Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Paprotkowych zmagań ciąg dalszy


Recommended Posts

Jejku Aniu jak tam piszesz o Antku ( cudowny tak w ogóle jest) to mi się zaraz małego dziecka zachciewa :yes: Ja teraz przechodzę bunt 13 -latka :lol2: i tak sobie myślę, że co małe dzieci to małe, bo wtedy i małe kłopoty.:lol2: Na razie mogę wypieścić jeszcze moją 8 -latkę, ale za chwilę i ona się nie da. : Ja to uwielbiam patrzeć na dzieci jak sobie słodko śpią rano. Czasem się nawet spóźniam przez to parę minut do pracy, bo siedzę i się gapię. Dają w kość, ale nie wyobrażam sobie życia bez nich. :yes:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,6k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Aniu Yokasto - zięć jak malowany :) Czy On ma czarne oczka?

 

Ilonko! Witaj! Widzisz - ja to jestem taka, że dzielę się tym co mnie boli z innymi. Trochę przez to, że nie dowierzam, że świat może być tak idealny. Pytam, czy tylko moje dziecko takie jest? Wtedy odzywają się głosy...

Akurat Magdalena jest inna jak Staś, jest raczej z grupy tych co jedzą (Z BUTLI!) i większą część dnia przesypiają. Ale jak już płaczą to głosem operowym :) Stanisław tylko płakał. Ma to do tej pory, tylko tematy się zmieniają. Właśnie jestem po niezbyt ciekawej nocy. Mąż poszedł do pracy i nie wiem jak on tam przeżyje.

Ze Stasiem to tak właśnie jest, że ja musiałam nauczyć się go kochać. W zasadzie do tej pory tak mam, że jak odstawia szopki i mam strasznego nerwa to się głęboko nad tym kochaniem zastanawiam. Ale wystarczyło kiedyś, że się czymś zakrztusił i zaczął się dusić i wrzeszczałam do męża żeby ratował dziecko. To chyba jest gdzieś głęboko w nas.

Mamą natomiast po raz pierwszy poczułam się, gdy Staś świadomie użył słowa "mama".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny, nie usuwajcie tych swoich przemyśleń... chyba, że bardzo chcecie. Same do mnie zaglądacie a tu pełno takich przemyśleń o których czasem wstyd mówić. Potem okazuje się, że znajdujecie bratnią duszę...!

 

Współczuję Wam traktowania w szpitalu. Ja po porodzie Stasia przeszłam może ułąmek tego co Wy, bo w tym szpitalu też niezbyt interesowali się pacjentkami. Pamiętam jak przyleciałam do położnych po porodzie, że mam jakiś krwotok. A one w śmiech, że to normalne. Ja byłam przerażona. Teraz ma urodzić moja przyjaciółka. Powiedziałam jej jak to wygląda i przyznała, że o tym nikt jej nie mówił. Chodziła na szkołę rodzenia i jej nikt nic nie powiedział. Myślała, że po porodzie wystarczą jej większe podpaski!

Ja znowu przeszłam swoje gdy okazało się, że Staś może mieć zakażenie wewnątrzmaciczne paciorkowcem. W 4 dobie z kliniki przyjechała po iego R-ka z inkubatorem. Przed tym kazali (zasugerowali) ochrzcić. Do domu wróciłam sama - bez Stasia!

Kiedy odebraliśmy go z kliniki bałam się go okropnie. Jak mąż miał gdzieś wyjść miałam ochotę rzucić się na niego, uwiązać do jego nogi, żeby nigdzie nie poszedł. Ten strach towarzyszy mi do tej pory.

 

W przypadku Magdy w szpitalu spotkałam się z fantastyczną opieką. Jedynie co może za bardzo naciskali na karmienie piersią. Trochę jakby ktoś stał nade mną i kazał mi zachodzić w ciążę. A im większa presja tym gorzej. W przypadku jednej położnej zdobyłam się na odwagę i powiedziałam, że swoimi uwagami jedynie pogarsza sytuację. Wróciłam do swojego pokoju i tylko płakałam. Zdawało mi się, że cały oddział karmi piersią tylko ja chodzę i proszę o mleko do dokarmienia. Wolałam żeby młoda się darła, bo było mi wstyd iść prosić o mleko.

Edytowane przez ane3ka1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny strasznie mi przykro, że takie macie wspomnienia z porodu...dla mnie najgorsze jest to, ze to kobiety nam kobietom takie przejścia fundują bo o ileż byłoby inaczej gdybyśmy zostały traktowane tak zwyczajnie po ludzku...Ja jestem za każdym razem przerażona jak czytam albo słucham takie historie bo mi się to w głowie nie mieści jak można potraktować człowieka w ten sposób...Ja złego słowa nie mogę powiedzieć o szpitalu, personelu, faktycznie No to chyba inny świat...u mnie 2 porody z mega komplikacjami (rodziłam w szpitalu klinicznym), nawet jak zwoływane było konsylium na sali porodowej to byłam o wszystkim informowana...Mąż był ze mną cały czas - przy pierwszym dziecku bez przerwy, przy Marysi wracał do domu na noc do Łukaszka i mojej Mamy, w No ojcom przysługuje po narodzeniu dziecka 2 tyg urlopu, za uzgodnieniem i dodatkowa opłatą - symboliczną ojcowie mogą spać w szpitalu w jednej sali z dzieckiem i partnerką,mnie położne rozpieszczały, było mi niejednokrotnie głupio że chcą mnie we wszystkim wyręczać, zawsze pomocne, zawsze uśmiechnięte, nigdy żadna nie odburknęła, no po prostu bajka - ale tak powinna wyglądać atmosfera po narodzinach dziecka, czy to pierwszy czy też kolejny poród każda kobieta przeżywa trudny okres zaraz po i personel powinien pomóc jej go przejść bo tak naprawdę te położne i pielęgniarki po to przecież są, aby nam do cholery pomóc, dlatego nie rodzimy w domach bo liczymy na wsparcie i ewentualną pomoc medyczną!

Mojego męża wyproszono raz i tylko na chwilę, ja mam problemy z krzepliwością, za każdym razem ten sam scenariusz - krwotok trudny do opanowania...po urodzeniu Marysi dostałam wstrząsu anafilaktycznego i było bardzo zle, na czas przywrócenia pracy serca mój Mąż został z Marysią na ręku wyprowadzony do innego pokoju, po za tym jednym incydentem był przy wszystkich czynnościach medycznych, nie straciliśmy dziecka z oczu nawet na sekundę, zaraz po urodzeniu , jak zawiązano im pępki i wytarto były nasze. U mnie trzeciego porodu nie będzie (planowanego) bo już wiem , że na 100% skończy się utratą macicy, przy Marysi było już blisko więc ryzykować nie chcę, po za tym chyba nie miałabym siły na kolejne dziecko. Podziwiam rodziny wielodzietne, kiedyś zupełnie nie doceniałam ogromu pracy jaki tacy rodzice muszą wnieść. podziwiam i odrobinę zazdroszczę kobietą , które odnajdują się w domu i są szczęśliwe, że mogą wychowywać dzieci i prowadzić dom, ja ogromnie nad tym ubolewam ale ja taka nie jestem...bezgranicznie kocham swoje dzieci od pierwszych dni ale dla mnie rok macierzyńskiego to wystarczający czas, z Łukaszkiem miałam to szczęście , że wróciłam do pracy , Marysia ma prawie 2,5 roku i nadal siedzę w domu co powoduje u mnie straszną frustrację... ja nie umiem żyć bez pracy...oczywiście staram się wykorzystać ten czas spędzany z Marysią jak najlepiej ale "matką Polką " to ja nie jestem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytam i czytam i "widzę" że większość z nas kobiet-matek przeżywa to samo...

Ta presja na karmienie, obraz ślicznej zgrabnej mamusi, która całymi dniami kreatywnie bawi się z dzieckiem a oprócz tego w domu ma błysk, dzieci grzeczne uśmiechnięte i modnie ubrane od urodzenia... życie wszystko weryfikuje i choć każda z nas ma inną historię to jakże podobną...

 

Aniu i ja za każdym razem jak szłam prosić o butelkę na dokarmienie to miałam gul w buzi...

 

Yokasta- Antek słodziak!!!!

 

Aniu czekam na zdjęcia Madzi :* a i ogrodu jak znajdziesz chwilkę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też czytam i czytam i troszkę jestem przerażona - nie powiem ;) Ale z drugiej strony cieszę się, że tak szczerze piszecie o tych wszystkich tematach. Ja sobie zdaję sprawę, że macierzyństwo nie jest łatwe i nie jest takie jak w gazetach czy na filmach. Ale nie wiem czy zdaję sobie sprawę z wszystkiego tego o czym piszecie. Ale lepiej późno niż później, także czytam i próbuję zapamiętać. Pomóc niestety Aneczko nie umiem, bo nie miałam styczności z tak małymi dziećmi (z noworodkami tym bardziej). Ale na pewno to co już tu dziewczyny pisały to jest w jakimś stopniu Ci pomóc :hug:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny jak czytam Was, o tej presji karmienia presją .... No straszne to, ja nie karmiłam moich dzieci można powiedzieć wcale. Przy 1 -wszym dziecku podczas ciąży naczytałam się poradników, że tylko karmienie naturalne, że każda kobieta może karmić i że nie ma czegoś takiego jak brak pokarmu. Nie miałam w domu butelki, mleka nic. Próbowałam prawie, 2 tygodnie a dziecko w tym czasie darło się z głodu. Moja lekarka mówiła, masować, dużo pić i będzie pokarm, na ale nie było. Zakupiłam butelkę i mleko i dziecko w końcu na dłużej usnęło, przespałam z nim chyba dwie doby ciurkiem. Potem się okazało, że musimy przejść na mleko dla alergików. Wszystko było, minęło, na tym "sztucznym " mleku" taki chłop mi wyrósł jak dąb. Przy córce jakby podświadomie myślałam, że sytuacja z karmieniem się powtórzy, choć miałam plan aby karmić, to wytrzymałam kilak dni i się poddałam. Ale ja wcale nie czułam się z tego powodu gorsza. Nawet potem mi było już tak wygodnie. Aczkolwiek fakt, że każdy pyta na początku.. karmisz ? itp.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny ja myślę, że powinnyśmy wspólnie napisać poradnik "jak nie zwariować po porodzie" i obwieścić całą prawdę o macierzyństwie, te dobre i złe strony;)

Ja w No miałam doradcę laktacyjnego bo Łukaszka nie przystawiłam od razu do piersi w zwiazku z komplikacjami i on zasysał język do podniebienia , za cholerę nie modłam mu wsadzić sutka do ust, za każdym razem pomagała mi położna a potem mąż, Łukaszka nauczyłam się karmić dopiero po ok 4 tygodniach, chyba nie musze pisać jakie były dla mnie te 4 tygodnie...czasem krew się z sutków lała, uzywałam nakładek silikonowych, róznych maści, laktatorów, namęczyłam się strasznie ale było warto bo miałam wystarczająco pokarmu i było ok, ale to jest bzdura, że każda kobieta może karmić piersią, podobna do tej jak ta, że kazda może urodzić SN...

Moja dwójka cycusiowa, chorowali, nadal chorują, owszem karmienie potem to była mega przyjemność (między innymi dlatego dopiero niedawno Marysię odstawiałam), karmiąc butelką też można mieć więż z dzieckiem, przecież gesty wykonujemy podobne, mówimy do Maleństwa, głaszczemy, fakt skład pokarmu trochę inny ale czy to jest najważniejsze. Najważniejsze to zaakceptować fakt, że karmi się własnie w taki sposób i nie roztrząsać już kiedyś podjętych decyzji, nie myśleć a co by było gdyby...moje dzieci nie znają smaku butelki, nie dlatego , że nie chciałam ale dlatego, że jej nie zaakceptowały, w szpitalu zanim ja mogłam karmić były karmione kieliszkami dla noworodków ( w No na oddziałach położniczych nie ma butelek), czasem jak wisiały na cycy niemal godzinami to też targały mną watpliwości - a może powinnam zawalczyć i próbować z butelką. Matki karmiące butelką wcale nie sa gorsze od tych które karmią piersia, jak już kiedyś Któraś z Was madrze napisała " nie ważne jak się karmi, ważne jak sie kocha" !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aż bym chciała Was wszystkie :hug: :) Wszystkie mamy to samo, choć może ciut w różnych kwestiach, i widać że brakuje zrozumienia u innych. Dobrze, że jest FM hihihi :D

 

ps. też karmiłam butlą, walczyłam do 3 mies. z obojgiem a w szpitalu również bałam się ruszyć po butlę, bo zaraz kazały odciągać, a tam 5 ml po pół godz. walki. I nie zapomnę mojej radości któregoś dnia gdy doniosłam im moje mleko (ok 10 ml), żeby dolaly do mieszanki i dały dziecku (bo leżało pod lampami) a tam śmiech - że "TYLE?!" Qrwa co ja wtedy czułam...

 

Dobrze, że jesteście dziewczyny! :hug:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mamusie butelkowe GŁOWA DO GÓRY!!!!!!!!!!!!!! nie dajcie sobie nic wmówić. Ja jestem z tych "innych" mam:)

nigdy nie chciałam karmić piersią dziecka mnie to obrzydzało ( proszę aby nikt się nie obraził, bo nie taki mam zamiar). W szpitalu po porodzie cc szał bo muszę karmić dziecko płacze, ja -płaczę a położne krzyczą że mam karmić. synek 4200 wagi ciągle był głodny. Kiedy wróciłąm do domu nie mogłam doczekać chwili jak podam butlę i nagle rykotek najadł się i zasnął. Oczywiście wszyscy mi powtarzali nie ma nic lepszego niż pierś i wiecie co??? to bzdura ja uważam że najważniesze jak mama i dziecko są zadowoleni. lepiej podać butlę z miłością niż cycek na siłę. Teraz syn ma 12 lat i rzadko choruje. jak byłam z nim na bilansie, kiedy kończył 6 lat to wył bo nie wiedział co mu lekarz robił kiedy go badał:):)

drugiego syna jak urodziłam zapowiedziałam od razu butla w szpitalu warczały ale nic sobie z tego nie robiłąm. Dziś mam cudownych dwóch synów zdrowych i silnych. I mamy cudowna więź którą czujemy codziennie. Bardzo się kochamy, jesteśmy szczęśliwi i oby tak zostało:)

pozdrawiam Was trzymajcie się i nie dajcie sobie wmówić że robicie coś złego karmiąc butlą Amen:):):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też miałam Wam napisać, że z tego wszystkiego co tu piszecie szło by książkę złożyć!

 

Ilonko! Współczuję, bo to co napisałaś to jest właśnie moja fobia. Strach przed pytaniami, tłumaczenie się u pediatry. Nawet ginekolog na ściąganiu szwów zapytał mnie ostrym "DLACZEGO?".

Całe szczęście, że ja miałam wsparcie rodziny - nie da się, to trudno... Łamałam się ja... żeby próbować!

Ja przez moją mamę również byłam karmiona butlą. My jesteśmy obie podobne nerwusy i bardzo się przejmujemy, więc pewnie ten strach wywołał blokadę.

 

Magdalena w szpitalu cały dzień leżała ze mną przy piersi. Krzyczała, potem wpadała w furię i miotała się jak małe zwierzątko. Ja miałam poranione sutki i z bólu płakałam. Był moment, że leciało więcej krwi niż pokarmu. Jedna z położnych chciała pobudzić pierś i wymyśliła takie półsztuczne karmienie - młoda przy piersi a z boku igła z wenflonu z której mała miała ciągnąć mleko. Żeby wetknąć jej do buzi tą igłę zostałam cała pokłuta po sutku.

Potem ze względu na wysoką bilirubinę położyli Magdę pod lampy. Zalecenie pediatry - miała długo tam leżeć, jeść i wydalać. Zalecenie położnych - leżeć przy piersi. Myślałam, że zgłupieję. Magda dodatkowo zaczęła tracić na wadze i chyba tylko to przekonało mnie, żeby jednak o mleko się upominać... Wszelkie uwagi gniotłam w sobie i płakałam sama w pokoju.

Gdy mąż przyjechał po nas do szpitala przywiózł butelkę z mlekiem. Mała zjadła ile chciała (nie wydzielane porcje) i zasnęła na 4h.

 

Anetko, ja chyba na blogu butelkowym czytałam, że w No jest największy odsetek kobiet karmiących piersią,właśnie przez podejście jakie tam mają.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny! Ja karmię i to uwielbiam ale nie przyszło mi do głowy burczec na mamę karmiącą butelką. Nasz mały za dużo spadł z wagi w szpitalu i trochę go dokarmiłam. Na dodatek Antoś nie bardzo akceptuje butelkę (2 razy mu dawałam swoje mleko jak nie mogłam karmić). Akurat ja ryczałam karmiąc go mm bo się czułam jak wyrodna matka (i znowu zw. z cc bo myslalam że nie umiałam go normalnie urodzić więc może chociaż go normalnie nakarmię), mi bardzo zalezało na piersi i się udało ale co przeżyłam przez pierwsze tygodnie to moje. Podobnie do Anetki zresztą. Krew, strupki, ból i mały przy piersi 24h. On płakał a ja razem z nim. Prawda jest taka, że wystarczy się źle ponastawiać i laktację szlag trafi, do tego niejednokrotnie farmakoterapia itd. itp. no długo by wymieniać, same wiecie! Mnie też wszyscy pytają czy karmię a mi się wcale nie uśmiecha odpowiadać bo uważam, że to moja sprawa. Ja jestem wychowana na butelce, jak to Aneczka mówi - głupia nie jestem ;), praktycznie nie choruję tfu!tfu!

 

Antoś też na początku płakał z głodu ponad 10% wagi mu zleciało a ja w szpitalu prawie nie zmieniałam pieluszek przez pierwsze 2 dni!

 

Buziaki dla Was wszystkich! Wiem, ze to forum budowlane ale te podobne doświadczenia to coś niesamowitego :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny strasznie Wam współczuję:hug::hug::hug: ja pomimo "cycusiowego" sukcesu nigdy nie czułam presji otoczenia, już w szpitalu jak zostałam przeniesiona na odział z dziećmi to przy pierwszej wizycie położna rozmawiając ze mną powiedziała'ZE NIE KAZDA MATKA MA MOZLIWOŚĆ KARMIĆ PIERSIĄ" prosiła o cierpliwość, żebym się nie zniechęcała, za każdym razem jak przychodziła położna do mnie to dotykała moich piersi czy nie robi się w nich nic niepokojącego , czy sutki nie są poranione itd, one mną się zajęły jak dzieckiem i choć urodziłam w obcym kraju to uważam, że to moje wielkie szczęście bo trafiłam na personel, który wiedział jak postępować. Ja nie prosiłam o dokarmianie, Panie same tego pilnowały i regularnie poiły kieliszkiem dziecko, równocześnie instruowały mnie co mam robić aby pokarm się pojawił.

Ilonko u Ciebie moze faktycznie genetyka ale Ty tez byłaś mega wyczerpana po porodzie, straciłaś bardzo dużo krwi...mnie po krwotoku hemoglobina spadła poniżej 6, nie chciałam transfuzji i lekarz mnie uprzedzał, że jeśli nie poprawią mi się wyniki to może się okazać, że pokarmu nie dostanę w ogóle bo organizm jest zbyt osłabiony.

Dziewczyny (wiem, wiem łatwo mówić ) NIE PATRZCIE NA TO CO KTOŚ POWIE, POMYŚLI, miejcie to w dupie bo tylko Wy wiecie, jak wygląda wasza sytuacja i dlaczego butelka, nikomu nie musicie się tłumaczyć bo to nikogo nie powinno obchodzić. Jeśli już czujecie się zobligowane do jakichkolwiek wyjasnień powinno wystarczyć, że powiecie że po prostu nie możecie karmić piersią i tyle...

 

U mnie najgorsze było to, że ja zawsze musiałam mieć wszystko zaplanowane, dopięte do perfekcji ...oczywiście miałam plan na ciąże, poród i macierzyństwo...Boże jaka naiwna byłam...o ile ciąże udało mi się przejść planowo o tyle reszta mocno się rozbiegła z moimi oczekiwaniami...nikt z lekarzy pomimo znajomości moich dolegliwości nie przewidział takich komplikacji...nikt nie powiedział mi że będą takie dni, że nawet z łóżka wyjść mi się nie będzie chciało, że będę się czuła jakby mnie ktoś połknął, przeżuł a potem wypluł, że moje własne dziecko może doprowadzić mnie do rozpaczy...te informacje nie spowodowałyby , że nie zdecydowałabym się na macierzyństwo ale powyzszych zachowań nie traktowałabym jako jednostek chorobowych a jako normalny, przejściowy stan, byłoby mi znacznie łatwiej przez to przejść gdybym wiedziała, że inne kobiety czują podobnie i , że to normalne...tylko tyle i aż tyle...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...