Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Ostrzeżenie dla kredytobiorców


Jolka

Recommended Posts

I tu masz racje 8) . Jednakze: :cry: przyjaciel mojego brata ciezko zachorowal (rak). Musial isc do szpitala, na pare miesiecy leczenia. Z pracy wywalili i w zwiazku z tym nie dal rady ze splata kredytu hipotecznego (i innymi kredytami tez), a jak wrocil ze szpitala to w zasadzie nie mial gdzie wracac. W ciagu miesiaca od zaprzestania splaty bank zabral mu wszystko nawet pieluchy jego syna. Gdyby nie moj brat zdechli by na ulicy. I wiesz nikogo to obchodzilo ze umiera na raka. :evil:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 89
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

I wiesz nikogo to obchodzilo ze umiera na raka. :evil:

Bank to bank, a nie firma ubezpieczeniowa. Oni nie są od tego, żeby się litować nad umierającymi tylko żeby czesać kasę.

Właśnie o tym, przynajmniej w naszych realiach, trzeba pamiętać. Umowa kredytowa ma dwa końce. Lepiej nie dostać po łbie tym 2-gim.

 

Ja to się nie boję tego, że nie będę mógł spłacić. O tym z resztą raczej nikt nie mający objawów choroby psychicznej nie myśli. Może to zalążki paranoi, ale ja się boję że wezmę na 100 tysięcy pod zastaw domu wartego 300. Spóźnię się z dwiema ratami i zlicytują mi dom (ich znajomemu, który już będzie miał smaka na chałupę) za 60 tys. A ja będę musiał im zwrócić pozostałe 40 tys. + odsetki karne + koszta egzekucji, razem pewnie 99.900 tys.

 

Dlatego wolę pomieszkać na wykładzinie dywanopodobnej przez parę lat i zarobić te pieniądze, zamiast je pożyczać.

 

Oglądacie "Zawsze po 21-szej"? To taki program w TVP-1. Prowadzi go taka retro-laska. Retro, bo klimat trochę jak z przedwojennego romansu - pani siedzi wymalowana, buja nóżką założoną na nóżkę, pantofel błyska, kamerka kadruje przez filtr zmiękczający. Ah i och. Ale przy okazji przychodzą do studia ludzie, których banki zrobiły na szaro, a raczej na zero. Raz w miesiącu jest o tym jak bank okroił człeka z wszystkiego.

 

i jeszcze do tego ta całuśna prezenterka - to jakiś surreal !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bank to bank, a nie firma ubezpieczeniowa. Oni nie są od tego, żeby się litować nad umierającymi tylko żeby czesać kasę.

Właśnie o tym, przynajmniej w naszych realiach, trzeba pamiętać. Umowa kredytowa ma dwa końce. Lepiej nie dostać po łbie tym 2-gim.

 

Swiete slowa! Dlatego wlasnie KAZDY tutejszy bank do umowy kredytowej dolacza ubezpieczenie na zycie. Nieduzo, 0.5% sumy kredytu rocznie. Gdybym umarl, moj kredyt splaca sie automatycznie. Coz, jestem dla mojej rodziny wiecej wart martwy niz zywy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co byście powiedzieli, gdybyście dostali z banku , w którym trzymacie oszczędnosci lub macie ror-y albo rachunek firmy- pismo,mówiące,że dostaniecie mniejsze odsetki i to dopiero za pół roku, bo paru klientów nie mogło spłacić swoich odsetek i dlatego dla was nie starczyło.....

Danka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co byście powiedzieli, gdybyście dostali z banku , w którym trzymacie oszczędnosci lub macie ror-y albo rachunek firmy- pismo,mówiące,że dostaniecie mniejsze odsetki i to dopiero za pół roku, bo paru klientów nie mogło spłacić swoich odsetek i dlatego dla was nie starczyło.....

Danka

 

To samo, co bank powiedzialby mi, gdybym nie placil- ze mamy umowe i umowa ma byc dotrzymana. Jesli umowa precyzuje wysokosc odsetek, ktore mam otrzymac, to nie ma zmiluj- chocby z pensji dyrektora banku, ale kasa dla mnie ma sie znalezc. Jesli umowa tego nie precyzuje, to odkladam list na kupke z makulatura i ide przejrzec forum, zeby sie pozalic.

:wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do tego co powiedziała Aleksandryta, dołączę się i ja - też mi się wydaje że nasze banki wymyślą po wejściu do strefy Euro jakiś bardzo niekorzystny dla klientów sztywny przelicznik waluty/PLN - nie wierzę że tak łatwo zrezygnują z ogromnych pieniędzy jakie zarabiają na różnicach kursowych - popatrzcie sobie w bilans banku w którym macie kredyt - nieraz wisi na korytarzu - na pewno pozycja wymiany stanowi tam znaczący element aktywów.

Zarabiają na tym naprawdę dużo pieniędzy.

W CHF jest dużo korzystniej - wystarczy w kalkulatorze kredytowym zobaczyć sobie koszt kredytu przy danym oprocentowaniu, różnice pomiędzy PLN i walutami są ogromne - rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych - jeśli ktoś tyle zarabia żeby bankowi fundować czterdzieści - pięćdziesiąt tysięcy złotych to grautuluję dobrej pracy. I po co - tylko dla komfortu psychicznego że kursy nie skoczą - niech skaczą.

No chyba że bierzesz kredyt z zamiarem szybkiej spłaty, wtedy nie ma sensu kredyt w walutach.

 

Np. kredyt 20 lat

100 tys w PLN 6,5% rata miesięczna 745 zł koszt kredytu 78.94% czyli dopłacasz bankowi 78 tys 940 zł

ta sama suma pożyczona w CHF daje koszt kredytu 33.1% czyli dopłacasz bankowi z własnej kieszeni 33 tys 100 zł, zostaje w kieszeni 45840 zł.

 

http://www.bankier.pl/fo/kredyty/narzedzia/kalkulator_kredytowy/

 

Wszystko zresztą zależy od indywidualnej sytuacji kredytobiorcy. Jeśli dostanę bardzo korzystną ofertę w PLN, to wezmę, chociaż jestem przekonana do walut.

Autorka wątku zrobiła bardzo nierozsądną rzecz sprzedając mieszkanie - lepiej byłoby zostawić mieszkanie żeby wynajmować a pieniądze z wynajmu przeznaczać na spłatę kredytu - wtedy kredyt sam by się spłacił, a właścicielka miałaby dużo większy majątek - dla dzieci, jako zabezpieczenie emerytalne - zawsze na emeryturze można sprzedać żeby żyć z procentów.

Może za te pieniadze kup inne mieszkanie - zawsze to jakaś lokata kapitału, alebo działkę budowlaną, którą będzie można sprzedać za parę lat i dobrze na tym zarobić?

 

DOświadczenie pokazuje że banki niespecjalnie pomagają w pomnażaniu oszczędności, w naszym kraju najlepsze są inwestycje w nieruchomości.

Ja sama kiedyś brałam kredyt za mieszkanie pod wynajem - sam się spłacał ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja sie z BK nie do konca zgadzam.

 

Zarabiają na tym naprawdę dużo pieniędzy.

W CHF jest dużo korzystniej - wystarczy w kalkulatorze kredytowym zobaczyć sobie koszt kredytu przy danym oprocentowaniu, różnice pomiędzy PLN i walutami są ogromne - rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych - jeśli ktoś tyle zarabia żeby bankowi fundować czterdzieści - pięćdziesiąt tysięcy złotych to grautuluję dobrej pracy. I po co - tylko dla komfortu psychicznego że kursy nie skoczą - niech skaczą.

No chyba że bierzesz kredyt z zamiarem szybkiej spłaty, wtedy nie ma sensu kredyt w walutach.

 

Np. kredyt 20 lat

100 tys w PLN 6,5% rata miesięczna 745 zł koszt kredytu 78.94% czyli dopłacasz bankowi 78 tys 940 zł

ta sama suma pożyczona w CHF daje koszt kredytu 33.1% czyli dopłacasz bankowi z własnej kieszeni 33 tys 100 zł, zostaje w kieszeni 45840 zł.

 

 

Zakladasz, ze poziom inflacji bedzie przez najblizsze 20 lat taki sam w Polsce i Szwajcarii... Lubie optymistow... No chyba ze w ogole nie bierzesz pod uwage inflacji. To by bylo gorsze...

 

I po co - tylko dla komfortu psychicznego że kursy nie skoczą - niech skaczą.

 

Komfort psychiczny rzecz bardzo wazna. Po drugie, jak juz kursy skoczyly, byl placz i zgrzytanie zebow. Generalna zasada: dlugoterminowy kredyt powinno sie brac w tej, walucie, w ktorej zarabiasz. Inne rozwiazania to hazard.

 

Autorka wątku zrobiła bardzo nierozsądną rzecz sprzedając mieszkanie - lepiej byłoby zostawić mieszkanie żeby wynajmować a pieniądze z wynajmu przeznaczać na spłatę kredytu - wtedy kredyt sam by się spłacił, a właścicielka miałaby dużo większy majątek - dla dzieci, jako zabezpieczenie emerytalne - zawsze na emeryturze można sprzedać żeby żyć z procentów.

 

Uwaga sluszna, ale nie kazdy chce sie bawic w wynajmujacego, zwlaszcza w Polsce i moge to zrozumiec. Najemcy jacy sa, kazdy widzi i w dodatku trudno sie ich pozbyc.

 

DOświadczenie pokazuje że banki niespecjalnie pomagają w pomnażaniu oszczędności, w naszym kraju najlepsze są inwestycje w nieruchomości.

 

To nie zadne doswiadczenie, tylko pokutujace w narodzie bledne przekonanie, ze banki sluza do pomnazania oszczednosci. Owszem, czasem sluza, ale przez produkty specjalnie w tym celu stworzone, a nie przez rachunki terminowe. Co do tego ktore inwestycje sa najlepsze- nie ma roznic miedzy nami.

 

PZDR

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tych niespłaconych pieniędzy nie lokować "gdzieś" tylko kupić sobie "coś" co było odkładane na później, bo nie było pieniędzy (np. ogrodzenie, kostka, wykończyć taras, itd.) . Tak aby mieć trochę radości. Oczywiście, że depozyt nie pokryje kosztów kredytu - ale mówimy o minimalizowaniu strat. Czy na pewno czegoś nie potrzeba ? Łóżko, wykończyć kuchnię?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakladasz, ze poziom inflacji bedzie przez najblizsze 20 lat taki sam w Polsce i Szwajcarii... Lubie optymistow... No chyba ze w ogole nie bierzesz pod uwage inflacji. To by bylo gorsze...

 

Inflacja akurat jest w Polsce niska, zresztą to akurat o niczym nie świadczy - jakie to ma znaczenie przy kredycie, nie rozumiem? Przecież gdyby inflacja była u nas wyższa, to tylko byśmy na tym skorzystali - raty kredytu pozostałyby relatywnie tanie w porównaniu do reszty wydatków - przecież kredyty nie podlegają korektom o wahania inflacji? :roll:

Gorsze sa wahania kursów, ale żeby koszt kredytu w walutach i PLN się zrównał euro musiałoby być co najmniej dwa razy droższe niż teraz.

 

Komfort psychiczny rzecz bardzo wazna. Po drugie, jak juz kursy skoczyly, byl placz i zgrzytanie zebow. Generalna zasada: dlugoterminowy kredyt powinno sie brac w tej, walucie, w ktorej zarabiasz. Inne rozwiazania to hazard.

 

A kto płakał - ja miałam kredyt w Euro, jak podskoczyło strasznie w górę moja rata raptem wzrosła o 100 zł, przy czym nadal była niższa w porównaniu z PLN o jakieś 400 zł - przelicz sobie różnicę np. 300 zł w skali roku, 5 lat, 10 lat ...

Hazard ryzykowny - ale to są twoje pieniądze na które ciężko pracujesz, a nuż się uda ... :wink:

A zdziwisz się jak szybko będziesz zarabiać w Euro. :D Są zdania że wtedy właśnie PLN się będzie opłącać, a ja jestem zdania że nasze banki na pewno się zmówią i wymyślą sztywny kurs PLN/EUR do przeliczania kredytów w PLN (wyznaję spiskową teorię dziejów).

ALe pewnie, kredyt to nie tylko oprocentowanie - jest masa innych argumentów za i przeciw -sama nie wiem czy ja nie wezmę w PLN (mam super korzystną ofertę u siebie w banku :wink: )

 

Uwaga sluszna, ale nie kazdy chce sie bawic w wynajmujacego, zwlaszcza w Polsce i moge to zrozumiec. Najemcy jacy sa, kazdy widzi i w dodatku trudno sie ich pozbyc.

 

Są na najemców sposoby :wink: Podpisuje się umowę najmu jednego pokoju z używalnością kuchni i już ustawa nie ma zastosowania, ale chyba ustawa już nie obowiązuje. Podpisuje się wypowiedzenie in blanco.

Ja kupiłam kiedyś mieszkanie pod wynajem - w ciągu kilku lat wartość mieszkania wzrosła o 30% a oprócz tego samo spłacało kredyt na nie zaciągnięty. Ja polecam.

 

Również pozdrawiam

Beata

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

krispl, te dodatkowe 5 % wyszły z różnić między kursem wypłaty kredytu i spłaty kredytu i to jest koszt bez względu na zmiany w kursie w czasie. Niby ja o tym wiedziałam, że jest ta różnica, ale nie policzyłam ile to jest, wydawało się, że to jest niewiele. Gdybym to dokładnie policzyła (a nie było na to czasu, bo z jednego banku już zrezygnowaliśmy tuż przed podpisaniem umowy, a wykonawca czekał na zapłatę), to pewnie nie zdecydowalibyśmy się na franki. PeKaO S.A. wtedy proponował nam w PLN na 5,5 %. I byłoby to pewnie taniej.

 

Ciekawy jest pomysł zainwestowania, pieniędzy np. w kupno działki. Tym bardziej, że musimy pieniądze ze sprzedaży mieszkania przeznaczyć na cele mieszkaniowo - budowlane (jeśli nie chcemy płacić 10 % podatku). Ale jest też i druga strona medalu, nie jesteśmy już najmłodsi, czasy, jeśli chodzi o pracę, też są niepewne i lepiej nie mieć tak dużego długu.

Mój małżek tłumaczy mi, że dzięki kredytowi szybko skończyliśmy dom, dużo prac mogliśmy zrobić bez faktur tzn. taniej (bank ich nie wymagał), a takie udogodnienia kosztują, więc powinnam się z tym pogodzić. I chyba tak będzie, w sobotę był pan od mebli kuchennych :) najwyżej ogrodzenie poczeka do jesieni albo do przyszłego roku. W sobotę kupiliśmy też zmywarkę do zabudowy, już wypróbowana, lepiej myje niż ta co została w mieszkaniu. :)

Dziękuję wszystkim i cieszę się, że moje doświadczenie pomoże niejednemu w podjęciu decyzji: kredyt w walucie czy w PLN?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inflacja akurat jest w Polsce niska, zresztą to akurat o niczym nie świadczy - jakie to ma znaczenie przy kredycie, nie rozumiem? Przecież gdyby inflacja była u nas wyższa, to tylko byśmy na tym skorzystali - raty kredytu pozostałyby relatywnie tanie w porównaniu do reszty wydatków - przecież kredyty nie podlegają korektom o wahania inflacji? :roll:

 

 

Chodzi o to, ze "dzieki" inflacji warosc realna tych 30000 PLN zaoszczedzonych w przeciagu 20 lat spadnie o ok 40%. Tak jest z kazda waluta (oprocz jena), a nawet drobne roznice w poziomie inflacji kumuluja sie przez lata i "zjadaja" spodziewane zyski. Dlatego Twoje wyliczenie, ze skoro teraz rata jest mniejsza o 300 zl, to po 100 miesiacach zostanie mi w kieszeni 30000 zl, nie ma nic wspolnego z rzeczywistoscia.

 

 

Hazard ryzykowny - ale to są twoje pieniądze na które ciężko pracujesz, a nuż się uda ... :wink:

 

Nie zastawiam dachu nad glowa. Sa rzeczy, ktore wylaczam z hazardu.

 

A zdziwisz się jak szybko będziesz zarabiać w Euro. :D Są zdania że wtedy właśnie PLN się będzie opłącać, a ja jestem zdania że nasze banki na pewno się zmówią i wymyślą sztywny kurs PLN/EUR do przeliczania kredytów w PLN (wyznaję spiskową teorię dziejów).

 

Zarabiac w euro bedzie sie w Polsce nie wczesniej niz w 2010, a ten moment na pewno poprzedzi wprowadzenie sztywnego kursu PLN/EUR. Tak bylo wszedzie w Unii.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodzi o to, ze "dzieki" inflacji warosc realna tych 30000 PLN zaoszczedzonych w przeciagu 20 lat spadnie o ok 40%. Tak jest z kazda waluta (oprocz jena), a nawet drobne roznice w poziomie inflacji kumuluja sie przez lata i "zjadaja" spodziewane zyski. Dlatego Twoje wyliczenie, ze skoro teraz rata jest mniejsza o 300 zl, to po 100 miesiacach zostanie mi w kieszeni 30000 zl, nie ma nic wspolnego z rzeczywistoscia.

 

 

Ale w Polsce dawno nie ma inflacji na poziomie 40%. Poza tym tych pieniedzy nie oszczędzasz tylko oddajesz dług. Jakbym miała gotówkę tobym nie pożyczałą. A jak pożyczam to tak żeby jak najmniej stracić dlatego wolę walutowe kredyty. To bzdury że zadłużenie rośnie - rośnie jak przeliczasz na PLN. Ja pożyczałam 15 tys euro, po dwóch latach miałam do spłacenia 12,5 tys, a na PLN nie przeliczałam, i tak byłam do przodu, wydałam na kredyt mniej niż ci co w PLN.

 

Nie zastawiam dachu nad glowa. Sa rzeczy, ktore wylaczam z hazardu.

Jak mówisz o zastawianiu to kompletnie nie rozumiesz idei kredytu. Nikt ci nie broni kredytu w PLN jak ci się wydaje że jest mniej ryzykowny. Jak lubisz więcej płacić to płać - banki mają ostatnio recesję, lubią takich co im dają zarabiać. Ja też nie zastawiam dachu nad głową - nie pożyczam kasy z lombardu.

Jak jesteś przeciwny hipotekom, to po co się włączasz w dyskusje o kredytach?

 

 

Zarabiac w euro bedzie sie w Polsce nie wczesniej niz w 2010, a ten moment na pewno poprzedzi wprowadzenie sztywnego kursu PLN/EUR. Tak bylo wszedzie w Unii.

 

OK, mamy 2004 jak biorę kredyt na 25 lat, to kiedy go skończę spłacać? Przed 2010? A sztywny kurs PLN?Eur wiesz jaki będzie? Bo może to właśnie złotówkowe kredyty na tym stracą?

Kredytobiorcami i importerami nikt się w tym kraju nie przejmuje, a naszym ekonomistom wydaje się że napędem naszej gospodarki jest eksport. Dlatego ja nie rokowałabym tak dobrze kredytom PLN.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale w Polsce dawno nie ma inflacji na poziomie 40%.

 

BK, nie drocz sie ze mna. Jezeli inflacja wynosi ok 2% rocznie, to po 20 latach wartosc realna pieniadza spada do polowy. Gdyby inflacja w Polsce wynosila 40%, nikt nie odwazylby sie wziac kredytu!

 

To bzdury że zadłużenie rośnie - rośnie jak przeliczasz na PLN.

 

Jesli zarabiasz w PLN, to to jest jedyne rozsadne liczenie. Przeciez za te swoje PLN musisz kupic obca walute, ktora musisz oddac, prawda? To wlasnie nazywamy ryzykiem kursowym.

 

 

Ja pożyczałam 15 tys euro, po dwóch latach miałam do spłacenia 12,5 tys, a na PLN nie przeliczałam, i tak byłam do przodu, wydałam na kredyt mniej niż ci co w PLN.

 

W 2 lata oddalas 16.6% sumy kredytu??? :o To to jest albo kredyt krotkoterminowy, albo obejmuje bardzo mala czesc inwestycji, albo sam juz nie wiem. Ja mialem na mysli normalny kredyt hipoteczny, na jakies 20 lat. W takich warunkach, przy niskiej inflacji i stalej splacie oddasz przez 2 lata moze 6% sumy kredytu. Wiem, bo sam tak splacam. Czyli po prostu mowimy o dwoch roznych rzeczach i stad nieporozumienie.

 

 

Jak mówisz o zastawianiu to kompletnie nie rozumiesz idei kredytu.

 

Ale rozumiem, rozumiem. Nie splacasz, bank przychodzi po zastaw hipoteczny i nie masz dachu nad glowa. Jak to w praktyce rozni sie od zastawienia domu w lombardzie? Wyjasnij, prosze...

 

Jak jesteś przeciwny hipotekom, to po co się włączasz w dyskusje o kredytach?

 

Nie jestem przeciwny hipotekom. Hipoteka to tez zastaw, prawda?

 

Kredytobiorcami i importerami nikt się w tym kraju nie przejmuje, a naszym ekonomistom wydaje się że napędem naszej gospodarki jest eksport. Dlatego ja nie rokowałabym tak dobrze kredytom PLN.

 

Tu nie mam zdania, to dla mnie za trudne.

 

Moze wydaje Ci sie po prostu, ze do odwaznych swiat nalezy i skoro teraz kredyt w obcej walucie jest korzystniejszy, to zawsze tak bedzie. Ja tak nie uwazam. Uwazam, ze jesli cos moze sie dupnac, to sie dupnie- wliczajac w to atrakcyjne kredyty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BK, nie drocz sie ze mna. Jezeli inflacja wynosi ok 2% rocznie, to po 20 latach wartosc realna pieniadza spada do polowy.

 

A po 40 latach? Ale przy okazji nasze pensje rosną z inflacją. Gdyby było tak jak mówisz to jakieś 20 lat temu okazałoby się że wartość naszego pieniądza wynosi -100% czyli w zasadzie nie ma logicznego uzasadnienia to że jesteśmy w stanie przeżyć, kupić ubrania czy samochody. Aha - w Argentynie jakis czas temu nie było inflacji. Inflacja czy deflacja nie jest chyba wskaźnikiem tzw "well-being" i prosperity?

 

Gdyby inflacja w Polsce wynosila 40%, nikt nie odwazylby sie wziac kredytu!

Ja znam takich co brali kredyty w czasach szalejącej komuny - jak inflacja była na takim poziomie. Spłacali grosze :D

 

 

 

Jesli zarabiasz w PLN, to to jest jedyne rozsadne liczenie. Przeciez za te swoje PLN musisz kupic obca walute, ktora musisz oddac, prawda? To wlasnie nazywamy ryzykiem kursowym.

Ryzyko kursowe ma dwie strony. Jak brałam kredyt euro kosztowało 4,1, spłacałam za 3,7 - ewidentnie na tym zyskałam, poza tym że płaciłam dużo mniej niż za kredyt PLN, czyli dałam PKO mniej zarobić :D Sorry, ale nie przekonasz mnie że 400 zł jest więcej niż 900 i nikt mnie nie przekona - tak mnie nauczyli i w to wierzę.

 

Ja pożyczałam 15 tys euro, po dwóch latach miałam do spłacenia 12,5 tys, a na PLN nie przeliczałam, i tak byłam do przodu, wydałam na kredyt mniej niż ci co w PLN.

 

W 2 lata oddalas 16.6% sumy kredytu??? :o To to jest albo kredyt krotkoterminowy, albo obejmuje bardzo mala czesc inwestycji, albo sam juz nie wiem. Ja mialem na mysli normalny kredyt hipoteczny, na jakies 20 lat. W takich warunkach, przy niskiej inflacji i stalej splacie oddasz przez 2 lata moze 6% sumy kredytu. Wiem, bo sam tak splacam. Czyli po prostu mowimy o dwoch roznych rzeczach i stad nieporozumienie.

Kredyt był 10 letni - mam harmonogram kredytu.

 

Ale rozumiem, rozumiem. Nie splacasz, bank przychodzi po zastaw hipoteczny i nie masz dachu nad glowa. Jak to w praktyce rozni sie od zastawienia domu w lombardzie? Wyjasnij, prosze...

 

Zaraz zaraz - bo czegoś tu nie rozumiem - przed chwilą pisałeś że spłacasz kredyt - pewnie masz go też pod hipotekę czyli zastaw - czyli sam zastawiasz swój dach nad głową?

A od zastawienia domu w lombardzie różni się np. czasem egzekwowania długu - w lombardzie bywa znacznie krótszy, z bankiem można negocjować, najczęściej to się udaje, można dług przenieść do innego banku - są kredyty refinansujące kredyt w innym banku. Dla banku dłuterminowe spłacanie to pieniądze, z tego żyją. Ale oczywiście zawsze jest ryzyko, nie będę się spierać.

 

Kredytobiorcami i importerami nikt się w tym kraju nie przejmuje, a naszym ekonomistom wydaje się że napędem naszej gospodarki jest eksport. Dlatego ja nie rokowałabym tak dobrze kredytom PLN.

 

Tu nie mam zdania, to dla mnie za trudne.

 

Chodzi o to że naszym ekonomistom wydaje się że dobrze jak euro jest drogie bo to dobre dla eksportu. A to że kredytobiorcom pożyczającym w walutach jest gorzej, mają mniej pieniędzy na konsumpcję, inne kredyty, wycieczki etc. - to na nikim nie robi wrażenia. Dlatego w ciągu ostatnich dwóch lat ludzie mniej jeżdżą na wycieczki do Hiszpanii a znalezienie miejsca na wczasach w Kołobrzegu graniczy z cudem. Bo euro wysokie, Polacy przestali masowo wyjeżdżać do Grecji czy Hiszpanii.

Kredyty są chyba taką dźwignią rynku - ludzie więcej wydają - pożyczają pieniądze - kredyty są coraz tańsze - można pożyczać i kupować więcej - większa produkcja - więcej miejsc pracy.

Ale u nas uważa sie inaczej, niestety.

 

Moze wydaje Ci sie po prostu, ze do odwaznych swiat nalezy i skoro teraz kredyt w obcej walucie jest korzystniejszy, to zawsze tak bedzie. Ja tak nie uwazam. Uwazam, ze jesli cos moze sie dupnac, to sie dupnie- wliczajac w to atrakcyjne kredyty.

 

A i owszem - wliczając w to nawet kredyty w PLN. Tego nikt nie może przewidzieć. No, można udać się do wróżki. Albo do bacy. :wink:

Ale gdyby tak myśleć jak ty - to nic nie miałoby sensu, w szczególności budowa domu.

Kredyty w PLN mają sens jak chcesz szybko oddać kredyt. A jak pożyczasz na długo - to można zaryzykować, zawsze możesz przewalutować. A tak naprawdę to wszystkie kredyty w Polsce są w PLN, tylko te w walutach nazywają się "w PLN denominowane do waluty". Czyli wszystkie będą przeliczane do Euro - dobrze mówię?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A po 40 latach? Ale przy okazji nasze pensje rosną z inflacją.

 

Ale po pierwsze, ten "zysk", na ktory liczysz dzieki kredytowi denominowanemu w CHF to nie pensja, tylko stala kwota i ona sie zdewaluuje. Po drugie, kolejny raz zachwyca mnie Twoj optymizm...

 

Inflacja czy deflacja nie jest chyba wskaźnikiem tzw "well-being" i prosperity?

 

Jest- w pewnym sensie. Na przyklad moj fundusz emerytalny co roku przysyla mi projekcje: ile juz uskladalem, ile to bedzie na moje 65 urodziny i jaka z tego bedzie emerytura, a pod spodem: jaka to bedzie sila nabywcza w dzisiejszych pieniadzach. :evil:

 

Ja znam takich co brali kredyty w czasach szalejącej komuny - jak inflacja była na takim poziomie. Spłacali grosze :D

 

A jeden taki to nawet dostal sie do Sejmu i ma szanse zostac prezydentem- ponoc przez te kredyty. I wtedy nasze rozwazania o inflacji beda zupelnie inaczej wygladac.

 

 

 

Ryzyko kursowe ma dwie strony. Jak brałam kredyt euro kosztowało 4,1, spłacałam za 3,7 - ewidentnie na tym zyskałam, poza tym że płaciłam dużo mniej niż za kredyt PLN, czyli dałam PKO mniej zarobić :D Sorry, ale nie przekonasz mnie że 400 zł jest więcej niż 900 i nikt mnie nie przekona - tak mnie nauczyli i w to wierzę.

 

No to mialas szczescie. Liczysz na szczescie przez kolejne 15-20 lat?

 

Kredyt był 10 letni - mam harmonogram kredytu.

 

Czyli krotkoterminowy (jak na kredyt na nieruchomosc).

 

Zaraz zaraz - bo czegoś tu nie rozumiem - przed chwilą pisałeś że spłacasz kredyt - pewnie masz go też pod hipotekę czyli zastaw - czyli sam zastawiasz swój dach nad głową?

 

Bo nie mam innego wyjscia.

Chodzi o to że naszym ekonomistom wydaje się że dobrze jak euro jest drogie bo to dobre dla eksportu. A to że kredytobiorcom pożyczającym w walutach jest gorzej, mają mniej pieniędzy na konsumpcję, inne kredyty, wycieczki etc. - to na nikim nie robi wrażenia. Dlatego w ciągu ostatnich dwóch lat ludzie mniej jeżdżą na wycieczki do Hiszpanii a znalezienie miejsca na wczasach w Kołobrzegu graniczy z cudem. Bo euro wysokie, Polacy przestali masowo wyjeżdżać do Grecji czy Hiszpanii.

 

I bardzo dobrze. Lepiej, zeby zarobil na Polakach wlasciciel gospodarstwa turystycznego spod Kolobrzegu niz wlasciciel hotelu w Grecji czy Hiszpanii- przynajmniej z punktu widzenia polskiego rzadu lepiej.

 

Kredyty są chyba taką dźwignią rynku - ludzie więcej wydają - pożyczają pieniądze - kredyty są coraz tańsze - można pożyczać i kupować więcej - większa produkcja - więcej miejsc pracy.

Ale u nas uważa sie inaczej, niestety.

 

I dobrze, bo Twoje rozumowanie, przedstawione powyzej, jest uproszczone do bolu. Gierek tez tak myslal.

 

Ale gdyby tak myśleć jak ty - to nic nie miałoby sensu, w szczególności budowa domu.

 

Sens nie sens, a mus to mus.

 

Aleksandryta: to dlaczego to sie nazywa "zastaw hipoteczny", skoro to nie jest zastaw?

 

Pozdrawiam serrrrdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...