ori_noko 07.10.2004 09:24 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2004 Tylko chwila w pędzie wolna więc skok na komputer żeby na bieżąco zapisać ostatnie zmiany: - Dach ocieplony wełną, wyłożony płytami k/g (masa telefonów typu: szefowa a gdzie wyprowadzić ten kabelek? Rany Julek o jaki dynks mu może chodzić !!?? ) - Kostka brukowa pyszni się przed garażem - Placyk z kostki (najtańszej z możliwych) pod drewno do kominka zrobiony (TYLKO trzeba przełożyć tam drewno) - Kostka zamiast wylewki betonowej przed wejściem do domu w trakcie układania jest... - Kominek będzie można odpalić w weekend !!!!!!!!!!!!!!!!! - Panowie od szpachlowania wpuszczeni na teren ... Co do tych ostatnich to troszkę nam się historia przeciągnęła... A było to tak (opowieść z punktu widzenia inwestora) : umówiłam się z trzema kolejno panami – szefami grupy wstępnego krycia gipsem . Jeden odpadł z marszu: koszt i termin zbyt bolesne dla nas. Drugie spotkanie bardzo obiecujące cenowo równocześnie podczas rozmowy wychodzi na jaw 1m2 gipsowanie / 6 zł – hm żaden cymes – taki sam jak konkurencja za to pan chce na tynki mocować w całym domu płyty k/g przeszpachlować brzegi i zabrać się do malowania. (po co koszty i na równiutkie tynki takie cóś plus zmniejszanie sobie pokoi ?) Wracamy do najbardziej w rozmowach zaawansowanej grupy . Podają dobry termin, normalną cenę i............. żądają zerwania całych sufitów na poddaszu bo krzywe, bo źle no tragedia w trzech aktach nie do szpachlowania. Podnieśli mi ciśnienie skutecznie. Szczęśliwie jeszcze mamy nie uregulowane należności z grupą ociepleniową , rozmawiamy, pertraktujemy bardzo spokojnie. Pan uporczywie twierdzi: wszystko położone jest korekt, my z bólem widzimy - kaszana. Trzy dni rozmów i prosimy o konfrontację obu szefów pana Gips i pana Ocieplenie. Ze spotkania wyszli wszyscy odrobinę niezadowoleni, część płyt zdejmą , cześć skorygują , na takich warunkach pan Gips przejmie robotę dalej. Jednak tak dramatycznie rysował mi przyszłość naszych sufitów, wskazywał na podnoszenie kosztów naprawy nierówności, swojej ciezkiej pracy, specjalnych matriałów, że byłam zdecydowana iść na układ z panem Ocieplenie, który zobowiązał się do zrobienia gipsowania domu jeśli to tak jest podobno źle wykonane. Wtedy pan Gips wymiękł – czyli da się na tym co zastał pracować... Dobrze ze jest już serce domu , zapłonie w sobotę rano ta nadzieja trzyma mnie w pionie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 08.10.2004 18:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2004 Ależ pan Gips to histeryk ! Tak znerwicowany człowiek nie powinien się budować – nigdy . Inne ekipy, albo taka jak jego by go nerwowo wykończyła. Zażyczył sobie do szpachlowania wyłącznie takiego a nie innego gipsu (Alko GS20). Pojechałam do hurtowni i pytam dacie jaki upuścik? Sporo towaru chcę jeszcze u was zamówić. Przedyktowałam listę życzeń, dwóch rzeczy zabrakło, te podobno występują jeno w Castoramie. Dostawę umówiliśmy na dzisiejszy poranek. Panowie z pompą punktualnie zajechali do pracy, zaraz po nich dostawa brakujących na obróbkę okien płyt Nida gips. Za godzinę telefon, bo oni nie maja na czym pracować! Dobrze , dobrze już monituję hurtownie. Pani uspakaja towar jedzie , opóźnił ich gips bo ten ich jeden jedyny troszkę trudniejszy do dostania...ale już maja wiozą. Pan Gips wysyła mi smsa - materiałów nie ma! Co robić?. Czekać człowieku czekać, towar jedzie – myślę sobie , ale dzwonię , uspakajam W samo południe spotkanie z firmą od kaloryferów. Idę sobie spokojnie na budowę , dopada mnie histeryczny już telefon gipsarzy : materiał gdzie materiał!! Oj wkurzają mnie. Po obcałowaniu po kończynach górnych postawny pan o bardzo mocno zarysowanych szczękach barwnie przedstawia nam swoją ofertę, a ja dumam sobie nad tym czy go w dzisiejszym opisie nazwać pan Grzejnik czy pan Kaloryfer ? To drugie . Nazwa bardziej kanciasta w odbiorze lepiej oddaje naturę postaci. Pan Kaloryfer z werwą opowiada o produktach swojej firmy obrzydzając co sił w płucach wyroby marketów budowlanych. Niepotrzebnie strzępi język – na ich ofertę jesteśmy zdecydowani – nam chodzi teraz o cenę i czy da się kupić zawory i pokrętła gdzie indziej bo mają niebotycznie drogie. Tak czy inaczej to ogrzewanie to kosztowna sprawa. Słucham jednym uchem – no wreszcie jest to 900kg gipsu oraz kilka innych drobiazgów. Teraz mogę cała uwagę przenieść na grzejniki, och pan już jest przy kranach....Ile ??? 350zł jedne + VAT? Czy on ocenia nasz portfel po wadze ? Czy jak ? Pan coraz intensywniej skłaniając się w moim kierunku ,proponuje zniżając głos: najważniejsze to dobrać charakter baterii do wystroju. Hę ? Pewnie ma rację , ale dziś bardziej interesuje mnie cena niż image baterii kranowej. Po deklaracji że nie widzę możliwości przekroczenia pułapu cenowego powyżej 100zł od sztuki , nić porozumienia została zerwana bezpowrotnie. I tak giną nie nawiązane przyjaźnie, ale czuję że ich grzejniki zawitają w naszym domostwie. Po rozładowaniu towaru pan Gips mówi ze zdziwieniem : ja to muszę zamawiać ten gips na dwa- trzy dni wcześniej przed pracą. W Poznaniu jest tylko jeden dystrybutor tego ... Szkoda, ze wcześniej nie urqczył mnie tą informacją Ciężko ta współpraca nam idzie.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 09.10.2004 20:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2004 Drugi dzień współpracy z panem Gipsem - nabieram jednak nadziei , pracują sprawnie , dokładnie, okryli czule nasz kominek. Jeden pan pokazuje nam jak sobie poradzić z rozrąbaniem ogromnego kloca drewna. Wszyscy czekają na rozpałkę sobotnią. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 09.10.2004 20:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2004 Sobota – szczęśliwa wiem że ekipa wchodzi na teren bo od alarmu przychodzi powitalny sms. Odczekuję jeszcze pół godzinki i zbieram się na budowę. Dziś na rozkładzie : - Gipsowanie - Rozpalenie na pełen etat w kominku - montaż drzwi garażowych - odebranie prac brukowych - uregulować płatności z panem Ocieplenie Gipsarze w toku działań, w domu nieprzyjemnie wilgotno i chłodno. Zaczynam z namaszczeniem rozpalać ogień. Wszyscy się zbiegli i dopingują. Udało się za trzecim podejściem, piecyk zaczyna mruczeć, błyskać i rozsiewać miłe ciepło, nerwowo sprawdzam ręką czy z wyprowadzenia idzie ogrzane powietrze, coś słabiutko. O zajechali panowie z bramą , idę się przywitać : - Dzień dobry miło panów widzieć! - Co przyszła pani sobie popatrzeć jak musimy pracować w weekend? - To proszę sobie iść . - Co? - Wracajcie do domu , zobaczymy się w poniedziałek. - No proszę pani, my musimy , szef nam kazał. Gdzie dać silnik do bramy? Dalej konwersacja potoczyła się już swobodnie i pogodnie, acz było mi przykro że musiałam przejechać się po ludziach na sam początek dnia. Zawróciłam do domu patrzę panowie stawiają drabinę na nowych płytach k/g. Pytam : - czy nie będziemy już używać tych płyt? - Nie. - To trzeba będzie je oddać do hurtowni. – teraz moje długie spojrzenie wypróbowane na dzieciach kiedy chcę je nakłonić do działania... - A już, już stawiamy je pod ścianą, bo wie pani jeszcze by się zniszczyły... - I ten który chodził po styropianie proszę tego zaprzestać !! – to już drugie podejście do próby zniszczenia resztek styropianu – nie lubią go czy co? Patrzę na kominek i troszkę jestem zaskoczona , rano nanosiliśmy pod spód pełno drewna , a są tam nędzne resztki. No tak , otworzyli drzwiczki ogień aż trzeszczy, nic dziwnego w takim tempie drewna nie starczy na długo, przymykam . Porąbie sobie drewna to uspakaja. Rzut oka po okolicy : pan Brukowiec jeździ ubijarką po placyku pod drewno, panowie montują bramy, reszta gipsuje. Skoczymy na szybkie zakupy. Chwila wytchnienia, obiad dla rodzinki , kwadrans odpoczynku i wracamy. No bramy już prawie chodzą , bruk zakończony, z drewna w domu zostały nędzne resztki. Panowie powoli zbierają się - co za ulga jest nadzieja że dziś skończyli.Przecie oni też kiedyś musza odpocząć ! Radośnie testujemy bramy garażowe i patrzymy na siebie promiennie będzie gdzie schować rzeczy przed nasza ekipą : zaczynamy przenosić płyty, styropian, leżaki ogrodowe, siekierę , wąż do podlewania itp. elementy . Pojawia się pan Ocieplenie , siadamy w garażu i zaczynamy serię rozliczeń .Proste to nie jest, mamy do przejrzenia : faktury, upusty, robocizna, szkody, vat . No wreszcie i to za nami. Panowie Gipsarze mają kłopot z opuszczeniem miejsca pracy, samochód ni dud du nie chce zapalić. Jeden z nich jest mechanikiem , zagląda pod maskę i wysyłają delegacje z moim mężem na najbliższą stacje benzynową. Pozostałych zapraszam na powrót do domu tam jest cieplej. I jak mawia stare przysłowie: „ każdy dobry uczynek zostanie kiedyś ukarany ” Nawet nie muszę długo czekać. Panowie poprzysuwali pieńki jak najbliżej ognia. Po ich oficjalnym wyjściu dołożyliśmy drewna, zaryglowaliśmy kominek, ogieniek ledwie się żarzy. Wyszłam zanieść resztkę rzeczy do garażu , wracam a panowie kończą „otwierać” wkład kominkowy za pomocą toporka !! Chyba miałam mord na twarzy kiedy weszłam bo nerwowo domykają drzwiczki nogą. Pan patrzy na mnie i mówi : - te dynksy do otwierania parzą, trudno otworzyć. - Mam do tego specjalną rączkę, ale specjalnie zamknęłam, bo drewno ma się wypalać powoli, przy otwartych drzwiczkach płonie szybko, grzeje mocno i większość ciepła idzie w komin. A ten wkład ma ogrzewać powoli dom. Do końca ich pracy będę siedzieć na budowie od rana do zmroku. Nie czuję się na siłach prowadzić z nimi dalszej współpracy. Niech wygipsują i sobie idą . Zaczynam szukać normalnej ekipy. Takiej szanującej swoją własność i cudzą. Mam jedną na oku, w poniedziałek idę z nimi pogadać. Dobrze mieć przed sobą nadzieję. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 09.10.2004 21:19 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2004 Konkurs dla dociekliwych : czym się różnią zdjęcia 018 i 019 ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 10.10.2004 16:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Października 2004 Jak już podpowiedziałam w komentarzach na 019 piasek skrywa kostkę brukowa przed wejściem ..... Pora na przemyślenia. Założenia były następujące : zbudować średniej wielkości dom w ciągu roku, za sumę do 200 tys. „ pod klucz ”. Od kwietnia budujemy. Jest październik wnętrze pokrywa pierwsza warstwa gipsu. Do zrobienia zostało: - ocieplenie i tynkowanie zewnętrzne - malowanie, - kafel kowanie + biały montaż - kaloryfery - piec grzewczy - kanalizacja - drzwi, - posadzki i podłogi - sprzedanie mieszkania - przeprowadzka - nowa kuchnia (?) - obudowa kominka Mamy 4 tygodnie opóźnienia w stosunku do założonego czasu działań i poślizg na finansach który jest jeszcze boleśniejszy . Zabraknie kasy. Inaczej mówiąc część punktów z listy będzie realizowana po prostu znacznie później. Obliczaliśmy koszt domu w styczniu 2003 roku . Zasadniczo kalkulacje były prawidłowe z dwoma wyjątkami: nie wzięliśmy pod uwagę garażu oraz zmian jakie przyniosło materiałom budowlanym wstąpienie do Unii. Drugi element wyszedł nam drożej. Razem te „przeróbki” naszego budżetu budowlanego to na złotówki 25% całej kwoty. Trudno będzie dogonić... Drodzy potomni: planując budowę policzcie najdziwniejsze zachcianki jakie wam przyjdą do głowy (wanna z hydromasażem, potwornie drogie parkiety na podłogi , niewiarygodnie drogie łóżko wodne itp. sprawy), doliczcie najwyższy podatek od materiałów i robocizny o jakim znajdziecie wzmianki do tego dołóżcie 30 % zapasu, a potem starannie pilnujcie budżetu budowy wykreślając po drodze kolejne wyżej wydumane ekstrawagancje. Powinno się udać. No można też dokładać pieniędzy w miarę wzrostu cen i wydatków , ale to już nie jest wcale takie zabawne Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 13.10.2004 22:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Października 2004 Co zrobić jak ma przed sobą fachowców? Porąbać drewno - świetnie się myśli. Miałam do rozwiązania trzy sprawy : - niesubordynacja pana , który namiętnie pali w naszym kominku ignorując prośby o użytkowanie zgodne z instrukcją - nawracający problem źle położonej Nidy na sufitach poddasza - dobry płytkarz na przyszłość Nic nie wymyśłiłam ,ale trochę drzewa jest porąbane Krok pierwszy bladym świtem podrałowałam do domu, rozpaliłam .Czemu alarm nie zareagował na moje wejście? No tak jeden czujnik ułamany , drugi skierowany na sufit. Nie podoba mi się to ustawienie.Gipsarzy obić zdechłym prosiakiem. Dzwonie do pana Alarma – przyjedzie w ciągu dnia i naprawi.... Lecę do domu. Teraz wydanie posiłków regeneracyjnych porannych dla młodzieży uczącej się . Notuję od kogo rozpocząć serię telefonów kiedy panowie proszą mnie na działkę – nie mogą wejść . Dziwne...Klucza nie wzięli. Pan który próbował ostatnio użyć toporka do naszego wkładu kominkowego radośnie wypakowuje z torby drobne szczapki i rozpala mi ognisko w domu . No ręce mi opadły. Tłumaczyłam ideę wkładu kominkowego: to nie otwarty ogień , ale powolne spalanie i dobrze wtedy uchylić okien bo to ma suszyć dom. Jeszcze raz spokojnie tłumaczę , pan kiwa głową i pakuje mi do kominka kulę papieru z worka od gipsu... Panowie od montażu kominka tłumaczyli że właśnie tymi resztkami to nie mamy palić bo...komin, bo smród i inne takie. Musze wracać do domu czekam na pana od podzielników ciepła , czas zacząć pożytecznie nabijać rachunek telefoniczny. Kolejni panowie odmawiają nam układania płytek, szukam dalej. Oj już 15.00 ? Start na budowę. Wizyta pana Alarma , pana Elektryka i pani Kierownik Budowy. Pan Gips aż zbladł jak dowiedział sie że ta nobliwa pani to Kierownik Budowy. Zaczął nerwowo tłumaczyć się czemu tam i siam jest ciut więcej szpachla, tak doszliśmy do sufitów. Pan Gips po raz kolejny sugeruje : będą nam sufity pękać , kruszący się gips spadający na szczęśliwą rodzinę...itd. Pani KB mówi trzeba sprawdzić jak są zrobione stelaże. Pan Ocieplenie za nie ręczy, Pan Gips jęczy . Przestępuje z nogi na nogę – rany ależ biedny to kłębek nerwów – ma zastanowić się nad moją propozycją: niech odkręci jedna płytę i zobaczy czy stelaż jest gut . Wymyślał, lamentował a trzy godziny później telefon – podjął decyzje on odkręci i sprawdzi. Z całego serca pragnę żeby okazało się ze jest ok. Inaczej kołowrót pan Ocieplenie , reklamacja , ściąganie Nidy itd., brrr dreszcze mam na plecach... Pan do płytek znaleziony- umówiony na wizje lokalną – zobaczymy co z tego wyjdzie. Pan Gips dowiedział się ile kosztuje wkład kominkowy Jotul oraz nie życzę sobie palenia w nim folią, śmieciami ani innych rozrywek. Jak to nie pomoże to będę siedziała pilnowała wkładu od rana do zmroku, albo rozwiążę umowę ze względu na dewastacje zastępczego/awaryjnego systemu grzewczego... Zaczynam rozumieć te uśmieszki , spojrzenia, dziwne opowieści ludzi doświadczonych przez wykańczanie domu... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 17.10.2004 22:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Października 2004 Ranek bądź co bądź niedzielny rozpoczął się dla na o 7.00 – sms alarmowy panowie weszli na teren. Patrzymy na siebie zaspani, w głowie miga : co jest oni domu nie maja czy jak? Ponieważ przeszukujemy okolicę marketów budowlanych pod kontem listew startowych do styropianu 12-stki to siłą rzeczy zahaczamy o budowę. Trzej panowie siedzą ..... jeden pracuje. Ciekawe czy mu ten układ odpowiada ? Tęsknie do naszej murowanej ekipy. Pracują, planują , myślą .Słodkie wspomnienia. Zobaczę ich raz jeszcze – przyjdą otynkować drzwi garażowe. Niedziela , czas posprzątać co nieco teren, zebrałam trzy wory (120l!!!) śmieci a były to tylko drobiazgi walające się po okolicy. Mąż z samozaparciem kombinował jak wciągnąć płyty OSB na stryszek garażu, aby przyśrubować to jako podłogę. W chwilach odpoczynku od wysiłki intelektualnego rąbał drewno, ciął niepotrzebne już deski – wywołując we mnie panikę – cześć tych odrzutów z eksportu miała gwoździe. Bałam się ,że pilarką wjedzie na kawałek metalu , to odskoczy i wizyta u chirurga gotowa. Zupełnie nie myślałam o takich scenariuszach przed budowaniem.... Panowie Gips w normalny dzień lądują o 6.10-6.30 , godzinę zbierają się do pracy (ja bym wolała ten czas jeszcze przespać – ale Co kto lubi...) , zaczynają, jeden nie umie nic (sporadycznie miesza gips, klika razy powierzono mu szlifowanie i sprzątanie – ale najchętniej grzebie przy samochodzie), drugi pan jest bez ustanku wściekły (skąd on bierze na to siły!?), trzeci i „szef” ekipy potrafią gipsować, szlifować, obrabiać okna . Szef regularnie urywa się z budowy (sądzę że uspakaja gdzie indziej rozwścieczonego inwestora) , a ponieważ kierującym jest pan który nie ma żadnych umiejętności budowlanych to pozostaje pan Wściekły i pan Gipsujący – obaj w poczuciu krzywdy starają się nie nadwerężać... co podjadę to siedzą jak zlokalizują mnie na obiekcie to zaczynają szlifować aż furczy... Jednym słowem – cyrk. Obiema łapkami gratulują sobie podpisania umowy. A tam wyłącznie gips + pierwsza warstwa malowania. To mnie trzyma przy życiu. Rozmawiałam już z szefem ekipy , delikatnie uprzedzając ze raczej dalszych prac nie przewidujemy... A malowanie zasadnicze i ocieplanie zrobimy sami. Nic nie dociera . Przez to mam bardzo ambiwalentne odczucia , kiedy pan Gips z dumą mi oznajmia : właśnie kupiłem maszynkę do cięcia tu płytek. Wrr ... nie dam się wmanewrować. Dziś mieliśmy pikną wymianę zdań: - o widzę pani Ewo, że jednak będziemy ocieplać ! - no będziemy ocieplać . - ale co za klej sprzedali ! to może być gówno! - Nie warto się amrtwić , to ja będę ocieplać. Posmutniał , popatrzał na mnie oczkami skopanego jamnika – nie dam się – moje zdrowie cenniejsze. Mają nas opuścić dwudziestego. To będzie piękny choć ciężki dzień Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 20.10.2004 22:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Października 2004 Dziś dwudziesty. .... Ekipa nadal na stanie. Ruszyłam wywarzać otwarte drzwi ! Myślicie , ze wzięłam ekipę spakowałam i wywiozłam w bliżej nie określonym kierunku? Gdzie tam, nawet do późnego popołudnia nie miałam dla nich chwili czasu: Punkt pierwszy dostarczyć do stolarza rysunek witrażyka do jednych drzwi wewnętrznych. Od tygodnia wysyłałam przez pocztę elektroniczną , dzwoniłam czy na pewno adres dobry bo mi system zwracał że nadawca niezidentyfikowany.. Ależ oczywiście, adres maila dobry, pan sprawdza, ja wysyłam i ....nic. Tak wiec dziś sio do Gniezna, odczekanie na swoja kolej i odkrycie, że wzięłam tylko czarno – biały projekt. A co tam , opisałam kolory za pomocą strzałek- ciekawe co z tego wyjdzie. Przed wyjściem zapytałam o adres mailowy – ten podawany telefonicznie miał jedną literkę więcej z przodu – czemu nie jestem zdziwiona? Drugie wejście smoka : czas dopłacić brakującą cześć do drzwi wejściowych. Ląduję przed kasą , smutno mi , jak zawsze przy większych płatnościach smętnie fałszuje nucąc pod nosem.... W akcie nieuzasadnionego optymizmu pytam : - mogę dostać jakąś zniżkę ? pani patrzy na mnie lekko zaskoczona, nieumiejętnie kusze - jak odda mi pani 3 % prowizji banku którą wam zabiorą przy płatności kartą to ureguluję gotóką , dla pani żadna strata a dla mnie drobna radość ! pani lekko uśmiecha się zdziwiona - mogę dać pani 2% upustu - no dobrze jak nie można więcej...- wrr za wcześnie się poddaję - państwo chcą z montażem? - Momencik a jak z montażem to może inny Vat będzie do tego? - Zgadza się , ale musi mi pani dostarczyć pozwolenie na budowę , bo z 7% możemy sprzedać wyłącznie do budynku mieszkalnego.... I tym sposobem spisaliśmy nową umowę i mimo dopłaty za montaż wyszłam z nadwyżką gotówki w kieszeni. Tego mi było trzeba. Trzecie otwarcie: regulowanie drobnych długów po okolicznych hurtowniach, tam kołki, tu listwy, stelaże itd... Wracając zaglądam na budowę, pan Gips pokazuje mi wszystkie dzisiejsze dzieła. No jak na czterech pełnosprawnych mężczyzny to skromnie. Tłumaczy mi cierpliwie, że zrobienie takiego stelażu to kłopot, a wyrównanie Nidy poprzednika to straszny kłopot.... Buu, buu itd. Bardzo byłam spokojna : - Wie pan gdybym umiała to sama zrobić bym was nie zatrudniała - Ale to było trudne, tu się tak męczyliśmy - Wierzę . Widać : ładnie robicie . Jednak tak się składa: to wasza praca. Ona na tym polega, ściany , stelaże połączenia po was mają zostać proste. Zdziwił się i lekko obraził. Poszedł do innego pokoju, a ja do domu nakarmić rodzinę niby obiadem. Zaczyna mi się wyczerpywać zestaw szybkich dań, a dzieciom cierpliwość... Pan Gips przemycał też uporczywie widoczną gołym okiem informację : nie wyrobimy się. Też mi nowość, ja o tym wiem od drugie dnia ich pracy.... Ale ten dzień nadejdzie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 23.10.2004 17:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Października 2004 Wyzwalam się powoli z „białego terroru” . O ! Konkretnie zrobiłam dwa posunięcia: - Na wszelkie kolejne narzekania, sugestie finansowe oraz wytyczane coraz bardziej ważkie argumenty o ciężkości pracy – nieodmiennie odpowiadam: proszę wszystkie prace i metry spisać, obejrzymy, policzymy , pogadamy.... - Na informacje, ze maja zamiar w sobotę (a domyśle i w niedzielę ) wskoczyć do nas na kilka godzin ( w bliżej nie określonym celu, bo co ma schnąć to schnie ) kategorycznie poprosiłam o wizytę w poniedziałek- to bez sensu pracować w weekend i w dodatku bez efektów. Cały dom przemalowany już unigruntem i pierwszą warstwą farby. Przyjechały nasze drzwi wejściowe – jeszcze ich nie obfotografowałam bo zaraz po montażu troskliwie owinęliśmy folią . Czas prezentacji widocznie jeszcze nie nadszedł. Zrobione są z nidy : wyprawki wkoło drzwi wejściowych, zabudowanie rur w pokoju AGD (dziś sprawdziłam brakuje tam konta prostego – załatwię sprawę w poniedziałek ) i taka belka nad drzwiami wewnątrz kuchni (ma tam kiedyś pojawić się stadko halogenów) . Po raz „enty” wypłynęła sprawa krzywych sufitów na poddaszu. Nie widać już nigdzie niedoróbek – panowie pięknie wyprowadzili sprawy na prostą prócz łazienki. Ewidentnie krzywo. Pan Gips pokazuje mi szpachlowane pomieszczenie dramatycznie akcentując : Ja tu nic więcej nie mogę zrobić , to już tak zostanie... Hm faktycznie sufit leci . Podczas jego przemowy - dotyczącej mojej naiwności , że już rozliczyłam się z panem Ocieplenie, ze On mi to przepowiadał , że stelaże są źle , trzeba zrywać sufit, ze to skandal, ze jego ekipa zrobiłaby to zarzutu (a w AGD?), że oni powinni to pomalować na gotowo bo ktoś spieprzy i będzie na nich, a na ostatnia warstwę to ma być Dulux , bo to takie trudne ściany bo światło z dwóch stron i smugi będzie widać... szczęściem jazdy mercem do pracy sobie nie zażyczył- przemyślałam co nieco. Czas na decyzje inwestorskie: - Nie maja nic już ruszać w felernej łazience, musze zawołać jednak pan Ocieplenie i poroszę o zrobienie z tym porządku - Pan Gips mało mnie śmiechem nie zabił ! Na co liczę ! Facet kasę dostał więcej nie przyjdzie... - Ale On (to znaczy pan Ocieplenie) musi zapłacić za naszą pracę i za materiał i wyszpachlować od nowa... - Spokojnie panie Gipsie , pogadamy Krok pierwszy wyjmuję mój biedny telefonik z resztką kasy na karcie i inwestuję w rozmowę z panem O. Ku zaskoczeniu pana G bez trudu uzyskuję zgodę na kolejną wizje lokalną, przyjedzie wieczorem, obejrzy, ustalimy – troszkę mi ulżyło. Krok drugi oglądam cały dom ustalamy co jeszcze trzeba zrobić, na naciski dotyczące malowani całościowego twardo domagam się wyceny pracy . Trzeci krok ucinam rozwodzenie się nad pułapkami , które czyhają przy ocieplaniu styropianem. Trzy i pół tysiąca złotych (!!!!!! ) które pan G wyliczył sobie za robienie ocieplenia + wtopienie siatki mam zamiar zatrzymać przy nas. Są prace za które nie ma zmiłuj trzeba zapłacić, ale bez przesady. Padam , emocje zbijają z nóg. Jak przejrzałam dzisiejszy odcinek to wyszło , hehehe z moich opisów : jedna sprawiedliwa przeciwko całemu światu....A toż to nie pojedyncza zasługa : wspiera mnie twardo kolega małżonek, rodzinka , matczysko i forum. Panowie wykonawcy mają słodki zwyczaj odwoływać się do mojej brodatej połowy, że oni by to widzieli tak , a tak, albo kazała tak to zostawić. Mąż z niewzruszonym spokojem : proszę rozmawiać z moją żoną . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 23.10.2004 18:33 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Października 2004 Jestem po rozmowach z panami Wod- Kan . Chcieliśmy im zlecić zrobienie takiego mini szamba z doprowadzeniem przez długość działki rury kanalizacyjnej, do tego odprowadzenie z rynien wody deszczowej do naszej studni . Razem około 70 metrów rur i kopania , do tego ułożenie zestawu który umożliwi z czasem podłączenie kanalizacji miejskiej . Panowie zaproponowali 15 zł/mb . Hm 1050 zł za robociznę , do tego materiał – oj zaboli. Poprosiłam o zniżkę . Niestety odmowa... A gdybym wzięła koparkę ? Od pomysłu do przemysłu...Pan Koparka podumał, pomyślał, chce za to samo połowę kwoty...tak to już lepiej brzmi. Wniosek : trzeba kupić kręgi , przewężkę , pokrywkę , rury, kolanka i wszystko zwieźć do garażu . W poniedziałek umówiłam się na 7.00 z panem Koparka na roboty kanalizacyjno - ryjące. Pan Wod- Kan z bólem rezygnuje z fuchy ,ale chce mi życie ułatwić i załatwi mi rury. To straszne ! Budowanie zatłukło całą wrodzoną ufność , bo pierwsze słowa które mi się cisną na usta zamiast wyrazów wdzięczności to : - po ile będzie za rurę ? - dla szefowej to nie więcej niż 48zł - A jaką rurę (zaczynam się interesować bo może to trzymetrowe odcinki w tej cenie ?) - Za normalną dwumetrową. - Panie Romanie ! W składzie budowlanym w Pobiedziskach taka rura jest po 39,50! - Pani do mnie zadzwoni rano to dowiem ile będzie z moim upustem z hurtowni - Super ! Ranek , parkujemy przed najlepiej zaopatrzonym składem budowlanym i zgodnie z obietnicą rozmawiamy ponownie: - No szefowa jak dla szefowej to rura będzie po 38zł (hm przez noc straciła na ładnie na cenie, czyli 19zł/mb ) - A kiedy pan może być z tym na działce? - W poniedziałek po południu. - No to trudno , dziękuję za pomoc, ja zaczynam układanie rano , to już będzie dla mnie za późno. Do zobaczenie panie Romanie. - Wiesz on cię chyba bierze z blondynkę – komentarz kolegi małżonka, który słuchał wymiany informacji W sklepie postarałam się wykazać elokwencją i metr rury wyszedł z dowozem 17,50zł/ mb . Co ciekawsze okoliczne hurtownie rurowe nie chciały dać mi upustu , bo osoba prywatna to nie firma. No i dobrze. Będę najlepszym układaczem kanalizy , zaraz idę szperać na forum pod jakim kątem trzeba kłaść ten rurociąg przyjaźni. Rodzinna sobota trwa dalej. Pakujemy narzędzia. Jedziemy na włości, mają przybyć wszystkie materiały do zrobienia prac kanalizujących no i czas zacząć mocować listwy startowe pod styropian. Jesteśmy mocarni. Wkoło domu jest pas startowy, jeśli jutro nie będzie padać to zaczniemy mocować płyty styropianowe.... Czad – nie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 23.10.2004 20:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Października 2004 Z ostatniej chwili : po spotkaniu z panem Ocieplenie. Dwie godziny dyskusji zaowocowały ustaleniami: - Zgadza się z faktami , sufit położony jest krzywo- Przyczyny znalazł , źle wymierzone stelaże. - Kosztów naprawy nie ponoszę- Prace zaczną w połowie przyszłego tygodnia Nie ma zgody kto płaci panu Gips za szpachlowanie łazienki, ponieważ pan Ocieplenie po pierwszych pretensjach oddelegował dwóch ludzi do zrobienia poprawek. Pan Gips miał ich odesłać jak będzie zadowolony. Odesłał i prawdę mówiąc pan Ocieplenie mógł powiedzieć mam to wszystko w nosie, ja się wywiązałem... Pan G twierdzi, że dopiero po nałożeniu gipsu widać było rozmiary tragedii. Chyba rozpisze ankietę czy płaca za gipsowanie należy się panu G czy też nie. Jeśli tak to kto powinien to uregulować my czy pan Ociepelnie? I bądź tu mądry i pisz wiersze . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 24.10.2004 19:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Października 2004 Piękny weekend. Zero ekip, rozmów, dyskusji, denerwowania się. Zaczęliśmy okładać dom kołderką ze styropianu. Trzeba do tego większej precyzji niż sądziłam, jednak jest absolutnie wykonalne przez amatorów. Ponieważ robimy to więc zafundowaliśmy sobie 12 cm płyty. Dom nabiera klasy od tych białych okładzin. Okazało się , że musimy wybrać parapety i osadzić je podczas ocieplania. Trzeba będzie poczytać jak to się robi. Dziś z nami urzędował średni Klon, pięknie wycinał w styropianie potrzebne otwory na rury, kurki itd. Trochę nam zazdrościł przyklejania, ale po poziomowaniu kolejnej płyty stwierdził że to tylko wygląda zabawnie i powędrował gonić brata po okolicy. Ciekawostka przyrodnicza: mieszkamy w ładnym bloku, obok plac zabaw, z balkonu widać rozległą łąkę, dzieci mają masę znajomych. I co robi przedsiębiorczy sześciolatek? Bierze swoich kolegów 2-4 sztuki i wędrują 2,5 km na działkę ! Tam koniecznie chcą bawić się w garażu lub w zapylonym domu bez poręczy, co z przyczyn oczywistych nie dochodzi do skutku i całe stadko siedzi na piasku gdzie jedno robi zamki, drugie jest piratem a trzecie rycerzem. Hm może jeszcze jednak zaplanować im miejsce pod piaskownicę ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 26.10.2004 09:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2004 Niezgorsza pogoda, lekki wiatr, słoneczko zza chmur wygląda - idealny czas na ocieplanie domu i układanie rur spustowych. Tylko drobiazg stoi na przeszkodzie : mam areszt domowy. Rodzina rozbiegła się do szkół , przedszkoli oraz miejsc zatrudnienia zabierając z sobą ...... wszystkie komplety kluczy. Klon który przywłaszczył sobie mój komplet ma przed sobą duży problem. Z drugiej strony wczoraj układanie kanalizacji to może dziś warto ciut zipnąć? Samo układanie przebiegło sprawnie. Pan Koparka pojawił się punkt 7.00 rano , wytyczyliśmy miejsce wykopu i do pracy. Na początek czas iść po kolanka , dwa 90 stopni , jedno na skręcie 15 stopni + mufa to (taki kołnierz do wejścia do studzienki kanalizacyjnej) . Po zrobieniu wykopu konfrontacja kolanek z rzeczywistością. Zawadza nam do swobodnego wyprowadzenia kanalizy w dół podstawa domu. Nie będziemy jednak skuwać fundamentu tylko kci kic do sklepu czas na wymianę : dwa kolanka po 45 stopni i półmetrowa rura .Czuję, ze dziś wrócę tu kilkakrotnie. I łopaty- oczywiście . I Ludwik. I szmatka do rąk. I poziomnica – zwana potocznie waserwagą. Kawałek deseczki i młotek- zwany potocznie ...młotek (to do dobijanie rur) Wykop na 90 cm wyskoki gotowy, montujemy kawałkami rury, smarowanie złączy Ludwikiem pomaga bardzo przy scalaniu . Każdy kawałek rury trzeba ustawić pod takim samym kątem to znaczy 5 stopni (choć wystarczą już dwa stopnie też ), obsypujemy je i układamy ręcznie , po udeptaniu ziemi i gliny , można będzie zasypać resztę koparką. W trakcie prac pan Koparka pyta się gdzie mam podstawę studzienki kanalizacyjnej tzw. kinetę ? (krąg z wyprofilowanym dnem i gotowymi wyjściami na podłączenie kanalizy ) Hm pan robiący części do studzienki mówił mi , że nie potrzebujemy tego elementu. Mamy wylać dno zwykłego kręgu betonem, wywiercić otwór i po zabawie. Jak kanaliza miejska przyjdzie to sobie z drugiej strony otwór wywiercą i już. Tak wygląda teoria, ale pan Koparka właśnie ledwie co miał założoną kanalizacje i musiał stawiać drugą studzienkę z kinetą bo taka jaką miał z zalewanym dnem nie spełniała norm i ..... No dobra ale jaka ta kineta musi być? Z jakimi wylotami? No dobra pan Koparka jeszcze nas nie wystawił do wiatru a współpracujemy od czasu zdjęcia humus. Zaczynam serie telefonów. Znaczący ubytek na karcie... Dziś kinety nie dostanę, zatrzymujemy więc prace, rów pod spust wody w kierunku studni gotowy, pojutrze mąż weźmie urlop i będziemy robić to już razem musimy też dokończymy ocieplenie. Innymi słowy od jutra musi być pogoda. Przyznaję zakopywanie nawet połowiczne i układanie rur nawet po prostej jest bardzo meczącą czynnością. O trzynastej , mimo przerw i śniadania po drodze byłam bardzo zmęczona. Chyba najgorsza to część ze zwalaniem gliny do wykopu – niech żyje mechanizacja. Jednak jedyne co chciałam to już iść do domu i odpocząć. Taki kryzys Inwestora. A tu pojawia się pan Gips. Patrzy na resztki pobojowiska i pyta z niedowierzaniem : - sama ułożyłaś kanalizację? Nie byłam skłonna aż tak kłamać w celu zdobycia uznania kiedy dowcipas pan Koparka - promiennie uśmiechając się : - No pani Ewa wszystko zrobiła ja ino po wierzchu pojeździłem! Pięknie ukłonił się i odjechał . Pan Gips popatrzył z przerażeniem w oku : - Wiesz ile kasy dziś zarobiłaś? - Wiem ! - O i zaczęliście ocieplać! – tu ja litościwie nie wspomniałam ile pieniędzy nam nie przepadło.... Zaczyna oglądać naszą pracę wydymając wargi. Marszczy się. Robi minę skupioną i pełną bolesnej troski. O nie! Nie będę słuchać jak oni by to zrobili , te błędy popełnimy sami. Po takim dniu krytyki nie zniosę, nawet życzliwej. Zaczynam zbierać kawałki drewna oddalając się szybko od nabierającego oddech przed wypowiedzią pana. Dzięki tym manewrom już nie wypadało mi się czołgać w kierunku domu, poprosiłam kolejny raz by panowie przygotowali wycenę końcową swojej pracy na papierze i oddaliłam się krokiem celowo elastycznym. W mieszkaniu nie ruszałam się ze dwie godziny. Dzięki panu Gips okazało się ,ze miałam w sobie jeszcze siły, tylko o tym nie wiedziałam. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 02.11.2004 21:33 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Listopada 2004 Poszli sobie , rozliczyłam co do grosza i pożegnałam machaniem chusteczką. Wieczorkiem poszłam kontemplować nasze wymalowane ściany, zawieszony piec , oczekiwać na kominiarza i dla odmiany na pan........ Ocieplenie. Po czym zadzwoniłam do pana Gips , po prostu obejrzałam ściany. Ciśnienie sądząc po puszczanej uszami parze miałam jakieś 220 – jednostek nie pamiętam. W dwóch pokojach sufity ewidentnie nie są tak pomalowane jak w pozostałych. Po ochłonięciu nagrałam się na sekretarkę , następnie odbyliśmy długą rozmówkę na temat solidności, terminów i robienia w balona. Hm podobnież ma wrócić i zobaczyć czy moje zastrzeżenia są prawdziwe. Pan Ocieplenie będzie po raz trzeci przymierzał się do naszego sufitu w łazience. To jakiś koszmar. Przed poprawkami była masakra, po ... kompletna kaszana. Nie rozumiem czemu oni podjęli się pracy o której nie mają pojęcia. Dziwni ludzie. Porządni , słowni i honorowi. Jednak nidy kłaść nie potrafią już mi słabo jak myślę o kolejnej próbie sił ekipa pana Ocieplenia kontr nida gips. Oby tym razem wygrali! Ponownie proszę o zbiorowe trzymanie kciuków , tylko to już może uratować naszą łazienkę. Nadal ocieplamy dom, chyba już popełniliśmy wszelkie możliwe błędy, ale brniemy dalej... Ciekawostka dla potomnych: Kochani następcy w branży. Jeśli sobie zafundowaliście sobie ogrzewanie podłogowe to przed położeniem na nim płytek wiedzcie, ze trzeba wygrzewać beton minimum dwa tygodnie. Pan od spraw grzewczych podał termin konkretnie 18 dni zaczynając od niskich do wysokich temperatur i powrót do niskich. Dzięki tej wiadomości nasze glazurowane plany ulegają przesunięciu , a Gwiazdka w domu staje się ułudą , to mi już bardzo nie odpowiada. Irytujący opór martwej materii. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 07.11.2004 20:06 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Listopada 2004 Odcinek wczesnoszkolny oraz budowlany: Od kilku lat 31 października pojawiają się coraz częściej poprzebierane grup dzieci i domagają się cukierków. W domu mamy podział najstarszy Klon uważa to za dziecinadę , a pozostali że chcieliby ale czy wypada, bo to nie polska tradycja, bo... no pełno skrupułów które topnieją na widok łupów małych sąsiadów. Chłopcy z roku na rok bardziej wciągają się w Hallowenową zabawę. Ostatnio wydrążyli dynie, ustawili na ryczce przed drzwiami- wyglądała diabolicznie. Na zewnątrz wywiesili kartkę z prośbą o podrzucanie cukierków , a pod spodem przyczepili pojemniczek. Uzyskali trzy słodkości . W tym roku młodszy człowiek bał się sam wędrować po okoliczny mieszkaniach i po namyśle zastosował taki chwyt: usiadł sobie na klatce obok świecących pomarańczowych dyniowych mord i jak tylko jakaś grupa pożeraczy cukierków zjawiała się pod naszymi drzwiami ustawiał się razem z nimi domagając się słodyczy lub grożąc psikusem . Cóż apetyt rośnie w miarę jedzenia i po wyczerpaniu zapasów domowych , kiedy kolejna grupa zaczęła dostawać orzechy najmłodszy Klon namówił brata,by przebrali się za gobliny. Rany Julek nie wiedziałam, że można kogoś tak oszpecić – pogryźli trochę węgla w celu uzyskanie paskudnego uśmiechu, dokleili sobie kępki włosów na zielonych twarzach i ruszyli na łowy. Nota bene bardzo udane..... Jednak palmę pierwszeństwa zdobyła grupa która przyszłą i jąkając się z emocji oznajmiła: pieniądze albo cukierki! Najstarszy Klon z całym spokojem : to dawajcie kasę . Dawno nie pamiętam żebyśmy tak śmiali. Na budowie drobne zmiany: - metraż ocieplenia zwiększył się - umówiliśmy się na działanie z normalnym kafelkarzem ( w każdym razie sprawia takie wrażenie – och niech mu to zostanie ) - drzwi wewnętrzne są zamontowane w 80% - piec gazowy gra i buczy - obalamy przesądy dotyczące ogrzewania podłogowego : w trzy godziny po załączeniu grzania w domu można było się ugotować. - Załatwione są reklamacje okien - Prawie że skończone są walki z sufitem w łazience – to znaczy mi już trochę skrzydełka opadły – kolejna poprawka , kolejna klęska... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 09.11.2004 14:23 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Listopada 2004 Idzie jesień nie ma na to rady... Dzieci przynoszą coraz ciekawsze szczepy infekcyjne ze szkół i przedszkoli a co za tym idzie zastają zmianowo w domu rzężąc, kaszląc i zużywając tony chusteczek. Na budowie ocieplamy, będziemy ocieplać i zaczniemy niedługo nakładać siatkę +klej. Rusztowań nam trzeba. Pan Majster obiecał podrzucić... Coraz bardziej rześko się robi z rana i ciemniej po południu- o tej porze roku mam nieodparte wrażenie mieszkania pod kołem biegunowym . Włóczące się po okolicy renifery nie zdziwiłyby mnie specjalnie . Na razie mamy złodziejską powtórkę ze zeszłej jesieni, ocalała z poprzedniego pogromu tuja odeszła w tym roku. Na stanie zostały tylko trzy sztuki. Zostawili moje ulubione wierzby : mam cztery gatunki i są takie piękne. Teraz szukam jednej z odmian która ma czerwone odrosty wiosną, bo tą z różowymi mam. Jako remedium na tujową przykrość kupiliśmy wór ziemi i kilka sadzonek krzewów to też ostatni dzwonek na sadzenie cebulek wiosennych kwiatów. Nasz ogród bardzo ucierpiał w trakcie budowy, mam nadzieję, że od wiosny będziemy mogli się nim porządnie zająć. Teraz jedynie zajmujemy się chronieniem , a w sumie nie na tym jedynie ma polegać rozwijanie piękna naszego ogrodu. Pilnie wyliczmy ile trzeba jeszcze wyasygnować gotowizny na kafelki , na podłogi , na biały montaż... Dziwne , wiosną te wydatki wydawały się takie odległe. I jakby mniejsze... Urosły z czasem czy jak? Hm ależ widziałam glazurę do kuchni ! Te kolory! Ta faktura! Ta cena !!! Można by pomyśleć ,że terakota zdarta z zabytkowych obiektów. Chyba jeszcze nie dojrzałam do robienia takich zakupów ...Dziś kolejna glazurowana próba. Może coś znajdziemy? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 11.11.2004 21:18 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Listopada 2004 W nocy prześladują mnie płytki w dnie zamyślam się nad kombinacjami barw, potem wędrują przede mną kartki z cenami dramatycznie podkreślonymi na czerwono, wir , i ponownie ślizg po kafelkach które nie chciały się skończyć na progu kuchni...obudziłam się próbując hamować, na przepięknie wypolerowanym gresie. Dobrze że nie zmieniamy mebli można by popaść w nerwicę. Samo wymyślanie kolorystyki i pozostałych rzeczy przyprawia o ból głowy. Oczywiście patrząc na cudzy dom bez kłopotu potrafię zobaczyć od ręki zestawy barw, gdzie powinny stać ozdobne drobiazgi, firanki czy żaluzje, okrągły dywanik przed fotelem itd. Patrzę na nasz dom i ......... pustka w głowie. Widzę płytki i żadnego odzewu– okropne uczucie . Tak się skoncentrowałam na budowie , ze na wnętrze nie mam pomysłu – na razie. Muszę przespać problem, przemyśleć może cos dotrze do skołatanego mózgu, wizję naszego domu od środka. Takiej niespodzianki to się nie spodziewałam. Wprawdzie widziałam wczoraj nadzwyczaj interesujące propozycje posadzek , ale czy to chcemy oglądać przez najbliższe lata... spłat ? Zaczynam czytać wątki o wystroju, wykończeniówce.... Od trzech tygodni zwiedzamy jeden sklep gdzie na wystawce złośliwie pyszni się bardzo droga i bardzo ładna płytka. Objeżdżamy okolicę , a każdy wypad kończymy przed ulubionym elementem wykończeniowym. Z bólem zdecydowaliśmy się na podobne , ale znacznie tańsze. Jednak po wiadomości, ze podobnie jak upatrzone trzeba zamówić z pięciotygodniowym wyprzedzeniem zapał nasz osłab i postanowiliśmy jeszcze sprawę przemyśleć. No dobra ale w poniedziałek przychodzi pan Płytek , coś trzeba zdecydować. Po rodzinnych bachanaliach odwieźliśmy Matczysko do Poznania, a wracając kolega małżonek stanowczo zaordynował: - a mi się te płytki podobają! Jedziemy je kupić! - Wiesz one zniszczą nam budżet - Trudno , nie będę patrzył na coś co mi się nie podoba. I tak od słowa do słowa , skręciliśmy do sklepu. A tam nasze płytki stojące od dawien dawna pod szyldem „ Towar na zamówienie ” umieszczone są w części ” wyprzedaż ”. I wiadomość o znacznej obniżce ceny... Jaka miła niespodzianka, najwidoczniej ktoś zamówił i wycofał się. Oczy nabrały blasku, pracowity dzionek rozpłynął się bez śladu, prosimy pana od obsługi i przejęci pytamy ile tego szczęścia mają na składzie .Z zapasem mamy zapotrzebowanie na 74 m2 . Mają 80m2 . Wino, kafelki śpiew... Jak domyślacie się jesteśmy po rozładowaniu 2 ton gresu niestety nie wyprodukowanego w Polsce, ani w żadnym kraju ościennym. Mieliśmy szczery zamiar kupować wyłącznie polskie płytki może przy łazience ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 14.11.2004 22:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Listopada 2004 Nieprzespana nocka bo przeczytałam, że chiński gres to badziewie... z drugiej strony przyjechał taką drogę i jest cały to może i nam posłuży. Słowo się rzekło gres na podłodze... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ori_noko 14.11.2004 22:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Listopada 2004 Ale to pikuś z cyrkiem który sobie zorganizowaliśmy na weekend : W pobliskim markecie budowlanym duża czystka towarowa, podłogi też zjechały ładnie z ceny. Czekaliśmy na takie obniżki od lata kiedy była podobna akcja. Pojechaliśmy złożyć zamówienie na dość ciemnawe w odcienie , z wyjątkiem jednego pokoju : średni Klon poprosił o możliwie najjaśniejszą deskę jaką dostaniemy. Innych życzeń nie było. OK. Powrót do domu. Teraz pozostałe Klony z prośbami , ze chcą zobaczyć po czym będziemy chodzić. Oględziny, debata i wynik: córka dla odmiany błaga o ciemniejszy odcień, najmniejszy człowiek chce mieć ciut ciemniejsze niż te wybrane dla brata. No dobra, wykazali się wreszcie żywszym zainteresowaniem trzeba zrobić ukłon w ich stronę . Wracamy na plac boju i zmieniamy rezerwację : ciemne do pokoju córki, jasne dla chłopców, korytarz i nasz pokój ciemniejsze niż reszty , do gabinetu już kompletnie inne. Pan zmienia, wycenia , drukuje rezerwacje. Odjeżdżamy. Namysł , oglądamy wyliczenia i ... zmieniamy zdanie: chcemy wszędzie dać jesion (ciemniejsze niż brzoza jaśniejsze niż wiśnia) u córci i w gabinecie jatobe. Wracamy do marketu. Pan ponownie idzie w teren i wraca zmartwiony na stanie ma ale fizycznie nie może znaleźć w sklepie potrzebnego nam jesionu. Czy weźmiemy wiąz ? To też jasne podłoże... Składamy na podręcznym stoliku deski...nieeee to nie to. Z jasnych to jedynie jesion. E tam dokupimy brakującą cześć w Praktikerze tyle do bagażnika wejdzie bez trudu. Następny dzień nie kończącej się imprezy. Córka postanawia pilnować swoich interesów nie zdawać się na obrazki z Internetu - jedzie z nami. Oczywiście .... zamieniliśmy rezerwacje. Mąż po długim namyśle : jatobe za ciemna w gabinecie tez chcę mieć jesion . Fajnie, w markecie brakuje już pięć paczek do potrzebnej nam ilości. Proponują nam pełną dostawę za tydzień no i dobrze. Nie będziemy jeździć na drugi koniec miasta. Zaczynam zastanawiać się po co komu podłoga, beton można pomalować i z głowy.... Tylko córka zmieniła zdanie stoi oczarowana przed orzechem. Rezerwujemy: wszędzie jesion, u małej orzech. Cud ! Nikt nie zgłasza zmian, wątpliwości. Pan zadowolony , zaczyna umawiać się z nami na całość dostawy na koniec tygodnia bo mu brakuje trochę paczek. Chwilkę, przecie od wczoraj nasza rezerwacja stoi w magazynie, a ja przed chwilą mijałam jesion. Niemożliwe? To chodźmy, gość patrzy i ma ogłupiały wyraz warzy i znika na dobry kwadrans. Chyba odnalazła mu się zagubiona wczoraj partia towaru, co to na kompie była a na sklepie ani widu ani słychu. Klonik się słania, my też o sprzedawcy nie wspomnę. Zamówienie skompletowane, czeka, idziemy wypróbować siłę naszych pieniędzy.I po tym wszystkim, karty odmówiły posłuszeństwa żadna nie chce przejść przez terminal. Pani próbuje na różne sposoby małymi, dużymi partiami , zdjąć należność i nic. Musimy wpłacić choć zaliczkę , żeby to wszystko na nas poczekało do pełnej kwoty. Dobrze że nie nastąpiła akcja jak na amerykańskim filmie, kobieta tnąca ogromnymi nożyczkami nasz płatny plastik. Wreszcie jedna z kart się poddała umożliwiając nam opuszczenie miejsca gdzie spędziliśmy ostatni weekend. Chyba zaczynam się bać dużych sklepów. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.