Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Mały domek w wielkim mieście


Recommended Posts

Od jakiegoś czasu czytam Wasze dzienniki i w końcu dojrzałam, żeby dołączyć do forum.

 

Chyba jednak źle zaczęłam mój dziennik budowy i przez to zamęt się zrobił... Edytuję więc i zacznę jak należy.

 

Nasza inwestorska grupa składa się z trzech osób: Inwestor odpowiedzialny za papierologię podatkowo-notarialno-formalną oraz za finanse; Inwestorka odpowiedzialna za planowanie, wykonanie i przypilnowanie całej inwestycji; Młodszy inwestor, jak do tej pory, żyje w błogiej nieświadomości całego procesu. Była jeszcze kudłata inwestorka, jednak choroba zabrała nam ją nam przedwcześnie...

 

Budujemy się na obczyźnie, a konkretnie w jednym z zachodnich landów w DE, w dużym mieście.

 

Dziennik zakładam z kilku powodów:

- Za kilka lat, z okresu budowania, pozostanie produkt końcowy (taką mam nadzieję), ale emocje towarzyszące całemu procesowi ulotnią się. Pamięć ludzka jest zawodna, już teraz umknęło mi kilka zdarzeń. Jednak prześledziłam maile i papiery, wszystko chronologicznie spisałam i uzupełniłam brakujące elementy naszej budowlanej drogi. Na stare lata, dobrze będzie mieć taki dziennik do wspominek.

- Rodzina i znajomi będę mogli być na bierząco z naszym budowniem.

- Liczę na trafne spostrzeżenia, konstruktywną krytykę i fachowe porady innych forumowiczów. Już teraz mam kilka dylematów technicznych i rady fachowców będą nieocenione.

- Mam cichą nadzieję na spotkanie tutaj fajnych ludzi...

 

Komentarze proszę zamieszczać tutaj.

Edytowane przez Da_Lena
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 94
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

01.04.2010

 

Data jest umowna, ale mniej więcej w tym czasie dojrzeliśmy do decyzji o posiadaniu własnych czterech kątów.

 

Do tej pory wynajmowaliśmy mieszkanie, ale ile można mieszkać w wynajętym? Nasze obecne mieszaknie jest fajne, w całkowicie odremontowanej kamienicy, w świetnej lokalizacji, dobrze nam się tu mieszka... Tylko, że cały czas w tyle głowy jest to przeświadczenie o tymczasowości... W końcu zamieszkaliśmy w mieście, gdzie dobrze nam się żyje, Bartek jest zadowolony z pracy, rodzina nam się powiększyła, więc chyba czas zainwestować w przyszłość i zapuścić korzenie.

 

Ode mnie wyszedł impuls i przez jakiś czas musiałam M do tego pomysłu przekonywać. Oczywiście pojawił się argument, że lepiej spłacać kredyt niż dawać komuś pieniądzie, a i kryzys też pomógł nam podjąć decyzję, bo oprocentowanie było zachęcające. W końcu M dał się przekonać i rozpoczeliśmy poszukiwania naszego pierwszego własnego lokum.

 

Na początku nasze kryteria były dosyć luźne, w grę wchodziły zarówno mieszkania o słusznym metrażu, jak i domki czy bliźniaki.

 

Dosyć szybko zdecydowaliśmy, że rynek wtórny odpada, to co oglądaliśmy musiałoby być wyremontowane, no i zawsze jest ryzyko jakiś niespodzianek co to wyskakują dopiero po pewnym czasie.

 

Zaczęło się więc szukanie wśród nowopowstających obiektów.

 

Następnym krokiem było wyeliminowanie mieszkań, bo metraż jaki chcieliśmy (ok.150m2) był poza naszymi możliwościami finansowymi, no i mieszkań o takim metrażu raczej nie budują. Zrestą dziwna sprawa z tymi nowymi mieszakniami: budują takie do 110-120m2, potem przerwa i następne są penthausy od 180m2. Cenowo mieszkania nie były takie atrakcyjne, w tej samej cenie można było kupić domek o podobnym metrażu. Więc skoro cena podobna to jednak lepiej mieć dom i kawałek własnej zieleni, a ja jako ogrodniczka-amatorka mogłabym w końcu poszaleć z większym rozmachem niż na balkonie.

 

Skupiliśmy się więc na domach, ze wskazaniem na wolnostojące lub ewentualnie bliźniaki. Szeregowce od razu odpadły, bo wszystkie wąskie i żeby metraż był w porządku to budują kilka kondygnacji. Latanie codziennie po tych wszystkich schodach, teraz jeszcze dalibyśmy radę bez problemu, ale co byłoby za kilkanaście lat? Jednak i tutaj był haczyk: okazało się, że w gotowych domach zawsze brakuje czegoś, na czym nam zależało, np. mechanicznej wentylacji, i ewentualne zrobienie tych dodatkowych rzeczy mocno windowało cenę.

 

W związku z tym zaczeliśmy skłaniać się ku wybudowaniu własnego domku, skrojonego na miarę naszych potrzeb. Zaczęliśmy więc szukać działki i firmy, która nam dom wybuduje.

Edytowane przez Da_Lena
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27.05.2010

 

Jestem realistką i skoro zdecydowaliśmy się na budownie w mieście, to wiedziałam, że wszystkie wcześniejsze marzenia o wielkiej działce przy lesie muszę, na razie, zawiesić na kołku. Dla nas najważniejszą sprawą (oprócz wielkości kredytu) była oszczędność czasu... Bo wspólnie spędzony czas jest dla nas ważny, wolimy go spożytkować rodzinnie niż marnować codzienne 2-3 godziny na dojazdy do pracy i z powrotem.

 

Pierwszym ważnym kryterium przy wyborze działki był dojazd komuniakcją miejską (metrem) do centrum miasta. Nie zamierzamy dojeżdżać samochodem, bo korki i nerwówka czy zdąży się na czas... Zresztą w komunikacji, czas dojazdu, można umilić sobie czytaniem, w samochodzie się nie da...

 

Drugim ważnym kryterium była odległość od przyszłej szkoły synka (bardzo dobra szkoła refundowana przez pracodawcę M). Co ja się nasłuchałam o logistycznych kombinacjach z dowozem dzieci do szkoły, rodzice odwożą dzieci, wracają, chwila przerwy i z powrotem. Na pracę czy produktywne spożytkowanie czasu nie ma szans, chyba że ma się nianię. Wiadomo, że ja byłabym szoferem, a ta funkcja jakoś mi się nie uśmiechała... Na pracę, a pracuję w domu, miałabym może godzinę. Tak się nie da...

 

Te dwa kryteria dość mocno zawęziły nam pole manewru... Znalezienie fajnej działki w mieście okazało się dosyć trudną sprawą... W optymalnej dla nas lokalizacji działek budowlanych szukać jak ze świecą, a jak już coś się trafi to działki są małe i do tego drogie.

 

I w końcu znaleźliśmy kompromisowe dla nas rozwiązanie. Działka nie za mała i nie za duża jak na duże miasto (411m2), w bardzo rozsądnej cenie i w nowopowstającej dzielnicy dużego miasta, ze świetną infrastrukturą i szybkim dojazdem do centrum, parkami i placami zabaw dla dzieci, basenem i boiskiem do gier wszelakich. Miejsce samowystarczalne i zaplanowane dla rodzin z dziećmi. Była to ostatnia działka budowlana, poprzedni chętny zrezygnował i akurat my się pojawiliśmy... Miejsce idealne dla nas...

http://i53.tinypic.com/2qn8e1x.jpg

 

http://i55.tinypic.com/2urwf9x.jpg

 

http://i56.tinypic.com/21a5gx.jpg

Edytowane przez Da_Lena
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

07.06.2010

 

Jednocześnie z szukaniem działki szukaliśmy też firmy, która nam dom wybuduje.

 

Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie sami poradzić sobie z budową. Jak pomyślałam o rodzimej papierologii i całym procesie budowy to już miałam dreszcze i zimny pot mnie oblewał, a co dopiero papierologia i budowa na obczyźnie... Najprostszym rozwiązaniem było znalezienie firmy, która wybuduje nam dom pod klucz. Plusów takiego rozwiązania było sporo: nie musimy walczyć z urzędami, kredyt na dobrych warunkach, mamy zagwarantowaną cenę domu, od chwili rozpoczęcia budowy wiemy kiedy zostanie skończona. Minusy też były: samemu pewnie byłoby taniej, w razie problemów trzeba walczyć z dużą firmą. Jednak plusów było więcej i zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie.

 

Po wielodniowym ślęczeniu nad katalogami i stronami internetowymi wybraliśmy dwie duże firmy: jedną od domów prefabrykowanych i drugą budującą w sposób tradycyjny.

 

Dzisiaj mieliśmy spotkanie z panem L, przedstawicielem firmy budującej w tradycyjnej technologii.

 

Rozmowa przebiegła w przyjemnej atmosferze, powiedzieliśmy jakie mamy oczekiwania, posłuchaliśmy sugestii i za kilka dni powinniśmy dostać szczegółowy kosztorys.

 

 

15.06.2010

 

Ostatecznie zdecydowaliśmy się zaklepać upatrzoną działkę.

W tym celu umówiliśmy się z maklerką od nieruchomości, pierwszy etap procesu kupna ziemi to rozmowa informacyjna z pośrednikiem.

 

Pojechaliśmy razem z panem L, jako facet obracający się w pokrewnym interesie do nieruchomości, powinniem być wyczulony na rzeczy, które dla laików są niezauważalne. I faktycznie czarował panią maklerkę i rozmowa upłynęła w dobrej atmosferze.

 

 

26.06.2010

 

Dziś mieliśmy spotkanie z przedstawicielemi z firmy budującej domy prefabrykowane.

 

Pojechaliśmy do specjalnego centrum, gdzie ponad 50 firm ma wybudowane domy pokazowe. Robi to wrażenie... Domy w różnych stylach, od miejskich willi aż po nowoczesną architekturę. Można wejść do środka, popatrzeć na wykończeniówkę, choć wiadomo jak dom pokazowy to wszystko musi być na tip top, zabrać katalogi i popytać na miejscu o szczegóły.

 

Na wstępie przywitała nas miła pani, po chwili pojawił się wygadany pan i zaprosił na rozmowę. W gabinecie dołączył do nas jeszcze pan architekt. Po przedstawieniu im naszych oczekiwań pan architekt szybko skreślił szkice planów domu, jak na pierwsze spotkanie nieźle... Spisali nasze dodatkowe życzenia i obiecali, że za kilka dni przyślą nam propozycję finansową. No to czekamy z niecierpliwością...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

01.07.2010

 

No i stało się, podjęliśmy ostateczną decyzję: kupujemy działkę.

 

Przelaliśmy na konto agencji zaliczkę i machina przygotowań ruszyła pełną parą.

 

Jednak zanim będziemy mogli kupić działkę, musimy spełnić szereg wymogów: zrobić wstępny projekt domu zgodny z planem zabudowy, przedstawić zaświadnienie o finansowaniu całej inwestycji, zdobyć dobry dla nas kredyt. A wszystko to w 8 tygodni.

 

Dostaliśmy cały segregator z papierami: plan zagospodarowania przestrzennego, warunki przyłączenia kanalizacji, całą masę mapek do przestudiowania i formularzy do wypełnienia. Czyli zaczynamy...

 

 

06.07.2010

 

Dostaliśmy oferty i dom prefabrykowany okazał się sporo droższy, zresztą dodatkowo zniechęcił mnie brak możliwości wprowadzania poprawek na etapie budowy.

 

Ostatecznie zdecydowaliśmy więc, że dom będzie murowany.

 

 

12.07.2010

 

Straciliśmy cierpliwość do pana L...

 

Choć pan L jest miły i wygadany, ale który sprzedawca nie jest, to jednak jednocześnie też chaotyczny i na bardziej szczegółowe zagadnienia nie potrafi dać nam odpowiedzi. Pojechaliśmy obejrzeć dom wybudowany przez jego firmę i zamiast zabrać nas do estetycznego domu, zabrał nas do domu wybudowanego przez firmę w stanie deweloperskim i wykańczanego samodzielnie przez inwestorów. Wejście do domu po desce i niedoróbki w środku raczej nas zniechęciły niż oczarowały... To był duży błąd... Nie potrafił nam dać porządnego kosztorysu, na nasze naleganie że jednak chcemy znać przybliżoną cenę domu, odpowiadał, że na rozmowie planującej wszystko nam dokładnie wyliczą. Tylko, że za rozmowę planującą musimy z góry zapłacić i jakbyśmy zrezygnowali jednak z tej firmy to nikt nam tych pieniędzy nie zwróci... To jak kupowanie kota w worku... Więc podziękowaliśmy.

 

W związku z powyższym na gwałt zaczęło się szukanie kolejnej firmy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16.07.2010

 

Po pierwszej rozmowie telefonicznej z przedstawicielem kolejnej firmy dostaliśmy kilkanaście .pdf-ów z propozycjami dwóch typów domów: z płaskim dachem i z dachem jednospadowym. Ja optuję za płaskim, koszty przemawiają jednak na korzyść dachu jednospadowego.

 

 

17.07.2010

 

Dzisiaj odbyła się rozmowa zapoznawcza z przedstawicielem kolejnej firmy. Pan S był miły i kompetentny, dał nam szczegółowy kosztorys wybranego przez nas domu z katalogu, na każde pytanie odpowiadał rzeczowo. Może mniej wygadany niż pan L, ale to nam właściwie bardziej odpowiada. Daliśmy mu listę rzeczy dodatkowych, które chcielibyśmy mieć w domu i obiecał w ciągu trzech dni przesłać nam wszystkie dodatkowe koszty.

 

I naważniejsze obiecali zabrać się szybko za przygotowanie dokumentacji dla Wydziału Planowania (WP), bo czas nas goni.

 

Poprosiliśmy o ofertę cenową dla jeszcze jednego typu domu, z dachem dwuspadowym.

 

 

20.07.2010

 

Dostaliśmy news´a na temat ogrzewania naszego domu. Okazuje się, że zamiast pompy ciepła, która planowaliśmy, musimy podłączyć się do regionalnej elektrociepłowni. Jakoś mi się to nie uśmiecha... Wyjątek od tej reguły to domy pasywne, ale ze względu na orientację naszej działki ten wariant odpada. Czyli jesteśmy skazani na monopolistę...

 

 

22.07.2010

 

Współpraca z panem S idzie bardzo dobrze, coraz więcej wiemy na temat domu, dodatkowych kosztów. I ostatecznie zdecydowaliśmy się na dom w tym stylu.

 

http://i56.tinypic.com/73ot2g.jpg

Edytowane przez Da_Lena
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27.07.2010

 

Dziś o 11.00 mieliśmy pierwszy kontakt z machiną biurokratyczną...

 

Umówiliśmy się na wizytę w Wydziale Planowania, lepiej już teraz wiedzieć co nam wolno a co nie przy planowaniu domu, żeby oszczędzić sobie czasu na ewentualne poprawki.

 

Pani architekt raczej z nami nie chciała rozmawiać, bo „nie jesteśmy architektami i ona nie chce tracić czasu z laikami”. Była niezadowolona bo: budujemy z firmą zamiast projektować indywidualnie z architektem; jej wizja tego kwartału to domy w stylu Bauhaus za ogromne pieniądze... Ja też jestem fanką tego stylu, tylko moja kieszeń jest z innego przedziału finansowego. Zresztą domy, które tam już są częściowo wybudowane, też nie wszystkie wyszły spod ołówka architekta. Dopiero pan S skłonił ją, mimo że traktowała go mocno „z góry” i „jak powietrze”, żeby choć rzuciała okien na to co chcemy i czy mieści się to w planach zabudowy. Nie była zachwycona naszą koncepcją... Nasz dach musi być skonsultowany na kolejnym zebraniu wydziału.

 

Miałam wrażenie, że robi wszystko żeby nas zniechęcić... Tylko, że odniosła odwrotny skutek, nie dam się tak łatwo spławić i guzik mnie jej osobista koncepcja tego osiedla, wiem jaki jest plan zabudowy i nasz projekt się w nim mieści.

 

 

28.07.2010

 

Ruszyły rozmowy i negocjacje finansowe - kredytowe, to działka M. Pan R, specjalista finansowy naszej firmy budowlanej, błyskawicznie odpowiada na wszystkie pytania i znajduje rozwiązania dla naszych wątpliwości. M jest zadowolony z tak kompetentnej współpracy...

 

 

02.08.2010

 

Oficjalnie, na piśmie, zakończyliśmy współpracę z panem L. Wydzwaniał do nas jeszcze, dopytywał się co się stało, czarował i obiecywał gruszki na wierzbie...

 

 

03.08.2010

 

Planowanie oficjalnie rozpoczęte. Trochę późno, do terminu oddania zostało niewiele ponad trzy tygodnie, ale musimy zdążyć, innej opcji nie ma...

 

 

04.08.2010

 

Dostaliśmy ponaglającego maila od maklerki. Krótko mówiąc do końca miesiąca mamy podpisać akt notarialny, a nie oddać papiery do Wydziału Planowania... Ciśnienie mocno nam skoczyło, byliśmy przekonani, że na planowanie mamy 8 tygodni, a teraz okazuje się, że na cały proces z podpisaniem aktu sprzedaży włącznie. Termin do końca miesiąca wydaje się nierealny, a tak bardzo zależy nam na działce. Pan S obiecał oddać papiery 16.08.2010 do urzędu, ale i tak trzeba będzie prosić agencję o przedłużenie rezerwacji...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12.08.2010

 

Dostałam wstępny efekt planowania naszego domu.

 

Projektantka nie do końca chyba rozumie o co mi chodzi albo nie chce się za bardzo napracować...

 

Elewację zrobiła tak jak chciałam, ale sama jeszcze na 100% nie jestem przekonana, chyba muszę ją trochę uprościć.

Jest sporo rzeczy do poprawy: za małe okna i w złym kolorze (powinny być antracyt), salon trzeba wydłużyć, łazienka jest źle zaplanowana, nie jestem przekonana do planu kuchni, no i kolor zielony nie taki...

 

Terminy nas gonią, na przemyślenia i rozrysowanie wszystkich zmian mam tylko dwa dni... Jak ja nie lubię jak ktoś najpierw ma czas, a potem okazuje się, że trzeba błyskawicznie coś robić na ostatnią chwilę...

http://i52.tinypic.com/313kbv4.jpg http://i53.tinypic.com/fyg31y.jpg

http://i51.tinypic.com/2j2x17r.jpg

http://i51.tinypic.com/35ismtt.jpg

http://i52.tinypic.com/2n6sm7c.jpg http://i54.tinypic.com/n6qcrm.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17.08.2010

Mamy lekki poślizg z papierami, miały być oddane wczoraj...

Do tego musimy jeszcze napisać krótki tekst dlaczego chcemy mieszkać w tym miejscu i krótki opis koncepcji domu. Wcześnie sobie o tym nasza projektantka przypomniała...

 

 

18.08.2010

Kolejna rozmowa naszej projektantki z Wydziałem Planowania.

 

Okazało się, że nasza firma trochę zlekceważyła sobie sprawę... Planowali wysłać koncepcyjne rysunki, a okazuje się, że WP chce papiery jak na pozwolenie na budowę, czyli dom na projekcie wstępnym musi wyglądać jak w przyszłym pozwoleniu na budowę, więcej zmian nie przewidują. Czyli teraz muszę błyskawicznie o wszystkim decydować, a ja chciałabym mieć czas żeby nad wszystkim spokojnie się zastanowić, z niedoróbkami i nieprzemyślanymi rzeczami potem to ja będę musiała żyć przez następne długie lata, a nie nasza projektantka...

 

Musimy wystąpić o przedłużenie rezerwacji... Maklerka nie będzie zadowolona, ale pani z WP nas uspokoiła i powiedziała, że nie musimy się nią przejmować, ważna jest agencja, która sprzedaje nam działkę, a oni raczej nie powinni robić problemów.

 

 

23.08.2010

 

Dostaliśmy przedłużenie rezerwacji do 23.09. Tym razem to chyba mamy wystarczająco dużo czasu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17.09.2010

 

W końcu dostałam mailem plany domu, efekt moich negocjacji z naszą projektantką.

 

Parę zmian wymusił na nas Wydział Planowania

- śmitniki z dala od ulicy,

- żadnych murowanych ogrodzeń, tylko płot do obsadzenia roślinami.

 

Inne były moimi życzeniami:

- salon i pokój gościnny wydłużony,

- inny układ kuchni (jeszcze nie wiem czy ostateczny),

- schody do piwnicy przeniesione do garażu,

- inny układ okien w kolorze antracyt,

- nowa łazienka zaplanowana przeze mnie.

 

Kwestie finanosowe też coś na nas wymusiły:

- odpadły dwa okna narożne od północy – jeszcze nad tym boleję...

 

Kolor zielony nie jest taki jak zaplanowałam i jaki będzie w rzeczywistości, ale moje kolory w programie naszej projektantki są zupełnie inne. Ostatecznie trzeba będzie wybrakonkretny kolor z próbnika.

 

http://i53.tinypic.com/dztn6g.jpg

 

http://i51.tinypic.com/euqbh1.jpg

 

http://i55.tinypic.com/25hees9.jpg

 

http://i56.tinypic.com/1zmnkav.jpg

 

http://i52.tinypic.com/sddzdv.jpg

 

Większość moich sugestii wzięła pod uwagę, niestety nie wszystkie...

Co ciekawe, to jest ostateczna wersja na ten etap planowania, drobne poprawki mogę zrobić przy rozmowie planującej. Właściwie postawiła mnie przed faktem dokonanym... No nic najważniejsze żeby oddać plany do Wydziału Planowania i dostać zgodę na kupno działki.

 

Właściwie większych zmian już nie przewiduję, jedynie podział okien mnie drażni. Nie lubię podziału okien na dwie równe części, drażni mnie to i muszę coś wymyślić, ale to faktycznie będzie można zrobić później. Więc na razie jej odpuszczam i przygotowuję długą listę spraw do omówienia na rozmowie planującącej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22.09.2010

 

Z dobrych wiadomości: dostaliśmy potwierdzenie otrzymania kredytu, kolejna rzecz niezbędna do podpisaniu aktu sprzedaży działki. Choć jedno z głowy...

 

Ze złych wiadomości: jutro mija kolejny termin, a papiery w lesie...

 

Przez ostatni miesiąc myśleliśmy, że dokumenty dla WP są należycie przygotowywane, ale gdzie tam... Nasza projektantka pojechała sobie na urlop i w tym czasie nasze papiery leżały i kurzem obrastały... Czyli znów musimy wystąpić o przedłużenie rezerwacji... Zgodnie z tym co czytaliśmy w internecie na temat naszej firmy, wszyscy narzekali na etap planowania, projektanci zawsze mają czas i z niczym się nie spieszą. Szlag mnie trafia... Mam tylko nadzieję, że z produktu końcowego będę zadowolona (jak większość internautów) i to wynagrodzi mi te wszystkie nerwy.

 

 

23.09.2010

 

Kolejne przedłużenie, tym razem do 22.10.2010 i musimy do tego czasu podpisać akt notarialny kupna działki. Jak nie to bye, bye...

 

 

30.09.2010

 

Pani z Wydziału Planowania dzwoniła dzisiaj do naszej projektanki, że właściwie to projekt może być ale powiedziała też, że nie podoba im się mój zielony kolor na elewacji, powinnam go zastąpić szarym, bo oni preferują jak najmniej kolorów. Tylko, że inne domy w sąsiedztwie mają elementy w kolorze żółtym, czerwonym, niebieskim... Co oni chcą od zielonego?

 

M dostał informację, że kwota naszego kredytu jest powyżej bankowego limitu z małymi formalnościami. Zasugerowali, żebyśmy obniżyli kwotę, a potem ewentualnie dobrali kredyt. M jest wściekły, że dopiero teraz to wychodzi i znów robi się nerwowo, bo coś trzeba wyrzucić z naszego budżetu.

 

 

03.10.2010

 

Myślałam nad kolorem zielonym i w końcu poszłam na kompromis: zamiast groszkowego będzie groszkowy złamany szarością. I to jest moje ostatnie słowo. Wysłałam zdjęcia sąsiednich domów do projektantki i z sugestią mocniejszego obstawania przy mojej wersji kolorystycznej.

 

 

11.10.2010

 

Dostaliśmy wyliczenie energooszczędności naszego domu, kolejna rzecz niezbędna do podpisania umowy sprzedaży. Czyli mamy dwa papierki z trzech...

 

 

12.10.2010

 

Wydział Planowania dał zielone światło dla moich zielonych ramek, oczywiście z komentarzem, że „jakoś będą musiali z tym żyć”... Czyli wszystko mamy i możemy umawiać się u notariusza.

 

 

13.10.2010

 

M doszedł do porozumienia z panem R w sprawie kredytu, jest dobrze.

 

 

15.10.2010

 

Znów napięta atmosfera, koniec rezerwacji się zbliża a papierki jeszcze niekompletne... Na szczęście w agencji chyba za bardzo się nie przejmują, bo papiery na dniach trafią do Wydziału Planowania, a to oznacza, że się staramy i prawie jesteśmy na finiszu.

M dostał szkic umowy notarialnej do przestudiowania, będzie co miał robić wieczorami...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17.10.2010

Dostaliśmy widomość od maklerki na temat przyłączy do domu. I szczęki opadły nam do podłogi, a potem zalała nas czarna rozpacz...

 

W budżecie policzyliśmy 10.000, wszyscy mówili, że będą kosztowały około 8.000 więc wzięliśmy poprawkę i zaokrąliliśmy. A teraz okazuje się, że to 23.000... I skąd z dnia na dzień wytrzasnąć taką kasę? Nie wiemy czy damy radę, bo plan finansowy mocno napięty i nie bardzo jest gdzie oszczędzać, a pozy tym jest ryzyko, że za jakiś czas wyskoczy nam następna niespodzianka, potem może kolejna i jeszcze jakaś inna i w efekcie pójdziemy z torbami albo będzie trzeba brać drugi duży kredyt i wpakujemy się w sytuację kiedy większość dochodów idzie na spłatę raty za dom i o wakacjach cza innych przyjemnościach możemy zapomnieć... Budowanie latami nie wchodzi w grę... Zwątpienie nas ogarnęło, może nie warto tak się szarpać, szkoda życia i nerwów... Mamy pierwszy poważny kryzys budowlany i zastanawiamy się czy nie rzucić tego w diabły...

 

 

20.10.2010

 

Po kilkudniowych rozrterkach i nerwówce zdecydowaliśmy, że nie poddajemy się i idziemy do przodu, z czegoś zrezygnujemy, coś zrobimy później i jakoś damy radę. Szkoda nam tego całego czasu i wysiłku zmarnować. No i pieniądze, które już wsadziliśmy, przepadłyby...

 

Projekt wstępny złożony w Wydziale Planowania. Dwa dni przed terminem, czyli jak zwykle na ostatnią chwilę, ale ważne że już tam jest. Teraz czekamy na oficjalną akceptację.

 

 

29.10.2010

 

Dostaliśmy oficjalnie kredyt. Jesteśmy związani węzłem prawie małżeńskim z bankiem na następne dwadzieścia parę lat. Ciekawe jak nam się to pożycie będzie układać?

 

 

03.11.2010

 

Dostaliśmy akceptację projektu. Czyli wszystkie papierki do sprzedaży działki już mamy. Maklerka umówiła nas u notariusza na 17.11.2010.

 

 

08.11.2010

 

Próbujemy już teraz zaklepać możliwie najbliższy termin w Centrum Planowania naszej firmy. Nie będzie to łatwe, mają strasznie dużo klientów. Kryzys paradoksalnie pomaga branży budowlanej, i kalendarze projektanów wypełniane są mocno do przodu. Jednak znając M wysunie mocną argumentację i nie będziemy chyba zbyt długo czekać. Pan S ma też użyć swoich wpływów i przyspieszyć na ile się da...

 

 

15.11.2010

 

No i dostaliśmy termin wizyty planującej na 10.12.2010. Mam nadzieję, że to konkretne planowanie pódzie sprawniej niż to wstępne.

 

 

17.11.2010

 

Podpisaliśmy akt notarialny i po uprawomocnieniu się zostaniemy właścicielami ziemskimi.

 

Pan notariusz był mile zaskoczony, że budujemy bez piwnicy. Według niego, o kilku latach robi się z piwnicy graciarnia na tony niepotrzebnych rzeczy. A ja tam chciałybym mieć piwnicę, bo wszystkie techniczne mechanizmy byłyby na dole i na parterze byłoby więcej przestrzeni, pokój do brudzącego majsterkowania bym miała (na szczęście zostaje garaż). Ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma... Będziemy musiali mocno ograniczać zapędy chomikarskie.

 

Cieszę się, że w końcu, po kilku lekkich zawirowaniach i małej nerwówce, podpisaliśmy papiery u notariusza, pierwszy krok do spełnienia marzenia o domu zrobiony.

 

Jednak co by nie było tak słodko, to sprzedaż obwarowana została kilkoma warunkami, a najważniejszy to ten, że inwestycja musi być zakończona do końca września 2012r.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18.11.2010

 

Zadwoniłam do przyszłego dostarczyciela prądu, wody i ciepła (3w1) do naszego domu. Pan był bardzo miły, podał mi przybliżony koszt przyłącza. Pokrywa się to, niestety, z kwotą podaną przez maklerkę. Do dokładnej wyceny potrzebują dokładne plany domu na działce. Po południu dostałam mailem cały plik papierów na temat warunków poprowadzenia przyłącza, wieczór spędzę na studiowaniu tego... No ale to moja działka, M zajmuje się sprawami finansowo-notarialno-urzędowymi, a ja stroną fizycznego powstawania domu.

 

 

19.11.2010

 

Dziś cichaczem naszą działkę nawiedził geotechnik. Zrobił dwa odwierty, wszystko pomierzył. Dobrze, bo analiza działki jest niezbędna do naszej rozmowy planującej.

 

 

29.11.2010

 

Tak na wszelki wypadek wysłaliśmy do pana S informacje na temat przyłączy, do dalszego przesłania do architektki. Dobrze by było gdyby część rzeczy zrobiła jeszcze zanim osobiście się spotkamy.

 

 

07.12.2010

 

Dostaliśmy przesyłkę kurierską z potwierdzonym kontraktem przez naszą firmę budowlaną. Nie spieszyli się za bardzo, tylko ponad dwa miesiące od naszych podpisów i tylko dwa dni przed rozmową planującą... Potwierdza się spostrzeżenie, że oni zawsze mają czas... Niestety...

 

 

10.12.2010

 

O godzinie 10.00 stawiliśmy się w Centrum Planowania naszej firmy budowlanej. Najpierw poznaliśmy projektantkę od projektu wstępnego, a następnie projektantkę docelową. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne: energiczna i kompetentna.

 

Na dzień dobry przeszliśmy do listy moich pytań, zaczęłam od przyłączy. Nasz dom będzie stał w głębi działki, a przyłącze prądu może mieć maksymalnie 15m, u nas do pokoju technicznego jest więcej. No i okazało się, że jest problem, nasza architektka dostała wszystkie nasze papiery dzisiaj rano i nie zapoznała się z nimi. Nastąpiła więc telefoniczna debata z działem planowania w elektrowni i szukanie rozwiązania. Trwało to prawie trzy godziny... Rozwiązaniem jest wydzielenie dodatkowego pokoju technicznego od strony południowej i wybudowanie pod nim sprecjalnej studzienki (bo budujemy dom bez piwnicy). Nie byłam zachwycona, wejście mi się zmniejszyło i trzeba wyrzucić jedno okno, ale co zrobić...

 

Doszły jeszcze inne koszty: musimy dozbroić płytę fundamentową i dać lepsze zabezpieczenie p/wilgociowe.

 

Za to dobrze wyszedł mój podział okien, zdecydowanie lepiej teraz wyglądają. Jednak od frontu musimy zostawić podział symetryczny: na parterze dobrze jest mieć szerokie drzwi tarasowe, a nie metrowe; na piętrze musi być okno skrzynkowe dwuskrzydłowe ze względu na przepisy p/pożarowe.

 

Następnie przeszliśmy do kwestii cięć budżetowych związanych z wysokimi kosztami przyłączy i dodatkowymi kosztami. Zrezygnowaliśmy z odkurzacza centralnego, komina wewnętrznego do kominka (właściwie chyba komin zewnętrzny bardziej mi wizualnie odpowiada i można ewentualnie zrobić kominek za kilka lat). Potem architektka zasugerowała nam cysternę z deszczówką tylko na użytek ogrodu (cysternę musimy mieć), bo kwota, jaką mamy zaplanowaną w budżecie, wystarczy tylko na ogród. Trochę się wkurzyłam, bo oszczędność wody jest dla mnie ważna, pan S za złą sugestię co do ceny usłyszy ode mnie kilka słów.

 

Później zajeliśmy się kwestią doboru drzwi zewnętrznych i wewnętrznych, koloru okien i żaluzji zewnętrznych, parapetów (ostatecznie wyleciały z budżetu, bo żaden kolor jakoś mi do koloru okien nie pasował), dachówki i tynków zewnętrznych. I tak czas nam zleciał do wieczora... Nie zdążyłam wybrać całego wyposażenia do łazienek, ale kafle mogę ustalić z płytkarzem bezpośrednio, a armaturę i ceramikę przez maila. Bo raczej następnego wyjazdu do Centrum Planowania nie przewidujemy, trochę nas ten wyjazd kosztował...

 

Całe szczęście, że przez cały ten dzień nasz synek w miarę dobrze współpracował, trochę polatał za piłką, trochę porysował i poszperał w torbie, trochę pospał i trochę tylko pomarudził.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13.12.2010

 

Tak mnie coś wzięło na smęcenie i rozmyślanie nad tematem kompromisów...

 

Przystępując do przedsięwzięcia p.t. budowa domu kolorowe marzenia inwestorów zderzają się z rzeczywistością, która na ogół jest szara i twarda. Tak było i w moim przypadku...

 

O ile M nie miał żadnych oczekiwań co do wyglądu domu, o tyle ja miałam w głowie dom moich marzeń: wielki ogród i pośrodku, z dala od sąsiadów, bryła nowoczesnej architektury: płaski dach, wielkie przeszklenia, dużo światła i przestrzeni. Budując w głowie ten dom oczywiście nigdy nie myślałam o tak przyziemnej sprawie jak pieniądze, marzenia przecież nic nie kosztują...

 

Jednak rzeczywistość jest jaka jest... Na wstępie ustaliliśmy z M wysokość raty kredytu jaką chcemy spłacać. Oboje byliśmy zgodni, że budowa domu nie może pozbawić nas innych radości życia, że chcemy co roku jeździć na wakacje, nie odmawiać sobie drobnych przyjemności i nie liczyć z trwogą czy starczy nam do pierwszego. Dla nas te przyjemności są tak samo ważne jak nasz wspólny dom. I wiadomo kredyt bierze się na dwadzieścia kilka lat, więc odmawiać sobie przez pół życia wszystkiego...

 

Pierwszym kompromisem była działka, kolejne kompromisy pojawiały się w miarę planowania domu.

 

Na początku był bunt, że moje marzenie musi zostać mocno okrojone... Cały czas wyskakują jakieś nowe koszty i to pociąga za sobą kolejne cięcia, budżet niestety z gumy nie jest... Na szczęście z czasem racjonalne argumenty zaczęły przebijać się przez moją emocjonalną zawieruchę. Jednak jak pomyślałam, że moja wymarzona działka i dom = kilka godzin dziennie w samochodzie + morderczy kredyt, to jakoś to marzenie mocno zbladło. Doszłam do wniosku, że spędzenie więcej czasu razem, na mniejszej działce i w skromniejszym domu, ale bez martwienia się o pieniądze, jest cenniejsze od wypasionej rezydencji na totalnym wygwizdowie.

 

Zresztą kto powiedział, że to nasz ostatni dom... Może za jakiś kilka czy kilkanaście lat przeprowadzimy się i będę miała możliwość wybudowania kolejnego domu. Albo może wygram w totolotka i zafunduję sobie dom idealny...

 

Na razie powzięłam mocne postanowienie: wybuduję najlepszy domek na miarę naszych możliwości.

I to dopiero jest wyzwanie: za mniejsze pieniądze stworzyć coś oryginalnego i jedynego w swoim rodzaju. I skoro nie mogę poszaleć przy bryle domu, to poszaleję we wnętrzach! W końcu na tym się znam, z racji wystudiowanego zawodu, choć obecnie niepraktykowanego...

 

I choć wiem, że pewnie pojawią się następne kompromisy i z czegoś będę musiała zrezygnować, to jednak już mnie to tak nie wkurza i wiem, że zawsze znajdę dla nas dobre rozwiązanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17.12.2010

 

Pierwszy rachunek za planowanie przyszedł pocztą. Jeśli o pieniądze chodzi to się nie guzdrają...

 

 

02.01.2011

 

W nowy rok weszliśmy z szybkim załatwieniem papierków i wszelkich ewentualnych kosztów dodatkowych. Wysłaliśmy podanie do elektrociepłowni i przyłącze, z wszelkimi mapkami i formularzami. Teraz czekamy czy cena nas nie powali...

 

 

16.01.2011

 

Niestety papiery z planowania ciągle nie gotowe, papiery do zezwolenia na podłączenie kanalizacji też jeszcze nie ruszone, a technik miał się tym zająć. Czyli guzdrania ciąg dalszy... )

 

 

18.01.2011

 

Siedzę nad projektem łazienki, głowię się nad wyborem armatury i ceramiki... I tak sobie pomyślałam, że może lepiej to wszystko sprowadzić z Polski, tutaj ceny są powalające... Podzieliłam się tym pomysłem z naszą projektantką. Niestety okazało się, że moja naiwność jest ogromna. Usłyszałam i owszem możemy łazienkę wyjąć z kontraktu, ale razem z ogrzewaniem... To znaczy, że muszę sama znaleźć dobrą ekipę, zakupić cały sprzęt i jeszcze odpowiednio to skoordynować z naszą firmą. Jak sobie to wszystko przeliczyłam to już nie wyszło tak korzystnie dla naszej kieszeni, a jak jeszcze dodałam cyrk z sprowadzaniem ekipy z Polski (bo tylko wtedy by się opłacało) to dałam sobie spokój z tym pomysłem. Czyli wróciłam do poszukiwania dobrego sprzętu łazienkowego w zdroworozsądkowych cenach.

 

 

27.01.2011

 

W końcu skończyłam projekt łazienki i wysłałam do zmiany planów. Jeszcze parę rzeczy muszę przemyśleć, ale z grubsza to jest to co chcę mieć i jak ma to wyglądać.

http://i54.tinypic.com/2zg9rpe.jpg

Edytowane przez Da_Lena
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

01.02.2011

 

Zapłaciliśmy przelewem za działkę, czyli związek z bankiem został skonsumowany. Od przyszłego miesiąca nasze konto, co miesiąc, będzie lżejsze...

 

 

05.02.2011

 

Lista armatury została zamknięta i przesłana do wyceny. Dosyć długo trwało zanim znalazłam armaturę podtynkową w rozsądnej cenie i z jednej serii i do umywalek i do wanny i pod prysznic.

 

 

06.02.2011

 

Co za niemiła niespodzianka...

Dostałam wycenę armatury do łazienki i okazuje się, że hiszpańska armatura nie może być zamontowana przez naszą firmę, bo nie dadzą na nią gwarancji. Mam poszukać wśród ogólnie znanych marek: Kludi, Ideal Standard, Jado, Dornbracht, Hansa, Grohe, Hansgrohe... Wszystko fajnie, tylko armatura podtynkowa tych firm kosztuje znaczenie więcej... Na ceramikę dostałam propozycję cen i tu lekki szok. Wydawałoby się, że duża firma powinna mieć atrakcyjne ceny, a w mojej wycenie są one średnio o 50% wyższe (brodzik o 100%) niż w dużych specjalistycznych sklepach internetowych. Nie bardzo rozumiem, muszę o to zapytać przy następnej rozmowie telefonicznej.

 

 

07.02.2011

 

Kolejna niemiła niespodzianka...

 

Dostaliśmy wycenę prac ziemnych. Od początku pytaliśmy się wszystkich przedstawicieli firm budowlanych, a potem też naszą projektantkę: ile będą nas kosztowały prace ziemne? Odpowiedź zawsze brzmiała około 5.000. Dziś dostałam wyliczenie z firmy poleconej przez projektanktkę, i ta suma jest, bagatela, o 12.000 wyższa... Do tego kosztorys jest tak napisany, że kompletnie nie wiadomo o co chodzi... Chyba strzelę sobie w łeb albo kogoś ukatrupię...

Zadzwoniłam z pytaniem dlaczego tak dużo ma nas to kosztować, na co usłyszałam, że 5.000 to koszty tylko na prace pod domem, reszta to prace wokół domu (kanaliza, cysterna). I standardową formułkę, że może będzie trochę taniej, ale to wyjdzie dopiero w trakcie robót. Może też wyjść trochę drożej, ale to już sama sobie dopowiedziałam...

 

M też mocno skoczyło ciśnienie, od razu wywalił maila do projektantki z zapytaniem: i co teraz? Jak mamy wyczarować taką kwotę? Bo całe przedsięwzięcie stoi, kolejny raz, pod znakiem zapytania...

 

 

16.02.2011

 

Pan S w końcu przesłał nam ofertę na cysternę. I faktycznie z pompą do domu zmieścimy się w założonej kwocie, do ogrodu jest tańsza o jakiś tysiąc. Kosztem dodatkowym będzie instalacja doprowadzająca wodę do WC i pralki w domu, ale to mogę ustalić dopiero z fachowcem przy omawianiu instalacji w naszym domu.

 

 

17.02.2011

Pan S podał nam namiary na inną firmę od prac ziemnych, często współpracującą z naszą firm budowlaną. Od razu wysłaliśmy do pana G plany domu z zapytaniem o cenę prac ziemnych. Mam nadzieję, że cena będzie do przeskoczenia dla nas...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20.02.2011

 

Wielki dzień... Po ponad dwóch miesiącach dostaliśmy w końcu protokół z spotkania planującego, poprawione rzuty i widoki elewacji. Strasznie długo to trwało... W grudniu zeszłego roku, po rozmowie planujące, założyłam, że w grudniu wiele nie zrobią, bo to święta i Nowy Rok... Naiwnie miałam jednak nadzieję, że od stycznia ostro wezmą się za robotę i po dwóch-trzech tygodniach papierki będą gotowe, podpiszemy je i będzie można złożyć papiery o PnB. Tymczasem zaraz będzie koniec lutego, a my dostajemy dopiero wstępne ustalenia... Jak podpisywaliśmy kontrakt we wrześniu to plan był, że od marca ruszamy z budową. Teraz już wiemy, że to nierealne... Do tego doszły jeszcze niedoszacowane prace ziemne... Załamka...

 

 

22.02.2011

 

M wysłał kolejny list do naszej projektantki, że nie wiemy czy dalej budujemy, bo koszty są większe niż planowaliśmy i planowanie trwa za długo, a to wiąże się z dodatkowymi kosztami dla nas. Całe to opóźnienie jest z ich winy i zapytanie co mogą nam zaproponować w tej sytuacji...

 

Po głębokim przemyśleniu sprawy zdecydowaliśmy się zrezygnować z piwnicy pod garażem. Sporo zaoszczędzimy, na prace ziemne starczy, a i względy praktyczne też wzięlam pod uwagę. Nie wiem czy po paru latach, pod wolnostojącym i nieogrzewanym garażem, w nieogrzewanej piwnicy nie zrobi mi się grzyb czy jakaś inna atrakcja. Teoretycznie nie powinnien, ale praktycznie to nigdy nie wiadomo...

 

 

23.02.2011

 

Kolejna sprawa na wczoraj od projektanktki: punkty świetlne na suficie na parterze. Mamy strop żelbetowy prefabrykowany i muszą z góry wiedzieć gdzie będzie oświetlenie. Jak ja uwielbiam robić coś na ostatnią chwilę... Choć chyba powinnam się przyzwyczaić, nie pierwszy to raz i pewnie nie ostatni... Dobrze, że wcześniej trochę nad tym dumałam. Zrobienie rysunków i wymiarowania zajęło mi dwie godziny. Naniesienie zmian mojej projektantce zajmie pewnie dwa tygodnie... Tak się rozpędziłam, że zrobiłam też ostateczną wersję zielonych pól na elewacji z wymiarowaniem.

 

Dostaliśmy też propozycję rabatu finansowego na okrągłą kwotę 600 Euro. Śmiechu warte... M napisał prawie "gniewny" mail, że gwarancja ceny do końca września nas nie uspokaja (oni kontrakt podpisali dopiero w grudniu i to powinnien być termin gwarancji ceny), że jedną ratę już zapłaciliśmy a w papierach jej nie ma, że potwierdzenie kredytu już dawno zostało zrobione. I że powinni się w końcu poważnie wziąć do roboty...

 

 

28.02.2011

 

Dostaliśmy w końcu, po perypetiach adresowych, kosztorys prac ziemnych z drugiej firmy. I o dziwo opiewa na łączną kwotę 12.000, czyli tylko 7.000 więcej niż pierwotnie planowaliśmy. No to jest już do przyjęcia...

 

 

08.03.2011

 

Po dniach ślęczenia nad katalogami wybrałam armaturę Ideal Standard Moments (wanna i prysznic) i SimplyU (umywalki), cena jeszcze do przyjęcia, fajny design, dobra firma. Ceramika łazienkowa Duravit i Kaldewei. Dziś dostałam wycenę i szczęka mi opadła, prawie dwa razy tyle co w mojej wycenie.

 

Zadzwoniłam do firmy i na pytanie skąd takie ceny usłyszałam, że np. brodzik jest na poziomie posadzki, a tu są potrzebne dodatkowe materiały niż przy tradycyjnym brodziku. OK może i tak, ale nie w takiej kwocie... Na pytanie dlaczego wanna i bateria przy wannie (montaż bez udziwnień i tak jak standardzie) jest o 50% droższa niż w sklepie, nie usłyszałam przekonywującej odpowiedzi. Coś mi tu śmierdzi... Firma ma chyba taką politykę, że w standardzie dają podstawowe (czyli brzydkie) rzeczy dobrej firmy, ale jak chcesz coś więcej to płacz i płać... Nie dam się tak łatwo spławić, bo wnętrza to coś ważnego dla mnie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10.03.2011

 

Dziś mieliśmy przyjemność spotkać się na naszej działce z panem G, który będzie dla nas robił prace ziemne. Trochę na niego czekaliśmy, co nie było przyjemne, bo wiało i było zimno, ale czego się nie robi aby spełnić marzenia. Obejrzał sobie wszystko i dogadaliśmy szczegóły. Poprosiłiśmy go też o sugestie w sprawie cysterny, nasza projektantka optuje za „tylko do ogrodu”, a my bardziej skłaniamy się ku opcji „ogród i dom”. Pan G naszą opcję uważa za lepszą, bo woda będzie drożeć, a deszczówką można pokryć 46% dzienniego zapotrzebowania na wodę. A i aspekt ekologiczny też jest dla mnie ważny... Polecił nam też żeby nasza projektantka zrobiła plany z uwzględnieniem cysterny dla domu już teraz. Ciekawe jak na to zareguje, bo według niej teraz tego robić nie trzeba...

 

 

15.03.2011

 

Pan S znów przyszedł nam z pomocą. Moją listę łazienkową wysłał bezpośrednio do fachowca, który będzie się tym u nas zajmował, powinno być taniej. Zresztą chyba doszłam skąd takie wysokie ceny w naszej firmie. Jak bierzesz extra wyposażenie od nich, to w razie jakichś reklamacji, zgłaszamy to do firmy a oni przysyłają wykonawcę żeby zrobił poprawki. Jak bierzemy bezpośrednio od wykonawczy to w razie reklamacji firma umywa ręce, a my musimy sami zgłaszać poprawki i ewentualnie się użerać... Tylko, że nie wiem czy ta wielka różnica w cenie gwarantuje mi sprawne przeprowadzenie reklamacji, do tej pory to raczej nigdy nie byli szybcy w swojej robocie...

 

 

16.03.2011

 

Pojawił się temat schodów...

 

Schody oferowane w standardzie zupełnie nie są z mojej bajki. Ze względów finansowych wyleczyłam się, na kilka lat, ze szklanej balustrady. Mam jednak pomysł jak nieznacznie zmienić schody standardowe tak żeby były do przyjęcia. Dzisiaj rozmawiałam z panem z firmy robiącej stalowe schody i doszliśmy do porozumienia, wie czego chcę. Teraz zrobi kosztorys i prześle go naszej projektantce, a ona po korekcie ceny prześle go nam.

 

 

02.04.2011

 

Zapasy naszej cierliwości są na ukończeniu... Wszystko idzie tak wolno, że jak tak dalej pójdzie to w tym roku nawet nie zaczniemy budować. Papiery nie są gotowe, na pozwolenie na podłączenie kanalizacji możemy czekać nawet dwa miesiące, na PnB trzy i to jak nie będzie poprawek... A poprawki, znając sposób pracy naszej firmy na pewno będą. Gwarancję ceny mamy tylko do końca września, a co potem? Nawet jak coś zrobią do końca września, to potem może będą nam przeliczać następne roboty i materiały według nowych cen?

 

Pan S został oddelegowany, żeby nas uspokoić i być pośrednikiem w kontaktach z projektantką. Fakt jakby było więcej takich kompetentnych ludzi w tej firmie to całej tej nerwówki pewnie by nie było. Niestety na kilka osób, z którymi miałam przyjemność, tylko on sprawnie pracuje. No nic trzeba jakoś zregenerować zapasy cierpliwości i spokoju, bo długa droga jeszcze przed nami...

 

 

08.04.2011

 

Ostatecznie ustaliliśmy wygląd schodów, będą stalowe ze stopniami z litego dębu pomiędzy policzkami. Coś w tym stylu:

 

http://i51.tinypic.com/ke6pf5.jpg

 

http://i54.tinypic.com/jfeyjs.jpg

 

http://i51.tinypic.com/4gofsz.jpg

 

Zastanawiałam się nad opcją stalowej wanny z wypełnieniem z materiału posadzki, ale ostatecznie zdecydowałam się na stopnie drewniane. Na piętrze i tak będzie drewno lub panele z fugą, więc schody zamówimy w kolorze i wykończeniu zbliżonym do posadzki na piętrze.

Edytowane przez Da_Lena
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26.04.2011

 

Kolejne przypomnienie, że czekamy na papiery do pozwoleń... Przez ponad miesiąc nic kompletnie się nie działo: ceny schodów dalej nie znamy, nie mamy papierów o pozwolenie na podłączenie kanalizacji (miały być wcześniej niż papiery o PnB), nie ma poprawionych planów...

 

Znów się zaczyna nerwówka, projektantka nie odpowiada na moje telefony, niby zawalona robotą jest, cierpliwość mi się kończy... Ma oddzwonić, ale oczywiście potem nie oddzwania... To nie do pomyślenia żeby prywatna firma tak pracowała. Wiem, konkurencja na rynku wymusza cięcia kosztów i oni idą w jakość domów (dobre materiały) i w zamian tną kapitał ludzki (mało projektantów do planowania, a cała masa klientów). Ale to już jest przegięcie... Normalnie to pewnie klienci biorą domy z katalogu przestawią dwie- trzy ścianki, zmienią jedno czy dwa okna i biorą wszystko co zaproponuje im projektant. Ja mocno odstaję od tego schematu, bo wiem czego chcę i nie dam sobie kitu wcisnąć. Nasz dom nie jest rozbuchany architektoniczenie ani super udziwniony, a i tak mam odczucie jakbym była niewiadomo jak wymagającą i upierdliwą klientką. Ostatnie poprawki zrobiłam w lutym, zaraz będzie pół roku od rozmowy planującej a papiery dalej niegotowe. Nie mam już siły...

 

 

07.05.2011

 

No i dzisiaj wybuchłam...

 

Kolejny raz nasza projektantka była nieuchwytna... Pani z centrali pouczyła mnie, że nie mogę dzwonić codziennie, jak nasza projektantka będzie miała czas to oddzwoni. No to wygarnęłam wszystko co mi na sercu leżało: że raczej nie oddwoni bo ewidentnie mnie unika, że przez pół roku czekamy na poprawiony protokół i plany, że dalej nie znamy ostatecznej ceny domu, że na cenę schodów czekam ponad miesiąc, że to niedopuszczalne żeby tak traktować klientów... Pani chyba się mnie wystraszyła...

 

Na moją nerwówkę i chęć rzucania talerzami, M zaregował spokojnie i rzeczowo: napisał ultimatum do naszej firmy. Natychmiast mają spełnić listę naszych warunków (cena domu, papiery mają być gotowe do końca miesiąca, przedłużenie gwarancji ceny) albo rozwiązujemy umowę z ich winy. I spotkamy się w sądzie...

 

 

10.05.2011

 

Podziałało...

 

Dziś dostaliśmy przesyłkę kurierską z ostatecznym protokołem, planami i ceną domu. Wszystko wygląda dobrze, cena domu też. Teraz muszę posprawdzać jeszcze raz wszystko na rzutach. Potem musimy postawić parafki w kilkudziesięciu miejscach i wysłać z powrotem.

 

 

15.05.2011

 

Przesyłka kurierska z podpisanymi papierami pojechała do naszej projektantki.

 

Podpisywanie wszystkich świstków zajęło nam pół godziny.

 

Jednego babola znalazłam, brakuje punktu świetlnego nad zlewem. Reszta na szczęście się zgadza.

 

 

26.05.2011

 

Kolejny raz wysłaliśmy przypomnienie o pozwolenie na podłączenie kanalizacyji. Zupełnie jak grochem o ścianę, zero odzewu... A to pozwolenie powinno być złożone 6 tygodni przed złożeniem papierów na PnB. Mam nadzieję, że to nie będzie problem i urzędnicy pójdą nam na rękę jak złożymy oba podania jednocześnie.

 

Po południu nasza projektantka zadzwoniła, że jest problem z żaluzjami przy narożnych oknach. Ocieplenie okna jest innej szerokości niż ocieplenie ściany. I albo 1.żaluzje będą w zewnętrzych skrzynkach albo 2.trzeba rozdzielić okna i wtedy będzie zintegrowane z ociepleniem i niewidoczne albo 3.zwiększyć grubości ocieplenia domu. Opcja pierwsza: nie – nie podobają mi się metalowe skrzynki nad oknami, opcja druga: hmmm... – schowane żaluzje ale między oknami jest spory słup w narożniku; opcja trzecia: hmmm... – zostaje okno narożna ale trzeba zapłacić za zwiększenie grubości ocieplenia. I oczywiście decyzję mam podjąć natychmiast...

 

Pierwsza opcja odpadła od razu, opcja druga daje nam kilka tysięcy oszczędności, ale to będzie pseudo okno narożne, do opcji trzeciej trzeba dopłacić (budżet jest już mocno napięty)... W końcu zdecydowaliśmy się na opcję drugą... Nie mam siły kolejny raz kombinować skąd wytrzasnąć pieniądze, a te dodatkowe tysiące na pewno się jeszcze przydadzą i oszczędzą mi kilku bólów głowy w przyszłości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4.06.2011

 

W końcu, po miesiącach oczekiwania, wykłócania się o swoje, dostaliśmy papiery. Dzika radość na widok przesyłki szybko się ulotniła kiedy zaczęłam przeglądać pozwolenia. O ile wniosek o pozwolenie na budowę wygląda poprawnie, to wniosek o podłączenie do kanalizacji miejskie okazało się niekompletne: cysterna niezaplanowana i nierozrysowana na planach, brak wyliczeń deszczówki i wody „brudnej”, formularze niewypełnione do końca.

 

Ciśnienie mocno mi skoczyło i zatelepało mną pożądnie ze złości, szybko wysłaliśmy maila do pana S, że niestety papiery nie są kompletne, facet złapał się za głowę...Obiecał coś z tym zrobić... Zobaczymy...

 

 

07.06.2011

 

Mieliśmy dostać brakujące wyliczenia do wniosku o kanalizację, ale do 9.00 rano nic nie pojawiło się w skrzynce mailowej, a potem to już byliśmy w drodze do agencji na spotkanie. Pięć minut przed spokanie zadzwonił główny architekt naszej firmy (teraz on pilotuje naszą sprawę) i mówi, że właśnie wysłał wyliczenia. Wszystko fajnie tylko o jakąś godzinę za późno... W agencji pani rzuciła okiem na papiery i niestety nie mogła ich przyjąć. Rozpisała nam dokładnie czego brakuje, zaproponowała firmę, która może nam wyliczenia zrobić (mają być jakieś skomplikowane wyliczenia pogodowe).

 

Pozostało nam wrócić do domu i kolejny raz poinformować naszą firmę, że dała plamę...

 

 

10.06.2011

 

Czytając inne dzienniki zauważyłam, że bardzo często zdarza się, że urzędnicy w Polsce mało wiedzą i pracują w swoim tempie, najczęściej odwrotnie proporcjonalnym do tempa jakie chciałby inwestor.

 

Tutaj jest inaczej: urzędnicy dokładnie wiedzą czego chcą i chcą to mieć szybko, czyli pracują tak jak byśmy chcieli i odwrotnie proporcjonalnie do tempa pracy w naszej firmie budowlanej.

 

Po spotkaniu w agencji, kolejnym krokiem było udanie się do Wydziału Architektury. Z papierami w ręku i radością w sercach poszliśmy złożyć papiery o pozwolenie na budowę. Nasz zapał szybko wyparował w zetknięciu z biurokracją... W Wydziale Architektury podeszliśmy najpierw do punktu informacyjnego, pierwsze zasieki do sforsowania jak się okazało, i na dzień dobry usłyszeliśmy czemu nie ma z nami architekta. Na nasze stwierdzenie, że mamy papiery i architekt chyba nie jest niezbędny, pani stwierdziła, że to nie wystarczy... Na szczęście M nie dał się spławić i pani musiała skierować nas do architektki odpowiedzialnej za naszą dzielnicę. Pani H była bardzo miła, wyjaśniła nam, że nie może przyjąć papierów, bo są złe formularze i że najlepiej będzie jak nasz architekt sam się stawi i osobiście wszystko załatwi. Na co my jej odpowiedzieliśmy, że wątpimy żeby nas architekt stacjonujący w drugim końcu kraju pofatygował się tutaj. Zdziwiła się trochę i powiedziała, że powinniśmy tego wymagać, bo to jego psi obowiązek. Dała nam podstawowe informacje dla architekta i kazała naciskać. Taaa, łatwo powiedzieć...

 

Zabraliśmy więc papiery i poszliśmy... Następną rzeczą był telefon do firmy. Oczywiście byli zaskoczeni, że papiery nie zostały przyjęte, obiecali skontaktować się z panią H i wszystko wyjaśnić. Daliśmy im dwa tygodnie.

 

 

16.06.2011

 

W związku z wielką niewiadomą w temacie PnB przesuneliśmy urlop o dwa tygodnie, to musi być załatwione zanim pojedziemy odpocząć...

 

 

29.06.2011

 

Drugie podejście do złożenia wniosku o pozwolenie na budowę.

 

Nasz architekt miał długą i gruntowną rozmowę telefoniczną z Wydziałem Architektury, niby wszystko zostało wyjaśnione. Niestety w niewystarczającym stopniu... Pani w informacji przejrzała nasz wniosek i stwierdziła, że nie jest kompletny i nie może go przyjąć. Kolejny raz padło pytanie dlaczego nie ma z nami architekta... M odparł, że architekt nie ma obowiązku stawić się osobiście i że rozmawiał z konkretną osobą w wydziale i wszystko zostało wyjaśnione. Niestety okazało się, że ta pani to tylko asystentka, widocznie źle poinformowała naszego architekta i papiery są niekompletne. W związku z tym oni mogą, na upartego je przyjąć, ale poleżą u nich dwa tygodnie i odeślą nam je z adnotacją, że nie są kompletne. Nie pozostało nam nic innego jak wycofać się... Nie wychodząc z urzędu zadzwoniliśmy do firmy z informacją, że kolejny raz papiery są nie do przyjęcia... Architekt kazał nam poczekać, a w tym czasie próbował skontaktować się z panią, z którą wcześniej rozmawiał. Niestety okazała się nieosiągalna...

 

O ile za pierwszym razem byłam wściekła, o tyle tym razem ogarnęło mnie totalne zniechęcenie.

 

Wieczorem przyjechał pan S z nowymi formularzami do podpisania, tłumaczył, że w naszym mieście urzędnicy mają jakieś kosmiczne wymagania niespotykane nigdzie indziej, kolejny raz musiał świecić oczami za kolegów z pracy. Gatka – szmatka, ale co mnie to obchodzi, w kontrakcie jest że ich obowiązkiem jest przygotowanie całej dokumentacji i rozmowy w tej kwestii z urzędami... Mają to w końcu zrobić dobrze!

 

Ustaliliśmy, że jedziemy na wakacje, a oni w tym czasie zrobią w końcu wszystko tak jak należy.

 

 

01.08.2011

 

Przez lipiec niewiele się działo...

 

Pierwsze dwa tygodnie byliśmy, w końcu, na ciągle odsuwanych wakacjach, nie myśleliśmy o domu i ciągłych trudnościach, cieszyliśmy się słońcem i morzem...

 

W tym czasie nasz architekt wysłał papiery o pozwolenie na budowę i sam pojechał na urlop. Po powrocie otrzymał wiadomość, że w papierach wciąż czegoś brakuje...

 

 

08.08.2011

 

W końcu pan architekt osobiście pofatygował się do naszego urzędu miasta. Tym razem wszystko zostało obejrzane, obgadane i dokładnie wyjaśnione, wszystkie poprawki spisane. Termin oddania poprawionych papierów do 29.08.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...