marynata 21.07.2012 09:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Rodzina dwuwyznaniowa to duże wyzwanie. Ja nie zmuszałam swojego dziecka do komunii,a rodzinne lobby komunijne trzymałam krótko(dorosłam do tego,żeby być mocno asertywną),ale było inne lobby-klasowe i zwerbowali Mnie ojciec zmuszał żebym chodziła do kościoła,po czym upijał się i tłukł matkę.Pewnie w swojej dziecięcej główce miałam masę pytań typu-po co ja tam chodzę???Nic się nie zgadzało.Te dzieci które nudzą się w kościele i zachowują jak to opisała lola,też pewnie kompletnie nie mają pojęcia w jakim celu są tam ciągane. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 21.07.2012 10:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Malka, co do leczenia hmm, czasem trzeba być rodzicem. po prostu. Nie bo nie, bo ja, twój rodzic, tak mówię. Ja nie muszę się tłumaczyć dlaczego "nie" . Znam to z domu, moje dziecię kiedyś mi powiedziało (po awanturze pt idę na noc do koleżanki) że dobrze, że nie pozwoliłam. Bo to moje "nie" zdjęło z niej odpowiedzialność. Mogła nazwać mnie "głupią matką" w myśli oczywiście, i potworem, ale nie musiała zastanawiać się czy iść czy nie wiedząc, że idea mi się niepodoba .Powiedziała mi to z pół roku później i przy okazji pewnej historii w rodzinie. Kuzynka rozwodziła się z mężem. Oboje bardzo fair i bon ton, żadnych kłótni, wszytsko dla dobra syna.. Syn pełen zrozumienia, faktycznie sytuacja była już ciężka z różnych powodów, razem być nie mogli i on to rozumiał, lat miał 14 (rok mniej od mojej córki). No i kulturalni, kochający rodzice, oboje chcieli zabrać syna do siebie, ale żeby to JEMU było dobrze, dali mu wybór, miał zdecydować. W końcu nastolatek. Rozumiał, że każde z nich chce (a nie odwrotnie ) z ojcem związany był bardzo, przez kilka lat matka była na kontrakcie i w zasadzie sam ojciec go wychowywał. Z drugiej strony matka to matka. Chłopak uciekł z domu do... dziadków. Zamknął się w pokoju, przestał chodzić do szkoły. Trwało to tydzień, zrozpaczona matka przyjechała do nas na spoyki do mojej młodej, a moje dziecko (skajpując z tamtym cały czas była w temacie) skwitowało "co się ciocia dziwi. Pójdzie z ciocią - ojciec zrozumie ale serce mu pęknie, pójdzie z ojcem - ty będziesz płakać po nocach. Nic tylko się powiesić. Ustalilibyście sami i jemu coś kazali - mógłby powybrzydzać, poawanturować się, wykrzyczeć, że on nie chce.. a tak?" Historia zbyt dobrze się nie skończyła, bo jak zaczęli ustalać, to całe bon ton poszło i zaczął się typowy horror rozwodowy. Jednym słowem spróbowali całą SWOJĄ odpowiedzialność zwalić na syna. Opisałam to, bo Malka, robisz to samo. Kulturalnie i grzecznie. Zawieziesz, buty wypastujesz. OK ale wbrew sobie. Dziecko rozumie z tego tylko jedno- z jakiegoś powodu matce się to nie podoba. Dlaczego -kto to wie, za mały jest jeszcze by zrozumieć (nie mów, ze nie, i dorośli mają problemy) wie tylko, że matka będzie niezadpowolona. A jak nie pójdzie, to zaboli babcię, może nawet tatę... Jeżeli chcesz być uczciwa to powiedz- JA CI NIE POZWALAM. Za mały jesteś, sam sobie wybierzesz jak dorośniesz, na razie NIE. I to ty się będziesz wtedy bujać z tłumaczeniem rodzinie. On powie- mama nie pozwoliła Rozumiesz? Albo, jażeli nie stać cię na to, to każ mu iść, w końcu to polska tradycja a wypisać się może jak będzie dorosły. Ja tak powiedziałam młodej - żeby z czegoś zrezygnować, trzeba to znać. Na razie uczę cię określonego śiwatopoglądu (chrześcijańskiego), który nie jest zły jako podstawa moralna. A potem, za kilka lat pogadamy - co dalej I jeszcze: ....... przywożę do domu, nadzoruję odrabianie lekcji, razem gramy, gadamy, czytamy, czasem gotujemy, potem siłą zaganiam spać.... Urodź mu braciszka, będzie musiał sam się zająć sobą... rany, ty wypełniasz sobą jego życie, już lepszy internet Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
malka 21.07.2012 11:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Rodzina dwuwyznaniowa to duże wyzwanie. I to spore, ale moi rodzice dali radę myślę,że my też podołamy:) Malka, co do leczenia hmm, czasem trzeba być rodzicem. po prostu. Nie bo nie, bo ja, twój rodzic, tak mówię. (...) Kulturalnie i grzecznie. Zawieziesz, buty wypastujesz. OK ale wbrew sobie. Dziecko rozumie z tego tylko jedno- z jakiegoś powodu matce się to nie podoba. Dlaczego -kto to wie, za mały jest jeszcze by zrozumieć (nie mów, ze nie, i dorośli mają problemy) wie tylko, że matka będzie niezadpowolona. A jak nie pójdzie, to zaboli babcię, może nawet tatę... Jeżeli chcesz być uczciwa to powiedz- JA CI NIE POZWALAM. Za mały jesteś, sam sobie wybierzesz jak dorośniesz, na razie NIE. I to ty się będziesz wtedy bujać z tłumaczeniem rodzinie. On powie- mama nie pozwoliła Rozumiesz? Albo, jażeli nie stać cię na to, to każ mu iść, w końcu to polska tradycja a wypisać się może jak będzie dorosły. Ja tak powiedziałam młodej - żeby z czegoś zrezygnować, trzeba to znać. Na razie uczę cię określonego śiwatopoglądu (chrześcijańskiego), który nie jest zły jako podstawa moralna. A potem, za kilka lat pogadamy - co dalej I jeszcze: ....... przywożę do domu, nadzoruję odrabianie lekcji, razem gramy, gadamy, czytamy, czasem gotujemy, potem siłą zaganiam spać.... Urodź mu braciszka, będzie musiał sam się zająć sobą... rany, ty wypełniasz sobą jego życie, już lepszy internet Nie ukrywam, mam problem z odpowiedzią "nie, bo nie", zbyt często słyszałam to w dzieciństwie i pamiętam swoja frustrację z tego powodu. Pamiętam jeszcze odpowiedzi w stylu "za mała jesteś, dowiesz się jak dorośniesz" - a niby kurde skąd ??? internetu nie było Piszesz, ze wbrew mojej woli godziłabym się na komunię syna - nie tu moja wola nie ma nic do rzeczy, brzydko mówiąc mi to lotto, jaka decyzję on podejmie - byle była jego. I nie mogę powiedzieć "ja Ci nie pozwalam" bo własnie to było by nieuczciwe - ja mu pozwalam, nie nakłaniam , ale pozwalam. Co do rodzeństwa - nie ma takiej możliwości, ani woli , ale to nie watek na temat mojej płodności Co do wypełniania życia....masz rację, za dużo mnie w jego zyciu. Wydawało mi się ,ze tak trzeba...ale kurde, to juz duzy chłopiec...musze popracować nad tym by się mniej wcinać w to co robi Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 21.07.2012 11:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Nie bo nie, bo ja, twój rodzic, tak mówię. Ja nie muszę się tłumaczyć dlaczego "nie" Nie rozumiem tego.Nawet jeżeli zabronimy czegoś dziecku(co zdarza się i w najbardziej "wolnościowych"rodzinach),musimy mu wytłumaczyć dlaczego.Przecież chyba jest jakiś powód? To się odwróci przeciwko każdemu rodzicowi-dziecko jak dorośnie,będzie w taki sam przekorny sposób podkreślający swoją wyższość i niezależność odpowiadać na pytania rodziców.Tak bo ja tak chcę,nie bo nie,nie muszę ci się tłumaczyć jestem już dorosły,"mam cie gdzieś". A z tym zdejmowaniem odpowiedzialności też bym była ostrożna,bo to może się skończyć tym,że dorosłe już dziecko nie będzie potrafiło podjąć żadnej samodzielnej decyzji. Wszystko z umiarem i ze znajomością własnego dziecka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 21.07.2012 11:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 kochający rodzice, oboje chcieli zabrać syna do siebie, ale żeby to JEMU było dobrze, dali mu wybór, miał zdecydować. Tą decyzję powinni podjąć rodzice tłumacząc dokładnie dziecku dlaczego tak zdecydowali.Przytoczyć argumenty i dotrzeć do dziecka.Są w życiu rzeczy o których sami nie decydujemy nawet jak już jesteśmy dorośli.Ale wszystko musi mieć jakieś uzasadnienie. Nie ukrywam, mam problem z odpowiedzią "nie, bo nie", zbyt często słyszałam to w dzieciństwie i pamiętam swoja frustrację z tego powodu. Witam w klubie.I jeszcze standardowo "lekcje już odrobiłaś?". I zostawałam sama ze swoim pytaniem "dlaczego"? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
malka 21.07.2012 11:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 TWitam w klubie.I jeszcze standardowo "lekcje już odrobiłaś?". I zostawałam sama ze swoim pytaniem "dlaczego"? U mnie było -"jak w szkole" odpowiedź "dobrze" i to wystarczało. Kurde,mnie nie wystarcza Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amalfi 21.07.2012 12:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Ja też staram się zawsze tłumaczyć, czemu mówię nie. Chociaż nie zawsze argumentacja jest przyjęta, ale Młoda się zwykle podporządkuje. Ostatnio powiedziałam nie i się wycofałam. I potem tego żałowałam, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie ma tego złego. Otóż Młoda poprosiła o pozwolenie pójścia na spotkanie na zakończenie gimnazjum. Ponad 20 osób, ostatni raz w tym składzie i takie tam. Spotkanie na działce powiedzmy Oli, będzie fajnie, wszyscy biorą materace i namioty, bo będą tam nocować. O nocleg to nawet Młoda nie pytała, bo wiedziała, że tu moje "nie" będzie nie do ruszenia. Zresztą sama nie chciała, bo uznała, że to już przegięcie. Pomyślałam sobie, że nie mam kontaktu do rodziców tej Oli, ale zbiórka była przy działkach w cywilizowanym miejscu, dzieciaków duża grupa, wszystkie znam, więc ok. 22.00 miałam podjechać i odebrać Młodą. Około 21.00 przychodzi sms: mamo, zabierz mnie już stąd, chcę wracać. Ja na to: ok, to gdzie nam podjechać? Odpowiedź: nie wiem, gdzie jestem. Chyba nie muszę pisać, że omal nie zeszłam z wrażenia. Młoda sobie przypomniała, że kiedyś tam w okolicy byłyśmy w pewnej sprawie. Jeździłam autem z pół godziny zanim znalazłam bladą i wystraszoną Młodą w krzakach. Okazało się, że działka była Oli, ale była to działka leśna, bez dojazdu i bez możliwości znalezienia jej na mapie. Miałam ochotę wytargać Młodą za kudły, ale spokojnie pytam: gdyby wtedy, jak szłaś przez ten las ktoś zrobił ci krzywdę, jak myślisz, jak mogłabym ci pomóc, skoro nawet nie wiedziałąm gdzie jesteś? Powiedziałą, że w pierwszym odruchu, gdy szli te kilka kilometrów zmieniając miejsce, miała ochotę zadzwonić i się wycofać, ale uległa owczemu pędowi grupy, która poddała się kilku prowodyrom. Było jej strasznie głupio. Stwierdziła, że żałuje, że jej tego stanowczo nie zabroniłam. Napisałam to ku przestrodze dla innych, bo obecnie jakbym to wiedziałą, to bym te dzieci zwyczajnie śledziła, gdzie idą. Mówię poważnie. Nie ma problemu, jak Młoda chce nocować u koleżanki, ale muszę mieć kontakt z rodzicami koleżanki i musze wiedzieć, gdzie są i kto ma na nie oko. Z tego, co wiem, to kilku rodziców miało ten sam problem, co ja. Reszta nie wiedziała, że dzieci nocują same w lesie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 21.07.2012 12:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 to bym te dzieci zwyczajnie śledziła Ale po co?Przecież sam fakt że nie wiesz dokładnie gdzie idzie Twoje nieletnie dziecko,jest już mocnym argumentem do tego żeby jej tego wyjścia zabronić. My dorośli też zazwyczaj opowiadamy się dzieciom i małżonkom gdzie,z kim i na ile wychodzimy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amalfi 21.07.2012 12:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Ale po co?Przecież sam fakt że nie wiesz dokładnie gdzie idzie Twoje nieletnie dziecko,jest już mocnym argumentem do tego żeby jej tego wyjścia zabronić. My dorośli też zazwyczaj opowiadamy się dzieciom i małżonkom gdzie,z kim i na ile wychodzimy. Właśnie dlatego napisałam, że żałuję decyzji. Mieli iść na działke do Oli, której dom było widać z miejsca zbiórki. Moze nejasno opisałam. Poza tym, odezwały się demony przeszłości (czytaj dzieciństwa), o czym tu dziewczyny piszą. Przypomniałam sobie siebie, jak moje wychowanie polegało głównie na zakazach. Jak znajmi szli gdzieś i mówili: idziemy np. na ognisko, ale tobie to na pewno ojciec nie pozwoli.... Przyznaję, to był błąd i mam nadzieję więcej go nie popełnić. Druga sprawa, że za 3 lata "dziecko" pojedzie do innego miasta i nie będę już wiedziała, gdzie chadza, więc dlatego uważam, że nie ma tego złego. Zawsze to jakaś nauczka dla nas obu. A śledziłabym, aby się przekonać, czy pójdą na działkę z domem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amalfi 21.07.2012 12:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 A zobaczcie to: http://polskalokalna.pl/wiadomosci/slaskie/katowice/news/zostawili-2-latke-na-lotnisku-i-polecieli-na-wakacje,1824498,3321 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 21.07.2012 12:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 A zobaczcie to: http://polskalokalna.pl/wiadomosci/slaskie/katowice/news/zostawili-2-latke-na-lotnisku-i-polecieli-na-wakacje,1824498,http://forum.muratordom.pl/newreply.php?do=newreply&p=54643863321 dobre a ankieta obok pokazuje że nie są osamotnieni w swoim egoizmie Jak postąpiłbyś w takiej sytuacji? Tak jak rodzice 2-latki 16% Zrezygnowałbym z wczasów 32% Poleciałbym w innym terminie 45% Trudno powiedzieć...7% Głosów: 2407 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 21.07.2012 18:45 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 (edytowane) Po pierwsze - to "nie bo nie" jest w sprawach waznych. Bardzo ważnych. Wtedy, gdy wiem, ze argumenty nie zostaną przyjęte. Nie ma co tłumaczyć, lepiej zostać potworem. Zrozumiałam to kiedyś, jak usiłowałam wytłumaczyć jej coś, co po prostu było poza zakresem jej możliwości zrozumienia. Nasza rozmowa zakończyła się wtedy dość ostro moim stwierdzeniem, że do dyskusji potrzebny jest partner a tu jeszcze go nie widzę, na razie ma się uczyć życia i jak zachowaniem udowodni, że mam z kim rozmawiać, to rozmawiać będziemy..... O dziwo to poskutkowało znacznie lepiej, niż tłumaczenia... Na co dzień jednak tłumaczę i daję dużo luzu. I mogę powiedzieć, że mam bardzo rozsądną córkę. To, co piszecie, to był dawny styl wychowania. Nie bo nie i nic w zamian. Żadnego zainteresowania dzieckiem, żadnego zaufania. To było inne "nie". Malka, a co do tego Piszesz, ze wbrew mojej woli godziłabym się na komunię syna - nie tu moja wola nie ma nic do rzeczy, brzydko mówiąc mi to lotto, jaka decyzję on podejmie - byle była jego. I nie mogę powiedzieć "ja Ci nie pozwalam" bo własnie to było by nieuczciwe - ja mu pozwalam, nie nakłaniam , ale pozwalam. Nie lotto ci. Choćby dlatego, że o tym piszesz i jest to jakiś problem w rodzinie. Problem, który odbija się na młodym, a on jest za mały na to. On na razie NIE UMIE podjąć takiej decyzji. Żaden 9latek nie jest psychicznie do tego przygotowany!! Nawet najbardziej inteligentny. Jego decyzja na razie będzie polegała na zaspokojeniu oczekiwań (świadomych lub nie) rodziców i tych, których kocha. To nie ma prawa być decyzja jego. Nawet jeżeli ci powie, że chce, to będzie chciał gównie dlatego, że lepiej już narazić się tobie, niż kilkuosobowej reszcie. Ale jeżeli jesteście tak bardzo zżyci, to nie zrobi wbrew tobie, nawet jeżeli mu zaręczysz, że nie masz nic przeciw... Bo masz. Choćby dlatego, że chcesz od niego decyzji, do której on nie jest jeszcze zdolny... Zrozum to i nie męcz dzieciaka niepotrzebnie, bo mu się to kiedyś czkawką odbije... Edytowane 21 Lipca 2012 przez EZS Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 21.07.2012 18:55 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Nie byłabym w takiej sytuacji, mój mąż by pół roku wcześniej zadbał o wszelkie paszporty, kwitki, szczepienia itd. Ale na serio - oczywiście nie poleciałabym, ale ja jestem starej daty. Patrzę na moje koleżanki - ich dzieci wychowują nianie. Opiekunki jadą z dzieckiem na wczasy, bo rodzice pracują na kredyty. Przypuszczam, ze wielu z nich by zostawiło dziecko, bo je zostawia na co dzień. Tu wyczekane wczasy, pewnie urlop wyszarpany z korporacji, innego nie będzie. Kasa zapłacona i przepadnie. A dziecko zostanie z opiekunką, jest z nią cały czas, to pobędzie jeszcze trochę. Przypuszczam, ze takie myślenie jest bardzo powszechne. Ba, ma długą tradycję, w końcu o dzieci dbamy i chuchamy dopiero od 50 lat, wcześniej dziecko było niczym... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
malka 21.07.2012 19:09 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Nie lotto ci. Choćby dlatego, że o tym piszesz i jest to jakiś problem w rodzinie. Problem, który odbija się na młodym, a on jest za mały na to. On na razie NIE UMIE podjąć takiej decyzji. Żaden 9latek nie jest psychicznie do tego przygotowany!! Nawet najbardziej inteligentny. Jego decyzja na razie będzie polegała na zaspokojeniu oczekiwań (świadomych lub nie) rodziców i tych, których kocha. To nie ma prawa być decyzja jego. Nawet jeżeli ci powie, że chce, to będzie chciał gównie dlatego, że lepiej już narazić się tobie, niż kilkuosobowej reszcie. Ale jeżeli jesteście tak bardzo zżyci, to nie zrobi wbrew tobie, nawet jeżeli mu zaręczysz, że nie masz nic przeciw... Bo masz. Choćby dlatego, że chcesz od niego decyzji, do której on nie jest jeszcze zdolny... Zrozum to i nie męcz dzieciaka niepotrzebnie, bo mu się to kiedyś czkawką odbije... Dobra, młode idzie do klasy IV, więc temat komunii w szkole usechł po rocznicy, mam nadzieję,że już nie wróci Jeśli jednak sam syn wróci do tematu, to mu powiem - nie idź zdążysz jeszcze, bo skoro mówisz, że nie jest zdolny do podjęcia takiej decyzji, to tym bardziej nie jest w stanie świadomie przyjąć sakramentu. Co do artykułu - szalenie beztroscy rodzice.... Muszą mieć teraz mega udane wakacje.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Kaśka73 21.07.2012 19:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 myślałam ze ja z moimi zakazami jestem potworem ("niszcze życie towarzyskie mojej córki ") a ja ja poprostu wychowuje Nie jest to łatwe 15lat to zupełnie chora sprawa I argumenty w stylu ze inne mamy to na wszystko pozwalają jak leci a ja nie (Sylwester, domowki do rana) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 21.07.2012 20:57 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 (edytowane) Nie ma co tłumaczyć, lepiej zostać potworem. Nawet jak tłumaczysz i argumenty nie docierają zostaniesz potworem,ale wytrącasz dziecku argument z ręki jeżeli kiedykolwiek na Twoje pytanie odpowie-to moja sprawa,jestem dorosła,robię bo mi się tak podoba. Chyba że nie oczekujesz od dziecka,żeby wyjaśniało swoje decyzje które zastanawiają czy będą kiedyś zastanawiać i niepokoić Ciebie. To się tyczy także relacji w dorosłym już życiu. Nie pozjadałam wszystkich rozumów,zanim doszłam do wniosku że teoria lustra naprawdę działa,minęło sporo czasu.I czasami bardzo przykro jest słyszeć od dziecka to co ono słyszało od nas. Sprawa komunii-wydaje mi się że ten temat jest za bardzo napinany.Dziecko chce czy nie chce,w tym wieku dziecko zazwyczaj nie bardzo jest w stanie określić takie rzeczy. Nawet jeżeli ci powie, że chce, to będzie chciał gównie dlatego, że lepiej już narazić się tobie, niż kilkuosobowej reszcie. Dlaczego dziecko ma mieć uczucie,że się komukolwiek narazi?To trochę podchodzi pod szantaż emocjonalny. Dziecko może mieć komfort podjęcia decyzji bez urażenia kogokolwiek. To od nas zależy jak rozmawiamy z dzieckiem i w jaki sposób ono przeżywa taką decyzję.To my jesteśmy odpowiedzialni za atmosferę jaka jest wokół każdej takiej sprawy.Czy robimy z tego problem czy ustawiamy dziecko na stosunek "olewczy",czyli dziecko wie że cokolwiek nie zadecyduje nie ma to kompletnie dla nikogo żadnego znaczenia. Czy nie można tego potraktować w kategoriach np zapisania się na pianino-spróbuj jak chcesz,jak ci się nie spodoba nie musisz dalej chodzić? Dziecko czuje odpowiedzialność,jeżeli jest pod presją odpowiedzialności.Jak nie może się pomylić i musi "żryć"ten niedobry czerwony jogurt który wybrało. Żyć w każdej sprawie pod taką presją-okropność. Edytowane 21 Lipca 2012 przez marynata Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 21.07.2012 22:25 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2012 Nie byłabym w takiej sytuacji, mój mąż by pół roku wcześniej zadbał o wszelkie paszporty, kwitki, szczepienia itd. Ale na serio - oczywiście nie poleciałabym, ale ja jestem starej daty. Patrzę na moje koleżanki - ich dzieci wychowują nianie. Opiekunki jadą z dzieckiem na wczasy, bo rodzice pracują na kredyty. Przypuszczam, ze wielu z nich by zostawiło dziecko, bo je zostawia na co dzień. Tu wyczekane wczasy, pewnie urlop wyszarpany z korporacji, innego nie będzie. Kasa zapłacona i przepadnie. A dziecko zostanie z opiekunką, jest z nią cały czas, to pobędzie jeszcze trochę. Przypuszczam, ze takie myślenie jest bardzo powszechne. Ba, ma długą tradycję, w końcu o dzieci dbamy i chuchamy dopiero od 50 lat, wcześniej dziecko było niczym... Nie czuję się mentalnie "starej daty",jestem bardzo otwarta i niekonserwatywna,ale też bym w życiu nie zostawiła. Nie wiem,może cywilizacja nie wypleniła całkowicie ze mnie naturalnych instynktów matki? A tutaj sytuacja jest jeszcze inna od pozostawienia dziecka z opiekunką.Dziecko zostało w jednej chwili pozostawione z zupełnie obcymi sobie ludzmi(i o zgrozo,obcymi rodzicom). Większość dzieci przeżywa strasznie początki uczęszczania do żłobka czy przedszkola,a przecież rodzice często z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem przygotowują je psychicznie na ten dzień opowiadając jakie to tam są cuda i zapewniając,że codziennie będą je zabierać do domu. Można sobie wyobrazić co czuł ten maluch Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 22.07.2012 17:45 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Lipca 2012 (edytowane) Nawet jak tłumaczysz i argumenty nie docierają zostaniesz potworem,ale wytrącasz dziecku argument z ręki jeżeli kiedykolwiek na Twoje pytanie odpowie-to moja sprawa,jestem dorosła,robię bo mi się tak podoba. Chyba że nie oczekujesz od dziecka,żeby wyjaśniało swoje decyzje które zastanawiają czy będą kiedyś zastanawiać i niepokoić Ciebie. To się tyczy także relacji w dorosłym już życiu. Nie pozjadałam wszystkich rozumów,zanim doszłam do wniosku że teoria lustra naprawdę działa,minęło sporo czasu.I czasami bardzo przykro jest słyszeć od dziecka to co ono słyszało od nas. . Czytaj ze zrozumieniem, proszę. Nie pisałam, że nie tłumaczę. pisałm, że w momencie, gdy widzę, ze argumenty nie mają szans dotrzeć, to wydaję polecenie i koniec. Relacje z córką mam dobre. Jeżeli będzie dorosła i samodzielna nie mam zamiaru jej kontrolować a co do tego, żeby nie chciała ze mną rozmawiać... hm,, dużo jeszcze czasu upłynie. To ja jestem na razie dobrem pożądanym a jeżeli mi kiedyś powie, że nie jestem dla niej partnerem na poziomie, to OOOO to będzie tak dużo znaczyło, że tylko będę mogła się cieszyć Edytowane 22 Lipca 2012 przez EZS Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
AgaKuba 22.07.2012 19:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Lipca 2012 Wiem, że ze swoimi "dorosłymi" już dziećmi macie inne problemy i inne podejście ale propo tłumaczenia zgadzam się z EZS. Ja swojemu 4 latkowi postanowiłam już od początku tłumaczyć co i dlaczego, bo mam traume z dzieciństwa jak słyszałam NIE BO NIE. Wiadomo, że to są bardziej błahe sprawy od waszych ale faktycznie jeśli wiem, że pewne argumenty do niego nie dotrą mówię : nie bo nie i nie dyskutuj już ze mną. Przetestowałam też syna jeśli chodzi o kary i nagrody. Pozbawiony całkowicie kar (typu stanie w kącie, brak bajek na dobranoc czy brak słodyczy) robi się nieznośny. Gdy kary wracają syn już wie co w trawie piszczy i przynajmniej stara się nie być złośliwy i nieznośny Kurde tyle jeszcze przde mną, że na samą myśl się boję Chciałabym aby kiedyś mój syn powiedział mi, że jestem fajną mamą i że dobrze go wychowywałam To będzie najlepsza nagroda pod słońcem Jeśli jednak sam syn wróci do tematu, to mu powiem - nie idź zdążysz jeszcze, bo skoro mówisz, że nie jest zdolny do podjęcia takiej decyzji, to tym bardziej nie jest w stanie świadomie przyjąć sakramentu. - słusznie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
malka 22.07.2012 23:04 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Lipca 2012 U mnie nie ma "nie bo nie" - no przez gardło mi nie przejdzie i tyle Zdarza się jednak stwierdzenie "synu , jesli nie rozumiesz moich argumentów, lub jeśli one do ciebie nie docierają, to ja mam ostatnie słowo, bo to ja jestem za ciebie odpowiedzialna. - i to trafia, pewno, ze czasem jest foch, ale nie ma rzucania się, że robię coś według widzimisię, bez argumentacji. Aga (Kuba), ja mam problem ze znalezieniem kary dla mojego syna, słodycze, tv - ok, bez problemu się obejdzie. do czasu skutkował szlaban na konsolę, a przecież nie zakarzę mu czytać czy bawić się klockami. Ten potwór jest na tyle kreatywny, ze jak jedno mu zabronię natychmiast znajdzie alternatywę i i tak kary nie odczuje. Więc w jego przypadku znacznie lepiej sprawdzają sie nagrody. I nie mówię tu o matarialnych rzeczach, czasem wystarczy - "jestem dumna, ze tak postąpiłes",czasem kino, a innym razem wyjście na lody. Ale wiem,że największą nagrodą jest wspólna zabawa i czasem używam tego argumentu, by skłonić młode do pewnych zachowań - manipulantka Ale mój syn jest juz w tym wieku, ze karą jest najczęściej naturalna konsekwencja wybryku - na razie dociera......ale tez się boję,ze za pare lat spotkamy się w wątku "nastolatka w dobre ręce oddam " Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.