Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Gdy nikt nie wspiera.


Mika_77

Recommended Posts

Niee, depresja na razie mi nie dolega, nazbierało mi się tego ostatnio, zaogniło i faktycznie musiałam to z siebie wyrzucić , wyrzygać (dzięki Malka ;) ) Już mi lepiej, bo spojrzałam na chłodno. Masz rację EZS rodzina to mąż i dzieci :) reszta to przybudówki, jedne do rozbiórki, inne, z racji wieku, zabytki nie do ruszenia i trzeba z nimi żyć. Ale to wciąż tylko przybudówki.

Od przytulenia mam męża i dzieciaki, od pogadania Was tutaj, a z budową damy sobie radę, bez łaski :)

Tylko muszę jeszcze znieczulić się na złośliwości i inne tam takie. A to trochę potrwa, nie od razu osiąga się ZEN :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 109
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

cronin jak mówi moja Mama : kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardą du..., sama muszę to sobie często powtarzać, będę za Ciebie trzymać kciuki

niby jesteśmy dorosłe a jednak krytyka rodziców najbardziej boli, człowiek taki uświadomiony psychologicznie i tłumaczy sobie ile wlezie, że nie musi się tłumaczyć, że nie ważne co kto myśli, ale jak były problemy na budowie a tata pytał jak tam to normalnie wszystko się we mnie spinało

u mnie jest tak, że tata zna się na wszystkim, ale trzeba to z niego wołami wyciągać. Chce pomóc, doradzić, ale wtedy najlepiej jakbyśmy jego opcję wybrali. Mama z kolei niby to ją nic nie interesuje, ale szpilę wsadzi (po co ten dom, kto będzie sprzątać, nie stać was, kuzyn się buduje to ty tez chcesz itp)

Mam kochanych rodziców, na których zawsze mogę liczyć , ale komunikacja otwarta szwankuje. Samą mnie to wkurza, ale muszę się naprawdę mocno postarać żeby o czymś poważnym pogadać na zasadzie równy z równym. Udaje się tylko czasami, gdy sama siebie w myślach dopinguję (powiedz, co złego może się stać, jesteś dorosła masz prawo do własnego zdania). Jednak jest coraz lepiej. Jedyna opcja, przy której jestem niewzruszona to dzieci. Na tym polu nikt mi nie straszny.

Z kolei mąż - aktualne szaleństwo w graniu w nową grę. :) Nie mogę go winić mnie też czasem wciąga. U nas myślę, że problem jest taki, iż ja mam wzorzec rodzinny : Tata rządzi, zajmuje sie wszystkimi "ważnymi"" sprawami, podejmuje decyzje itp, a u Męża odwrotnie - to Mama dominuje. Widzę, że on właśnie w tym kierunku idzie. Sama mu to zresztą ułatwiam bo lubię rządzić. Kryzys mam tylko wtedy gdy zbyt dużo obowiązków się nawarstwi.

 

W każdym razie dla takich silnych babek nie straszne budowy. Damy radę a co!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiecie kiedy zaczęły się moje problemy z rodzicami (z matką) ? Gdy zrozumiałam,że jestem dorosła, fakt pozostaje faktem ,jestem ich dzieckiem,ale nie jestem JUŻ dzieckiem. Gdy zaczęłam wymagać od nich by traktowali mnie jak osobę dorosłą. Mamie się bardzo ten układ nie podoba. Nie potrafi ze mną rozmawiać na płaszczyźnie dorosły-dorosły. A ja nie chcę być ciągle małą malką, która będzie robić wszystko by zadowolić mamusię i by mamusia spokojnie przesypiała noce (tak, po nocach nie sypia przez MOJE problemy) :rolleyes:.

Moją rodziną jest mój syn i mąż, ich dobro jest dla mnie najważniejsze , tak jakich zdanie codo naszej przyszłości.

I nie tyczy się to wyłącznie budowy, lecz i innych sfer życia.

Jeśli nie robisz po mojemu, to znaczy że mnie nie kochasz -juz na mnie nie działa, tak jak i ja się o was martwię bo robicie źle (czytaj -nie po mojemu).

Po kokardkę mam już dobrych rad, które nie przekładają się na nic, takie czcze gadanie i wpędzanie w poczucie winy.

 

Jeśli ktoś ma chęci i wiedzę ja taką pomoc zawsze przyjmę, ale jeśli to ma być pomoc na zasadzie bo ja wiem co jest dla ciebie lepsze -to z całym szacunkiem - całujcie się w dupę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli nie robisz po mojemu, to znaczy że mnie nie kochasz -juz na mnie nie działa, tak jak i ja się o was martwię bo robicie źle

.

Myślę, że moim rodzicom dawno w gardle stanęło : nigdy nie zbudujesz tego domu. Jak już stanął - i tak nie pojęli. Było A tu już zawsze taki burdel przed domem będzie - nigdy nie położysz tej kostki. No to już im tylko zostało : Nigdy nie będziesz miała tych rabatek. Ale chyba już się bali, że się mogą zadławić.

 

Dlatego : w dupie mam :)::):):):)

 

Niedawno w tv był taki program. Pewna pani lat 40 poszła z dziećmi na grób ojca, zapalić świeczkę- jak to w Święto Wszystkich Świętych. przed wejściem na cmentarz szukała ładnego znicza. Ale nie mogła znaleźć: ten za duży, ten za mały, ten za kolorowy, ten za smutny... i w końcu się złapała na tym, że nie może go wybrać, bo ... boi się, że nie zadowoli swojego nieżyjącego ojca. Że on wstanie z grobu i znów powie co o niej myśli. Nie poszła na jego grób.

Nie dajcie się tak wmanewrować swoim bliskim. Wiem - to trudne. Sama to ćwiczę :) Ale daje się robić.

Edytowane przez Nefer
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nigdy nie zbudujesz tego domu. Jak już stanął - i tak nie pojęli. Było A tu już zawsze taki burdel przed domem będzie - nigdy nie położysz tej kostki
ha,ha-dokładnie jakbym mojego ojca słyszała :D

I jeszcze-co to za dom,taki dom,dzisiaj każdy może mieć dom,zobaczcie jaki sąsiedzi budują piękny itd :D

 

I powiedzcie mi jacy my mamy być,ludzie które całe życie słyszą tylko krytykę swojej osoby,jak iść przez życie i osiągać sukcesy :)

Większość jest zdołowana,albo lata tam gdzie nie trzeba w poszukiwaniu akceptacji ;)

 

ech.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nefer, masz racje to jest cholernie trudne...może pamiętasz jak mnie zje.ałaś znaczy zrugałaś kilka lat temu w podobnym wątku ? Ja pamiętam....

 

I wtedy nie przerażało mnie ,że to jest, będzie trudne, tylko fakt ,że będzie bolało....jakiś czas później, sama sobie szczerze zadałam pytanie -lepiej niech zaboli raz a porządnie, czy lepiej by długo "ćmiło" -wiesz, jak z bólem głowy, niby nie boli, a wkurza, irytuje, albo raz walnie tak,że człowiek na mordę pada.

Wolałam tą drugą wersje, zabolało , ścięło z nóg, wygoiło się i teraz leczę blizny.

Mam swoje życie i nie czuję się w obowiązku tłumaczyć przed nikim.

 

A budowa -kurde nie zrobię klombików ni chu chu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam Malcia. Przeszłaś długą drogę. I jesteś bardzo dzielna. Bo to tego potrzeba odwagi. Wielu nieprzespanych nocy, wielu łez, złości, zwątpień. Ale z tej walki wyszłaś zwycięsko - choć tak jak i ja - pewnie długo nie zapomnisz.

A ja będę miało klombik :):):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ha,ha-dokładnie jakbym mojego ojca słyszała :D

I jeszcze-co to za dom,taki dom,dzisiaj każdy może mieć dom,zobaczcie jaki sąsiedzi budują piękny itd :D

 

I powiedzcie mi jacy my mamy być,ludzie które całe życie słyszą tylko krytykę swojej osoby,jak iść przez życie i osiągać sukcesy :)

Większość jest zdołowana,albo lata tam gdzie nie trzeba w poszukiwaniu akceptacji ;)

 

ech.....

 

Masz rację. Dlatego najważniejsze to znaleźć powód swojego koszmarnego samopoczucia, swojego nieszczęścia, frustracji i ciągłego udupienia. A potem już tylko podjąć decyzję. Niestety - jest ona kurewsko bolesna, pod prąd, wbrew temu co mówią wszyscy wokół : "Pamiętaj, matkę masz tylko jedną. Szanuj swojego ojca".

W dniu, gdy zrozumie się co znaczy, że "rodziców się nie wybiera" już wiadomo.

 

Do końca życia pierwszą moją myślą przed KAŻDYM zadaniem (czy to prywatnym czy zawodowym) będzie "nie poradzę sobie". I za to mogę podziękować moim rodzicom. Ale potem przychodzi druga myśl : "Oczywiście, że sobie poradzę !" - i za to dziękuję sobie i przyjaciołom, którzy dali mi o wiele więcej niż rodzice.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może ta droga nie jest wcale długa, ale wyboista trochę (polskie drogi ;) )

Ale wiecie co,nie oszukujmy się , dezaprobata rodziców nie zaczyna się na etapie budowy....

Dobra, będę mówić za siebie, bo może u Was było inaczej.

 

To nie było tak,że jęki i kwęki zaczęły się gdy kupiliśmy dom.To niezadowolenie z mojej osoby wtedy eskalowało, ale tak było od zawsze.

Ktoś był lepszy, ktoś zdolniejszy, ktoś bardziej zaradny, ktoś ładniejszy.

Dlaczego niby przy budowie domu, to ja miałam być tą operatywną i zdolną, skoro wszystko co zrobiłam, co wydarzyło się w moim życiu, było do dupy ??

I wielu się z tym godzi i maja prawo, ja wymiękłam....a może powinnam powiedzieć stwardniałam ;) i powiedziałam veto.

Czy jestem z siebie dumna - nie. Czy jestem szczęśliwsza-tak

 

i póki co to mi musi wystarczyć.Czas na dumę z siebie przyjdzie z czasem - mam nadzieję :)

 

Ale cały czas szumią mi w uszach słowa mojej terapeutki......czy negatyw czy pozytyw, to ciągle to samo zdjęcie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te same klocki. Po prostu o jedną kroplę za dużo i zatrzymujemy się, patrzymy wstecz i się okazuje, że zawsze tak było. Odkąd pamiętamy. Od maleńkości. I wtedy zadajemy sobie to sakramentalne pytanie : Czy ja muszę to znosić ? Jedni pochylą głowę i powiedzą : trudno. Zawsze tak było, tak jest i tak będzie. Nadal będą żyć w tej atmosferze nienawiści - bo jak inaczej nazwać ciągłe podcinanie skrzydeł, ciągłe krytykowanie, udowadnianie, że jesteśmy nieudacznikami i nic w życiu nie osiągniemy "i nawet wybudowanie domu tego nie zmieni" :) A drudzy odwrócą się na pięcie, zamkną za sobą te drzwi i staną na własnych nogach. I przy okazji staną się ludźmi szczęśliwymi - nie upierdalającymi życia innym, otaczającym ich ludziom. Bo taka jest prawda, że przesiąkamy tym w czym się obracamy.

Wiem, że jeśli moi rodzice będą potrzebowali ode mnie pomocy - pomogę. Bez miłości. Z jakiegoś wewnętrznego obowiązku, który również skłania mnie do pomagania komuś innemu. Ale chyba jednak jestem z siebie dumna. Bo to, że wyzwoliłam się z tej matni. Zmieniło mnie samą. Jestem szczęśliwa. Więc nie pałam nienawiścią, złością, frustracją. Dzięki temu mogę być też milsza dla innych (choć pewnie nadal wredna :))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ooojjj jaka szkoda, że nie trafiłam tu wcześniej.

A jeszcze bardziej mi żal, że watek nie powstał wcześniej.

 

Dziewczęta moja matka swoimi kretyńskimi zachowaniami na takim właśnie poziomie doprowadziła do tego, że nie mam z nią kontaktu od prawie 6 lat. Nie widziałam baby na oczy i nie chce widzieć. Przez jej manipulacje i durnowate gierki to ja mało w wariatkowie nie wylądowałam.

 

Wcześniej (przez własną głupotę i wiek zapewne) starałam się robić wszystko tak, żeby ONA była zadowolona. Wyobrażacie sobie - nie ja tylko ONA. Swoje życie podporządkowywałam jej zadowoleniu, a choćbym nie wiem co robiła to ona i tak nigdy zadowolona nie była.

 

Odkąd pamiętam moi znajomi się jej bali. Ja w sumie też. Każda moja próba postawienia na swoim (nawet w najbardziej błahej sprawie kończyła się awanturą, wyzwiskami, groźbami i stwierdzeniem, że ja "ją chcę wykończyć". Kobieta nie ma własnych zainteresowań, nie ma znajomych, nie ma przyjaciół i chyba jedyny jej życiowy cel to dręczenie innych ludzi.

Z takich ważniejszych dla mnie wydarzeń, przez które naprawdę chciało mi się wyć to np. to, że na studia dostałam się z drugim wynikiem; cała happy do domu poleciałam jak na skrzydłach - reakcja mamusi??? nie, nie żadne gratulacje - pytania "kto był pierwszy?", "o ile miał więcej punków od ciebie?", "to nie mogłaś się bardziej postarać?", "trzeba się było więcej uczyć, ale ty zawsze robisz po swojemu", "co ja teraz dziewczynom w pracy powiem... taki wstyd"... No fakt powód do rozpaczy... Ale "młodsza ja" się wtedy po raz kolejny załamała.

 

Jak podjęłam decyzję, że chcę się od niej wyprowadzić (równolegle studia dzienne i praca na etacie z zarobkami, za które byłam w stanie wynająć mieszkanie i sama się utrzymać), to najpierw u stwierdziła, że jeszcze na kolanach do niej wrócę błagając ją żeby mnie z powrotem przyjęła pod swój dach (tak na prawdę to nie jej tylko ojca, ale sprawa o podział majątku w toku, bo starszy też z wariatką nie wytrzymał), a później że tego się po mnie nie spodziewała i że wolałaby mnie nie urodzić.

 

Jakiś czas temu dowiedziała się od mojego ojca, że kupiliśmy mieszkanie (tak mniej więcej po roku od przeprowadzki), szlag ją trafił do tego stopnia, że kazała mi przekazać, że będzie się modlić, żebyśmy kredytu nie spłacili.

 

Ehh... Takich sytuacji mam całe mnóstwo. Mój mąż twierdzi, że na szczęście znalazł mnie na tyle wcześnie, że dało się jeszcze coś ze mną zrobić i teraz już niedaleko mi do normalności.

 

No, ale ten etap życia już za mną.

Teraz, jak to ładnie napisała Nefer wcześniej - jestem damą i mam to w dupie. :D

 

Co prawda pozostałości zostały - bardzo dużo (zdaniem wielu osób, w tym mojego szefa, nawet za dużo) wymagam od siebie i od innych, ciągle staram się udowadniać, że jestem wartościowym człowiekiem, że ze wszystkim dam sobie radę, że potrafię sama itp. Stresują mnie rzeczy, które powinnam mieć w nosie i za bardzo przejmuję się pierdołami. Strasznie ciężko się z tego wyleczyć. :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nemi, byłabyś zaskoczona ile osób wyszło z toksycznych domów i zmaga się z tym całe życie. Na szczęście tylko od nas zależy jak to przeprowadzimy :)

 

 

Ja to czasem jestem trochę zła na siebie, że zbyt słabo sobie z tym radzę. Ale staram się jak mogę.

:hug:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja to czasem jestem trochę zła na siebie, że zbyt słabo sobie z tym radzę. Ale staram się jak mogę.

:hug:

Spokojnie, na to potrzeba czasu. Najważniejsze, że zauważyłaś problem i postanowiłaś coś z tym zrobić. To milowy krok. Setki ludzi nadal tkwi w tym toksycznym związku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za linka.

Przeczytałam wątek,przyznam że nie bez pewnych trudności.

Emocje momentami przeogromne :roll:

 

Ludzie,mówcie jak najczęściej swoim dzieciom,że są piękne i mądre i mogą osiągnąć w życiu co tylko im się zamarzy....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...