Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Życie jest Proste - wg Jagny i Petera


Recommended Posts

Dach mamy. A było to tak. Pan Piotr zapytany, podał namiar na dekarza R. Dekarz R. potwierdził telefonicznie, że się podejmie. Jeżeli chodzi o cenę... Tu po minucie wyliczeń ceny za metr blachy, metr obróbek, metr płaski, metr pionowy, skośny, okna, wyłazy, kominy, i znowu ceny rozbite na metry, centymetry, kwestie moralne i geograficzne (dogadamy się na miejscu), przestałam go słuchać i umówiłam się na spotkanie za dwa dni. Nie pojawił się. Zadzwoniłam i znowu się umówiliśmy. Nie pojawił się. Trzeciej szansy nie było. Doszłam do wniosku, że bardziej zaufane będą firmy a nie R-y. Zadzwoniłam do Dachluxu. Bardzo miła pani wysłuchała czego chcę. A chciałam blachodachówkę. Najchętniej Budmatu, bo kolejna osoba (R. też) mówiła, że spoko blacha. Na dodatek w naszym miejscowym składzie budowlanym miałam okazję zobaczyć Venecję. Z przyjaciółką. Ja byłam z przyjaciółką, nie Venecja. Zakochałyśmy się obie. Ale cena zaproponowana przez pana ze składu trochę mnie ostudziła w tej miłości. Tak więc wspomniałam pani Dachlux o tym krótkim romansie. Pani postukała w kalkulatorek podała mi cenę, którą mi może zaproponować.... prawie 10zł za metr niższą.... W tym momencie było jasne, że będzie Dachlux i być może Venecja. Czy pani może mi polecić dekarza. Oczywiście, jest, cudowny, wspaniały i w ciemno brać. Zupełnie jakby go mieli dostarczyć zawiniętego w blachodachówkę. Moje szczęście nie miało granic. Pan dekarz K. brzmiał przez telefon sympatycznie. Kontaktowy taki...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 154
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Przyjechał. Wysoki, elegancki, uśmiechnięty. Miał tylko wymierzyć dach, żeby można było zrobić wycenę. Dach wymierzył przy pomocy naszej drabiny, swojej miarki i drobnego, nieśmiałego chłopaka, którego trzymał w samochodzie. Następnie wysłuchałam dwugodzinnego wykładu na temat kładzenia dachówek, obróbki okien, ocieplenia poddasza, umiejscowienia wyłazu, materiałów, kątów padania światła, kierunku parowania wody, cyrkulacji powietrza, gdzie trzeba naciąć, przeciąć, załatać, przykryć lub odkryć. Wszystko z uzasadnieniem dlaczego i co by się stało gdyby się tego nie zrobiło. A wszystko przetykane "ja tani nie jestem, ale warto", "nie można brać tanich wykonawców, bo płaci się dwa razy", "zrozumiem, jeżeli pani weźmie innego dekarza, bo ja jestem za drogi", "robiłem dachy dla takich klientów, że hej" "może pani wziąć innego dekarza, ale inny to pani nie powie, że to czy tamto" itp. A Venecja? Ooooo, Venecja, proszę pani to żyleta. Ży-le-ta! On gadał. Ja opierałam się o ścianę, najpierw dyskretnie, potem niemal leżałam na murłacie zastanawiając się czy zorientuje się, że przysnęłam na moment, miałam chwile, że chciałam skakać z balkonu... A on gadał.

Jak już mogłam dojść do głosu to zapytałam ile by im to zajęło. Odpowiedź była kategoryczna "Osiem dni roboczych!" Trochę się zdziwiłam, bo dach dwuspadowy, niespełna 200m2, żadnych, poza gankiem niespodzianek... Tu wysłuchałam przemowy na temat dokładności, szczegółów, komfortu pracy i takich co robią szybko i robią byle jak. No dobra, pomyślałam, niech mu będzie, może mają krótkie dniówki bo wieczorami całą ekipą medytują i planują każdy centymetr na następny dzień. Ale usłyszałam że do dwudziestej i mieszkają na budowie. Ha ha, zaśmiałam się i podziękowałam za te cudowne chwile, które spędziliśmy razem. U nas nie ma takiej opcji ze względu na duże psy i moją odporność psychiczną, bo musielibyśmy mieszkać razem. Uznał, że zadowoli się kwaterą w pobliżu, którą mam im znaleźć. Łaskawy pan. Obiecałam, że przemyślę, ale niech poda mi orientacyjną cenę tej swojej koronkowej roboty. Obraziłam go. Dekarz K. nie podaje ceny orientacyjnej. On podaje cenę konkretną. Usiadł, popisał coś na kartce, pomruczał, zapisał i oto dostałam cenę konkretną: 7534zł.... Otworzyłam oczy ze zdumienia. Skąd do diabła te cztery złote???? No bo, że drogo to uprzedzał....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa dni później dostałam od naszego Kierbuda namiary na miejscowego dekarza, którego ludzie chwalą. Pojechałam. Opalony, niewysoki. Zapytał gdzie, jaki dach, ile metrów i kiedy. Usłyszał odpowiedzi i kiwnął głową. Nie ma sprawy. Zrobi, ale za dwa tygodnie. Próbuję się dowiedzieć coś na temat gwarancji. "Proszę pani, ja buduję wyłącznie w okolicy. I jak pani widzi, nadal tu mieszkam." No tak. Czy może być lepsza gwarancja? Pytam za ile. 5200zł. Tak, fakturę wystawi. Jesteśmy umówieni, dziękuję, do widzenia.

Pan dekarz Jacek przyjechał w poniedziałek i dopilnował odbioru materiałów i nabili łaty i kontrłaty na 1/4 dachu i pojechali do innego klienta montować okna dachowe. No to pięknie, pomyślałam. Nie będzie osiem dni. Będzie osiemnaście. Od wtorku wzięli się do pracy od rana. Stawiali się w sześciu punkt 7:00 jak w zegarku, kończyli o 21:00. Dzisiaj, w czwartek było po wszystkim:

1372958410457.jpg

 

1372958354639.jpg

 

1372958187294.jpg

 

Materiał, czyli blachodachówka Budmatu Venecja, rynny PCV Bryza, okna Roto (były tańsze niż Fakro) i wszystkie dodatki zamówiłam z Dachluxu. Dostałam dobre ceny i jeszcze rolety za 1,5 zł w promocji. Termin i transport też bez zarzutu. Bardzo lubię Dachlux.

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Jestem właśnie po lekturze wątku "parterówka - jak dobrze mieszkać bez schodów" i tak sobie myślę, że nie mogę się wypowiadać na tematy, których empirycznie nie sprawdziłam, bo znam tylko życie w parterówce i znam jej zalety i wady. Co do poddasza to nie użytkuję jeszcze na co dzień, ale parę takich plusików to już widzę.

O tak na przykład. To widoczek z parteru, a konkretnie z pobojowiska, które kiedyś będzie tarasem:

1373813939977.jpg

 

No ładniutko (będzie kiedyś), kontakt z naturą (będzie) odczuwalny i takie tam. Doceniam i korzystać zamierzam.

A teraz ten sam dzień, to samo miejsce, ale widok z balkonu:

1373813798705.jpg

 

I co ja pacze? Horyzont se pacze. Widzę czy burza idzie, czy może poszła sobie właśnie nad Warszawę i macha do mnie tylko.... Zachody słońca se mogę paczeć. Z rańca kawkę mi Peter przyniesie z dołu (obiecał! (chociaż upewnił się najpierw czy nie planujemy aby czajnika elektrycznego na balkonie)) i będę piła machając do burzy co poszła, albo jeszcze nie przyszła. Na balkonie nie ma komarów nawet wieczorem. Taaaa..... Podoba mi się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli chodzi o same schody to działamy tak jak rabin z kozą. Czyli teraz sobie utrudniamy życie jak możemy. Ot, barierka tymczasowa, zlecieć na pysk można:

1373813710702.jpg

 

Mało tego. Na dole zastaje nas zapora, którą trzeba pokonać górą, okrakiem, w bardzo wyszkolony sposób. Na dodatek za barierką niezmiennie czatują hodowlane krokodyle, które tylko czekają, żeby delikwent nogę przełożył....

1373813874113.jpg

1373813881926.jpg

 

Toteż jak będzie normalna, solidna barierka, zniknie zapora z krokodylami i będzie można wchodzić i schodzić bez przeszkód... Bajka będzie. Jakie schody? Jaki problem? Toż to komfort sam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszą w tamtym wewontku, że z okien dachowych tylko niebo widać. Jak dla mnie to słowo "tylko" jest nie na miejscu. Niebo jest fajowe, szczególnie wieczorne, różowe. Albo mam wizję następującą. To będzie łazienka:

1373813621992.jpg

Pod tym oknem będzie wanna. I tak sobie widzę, że wody z pianą naleję, światło zgaszę i na gwiazdy będę patrzeć odmaczając się..... Mam nadzieję zaraportować za czas jakiś, czy się da. Próbował już ktoś?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak a' propos łazienki. Koncepcje przerabialiśmy różne. Długo utrzymywała się taka:

łazienka panele.jpeg

Klasyka, przytulność i retro. Ale z tymi panelami to chyba problem jest. Te co na naszą kieszeń to widać, że to pcv, ohydka taka. Te co ładne, to drogie jak pieron. I tak sobie oglądałam różne fora, różne inspiracje, aż trafiłam na takie coś (mam nadzieję, że autor łazienki się nie pogniewa):

łazienka kamień.jpg

I nawet taka moja wanna pod moim oknem jest:

łazienka kamień1.jpg

 

Tylko, że podłoga z gresu drewnopodobnego.... Peter ma fioła na punkcie oświetleń cudacznych, to by też jakoś to fikuśnie podświetlił. Na tę chwilę ta koncepcja przoduje, ale zastrzegam sobie prawo do zmiany w każdą stronę i w każdej chwili :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

Znowu z poczuciem winy, że zaniedbany dziennik się pojawiam. Ale może to lepiej, bo będzie bardziej w skrócie. Jesteśmy na etapie tynków. Już? Dopiero? Raczej dopiero. Wstępne założenie było takie, że do końca lipca będzie hydraulika i elektryka, więc tynki na sierpień. I nawet nie mogę za bardzo zwalać na ślamazarną, nieterminową ekipę, bo domowo było. Kierownik ekipy - Peter i dwóch pomocników czyli mój Starszy Syn (nadal zakochany, więc i roztrzepany, rozmarzony i wiecznie szukający chwili, żeby wyskoczyć na chwilkę do narzeczonej - no cóż.... rozumiemy, ta choroba każdego z nas pewnie dopadła), oraz Przyjaciel Starszego Syna (serce ma wolne, ale mózg wiecznie czymś zajęty, bo przeważnie widać w jego oczach nieogarniętą przestrzeń jego umysłu, przestrzeń, której on sam chyba nie ogarnia, więc polecenia wykonywał sumiennie, ale musiały być proste, jasne i czytelne, żeby weszły w konkretną szufladkę) .

Kierownik ekipy też nie miał lekko, bo szanowna inwestorka żądała szybkich postępów, jednocześnie wyciągając na wypady do Obi, Castoramy, Leroy M. i innych takich, żeby wybrać te jedyne płytki, kafelki czy panele. Z niewiadomych powodów z każdej wizyty wracała coraz bardziej podłamana, ale za to zawsze z jakąś roślinką.

I tak nam płynął urlop. Z rzeczy spektakularnych - okna.

020.jpg

 

Brak symetrii jest świadomie zaplanowany. Goła ściana to miejsce na stół i krzesła tarasowe. Chodziło o to, żeby ludzie nie siedzieli na oknie. To skrót, ale myślę, że jasny.

 

To widok od środka:

016.jpg

 

Wiem, że wiele osób uważa szprosy za bezsensowne. Ja jestem efektem zachwycona. Kocham moje okna....

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomiędzy wizytami w licznych sklepach, w których nic nam się nie podobało a jak już coś się podobało to nie było nas na to stać. Peter dłubał na dole, więc ja postanowiłam wynaleźć sobie jakieś bardzo pożyteczne prace na górze. Podejrzałam na forum metodę na dylatację wełny od deskowania. Paski styropianu. Jedyny styropian jaki znalazłam walający się po dom to piątka. Paski miały mieć 3cm grubości. Skompletowałam narzędzia: stara ekierka do odmierzenia 3cm, ołówek budowlany (bo gruby), długa poziomica robiąca za linijkę i nożyk do cięcia. Najpierw rysunki:

024.jpg

 

Potem cięcie:

026.jpg

 

Potem papiaki, młotek, drabina i można przybijać. Jak się stoi na nogach, to bajka nie robota. Wejść na drabinę to przecież żadna filozofia, trzeba tylko pamiętać, żeby zabrać ze sobą na górę wszystko co potrzebne, czyli pasek styro, młotek i papiaki. Opracowałam to po kilku (nastu?) wycieczkach na dół po coś co leżało na dole i się ze mnie śmiało.... Lęku wysokości strasznego nie mam. Ale jakiś mam. Co początkowo było widać po paskach. Wyglądało to tak, jakbym te najwyższe przybijała już spadając. Potem szło mi lepiej :p

023.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pod oknami panowie umieścili drewniane kołki, które się ciągle wysuwały. Peter się wkurzył i zrobił oknom nóżki. Pod ramą jest płaska płytka, żeby się nic nie wgniotło i całość jest regulowana. I prosta. Zdjęcie jest krzywe.

028.jpg

 

A mój syn też dorobił nóżki. Balkonowi. I te są krzywe z natury

027.jpg

 

 

Dla poprawienia wrażeń estetycznych - Sharifa Asma (zdjęcie nie oddaje jej uroku. Ta róża wygląda dla mnie jakby świeciła od środka)

031.jpg

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Któregoś popołudnia moją uwagę zwrócił widok przez okno dachowe:

008.jpg

 

Wyszłam na balkon. Okazało się, że to Spielberg kręcił nowy film o inwazji z kosmosu

010.jpg

 

Słowo daję, że fotki nie są w żaden sposób retuszowane. Widok był taki, że sąsiedzi z parterówek włazili na drabiny, żeby lepiej widzieć.

Tak to wyglądało z domu:

014.jpg

 

Odparliśmy atak kosmitów.... jak tylko zaszło słońce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio zauważyliśmy, że coś szambo na długo wystarcza. Ucieszyliśmy się, bo to oznaczało, że nauczyliśmy się ekonomicznie korzystać z wody. Niestety, przy próbie odzyskania położonej wcześniej rury kanalizacyjnej, którą ekipa pana Piotra najprawdopodobniej ubiła gankiem do Chin (co nie umniejsza mojej sympatii do pana Piotra i jego chłopaków), wyszło na jaw, że rura przy samym szambie jest pęknięta. Niewiele, ale jednak. Dlatego było tak fajnie z tym szambem. Pomijając kwestie oczywiste, że wizja wycieku w szamborurze nie jest mile widziana, to na dodatek przy podniesieniu poziomu wody zastanawialibyśmy się kto się kąpie we wszystkim co możliwe podczas naszej nieobecności, bo szambo byłoby pełne co trzy dni. A kopanie wtedy byłoby mniej przyjemne. Tak więc dobrze się stało z tym gankiem i Chinami, bo po tygodniu kolejnej dziury w ziemi, góry piachu i gliny znowu mamy całą rurę i w miarę ogarnięty teren, Rura pękła prawdopodobnie od nacisku dużych samochodów, które nad nią jeździły. Nasz błąd, bo leżała sobie bezpośrednio w glinie i ta, ładnie się uginała nawet na tej sporej głębokości, zgniatając stopniowo wszystko pod spodem. Teraz rura jest obsypana piachem a wszelkie cięższe materiały będą miały zakaz wjazdu.

Zdjęcia z robót nie mam, poza tym widok zwału gliny i pękniętej szamborury jest mało ciekawy.

W zamian pokarzę młodziutkiego Abrahama Darby. Zapachu, niestety, nie przekażę,

036.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mamy kupione płytki na cały parter. Przy kolejnej wizycie Po Coś Zupełnie Innego, weszliśmy w Castoramie w dział płytkowy i tam zobaczyłam gres, o którym wiedziałam, że jest to mój salon. Tym bardziej, że cena była do przyjęcia. Obok stał taki sam, tylko ciemniejszy i wiedziałam, że to mój korytarz. Fotki wstawię później, bo nie pamiętam ani nazwy gresu ani producenta. Muszę sprawdzić na pudłach.

Kawałek dalej kręciła się grupka ludzi przy jednej z wystawek. Owczym pędem ruszyliśmy w tamtą stronę. To był Polcolorit, Americano Bianco i Grigio. Wygląd bielonych dech. Bianco bielone bardziej na biało. Jako, że teraz białe w modzie, więc brali to Bianco jak świeże bułeczki. Peter mówi żebyśmy wzięli takie do kuchni. Ja miałam plan w kuchni zupełnie inny, ale skoro on tak mówi... i skoro te ludzie się tak do tego dossali..... i skoro cena też średniopółkowa (coś ok. 45zł za metr).... skoro jak już kupujemy płytki to po co znowu jeździć.... Ale wolałam Grigio, lekko ciemniejszy, bardziej szary. O taki:

-AMERICANO-GRIGIO-GRES-15X60--10126163.jpg

 

Całą drogę biłam się z myślami, że dałam się podejść, że będę żałowała, że plan był inny, miało być karo-szachownica, że tak się zakupów nie robi itp. Po powrocie do domu zrobiłam przymiarkę, czym lekko wkurzyłam Petera, bo potem opowiadał:

"Pod Castoramą wziąłem się za ładowanie tego cholernego gresu, Jagnę ulokowałem w samochodzie, bo przecież mi nie pomoże, bo to każde ciężkie jak diabli, a sam się wziąłem za te pudła. Z nosa mi kapało, plecy trzeszczały, ale załadowałem. Po czym przyjeżdżamy do domu a ta (to o mnie) podchodzi, bierze sobie całe takie pudełko gresu pod pachę, jakby nic nie ważyło i biegiem do kuchni...."

:p

Po pierwsze się załamałam, bo okazało się, że te postarzania są .... srebrne! Zaczęłam myśleć o sprzedaży tego gówna na Allegro. Ale wzięłam głęboki oddech i po jednej, układałam. Wstałam z kolan, spojrzałam.... i się zachwyciłam. Nie wiem jak to jest zrobione, ale srebrne przestało być srebrne a podłoga wyglądała jak ze starych desek bielonych, ale już lekko zakurzonych. To lubię. Teraz żałuję, że nie kupiliśmy tych białych do łazienki na górze. A w internecie te same płytki kosztują ponad 100zł za metr, więc to pewnie jakaś wyprzedaż była i już się skończyła.... :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A bo koncepcja górnej łazienki się zmieniła. I raczej już tak zostanie, bo tynkarze mają wyznaczone kreskami wysokość od jakiej mają kłaść tynk.. Bo poniżej będą cegły. Coś takiego mi się uwidziało:

łazienka biała cegła 2.jpg

łazienka biała cegła.jpg

 

Biała cegła już wstępnie upatrzona. Na podłogę gres udający drewno. Ale jeszcze nic nie kupione.... Obrazki w ramkach to nie problem. A suszone badylki sobie z działki przyniosę,...

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kominek zadatkowałam.

Kominek to coś co uważam za absolutny cud pod każdym względem, tęsknię za ogniem, za ciepłem jaki daje w wilgotny, jesienny dzień, za poczucie "domowości". To jeden z najważniejszych dla mnie elementów domu. Jesteśmy coraz starsi i kości wygrzewać chcemy przez kolejne lata przy niezawodnym, porządnym kominku. Wybór wkładu kominkowego to z kolei jakiś koszmar. Po co tyle tego naprodukowali?! W Podrzutku był Spartherm, więc byłam przekonana, że pójdę i kupię sobie Spartherma i po problemie. Usiadłam, wklepałam w internet i szybko zrozumiałam, że Spartherm to już nie na moją kieszeń. Ech, to poszukam w jeden wieczór i znajdę coś innego. I wtedy okazało się, że wkładów jest milion pięćset dwa dziewięćset, są niemieckie, francuskie, duże, małe, chińskie, okrągłe, proste, paragwajskie, panoramiczne, szamotowe, żeliwne, czeskie, wysokie, wąskie, holenderskie, nowoczesne, klasyczne.... Luuuudzie! Ja się zatrzymałam na etapie Tarnavy, Jotula i Sparhterma! A no właśnie. Jotul I 18 Panorama. Moje niedoścignione marzenie. Teraz kosztuje ok. 7,5-8 tys.. A my mamy pompę ciepła i napięty budżet. Tarnava tańsza, ale coraz mniej ludzi ją kupuje, bo ponoć brzydka. Teraz królują nowoczesne, akwariowe, bo i takie wnętrza ludziska wolą. Wybór stał się prostszy: jeżeli wkład ma kosztować chociaż w pobliżu 7 tysi, to wolę dołożyć i kupić mojego wymarzonego Jotula. Jeżeli poniżej 5tys. to wezmę pod uwagę wszystko, byle nie nowoczesne.

I upatrzyłam sobie Arysto z panoramiczną szybą. Szamot i stal, koszt ok. 4,5 tys.

Znalazłam sklep gdzie piszą, że na telefon doradzają. Zadzwoniłam i od razy zaznaczyłam, że w zasadzie to ja już wybrałam i niech się pan tak za bardzo nie angażuje w to doradzanie, bo i tak będę z czegokolwiek innego niezadowolona. Więc niech wysłucha i doradzi, że dobrze wybrałam. Pan się dostosował i pochwalił wybór. A potem tak jakoś mi się wymsknęło, że ja też myślałam o Tarnavie bo u mnie rustykalnie będzie i by też pasowała. A pan na to, że jak chcę w taki stylu, to właśnie mają w promocji.... Jotula Panoramę, bo klient zrezygnował i mają nówkę sztukę do sprzedania za 6500zł, ale jak się zdecyduję to za 6000zł mi sprzeda. A klient zrezygnował nie dlatego, że coś nie teges z wkładem, tylko termin realizacji się wydłużył i kupił coś innego. Dał mi czas do namysłu. W tym czasie zadzwoniłam do Petera, popatrzyłam jeszcze raz na oba wkłady, zadzwoniłam jeszcze raz do pana zapytać, czy w niewielkim salonie włosy nam się nie zapalą od mocy Jotula, znowu obejrzałam oba wkłady, sprawdziłam sklep i okazało się, że mają też konto na Allegro i 100% pozytywnych komentarzy... Znowu zadzwoniłam do pana zapytać o transport, okazało się, że przywiozą, zamontują za 250zł i dadzą 10 lat gwarancji na wład.... Wtedy przestałam myśleć a wieczorem zrobiłam przelew z zaliczką. Bo Jotulcio musi u nich poczekać na wylewki. Ale już jako NASZE.

http://www.jotul.com/FileArchive/Photos/Wood%20Built-ins/J%c3%b8tul%20I%2018%20Panorama/Prod/I18_PAN_prod_1_pop.jpg

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wrażliwość kobieca się ujawniła, bo dziewczyny zareagowały na róże. A ja o różach mogę godzinami, chociaż przygodę z nimi dopiero zaczynam i się uczę. Na przykład nauczyła mnie jedna taka, że mimo, że kupiona bez przekonania, trochę jako zapchajdzura na grządce, okazała się być jedną z moich ulubienic. Zdrowa, chętnie kwitnąca przepięknymi kwiatami, których urodę zepsułam kiepskim zdjęciem robionym w pełnym słońcu. Ale troszkę widać jej piękne ciemniejsze środki. Bremer Stadmusikanten czyli Myzykanci z Bremy:

033.jpg

033.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W piątek przyjechali panowie Tynkowie i zdążyli tylko rozłożyć graty, zabezpieczyć okna i położyć kilka narożników. Jak wróciłam z pracy już ich nie było. W sobotę Peter miał powrót do korzeni, czyli grali z chłopakami w Irish Pub'ie. Było spuer, ludność tańczyła i się świetnie bawiła a o to chodziło. Peter też zadowolony. Tu mój "Leśny Ludek za bębnami" (jak sam określił to zdjęcie Peter) w spokojniejszym utworze:

http://images53.fotosik.pl/64/01fdc49881999897m.jpg

 

... a tu zagrał solówkę:

http://images54.fotosik.pl/64/6250860d580f37f8m.jpg

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy dzisiaj wróciłam z pracy Panowie Tynkowie jeszcze byli. Poszłam się przywitać.

- Dzień dobry! - wołam - Wreszcie panów mogę zobaczyć!

- To niech pani nie wchodzi na górę! - woła głos z poddasza

- Dlaczego?? - pomyślałam, że pewnie coś zniszczyli, potłukli okno, albo coś równie strasznego. Serce podeszło mi do gardła.

- Bo najprzystojniejszy został na dole! - odkrzyknął głos

Już wiedziałam, że ich polubię.

Tym bardziej, że dzięki nim, pierwszy raz od dawna widzę gładkie ściany:

004.jpg

 

http://images51.fotosik.pl/63/9379a41be04ad96am.jpg

 

Przyszedł kot i obejrzał.

http://images53.fotosik.pl/68/f034bf7b19b864acm.jpg

 

Pytam:

- Podoba ci się?

- Może być, ale ja zrobiłbym to lepiej.

- To zrób.

- Nie chce mi się.

I poszedł.

 

Tynki są gipsowe. Gładziutkie ściany, prosto do malowania. Za to podłoga.... Nie rozmawialiśmy jeszcze co to dla nich konkretnie znaczy "posprzątamy na koniec", bo na tę chwilę wygląda to dramatycznie.

007.jpg

005.jpg

Edytowane przez Jagna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tynki skończone. Tak więc piątek rozkładanie gratów, osłonięcie okien i gruntowanie. Od poniedziałku tynki z posprzątaniem, 400m2 - trzy dni.

Jak dla mnie wszystko wygląda super, aczkolwiek trzeba wziąć poprawkę na fakt, że mieszkam od półtora roku w gołych ścianach Minidomku, więc wszystko co nie jest bloczkiem betonowym jest piękne a po drugie moim marzeniem były tynki gliniane, krzywe, pogięte. Te wydają się więc wręcz wkurzająco proste i gładkie. Przyłapałam ich na razie na zatynkowaniu jednego gniazdka. Nawet nieźle się bawiliśmy dziabiąc ścianę szpikulcem, powtarzając "tu go nie ma.... tu go nie ma.... tu też go nie ma...." W końcu się znalazło. Pozostałe puszki panowie ładnie oczyścili. Poza tymi, które nadal bawią się w chowanego, jeżeli takie są, ale to już stwierdzi Peter, bo to przecież jego dzieło te kabelki.

Teraz chwila przerwy. Z pierwszym dniem października wchodzą panowie z podłogówką. Potem wylewki. Potem kominek. A potem się położę i będę mieszkać :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Peter przyjechał wczoraj wieczorem i z latarką oglądaliśmy nowe dzieło tynkowe. Uczuliłam go, żeby spojrzał na gniazdka i stwierdził czy jeszcze jakieś puszki nie zostały zatynkowane. Hmmm... w zasadzie gdzie nie spojrzał, tam stwierdził. W wielu przypadkach jedna puszka była odsłonięta, ale dwie obok już nie. Z każdą kolejną Peter śmiał się coraz bardziej. Bo na szczęście po pierwsze dobrze wie gdzie ich szukać a po drugie na jeszcze większe szczęście nie jest pieniaczem.

Kuchnia. Z jakiś miesiąc temu udałam się do polecanego przez znajomych studia mebli w większej pobliskiej dziurze. Bardzo miła Pani zrobiła projekt, z którym zwlekała ze dwa tygodnie, ale mi się nie spieszyło. Potem dobrałyśmy fronty (ciemne), blaty (czarne), uchwyty (porcelanowe) i takie tam. Jakoś znajomo to wyglądało, bo katalog BRW to ja miałam obcykany. Wycena była na mdf, bo wiedziałam, że na drewno mnie nie stać. Sporo wyszło, ale z tego co czytałam za kuchnię na wymiar i wszystkie bajery dodatki się płaci. A ja kuchnię chcę mieć na długie lata, bo jestem już stara i.... no. Kwotę, którą usłyszałam zarezerwowałam w naszym kurczącym się budżecie. I pewnie bym nawet nawiązała współpracę z Panią z dziury, gdyby nie fakt, że pocztą pantoflową dowiedziałam się, że firma ma zmienić właściciela i przejmie to ktoś inny akurat w momencie jak ja miałabym finalizować sprawę.

Wobec tego udałam się do dużo mniejszej dziury, do oficjalnego już BRW. Sąsiadka ma kuchnię od nich i jest zadowolona bardzo. Co prawda kuchnia jest nowoczesna, ale nawet na mnie, miłośniczce kuchni klasycznych, zrobiła wrażenie.

Żeby nie przedłużać. Jedna wizyta to rozmowa o tym co chcę. Druga wizyta to omówienie projektu, na której też dostałam niemal od ręki (w tym czasie bawiłam się z kotami mieszkającymi w magazynie) wycenę na mdf i na drewno. Okazało się, że kuchnia drewniana kosztuje niewiele więcej niż kwota zarezerwowana na mdf od Pani z dziury. Ale byłam twarda i powiedziałam, że założonego budżetu nie przekroczę nawet o 100zł. Pan zapytał czy chcę zrezygnować z oświetlenia podszafkowego, które było w wycenie. Pewnie, Peter zrobi. Kwota zmalała. Potem zamieniliśmy dwie witrynki na lite szafki. Zrobiło się jeszcze mniej. Trochę się zaniepokoiłam jak pan wykasował pozycję "Śruby szt. 300", ale okazało się, że tylko to przenosił do innej tabelki.... Ufff.... Pozostałą kwotę przewyższającą mój magiczny próg Pan zdjął z montażu. I tak doszliśmy do magicznej liczby. Ani złotówki więcej. Niestety też ani jednej mniej. Cóż było robić. Podpisałam umowę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...