 

a póki co planujemy jeszcze nie zasypiać na zimę... wszystko wyjaśni się za tydzień, wtedy mam nadzieję, będę mogła pochwalić się wam prezentem podchoinkowym, na jaki szarpniemy się z Mruczkiem. A póki co niech nam zima nie przychodzi, niech odpuści se babeczka, wszak do marca ma jeszcze tyyyle czasu.

 

a taki krajobraz mamy z okna połaciowego:

 

DSC_0018.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ZIMĘ ODWOŁANO

 

podobno :) i całe szczęście. Mruczek musi objeść się smakiem śniegu i nart, ale za to nie musi nosić barchanów hłe hłe. Jeśli o mnie chodzi tom ciepłolubna na tyle, że mi zimno jest nawet przy 5 na plusie. W domku panuje łaskawe +10 stopni i to zarówno na dole jak i na górze (niech błogosławiony będzie pomysł uszczelnienia przed wiatrem styku kolanka i dachu). Dziś padało, umyło trochę ślady Ziemomysła i taaaaak cudownie pukało w szyby. Kto uwielbia stukot deszczu palec do budki! ja mogłabym tak dłuuugo. Dziś jak to Mruczek zakomenderował: damy oknom się przewietrzyć (he he) podnieśliśmy wszystkie rolety. Jakoś tak milej się zrobiło, już zapomniałam jak to jest mieć wszystkie okna "otwarte". Nie wyobrażam sobie biegać po domu i podnosić i opuszczać wszystkich tych ustrojstw, zobaczymy jak to się sprawdzi w praktyce. Mamy sąsiadów, którzy wyjeżdżają w prawie każdy weekend i zaciągają na głucho, wiem, że to jasny sygnał dla złodziei, ale wiem też, że jak zostawiam dom to jakoś tak "szczelniej" wygląda zaciągnięty. Się okaże.

Alarm działa, czasem jest nawet nadgorliwy, ostatnio nie poznał mojego ojca i uznał za intruza hehehe, taaa, zanim ojciec przebrnął przez te wszystkie skanery siatkówki, odciska palca i dżylion pytań o panieńskie nazwisko matki babki stryjecznej ciotki drugiego męża babci.... no żartuję oczywiście, ale efekt jest, sprawdza się i niech sobie tylko nas łapie, skoro czasem musi.

No dobra, to skoro już Was zanudziłam aktualnościami i poziewujecie, zwłaszcza że za oknem poniedziałek skrada się wielkimi krokami to teraz wiadomość główna: otóż... w tym tygodniu ruszamy z tynkowaniem ścian! a tak! i to ja odwołałam zimę, aż do odwołania czyli aż do momentu gdy moja piękna, gładka "Dolina Nidy" wyschnie sobie w majestacie, z gracją i wdziękiem, w s-pokoju (i w s-łazience też :p )

Sama czekam na pierwsze fotki, zapodam jak tylko je zrobię.

 

A co do prezentu na gwiazdkę, w tym roku postanowiliśmy z Mruczkiem być nieco samolubni. Ogłosiliśmy rodzinie, że jesteśmy biedni, niewypłacalni i ogólnie pod kreską, nie robimy prezentów i w zamian też nic nie chcemy, za to sobie nawzajem kupimy drzwi zewnętrzne. Pewnie pod choinkę się nie zmieszczą, ale co tam :)

 

Niech plus* będzie z Wami

 

*) to nie jest reklama telefonii komórkowej a zaklęcie dotyczące temperatury, amen.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DYTYRAMB (w roli muzy ponownie MSU -> pacz MusiSięUdać)

 

No nie mogę normalnie, muszę coś napisać bo pęknę :) Siedzę sobie z małżem w szlafroku (tzn każdy w swoim, bida bidą i kredytem pogania ale goli jeszcze nie jesteśmy) wtorek, muza, komputerek, czytam sobie codzienną prasówkę i taką mam refleksję, że kurcze felek nie znam komentujących, ani tych, których podglądam, ale jak ZAJEFAJNIE że jesteście wszyscy, whatever czy się ujawniacie, czy komentujecie czy nie - jesteście JEDWABIŚCI ;) ot taka MSU na przykład, co to patronką tej notki jest i moim guru niezmiennym, Pudzianem w babskiej skórze rozmiar 34 i pół w kaloszach, no tak mnie kobita rozbawiła ostatnią notką, że się usmarkałam, głośno czytając Mruczkowi, pokwikując i dławiąc się ze śmiechu. Polecam, naprawdę, chociaż jestem w stanie wyobrazić sobie, że musi minąć jakiś czas, żebyśmy mogli o pewnych wkurzających sprawach pisać lekką ręką, bo na początku śmiesznie nie jest. Znam krwiożerczy zew i chęć wybicia zębów jaki odczuła MSU w kierunku swojego tartakowca, podobnie potraktowałabym swojego elektryka vel "wdupietomam", no, o przerobieniu na tarcicę nie pomyślałam, ale podłączyć pod 220V.... nieźle by świecił :p No i tak sobie brniemy w te nasze budowy, zdobywamy nowe szczyty, uczymy się współczynników i nazw producentów, którzy jeszcze jakiś czas temu nie kojarzyli się kompletnie z niczym. I tak tu się spotykamy, choć przecież się nie znając, mamy podobne kłopoty, mamy tu zrozumienie, mamy szczyptę humoru i czas by się tym podzielić. No bomba, ja już dziś wiem, że gdybyśmy mogli się z niektórymi spotkać w realu - na bank byśmy się polubili :) No i nikt wtedy nie patrzyłby na mnie jak moja szefowa na słowa: "Ty wiesz jakie ja sobie zajefajne GRABIE do liści kupiłam?" Tak, dziś wiem, że nie należy dawać normalnym ludziom (nie-budowlańcom) powodów do zakucia w kaftan. Także w życiu się maskuję a tu się cieszę z kolejnej palety gipsu i garści gwoździ i sypię (albo udaję, że sypię) mądrościami inwestorskimi z życia wziętymi.

 

także drodzy czytacze będzie patetycznie: fajnie że jesteście :) Mówiła Mruczka we wtorkowy wieczór z głębi szlafroka :)

 

p.s. i linijka dla Mruczka, który dzisiaj fiknął z konia i ma na poliku sznytkę jak Rambo jakowyś, będziemy mówić, że to rana odniesiona na placu boju budowy, żeby bardziej dramatycznie było :)

 

no i link do notki pt: jak MSU więźbę zamawiała - > reklama

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PRĄD - SAGI CZĘŚĆ KOLEJNA

 

Dzisiaj mijają magiczne 3 miesiące i 3 dni (3 godziny?) po terminie przetargu, który dziś można określić "za siedmioma górami, za siedmioma morzami", a właściwie MOŻAMI - bo MOŻE dziś a MOŻE jutro), dostaliśmy swój własny prywatny prund, nie tylko pod nos ale i do środka domu. Koniec z upoważnieniami, umowami na kogoś innego, proszeniem się, podłączaniem, koniec z wiszeniem na kablu, rozciągniętym przez pola hen hen 100 metrów. Pff. Po siedzeniu na głowie elektryka "wdupietomam" przez miesiąc, po karczemnej awanturze i paru choler rzuconych w jego stronę, kąśliwych uwagach, że nie zna się na zegarku i że jego nieprofesjonalizm ciągnie się za nim jak skunksi smród, nastąpiła zemsta. Otóż nie wiem czy z głupoty czy z niewiedzy czy z czystej złośliwości, koleś nie zgłaszał papierów do odbioru przez kolejne tygodnie, chociaż każdego dnia naliczano mu karę za przekroczenie terminu wykonania. W końcu zadzwoniłam do gościa i hamując ochotę powiedzenia mu, że zwykły palant jest, wyraziłam fałszywą troskę, że może on się NIE ORIENTUJE, ale nie tylko tracę ja ale traci również on... kasę, bo opinii już nie ma. Złośliwie i w afekcie wypociłam wcześniej jedną a potem drugą skargę, która trafiła na dział zajmujący się przetargami, mam nadzieję że nie podrą tego od razu i że przyczynię się do eliminacji buractwa w szeregu wykonawców. Wracając do "wdupietomam": chłop zamilkł na chwilę, (podejrzewam, że w swoim niedbalstwie nie bardzo się interesował czy odbiór zrobiono i czy przestali naliczać mu karę) szybko się pożegnał i uświadomiony pogalopował do energetyki i doniósł resztę brakujących papiórów - jak relacjonuje wtyczka (pozdrawiam Pana B.). Wyobraźcie sobie, że ja przez ten czas zdążyłam załatwić, wybrać, zatrudnić elektryków, którzy migiem wykonali instalację, podpięli się nawet pod pustą skrzynkę i instalacja CZEKAŁA na ten nieszczęsny odbiór. No cóż, ja straciłam czas ale on też nie zyskał i nie życzę mu więcej zleceń, dopóki się nie nauczy, że się ludzi TAK nie lekceważy. Za to podziękowania i polecenia z mojej strony udzielam firmie Elektro-Sat, dwóch przemiłych młodych panów działa szybko, profesjonalnie i tanio, więcej reklam na priv jakby co :)

 

Kolejny etap to podpisanie umowy. No cóż, Tauron jak urząd, trza sobie wziąć urlop, trza się pouśmiechać do zgorzkniałych bab za biurkiem, trzeba porobić kilometry po korytarzykach, pokluczyć, pobiegać po schodach w górę i w dół. No więc Mruczka wzięła stos papierów, mówiących, że ja, że mam prawo własności, że upoważnienia, że numer buta... itp i wdziewając krótką spódniczkę (a nuż będzie urzędnik a nie urzędniczka), pojechała 30 km do jednego słusznego punktu Taurona. Spódniczka się przydała, tak jak wachlowanie rzęsami w kierunku urzędnika, co to trza go było przekonać, że ja bardzo, ale to bardzo POŻĄDAM prądu na posesji i że usiądę tu i się nie RUSZĘ póki mi odbioru nie zrobi. Pan miły, uprzejmy, miękki na wdzięki, zjadłam go na śniadanko. Potem parę km biegusiem w tę i z powrotem, a tu pokój taki, a tu jeszcze to, a tu upoważnionko potrzebne, a tu fakturka do wglądu, maaaaaaaaaaatko, to prąd a nie proces beatyfikacyjny a mimo to mam dwa razy grubszy segregator z papierami. Jednego tylko nie rozumiem: po kiego grzyba w siedzibie Taurona spisują kto gdzie kiedy wchodzi i do kogo, pesel itepe, dają nawet plakietkę "gość" (powinno być chyba - INTRUZ), no bo co ja mam im wynieść? drukarkę? kawałek kabla? fazę w wiadrze?

 

No ale ostatecznie się udało. Mruczka została wpisana w poczet odbierających prund, a do elektryków z pogotowia zostało wysłane zlecenie założenia licznika...

 

chwila na reklamy, siku i sen, reszta jutro... ;)

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JAK OSŁY PRĄD MONTOWAŁY

 

..... no więc Mruczka z tą umową wyproszoną, wybieganą i wymruganą rzęsami wróciła jak z tarczą z placu boju i pozostało tylko czekać. Co prawda zasugerowano mi, że powinnam dzwonić do pogotowia energetycznego, celem wypytania o termin montażu licznika ale z doświadczenia wiem, że prościej jest dodzwonić się do Św. Mikołaja w Rovaniemi niż do nich. No więc pozostała nadzieja, że jednak niedługo mi ten licznik zamontują.

No i nadeszła ta chwila, jadą, jaaaaaadą energetycy z moim licznikiem. Jadą najpierw do skrzynki sąsiada, gdzie wypowiedziałam w jego imieniu moją umowę (tak, wiem, skomplikowane) aby zdjąć licznik, i podjadą te 100m do mnie założyć nowiutki, już pod dom... tak sobie myślę.....

O ironio w dooope kopana, jak mogłam pomyśleć, że ta nieskomplikowana czynność przebiegnie bez hecy?

 

Panowie, a i owszem, zdemontowali licznik i zamontowali nowy.... w tym samym miejscu :) mój licznik na działce sąsiada, chociaż na zleceniu jak byk adres, że numer 10 i że ulica taka. Mój tynkarz, który akcji się przyglądał mówi im:

:- panowie a czy to nie lekko idiotyczne co robicie? nowy licznik ma być TAM!,"

na co osiołki: "- tak mamy w zleceniu i tak robimy"

 

Aha, czyli jakby dostali kartkę z namalowanym drzewem do góry nogami, to nie wpadliby na to, że należy kartkę obrócić, tylko zasadzili je korzeniami do góry, BO TAK MA W ZLECENIU? - trzymajcie mnie! "nam myśleć nie kazano, wstąpiłem do energetyki.." jak pisał nasz wieszcz...

Na szczęście wieści te dotarły do mnie prawie od razu, a ja gotując się ze złości i z niedowierzania, wystukałam numer Taurona i z cholerą w ustach, trzymaną na wodzy, słodkim sykiem szepcę do MINOTAURonA na infolinii, że jestem szczerze zaniepokojona stanem umysłu panów Tauroboli i że ja to ja i że taka i taka sytuacja, że działka A i działka B mają właścicieli A i B, a jakże, i że ja nie potrzebuję już nowego prądu u sąsiada tylko W DOMU i czy ona mogłaby ŁASKAWIE to WYJAŚNIĆ??

Pani miła, profesjonalna i uczynna, nie powiem, wysłuchała, zrozumiała i skontaktowała się z przywódcą stada osłów i obiecała oddzwonić w tej, jakże dziwnej, sprawie. Dzwoni więc ów przywódca stada, nie wiem czy ma uszy, ale czytać chyba i odbierać telefon umi, potrafi nawet zadać pytanie: ale oso chodzi?? więc mu tłumaczę raz jeszcze kim jestem, że tu, że planeta ziemia, że inny adres, że ma ludzi idiotów.... no nie, tego ostatniego mu oszczędziłam, pewnie sam to wie, bo niewiele ponad parę tygodni temu ów stadko wesołych Amperomierzy zainstalowało u innego sąsiada skrzynkę... nie z tej strony. Czyli wyobrażamy sobie szybciutko pole, skrzynkę istniejącą na działce x, do tej sąsiad z boku prosi by dołączyć jego, docelową skrzynkę na działkę y z lewej strony, przyjeżdżają weseli panowie i owszem, ustawiają, ale od strony prawej. Naprawdę nie wiem co oni pobierają?

No ale wracając do rozmowy, szef wszystkich osłów rozmawiał ze mną lekko ironicznie z wyraźnym podtekstem pt. "babo czego ty chcesz ode mnie" i mówi do mnie tak:

-"no ale chłopcy pytali czy to działka pana M. i robotnicy (na budowie obok) powiedzieli im że taaaaaak"

(ciekawe czy jakby im powiedzieli, że są potomkami Mahometa w drugiej linii to też by uwierzyli?)

-"no ale tam TRWA budowa, czy Pani chce, żebyśmy ten prąd odłączyli? a co na to Pani robotnicy?"

-"no ale ja nie wiem, nie wiem, Pani ten prąd każe teraz odłączyć, a sąsiad nie będzie go potrzebował? nie buduje się czy coś?"

 

- aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! do stu par butów w Daichmannie kupionych, słuchaj Pan! sąsiad się NIE BUDUJE i nie będzie! umowa jest MOJA i ja ją WYPOWIEDZIAŁAM w imieniu sąsiada na co mam zgodę, MOI robotnicy są uprzedzeni, czekają na ten prąd, jak ja na weekend, TAMCI robotnicy są z budowy OBOK i szczerze NIE OBCHODZI mnie ich zdanie, więc proszę zrobić tak jak być POWINNO, chcę mieć prąd przed domem, a nie 100 m dalej!.

 

"-ok, zaraz nawrócę ludzi, niech ktoś im tam PALCEM pokaże"

 

I ten palec okazał się zbawienny. Na miejscu był już mój tato, szczerze ubawiony, o wszystkim powiadomiony, że PALCEM osłom siano trzeba pokazać, poinstruowany, że najlepiej wskazującym trzeba i że z bliskiej odległości...

Wracają osiołki, podjechali, zlokalizowali optycznie numer na domu 10 (słownie dziesięć) wołami napisany, zlokalizowali nawet skrzynkę prądową, która UWAGA składa się z dwóch części: jedna pół-skrzynka na mojej posesji, a druga na sąsiada z boku, nadążacie? :)

Tak, tak, macie rację.... osiołki zabierają się do roboty i dawaj montować licznik U DRUGIEGO SĄSIADA. Na co mój rodziciel, chwilowo biernie przyglądając się tylko ich zmaganiom, był zmuszony faktycznie użyć palca:

"-panowie...... TA skrzynka, TUUUUTAAAJJJJ! Widzi? TUTAJ! nie u sąsiada! u nas!!!"

 

słuchajcie, rekord został pobity, normalnie gdyby głupota mogła latać, panowie byliby ponaddźwiękowi chyba... :)

 

aha, tym, którzy topografii nie znają, przypomnę, że mój dom stoi jako JEDYNY na tej ulicy (jest jeszcze nie skończona budowa sąsiadów) i naprawdę wystarczyłoby popytać, moi fachowcy byli o wszystkim uprzedzeni, a poza tym wystarczyło sprawdzić adres... a Panowie, jak się później tłumaczyli, stwierdzili, że numer skrzynki (działki) 10 = numer adresowy 10. Ale nie pomyśleli, że absurdem jest wymieniać licznik w tym samym miejscu na nowy na to samo nazwisko i nie zadzwoniło im w głowach by to sprawdzić, pomimo upomnień mojego tynkarza.

 

No cóż, finał jest taki, że prund jest, że działa i że można znów o czymś w dzienniku napisać :)

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ATAK SZAREJ BREJI

 

Tak się w życiu poskładało, że aż tydzień na budowie nie byłam. Skręcało mnie z ciekawości, ale kurcze przedświąteczny zamęt jakoś mi się udzielił, poza tym im dłuższa przerwa tym większa niespodzianka :) No i pojechaliśmy wczoraj wieczorem zobaczyć jak tam chata. AAaa gwoli wyjaśnienia: nie jest tak, że kompletnie nikt tam nie zagląda. Mamy takiego jednego dyżurnego o sokolim oku co pańskim okiem konia tuczy, a więc wszystko pod kontrolą.

No więc.... aaaaaaaaaaa cały dom tonie w breji, to podobno jakowaś obrzutka. Wygląda jak w bunkrze.. jakby jakiś glonojad dostał wymiotów, jakby bomba wpadła w kałużę. Zresztą sami zobaczcie:

IMG_7380.JPG

 

IMG_7390.JPG

 

ja się pytam gdzie są moje cegły!

 

a na pocieszenie część pomieszczeń wygląda już tak:

 

IMG_7371.JPG

 

IMG_7374.JPG

 

IMG_7379.JPG

 

robi się gładziej, równiej i jakby mniej wieje przez ściany. Jest szaro jak w szarych szeregach, mam cichą nadzieję, że jak wyschnie to troszkę zbieleje. W każdym razie dom wygląda jakby piorun pierdyknął w błocko, a podłoga.... i po co było zamiatać ? :)

 

Demonizuję troszkę, czekam na efekt końcowy, chłopaki mówią, że w tym tygodniu skończą górę.

 

A żeby się wytłumaczyć czemu mnie chwilkę nie było to Wam opowiem że szukamy drzwi wejściowych. Ubzdurałam sobie, że hrabianka nie jestem i starczą mi TANIE drzwi z Casto, takie tam metalowe, byle klamkę miały i szybkę.. taaa, odszczekuję to wszystko w tę i nazad. Kupno ZWYKŁYCH drzwi, w normalnej cenie do 1000 zł graniczy z cudem, nie to JEST po prostu niemożliwe. Tzn. w sumie jeśli zamknęłabym oczy i wchodziła po omacku przez kolejne kilka lat zanim się rozwalą... No bo naprawdę ochoczo się zabrałam do zakupów i NAPRAWDĘ chciałam coś wybrać a za każdym razem mnie i Mruczkowemu wykrzywiała się twarz ze wstrętem i tak staliśmy w alejce w Casto, potem w Obi, potem w Leroy, potem w Praktikerze, aż hipermarketów zabrakło. No nie ma siły, jeśli ma ktoś ociupinkę dobrego smaku i brak wady wzroku to nie kupi takich drzwi, bo go wątroba zaboli.

 

Jak w ogóle można sprzedać coś:

- co ma dżylion wgnieceń

- co ma okleinę, która odchodzi pod paznokciem

- co ma kolor wymiocin krowich (tylko jeden)

- co ma ubabrany front wątpliwej urody SYLIKONEM

- co ma purchiel na środku wielkości pięści

- co ma odpustowy żółtozłoty witrażyk robiony przez staruszkę trzęsącą ręką

 

no dobra, skapitulowaliśmy. Weźmiemy drzwi drewniane z dolnej półki, wydamy średnią kwotę i będziemy na nie czekać do końca świata, bo aż 6-8 tygodni. Kto to widział, aby w dzisiejszych czasach nie można było kupić drzwi od ręki, a przecież standardowe i bez wydziwnień jakiś. Nie mają na magazynach? Lipa, Panie, lipa...

 

oczywiście wybraliśmy też odpowiedniego sprzedawcę i chyba będzie to drobna ruda pani, która dziś ujęła nas kompetencją i miłą aparycją :) coby nie było że my tylko wśród buraków pastewnych się obracamy.

 

Czy u Was też nagminne jest namiawiatorstwo sprzedawców na najdroższy towar jaki mają? Scenka z salonu drzwiowego XYZ, tym razem rozmowa dotyczy drzwi wewnętrznych:

- Pani, a co tu Pani patrzy na te drzwi, proszę spojrzeć na te, fornirowane....

- Panie, ale podoba mi się ten wzór obok, co to za drzwi?

- Pani, ale co Pani, papierowe drzwi Pani będzie brała? zaraz się to Pani powyciera....

(no to czemu chłam chłopie sprzedajesz? - pomyślałam)

- Panie, ale ja nie będę ich ciągać po bruku, ładne są, proste, niedrogie...

- ale niech Pani tu spojrzy, porządne drzwi, klameczki, obramówki...

- ale te Pańskie obramówki takie babcine jakieś.. mi się podoba TEN wzór obok.

- ale te są z tańszych, ten producent też nienajlepszy, no niech Pani spojrzy te obramówki można usunąć... tu mamy koszt 1200 zł za skrzydło..

- Panie! ale ja takich drzwi potrzebuje 11 SZTUK! a poza tym WOLĘ ten obok!

 

dobrze że zadzwonił telefon i mogłam się wysupłać z macek strasznego sprzedawcy, który krew by mi wypił jakby mógł na tym zarobić.

Ech.

czy ja się wszędzie muszę tłumaczyć, jeśli to co mi się podoba jest tańsze niż to co kupuje reszta świata? Nie planuję marmurów ani kompozytowych parapetów, nie będziemy mieli najlepszych paneli ani wymyślnej ceramiki sanitarnej. I dobrze mi w tym średnim przedziale, a wszystkim doradcom dziękuję :) Jak wygram milion to sobie kupię wyścigowego konia albo domek w górach i dalej będę sobie mieszkać na średnim poziomie :)

 

p.s. czy wy wiecie, że w jednym z salonów spotkałam złote klamki wysadzane cyrkoniami?? :) i to kilka modeli....:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MAŁE A CIESZY

 

no pokój mały, bo mały a cieszy bo zrobiony w całości, pięknie, równiutko, mniam...

zresztą sami zobaczcie:

 

DSC_0050.JPG

 

DSC_0049.JPG

 

DSC_0052.JPG

 

Cieszy oczy coraz bardziej, choć kolor ma ponury, za to nasz dom zyskał naturalne zasieki, żeby do nas dojechać, a właściwie dopłynąć, trzeba mieć terenowca albo chociaż wysokie gumiaki. Błocko jest przeokrutne i w sumie gdyby nasze autko nie miało napędy na cztery kopyta to trza by było chyba na szczudłach przechodzić.

 

A z innej beczki: zaimponował mi Gosiek, która jeszcze bez tynków, przy świecach robiła w domu Wigilię :) wielki szacun, naprawdę. U nas to niemożliwe, zbyt jesteśmy praktyczni i wygodniccy ;) mimo to mam nadzieję że już za tydzień, przed świętami będę mogła pokazać wam wytynkowany w całości mój domek :)

 

Tymczasem czas na mały weekendowy odpoczynek ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CZASOPRZESTRZEŃ PRZYSPIESZA

 

Ludzie jak zwykle o tej porze roku dostali kociokwiku, nigdzie nie można ruszyć się autem, wszystko stoi, a raczej biegnie, tzn czas biegnie a ludzie stoją - w korku, w kolejce, jak kto woli. Powariowali i w imię czego? żeby obłowić się jak chomik, lodówka trzaśnie w szwach a potem zalec przed telewizorem z talerzami pełnymi żarcia i Rapaholinem. No i przez tych szaleńców nie mogę dostać się po artykuły pierwszej potrzeby, o, po taką płytę kartongips do Castoramy na przykład. Bo Castorama ma to nieszczęście być w ciągu Hiperkarketów obleganych przez powyższe tłumy. I ja nie mam gdzie zaparkować, jadąc po kubełek folii w płynie, albo po ekogroszek no. Ja nie rozumiem, wczoraj stwierdziliśmy z Mrucz, że gdyby nie pasożytnictwo na mamach, która to (przynajmniej moja) zwolniła mnie z jakichkolwiek przygotowań i pomocy (o jaa!) no i gdyby nie to, to poszlibyśmy do Lidla, kupili pierogi z kapuchą i karton barszczu i normalnie byśmy odprawili święta wg schematu: opłatek, pierogi, pasterka i spać.

No więc tłumy ludziów biegają, my też, ale za to nie za prezentami a za kolejnymi workami tynku z "Doliny Nidy", bo brakło miało czelność. Domek powoli staje się podobny do miejsca zamieszkania a nie do stosu cegieł tylko, zupełnie inaczej wygląda w takim "ubranku". Mamy malowniczy skos naprzeciw wejścia, skosił się sufit i się z nas śmieje, niewiele można zrobić, albo pokochać, albo czymś zakryć, zobaczymy którą opcję wybierzemy. Wspominamy też murarza Cesia, który to czkawką się nam odbija bo przez jego poczucie pionu zarabia na nas ów "Dolina Nidy". Tynkarz chciał mordować murarzy, powiedziałam, że jest to niemożliwym, bo oni już dawno w ogródku zakopani :)

I tak już tynkowanie dobiega końca, tymczasem obywa się bez ofiar. Zmartwychwstała nawet czujka garażowa, która przysnęła na dwa dni i przestała dawać znaki życia. Może nie podobało jej się opakowanie z folii a może zwyczajnie poczuła się zwolniona z obowiązku mrugania okiem i informowania że ktoś wchodzi i po prostu przysnęła. Zaczynam zapominać co gdzie było kładzione, gdyby nie malownicze pomarańczowe wąsy na plasticzkach - dekielkach, nie wiedziałabym gdzie utonęły kontakty, przedwczoraj gapiliśmy się z ojcem przez dobrą minutę na kabel, który zwisa nad drzwami. Nie bardzo pamiętaliśmy ideę jego istnienia dopóki nas nie olśniło - dzwonek! no tak, co może wystawać nad drzwami? (tu plaśnięcie dłonią w czoło).

 

A zanim zapodam fotki z szarością dnia codziennego, szybki teleekspress niusów:

- padł rekord, przedwczoraj wróciliśmy z budowy o północy

- Mruczka oparzyła się kozą przedtem rozpalając rury spalinowe do pięknej czerwoności.. ach to ci kobieta ze mnie :)

- poszło 12 palet tynku co oznacza że dom ociężał o jakieś 15 TON!!!

- spadł pierwszy śnieg na dach, wygląda malowniczo, szkoda że moja komórka nie umie zrobić zdjęcia w ciemnościach

- Mruczkowy mąż miał 20 grudnia urodziny i odtąd niesie na karku okrąglutką trzydziestkę

życzenia szybkiego skończenia budowy i nie wykończenia siebie i żony można wpisywać w komentarzach :)

 

DSC_0059.JPG

 

DSC_0058.JPG

 

DSC_0057.JPG

 

EDIT: MSU kochana, nie uwierzysz, ale naprawdę napisałam SWOJĄ notkę zanim przeczytałam TWOJĄ :D

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KONIEC OBŻERANIA, CZAS WZNOWIĆ ROBOTY

 

Z powodu tego świątecznego pędu nie było jak powiadomić szanowne grono czytaczy, że tynki skończone i na święta już się dzielnie suszą. Pogoda wiosenna sprzyja, przewiewy w domu improwizowane raz na jakiś czas, a mimo to nie jest tak mokro, jak się spodziewałam, okna lekko zapocone, ale woda strumieniami się nie leje, jak to widziałam na innych budowach. Teraz trza się zastanowić nad posadzkami, bo skoro zima w tym roku odwołana to może zdąży się zrobić i podłogi? Z martwienia się o skosy pod sufitem przechodzimy na martwienie się o skosy nad podłogą.

 

a tak wygląda efekt ostateczny:

 

2011-12-23.JPG

 

2011-12-23%252520%2525289%252529.JPG

 

2011-12-23%252520%25252811%252529.JPG

 

2011-12-23%252520%2525288%252529.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DYGRESYJA ZOOLOGICZNA

 

Takie to nie Mruczkowe jakieś przygarnąć sobie dwa szczurki co? :) no ale jak się do was przytula zwierzak, chowa w rękaw i nie chce nigdzie iść to zostawiacie go ot tak? no nie wierzę... (i tak jest do dziś, jedno z naszych ogoniastych przyjaciół woli moje ręce niż swoją klatkę, przytula się i biega za mną i za (lub po) Mru, dostało u nas azyl dożywotnio :) a drugie, uratowane z przeznaczenia na karmę, uczy się od niego, że ludzie są fajni i potrafią być dobrzy.

Niech wybaczą nam wszyscy wielbiciele kotów oraz Ci, co się wzdragają na samą myśl. Im dedykuję zdjęcia poniżej (nie moje niestety)

 

szczur_20.jpg

 

szczur_14.jpg

 

szczur_9.jpg

 

przynajmniej dwa małe ogonki mają fajny żywot ;)

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SCHODY

 

Byliśmy dziś z Mruczkiem na rekonesansie schodowym. Wylewkarz prosił by mu podać z czego będą robione schody i jaka grubość okładziny itepe itede. No więc rozwiązania som czy:

primo - decha drewniana

secundo - panele z systemu Quick Step

tertio - niech licho porwie schody, kupimy wykładzinę w Komforcie...

 

decha drewniana ma swoje zalety ale też i wady, patrząc na schody w domach, które znam... cóż, może po prostu kiedyś robiło się je inaczej. Drewno jest oki jeśli jest ładne, odpowiedniego koloru, bez sęków, plam, przebarwień... Mówię tu o obawach związanych z tanimi deskami. W Casto podobno jeden schodek kosztuje 60 zł, nie widziałam, ociec doniósł.

 

panele Quick Step - ktoś pomyślał, że fajnie czasem zrobić wszystko w jednej konwencji łącznie ze schodami, metr kwadrat kosztuje 73 zł plus listwy zatrzaskowe na łączenia i do tego ich bardzo smaczny piękny wzór "dąb stary", ach i och, stronę mają świetną, można się pobawić kolorystyką i takie tam...

Problem pojawia się przy schodach zabiegowych, no ale nie takie problemy rozwiązaliśmy ;)

 

no dobra, Komfort to ostateczność...

 

tak więc poszliśmy dziś do pierwszej z brzegu firmy robiącej schody. Robią tam przy okazji różne artystyczne potworki.. siedziałam na krześle ze szkła, nade mną fruwała jakaś metalowa ważka, przed budynkiem pająk z kamienia i wystających drutów, w kącie jakiś bliżej niezidentyfikowany robal ze szkła i metalu brrr, ja chyba nie rozumiem współczesnej sztuki, zdecydowanie nie.. No ale wróćmy do schodów, realizacje w postaci zdjęć wisiały na ścianach, powiedzmy, że były mocno nowoczesne, ale ale drewno jest, stopnie, balustrada też, niech no nam Pan powie jaki to rząd kosztów jest..

Normalnie Mruczkowi ani brew nie pykła jak Pan na kartce rysował kolejne zera :)

za to ja z kwikiem nerwowego śmiechu zadzwoniłam do ojca z pytaniem, czy aby w Casto zobaczył i policzył wszystkie zera.

No i wam spieszę donieść, że nie piłam dziś (grzaniec się nie liczy, dobra?) zdrowa na umyśle jestem i raczej twardo stąpam po ziemi, wiem, że ceny są różne, straszne czasem i w ogóle, ale jak tu stoję nie dam zarobić za kilka desek TAKIEJ kasy.

Siedzicie?

więc tak: stopień prosty - 600 zł za SZTUKĘ (słownie sześćset złotych polskich, zielonych z krzyżykiem i królem jakimś..)

stopień zabiegowy - 800 zł, (no tak, jego przecież jest więcej, więc trzeba mocniej skroić frajerów)

spocznik - uhhh moje serce.... 1500 zł (tak, jeden pięć i dwa zera z tyłu i dopiero POTEM przecinek)

i teraz dowcip dnia: balustrada (nic specjalnego, trochę metalu, trochę drewna, prosta, zwykła) - 800 - 1100 zł za METR BIEŻĄCY!

a ja jak to serce z reklamy TePe śmieję się, wierzgając nóżkami i mówię do Mru: "Rozuuuum, pokaż mi to jeszcze raz!"

 

kto nie widział reklamy ma ją tu:

 

no dobra, nie mam circa 15-stu kafli na schody, panele przy bliższym przypatrzeniu nie mają odpowiedniej długości, zostaje albo pomalować olejną, albo zawezwać załogę dżi w składzie ociec i Mru i zrobić je własnym sumptem.

 

aha a tak wygląda obiekt moich marzeń i od dziś wieszam na lodówce i wzdycham do nich:

schody.jpg

 

no to do siego roku! :) niech Was żadna cena nie powali never again ;)

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

MAŁY KAZIO BEZ CUKIERKA

 

Dawno nikt mnie nie wkurzył nie? Rozśmieszył mnie schodziarz, ale już nie pamiętam kto mi adrenalinkę ostatnio podniósł. Aż tu proszę dzisiaj wymiana mailowa godna opisania w dzienniku. A zaczęło się niewinnie...

Gwoli wprowadzenia pozwólcie, że nakreślę didaskalia: dom stoi, tynki schną sobie niespiesznie, przybierając różne plamy, a niech im tam będzie. Wybraliśmy też ekipę, która położy nam posadzki. Powód? Facet, nie dość że jest całkiem ładny :p pachnie od niego dyskretnym męskim "Adidasem" (i tym razem nie są to buty) to ma jedną kapitalną zaletę - jest konkretny. Jak ja lubię ludzi konkretnych. Raz ciach, tak jest a tak nie ma i już. No i wcale nie dlatego, że gość jeździ pięknym czerwono-srebrnym Pajero, do którego mamy słabość, bo kiedyś nam się z Mruczkiem taki śnił po nocach :)

No ale do rzeczy: pomiar, opinia, wycena, spotkanie z wykonawcą - to wszystko nazywamy pojęciem "Casting". Wolny rynek mamy, można sobie zatrudnić kogo się chce, ekipę cyrkową również, a co. Normalne jest, że najpierw trzeba wyczuć teren, porozmawiać, zapytać o szczegóły wykonawstwa... Zdarzają się ludzie bardziej lub mniej elokwentni, bardziej lub mniej przekonujący, niby nic dziwnego. O wyborze decyduje cena ale też wrażenie i tzw przeczucie moje lub Mruczka, oceniamy po prostu czy "dobrze z mordy patrzy" :) Tak też było i tym razem. Dwie polecane ekipy, dwie wyceny, dwóch skrajnie różnych facetów. Jeden - wspomniany właściciel Pajero - konkretny, szybki, profesjonalny, miły, zwracający się do mnie miękkim "Pani Annnnno" :) i drugi: niepewny siebie i tego co robi, męczący, o wyglądzie zaspanego misia panda, piszący niewiemczemu do mnie w mailu "Cześć Ania" eeee ostatnio zwracano się tak do mnie w liścikach w podstawówce. Taa, ja wiem, że ja młodo wyglądam i w ogóle jak sobie zrobię kucyki i założę podkolanówki to można mnie po cukierki posłać, ale nawszystkieodpady! lubię profesjonalizm, a obracamy się w poważnym (hehehe) świecie dorosłych nie? No więc biorąc pod uwagę, że Pan Gluś był droższy od Pana vel Czerwone Pajero, wybór był prosty. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że profesjonalna Mruczka uznała, że miłym będzie podziękować panu Glusiu za wycenę via e-mail i krótkim zdaniem poinformować, że "casting" wygrała inna ekipa.

That's it, zamiecione rączki.. otóż nie.. zraniłam uczucia człowieka! (ooooch - tu teatralny gest omdlewającej Ofelii z ręką przyłożoną wierzchem do czoła)

Pan Gluś z rykiem małego Kazia, któremu odebrano cukierka odpisał na maila, podnosząc ową wspomnianą na początku adrenalinę uderzając w ton ojejeje_jakijabiedny. No jaaaa ciebie! Takie zachowania w piaskownicy są na porządku dziennym, ale nie na budowach! Pisze Gluś do mnie, że skoro tak, no to on się pogodzi, ale się czuje odrzucony i że POWINIEN się pokapować, że tacy cwani jesteśmy, bo on nam ZAUFAŁ, a my go nie wzięliśmy i nie zatrudniliśmy, a ON zainwestował swój czas i przyjechał pomierzyć i zrobił wycenę ZA DARMO, a powinien za to wziąć 200 złotych polskich, a nie wziął, no ale dobra, skoro tak, to on się NAUCZY na błędach i że chętnie by zobaczył TE KONKURENCYJNE posadzki skoro takie dobre, ale że pewnie nie będzie MU DANE... ale że CHLIP, on się pogodzi i że CHLIP nie czuje urazy....

Zmęczyliście się? bo ja na sam jego widok opadam z sił, nie... na widok tego maila to już wszystko mi opadło, szczękę zbierałam jedynie ułamek sekundy, oceniwszy facecika jako niedojrzałego psychicznie, podziękowałam mojemu wewnętrznemu ja, że dokonało właściwego wyboru wykonawcy i odpisałam grzecznie acz skwapliwie i nie przebierając w słowach, że dla mnie jest nie tylko glusiowaty i niekompetentny ale i bezczelny, bo o żadnej opłacie nie wspominał, a teraz po dwóch tygodniach próbuje mnie naciągnąć. No to chyba się pomylił z lekka. (Zresztą jakbym wiedziała, że za wycenę się należy, to bym go w ogóle nie zapraszała, miałam w kolejce następnych poleconych) Wyłuszczyłam Glutowatemu pojęcie RYNEK i KONKURENCJA i WOLNOŚĆ WYBORU wykonawcy, bo on chyba nie teges z tymi terminami. Wyjaśniłam, że coś, co on zadeklarował zrobić w 4 dni, moi wykonawcy zrobili w 4... godziny, że nie "tyka" się inwestora, bo brudzia nie piliśmy i kumplami nie jesteśmy i że nie tak walczy się o klienta. I normalnie nie wiem czy mam się śmiać czy płakać, bo nie wymyśliłabym sobie, że dorosły facet może się mazgaić i pisać z pretensjami, że nie wygrał "Castingu".

Maila zwrotnego załączyłam do wiadomości osoby, która go polecała, bo co, jak co, ale moi wykonawcy ZAWSZE są uczciwie opłacani i jest to dla mnie punkt honoru, a opinii naciągacza nie zniesę...

BTW z rozmowy dzisiejszej z jedną z moich drogich psiapsiół wynikła myśl, że my inwestorzy ryzykujemy zatrudniając fachowców na podstawie "dobrze mu z oczu patrzy" ale i oni ryzykują wykonując dla nas robotę i licząc na zapłatę, zwłaszcza, że pisanie umów nie jest aż tak powszechne. Bo mało kto będzie się ciągał po sądach. Na szczęście są jeszcze ludzie, którym można zaufać i naprawdę - tu będzie może mało skromnie - za takich się uważamy.

Nie będzie Gluciarz płakał nam w twarz, o!

 

a może za ostra wychowawczo byłam, hę?

 

następny przystanek - podłogówka (tu bicie dzwonów dla p. Adama R - gościa, że hej! :p ), ale to w następnym odcinku...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PODŁOGA SIĘ ROBI

 

Dostałam dziś świeżą porcyjkę zdjęć, przyniósł mi ją dziś mój osobisty, przystojny kurier, wraz z porcją ciepłego maminego krupniku, gdyż jako obłożnie cherlająco-kichająco-prychająca, zwolniona z obowiązku pracy i przyjemności doglądania budowy, łączność z ekipami mam jedynie za pomocą telefonu. No to się podzielę, było dużo opisu, to teraz trochę obrazków:

 

- na początek artystyczna, piękna, ach i och, czerrrwoniutka instalacja wodna dzieła pana Adama, zapamiętajmy ją taką, gdyż po tynkach nie wygląda już tak pięknie, niestety tynkowanie ma to do siebie, że bez pytania zapaskudza wszystko. W roli głównej łazienka dolna, górna i kotłownia:

 

IMG_1341.JPG

 

IMG_1372.JPG

 

IMG_1356.JPG

 

- po tynkach, szalona ekipa w składzie mua, ociec i Mru popełniliśmy radośnie i własnoręcznie instalację odkurzacza centralnego, kupioną wcześniej na alledrogo. Polecam, łatwizna, a zabawa lepsza niż puzzle i domino w jednym. O dziwo wykorzystaliśmy całkiem niewiele elementów i pomimo, że Mru zniszczył jedno gniazdko klejąc je na lewą stronę, zostało chyba jeszcze pół kartonika różnych ustrojstw, złączek i kolanek. Jak widać wielkość domu nie ma tu nic do rzeczy, a lepiej jednak kupować instalację dokładnie na sztuki niż w zestawie, bo potem się to dziwnie mnoży. Z drugiej strony warto uwierzyć na słowo, że dołączony klej NAPRAWDĘ jest dwusekundowy i głupio tak zostać bez np jednego kolanka... Jakby się komuś zdarzyło to niech się do mnie zgłosi, mam tego w nadmiarze, a zupy chyba z tego się nie da zrobić :) U nas na całą instalację składają się 3 gniazdka (hall, wykusz, górny korytarz) + 1 w garażu i 1 szufelka w kuchni, trochę rur, trochę kabla, zręczne łapki i już:

 

DSC_0090.JPG

 

DSC_0092.JPG

 

- potem przyszli styropianiarze i wyłożyli cały dom białą pierzynką, rurki (już nie tak czerrrwone) i odkurzacz utonęły w bieli:

 

IMG_1395.JPG

 

IMG_1396.JPG

 

- potem przykryli wszystko czarną folią z atestem, grubości 0,3 (z jakiś powodów do kupienia jedynie w specjalistycznych sklepach). Tu dobra rada dla potomnych: folię należy kłaść POD chudziak, PRZED jego wylaniem. TERAZ to wiemy :)

 

IMG_1384.JPG

 

IMG_1377.JPG

 

- a potem ten stan "poprawił" jeszcze p. Adam, kładąc swój styropian z odbłyśnikiem pod podłogówkę:

 

IMG_1425.JPG

 

IMG_1421.JPG

 

IMG_1423.JPG

 

- teraz p. Adam realizuje swoje pokręcone wizje :) ja jestem zachwycona, chyba bym tak nie umiała.

 

IMG_1412.JPG

 

IMG_1411.JPG

 

IMG_1403.JPG

 

Podłogówka będzie w całym domu prócz garażu, kotłowni i schodów, zastanawiam się jak to się będzie sprawdzać. Nie, żebym była nieufna, ale jak patrzę na te rureczki to się zastanawiam czy jednak nie kupić sobie grubego swetra jako dodatkową iwestycję :) No nic, trzeba wierzyć w setki dobrych rekomendacji ludzi, którzy z tym żyją i są zadowoleni z braku "kotów za kaloryferami".

 

Następny odcinek już niebawem. Damy się wykazać wylewkarzom o ile zima raczy JESZCZE trochę poczekać :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WYSYPAŁY SIĘ

 

wylewki się wysypały proszę państwa, ja w ogóle nie rozumiem czemu one są wylewki, one się powinny nazywać wysypki :) No więc zrobiliśmy wysypkę i przykryliśmy pokrętne rureczki, szkoda, bo ładne były, może kiedyś wynajdą przezroczyste wysypki to będzie można je podziwiać nieco dłużej a i monitorowanie uszkodzeń będzie łatwiejsze. No ale do rzeczy:

 

- wysypywanie i zacierka trwały o 7:30 do 18:00

- czterech chłopa plus szef

- poszło 30 ton piachu i ok 150 worków cementu

- zbrojenie u nas jest za pomocą włókien poliestrowych, dzięki czemu mamy chwilowo podłogę z włosami :)

- cena za robotę: 14 zł/m2 wraz z ułożeniem w całym domu styropianu.

- bardzo polecam ekipę p. Krzysztofa i firmę Pos-Dach, po namiary zapraszam na priv.

 

No to teraz zima może sobie przychodzić, spuszczam ją ze smyczy, a wyleweczki/wysypeczki sobie spokojnie leżakują poziewując.

 

IMG_1459.JPG

 

IMG_1465.JPG

 

IMG_1473.JPG

 

IMG_1467.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

1% - KOMU KOMU?

 

A dziś notka nietypowa, pod wpływem chwili, poruszenia serducha. Podczas porannej prasówki wpadło mi w oczy coś, co mnie poruszyło aż tak, że pozwolę sobie to tu zalinkować. Tak refleksyjnie dziś będzie, skoro i tak na budowie cicho, głucho i wieczna zmarzlina a życie przeniosło się na bardziej przyziemne tory.

 

Notka pochodzi z bloga "Czarno na Pomarańczowym" tu link: http://fraube.blog.onet.pl/11-Dobro-powraca-Niekoniecznie,2,ID451610140,n

 

zapraszam

niestety nie mogę tego tu przekleić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

COBY PAJĘCZYNY STRZEPNĄĆ Z DZIENNIKA

 

wstawiam parę fot i parę faktów:

primo - dom zamarzł od środka, dziadek Mróz bawi się rysunkami na szybach, alarmowi się to nie podoba, głupieje i ciągle nas wzywa. Zaprzyjaźniłam się już z grupą moich bodygardów, wcale nie są smutni :)

 

secundo - zamówiliśmy drzwia, oba drzwia. Przednie i tylne. Był facio, pomierzył, pokręcił głową, ale zamontuje... w przyszłym stuleciu. Nadal nie mogę zrozumieć czemu czas oczekiwania WSZĘDZIE jest 6-8 tyg, rzeźbią je dłutkiem czy co? Już wiem czemu wyginęły dinozaury, po prostu zamówiły drzwi... i im ich na czas nie dostarczono, zdążyły zamarznąć :)

 

tertio - robiliśmy wycenę bramy garażowej (3 x 2) już wiemy, że puści nas z torbami, Gosja świadkiem. Tu powinno nastąpić samobiczowanie Mruczki, rzemykami, na gołą de, w największy mróz w szczerym polu, bowiem zgapiła promocję, która by uchroniła portfello o jakieś 700 zł. Okolicznością łagodzącą może być fakt, że Mruczka zalegała chora przez 2 tyg. No dobra.... w ramach pokuty odmówię sobie jednego "tigera" w Coffee Heaven.

eeee po czwarte? - kupiliśmy se wanienkę. Takiego Cersanita se pyknęliśmy na allegro. Powody są dwa: ceny idą w górę, a poza tym mam takiego pecha, że zwykle wycofują moje ulubione produkty ze sprzedaży (to spotkało czekoladę Nestle miód i migdały, a potem mus czekoladowy Campiny, a ostatnio nawet moje ukochane płatki bez cukru....aaa) a wanna ma to do siebie że nietypowa, bo otworek ma na środku.

 

Parę zdjątek:

 

DSC_0103.JPG

 

DSC_0105.JPG

 

DSC_0111.JPG

 

DSC_0104.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...