Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Wychowanie


malka

Recommended Posts

Mamy drugą dekadę XXI wieku, internet, setki kanałów w tv, świetnie "zaopatrzone" biblioteki i księgarnie, jednym słowem nieograniczony dostęp do wiedzy i informacji. Pięciolatkowie płynnie czytają, trzylatkowie uczą się języków obcych, a co drugi szesnastolatek ma za sobą inicjację seksualną....

A metody wychowawcze ciągle jakby z innej epoki.

 

Dość regularnie obrywam za sposób wychowania mojego syna, a to za dużo mu pozwalam, a to nie narzucam reguł, a to innym razem narzucam mu swój światopogląd, a to.....

i tak bez końca, rodzina, szkoła,bardziej lub mniej znajomi zwracają mi uwagę na niestosowny sposób wychowywania i traktowania dziecka.

A czym to się przejawia ? Jestem przede wszystkim matką,ale również towarzyszem zabaw i rozmów

Oczekuję od syna kulturalnego zachowania, ale nie nakazuję mu kurtuazji, Uczę szacunku, ale zabraniam wazeliniarstwa. Zakazuję ataku, ale nie obrony (także tej fizycznej). Nie oczekuję samych świetnych ocen w szkole, ale takich na jego możliwości.

Pozwalam mu decydować o tym jak wygląda, czego chce się uczyć (zajęcia pozalekcyjne), w co wierzy lub nie wierzy.

Ale wymagam szacunku do poglądów innych osób, do ich tradycji i kultury. Oczekuje także szacunku i miłości samego siebie.

 

Może faktycznie nie traktuję go jak dziecka,może winnam prócz nagradzania - karać, może powinnam....

A może po prostu olać wszystkie uwagi, skoro nam jest dobrze ?

Jestem mocno liberalna światopoglądowo, ale czy to czyni ze mnie złego rodzica?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 66
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Coś się złego dzieje..

O co chodzi...

 

No rypią mnie na prawo i lewo, że sobie kumpla z syna zrobiłam, ale ja tego tak nie czuję, choć może powinnam :oops:

 

 

Malka brawo,jesteś świetną matką.

Nie karać-dawać przykład.To wszystko.

:hug:

 

no tak myślałam,ale,wiesz jak jest, Jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś koniem, to się roześmiej. Jeśli druga osoba mówi ci, że jesteś koniem, to się zastanów.

Jeśli trzecia osoba mówi ci, że jesteś koniem, to kup sobie siodło.

Mam wrażenie, że jednak wiesz iż dobrze postępujesz.

I tego się trzymaj Malka!

 

Gdybym przypuszczała,że coś jest nie tak, gdyby młode dawało jakieś sygnały, że źle mu z takim traktowaniem, to zapewne coś bym juz zmieniła.

Ale jak zbieram sygnały od obcych, że to pewnie przez moje wychowanie młode się izoluje, jest nad wiek dojrzałe i TO MOJA WINA. (z akcentem na słowo wina)

To światełko ostrzegawcze mi się zapala, czy ja aby na pewno mu dzieciństwa nie odbieram :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No rypią mnie na prawo i lewo, że sobie kumpla z syna zrobiłam, ale ja tego tak nie czuję, choć może powinnam :oops:

 

 

 

 

no tak myślałam,ale,wiesz jak jest, Jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś koniem, to się roześmiej. Jeśli druga osoba mówi ci, że jesteś koniem, to się zastanów.

Jeśli trzecia osoba mówi ci, że jesteś koniem, to kup sobie siodło.

 

 

Gdybym przypuszczała,że coś jest nie tak, gdyby młode dawało jakieś sygnały, że źle mu z takim traktowaniem, to zapewne coś bym juz zmieniła.

Ale jak zbieram sygnały od obcych, że to pewnie przez moje wychowanie młode się izoluje, jest nad wiek dojrzałe i TO MOJA WINA. (z akcentem na słowo wina)

To światełko ostrzegawcze mi się zapala, czy ja aby na pewno mu dzieciństwa nie odbieram :oops:

 

 

Na wstępie zaznaczam, żę nie mam dzieci.

 

Dawno nie czytałam tak mądrze opisanych metod wychowawczych. Sądzę, że większość zwracających Tobie uwagę myli wychowanie z chowaniem, a wręcz z tresurą.

Jak obserwuję znajomych, którzy mają dzieci, to 2 dosłownie DWIE rodziny traktują swoje dzieci jak ROZUMNE istoty, które mająprawo myśleć, podejmować na swoim etapie rozwoju(patrz 6,10,12 lat) decyzje. Nie narzucają a pokazują. Pozwalają na uczenie się na błędach. Oczywiście nie dopuszczają by były to duże błędy, które zaważą na życiu, ale dopuszczają, że dziecko może się uczyć, mylić, zgłębiać temat etc.

 

Bardzo pochwalam taki sposób myślenia i metody wychowawczej.

 

Jedno na co ostatnio zwróciłam uwagę, to raczej to, żę rodzicom NIE CHCE się wychowywać dzieci i w ogóle z nimi rozmawiać. Czasem mam wrażenie, że traktują je jak chomiki albo inne zwierzątka hodowlane-dać jeść, buty i dach nad głową.

 

Przykład: byłam ost na mszy. Mama i dwójka dzieci przede mną. Chłopczyk jakieś 7 lat i dziewczynka na oko 8. Dziewczynka obrywała kwiatki z dekoracji kościelnych a chłopiec 'wisiał' na ławce i gadał i szarpał się z dziewczynką. MAMA NIE ZWRÓCIŁA UWAGI.

Ta sama msza. Rodzice i 2ka na oko 4-5 latków. Biegają, krzyczą i biją pięściami w ławki. RODZICE NIE REAGUJĄ.

 

Ja nie wiem, może to jest tak, że jak się nie ma dzieci to jest się ekspertem, ale uważam, że dzieci należy wychowywać.

 

Właśnie tak jak Melek piszesz. Uczyć, mówić, pokazywać, POŚWIĘCAĆ CZAS A NIE NAKAZYWAĆ i ZAKAZYWAĆ.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Malka - jeśli dziecię nie sprawia kłopotów - nomen omen - wychowawczych to znaczy, że radzisz sobie prawidłowo i Twoje metody są dla Twojego dziecka OK. Nie masz co dzielić włosa na czworo i przejmować się wydumanymi opiniami innych. Dzieci są różne, do jednego wystarczy przemówić raz a dobrze, a drugiemu to i 2 solidne na d... nie wystarczą. Na marginesie - absolutnie nie jestem za klapsami jako metodą, choć sama zauważam że są dzieci, które (mając rodziców nieidealnych) muszą być raz na jakiś czas klapsem przywołane do porządku.

 

Co do wychowywania "w ogólności" - to moim zdaniem wychowanie dziecka to najtrudniejsza i najbardziej odpowiedzialna praca, jaką można wykonywać. Tworzymy nowego człowieka - a to, jacy ci nowi ludzie będą, automatycznie przekłada się na przyszłą jakość życia całego społeczeństwa. Dlatego nie można sobie pozwolić na odwalenie fuszerki.

 

W pełni wychowywać można jedynie wówczas, gdy poświęca się dziecku dużo czasu. Dziennie tak z pół dnia mniej więcej ;) "Nie pracuje tylko siedzi w domu z dziećmi"-zwłaszcza wypowiedziane tonem pobłażliwie-pogardliwym - idealnie oddaje społeczną "akceptację" i "zrozumienie" dla osoby poświęcającej się wychowywaniu dzieci. Własnie - poświęcającej się. W obecnych czasach wychowywanie dzieci i rezygnacja z pracy zawodowej jest niestety poświęceniem się. Taka osoba jest z reguły zależna finansowo, bez zabezpieczenia na przyszłość (emerytura), często z niskim poczuciem własnej wartości ("bo ja przecież tylko siedzę w domu").

 

A przecież dziecko ciężko jest porządnie wychować pracując na 1,5 etatu (sorry - jeden etat + nadgodziny) a w weekend odwalając obowiązki domowe. Niestety w naszych współczesnych realiach nie jest łatwo traktować dzieci inaczej niż zwierzątka hodowlane - i tak dobrze, jak są nakarmione i odziane. Obowiązują wysokie standardy - dobrze dzieci odżywiać, dbać o edukację, o dodatkowe zajęcia, basen, języki - by zapewnić dobry start - to wszystko kosztuje! Ktoś musi na to zarobić! I efekt jest taki, że dzieci siedzą w szkole od 8 do 16, a po powrocie do domu ślęczą przed telewizorem lub komputerem (brak nadzoru) i czekają aż rodzice wrócą z pracy by przyszykować kolację i nadzorować odrabianie lekcji. Tak się dzieci wychować nie da. Ale niestety większość rodzin tak funkcjonuje.

 

Dawniej kobiety z lepiej sytuowanych domów miały do pomocy w wychowywaniu dzieci bony a do odbębniania prac domowych służące. Dzieci z lepiej sytuowanych rodzin były wychowywane swiatle - poświęcano im czas (co z tego, że bona ;) ) uczono i pokazywano. Wychowywano elity.

W domach biednych, gdzie pracować musiała cała rodzina, dzieciom nakazywano i zakazywano i w ten sposób wychowywano zgodnie z potrzebą właściwych im warstw społecznych. Tak czy siak - kobiety zajmowały się domem i dziećmi i to było naturalne. Nikt nie patrzył na nie z politowaniem.

 

Mój tata (przedwojenny) wspomina, że u niego w domu mama zajmowała się dziećmi i domem, a ojciec widział dzieci tyle, co po powrocie z uczelni, przy kolacji. Ale za to ta mama była zawsze dla dzieci dostępna - pomogła w każdym problemie, tłumaczyła, uczyła i wystarczyło że spojrzała ostrzej, a dziecko już wiedziało, że coś przeskrobało ;) No a teraz... mamy inny system, inne standardy, tylko chyba jeszcze nowej lepszej metody wychowawczej nie opracowano... Pozostaje intuicja - czyli malka robi dobrze. CDBU :)

Edytowane przez Mymyk_KSK
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

uffffff, bo przyznam , że zaczynałam przypuszczać,że ze mną już mocno nie halo, od tego " tylko siedzenia w domu"

 

Tak, bo jestem z tych "poświęcających karierę" dla dziecka ;). Cudzysłów użyty celowo, gdyż po pierwszym szoku rozstania z zawodem, przestałam absolutnie traktować moje bycie w domu w kategorii poświęcenia. Jestem house menager i dobrze mi z tym :). Coć czasem sobie ponarzekam, bo nie będę ukrywać najbardziej doskwierająca (psychicznie) jest zależność finansowa. Ale nie o tym miało być :oops:

 

Mymyk,co to są kłopoty wychowawcze? Czy wtedy mówimy o kłopocie, gdy dzieciak tłucze sie z innymi, przeklina, nie uczy sie, łazi na wagary, . Czy wtedy gdy popada w konflikty z kolegami, podważa autorytety, alienuje się nie dostosowując do panujących "zasad" ?

Moim zdaniem i pierwszy i drugi zestaw, to kłopoty wychowawcze, z tym,że nieco odmiennej natury.

Więc tak, mam kłopoty wychowawcze z moim synem w roli głównej.

 

Po kolei:

konflikty z kolegami - głównie chodzi o metody załatwiania "męskich spraw", gdzie u dziesięciolatków króluje metoda pięści i kopniaka, przy czym musze zaznaczyć,że moje młode raczej z tych watłej postury zahaczającej o anorektyczną ;) (nie głodzę go za złe stopnie - jak jedna śmieszna pani kiedyś zasugerowała ). Więc jak dochodzi do rękoczynów, mój syn wycofuje się z hasłem przewodnim "tylko idiota załatwia sprawy przy użyciu przemocy " koniec cytatu (za idiotę byłam wzywana do szkoły, gdyż chłopiec poczuł się urażony obelgą). Powszechnie uznawany jest więc za mięczaka i chłopca do bicia. :mad:

 

-autorytety - Lemaitre, Tesla, daVinci inni mogą się schować w tym pani od religii jako pierwsza :oops: - nie do zresocjalizowania moje dziecko w tym temacie ,w odpowiedzi "pyskuje".

 

-alienacja wynika z niechęci dostosowania się do "zasad" , czyli panującego prawa silniejszego, wyścigu szczurów (jak to tylko ???? 2 zajęcia pozalekcyjne :o ), mody ( nie masz bluzy z nike i i phona? ), czytasz książki ? nie grasz w piłkę - baba jesteś....

Moje dziecko jest niedostosowane i niepokorne.....i to cholera po mamusi.

Może faktycznie mam za dużo czasu na myslenie ( w końcu siedzę w domu i nic nie robię) jestem rozhisteryzowaną mamuśką egoistycznego jedynaka i dzielę włos na czworo (oczywiście z nadmiaru czasu na myslenie) - i przykładem na poparcie wszystkich stereotypów rodzicielstwa.

 

Mea culpa , mea maxima culpa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje dziecko jest niedostosowane i niepokorne.....i to cholera po mamusi.

.

 

Kurczę, a wiesz, że mój też tak ma?

 

;)

 

Ale serio - bo my chyba za dużo z dziećmi rozmawiamy, tłumaczymy... Za mało samopas puszczone :p

BTW mój też szczupluteńki (*) i woli oponentowi nagadać do słuchu niż się tłuc i przez to wszyscy chłopcy w klasie go uważają za mięczaka. I do tego taki aspołeczny, telewizji nie ogląda, w najnowszych dziecięcych gadżetach się nie orientuje...

 

 

 

 

 

(*) kiedyś zawitaliśmy w progi pogotowia (weekendowe zapalenie ucha) - Młody ze śliwą pod okiem (wywałka w szkole) a ja w ciuchach mega-roboczych. Lekarz zaczął od wypytywania Młodego czy ma swoje łóżko i czy je codziennie obiad :lol2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też wysłuchuję , że jestem za stanowcza, że za dużo zakazów i nakazów itp itd no ale jakoś muszę nauczyć pokory mojego 4 latka :)

I powiem Ci Malka szczerze, że mam gdzieś czyjeś gadanie. To ja wychowuję syna i to ja albo kiedyś będę albo nie będę pluć sobie w brodę, że coś zrobiłam nie tak.

Dla mnie najważniejsze jest to, że moje wychowanie na syna skutkuje i wszelkie zasady jakie chciałabym mu przekazać są pomału wdrażane.

 

Natomiast obawiam się troszke stwierdzenia, że macie "kumplowskie" stosunki, Wiesz, to w przyszłości może różnie skutkować, choć wiadomo, nie musi. Może być tak, że każda z dziewczyn będzie porównywana z Tobą (jeśli wiesz o co mi chodzi) co zaburzy nieco stosunki damsko-męskie.

Zależy to też od tego jak bardzo pozwalasz sobie na bycie kumpelką.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no tak myślałam,ale,wiesz jak jest, Jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś koniem, to się roześmiej. Jeśli druga osoba mówi ci, że jesteś koniem, to się zastanów.

Jeśli trzecia osoba mówi ci, że jesteś koniem, to kup sobie siodło.

 

 

Kwestie wychowania są u nas dalej w obrębie tradycji.A każda próba naruszenia jakiś tradycji w naszym społeczeństwie jest wbiciem kija w mrowisko.

Niewiele osób rozumie,że wychowanie dzieci odbywa się poprzez przykład i np trudno się dziwić dziecku,że na prośbę posprzątania pokoju odpowiada ciągle"zaraz",jak małżonek to robi za każdym razem jak go poprosimy o wyniesienie śmieci.Nie dostrzegamy,że dzieci to nasze lustro i najłatwiej jest zastosować starą wypróbowana zasadę-co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie.

A że dziecko będzie zestresowane,sfrustrowane,nieszczęśliwe i zamknięte przed rodzicami-cóż to.

Edytowane przez marynata
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurczę, a wiesz, że mój też tak ma?

 

Oooo to pocieszające, ze nie ja jedyna złą matką jestem ;)

 

Ale serio - bo my chyba za dużo z dziećmi rozmawiamy, tłumaczymy... Za mało samopas puszczone :p

 

 

i chyba faktycznie tu jest pies pogrzebany ...

 

Bo po co 6 latkowi wiedza o prezerwatywie ? - Bo pyta i przytaszczył mi pół kartonu na taśmę kasy sklepowej.

Bo dlaczego 5 latek decyduje czy chce chodzić na religie czy nie, a 8 latek czy przystąpi do komunii ? - Bo ma do tego prawo

No i dlaczego 7 letni chłopiec ma długie włosy ? Bo chce, nie robi takim wyborem nikomu krzywdy, ja nie widzę przeciwwskazań.

i tak można bez końca.....Bo dlaczego....

Bo mój syn jest integralna jednostką od momentu przecięcia pępowiny, od chwili gdy nauczył się mówić nieustannie pyta,a ja jako rodzic widzę swa rolę także, jako tej osoby, która wie trochę, kolokwialnie mówiąc "o życiu" więcej , więc może i powinna tych odpowiedzi udzielić.

 

Ja też wysłuchuję , że jestem za stanowcza, że za dużo zakazów i nakazów itp itd no ale jakoś muszę nauczyć pokory mojego 4 latka :)

I powiem Ci Malka szczerze, że mam gdzieś czyjeś gadanie. To ja wychowuję syna i to ja albo kiedyś będę albo nie będę pluć sobie w brodę, że coś zrobiłam nie tak.

Dla mnie najważniejsze jest to, że moje wychowanie na syna skutkuje i wszelkie zasady jakie chciałabym mu przekazać są pomału wdrażane.

 

Natomiast obawiam się troszke stwierdzenia, że macie "kumplowskie" stosunki, Wiesz, to w przyszłości może różnie skutkować, choć wiadomo, nie musi. Może być tak, że każda z dziewczyn będzie porównywana z Tobą (jeśli wiesz o co mi chodzi) co zaburzy nieco stosunki damsko-męskie.

Zależy to też od tego jak bardzo pozwalasz sobie na bycie kumpelką.

 

Wiesz na czym polegają te kumplowskie stosunki ? Na tym,że pozwalam dziecku decydować w kwestiach dotyczących jego osoby. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku i dostosowawszy do wieku. Ale mimo to osoby (głownie z pokolenia moich rodziców, choć i rówieśnicy potrafią dowalić ) uważają, że "gówniarz ma się słuchać, a jak nie to przyrżnąć mu klapsa". Z dzieckiem przecież się nie dyskutuje, dziecku się nakazuje i zakazuje.

Dziecka się nie nagradza, dziecko się karze , no i oczywiście wiedzę to zdobędzie w szkole,lub na zajęciach pozalekcyjnych (tych oczywiście zbędnych, bo przeciez kiedyś ich nie było, a dzieci i tak się wychowały), a rodzić ma dać jeść, odziać i kupić książki do szkoły.

 

Tak, mam dobre stosunki z dzieckiem, mam nadzieję, że za parę lat bedę mogła powiedzieć to samo. Liczę na to,że jeśli coś go martwi lub zastanawia, zapyta o to mnie, a nie będzie szukał odpowiedzi w internecie i u kumpli, choć oczywiście są tematy w sam raz na rozmowy z kolegami , a nie z matką.

 

Może jestem kwoką, może dlatego,że od zawsze jestem z synem, każdego dnia przez 9 lat, ale wiem jedno, ze mną będzie jeszcze 9, moze 10 lat, a potem "oddam go światu". Wiec kiedy zacząć wychowywać, jak bedzie miał 17 lat ??? to trochę za późno by uczyć mówić dzień dobry i do widzenia, Za późno uczyć przepuszczać kobietę w drzwiach i wnieść po schodach zakupy sąsiada staruszka. Za późno uczyć kupować kwiatka na dzień kobiet i wkładać brudne skarpety do pralki.

Może za dużo wymagam od mojego dziewięciolatka czyniąc z niego starego malutkiego ??

 

 

no i ...za cholerę nie mogę się zdobyć na to by sam dojeżdżał do szkoły :oops: boję się o niego...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieci są lustrem.. Wydaje się nam, że są samodzielne, pyskate, niepokorne - a to odbicie nas.. Nie wiemy, jak sie to skończy, czasem okazuje się, że takie pyskate nagle zakochuje sie na maxa i stwierdza, ze dopiero jest przezszczęśliwe, jak pyłki strzebuje sprzed stóp lubej przez całe zycie.. albo nie stwierdza i jest nieszczęśliwe, bo jego "format" to bycie pyskatym. Nie wiem...

Wiem jednak coś - dwane zakazy, nakazy, regulacje - jak byc dzieckiem- dawały dzieciom może mało bodźców do rozwoju lecz dawały poczucie ram, bezpieczeństwa i zupełny brak odpowiedzuialności. Teraz jest inaczej. Dziecko (moje też) nie ma jasnych zakazów, albo niewiele, ale ma tłumaczone, rozmawiane. I co z tego - jeżeli z decyzją pozostaje sam? Musi jakąś podjąć. To nie jest łatwe. Nawet dorosłym. Więc można iść w dwie strony - nie podejmować nic i płynąć, jak wiatr zawieje- niezbyt szczęśliwie, bo mamy nieumiejętność podjęcia decyzji z nieumiejętnością słuchania innych. Albo podejmować te decyzje. Od małego (jaki wolisz jogurcik - czerwony czy zielony? czerwony niedoby? żryj, sam wybrałes ;) ) i tak wychowujmy dzieci poważne, rozważne, ooodpowiedzialne, które przychodzą do mnie znerwicowane w 25 rź. Nie buntują się - no bo i przeciw czemu... nie mają rodziców, ale tłumaczącyh przyjaciół, kumpli, kumpli też nie mają, bo i po co, mają rodziców. Znają smak odpowiedzialności, jeżeli pyskują to na tyle na ile czują poparcie pyskatej matki.

Znam to, mnie też tak wychowano. Czy to źle? Pewnie nie. Jak ktoś jest silny. Słabego ta ciągła odpowiedzialność moze zabić. A i silny czasem czuje się zmęczony...

Ja w gruncie rzeczy wychowuję swoje dziecko podobne, ale starałam sie dać jej jakieś ramy pt "tu decyduję ja i nie bo nie, bez dyskusji" Pomna na swoje dzieciństwo :)

Edytowane przez EZS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Malka, w tym konkretnym przypadku .. po co 9-latkowi bycie z matką "dostepną"? trzylatek potrzebuje matki (albo ojca). 9 latek potrzebuje kumpli i 30 minut matki w OSPOWIEDNIM momencie. Nawet bardzo zajęta i zmęczona mądra matka tyle z siebie wykrzesze... Nawiasem mówiąc (to już nie do ciebie ;) ) obecność głupiej matki newet przez 24 godz na dobę pożytku nie przyniesie, a moze i odwrotnie :rolleyes:

 

a wożenie dziecko do szkoły nie jest akurat niczym złym, nie dlatego, ze nie da sobie rady ale ze zgledów bezpieczeństwa. Ja woże 15-latkę :)

 

decyzję o religii, komunii uważam za bardzo trudną i takie postawienie sprawy za - wybacz - ale wręcz pastwienie się psychiczne. Jeżeli dziecko jest w rodzinie agnostyków, pewne sprawy są oczywiste. Jeżeli w rodzinie wierzącej - także. najgorzej jest w Polsce. Np rodzice niewierzący, babcie kościelne. Dziecko kocha tych i tych, boi się zranić . Wybiera sercem za, przeciw, z poczuciem winy. Uczciwe byłoby powiedzieć - pójdziesz, nie pójdziesz JA tak zdecydowałam,na razie masz słuchać, kiedyś sam sobie zmienisz. Zdjąć poczucie odpowiedzialności za ranienie bliskich.

Edytowane przez EZS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie sprawy religii są jasne.Chcesz albo nie chcesz niezależnie od wieku i nie może się to wiązać z żadnym poczuciem winy.

Niewierzący rodzice powinni"rozprawić się"z babciami(wiem że to trudne) i ustalić jakieś granice.

Najgorsi są rodzice wierzący-niepraktykujący,czyli tacy którzy nawet bardzo nie wiedzą w co wierzą,ale zmuszają dziecko do uczestnictwa w praktykach religijnych dodatkowo strasząc grzechami,karą Bożą i mękami piekielnymi.

Dzieci nie są głupie,widzą hipokryzję rodziców,nawet taką której rodzice sami nie dostrzegają bo zostali do tego"wytresowani".

Dziecko wychowane w naprawdę wierzącej rodzinie,która daje swoim postępowaniem świadectwo tej wierze,raczej nie powie"nie".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Albo podejmować te decyzje. Od małego (jaki wolisz jogurcik - czerwony czy zielony? czerwony niedoby? żryj, sam wybrałes ;) ) i tak wychowujmy dzieci poważne, rozważne, ooodpowiedzialne, które przychodzą do mnie znerwicowane w 25 rź. Nie buntują się - no bo i przeciw czemu... nie mają rodziców, ale tłumaczącyh przyjaciół, kumpli, kumpli też nie mają, bo i po co, mają rodziców. Znają smak odpowiedzialności, jeżeli pyskują to na tyle na ile czują poparcie pyskatej matki.

Znam to, mnie też tak wychowano. Czy to źle? Pewnie nie. Jak ktoś jest silny. Słabego ta ciągła odpowiedzialność moze zabić. A i silny czasem czuje się zmęczony...

Ja w gruncie rzeczy wychowuję swoje dziecko podobne, ale starałam sie dać jej jakieś ramy pt "tu decyduję ja i nie bo nie, bez dyskusji" Pomna na swoje dzieciństwo :)

 

To jest to co mnie martwi i to co uderzyło mnie mocno jak zostało wyartykułowane.

Bardzo trafna diagnoza Pani doktor...i co teraz - jak to leczyć?

 

Malka, w tym konkretnym przypadku .. po co 9-latkowi bycie z matką "dostepną"? trzylatek potrzebuje matki (albo ojca). 9 latek potrzebuje kumpli i 30 minut matki w OSPOWIEDNIM momencie. Nawet bardzo zajęta i zmęczona mądra matka tyle z siebie wykrzesze... Nawiasem mówiąc (to już nie do ciebie ;) ) obecność głupiej matki newet przez 24 godz na dobę pożytku nie przyniesie, a moze i odwrotnie :rolleyes:

 

a wożenie dziecko do szkoły nie jest akurat niczym złym, nie dlatego, ze nie da sobie rady ale ze zgledów bezpieczeństwa. Ja woże 15-latkę :)

decyzję o religii, komunii uważam za bardzo trudną i takie postawienie sprawy za - wybacz - ale wręcz pastwienie się psychiczne. Jeżeli dziecko jest w rodzinie agnostyków, pewne sprawy są oczywiste. Jeżeli w rodzinie wierzącej - także. najgorzej jest w Polsce. Np rodzice niewierzący, babcie kościelne. Dziecko kocha tych i tych, boi się zranić . Wybiera sercem za, przeciw, z poczuciem winy. Uczciwe byłoby powiedzieć - pójdziesz, nie pójdziesz JA tak zdecydowałam,na razie masz słuchać, kiedyś sam sobie zmienisz. Zdjąć poczucie odpowiedzialności za ranienie bliskich.

 

 

W jakim sensie jestem "dostępna"?

Rano budzę, daję jeść , zawożę do szkoły,po południu odbieram ze szkoły, daję jeść , zawożę na basen (czy inne miejsce), przywożę do domu, nadzoruję odrabianie lekcji, razem gramy, gadamy, czytamy, czasem gotujemy, potem siłą zaganiam spać.

Młody wie, że codziennie tak to wygląda, więc ma świadomość ,że matka jest .

Z drugiej strony nie ma bata,moich planów nie zmieni jakaś jego fanaberia.Jeśli mam zaplanowane wyjście,wyjazd itp. to tylko poważna choroba zatrzyma mnie w domu :rolleyes:

 

 

Ewa, ja dokonywałam takich wyborów i nie obiło się to w żaden sposób na mojej psyche.

Jesli dziecko wie, że jego decyzja nie zmieni stosunku rodziców do jego osoby, jeśli rodzić nie będzie go mniej kochał jeśli podejmie niezgodną z jego poglądami decyzję - myślę ,że nie będzie miał problemu z podejmowaniem nawet tych trudnych decyzji.

Fakt u nas jest mocne lobby komunijne po stronie rodziny mojego męża, na szczęście nie mamy codziennych kontaktów, więc dzieć presji nie odczuwa.

Widzisz u nas nie bardzo da się powiedzieć "pójdziesz - nie pójdziesz",jesteśmy rodziną dwuwyznaniową . Moje dziecko wie,ze gdyby "pójdziesz" padło z moich ust, robiłabym to wbrew sobie. Wie natomiast, ze nie mam nic przeciwko temu by sam tak zdecydował. Osobiście pojadę mu kupić garnitur i wypastuję buciki w niedzielę rano i zawiozę do kościoła :)

 

 

Dla mnie sprawy religii są jasne.Chcesz albo nie chcesz niezależnie od wieku i nie może się to wiązać z żadnym poczuciem winy.

Niewierzący rodzice powinni"rozprawić się"z babciami(wiem że to trudne) i ustalić jakieś granice.

Najgorsi są rodzice wierzący-niepraktykujący,czyli tacy którzy nawet bardzo nie wiedzą w co wierzą,ale zmuszają dziecko do uczestnictwa w praktykach religijnych dodatkowo strasząc grzechami,karą Bożą i mękami piekielnymi.

Dzieci nie są głupie,widzą hipokryzję rodziców,nawet taką której rodzice sami nie dostrzegają bo zostali do tego"wytresowani".

Dziecko wychowane w naprawdę wierzącej rodzinie,która daje swoim postępowaniem świadectwo tej wierze,raczej nie powie"nie".

 

Absolutnie się z Tobą zgadzam. Dla mnie sprawy religii są równie intymne (jesli nie bardziej) jak sprawy seksualne. Taka jak nie będę wybierać dziecku partnerów seksualnych, tak nie będe wybierać mu boga.

I nikomu nic do tego jakie w tych tematach decyzje poweźmie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...