Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Mruczkowa Chata na Długie Lata


Recommended Posts

ZMIANA PLANÓW

 

się dzieje... a dziennik kurzem zarasta. Mieszkamy wciąż na placu boju, Mruczkowski dzielnie walczy z regipsami na górze, wygląda na to, że nie mają szans, zwłaszcza, że w weekendy zwala się pospolite ruszenie w postaci młodych męskich ciał, jakie mamy szczęście mieć w rodzinie. Dziękujemy owym ciałom a także tym co służą w drugim szeregu dbając o nakarmienie ów ciał (nie, na mnie nie patrzcie, ja tam gotować nie umiem :p ). Za oknem śnieg... no tak, pełno białych kulek ze styropianu się wala, zaczęto nam ocieplać dom, póki co idzie opornie, oj myślę, że Mruczka musi zaryczeć jak lew na prerii to może i roboty się wzmogą. Zależy mi na tym ociepleniu o tyle, że niszcząc kolejne buty na glinie i gruzie, łaknę kostki jak kania dżdżu, a kostka w kolejce stoi za tynkiem zewnętrznym. Łaknę równie mocno jakiegoś zalążka ogrodu a niedokończona altana wprost doprowadza mnie do płaczu. Póki co plany Mruczkowe zmieniły się o tyle, że musimy zdążyć wykończyć pokój Mruczątka, które to niespodziewanie raczyło się pojawić, a jakże, TERAZ właśnie anonsując się za 8 miesięcy. A pokój ów w powijakach, syf, drzazgi i beton. Cóż, tak to bywa :) W związku z powyższym, już w dwupaku (acz nie funpaku jak życie pokazuje) zwracam się uprzejmie do czytaczy o wyrozumiałość, gdyż w stanie znajdując się, zgoła odmiennym, cierpię na zidiocenie wtórne, maruderstwo i nosnakwintę w jednym. Podobno to hormony.

Minuty temu był u nas nowy sąsiad, wydaje się całkiem normalny, nie ufok jeden, ale to się jak zwykle okaże. Knujemy z sąsiadką koalicję, coby jakiś niespotykany gatunek żab wpuścić mu na działkę i ekologów naszczuć, coby jeszcze przez rok, dwa pięknym widokiem łąk się cieszyć. A dom będzie potwór bo bliźniak i stanie akurat tam, gdzie Otis lubi chadzać piechotą i zastygać w pozycji "w kucki". Jakoś nie wyobrażam sobie mieć widoku z wykusza na bebechy budowlane, miejmy nadzieję, że mój żywopłot wyrośnie szybko.

Mamy jeszcze jeden śmierdzący problem, który to doprowadza mnie do szału, zwłaszcza, że zawsze węch mając świetny, w ciąży mam go jak dwadzieścia psów tropiących w jednym i zgaduję co Mruczek jadł w pracy, zanim on wysiądzie z samochodu. Otóż coś (wiatr, ciśnienie, bogwieco) wtłacza nam smrody z szamba do domu i powoduje nieustanny odcień zieleni na mojej twarzy. Zaklinam Mru, że ma coś z tym zrobić lub sama wykonam laleczkę voo doo hydraulika, jeśli mi nie pomoże. Miejmy nadzieję, że coś się da zrobić, bo klątwę rzucę i każdego kto wbrew, myszy zjedzą.

Aha, nadal uważam, że wprowadzka do niewykończonego, brudnego domu bez szaf była szaleństwem :p

Zdjęcia wieczorem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 150
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

KAMELEON

 

dom zmienia barwy jak kameleon, raz jest biały, raz szary a raz popielaty. Szukam kogoś od ogrodzenia, kto mnie nie puści z torbami, albo znów skończy się na Castorama - budujesz, itd... sam. Mężczyźni moi niechętnie spoglądają na fakt bawienia się w instalatorów bramy przesuwnej 5 czy 6 metrowej, fundamencik też sam się nie wyleje. No nic, szukamy dalej, pytamy, negocjujemy...

W dzienniku mało, Mruczka prosi o wyrozumiałość, gdyż całe jej jestestwo póki co skoncentrowane jest na zadaniu: przeżyć. Przeżyć w trójkącie ograniczanym przez łóżko, lodówkę i WC i nie bardzo zzielenieć w międzyczasie. Odruchy ciążowe są hmmm bardzo kategoryczne, np już wiem jak to jest móc zabić za frytki, albo dziko potrzebować ogórka, albo pochłonąć cały kontener lodów.. No cóż, ponieważ branży nie zmieniamy i wciąż o budowie tu winno być, wstawiam fotki:

 

DSC_0760.JPG

 

DSC_0755.JPG

 

DSC_0754.JPG

 

z nowości: wykafelkowaliśmy balkon, tatko teraz duma nad balustradą, co wyzwaniem jest o tyle wielkim, że w okolicy tylko JEDEN dom ma balustradę na balkonie. Jak widać nie jest to rzecz pierwszej potrzeby, ale jak tu bezpiecznie wyjść na balkon bez odpowiedniej asekuracji? :) dla taty mego bezpieczeństwo przede wszystkim. A że ma wolną rękę to sama nie wiem jak to będzie wyglądało. Się zrobi, się zobaczy.

 

Nadal marzy mi się kostka, coś facio do mnie nie dzwoni, czas rozpuścić wici kiedy mogą do nas wejść i za ile. Dziś z Mru walne zgromadzenie ustali kolor elewacyi, widzi mi się waniliowy :)

 

A facet z boku kopie ławy i już nie mam pięknego wykuszowego widoku na kwiatki i zieleninę :( będzie bliźniak, plus jest taki, że zasłoni mało piękne szklarnie, które są za drogą.

Pozdrowienia od Mruczkowego dwu-packa dla wszystkich drogich czytaczy :*

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WANILIOWA CAFFE LATTE

 

taki kolor elewacyi sobie wydumałam, a co :)

no dobra, żartowałam :p

ale... w każdym żarcie jest ziarno prawdy, więc wzięłam ci ja kawałek dachówki w dłoń i pojechaliśmy z Mru do hurtowni wybrać kolor tynku. Taa.... grafika wpuścić w szał kolorów to jak blondynce kazać wybrać wzór tipsów. Zagaiłam rozmowę, że chciałabym elewację w odcieniu wanilii... :)

Facio parsknął sarkastycznie i rzucił mi na blat opasły próbniczek dżyliona kolorów, kolorków, każdy w setkach odcieni, no suuuper...

- ale mnie Pan uszczęśliwił....

- ale czemu?

- a może jakaś tablica z próbkami tynków? byłoby prościej...

- a to tutaj proszę..

 

tablica z próbkami tynków była mało przekonująca, każda pokryta warstwą kurzu i nadgryziona zębem czasu, dobra, wróciłam do próbniczka.

 

droga eliminacji jest najlepsza, więc odrzuciłam niebieskie, zielone, czerwone i pomarańcze, zostały mi wszystkie odcienie kawy i żółcienie. Po półgodzinnym wgapianiu się w próbnik mogłam powtórzyć za prosiaczkiem (a może to był Kubuś?)

" Im bardziej się w niego wpatrywałam tym bardziej go tam nie było"

Summa summarum wybraliśmy odcień mniej kremowy i bardziej kremowy. Jedno na ściany, jedno na bonie (jaśniejsze)

ale czuję że to loteria i że dopiero właściwie będzie można ocenić, jak się już go nałoży.

Marzy mi się jeszcze klinkier na wykuszu...

o kolorze gorzkiej czekolady :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

ENTLICZEK PĘTLICZEK KOSTKOWY MĘTLICZEK

 

Wybór kostki jest prosty....

hahaha...

no chyba że ma się trzy katalogi w domu i kategorycznie odrzuca się chodnikowy bruk z Castoramy.

No bo kafle można wymienić, ogrodzenie nowe sobie trzasnąć za lat kilka...

a kostki raczej nie wyrzucę..

 

Nawet sukni ślubnej nie wybierałam z takim spoconym czołem jak wertowałam katalog dzisiaj. Bo promocja się kończy i trzeba szybko szybko, żeby zdążyć przed zimą pozbyć się tej wrednej gliny z butów. Się franca przykleja i zastyga tak, że bez wody ni huhu się jej nie pozbędzie. No więc obuwie należy odmoczyć, co niekoniecznie dobrze wpływa na ich kondycję. Mam wizję, że jak przyjdzie kostka to wszystko się zmieni i śni mi się ona po nocach, o! dziś na przykład przeliczałam w nocy transport co przyjechał na posesję... a dwa dni temu wybierałam kolorystykę, czy bardziej jesienna czy pastelowa.

Słowem, kostkowa palma mi odbiła.

Dziś męczyłam brukarza, żeby mi dokonał niezbędnych obliczeń i słowo daję - puści nas ten bruk z torbami, ale będę się przechadzać po posesji jak hrabina :)

No dobra, schodząc na ziemię - wzięliśmy to co w promocji i to co najtaniej plus wstawki z ciut droższej kostki, wszystko w kolorach jesienno brązowych, tarasik żółtawy, nieco okrojony w celu zredukowania kosztów, miejmy nadzieję, że spełni swoje zadanie i goście mi nie pospadają z niego a i dziecię będzie miało miejsce na swój mini basenik (ha ha już widzę, jak mu się Otis pozwala SAMEMU kąpać). Wykończy się też altanka ,która póki co straszy bardziej niż zdobi i dostanie piękną równie kostkową podłogę.

A w kwestii elewacji ślimaczym tempem do przodu. Facet z ekipy wkurza mnie niemiłosiernie i nie mogę się doczekać, kiedy w końcu skończy i sobie pójdzie, jedną ręką tynk zaciera a drugą wyciąga po kasę, kurcze to ja powinnam mieć chyba lejek z grosikami i wężykiem mu do kieszeni spuszczać. Nie lubię się tak rozdrabniać, wolę płacić za całość wykonanej roboty, eeehhh szkoda gadać. Mój stoicki spokój i brak mrugnięcia brewką spowodowany jest jedynie przez fakt, że w ekipie mamy dobrego przyjaciela. Oczywiście ciąża nie wpływa pozytywnie na postrzeganie ekip, to chyba nie muszę dodawać, kto miał, ten wie :)

Wykańczają się też sypialnie, ale na razie nie ma na co patrzeć, potem obfocę :)

see you!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GDZIE MOJA KAWA???

 

No i położono mi tynk na jednej ścianie (2 godz. roboty i ekipa się ulotniła... niech ja jutro skopię tyłek fachmanowi..) w takim tempie zima nas zastanie. No ale rano z Mruczkiem wyleźliśmy w piżamach i patrzymy i patrzymy i patrzymy.....

-"eeeee chyba coś za jasny ten tynk?"

- "hmm, no ale też w sumie ładny."

Wracamy do korzeni i zamiast kawy mam wanilię.. ech, szkoda że nie dają próbek do rozmaziania na ścianie, byłoby wszystko jasne... heh tzn teraz jest jasne zamiast ciemne.

No nic, tynk sobie sechł i z godziny na godzinę stawał się coraz ciemniejszy

-"myślisz Mru, że jutro rano wstaniemy a on będzie brązowy? :) "

-"taa na pewno... opali się chyba"

Jedno trzeba przyznać, że równiutko jest jak w mordę strzelił i aż miło wzrok się ślizga po takiej ścianie :)

 

z prac wewnętrznych wykańczamy pomieszczenie gospodarcze aby w końcu mieć schowek na wszystko. Dziś malnięto je na kolor karaibów Bondexu i zaczęto wstawiać drzwi, a jutro przychodzi facecik od szaf wnękowych podpisać umowę.

A z innej beczki: zgłosiliśmy naszą psią gwiazdę na wystawie, ha ha, będzie heca :) Od jutra zacznę uczyć Mruczka pląsać ze smyczą i biegać w kółeczko, będzie zabawa ;)

 

DSC_0809.JPG

 

DSC_0813.JPG

 

DSC_0811.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

CIAP CIAP

 

Mieszkanie na wsi podczas ulewnych deszczów to przykra sprawa, a mieszkanie na wsi podczas ulewnych deszczów z psem długowłosym to koszmar. Leje od wczoraj, podwórko zamieniło się w bajoro, piaseczek w ciamkające błoto, trawka w mokre oślizłe zielsko. Cudnie. Mogę SPA urządzać i pozwalać turystom taplać się do woli, niech sobie glinkę na twarz zarzucą, niech sobie nawet orzełka zrobią i dwa fikołki, skoro niektórzy tak lubią błotne kąpiele, ja zdecydowanie postoję. Jedno co lubię to stukanie kropel deszczu, ale tylko wtedy jak mogę sobie poleżeć, a do spaceru z psem jeszcze kilka godzin. Bo inaczej smętnie.

Ku przestrodze wszystkim, którzy myślą, że najpierw zrobią dom a potem się wprowadzą, wytrzymają tam jeden choćby sezon i dopiero zabiorą się za obejście - mówię głupcy! Bo ja bez kostki dookoła brnę w kaloszach, brnie pies, brną wykonawcy i dostawca pizzy :) Widzę, że sąsiadka też dojrzała do decyzji o podjeździe widząc swoje bajoro, więc ostrzegam: mieszkanie w błocie powoduje nerwicę i choroby serca.

 

Kostka póki co zajechała, wyładowała się i leży i moknie. Zaklinam deszcz żeby sobie poszedł, jeszcze na niego nie czas.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

KAWA Z MLEKIEM NA LIŚCIU JESIENI

 

witam tych, co jeszcze mnie nie zapomnieli, bo ja w sumie już się zapomniałam :) w zadaniu pt. "jak_szybko_wykończyć_dom_przed_zimą" a przy okazji w tworzeniu 24 na ha małego człowieka od podstaw. Uff męcząco. Ale ale są efekty i nawet niezgorsze. Ekipa ociepleniowa, której przez ostatnie dni towarzyszył mój foch, poszła sobie precz i dobrze jej tak, tzn dobrze MI, bo zadowolona z nich nie jestem. Owszem, zrobili wszystko ok, ale co przy okazji nerwów napsuli to moje. No dobra, było minęło, została po nich ta kawa z mlekiem a właściwie mleko z kawą. W słońcu to wygląda jak wanilia ale za to w pochmurne dni i wieczorem wygląda całkiem cacy. Po ociepleniu biegusiem wpadli kostkarze i ułożyli swoje puzzle w 7 dni. Jestem pod wrażeniem i bardzo polecam. Chuopy upracowali się po łokcie a efekt jest bardzo twardy. Mam nadzieję, że raz na zawsze powiedzieliśmy glinie CIAO! Już nie trzeba podciągać kolan, żeby wyjść na taras i nie trzeba również zeskakiwać z drzwi wychodząc. Taras wyszedł nam przydużawy, ale dyskutujemy, że można na nim swobodnie postawić stół i krzesła, przenośną piaskownicę, basenik dla bejbika, można pograć w badmintona albo w piłę z psem, można się rozleżakować albo nawet potańczyć :) zastosowanie się znajdzie, a poza tym jak wyczytałam na owym forum: nikt się jeszcze na za duży taras nie skarżył, w przeciwieństwie do za małego. Podjazd i ścieżki zrobione są z liścia jesieni, tak tematycznie i wygląda to całkiem jesiennie :) po deszczu intensywnie a bez deszczu pastelowo. Świetnie komponuje się z sierścią psa i nowymi butami Mruczka ;) o i do mojego szalika też. W tak zwanym międzyczasie wpadli też ogrodnicy i wycięli w pień całe chwastowe towarzystwo, lada chwila wpadną siać trawniczek, miejmy nadzieję, że zdążą. Znów będę zaklinać pogodę. Ostatnio zamontowaliśmy rynny i połączyliśmy je ze zbiornikiem na deszczówkę, tego samego dnia na wieczór spadł deszcz, a my jak dwa wariaty klęczeliśmy przy osadnikach nasłuchując czy spływa :)

Z prac wewnętrznych: zrobiliśmy jedną sypialnię na górze w kolorze be-żowym i czekamy na montaż szaf w hallu i wiatrołapie. Karniszy i listew nadal brak - ale Mru ma do tego wyjątkową awersję. Zamykamy ostatnie pomieszczenia sufitami, czekamy też na schody. Schody są kością małżeńskiej niezgody, ja wolę białe podstopnice, Mru woli ciemne. Pewnie się pobijemy jak zadzwoni wykonawca z prośbą o ostateczny kolor.

Tymczasem parę fotek:

DSC_0844.JPG

 

DSC_0846.JPG

 

IMAG0132.jpg

 

DSC05183.JPG

 

DSC05184.JPG

 

DSC_0855.JPG

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

ZŁOTA POLSKA

 

W sumie tytuł bardzo pogodowy, a właściwie lepiej by było napisać ZŁOTYch POLSKIch brak. Na wykończenie brak. Teraz się zastanawiam czy w liście do Św. Mikołaja poprosić o odkurzacz centralny czy o zabudowę wnęki w sypialni, a może prozaicznie pozostanę na komplecie mebli łazienkowych do górnej wnęki? Mru - strażnik domowych wydatków już po otrzymaniu kredytu wieszczył, że nam nie starczy, prorok czy co? Ważne że kostka jest, w domu faktycznie mniej się syfi, jest też ogarnięty teren wokół i nawet roślinki są, wyrwane na promocji pt.: "kup dwie, wciśniemy ci trzecią, bo i tak nam zwiędnie". Posadziłam drzewka i zaklinam, żeby się przyjęły, postawiłam karmnik dla ptaków i teraz się jaram, że korzystają i powoli godzę się z tym, że teraz pół roku będzie ponuro, mokro i oślizgle i większość kieszonkowego będę ładować w ładne przedmioty upiększające wnętrze, walcząc z Mru, bo dla niego to wszystko ogólnie niepotrzebne jest, ważne że farba na ścianie i TV ma gdzie stać :) Uczę się też wsiowego życia jak skaut, jak zuch jakiś, albo i harcerz i zdobywam wielce przydatne "sprawności".

 

Przykładowo:

1. sprawność przeciwbłotna

sprawność ta polega na wpojeniu rytuału zakładania kaloszy, wcześniej zakupionych korzystnie w Lidlu, podczas 80% aktywności pozadomowej, przy czym należy pamiętać, że nogawka noszonego spodnia musi się mieścić w tzw. cholewce. Na sprawność tę składa się również umiejętność opłukiwania błota z psiej sierści (a pies ma sierść, jak Roszpunka warkocz - długąąą) pies o tyle uczestniczy w sprawności, że nie mylą mu się już łapy podawane po kolei pod prysznic. I tu peany zachwytu ślę do kotłowni, gdzie stoi wanna, która z błotem walczyć mi pomaga, tym napsim i tym nakaloszowym.

Wspomnieć należy, że ów 20% bytności poza domem można załatwić w tzw botkach, szpilkach, chodaczkach, kozaczkach itp. pod warunkiem, że Mru właśnie zaparkował któryś z naszych wehikułów na podjeździe z kostki. W innym przypadku należy mieć ze sobą zestaw odbłacający pod postacią wilgotnej szmaty, scyzoryka tudzież kopystki do końskich kopyt (jako stary jeździec, mam takową, więc proszę się dziwnie nie patrzeć :) ) Glina jest bezlitosna.

 

2. sprawność organizacyjna

To nie tylko umiejętność robienia notatek, czego uczyła nas polonistka w 4 klasie podstawowej. Należy PAMIĘTAĆ, żeby zapisać co dokładnie należy kupić, co załatwić, gdzie pojechać, a im więcej da się załatwić telefonicznie tym lepiej. Tak, życie na polu rozleniwia. Do sklepu to cała wyprawa, wszędzie trza ruszać auto a miasto to już metropolia, gdzie bywa się czasem. Doceniam dowóz zakupów, internet i komórkę, bo człek nie musi ruszać doopy ze swojej nowowybudowanej norki, sprzed okna za którym karmnik z ptakami i och ach przyroda, żeby mieć kontakt ze światem. Nabywa się też zdolność do radzenia sobie np. kiedy braknie śmietany - nie ma tragedii, jest jogurt, a jeśli braknie chleba, zawsze w zamrażalniku są jakieś frytki. No i tak upływa życie, którego organizowanie jest zupełnie inne na wsi niż w centrum miasta z wszystkim pod nosem.

3. sprawność radzenia sobie z dźwiękami

Ha, brzmi dziwnie, prawda? A jednak, kto mieszka w nowym domu pewnie wie o czym mówię. Do dziś uczę się każdej deski, co skrzypi na dachu i każdego kawałka folii co trzepocze, odgłos zmywarki to niekoniecznie awaria rury a pomrukiwanie lodówki w nocy to nie włamywacz, któremu nagle zadzwoniła komórka z wibrą. Proces obywania się z dźwiękami domu musi potrwać i nie zawsze jest przyjemny.

 

4. sprawność latania na miotle

A tak! wyobraźcie sobie, że przeprowadzacie się z 38 m2, gdzie podłoga w większości jest zasłonięta tym, co na niej stoi, na hmm wielokrotność tej liczby, gdzie samo zamiatanie trwa i trwa. A niestety przy psie Roszpunce i bliskiej odległości błoto - salon, jest co zamiatać. Powoli zaczynam inaczej patrzeć na te "rozpieszczone" baby co mają panie do sprzątania. Może one wcale nie takie leniwe...?

 

faktem jest, że światopogląd się zmienia i to bardzo.

Ubolewam, że ostatnio nie mogłam nikogo opier..... jak chciałaby MSU ;) aaaaa nieee.... chyba jednak mam jedną historię, ale to już na następną notkę :) będzie ostrzej. Opiszę wam jak Mruczka z Tauronem znów wojowała ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

FOTOZALEGŁOŚCI

 

Właśnie poszperawszy w odmętach mojego i Mru telefonu znalazłam zdjęcia dotąd nie publikowane, a TE normalnie muszę Wam pokazać i opatrzyć specjalnym komentarzem, bo przecież po odbiorze robót brukarskich nastał ten dzień, gdzie ostatni robotnik opuścił po raz ostatni przybytek ulgi fizjologicznej i tak pierwsza budowla na placu, ostoja budowy i obiekt intymnych wycieczek wielu, niezapomniana świątynia metabolizmu godnie opuściła naszą działkę i poszła służyć sąsiadom, w równie szczytnych celach, jak mniemam :D

A wiekopomny ten fakt należało uwiecznić fotograficznie i oto efekty:

 

DSC_0858.JPG

 

DSC_0861.JPG

 

A kiedy już przybytek ów zniknął, ogrodnicy zabrali się do pracy przy wyrównywaniu terenu, wyszarpywaniu resztek chwaściorów, grabieniu, gładzeniu itepe. Nawieźliśmy około 60 ton ziemi, żeby teren wyglądał jako tako. Ha! po raz pierwszy w życiu mogłam jak wielka dama powiedzieć: "...a bo mój ogrodnik", tyle że w życiu nie poradziłabym sobie sama, a tym bardziej w dwupaku, gdzie machnięcie grabiami poprzedza siarczyste sapnięcie w towarzystwie chrupotu kręgosłupa. Cóż, obecnie przypominam małego słonia, albo dorosłego tapira (nie, nie używam żelu i nos też mam normalny, chodzi o beczułkowatość typową dla pokroju tego zwierza) No więc czuję się usprawiedliwiona, że wynajęłam sprytnych panów co na roślinach się znają, wiedzą, że zielonym do góry i grabki trzymać umią :D

Ale zanim efekt, to winna być gwiazdka * i drobny druk na dole ekranu czcionką piątką, że oto nasadzenia sponsoruje teściowa i teść, co to na własnej ziemi wyhodowali a teraz wykopali, zapakowali i dali nam na rozruch pierwsze rośliny. Dokupiliśmy jedynie to, co ma płożyć się na skarpie (bo póki co jedynie płożył się tam pies), no to w tej promocji: "bierz dwa, wciśniemy ci trzeci" i parę thui co to zabrakło, żeby płot przysłonić. Parę krzaków wykopała też z ogródka działkowego druga teściowa, a moja mama, i dorzuciła swój udział. Tak więc jesteśmy wstępnie osadzeni, najbardziej nie mogę doczekać się moich ukochanych tulipanów, które garściami wsadziłyśmy naokoło tarasu, niech już by była wiosna... :)

A oto efekty, acz najświeższe zdjęcia będą potem, bo już późno i nie ma jak obfocić stanu obecnego.

 

DSC_0862.JPG

 

DSC_0863.JPG

 

DSC_0864.JPG

 

DSC_0867.JPG

 

różnice w kolorze ziemi to nie błąd aparatu, naprawdę tak jest :) a to dlatego, że kupując ziemię od różnych dostawców (szukaliśmy taniej i taniej) dojeżdżała ona z różnych miejsc, a to z likwidowanych ogródków działkowych a to z placu budowy autostrady a to z dna poszerzanej rzeki... a no właśnie. Pewnego pięknego poranka przyjechała gondola pełna czarniutkiej ziemi. Zrobiła kupę przed domem, która zaraz zaczęła parować jak las w filmie Harry Potter. Stoimy z Mruczkiem przed i patrzymy...

 

Ja - Mru, czujesz???

Mru - no, jakby mułem wali.

Ja - mułem i rybą z Tesco

Mru - muł rzeczny, pewnie z rowów melioracyjnych albo oczyszczali stawy...

Ja - albo chińska

Mru - ????????

Ja - no chińska tania guma zawsze śmierdzi, myślisz że ziemia może być radioaktywna?

Mru - zobaczymy czy w nocy świeci :)

melduję, że nie świeci, wywietrzała, zmieszaliśmy ją z lokalną i daje radę, zobaczymy co i jak będzie na niej rosło.

 

jutro ptasie radio nada relację na żywo z karmnika za oknem ;)

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

SKURCZYBYK TEN KURZ

 

Hmm, minęło już co prawda trochę czasu, kiedy Mruczka na geografii o smogu się uczyła, ale o ile pamiętam w czołówce nie było TEGO regionu świata, gdzie dom mój i szmatka moja. Bo ja już nie wiem czy to kurz, czy smog jakiś? Ja wiem, że sama z premedytacją obdarowałam się ciemnymi meblami typu venge i że rzesza dobrodziejów ostrzegała mnie, że potem szmatka przyrośnie mi do prawicy a Pronto do lewicy. Och, ja nieszczęsna, nie wierzyłam, to mam com sobie zgotowała. W zaskakującym tempie znika stosik nawilżanych chusteczek, z zapałem ścieram białą łunę z moich powierzchni płaskich, siadam przed TV i patrzę jak znów robią się białe, z godziny na godzinę, z minuty na minutę aaaaaaaa, klątwę ktoś rzucił jaką? życzy mi ktoś łupieżu czy bojowego natarcia roztoczy czy może chce bym zbankrutowała na rzecz firmy Henkel? Ja wiem, że budowa, że jeszcze pył nie opadł, że jeszcze kurz się pewnie unosi spod kół odjeżdżających murarzy czy coś, ale AŻ TAK? toż ja koty całe zbieram, kłębowiska jakieś wymiatam, oplątują mi palce paskudne złowieszcze kurzowe macki, z którymi walki nie mogę doczekać końca. Nawet drzwi się przeciwko mnie sprzysięgły i trzymają swoją warstewkę tam, gdzie mają szybki, nawet szybki coś przyssywają, normalnie mam kurzową batalię i powinnam chyba spać z Prontem pod poduszką, jak James Bond z pistoletem, może czułabym się lepiej?

A że zmogło mnie w dniach ostatnich, definitywnie i na płasko, sami wiecie jak pod moją chorobową nieobecność kurz się rozbestwił, jak się rozzuchwalił na tych venge meblach i jak imprezkę sobie z roztoczami i pyłem urządził? No więc, choć katar wciąż zabiera mi tlen (i wenę) ruszyłam dziś do boju i walczyłam aż po trzask w kości ogonowej. Prawie zwyciężyłam, trochę odpocznę i jutro dobiję dziada :)

Można mnie pożałować troszkę, bo kobita nie dość że w ciąży i marudna i ociężała i niewyjściowa taka to jeszcze z nosem jak Rudolf czerwonym, z gardłem jak weekend przepitym i ziejąca czosnkiem i cebulą, sunąca w szlafroku z kieszeniami wypchanymi tymi "apsik" z recyklingu. Że też się ten kurz mnie nie boi, myślę że w takim stanie mogłabym straszyć nie tylko dzieci. No więc dziś resztką sił rekonwalescenta zwalczyłam dziada. Powiesiłam też parę obrazków i zaraz humor lepszy. Myślę że bohater dzisiejszej notki jest w mym domu teraz wrogiem nr 1 i przebija nawet psie grafitti, które Otis zostawia już nie tylko na drzwiach tarasowych ale i oknach w wykuszu i lustrach nowej szafy, którą wam przedstawię w załącznikach. Skubaniec upodobał sobie chiński alfabet i ćwiczy mazy nosem nieustannie, doprowadzając do szału moje poczucie estetyki i ukochanie czystych powierzchni szklanych, nie odpuści też inox-lodówce (uchh a jak przypomnę sobie, że Mru marzył o kupnie Samsunga z czarnymi drzwiami w połysku....)

Tak oto więc zmierzam się na co dzień z kolejną bazową umiejętnością perfekcyjnej pani domu, choć niestety test białej rękawiczki pożarłby mnie z kretesem a Rozenek na widok mojego kurzu uciekłaby z krzykiem. Gwoździem do trumny mojego porządku będą schody, które pojawić się mają niebawem, oczywiście w kolorze..... venge :bash:

No i co ja mam biedna począć, że lubię ciemne drewno a ojciec właśnie szlifuje w najlepsze sufity na pięterku? :D

Będzie lepiej, tylko niech ten katar puści już mój nos...

 

poniżej fotorelacyja z chwilowej epoki lodowcowej i pozdrowienia wprost z karmnika:

 

DSC05554.JPG

 

DSC05550.JPG

 

DSC05541.JPG

 

DSC05563.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

WIĘC CHOOODŹ POMALUJ MÓJ ŚWIAAAT...

 

U nas szał farb. Malujemy, malujemy, mieszamy i znów malujemy :) Stwierdziłam, że rozrzutnością byłoby kupowanie na każde pomieszczenie nowych farb, zwłaszcza, że u nas każda ściana ma inny kolor... No więc część kupiliśmy, część zmieszaliśmy, tworząc nowe kolory i .... póki co nie odpada. Szalejemy na górze, efekt pokażemy jak już dopniemy ostatni guzik. Gosja - mam nadzieję że nie dostaniesz zawału :) bo będzie jednak ostro :D Jak na razie do przemalowania jest jedna ściana w korytarzu, wyszło hmmm całkiem majtkowo, a w założeniu było coś pod łosoś. Dobrze, że Mru lubi malować :)

Moglibyśmy się też już chwalić schodami, gdyby przyjechały we właściwym kolorze. No cóż, dla mnie to kolejna nauczka, że nic na gębę a wszystko trzeba zapisywać, zapisywać, zapisywać i najlepiej jeszcze potwierdzać smsami za potwierdzeniem odbioru :).

Póki co, nadal czekamy. Na schody venge, a nie na takie w jasnym orzechu - notabene bardzo piękne, no ale jednak nie z naszej bajki.

Dla ciekawych co tam pod plandeką słychać: - dziecię Mruczkowe raczej będzie kopać piłę, niż piec pierniczki, zwłaszcza, że już trenuje na maminym pęcherzu, co generuje w Mruczce niecenzuralne syki, ale pokój jego nie będzie niebieski. Zauważyłam też, że zdzierstwo na meblach dziecinnych jest niemoralne. No nie dość, że trzeba nakupić dupereli, które w większości tylko na raz lub czasowo na chwilę to jeszcze producenci mebli doją jak mogą. Zbuntowawszy się - składam w głowie dla dziecięcia normalne meble, rodem z IKEI, będą uniwersalne.

Obiecuję zdjęcia jak już pomysły z głowy przeniosą się do realnego świata.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

MRUCZKA NIE NADĄŻA

 

Hej wszystkim, przepraszam czytaczy i czytaczki za ten okres posuchy i głodu, obiecuję rychłą poprawę. Póki co w domu wszystko fruwa, co oznacza, że staramy się przyspieszyć tempo wykańczania (siebie i domu) ze względu na wciąż powiększający się brzuch, niedługo sprawdzę, czy drzwi zakupiłam we właściwych rozmiarach otworów czy jedynym moim wejściem do domu pozostanie suwanka tarasowa :)

Z nowości: schody się zamontowały i są. Hmmm, może nie wyglądają jak te z górnej półki, ale jakość adekwatna do ceny. Tzn było tanio? było, są drewniane? są, kolor też się zgadza, na resztę przymykam oko. Czasami lepiej mieć więcej ilościowo za mniej cenowo - chyba na takim etapie życia teraz balansujemy. Fachoffcy starali się jak mogli, montowali je dwa dni, wymachiwali przy tym gorliwie brudnymi paluchami od bejcy - czym zniweczyli artystyczną biel Tikurilli, położoną przez Mru, oraz ostrymi narzędziami, w tym piłą tarczową, co zaskutkowało dziurą w ścianie i mój Pa musiał znów mieszać w tygielki gipsik i zacierać ów ślady gorliwości. Założyliśmy też oświetlenie schodowe, wybitnie wypinając się d... w Castoramie w stronę półek z dedykowanymi lampkami schodowymi, zrobiliśmy je sami, przerabiając halogenki i oprawki zwykłe, dokupując ledy. Mru obiecał, że jak już będziemy obrzydliwie bogaci (haha) to sobie je wymienimy na takie po 70 zł/ szt. W ogóle ledy to u nas teraz hit, okazuje się, że obecnie można kupić je w prawie każdych rozmiarach i końcówkach i naprawdę dają radę. Elektrycznie też powoli do przodu, Mruczkowy krok po kroku zamienia ostatnie otworki z drucikami na eleganckie kontakty. Mamy ich w domu całą kolekcję, w niektórych pokojach kremowe, w niektórych białe i w sumie partiami występują jedynie w obrębie jednego pomieszczenia, żeby wiochy nie robić. Nie chcę nawet liczyć ile się wydaje na takie niby nic nie znaczące kawałki plastiku z dziurkami i bolcem (mój faworyt to gniazdko LAN i RTV - ki diabeł tam siedzi, że to kosztuje dżylion złociszy?)

Góra się wykańcza, dostarczono nam już specjalne panele - Quick Step, które jako jedyne mają tzw profil schodowy, czyli można kłaść je również na schodach bo mają odpowiednie wykończenia i patent. Poza tym, że kieszeń boli bo wartość takich paneli na jednym lichym przedpokoju jest większa niż w 3 górnych sypialniach jednocześnie, efekt jest mocno zadowalający. Już teraz rozumiem jaka jest różnica w komforcie kładzenia paneli typu Castorama za 17 zł/m a Quick Step za 70 zł/m. Ach, no takie burżujstwo nas dopadło, ale czujemy się rozgrzeszeni ze względu na owe schody. Wykańcza się też moja pralnia, którą miałam kaprys pomalować w kolorach sugerujących czystość i świeżość :)

fotki wieczorkiem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NOWA PORCYJA FOCISZY

 

etap pierwszy oglądany to proces powstawania górnego przedpokoju wraz ze schodkami - słynny zachwalany przeze mnie Quick Step w kolorze dąb stary ciemny. Na schodki nalepia się takie specjalne prowadniczki w które później wskakuje panel i zatrzaskiwany jest ozdobną listwą brzegową. Jeśli jednak ktoś zdecyduje się na takie rozwiązanie uprzedzam: trzeba być precyzyjnym aż do milimetra i mieć dobry klej.

 

image002.jpg

 

image003.jpg

 

image004.jpg

 

i efekt końcowy, drzwi kupione w Obi, tanizna, ale wyglądają całkiem porządnie, pomysł ze światełkami w suficie zgapiony od kogoś tu z forum, pozdrawiam :) w roli głównej występują 3 ledy o mocy 5W. Na ścianie po prawej kolor toffi z Beckersa, po lewej radosna twórczość kolorystyczna ze zlewek.

 

image005.jpg

 

image006.jpg

 

panele w połączeniu ze schodami, spocznik w panelach, schody w drewnie - buk, oczka świetlne z OBI, w środku oczywiście LEDy, szybki wymienione zostały na mleczną plexę aby nie raziło. Na klatce kinkiet Leroy za 25 zeta.

 

image007.jpg

 

image008.jpg

 

tak się prezentują schody z paneli, do wykończenia zostały jeszcze listwy na platformie po prawej stronie, listwy już przygotowane do klejenia.

 

image009.jpg

 

image010.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MRUCZKA WIJE GNIAZDO

 

Kolejny szybki wpisik. Chciałam, żeby pokój był fotografowany na cacy i na gotowo ale pojawiły się protesty i wnioski o wcześniejsze uchylenie rąbka tajemnicy, no to się łamię (w łokciu chyba, bo w talii nie bardzo mogę) i piszę.

Pokój powstawał w głowie zanim znana była płeć Mruczątka, za punkt honoru wzięłam sobie, że nie będzie on ani różowy ani niebieski. Żółty nie bardzo lubię, zielonego wręcz nie cierpię, ewentualnie w minimalnych ilościach (kuchnia) biały to nudny, brąz mnie kusił, ale za dużo go już w domu, czerwony nie bardzo, szary dziecku nie pasuje... Kiedy tak mieliłam te kolory w głowie, pojawił się Gienio - prezent w postaci pomarańczowego miśka i on oto był inspiracją dla pomarańczowo - fioletowego pokoika, który powoli się staje. Motyw przewodni oczywiście miś pluszowy, neutralny zarówno dla panienki jak i dla panicza ;) Dziś już wiemy, że mały Mru będzie facecikiem więc tym bardziej nie szkoda mi różu.

Wstępnie pokoik wygląda tak:

 

image011.jpg

 

image019.jpg

 

image001.jpg

 

Meble IKEA, lampa z Castoramy, panele z Castoramowych wyprzedaży, jakieś 17 zł/m, Kronopol, nie pamiętam oznaczenia koloru, łóżeczko w spadku, pomalowane, roletki 31 zł/szt z Brico Marche, montowane bez urazu dla okien, kolory ścian: fiolet to Dekoral Fashion, pomarańcz to "nagietek" Bondexu, ściana przy łóżeczku - mieszadło ze zlewek pomysłu Mruczki. W roli głównej uśmiecha się pomysłodawca - Gienio.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

WIELKIE PORZĄDKI

 

uwalniamy górę z rupieci i mnóstwa pyłu pogipsowego i opiłków popanelowych. Znowu trzeba na mopie jechać po 3 razy, a tu i tak jak zaczarowane pojawiają się co chwilę nowe koty kurzu. Życie bez odkurzacza wydaje się niemożliwe. Oczywiście rupiecie owe zarupieciają inne pomieszczenie, bo przecież zanim się je jakoś poukłada albo zdematerializuje to jeszcze niejedne śniegi spadną. Dlatego od dziś do garażu i kotłowni gości nie wpuszczam.

Pokój młodego nabiera misiowego charakteru, do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze tylko wygodnego fotela, mam go w głowie, ale muszę znaleźć taki w realu, no i żeby nie kosztował mnie megaset złotych. Trudne to, bo albo coś jest wygodne, albo ładne albo tanie, póki co 3 w jednym jeszcze nie znalazłam.

 

image001.jpg

 

image002.jpg

 

image004.jpg

 

Obie sypialnie aż proszą się o meble, póki co jednak pewnie będzie z tym krucho. W ogóle powiem Wam, że przenosiny do sypialni na górę lekko mnie spanikowały. Toć tam inna łazienka i do kuchni daleko i jakoś tak.... dziwnie. Nie wiem czy dziś nie wolałabym domu parterowego, tak się już przyzwyczaiłam do tego, że zajmujemy głównie dół, a góra to jest tylko na jakieś odświętne widzimisię. Pewnie czeka mnie kolejny stres przeprowadzkowy :)

 

image007.jpg

 

image008.jpg

 

image009.jpg

 

image010.jpg

 

(nie, zasłony nie są czarne, są mocno bordowe :) )

A to moje ulubione pomieszczenie, coś czego nigdy nie miałam a bez czego na pewno nie wybrałabym projektu domu, moja pralnia suszarnia i prasowalnia w jednym. Jakie życie jest piękne kiedy nie trzeba z kąta wytaszczać deski i rozkładać jej a potem składać i chować. Jak fajnie, że można rzucić na podłogę brudne ciuchy i nikt nie każe mi ich zbierać :D jak dobrze, że gaci nie trzeba suszyć w salonie/sypialni/przedpokoju i ciągle na nie patrzeć.

Super, że pomieszczenie na pralnię ma wyższy sufit, dzięki temu jest lepsza cyrkulacja powietrza i nawet przy zamkniętych oknach nie czuć wilgoci a pranie schnie na pniu.

 

image016.jpg

 

image014.jpg

 

image015.jpg

 

póki co koniec wykańczania się, czas kupić wózek i skupić się na tym, by dziecka za wcześnie nie zgubić :) może zrobimy jeszcze mały napad na IKEĘ po jakąś komodę czy szafkę, może biurko... się okaże w praniu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UMOWA ŚMIECIOWA

 

Jak wiadomo mieszkając w domku samemu trza martwić się o swoje goow....ee no wiecie, o swój dach, o swoje ogrzewanie i o oczywiście o swoje śmieci. Bo śmieci generują się w zatrważającym tempie i zwyczajnie trzeba je jakoś utylizować.

Tak więc kulturalna Mruczka wyczytała reklamę na kubłach sąsiadów i pojechała pod wskazany adres by umowę śmieciową zawrzeć i pozbyć się problemu niebieskich worków, wożonych na śmietniska. W biurze obsługi śmieciowej firmy A była kolejka jak w ZUSie, ale brawa i uznanie dla pani obsługującej co poprosiła brzuchate Mruczysko poza kolejką, na pohybel babciom i dziadkom, co w kolejce SIEDZIELI na krzesłach, ani myśląc dać przycupnąć spoconej ciężarówce choćby na półdupek. Widać kawałek gawiedzi poprodukcyjnej siedzi w kościołach, kawałek jeździ w kółko MPK a ten akurat siedział w biurze śmieciowym z zażaleniem/wypowiedzeniem/zawarciem/ z nudów * niepotrzebne skreślić. Babeczka z obsługi szybko dała do podpisania umowę i kazała czekać 2 tyg na "inspekcję" terenową, czy do Mruczki W OGÓLE da się dojechać, czy tylko helikopterem i po linie. No dobra. To było przed świętami, jakiś ogólnie chyba miesiąc temu. Ponieważ niebieskie worki zaczynały się już piętrzyć i grozić że same wyjdą i pójdą na pole się rozłożyć, należało działać. Napisawszy maila, przypomniałam się firmie A, że gdzie mój kubeł i w ogóle to niech się decydują bo nie wiem kiedy już mogę dzwonić do konkurencji, tej z reklamy na kuble innego sąsiada. W ciągu GODZINY, normalnie oczy przecierałam, w ciągu godziny zobaczyłam na swojej drodze granatową śmieciarę. "O - pomyślałam, - jedzie mój kubeł, bedem go zapełniaaaać!" taaa, ale przecież nie może być tak prosto w tym kraju prawda?

Grzecznie wyległam przed domiszcze, podeszłam do płota niczym Kargul do Pawlaka i czekam na panów od śmieciów z uśmiechem na ustach. Aż tu nagle otwierają się drzwi kierowcy i szpakowaty napada na mnie z ryjem:

-"to Pani chce niby z nami umowę podpisać?"

-" drogi Panie, ja JUŻ ją PODPISAŁAM"

-" a zkimże ją Pani podpisała?"

(no kufa, z królikiem Bugsem w Disneylandzie, pewnikiem)

-"no jak to z kim? z miłą panią w waszym biurze"

-"to niech ta PANI sama tu przyjeżdża i SWOJĄ osobówką zabiera Pani śmieci, jak taka mądra i podpisała umowę"

chwila konsternacji, opad szczęki, niedowierzanie i głupawy uśmiech na twarzy Mruczbeczki.... łapiecie obraz? no to dalej..

 

-"ale ja nie rozumiem"

(tonem tupiącego chłopca w przedszkolu) -" bo JA NIE BĘDĘ specjalnie DLA PANI cofał śmieciarką taki kawał od głównej drogi, a tu nie mam gdzie zawrócić! ja się tu zakopię!" (przypominam, że wjechał i to po śniegu i jakoś gładko mu poszło, stoi przede mną i jakoś nie grzęźnie)

-" hmm, droga jest utwardzona, nie TAKIE sprzęty tu wjeżdżają....

-" ale ja NIE BĘDĘ i już"

 

aha.

Facio był jakiś zły, chyba dostał telefon i opiernicz, że przez miesiąc nie załatwił klienta i pewnie siłą go zmusili, żeby tę sprawę załatwił. No to załatwił. Odmownie.

 

-"no dobrze, to ja czekam na oficjalne stanowisko waszej firmy co do naszej umowy"

 

za 30 min dzwoni do mnie babeczka z biura firmy A:

-"droga Pani, niestety jesteśmy zmuszeni anulować umowę, był w Pani okolicach kontroler i zaraportował, że wjazd jest niemożliwy bo droga jest 500 m po łuku i nie ma gdzie zakręcić...."

-"droga Pani, pomijając fakt, że macie gburowatego pracownika, który był WYRAŹNIE niezadowolony, że ktoś go tu przysłał, droga ma raptem pod 200m, nie jest po łuku, jest utwardzona a poza tym co, jeśli gmina za pół roku nakaże wam wywóz z tej strasznej okolicy? Droga nie przestanie być ślepa, poza tym pozwolę sobie zauważyć, że powstają wciąż nowe domy i widuję koło siebie nie tylko auta pokroju śmieciareczki ale poważne tiry z naczepami i betoniarki i one jakoś nawracają..hmmm

-" ale Pani rozumie, że ja muszę kierować się słowem inspektora"

-"rozumiem, mam dzwonić do konkurencji tak?"

- "no proszę próbować...."

no i tak nie dostałam umowy śmieciowej :) następnego dnia pojechałam do konkurencji, gdzie pani ze śpiewem na ustach podpisała ze mną nową umowę, powiedziała, że za 5 dni podstawią kubeł i że nie ma ŻADNEGO problemu.

Uhhh, dobrze, że mamy wolny kraj, a mi w sumie nie zależy czy moje śmieci wywozi zadufana firma A czy mniejsza firma S.

Może mają śmieciarki z gąsienicą? :) albo helikopter?

 

z Mruczkowym brzuchatym pozdrowieniem!

Edytowane przez Myometis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BEZPYŁKOWO

 

Niniejszym pragnę się pochwalić, żem została władcą cyklona, który to na mój rozkaz będzie pożerał wszystkie pyłki, sierść i insze odpadki walające się po podłogach, drżyjcie kurzowe koty, mdlejcie roztocza, rwijcie odnóża z głowy wszelkie żyjątka bo będę od dziś bezlitosna. Dobra, a tak na chłodno: zamontowaliśmy odkurzacz centralny TQD Hurricane - prezent od rodziców, a właściwie zamontowała nam go bardzo sprawna ekipa. Działa, syczy, wciąga. Mam do niego całą siatę różnych ssawek a Mru ma swoje pudełko mini ssaweczek do auta, zapowiada się, że będzie u nas teraz sterylnie :) Żegnaj sierści ewryłer, żegnaj piachu pod stopami. Coś czuję, że początkowo będziemy się bić o to odkurzanie bo to sama frajda jest. Pierwsze karmienie odkurzacza zainaugurował darczyńca, teraz tylko czekam aż Mru wróci z pracy i zniknie na cały wieczór w garażu ze ssaweczkami próbowanymi w autach. Jeszcze tylko muszę znaleźć najlepsze miejsce dla węża i mogę czuć, że w końcu panuję nad tym okrutnym pyłem pobudowlanym i wiejskim piachem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ODEBRANI

 

No więc tadaam mamy odbiór domu, święty papierek w dwóch egzemplarzach traktujący o tym, że nikt się sprzeciwiał nie będzie, żeby Mruczki zamieszkali na włościach Mruczkowych i stempelek przybity wraz z podpisem, że oto daliśmy gminie już wystarczająco zarobić i oni niniejszym dają nam spokój i czepiać się nie chcą.

Uff.

Ciekawe ile kasy poszło na samą papierkologię.. hmm, Zakończyliśmy też współpracę z kierbudem, cmok po rąsiach i do widzenia, od dziś szuka nowych sponsorów. Byliśmy też zgłosić imć Tauronowi wielmożnemu, że odtąd płacić chcemy NORMALNE stawki bo nikt już betoniary nie podłącza, więc niech przestaną zdzierać. Chociaż biorąc pod uwagę zużycie świec, które wzmogło się po przeprowadzce i to nie dlatego, że nastrój romantyczny lubimy, bo lubimy, a jakże, a jednak czasem my som zmuszeni aby te świece odpalić, bo imć Tauron dla hecy prund wyłącza. A heca zwykle ma na imię wiatr powyżej iluśtam km/h lub rzęsisty deszcz lub burza. No może na naszej wiosce kabelki są słabowite i trzeba imć Tauronowi wybaczyć, chociaż gdybym tak mogła "odliczyć" im te przerwy w prądowaniu od abonamentu to może na nowe buty bym uzbierała. Skórkowe :p

Także wszystko wskazuje na to, kochani, że budowa się skończyła i zaczął się dom.

Oczywiście proces ulepszania mocno się spowolni acz nie ustanie, jeszcze mamy do wykonania balustradkę na balkon, jakieś estetyczne płyteczki na fundamencie, oświetlenie ogrodu i inne duperele, które pewnie będziemy robić dla przyjemności (haha). Będziemy pewnie też na bieżąco niwelować proces degradacji, co niestety już się zaczął. I tu przerwa na dobrą radę cioci Mruczki: stosujcie tylko, TYLKO farby lateksowe albo inne pancerne co dają się myć i szorować. W życiu bym nie przypuszczała, że ściany będą się tak szybko brudzić. Oczywiście pomaga im pies, a niedługo też MałyMru, ale my sami również jakoś mimo woli się do tego przyczyniamy, a to niedbale ściągając buty, a to smażąc rybę, a to pacnąwszy ręką i nie trafiwszy we włącznik. Także nie wyobrażam sobie domu pomalowanego niezmywalnymi farbami, nie ma takiej opcji.

Dla zainteresowanych: odkurzacz sprawuje się dobrze, trzeba tylko pamiętać, że kombinacja szczurzego sianka i sierści długowłosego collie jest dla niego nie do przełknięcia. Ale ktoś to tak dobrze skonstruował, że odkurzacz dławi się już w gardełku rury, co można szybko naprawić, wygrzebując ów kołtun zanim utknie w ścianie. Po raz pierwszy też doceniłam szufelkę w kuchni kiedy spadły mi skorupki od jajek, a wiadomo Mruczka przestała być elastyczna na tyle, by się po nie schylić. Wystarczył dobrze wymierzony kop w stronę szufelki oraz kolejny kop w jej włączniczek. Połknęła aż miło.

Proces meblowania trwa, Mruczka w dwóch osobach czatuje na fotel, co ulgę jej przyniesie, mam niecny plan zaciągnięcia samca Mruczka do Ikei i tam urządzenie sceny ze Shreka z kotem w roli głównej, tej co on tak miętoli kapelutek i tak patrzy.... patrzy.... Spróbuję, może się uda ;)

 

na koniec scenka rodzajowa z innej beczki. Rzecz się dzieje na basenie. Występuje Mruczek o linii nienagannej i Mruczka o linii obłej, pękatej, z trudem odzianej w strój do pływania.

Mruczek: - Ty, kochanie, ale Ty mi tu nie urodź w tej wodzie co?

Mruczka: - o, zobacz, czy to nie mój uroczy pan ginekolog, tam pływa?

Mruczek: - ano chyba to on

Mruczka: - to ja mogę tu rodzić :)

 

Lekcja życia nr ileśtam: brzuch nie unosi, brzuch ciągnie do dna ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

IKEA i ich postrzeganie świata

 

Mruczka: - Bry, psze Pana, na waszej stronie macie takie biureczko narożne ciemnobrązowe w zachęcającej cenie 199 zł....

IKEAmen: - nie ma.

M:- ale jak nie ma, jak jest?

I: - no nie ma, w każdym innym mieście jest, u nas nie ma

M: - ???? eee a kiedy będzie?

I:- może w maju?

M:- a czemu tak?

I: - nie wiem

 

A myślałam, że mało co mnie już może zdziwić. Po odstawieniu klasycznego karpia po prostu sobie poszliśmy. Chyba wyklęta ta nasza IKEA coś, skoro cały kraj ma, a my nie.

Cóż, ze względu na nikłe zasoby portfelowe żywimy się meblowym fast foodem, jak to mawia konkurencja, czyli chrupiemy płyty wiórowe, oblizujemy drewnopodobną okleinę i zagryzamy kartonem. Trudno, uważam, że można w IKEA złowić fajne rozwiązania i niektóre naprawdę fajne pozycje. Tylko powiedzcie mi czemu, ach czemu można u nich (a jakże!) znaleźć wygodne, fajne fotele, acz każdy z nich ma COŚ, co mnie odpycha, choćbym z zamkniętymi oczami do nich podchodziła hę? No bo naprawdę chciałam kupić dziś fotel. Jeden, wygodny, fajnie zrobiony, ale.... w wiejskie róże, no gdzie ja wiejskie róże umieszczę w moim domu? kolejny.. super, drogi, ale rozkładany, mniam, prawie sięgam po portfel, ale.... jest tylko w kolorze szaroczarnym jak sprane dżinsy Mruczka, a drugi, który jest podpisany jako jasnobrązowy jak dla mnie wpada w kolor... eekhm koopy, czyli taki jakby khaki jakby wojskowa zieleń pomieszana z brązem. No ludzie, skoro to fast food to niech on będzie zrobiony tak, żeby można go było zjeść z każdą inną pospolitą potrawą. Kolejne są albo paskudnie wykończone albo jakby psu z gardła, albo po prostu nie pasują do duszy domu.

Z ociąganiem wyszłam po raz kolejny z IKEI bez fotela, zła jak osa. Obeszłam BRW i OSTATECZNIE dałam się wciągnąć do Bodzia, z zamiarem natychmiastowej stamtąd ewakuacji, bo Bodzia nie znoszę, a tu proszzzzz, stoi JEDEN, ostatni, przeceniony, pomarańczowy fotel dla Mruczki. No to kupiliśmy.

 

DSC_0927.JPG

 

Przede mną jeszcze wyzwanie umeblowania górnych sypialni, oczywiście fast foodem, byleby z głową i ze smakiem, tak jest zawsze najtrudniej. Póki co, przenieśliśmy się na górę w aranżacji tymczasowej. Dla mnie była to jak druga przeprowadzka, kurcze trzeba mieć wszystko podwójne jak się ma dwie łazienki, łącznie z koszem na śmieci i na brudne pranie, mydłem, pastą do zębów i kremem Nivea. Poza tym trzeba będzie mieć pamięć słoniową aby nie biegać po schodach po komórkę, komputer, gacie, sweter.... o mamo, czy ja mówiłam już, że teraz wybudowałabym parterówkę?

Następna notka będzie o plusach tych przenosin. MUSI się coś znaleźć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WALETY I ZADY domu piętrowego

 

Przepoczwarzamy się. Zasiedlamy powoli cały dom, wznosząc się na wyżyny, czyli prawie pod dach. I niech ktoś myśli że to łatwe kurcze. Do podstawowego wachlarza umiejętności niezbędnych do przeżycia w domu w ogóle dochodzą umiejętności poruszania się w kolejnym wymiarze (góra dół) możliwie bez strat. Trzeba więc napisać nowy poradnik skauta czyli: schody dla żółtodziobów, albo: jak mieć sypialnię na górze i nie zwariować, można też później dopisać poradnik: schudnij ze schodami. Póki co dzielimy kartkę na pół i mamy:

WALETY:

- na górze jest chłodniej.

Kiedy to piszę, jest zima i pewnie latem zmienię zdanie, póki co nasza podłogówka kocha nas bardziej na parterze niż na piętrze, pewnie dlatego że panele kochają nas mniej niż płytki, nie dziwi nas to, pamiętamy, że podobno w chłodniejszym lepiej się sypia.

 

- na górze jest coś takiego jak okno dachowe.

Ha! czyli punkt dla mnie bo tego okna Mru nie może zasłonić, wszak nie ma (jeszcze) rolety, co pewnie dołączy do listy wad kiedy zaczną się upały. W każdym razie winnam Wam wyjaśnienia, że mam atawizm po mieszkaniu w bloku i lubię, kiedy panuje półmrok na tyle, że można się poruszać bez zapalania światła acz nie ryzykując guza na czole. Lubię widzieć cokolwiek w nocy, nie znoszę egipskich ciemności, kotem nie jestem a z racji stanu wstaję w nocy i patroluję toaletę. Okno bardzo to ułatwia. A jeszcze jak leży śnieg to w ogóle jest mega hiper jasno co sprawia mi dziką radość. Mru jest zdecydowanym przeciwnikiem półmroku, on ma chyba w czole radar, jak delfin.

 

kolejną sprawą, jeszcze nie sprawdzoną, która już mnie cieszy jest odgłos pukania deszczu w szybę, który UWIELBIAM. Czekam więc na taki koncert, żeby się nasłuchać, leżąc pod kroplami, lepsze to dla mego ucha niż Beethoven.

 

- na górze jest lepszy widok

na okolicę. I człek się jakoś tak czuje "ponadto", można sobie popatrzeć czy ktoś się nie skrada, czy sąsiad już śpi, czy sarny podchodzą. To chyba też jakiś atawizm po przodkach jeśli na drzewach siedzieli. Lepszy widok daje poczucie lepszego panowania nad sytuacją.

-na górze można mieć bajzel

No dobra, powiedzmy, że przeżyliśmy już wszystkie możliwe pielgrzymki znajomych i rodziny, którzy chcą zajrzeć w każdy kąt i zarzuciliśmy już odruch dzikiego sprzątania przed każdą wizytą, sypialnia na górze daje nam poczucie azylu, przecież nikt dobrze wychowany nie będzie się pchał nam na górę bez zaproszenia. A jeśli w sypialni mamy skarpetki na podłodze, gacie na żyrandolu i bitą śmietanę na ścianach - to nie zapraszamy :)

- na górze mamy przydatne pomieszczenia

Zwykle tak się dzieje, że i łazienka większa i pralnia ( u nas ) pod nosem, tylko kurcze kuchnia coś nie chciała się przenieść.

 

ZADY:

- na górze jest chłodniej.

Jest to zauważalne chociażby wtedy, kiedy się człek przenosi z salonu gdzie pyrkał kominek a tu trzeba zrzucić ubranko i wskoczyć pod zimną zwykle kołdrę próbując nie szczękać zębami. Mru jednakowoż oszczędza i mówi, że nie trza grzać jak góralskim schronisku bo w chłodzie sypia się ponoć lepiej

 

-na górze na pewno będzie cieplej w lato

co wtedy będzie wielkim zadem i nie wiem co zrobimy, będziemy najwyżej spali na schodach :) albo się kupi podgumowane rolety i zatknie na amen okna dachowe, co znów będzie skutkowało, że tylko Mruczek vel delfin będzie się z łatwością poruszał po kazamatach, mnie zostanie rozpaczliwa pozycja na mumię albo na lunatyka (ręce do przodu, wytrzeszcz i macanie stopą podłogi) podczas conocnych wycieczek do wc.

 

- na górze zawsze są niewłaściwe przedmioty

Znacie to na pewno. Na dole laptop, ale na górze ładowarka, na dole szczoteczka, ale na górze pasta, na dole tusz do rzęs, ale na górze grzebień. Myślę że póki co u nas panuje w tym względzie chaos lub też nie zdublowaliśmy wystarczająco potrzebnych bibelotów.

 

- chodząc po schodach jesteście jak TIR

czyli zajmujecie się ogólnym transportem. Cały sukces polega na tym, żeby zapamiętać, że nie robi się pustych przebiegów, bo to boli (w łydkach boli) oraz ogarniając cały dół / górę właściwie ocenić co może być nam potrzebne na górze / dole. I tak: wieczorem pakujesz na siebie: laptop, książkę, szklankę z mlekiem, sweter do szafy na górę, węża od odkurzacza bo w sypialni okruszki, wodę mineralną, komórkę, pies idzie sam na szczęście.

Rano schodząc załadowujesz: brudną szklankę po mleku, laptop, sweter, komórkę, książkę, ładowarkę, etc. etc. pies póki co schodzi sam.

Tę zdolność szlifujemy w pocie czoła.

 

-pies na panelach

wczoraj się zastanawiałam czy można by mu zafundować gumowy manicure? Kiedyś widziałam takie kolorowe gumowe nakładki na psie pazury, mogę przysiąc, że powstały nie po to by psa upiększyć ale to wymysł kogoś, kto miał w domu panele. O ile pies na płytkach nie jest bardziej głośny niż lodówka tak pies na panelach staje się stadem kobiet w szpilkach. W nocy ilość tych kobiet ulega podwojeniu a ja jestem gotowa przysiąc, że mój pies ma nie 4 a 18 nóg. Póki co on też przeżywa etap przystosowania do spania w nowych warunkach (zgodnie z zasadą: gdzie mój pańcio tam i ja) więc w nocy przeżywamy kilkukrotnie przemarsz wojsk kobiecych na cienkich szpilach, które wwiercają się w ucho.

 

- mniejsza widoczność

możecie mieć wrażenie, że właśnie pisałam coś odwrotnego, ale paradoksalnie jest też tak, że w domu z dwuspadowym dachem i poddaszem a nie zwykłym piętrem jest mniejsza orientowalność w terenie na zewnątrz. O ile na dole jest dużo przeszkleń, okna, wykusz, drzwi i takie tam, o tyle będąc na górze jest się nieco bardziej odizolowanym, a żeby spojrzeć na którąś stronę domu / posesji należy udać się do konkretnego pomieszczenia, okna dachowe również są w tym względzie nieco skąpe. Dlatego pewnie za dnia ludziki wolą wiedzieć co się koło nich dzieje i wiodą życie na dole.

 

- dostęp do kuchni

Od teraz trza dbać o właściwe wypełnienie żołądka przed udaniem się spać oraz mieć ów wodę mineralną lub szklankę z popitkiem zawsze przy sobie na górze. Wkurzającym jest bowiem poruszanie się po omacku po krętych schodach celem dotarcia do lodówki. Acz dla nocnych łasuchów jest to zaleta, gdyż mogą pałaszować do woli i nawet trochę hałasować bezkarnie. Ja się nie zaliczam więc dla mnie to wada. Ale mineralka zawsze stoi. Wczoraj nawet olśniło mnie, że przydałaby się taka mini lodóweczka jak w pokojach hotelowych, muszę zarazić tym pomysłem Mru :)

 

lista pewnie ulegnie zwielokrotnieniu kiedy pojawi się dzieć, dlatego problem pozostaje otwarty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...