Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Życie jest Proste - wg Jagny i Petera


Recommended Posts

Czyżby niechcący w moim powyższym poście przebijała obawa, że wszystko jest takie malutkie? Przed nami mnóstwo pracy. Musimy wykopać studnię, szambo, postawić ścianki działowe (karton-gips, żeby nie pakować się w koszty), zrobić hydraulikę, zamówić okna i takie tam. Potem trzeba kupić piecyk, tymczasowe szafki kuchenne, zlew, kabinę prysznicową, kibelek, pompę ciepła do podgrzewania wody użytkowej i coś tam coś tam. Następnie czeka nas przenoszenie gratów, które trzeba będzie jakoś upchnąć na tych 40m2 i to mnie przeraża... Trzeba to spakować (o, Boziu), część wywieźć (o, Mamo) a część wcisnąć do Minidomku (o, rany)... Jak my to wszystko zrobimy?

Tak więc się bardziej martwię i boję niż cieszę. Czy się pomieścimy, żeby się nie pozabijać. Czy będzie nam zimno czy gorąco. Czy nie zabraknie nam czegoś bardzo pilnego, co będzie w pudle gdzieś wywiezione. Czy zwierzaki jakoś zniosą tę przeprowadzkę itp.

Pozytywne jest to, że opóźnienie w sprzedaży spowodowało to, że nawet gdyby akt został podpisany jutro, to zgodnie z umową przeprowadzamy się prawie w połowie stycznia. A toż to przecież zaraz wiosna! A na wiosnę... znowu budowa. Trzeba będzie mieszkając dobudować resztę domu. Cudownie. Już widzę jak rano docieramy do pracy i szkoły cali w pyle i gruzem we włosach...

Bo nam się w ogóle to koncepcja zmieniła. Minidomek miał być przecież garażo-warsztatem. Usiedliśmy, podumaliśmy, policzyliśmy się i doszliśmy do wniosku, że wyjdzie drogo. Żeby zmniejszyć koszty uznaliśmy, że Minidomek stanie się już częścią domu. Tam będzie docelowo sypialnia, łazienka i pomieszczenie gospodarcze.

parter prosty.jpg

 

Będzie to trochę większe niż w projekcie, ale i tak wyjdzie taniej niż w pierwszej wersji z warsztatem. Tak więc pozostanie dobudować klatkę schodową i resztę parteru. Drobiazg. Potem trzeba będzie rozwalić część ściany i tam wybudować zaplanowane pomieszczenia. Nic prostszego.... Góra będzie wymagała rozwalenia dachu i budowę nowego (z wykorzystaniem materiałów z daszku tymczasowego) i zagospodarowania pomieszczenia nad Minidomkiem na łazienkę i sypialnię. Bułka z masłem......

AAAaaaaa!!!! Ja chyba oszaleję!

I teraz już wiadomo dlaczego nie piszę na bieżąco. Nie ogarniam tego. Chcę zasnąć i obudzić się za rok i zająć się wykończeniówką..... Nie da się tak przypadkiem? Ktoś może próbował?.... O, ratunku....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...
  • Odpowiedzi 154
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

U nas nadal właściwie nic się nie dzieje. Klient zmienił taktykę starania się o kredyt i właściwie to stara się od nowa, ale jak twierdzi teraz z lepszym skutkiem. Nam w to graj. Już termin przeprowadzki przesunął się w ten sposób na luty. Czyli prawie wiosną. Minidomek sobie grzecznie stoi zadaszony i prawie opapowany. Prawie, bo chyba kawałka panom zabrakło, ale jeszcze się nie awanturowałam. Mam to dopiero w planie. Zresztą mogę mieszkać bez kawałka papy nad wystającym kawałkiem nad wejściem. Ja już w głowie urządzam Prostego.

To też jest dziwne. Przy budowie Podrzutka nie zaglądałam do działu "wnętrza" dopóki nie było stanu Bardzo Dobrze Zamkniętego. A teraz już wiem jaki będzie kolor mebli i ścian. Może nie zapeszę....?

Zrobiłam też listę rzeczy, które CHCĘ. I o których trzeba pomyśleć właściwie przed budową, żeby wszystko dobrze zaplanować.

I tak:

1. Rekuperator - mam teraz i jest fajnie. Peter mówi, że może spróbować zrobić sam.

2. Pralnia z miejscem na suszenie ubrań, bo teraz nie mam i mi brakuje. Czyli trzeba powiększyć łazienkę kosztem garderoby i zrobić instalacje. To też Peter. He he....

3. Odkurzacz centralny. Teraz nie mam i mi nie brakuje. Ale to parterówka jest i mój mały Zelmerek jeździ za mną na jednym poziomie. Po schodach pewnie się nie będzie chciał sam wozić... Peter nic jeszcze nie mówi czy zrobi sam, bo go zapomniałam zapytać.

4. Rolety zewnętrzne. Nie mam i do tej pory mi nie brakowało. Ale widziałam u sąsiadów, nawet za sznurek mi dali pociągnąć i było super. Chcę ciągnąć u siebie w domu ;) Peter jest zachwycony tym pomysłem.... :)

5. Zmiękczacz wody. Teraz nie mam i mi brakuje. Nie wiedziałam o tym dopóki nie przeczytałam odpowiedniego wątku, że takie coś w ogóle jest.

6. Kominek z DGP. Teraz mam i lubię mieć. W domku z poddaszem tym bardziej. Peter powiedział, że spróbuje zrobić sam.

7. Brodzik otwarty w PG do mycia psów i butów. Albo psów w butach, żeby było szybciej. Instalacja wodna właściwie już jest w Minidomku. Peter zrobił.

8. Młynek w zlewie. Mam i kocham. Peter będzie musiał tylko zamontować.

9. Pompa ciepła. Teraz mam i lubię. Takiej samej mieć nie mogę bo nie mam miejsca na kolektory poziome. Na odwierty pionowe mnie nie stać. No to niech będzie pompa powietrze- woda. Bo wszyscy piszą, że tańsza. No to sobie wybrałam Mitsubishi Zubadan bo działa w bardzo niskich temperaturach bez używania grzałki no i fajnie mieć Mitsubishi pod domem.... Wysłałam zapytanie do pewnej firmy, która się reklamuje, że Zubadana sprzedaje i montuje. Jest tu na forum ktoś kto korzystał z ich usługi. Nawet sprawnie mi odpowiedzieli i zrobili wycenę..... Na 45.000 NETTO za pompę i montaż + zbiornik na CWU.... Wycena na całość łącznie z podłogówką to "tylko" ponad 69.000 netto... Zemdlałam. Gdzie to taniej?!!! Muszę szukać dalej. Peter sam pompy raczej nie zrobi, bo jak by coś mu nie wyszło to go zabiję, a nie mam miejsca na działce na trupy....

Jak mi na wszystko takie wyceny zrobią to będziemy mieszkać w gołych murach, ogrzewać się przy ognisku a wodę nosić wiadrami z rzeki... :(

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Bardzo pracowicie spędzam weekend. Robię wykończeniówkę. Mówią, że to strasznie kosztowne i męczące. Oj tam, oj tam. Ja urządziłam wczoraj salon, kuchnię i łazienkę. Koszty- 0zł :lol: Frajda? Nieoceniona :yes:

A tak na marginesie, to naprawdę polecam taką zabawę wszystkim planującym, bo faktycznie przy pomocy prościutkiego programu, można sobie zobaczyć co i jak się pomieści, gdzie co może stać (gniazdka, rury, kabelki), można się "przejść" po pokoju itp. Wiem, że Ameryki nie odkryłam, ale za to odkryłam jakie to fajowe. Przy Podrzutku tak się nie zabawiałam i teraz mam kable ciągnięte metrami, przedłużacze i inne atrakcje tego typu. Jeśli chodzi o Prostaka, to nie miałam wyobraźni odnośnie małego w projekcie salonu. Wydawało mi się, że z kanapy będę mogła wystawić nogi prosto na taras. A tymczasem wygląda na to, że się nawet i niewielki stół zmieści. I witryny,które mi się przestraszliwie podobają.... Łał...

Z pewną taką nieśmiałością zaprezentuję swoje wczorajsze dzieła. I uprzedzam: to głównie zabawa. Nie jest to w żaden sposób wiążące i miało na celu rozeznanie się w rozmiarach pomieszczeń. Ani kolory, ani wygląd mebli nie jest dokładnym odzwierciedleniem tego co bym chciała. Program jest taki jaki jest, ma liczne ograniczenia. Ale i tak bawiłam się setnie. No to jedziemy.

Salon. Kominek będzie raczej z półokrągłą szybą, obudowany bardzo tradycyjnie. Być może będzie stał lekko po skosie a nie na wprost. Te śmieszne potrójne drzwi to okna tarasowe (tak, będą szprosy). Drzwi obok wyjścia na taras to drzwi do kuchni. Być może będą przesuwane. Wejście do salonu jest między kanapą a kominkiem:

Salon wiz ok.jpg

 

To widok z kanapy (która raczej będzie miała równe obie części narożne):

Widok z kanapy wiz.jpg

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz kuchnia. Tu też się zmieści stół z tego co widać. Przypominam: na kolorystykę i styl szafek proszę nie patrzeć. Bo na przykład blaty chciałabym z płytek, ale to się jeszcze zobaczy a szafki chcę bardzo klasyczne, rustykalne wręcz a nie nowoczesne. Widok z góry. Wejścia do kuchni są dwa. Jedno od dołu obrazka (to szare) jest od wiatrołapu. Drzwi za lodówką to wejcie do salonu:

kuchnia od g

 

[ATTACH=CONFIG]86079[/ATTACH]

 

Widok na blat roboczy. Ta lodówka jest wkurzająca, ale o to mi chodziło, żeby chociaż troszkę zasłonić zlew i kuchenkę od reszty. Jakoś tak podoba mi się taki "kącik" a logistycznie wydaje mi się być ok: lodówka - zlew- kuchenka.

Kuchnia prawa ok.jpg

 

 

Tu widok na tę drugą stronę. W wysokiej szafce piekarnik na wysokości oczu. Za to co do mikrofali, to jest za wysoko, na co uwagę zwrócił mi mój Starszy Syn. I ma rację, ale już nie zmieniałam. Bo ta wykończeniówka to przecież strasznie męcząca jest :p

kuchnia lewa ok.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i łazienka a górze. Nasza rodzinna. Ze względu na powiększenie części nad Minidomkiem, zrobiła się raczej duża. Więc ma być też w niej część gospodarcza. Na pralkę, kosz z brudami i miejscem na suszenie, a że tu nie ma nic do oglądania więc będzie oddzielone. Czy tak jak na obrazku? Nie wiem. Ale nawet mi się to podoba. Tym bardziej, że kabina prysznicowa ma mieć murowany brodziki ścianki z luksferów. Ta kabina, która tu jest to tylko robocza wersja, bo jako jedyna miała ewentualny wymiar. Wanna jest wyeksponowana, więc marzy mi się taka na nóżkach. W skosie przewidziane jest okno dachowe, ale jeszcze się wahamy. Pod skosami będą szafki, szuflady i takie tam. Umywalka będzie miała blat i szafkę, ale chciałabym blat z kafelków. No... i jakoś tak. :

Lazienka wiz.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co tam będę owijać w bawełnę. Prośbę mam. Wykorzystując chwilkę wolną, proszę, spójrzta no uprzejmie na nasz salon in spe. W poprzedniej wersji drzwi tarasowe (te na wizualce to są zwykłe drzwi, więc wyglądają grubo i topornie) były na środku ściany, telewizor wtedy wisiał na ścianie kominkowej co daje miły efekt, że widzi się i ogień i TV nie odwracając głowy. Ale za to okno znad stołu może się czasem odbijać. I to wychodzi jakoś tak:

[ATTACH=CONFIG]87228[/ATTACH]

A jakby tak dać to okno tarasowe na prawo, blisko okna "jadalniowego"? Wtedy telewizor ląduje na ścianie tarasowej i nic się nie będzie odbijało a i okna tworzą przeszklony róg. Czyli jakoś tak:

[ATTACH=CONFIG]87229[/ATTACH]

 

No i? Jak byłoby lepiej?

salon okno srod.jpg

salon okna naroz.jpg

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podrzutek nadal nie sprzedany. Ale nie płaczę. Klient działa z kredytem i wygląda na to, że jest u kresu. W sensie również i wytrzymałości. Własnej i naszej. Podpisaliśmy nawet umowę przypieczętowaną niewielkim zadatkiem, bo tego wymagał jego bank. I to podobno już ostatni z miliona papierków, które musiał dostarczyć. Jest to o tyle pozytywne, że przeprowadzka wypadnie już zupełnie na wiosnę.... :p

W międzyczasie my zrobiliśmy szambo i wydrążyliśmy studnię. Oczywiście nie własnoręcznie, jeżeli o mnie chodzi to wręcz "bezdotykowo" pod każdym względem. Szambo robiła firma pana M.K. "Budmar". Wyglądało to tak, że pan M.K. pewnego dnia przyjechał, pokazaliśmy mu gdzie chcemy szambo, on odmierzył odległości od okien itp. i powiedział, że spoko i że przyjedzie i sobie (znaczy, nam) je wykopie za kilka dni. Przesunął potem termin o jeszcze kilka dni, ale nam to nie przeszkadzało. W umówionym dniu jedyne co zrobiłam w tej kwestii, to zamknęłam w domu psy, bo co prawda nikogo by nie pogryzły, ale przeszkadzać by przeszkadzały. Peter tegoż dnia był w domu przede mną i na moje telefoniczne pytanie czy mamy szambo, odpowiedział, że chyba mamy, bo na działce pojawiła się kolejna góra ziemio-gliny a w umówionym miejscu widnieje metalowa klapa. Co jest pod spodem to już nie wiadomo, ale zakładamy, że betonowy, szczelny zbiornik na nieczystości płynne, o pojemności 10m3. Pan M.K. powiedział, że jak będzie chciał się rozliczyć, to się odezwie.... No dobra. Chyba nam zaufał. I słusznie zresztą...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My chyba w ogóle tacy jacyś wzbudzający zaufanie jesteśmy, bo ze studnią było podobnie. Tu już prawie wcale nie brałam udziału w działaniach. Jedyne co zrobiłam to spisałam jeszcze latem numer telefonu z pobliskiego drzewa i przekazałam Peterowi. Peter zadzwonił, przeprowadził fascynującą rozmowę z panem o rurach, hydroforach i przepływach i powiedział, że pan studniarz brzmi fajnie i powinniśmy się na niego zdecydować.

Tak też zrobiliśmy zaledwie kilka dni temu. Pan Studniarz na szczęście w międzyczasie nie wyjechał na Alaskę ani nie zmienił branży i umówił się z Peterem na oględziny działki. Znowu pomierzyli odległości od szamba (nadal żyję nadzieją, że ono tam w środku jest) i od przyszłego domu i ustalili gdzie. Scenariusz się powtórzył, ja przed pracą zostawiłam psy w domu a po południu Peter zeznał, że jakaś rura z ziemi wystaje, więc chyba mamy studnię. I znów pozostaje mieć nadzieję, że nie jest to tylko kawałek rury wetknięty w ziemię i koniec. Ponoć ma 23 metry. Pan Studniarz przez telefon powiedział, że żadnych problemów nie było, woda jest i to tyle, że obsłużyłaby trzy działki a jak będzie chciał się rozliczyć to się odezwie.... :rolleyes:

No i się odezwał i umówiliśmy się na dzisiaj. Przyjechał, ja poleciałam do bramy w kapciach i z pieniędzmi w dłoni i miałam szybko załatwić sprawę. Ale od słowa do słowa dowiedziałam się jak wygląda taka woda na tej głębokości - czyli, że nie jest to podziemne jeziorko, jak sobie wyobrażałam, tylko piasek z wodą. Potem poopowiadał mi o jamach wapiennych w górach Świętokrzyskich, o filtrach węglowych, o chemicznym czyszczeniu studni i o tym, że on z wykształcenia jest spawaczem... A to wszystko mówił spokojnym, łagodnym głosem, pięknie się wysławiając. Gdyby nie fakt, że zmarzłam na kość to chętnie bym jeszcze mu parę pytań zadała. Na przykład co sądzi o reinkarnacji, albo jakie ma zdanie w kwestii zapłodnienia in vitro...

W każdym razie jakby ktoś z północnych okoli Warszawy szukał studniarza to polecam i służę namiarami. 1m kosztuje u niego 100zł, więc chyba niedrogo. Pana M.K. i Budmar również polecam. Oczywiście zakładając że pod ziemią mamy prawdziwe szambo (dostaliśmy atest) i prawdziwą studnię (dostaliśmy obietnicę, że wiosną będziemy montować resztę czyli pompę i hydrofor).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months później...

Jest sobota i jakaś nieludzka godzina jak na sobotę. Ale trzeba wcześnie wstawać bo robota czeka. Ale to też w miarę jedyny moment kiedy mogę przy kawie coś wreszcie napisać. Niedługo Wielkanoc a my jeszcze nie ochłonęliśmy po Bożym Narodzeniu. Jako, że nerwowo było i jest nadal. Było, bo Pokrak został sprzedany dwa dni przed Wigilią. Klient umówił Notariusza na 22 grudnia na 12:00. Z tym, że w momencie umawiania jeszcze nie miał podpisanej umowy kredytowej ze swoim Bankiem. A bez tego ani rusz. Już byliśmy nauczeni, że Klient jest z Zupełnie Innej Bajki niż my i dyskusja z nim nie ma większego sensu. Ma swoje metody, nie rozróżnia umowy od oferty, rozdzielności od rozdzielczości, księgi od książki itp. Ale jednocześnie ta jego niewiedza i bezczelność daje jakieś efekty w walce z urzędami i niech robi co chce. 22 grudnia poszłam więc normalnie do pracy i czekałam na sygnał czy mam się zwolnić na podpisanie aktu czy nie.

9:00 - zdzwonię do Klienta i pytam co jest. Chyba go obudziłam. Mówi, że czekają na telefon z Banku.

No to dupa. Prawie płacząc godzę się z myślą, że nie sprzedamy tego domu.

11:20 - dzwoni Kilent, że mają podpisaną umowę i jadą do Notariusza, więc mogę się zbierać.

No to się zbieram i jadę.

11:50 - jestem na miejscu. Coś mnie tknęło, więc dzwonię do mojego Ex pytam czy jest świadom, że podpisujemy zaraz akt. On zdziwiony, mówi, że skoro do niego od rana nie dzwonili, to uznał, że nie ma aktu. Na szczęście on też jest blisko i zaraz dojedzie.

12:05 - pani Sekretarka już szykuje dokumenty. Przyjeżdża Peter.

12:08 - wpada Klient. Sam. Pytamy gdzie jego żona. Mówi, że pojechała do domu, bo zapomnieli pieniędzy....

Teraz to już się roześmiałam. Histerycznie.

12:15 - wpada zziajana Żona Klienta.

Jesteśmy gotowi. Podpisujemy akt.

Potem jedziemy z Peterem na zakupy świąteczne. Dzień jak codzień....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za miesiąc musimy się wyprowadzić. Nie wiem co przeraża mnie bardziej: wyprowadzka z Podrzutka (w sensie pakowania i wynoszenia) czy wprowadzka czyli przygotowanie Małego Domku do stanu używalności. Zima nas wstrzymała ze wszystkimi pracami i mieliśmy kilka tygodni w plecy. W lutym zaczęłam załatwiać sprawy. Odkryłam w sobie talent do załatwiania. No to na początek okna. Sąsiadka ma okna i jest z nich zadowolona, więc podała mi namiary. Pojechałam. Wszystko oblodzone więc brnę na obcasach przez lodowisko próbując utrzymać równowagę a przygląda mi się z rozbawieniem jakiś facet. Ja mam azymut ustawiony na napis OKNA. Kiedy machając rękami docieram do Faceta, ten pyta z uśmiechem czego potrzebuję. Mówię, że okien a on mi na to, że to tam, gdzie jest napisane OKNA... No nie może być... Jadę więc dalej.

Pan z oknami bardzo miły. Mówię mu co chcę a chcę tylko cztery okna, za to w niedalekiej przyszłości będę brała dużo więcej. Ma wiedzieć, że jestem potencjalnym dobrym klientem. Pan słucha, stuka w kalkulator i podaje mi wycenę. A montaż? To z montażem. Przyjedzie obmierzyć, a potem za trzy tygodnie montaż. No to już załatwiłam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dociera do mnie, że okna w kuchnio-kotłowni nie obmierzy bo go tam jeszcze nie ma, bo o nim wstępnie zapomnieliśmy. Dzwonimy więc do naszego Szefa Ekipy, że potrzebujemy wyciąć okno. I przy okazji ścianki działowe. Szef mówi, że spoko, akurat jeszcze ma chwilę wolną i za dwa dni będą. Ścianki stawiają w dwa dni, okno wycinają na odchodne. Wszystko wygląda super, tylko okazuje się, że przez mrozy popękała wylewka. I kawałek na rogu domu. Fundament nietknięty, więc się specjalnie nie martwimy. Zresztą nie mamy już na nic czasu. Trzeba z tym żyć.

Peter robi kanalizację. Pierwsza wersja kibla się zmieniła, więc teraz przekłada rury, coś tam dokłada, coś tam wycina. Ja tylko się zachwycam. Jeszcze bardziej się zachwycam jak mówi, że zrobi od razy przejście do brodzika na mycie psów i butów. Psy trzeba kąpać, szczególnie dwa. Tabu już tu się pokazała a w międzyczasie pojawił się Zbój Madej.

032.jpg

Tym razem rodowodowy czernysz. Ma osiem miesięcy, waży 47kg i jest absolutnie cudowny. Tyle, że już nikt w czasie naszej nieobecności nie może wejść na teren działki, bo niuniuś nie ma poczucia humoru.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę załatwić kolejną rzecz. Drzwi wejściowe do domku. Dzwonię do Pana od Okien i pytam czy ma drzwi. Ma. No to jadę. Mówię, że chcę jakieś drzwi. Z doświetleniem. Pokazuje mi wiszący na ścianie katalog z drzwiami. Pyta które. Myślę, myślę... Te. Pukam w jedne. Z szybką? Tak. A którą? Myślę, myślę i pukam w jeden z obrazków szybek. Taką. Dobra. A refleks czy lustro weneckie. Nie wiem. Pan ma pokazowe drzwi z refleksem. Idziemy i stajemy po przeciwnych stronach. Widzimy się oboje. Pan mówi, że w relacji dzień - pomieszczenie nie będę go widzieć. No dobra. To biorę. Cena? Pan stuka w kalkulator i mówi, że dwa tysiące. Biorę. Załatwiłam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzy tygodnie bez dwóch dni później Pan od Okien dzwoni i mówi, że mają wolny termin już na jutro i mogą przyjechać. Nam w to graj, bo to sobota. Przyjeżdżają i w kilka godzin mam okna i drzwi.

006.JPG

Widok na sąsiadów:

009.jpg

 

Widok na naszą działkę, czyli pobojowisko:

010.jpg

 

Drzwi:

008.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Środek. Na wprost przyszły gabinet, teraz pokój Młodszego Syna. Po prawej stronie wejście do łazienki, która zostanie łazienką. Po lewej stronie wnęka, która kiedyś będzie korytarzem a teraz naszą... eee... sypialnią...?

012.jpg

 

A to całość. Może pretendować do konkursu "Koszmarki Budowlane":

007.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za nami pogodny weekend i spędziliśmy go wydajnie. Przyjechał Starszy Syn i Przyjaciel Starszego Syna. Tak więc czterech i pół (Młodszy Syn) chłopa i ja. Panowie od rana ruszyli na budowę i zaczęli zabawę. Głównodowodzącym był Peter. W tym celu założył maskę Lorda Vadera, żeby było zabawniej.

170.jpg

 

Dla reszty nie starczyło masek.

187.jpg

 

Ale robili Bardzo Ważne Rzeczy nawet tak niekompletnie przebrani:

173.jpg

 

I efektem jest nasza Brama. Prawdziwa, taka co się przesuwa i otwiera a nawet zamyka. Sztachety Peter mocował z Przyjacielem Syna, który jest bardzo zabawny, bo w tym samym czasie mój Starszy Syn chodził w te i nazad ze swoją Narzeczoną, z którą się kłócił (ona wychodziła a on leciał za nią) i godził (wracali razem), potem znowu kłócił (ona znowu szła do domu a on za nią) i znowu godził (wracali) i tak w kółko. W tych warunkach sztachety zostały przykręcone nieco krzywo. Ale co tam. Niech to upamiętnia poczucie humoru Petera i Przyjaciela Syna oraz emocjonalne rozterki Starszego Syna i jego Narzeczonej.

172.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja w tym czasie też się nieźle bawiłam. W domu co to kiedyś był budowany a potem przestał, zostaje dużo fajnych rzeczy. Na przykład kostka brukowa. Kiedyś była z niej zrobiona ścieżka od bramy do wejścia. Potem została zerwana bo przyszła nowa kostka. Starą ułożyło się w górkę, z której ja potem podbierałam po trochu i robiłam sobie grządki. Mieliśmy w planie oddać ją komuś jak będzie potrzebował. Po wyprowadzce Ex przyjeżdżał i rozglądał się co by tu sobie zabrać. Większość rzeczy nic mi nawet nie przypominała, więc nie wiedziałam do czego służą, ale jak zabrał się za pakowanie kostki to powiedziałam, że hola hola, połowa jest majątku jest moja, to i połowa kostki jest moja. Nie miał czasu, żeby każdą poprzecinać na pół, więc tylko wzruszył ramionami i połowę (tak na oko) mi zostawił. Pilnowałam i zastanawiałam się na cholerę mi ta kostka, ale chodziło o zasadę. Jak się okazało, słuszną.

Przez te sześć lat górka kostki zarosła a moje grządki szlag trafił i zarosły jeszcze ładniej. Ex miał nawet kolejne zakusy żeby ją sobie wygrzebać, ale tym razem na posterunku stał Lord Vader i nie pozwolił. Ex znowu wzruszył ramionami, tyle że sześć lat później, powiedział, że "tego to ze trzydzieści sztuk zostało" i dał spokój. Ha! Nie wiedział, że kostka jest nad trawą, w trawie i pod trawą, nie mówiąc o moich grządkach, o których tylko ja pamiętałam gdzie były.

Najpierw zebrałam z górki, potem to co zostało pod górką a potem wzięłam się za odkrywanie moich tajemnych grządek:

186.jpg

198.jpg

 

Po dwóch godzinach odzyskałam tyle:

179.jpg

 

I jeszcze z drugie tyle tkwi w ziemi. Wydłubię niebawem.

186.jpg

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wieczorem przyszła Sąsiadka Kasia, która ma piękny nowy dom i łysą pobudowlaną działkę. Powiedziała, że działkę mam taką przytulną, bo już zadrzewioną. Na bałagan nie zwracałyśmy uwagi. Bałagan się sprzątnie przecież. Najpierw trzeba wywieźć takie cuda:

175.jpg

Ale jak już znalazłam pana, który chętnie przyjąłby ziemię, to co z tego, jak ani ja ani on nie mamy czym tego przewieźć. Za to pan, który ma czym, za tę przysługę krzyknął 400-500 zł.... :eek: To naprawdę tyle kosztuje? Ma ktoś sposób jak się takich dwóch górek pozbyć? Nie chcę ich rozplantować po działce, bo to głównie glina jest. Do rozplantowania zostanie trzecia górka, składająca się z humusu.

Jak już się troszkę ogarnie, to zostanie całkiem spory kawałek działki z drzewkami:

178.jpg

 

I jeszcze długo pozostanie tylko działką. Bo mój talent do załatwiania nie wystarczy, żeby załatwić jeden drobiazg: cholerny Plan cholernego Zagospodarowania cholernego Przestrzennego, który miał być w pierwszym kwartale tego roku (czyli teraz) nie wszedł jeszcze w życie i nadal się rodzi.

Nadleśnictwo zawróciło plan, bo nie zgadzają się na odlesienie jakiegoś tam terenu. Wszystko muszą zaplanować jeszcze raz. Pan z Gminy, do którego cierpliwie dzwonię co dwa tygodnie, równie cierpliwie mi tłumaczy, że tak się zdarza, ale w związku z tym... Może pod koniec tego roku.... Może.....

:bash::bash::bash:

Więc jest beznadziejnie. Pieniędzy trochę na początek budowy jest. Ekipa jest. Chęci są. A pozwolenia nie dostaniemy :(

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

Nie piszę bo zarobiona jestem. Pakuję się. Mam wszędzie pudła, pudełka, worki i mnóstwo rzeczy, o których pomyślę później. Muszę podejmować decyzje dotyczące każdej rzeczy: wyrzucić/spakować i wywieźć daleko/spakować, ale niech będzie pod ręką/spakować do Minidomku. Niefajne zajęcie. Dlatego robię sobie przerwy, jak teraz.

A wynosić do Minidomku nic nie mogę, bo się ciągle jeszcze robi.

W pierwotnym planie mieliśmy wstawić kozę. Koza zmieniała miejsce na planie i gdziekolwiek nie stała było źle. Bo koza ma to do siebie, że parzy. A dzieci i psy mają to do siebie, że nie patrzą gdzie idą. Wietrzyliśmy problemy i tragedię. Postanowiliśmy więc pójść na całość i od razu zamontować pompę ciepła, która potem będzie ogrzewała dom po rozbudowie Minidomku. Bo nie przyjmujemy do wiadomości, że może się nie udać.

Poczytałam, podyskutowałam z Peterem. Znowu poczytałam. Zdecydowaliśmy się na polską pompę Ecopower. Pan Przedstawiciel sympatyczny, przyjeżdża i ogląda nasze "włości" i mówi, że się da. Że będzie grzało teraz Minidomek a potem resztę domu. Skoro pompa to i podłogówka. Panowie przyjeżdżają w umówionym terminie i robią swoje

022.jpg

023.jpg

Lubię takie widoki. Dobrze mi się kojarzą... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...