Zakręcona 05.10.2012 18:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Października 2012 (edytowane) Zakładam swój temat tutaj, ponieważ moje wicie gniazda polegać będzie na remoncie domu.W kolejnych postach zacznę od wyjaśnienia jak to się stało, że będę remontować, co będę remontować, a potem mam zamiar regularnie remont opisywać.Zapraszam do podglądania, komentowania, dawania dobrych rad i wygłaszania krytycznych uwag. Dziś zakładam temat, żeby mi chęć na pisanie nie przeszła, a opis zacznę pewnie po weekendzie. Edytowane 5 Października 2012 przez Zakręcona Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 16:33 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Trochę historii, czyli wprowadzenie w temat. Jesień 2009Nadchodzi czas na podjęcie decyzji, gdzie będziemy mieszkać. Rozważamy zarówno Polskę, jak i zagranicę. Miasta i wsie. Rejony górskie, nadmorskie i inne. Koniec końców staje na tym, że przeprowadzamy się do mojego rodzinnego miasta.Jest nas dwoje, zamieszkujemy dwupokojowe mieszkanie. Na 39 m kw mamy pokój z aneksem kuchennym, przedpokój, łazienkę i drugi pokój, malutki, który najpierw jest graciarnią, a potem staje się pokojem dla dziecka. Nie mamy piwnicy, ale jest za to duży balkon, który z czasem zaczyna pełnić funkcję spiżarni, garażu i graciarni.Po wieloletnim mieszkaniu w akademikach, mieszkaniach studenckich i innych komunach, takie 2 pokoje, z łazienką tylko dla siebie, to dla nas wielki, wygodny i przestronny apartament. Jest nam tu dobrze, miejsca wystarczająca ilość, czynsz niewielki i nie mamy w planach zmiany lokum na większe. Po dokładnych oględzinach stwierdzamy, że w przyszłości z jednym dzieckiem spokojnie się tu pomieścimy, a nawet z dwójką damy radę mieszkać, choć komfortowo już nie będzie. Większej ilości potomstwa nie planujemy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 16:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Rok 2010Im dłużej mieszkamy na naszym osiedlu, tym więcej poznajemy sąsiadów. Z czasem zaczynamy odwiedzać ich w mieszkaniach, no i prawie za każdym razem trafiamy na dwupoziomowe apartamenty, z przynajmniej dwoma łazienkami, garderobami, przestronnymi salonami. Z czasem, kiedy zaczyna nam gratów w domu przybywać, po każdej kolejnej wizycie u znajomych rozmawiamy o tym, że może i my zmienilibyśmy lokum na większe. No ale wtedy do głosu dochodzą też minusy tak dużych mieszkań: wysokie czynsze, wysokie koszty ogrzewania. Podejmujemy decyzję, że w bliżej nieokreślonej przyszłości przeprowadzimy się do czegoś większego, ale najpierw musimy na to większe mieszkanie zdobyć fundusze.Tak więc rzucam się w wir pracy (akurat nadarza się okazja). A przy pracy kilkanaście godzin dziennie 7 dni w tygodniu nie mam czasu na myślenie o ewentualnych przeprowadzkach. Tak mijają dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, aż nadchodzą Wakacje 2011Wymagająca czasowo, ale też dochodowa praca kończy się. Bywam częściej w domu, więc podejmujemy decyzję o tym, że nadszedł czas na powiększenie rodziny.I tak pojawia się pies. Dorosły, przygarnięty z ogłoszenia. Dostaje swoje miejsce w naszym pokoju wielofunkcyjnym (tym z aneksem kuchennym, który jest jednocześnie salonem, sypialnią, gabinetem, kuchnia i jadalnią).A potem na teście ciążowym pojawiają się dwie kreski i okazuje się, że wiosną, nasza rodzina znów się powiększy.Jest decyzja.Po urlopie zabieramy się za szukanie nowego, większego lokum. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 17:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Jesień 2011Decyzja podjęta: lokum ma być większe.No i zaczynają się dylematy:dom czy mieszkaniew mieście czy w miejscowości podmiejskiej (jakiej)jak duże ma być lokumjakie kryteria ma spełniać Zaczynam wertować net, przeglądam setki ogłoszeń z całego województwa. Na tej podstawie klarują się warunki brzegowe.Ponieważ dysponujemy określoną kwotą pieniędzy, o wygodnej willi w centrum miasta z dużym ogrodem nie mamy co marzyć. Podstawowym kryterium jeśli chodzi o lokalizację, jest czas dojazdu do centrum miasta (zarówno komunikacją miejską jak i samochodem). Czas maksymalny ustalamy na 30minut licząc go w najgorszym momencie, czyli z korkami (później wydłużymy go do 45minut), maksymalna odległość od przystanku 1km, komunikacja miejska kursować musi koło nas najrzadziej co 20minut. Wielkość lokum. Składać się musi ono z osobnej kuchni, salonu, najchętniej 3 sypialni, łazienki + wc lub dwóch łazienek. Fajnie byłoby gdyby był też pokój gościnny, gabinet. Obowiązkowe są piwnice, strychy, pomieszczenia gospodarcze czy komórki, w których dałoby się upchnąć nasz gromadzony przez lata dobytek.Klaruje się więc: mieszkanie 4-5-6 pokojowe minimalnie 70m kw lub dom o powierzchni 100-150m kw.Chcemy lokum maks. 20letnie (wielka płyta wykluczona), w stanie "do wprowadzenia". Boimy się starej rudery, która okaże się studnią bez dna. Zaczyna nas gonić czas, chcemy przeprowadzić się przed porodem. Poza tym chcemy, żeby mieszkanie było dla nas, a nie my dla niego. Nie chcemy kupić sobie wypełniacza wszystkich wieczorów i weekendów na najbliższe kilka-kilkanaście lat. Wizja pracy znowu kilkanaście godzin na dobę 7 dni w tygodniu (praca + remont) jest dla mnie nie do zaakceptowania. Na tej podstawie (ze względu na budżet) klarują nam się konkretne lokalizacje: dzielnice w mieście jeśli chodzi o mieszkanie i miejscowości podmiejskie jeśli chodzi o dom. No, a potem nagle okazuje się, że mój organizm nie chce ze mną współpracować. Z mojej wizji jazdy na porodówkę prosto z pracy nici. Zalegam w łóżku na kilka miesięcy. Jestem w takim stanie, że nie mam sił włączyć kompa, nie mówiąc o przeglądaniu ogłoszeń czy jeżdżeniu w teren i oglądaniu nieruchomości. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 17:45 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Styczeń 2012Wracam do świata żywych.Na prowadzenie w rankingu dom - mieszkanie wysuwa się dom. Brak wysokiego czynszu (za duże mieszkanie), samodzielność w decyzjach dotyczących napraw, remontów to główne zalety tego rozwiązania.Dodam jeszcze, że po kilku latach mieszkania w domku na wsi mam serdecznie dość grzebania w ziemi i rąbania drewna na opał oraz palenia w piecu, więc kominek i ogród to dla mnie bardziej wady niż zalety domu.Niestety ofert domów nie ma aż tyle co mieszkań, więc co jakiś czas powraca opcja mieszkanie. Mimo zapisania wielu stron w wordzie ofertami mieszkań, tak się złożyło, że oglądaliśmy tylko domy. Oferty przejrzane, czas zacząć oglądanie na żywoOczywiście chcemy oszczędzić na prowizji dla agencji, więc każde ogłoszenie zamieszczone przez agencję czytamy wnikliwie, oglądamy zdjęcia i na tej podstawie próbujemy odszukać je bezpośrednio w sieci. Jeśli nie znajdujemy, na podstawie zdjęć z ogłoszenia próbujemy odnaleźć dany dom na mapach. W tym świetny jest mój mąż. Jest bardzo cierpliwy i dokładny. Jego skuteczność wynosi 100%. A jak już znajdziemy, to jedziemy w teren, dzwonimy do furtki i próbujemy prowadzić rozmowy bez pośrednictwa agencji. Pojawia się jeszcze problem. Okazuje się, że zarówno praca moja, jak i mojego męża przestaje być pewna. Oboje dowiadujemy się, że nie znamy dnia ani godziny. Nawet ja, chociaż jestem w ciąży, bo zakładowi pracy grozi likwidacja. Zaczynamy bać się kupić dom "za wszystko". Co innego gdybyśmy byli sami - zawsze jakoś byśmy sobie poradzili, no ale w grę wchodzi już dziecko. Poza tym patrzę wreszcie prawdzie w oczy. Mimo, że staram się żyć normalnie, i na pierwszy rzut oka jestem zdrową jak koń babką, mój stan zdrowia jest daleki od ideału i lekarze nie zostawiają złudzeń. Nadejdzie kiedyś taki dzień, że nie będę w stanie pracować zawodowo i zasilę szeregi rencistów.Klarują się 2 rozwiązania: zmniejszamy budżet, część pieniędzy odkładamy "na czarna godzinę" lub kupujemy "za wszystko", ale wtedy dom z ewentualną opcją zarobkowania w razie potrzeby, tzn. np. z dodatkowym mieszkaniem do wynajęcia. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 18:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Zaczynamy poszukiwania Dom 1Czytam ogłoszenie, oglądam zdjęcia i się zakochuję. Szybko, no nie? Dom dla nas idealny - ilość pomieszczeń, lokalizacja w "ulubionej" miejscowości podmiejskiej, cena przystępna. Wymaga drobnego remontu, ale spokojnie można w nim mieszkać i dłubać w wolnym czasie, bez uczucia, że mieszka się cały czas w remoncie. Ogłoszenie zamieszczone przez agencję, ale dla nas nie ma nic niemożliwego. Jedziemy na miejsce. Otwiera młody człowiek i nie chce z nami gadać. Każe kontaktować się z agentką. Nie jest chętny na zaoszczędzenie na prowizji. Telefon do agentki jest jak kubeł zimnej wody. Na dom jest już kupiec, podpisana jest umowa przedwstępna. Z żalem zaczynam szukać dalej, ale miłość pozostaje. Dom 2Jest piękny. Budowany przez właściciela (z zawodu budowlańca) dla siebie. Niestety bank wypowiedział mu umowę kredytową i musi się go pozbyć. Ciężko mi patrzeć na dramat tej rodziny. Widać że ta sprzedaż to psychicznie dla nich duży problem. Dom zlokalizowany w tej fajnej miejscowości, w rozsądnej odległości od przystanku, gustownie wykończony. Na działce jest też drugi dom, stary, mniejszy, zamieszkały, ale w stanie do remontu. Działka fajna, nie za duża, nie za mała, dom trochę dla nas za duży jeśli chodzi o metraż, no i cena przewyższająca nasze ówczesne możliwości, ale dom jest jej zdecydowanie wart. Zaczynamy negocjacje. Niestety okazuje się, że jest inny kupiec który jest w stanie zapłacić całą cenę. Zaczynamy myśleć nad kredytem. W czasie gdy my myślimy, dom zostaje sprzedany. Później mam żal, że za długo myśleliśmy (jakiś tydzień), bo jak się później okaże bylibyśmy w stanie spłacić tą pożyczkę do końca roku. Dom 3Mieści się jeszcze w mieście, ale przy tabliczce "koniec miasta". Okolica przyjemna, z działki wychodzi się wprost do lasu, na działce jest garaż z kanałem (to duży plus nieruchomości dla mojego męża). Dom to pół bliźniaka. Pierwszy raz opis nie zgadza się z rzeczywistością. No bo jak strych o wysokości pomieszczeń 80cm - 165cm można wliczać do powierzchni domu i wmawiać, że to wygodne poddasze użytkowe. Chyba dla krasnoludków. Niby wygląda OK, ale po lepszym przyjrzeniu się, okazuje się że duży remont jest nieunikniony. Poza tym pani właścicielka jest bardzo niemiła. Już "od wejścia" jest bardzo niemiła, mam wrażenie, że nie chce nas wpuścić do domu, mimo że się wcześniej umówiliśmy. Długo zastanawiałam się dlaczego, aż przemyślałam nasz strój. Był wygodny, w końcu cały dzień spędziliśmy w terenie przy siarczystym mrozie, w głębokim śniegu, ale na pewno nie sugerował, że dysponujemy środkami na zakup takiej nieruchomości. Również 20letni samochód nie działał na naszą korzyść. Cena zaporowa, dom zdecydowanie nie jest jej wart, okazuje się że cena nie jest do negocjacji.Dom nadal jest wystawiony, nadal za tą samą cenę. Dom 4Ogłoszenie tajemnicze. Dom w stanie deweloperskim, ale brak kontaktu z deweloperem, można kupić tylko przez agencję. Umawiamy się z agentką na stacji benzynowej i razem jedziemy na miejsce. Okazuje się, że są to 4 szeregowce. Wybudowany jest jeden skrajny. Jest zamieszkały. Pozostałe to dziury w ziemi. Deweloper poinformował agentkę, że żadnych planów nie da, ale możemy obejrzeć dom już wybudowany. Nie daje jednak telefonu do mieszkańców, żeby się umówić. Poza tym wychodzi jeszcze jeden kwiatek. Deweloper życzy sobie, żeby wpłacać mu kolejne raty i on za te pieniądze będzie budował kolejne etapy. Nawet agentka przyznaje, że to ryzykowne i że pierwszy raz się z czymś takim spotyka i że nam odradza pakowanie się w to.Przejeżdżałam tam ostatnio, nikt się jeszcze nie odważył zainwestować w te dziury w ziemi. Dom 5Dom na granicy miasta. Gdyby był po przeciwnej stronie ulicy, byłby w mieście, a tak jest poza. Lokalizacja znana nam doskonale, ciężko znaleźć jakieś plusy. Jest w stanie deweloperskim. Szeregowiec do wyboru skrajny i środkowy. Układ pomieszczeń fatalny, sam deweloper mówi, co trzeba przerobić, żeby wygodnie się mieszkało. Działka wielkości prześcieradła. Poza tym okazuje się, że cena jest wyższa od podanej w ogłoszeniu. Na moje zdziwienie i dociekanie deweloper wygaduje się, że cena podana jest "na wabia". Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 20:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Dom 6Zlokalizowany w naszej ulubionej miejscowości, więc jedziemy zobaczyć, mimo że jest mniejszy niż potrzebujemy. Dojazd wąziutką dróżką. Jadąc naszą osobówką musimy co chwilę patrzeć czy którymś lusterkiem nie zahaczamy z jednej bądź drugiej strony o płot. Musimy wjechać na podwórko, żeby nie blokować drogi. Tu pojawia się pierwszy problem. Nasze auto jest dość długie. Ciężko wjechać w bramę. Wreszcie się udaje, ale okazuje się, że samochód nie mieści się przed garażem i wystaje na ulicę.Cena wysoka, poza naszym zasięgiem, więc przy małym metrażu liczymy na to, że właściciel ma jakiegoś asa w rękawie, którego wyciągnie na spotkaniu. Okazuje się, że zdjęcia w ogłoszeniu były superprofesjonalne, zdecydowanie ładniejsze od domu i posesji, a cena nie do negocjacji. Jak dla nas, to cenę właściciel ustalił z kosmosu, nijak ma się ona do tego co się kupuje. Okazuje się, że dla właściciela ta cena to "półdarmo", bo dom jest dla niego bezcenny ze względu na wartość sentymentalną. Próbujemy zostawić pana z jego wspomnieniami, ale mamy problemy z opuszczeniem posesji. Łatwiej było na milimetry wjechać przodem. Wyjechać tyłem (nie ma szans na obrócenie samochodu przed domem), przy zaśnieżonej drodze jest zdecydowanie trudniej. Dom 7Zlokalizowany w mieście. W dzielnicy o jakiej nawet nie myśleliśmy, bo wydawało nam się, że nas na nią nie stać. Dom ma podobno 100m kw + dobudówkę 30m kw , która jest przeznaczona na wynajem. Pół bliźniaka, działka malutka. No ale ta lokalizacja - koło parku, zbiornika wodnego, cicha uliczka, bliziutko przystanek i dojazd do ścisłego centrum w niecały kwadrans. O tym nawet nie marzyliśmy. W razie czego musimy przeboleć prowizję dla agencji, bo to oferta na wyłączność.Przyjeżdżamy, pani agentka przemiła, roztacza cudowne wizje o kwiatkach, spacerach, ale odpowiedzi na żadne pytania techniczne nie zna. Właścicieli jest kilku, rozsiani po kraju. Odziedziczyli ten dom po pani, która tam wcześniej mieszkała i też nic nie wiedzą.Okazuje się, że tak na prawdę dom nie ma 100m kw, tylko 70m kw, bo ja piwnicy (nie suteryn, piwnicy) do powierzchni mieszkalnej nie wliczam. Zwłaszcza że wysokość pomieszczeń w piwnicy to 160-175cm. Przybudówka faktycznie jest. Dostawiona tak, że zasłania okna w kuchni i jadalni.Widać, że dom był zamieszkały, ale wymaga remontu kapitalnego. Nie jest to w takim razie to, czego szukamy.Cena troszkę wysoka jak na tak mały metraż i domu i działki, choć lokalizacja na pewno ją podnosi. Robimy bardzo zgrubny wstępny kosztorys remontu i wychodzi, że nawet jak byśmy się zdecydowali na remont, to i tak nas na to nie stać. Jednak lokalizacja robi swoje. Znów jestem zakochana. Liczę, że cena spadnie. W końcu spadkobiercy nie chcą tam mieszkać, tylko chcą się gotówką podzielić. Dom 8Dom w miejscowości trochę dalej od miasta niż nasz warunek, ale za to w miejscowości z klimatem uzdrowiskowym. To zdecydowanie duży plus dla mnie. Ogłoszenie bezpośrednie, dom w stanie deweloperskim, ale właściciel za nic nie chce podać dokładnej lokalizacji. Pytamy czy spełniony jest warunek 1km od przystanku. Właściciel twierdzi, że tak. Mamy wątpliwości, bo na mapach takiego domu nie ma, albo nie umiemy szukać. Umawiamy się, bo mamy w tej miejscowości jeszcze jeden dom do obejrzenia. Tym razem na wycieczkę zabieramy mojego tatę. Spotykamy się z właścicielem na przystanku. I tu pierwszy szok. Właściciel okazuje się być znajomym taty, natomiast tata nie ma pojęcia o tym, że właściciel oprócz tego, czym się zajmuje, trudni się również budową domów na sprzedaż. Okazuje się, że facet wolałby to trzymać w tajemnicy i sytuacja robi się niezręczna. Wsiadamy do auta i ruszamy w stronę domu. Mijamy tabliczkę z napisem "koniec miejscowości" i jedziemy dalej. Dom jest malowniczo położony, w środku lasu, ale do przystanku są ponad 3km. To jest dla nas nie do zaakceptowania, więc oglądamy ekspresowo, tylko w celu podpatrzenia ciekawych rozwiązań.Cały czas nie rozumiem. Po co właściciel kłamał. To nie jest 200 czy 300m różnicy, ale ponad 2km. Dom 9Dom w miejscowości uzdrowiskowej. Połówka bliźniaka. Duża. Bardzo duża. 4 kondygnacje. No OK, jedna z nich to piwnica, jedna to poddasze, ale to są takie przestrzenie, że każda kondygnacja może być spokojnie wygodnym mieszkaniem 3pokojowym. Do przystanku rozsądna odległość, działka sympatyczna. I to powietrze. Aż się w głowie kręci, takie świeże. Już mamy pomysł jak podzielić przestrzeń i ewentualnie czerpać zysk z kondygnacji, których nie będziemy użytkować.Oglądamy dom długo i dokładnie. Właściciele są cierpliwi, ale takich oglądaczy chyba jeszcze nie mieli. Jesteśmy dociekliwi, no i okazuje się, że drugą połówkę bliźniaka zamieszkuje ich rodzina. W związku z tym tak na prawdę, to nie ma podziału nieruchomości na 2 części. Jest jeden adres, jeden licznik gazowy, elektryczny, jedno przyłącze do kanalizacji, mimo że połówki domu są zupełnie autonomiczne. To jest dla nas problemem, bo nie po to wyprowadzamy się z bloku, gdzie jest wspólnota, żeby znów mieć wszystko wspólne. No ale podział jest do załatwienia.Cena - odpowiednia dla tej nieruchomości. Jednak dom wymaga remontu.Przesypiamy się z tematem i się decydujemy. Umawiamy się na negocjacje. Liczymy się z tym, że właściciele mogą nie chcieć zejść z ceny, bo nie jest ona zawyżona. Jesteśmy gotowi kupić dom za podaną cenę.I tu spotyka nas zaskoczenie. Okazuje się, że właściciele znaleźli kupca wśród rodziny za tą samą cenę. Wtedy odpadnie im to całe dzielenie. Dlatego nam mogą sprzedać, owszem, jeżeli zaproponujemy cenę znacząco wyższą od wyjściowej.Zbieramy szczęki z podłogi i grzecznie się żegnamy. Dom 10Położony w naszej ulubionej miejscowości podmiejskiej. Lokalizacja super. Blisko przystanku, a jednocześnie z działki wyjście prosto do lasu. Dom o rozkładzie nietypowym. Z różnych względów się na niego nie zdecydowaliśmy. Nie będę pisać z jakich, bo kupił go jeden z Forumowiczów (ale ten świat mały), któremu gorąco kibicuję w remoncie! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 21:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Nie napisałam jeszcze, dlaczego kupujemy dom, a nie decydujemy się na budowę. Goni nas czas, ale przecież dom szkieletowy spokojnie zdążylibyśmy postawić.Otóż dlatego, że nie mam zdrowia (zwłaszcza psychicznego), sił i chęci na bieganie po urzędach i załatwianie pozwoleń, na użeranie się z wykonawcami. Z tego też powodu nie decydujemy się na dom do kapitalnego remontu. Wizja nieustannego kontrolowania fachowców różnej maści mnie przerasta. Powiecie, że możemy przecież własnymi rękoma cały remont wykonać. Jasne, ale jak już pisałam, nie zamierzam się poświęcać dla tego domu. On am być dla mnie, nie ja dla niego.Co innego mały nieuciążliwy remoncik, który można w kilka weekendów przeprowadzić samemu. I tak oto nadchodzi połowa marca. Do porodu 3 miesiące, a superofert dla nas "na miarę" nie przybywa. Oglądamy więc jeszcze to, co jest na rynku, z myślą, że może coś nas pozytywnie zaskoczy przy oględzinach. Dom 11Dom w naszej ulubionej miejscowości podmiejskiej. Nie za duży, w sam raz dla nas. Wymaga remontu, ale ma potencjał i jest do ogarnięcia.Na miejscu za to wychodzą kwiatki z gatunku relacji międzyludzkich. Dom należy do pana, a po włościach oprowadza nas była żona, która za wszelka cenę stara się nam nieruchomość obrzydzić. Była żona mieszka w domu na posesji formalnie sąsiadującej ze sprzedawaną, ale w rzeczywistości posesje są połączone. Teoretycznie granica przebiega po środku, ale ponieważ mąż nie mieszka na miejscu, była żona użytkuje obie działki, na posesji męża postawiła budynki gospodarcze i co najważniejsze - wychodek, a także korzysta z garażu w domu męża. Oczywiście nie zamierza niczego z części męża usuwać, zwłaszcza kibelka i liczy, że nowy właściciel zrekompensuje jej straty związane z rozbiórką oraz założy kanalizację w jej domu.Wycofujemy się grzecznie. Nie dla mnie takie śliskie relacje międzyludzkie.Obserwuję ogłoszenie. Cena spada coraz niżej, jest tak niska że aż oczy ze zdumienia przecieram, czy błędu nie ma, a ogłoszenie nadal wisi. Chyba nikt nie chce się wpakować na minę. Dom 12Niestety organizm odmówił mi posłuszeństwa i mąż jedzie tam sam.Ogłoszenie znaleźliśmy w necie dodane przez agencję, z prowizja dla kupującego 0%. Jak łatwo się domyślić, cały ciężar prowizji jest zatem przerzucony na sprzedającego. Dom mąż odnajduje bez trudu przy głównej ulicy (to zdecydowany minus tej nieruchomości, inaczej pewnie po obniżce ceny byśmy się zdecydowali) naszej ulubionej miejscowości. Liczymy zatem, że cena jaką podadzą właściciele w kontakcie bezpośrednim będzie niższa niż ta z ogłoszenia. A tu zaskoczenie. Państwo życzą sobie więcej niż pośrednik, który od nich przecież prowizję weźmie! Dlaczego? Oj, to proste. Przecież, zdaniem właścicieli, ten dom jest o wiele więcej wart! A czemu agent wystawia go taniej? Bo długo ich przekonywał, że za więcej nikt nie zdecyduje się nawet na obejrzenie, nie mówiąc o kupnie, więc dla świętego spokoju zgodzili się dać do ogłoszenia niższą cenę. Liczyli, że jak komuś się dom spodoba, to cenę podniosą.Nie lubimy być robieni w balona, więc szybko rezygnujemy.Obserwuje ogłoszenie, cena spada i spada. Dzwoni też do nas pani właścicielka informując o obniżce ceny. Pytam czy to nie kolejny chwyt marketingowy. Pani łka do słuchawki. Ma nóż na gardle, musi sprzedać. Przepraszam grzecznie, ale nie będę z litości wydawać lekkomyślnie oszczędności całego życia. Dom 13Znajdujemy ogłoszenie. Oczywiście dodane przez agencję. Przy okazji oglądania innego domu, zajeżdżamy i tam. Dzwonimy do furtki. Widać, że w domu ktoś jest, spogląda zza firanki, a potem udaje, że go nie ma. Myślimy, że może w domu jest samo dziecko, więc to zrozumiałe, że nie otwiera obcym. Wrzucamy zatem do skrzynki na listy karteczkę z informacją, że jesteśmy zainteresowani kupnem domu i numerem telefonu. Już mamy odjeżdżać, ale do sąsiedniego domu ktoś przyjeżdża. Wysyłam zatem męża na rozmowę, żeby się dowiedział, czy sąsiedni dom jest do sprzedania. Mąż wchodzi za dom i znika. Nie ma go ponad 20 minut. Zaczynam się niepokoić. Wraca wielce zadowolony po ponad pół godzinie, ma już kilku nowych kolegów, zdążył herbatę wypić. Okazuje się, że dom do sprzedania jest, owszem, ale bez działki. Tzn. na jednej działce (malutkiej) stoi kilka domów. Podwórze jest wspólne. To dyskwalifikuje ten dom. Wystarczająco długo mieszkaliśmy w komunach różnego typu. Teraz chcemy mieć domek ciasny, ale własny.Panowie jeszcze informują męża, że właściciel jest dziwny, że cieszą się że się wyprowadzi. Zaczynam żałować, że zostawiłam mój numer telefonu w skrzynce, ale myślę sobie - co tam, przez telefon nawet świr nic mi nie zrobi.Mija kilka tygodni. Dzwoni pan z pytaniem czy to ja zostawiłam mu numer telefonu w skrzynce. Pewnie że ja. Zostawiłam i to nawet w nie jednej. Ciekawa jestem, z właścicielem której skrzynki mam do czynienia. Zanim zdążę zadać pytanie naprowadzające, pan pyta rzeczowo czy tego dnia w południe byłam pod jego domem. Zgadza się. Dzięki temu wiem który to dom. Pan zmienia ton z normalnego na awantura. Zaczyna wykrzykiwać, jak mam czelność go nachodzić i jego żonę straszyć. Straszy pozwem za straty moralne i uszczerbek na zdrowiu psychicznym, jakiego żona doznała, przez mój dzwonek do furtki. Chce mi się śmiać, a pan nakręca się coraz bardziej. Zaczyna mnie wyzywać, więc mało kulturalnie po prostu zrywam połączenie. Już rozumiem, czemu sąsiedzi mówili że to świr. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 21:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 Miesiąc do porodu. Już wiem, że z przeprowadzki przed pojawieniem się bobasa nic nie wyjdzie. No i niespodzianka.Dzwoni agentka od Domu 1. Przypomnę, tego, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Którego nawet nie oglądałam, bo była podpisana umowa przedwstępna. Umowa końcowa nie doszła do skutku, więc mogę go obejrzeć i kupić. Dodatkowo okazuje się, ze spadła cena. Jestem zdecydowana, no chyba że na miejscu wyjdą jakieś kwiatki.Wizja lokalna mnie zaskakuje. Wnętrze prezentuje się lepiej niż na zdjęciach. Dom jest w lepszym stanie niż myślałam. W myślach już pakuję kartony w mieszkaniu, a fizycznie staram się oglądać dom z kamienną twarzą. Jak stwierdził później sprzedający, patrząc na mnie był pewny, że mi się nie podoba i nie mam zamiaru kupić.Umawiamy się na negocjacje, oglądamy dokumenty. Widzimy, że jest jakiś konflikt między małżonkami sprzedającymi, ale nie zwracam na to uwagi. Wszyscy mają lepsze i gorsze dni. Uzgadniamy cenę i umawiamy się na umowę przedwstępną. Chcę to załatwić przed terminem, kiedy mam się stawić w szpitalu.Raz termin sprzedający przesuwają. OK, każdemu może coś wyskoczyć. Drugi raz chcą przekładać, no ale ja nie mogę czekać w nieskończoność. Drążę w czym rzecz. Okazuje się, że żona robi mężowi na złość i dlatego blokuje sprzedaż. Jak się później okazało, było w tym też drugie dno finansowo-uczuciowe.I w ten sposób przez emocje zazdrosnej żony nie zamieszkałam w moim wymarzonym domku. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 07.10.2012 21:39 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Października 2012 3 dni do porodu. Ostatni dzwonek na oglądanie. Mam świadomość, że wycieczki z noworodkiem mogą być nieco skomplikowane, zwłaszcza że to moje pierwsze dziecko. A teraz jeszcze jako tako się toczę, więc ruszam w teren. Dom 14W mojej ulubionej miejscowości podmiejskiej. Dalej od przystanku niż bym chciała, ale poza tym ma to "coś". Odpowiedni rozkład pomieszczeń, budowany przez właściciela, z mnóstwem użytecznych patentów. Ma w sobie coś takiego, ze nie mam ochoty stamtąd wychodzić. Cena też przyjemna.Niestety za płotem czar pryska. Na przeciw domu mieści się budynek socjalny. W pierwszej chwili myślałam, że to opuszczona rudera. Dopiero później dostrzegłam człowieka śpiącego na schodach, drugiego leżącego przed domem i trzeciego drzemiącego na siedząco w wychodku bez drzwi. Bałabym się za płot wyjść, a co dopiero dziecko same puścić. Dom 15Podobno w miejscowości "naszej". Okazuje się, że jednak kawał za nią. Na zdjęciach prezentuje się okazale. W realu zdecydowanie mniej korzystnie, ale widać że jest nowy. Za to strasznie zapuszczony i po prostu brudny.To pierwszy dom, którego właścicielami są młodzi ludzie, z małymi dziećmi i pierwszy dom, w którym właściciele nie zgadzają się, żebyśmy robili zdjęcia. Po solennych zapewnieniach, że to tylko na nasz użytek, że nie chcemy fotografować zdjęć ślubnych i daty I komunii w końcu ulegają i godzą się na kilka zdjęć. Cena wysoka. Rozumiem, że dom niedawno wybudowany, ale lokalizacja fatalna. Przy trasie. Przy uchylonym oknie samochody zagłuszają rozmowę. Dla formalności pytam, co zostaje w domu, gdybyśmy go kupowali. Właściciel zdziwiony pytaniem. Okazuje się, że to zależy od ceny na jaką się umówimy. Jeżeli damy więcej niż w ogłoszeniu, to może meblościankę zostawi w salonie. Ale już mebli w pokoju syna nie, bo były drogie. Wyjaśniam, że nie chodzi mi o meblościankę, tylko np. o zabudowana szafę w przedpokoju, zabudowę kuchni czy wyposażenie łazienek. No i tu zaskoczenie. Jeśli zaoferujemy cenę zbyt niską, to właściciel wszystkie zabudowy porozbiera, a łazienki (w tym jedną nówkę) skuje. Oby mu ta zabudowa w nowym domu pasowała. 4 dni po tej wizycie na świat przyszedł nasz syn, więc na prawie miesiąc zrobiliśmy sobie przerwę w wycieczkach, cały czas jednak trzymając rękę na pulsie i śledząc nowe ogłoszenia. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
niemodna 08.10.2012 10:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2012 Witam, przeczytałam całość... ciekawie się zapowiada - mam tylko nadzieję, iż udało Wam się znaleźć w końcu wymarzony dom, choć biorąc pod uwagę nazwę wątku i pojawienie się na forum, raczej tak... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 08.10.2012 12:09 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2012 Witam, przeczytałam całość... ciekawie się zapowiada - mam tylko nadzieję, iż udało Wam się znaleźć w końcu wymarzony dom, choć biorąc pod uwagę nazwę wątku i pojawienie się na forum, raczej tak... Witaj niemodna. Nie sądziłam, że ktoś przy moją pisaninę przebrnie. Zapraszam, rozgość się. U Ciebie w wątku byłam, poczytałam hurtem i podziwiam Was za zamieszkanie w remoncie na tak długi czas. Pewnie że się udało. Nie wiem czy wymarzony, ale nie chcę wybiegać w przyszłość W wolnej chwili (na pewno w tym tygodniu)dopiszę dalszy ciąg i dojdę wreszcie do tego, co dzieje się obecnie. Niestety mały szkodnik skutecznie mi w tym przeszkadza i dlatego piszę na raty. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 08.10.2012 13:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2012 Zapomniałam jeszcze o jednym domu odwiedzonym w zimieDom 16W naszej ulubionej miejscowości, prezentuje się na zdjęciach okazale, urządzony gustownie i ze smakiem. Cena niemała, ale działka spora, a dom ze zdjęć w takim stanie, że wystarczy w walizkę ciuchy spakować i można wygodnie mieszkać. Niestety jest daleko od przystanku, ale oprócz domu na działce jest podobno dobrze prosperujący sklep. Oczy mi się świecą i jedziemy, choć lokalizację znamy. Wiemy że jest daleko od przystanku, ale nie sądziliśmy, że dojazd prowadzi takimi kiepskimi dróżkami (na mapie to piękne ulice). Mąż klnie jak nigdy, w połowie drogi chce porzucić auto i iść dalej pieszo, bo boi się, że zawieszenie urwie. Nie byłoby to takie zły. Byłby pretekst, żeby nowszy samochód kupić, taki z poduszkami powietrznymi mi się marzy. Niestety autko jest niezniszczalne.Zajeżdżamy, po czasach świetności sklepu został tylko szyld. Koło domu kończy się budować osiedle bloków. Nie jest źle, rynek zbytu niedługo byłby, może dałoby się interes rozkręcić.Wchodzimy za płot i widzimy że zdjęcia to był majstersztyk. Były o wiele lepsze od domu. No nic. Czekam aż obejrzę piękny ogród zimowy i przestronną kuchnię, które urzekły mnie na zdjęciach. Ogrodu zimowego już nie ma. Okazuje się, że właściciele wpadli w kłopoty finansowe, postanowili podzielić działkę, swój wolnostojący dom zamienić na połówkę bliźniaka i ją sprzedać, a na mniejszej części działki postawić nową połówkę dla siebie. No i tak wypadło, że ogród zimowy był na tej mniejszej działce, więc go zburzyli. Na tamtej działce wypadła też kuchnia, więc właściciel mówi, żeby na nią nie patrzeć, bo ona też jest do wyburzenia. W ten sposób przestronny parter straci przestronność i całe oświetlenie. Wyburzenia nie ominą też piętra domu. Na zagładę skazana jest garderoba i łazienka. Szybko podliczam ile m kw idzie do wyburzenia, jaka teraz jest cena za metr nieruchomości i okazuje się, że to bardzo droga impreza.Niestety nie zostanę właścicielką spożywczaka. Wracając do chronologiiSynek odchowany, ma prawie miesiąc, więc pakujemy go do auta na jego pierwsze oglądanie domuDom 17W stanie deweloperskim, na obrzeżach podmiejskiego miasteczka. Dojazd samochodem fatalny. Znów mąż klnie, że jego autko nie wytrzyma moich pomysłów. Rozkład pomieszczeń w domu super, ale okolica sprawia wrażenie, że nie jest tu bezpiecznie. Wielu rzeczy w domu nie ma (np. klamek w oknach), które wg dewelopera będą, ale boi się je montować, bo je zaraz ukradną.Dziękujemy, nie chcemy mieszkać w miejscu, gdzie strach wyjść z domu czy zostawić dom bez opieki. Nadchodzą wakacje 2012Jak to w wakacje, na rynku mały przestójDom 18Ogłoszenie znalezione już dawno, ale nie ma na kiedy się umówić na oglądanie.Aż tu jednego wieczoru chcę nakarmić psa, idę po karmę do balkonowej spiżarni no i zaskoczenie. Karmy nie ma. Byłam pewna, ze jest jeszcze jedno opakowanie. Szybka decyzja. Gotuję coś psu na szybko na kilka dni i po karmę jadę za te kilka dni czy jadę do sklepu od razu. Wybieram to drugie. Pakuję synka do auta i w drogę. A jak już jestem koło sklepu, to do tego domu z ogłoszenia jest tylko 1km. Szybki rzut oka na dziecię - jeszcze drzemie, więc bez wahania zajeżdżam. O domu rozwodzić się nie będę, bo okazuje się, że jest sprzedany (podpisana jest umowa przedwstępna). Okolica mi się spodobała. Już mam odjeżdżać, a na sąsiednim płocie widzę tabliczkę "na sprzedaż dom i firma" i nr telefonu. Nie mam już czasu na oglądanie, więc wracam do domu i umawiam się na następny dzień. Dom 19 i 20Niestety synka gorączka rozłożyła po szczepieniu, więc na oglądanie wysyłam męża.Okazuje się, że do sprzedania jest dom + budynki w których mieści się firma, ale też drugi dom po przeciwnej stronie ulicy - nowa rezydencja. Cena rezydencji zdecydowanie zaporowa jak dla nas. Cena za zaniedbany dom z budynkami w których mieści się firma, też mała nie jest, zwłaszcza za ten stan. Plusy z wizyty: właściciel okazuje się zapalonym remontowcem, więc daje mężowi dwugodzinny wykład o tym co się w domu sprawdza, co nie, gdzie w okolicy kupować materiały itd. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 08.10.2012 14:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2012 Dom 21 i 22Pojawiły się ogłoszenia razem. Do sprzedania są 2 domy w willowej dzielnicy na obrzeżach miasta. Czytam opis, oglądam zdjęcia i już chcę jechać, oglądać i kupować.W weekend wybieramy się tam na spacer. Trafiamy bez problemu, pod płotem małe zbiegowisko. Wysyłam męża na przeszpiegi. Okazuje się, że kilka osób tam stojących już domy oglądało, a reszta to ich rodziny. Mąż dowiaduje się jak wyglądają wnętrza, w jakim są stanie. Wreszcie zza domu wyłania się właścicielka. Zbiegowisko się rozpierzcha, a mąż niezrażony wita się i pyta czy możemy dom obejrzeć. Pani niezbyt kulturalnie i dość głośno mówi mu, że chyba na głowę upadł, że ją w weekend nachodzi. Oglądania są od poniedziałku do piątku i umówić się można wyłącznie przez agencję.No to umawiamy się, ale już widzimy w czym rzecz. Oba domy stoją na jednej działce, jeden za drugim. Nie ma żadnego dojazdu samochodem do dalszego domu, bo wszędzie rosną piękne sosny. Jak słusznie się obawiamy, oba domy należą do jednej rodziny. Niby właścicielki mają świadomość, że jak część sprzedadzą, to już z całej działki nie będą mogły korzystać, ale odnosimy wrażenie, że nowy lokator będzie intruzem.Dom 21Nie ma wjazdu na działkę od ulicy, za to z jego okien widać drogę, a za nią las. Pięknie. Jest to pierwszy dom szkieletowy, jaki oglądamy. Stąd mamy masę pytań - o rodzaj drewna, technologię budowy. Właścicielka nie wie nic. Jest artystką. Dom jest - podoba się albo nie i już. Jest przestronny, ma masę okien, więc jest dobrze doświetlony, jednak okien jest aż tyle, że ciężko mi rozstawić tam meble. Boję się też, że przez tyle okien ucieknie dużo ciepła w zimie.Ogólnie jest miło, ale w pewnym momencie właścicielka robi się purpurowa na twarzy i prosi agenta na stronę. Tam robi mu wyrzuty, że przecież go prosiła, na co agent się broni, że przecież mówi wszystko tak, jak mu kazała. Jestem lekko zaniepokojona. Szybko w myślach staram się sobie przypomnieć co takiego przed chwilą paplał agent, ale nic nadzwyczajnego nie przychodzi mi do głowy.No nic, oglądamy długo i wnikliwie, agent patrzy wymownie na zegarek. Jak się okazuje, przed nami było już 30. oglądających, a na ten tydzień jest umówionych kolejnych 10. No nie dziwię się, cena atrakcyjna jak za dom w takiej lokalizacji, ale brak swobody w dostępie do nieruchomości mnie zniechęca.Dom 22Drugi z tej pary, ten bliżej ulicy. W zdecydowanie gorszym stanie, zbudowany nie wiadomo z czego. Jego głównym minusem jest to, że grunt nie jest własnością, tylko jest to użytkowanie wieczyste. Nie wiadomo ile potrwa wykup, ile za to trzeba będzie zapłacić. Próbujemy negocjować z właścicielką, żeby ona wykupiła przed sprzedażą (za naszą kasę) korzystając ze swojej zniżki. Odmawia. Waham się długo, ale jednak rezygnujemy. Wakacje trwają, a ogłoszeń nie przybywa. Aż tu niespodzianka. Cena Domu 7 spada. Spada tak, dużo, że zaczyna być to interesująca oferta.Przypomnę, dom w mieście, w świetnej jak dla nas lokalizacji, ale mały 70m kw + piwnica, z przybudówkami do rozwalenia, no i do kapitalnego remontu, a przecież w wielkie remonty wkopywać się nie chcemy. No ale ta lokalizacja mnie kusi. Dzielę się swoimi wątpliwościami z tatą. Okazuje się, że ma sprawdzonego fachowca, który jest uczciwy. To zmienia postać rzeczy. Powoli zaczynam się przekonywać do opcji domu do remontu. No bo w domu we wnętrzu zmienić można wszystko, a lokalizacji zmienić się nie da.Nie jestem do końca przekonana, więc na drugą wizytę w tym domu wysyłam męża z tatą. Na miejscu okazuje się, że cena spadła jeszcze bardziej. Oj spieszy się tym spadkobiercom do podziału kasy. A jak cena spadła i zrobiła się okazyjna, to i ruch się w interesie zrobił. Przed moimi panami są oglądający, po nich kolejni. W czasie gdy chłopaki oglądają wnikliwie, poprzedni oglądający dzwonią, że się wstępnie decydują. Agentka pyta "moich" co oni na to. W tej agencji jest taki zwyczaj, że w przypadku dwóch kupców dających tą samą cenę, pierwszeństwo zakupu ma ten, kto oglądał wcześniej. Jak to dobrze, że byliśmy tam w styczniu, kiedy cena była jeszcze o wiele wyższa.Panowie nie wiedzą co zrobić. Działać trzeba szybko, ale boją się podjąć taką decyzję beze mnie.Ryzykują awanturę w domu i mówią, że my też jesteśmy zdecydowani. Co tu dużo mówić. Nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia, ani nawet od drugiego. Raczej małżeństwo z rozsądku. Jest to czwarty z kolei dom, na który się decydujemy. Decyduje raczej lokalizacja, niż sama nieruchomość. Kilka dni później umawiamy się w siedzibie agencji na oglądanie dokumentów. Okazuje się, że nieruchomość jest obciążona służebnością. Gul mi skacze, bo tyle zachodu, a dopiero teraz się o tym dowiadujemy. Starszy prawnik agencji tłumaczy nam, co to jest służebność i usiłuje być grzeczny, choć widać, ze obecność dziecka przy spotkaniu go irytuje. No niestety, tak już mamy, że nie mamy go z kim zostawić i musimy go ciągać wszędzie ze sobą. Dzięki temu nie boi się ludzi i nie jest wydelikacony, bo wychodzić z domu musi przy każdej pogodzie, ale przyznaję, jest to bardzo uciążliwe i jeśli tylko bym mogła, nie brałabym go wszędzie ze sobą.Wracając do służebności, chodzi o służebność przejazdu. Wiem co to jest, nie potrzebuję tłumaczenia, bardziej mnie interesuje jak ta służebność w tym konkretnym przypadku ma być realizowana i na czyją rzecz. Pan prawnik nie może zrozumieć o co chodzi, bo tam nigdy nie był, ja na szczęście zaczynam rozumieć o co chodzi. Służebność ustanowiona była jeszcze przed podziałem bliźniaka na pół. Po podziale została, ale nie ma szans realizować jej poprzez naszą działkę. Jest to możliwe jedynie przez działkę drugiej połówki bliźniaka.Decydujemy jednak, że trzeba nasze przypuszczenia jeszcze sprawdzić w terenie. Pakujemy synka do wózka i ruszamy z agentką na wizję lokalną. Agentka zaczyna mieć nas powoli dość, ale jedzie. Faktycznie służebność przejazdu jest realizowana przez działkę należącą do drugiej połówki bliźniaka, w ten sposób, że tamta działka jest węższa i jest zrobiona droga wjazdowa do posesji leżącej w głębi. Korzystając z okazji, że jesteśmy na miejscu oglądam dom po raz drugi. Pierwszym razem byłam tam pół roku wcześniej i trochę obrazów zatarło mi się w pamięci, zwłaszcza, że po drodze widziałam kilka innych domów. Agentka cierpliwie pilnuje nam dziecka w wózku przed domem, a my zwiedzamy. Nic nie zaskakuje nas negatywnie. Decydujemy się na zakup i umawiamy na umowę przedwstępną. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 08.10.2012 16:29 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2012 Dzień przed umową przedwstępną nachodzą mnie wątpliwości. Takie ogólne, czy dobrze robimy, że się w to pakujemy. To jest do mnie niepodobne. Jest też wątpliwość szczególna. Nie pisałam o tym, co się dzieje w drugiej połówce naszego bliźniaka. Prowadzona jest tam działalność produkcyjna i handel wyprodukowanymi wyrobami. Zaczynam się bać, czy takie sąsiedztwo nie będzie uciążliwe. Niby byłam tam dwa razy i jakieś szczególne dźwięki czy zapachy do mnie nie doszły, no ale może akurat o takiej godzinie byłam. Wiem, że szukam dziury w całym, ale jak pakuję w coś oszczędności całego życia, to nie chcę sobie potem pluć w brodę, że czegoś nie sprawdziłam. Telefon do agentki. Umowa jest po południu, z samego rana chcę podjechać jeszcze coś sprawdzić. Agentka pęka z ciekawości, ale nie zdradzam, co chcę sprawdzić, bo nie chcę żeby ewentualnych sąsiadów o moich wątpliwościach uprzedziła. Zabieram ze sobą tatę, żeby zajął agentkę rozmową, kiedy ja będę nasłuchiwać i wąchać. Zabieram też z musu dziecko. Agentka się spóźnia, muszę zrobić mleko dla dziecka na środku ulicy. Jest to sporą sensacją i budzi ogólne zainteresowanie. To mi się podoba. Taka umiarkowana wścibskość nie jest zła, jeśli chodzi o sąsiadów. Widać, że się interesują co się w okolicy dzieje. Liczę, że w razie gdy ktoś niepowołany będzie kręcił się na mojej posesji, też się zainteresują. Wreszcie wchodzimy do domu. Tata zagaduje agentkę, a ja latam w górę i w dół i wącham i słucham. Sąsiedztwo okazuje się nie być dla mnie uciążliwe. A tata tak skutecznie agentkę zagadywał, że wynegocjował obniżkę prowizji. To się nazywa praca zespołowa. W południe telefon od agentki, że umowa przedwstępna dziś nie dojdzie do skutku. Znów mam nerwa. Już raz to przerabialiśmy i dobrze się to dla nas nie skończyło. Pytam w czym rzecz. Okazuje się, że jeden z właścicieli, który mieszka za granicą, nie przyjedzie osobiście. Jest pełnomocnictwo, ale jest złe. Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na umowę przedwstępna u notariusza, bo tego byśmy w pełnomocnictwie pewnie nie dopatrzyli. Taki malutki niuansik, ale jednak znaczący. No ale denerwuje mnie to, że znów wszystko się odwleka. Nie wiadomo za ile czasu będzie nowe pełnomocnictwo.Pozostali sprzedający też są nieźle wkurzeni, bo mieszkają spory kawał od naszego miasta i od rana jechali na tą umowę. No i okazuje się, że na darmo. Żeby nam się czas nie dłużył, jedziemy na urlop i wyprawiamy chrzciny. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 08.10.2012 19:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2012 Przyjeżdżamy na umowę przedwstępną znów z naszym małym rozrabiaką.Dopiero wtedy poznajemy sprzedających.Agencja tak to zorganizowała, że niby nas wspiera agentka z którą oglądaliśmy dom, a sprzedających agent, który przyjął ich ofertę do agencji.Wchodzimy do notariusza, sprzedający już siedzą, witamy się. Na to jedna z pań sprzedających pyta swojego agenta teatralnym szeptem (w naszej obecności): "Panie, to te młode będą od nas ten dom kupować?" Agent odpowiada: "Z tego co wiem, to tak".Sprzedająca: "Panie, ale one takie młode wyglądają. One na pewno tyle pieniędzy mają?"I ten dialog doskonale oddaje charakter sprzedających. Ciężko się z nimi na jakiejkolwiek płaszczyźnie porozumieć. Pierwszy raz cieszę się, że negocjowaliśmy wszystko poprzez agencję. Zaczynamy. Czytanie umowy jest długie, bo właścicieli kilku, każdy ma inny udział. Niby wszystkie warunki były wcześniej ustalone, ale słucham czy wszystko jest tak jak się umówiliśmy. Jednocześnie zabawiam dziecko, żeby się nie darło i nie przeszkadzało. Mimo że jestem totalnie rozproszona, wyłapuję 2 ważne odstępstwa od wynegocjowanych warunków umowy. Zgłaszam wątpliwości. Nasza agentka nie wie o co chodzi i tekst: "ale ja myślałam, ze już się pani z tego wycofała". Nie, nie wycofałam się i bez tego umowy nie podpiszę. Szlag mnie trafia, ale staram się być opanowana.Sprzedająca nie wie o co chodzi, ale się na żadne zmiany nie zgadza. Konsternacja. Umowa wisi na włosku.Na to odzywa się pani dotychczas cichutka, występująca w imieniu jednego ze sprzedających, nieobecnego na sali. Mówi głośno: "ja się zgadzam". I następuje przełom. Sprzedająca, która się nie zgadza, już się zgadza. Nie rozumiem tych ludzi kompletnie, ale ważne, że moje warunki są spełnione. Dalej jest jeszcze ciekawiej. Sprzedająca myśli, że od chwili podpisania umowy przedwstępnej, to ja będę płacić wszystkie rachunki za media. Niedoczekanie. Narzeka jeszcze, że sprzedaje dom prawie za darmo, że zapłaciła wielki podatek od spadku. I co, mam jej to niby jakoś wynagrodzić? No tak to już jest, że jak się chce na czymś zarobić, to najpierw trzeba w to trochę pieniędzy włożyć. Wreszcie po 2,5h podpisujemy umowę przedwstępną. Nadchodzi czas na sprzedaż mieszkania. Kupiec znajduje się szybko. Aktualnie czekamy, aż dostanie kredyt. Jak tylko rozstaniemy się z mieszkaniem, podpisujemy umowę końcową, mam nadzieję, że bez niespodzianek i domek będzie wreszcie nasz. Jutro wrzucę plany i fotki. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
carver 09.10.2012 03:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2012 Cześć,Widzę, że troszkę Was to szukanie domu kosztowało pracy. Czekamy na więcej,pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 09.10.2012 11:29 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2012 Cześć, Widzę, że troszkę Was to szukanie domu kosztowało pracy. Czekamy na więcej, pozdrawiam Witaj Carver, to właśnie po lekturze Twoich poszukiwań zdecydowałam się opisać też swoje. Będzie mi miło, jeśli będziesz do mnie zaglądać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 09.10.2012 15:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2012 (edytowane) Dziś wrzucę plany domu. Nie wiem kto je robił, ale różnią się one trochę od stany faktycznego. Różnice opiszę, a później zamieszczać będę moje nieudolne szkice poszczególnych pomieszczeń. Mam nadzieję, ze wszystko pomierzyłam, co trzeba. Usytuowanie Jak już pisałam wcześniej, nasz dom, to połówka bliźniaka. Typowy klocek. Obiekt oznaczony literą A to nasza połówka bliźniaka. Od typowego klocka wyróżnia ją dobudowany ganek. Dzięki niemu działka zwęziła się na tyle, że przejechanie koło ganku jest niemożliwe. Obiekt oznaczony literą B to dobudówka. Dobudówka jest 2poziomowa. W poziomie piwnic i w poziomie parteru. Wejście na oba poziomy jest z zewnątrz. Zieloną strzałką zaznaczyłam furtkę. Nie ma brany ani wjazdu na działkę. Tzn. brama jest, ale na zachodnim ogrodzeniu i prowadzi do sąsiada. Piwnice Wejście do piwnic jest z parteru. Wysokość pomieszczeń 165-175cm. Pomieszczenie większe aktualnie wygląda jak pokój. Było zamieszkałe. WC jest, z drzwiami i w kafelkach. Najładniejsze z całego domu. Pomieszczenie mniejsze to aneks kuchenny, piec gazowy i wanna na podwyższeniu. Są też beczki na kapustę. Okno w tym pomieszczeniu jest przysłonięte przez przybudówkę. No i schowek pod schodami, do którego boję się zajrzeć. Cała wschodnia ściana piwnic jest przesunięta, tzn. jest ściana budynku, potem pustka i ścianka z kartongipsu. Ciekawi mnie co w tej pustce znajdę. Edytowane 9 Października 2012 przez Zakręcona Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zakręcona 09.10.2012 15:45 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2012 Parter Podobny układ jak w piwnicach. Okno w dużym pokoju nie jest na środku, tylko przesunięte w stronę wschodniej ściany. Łazienka jest. Są też kafelki, krzywo położone, ale są. Układ jak dla mnie kosmiczny - widać miał ktoś fantazję. Kuchnia też w kafelkach. A co tam - na bogato. Jest nawet zabudowa na wschodniej ścianie i pod oknem. Mniejszy pokój to pokój stołowy. Od kuchni oddzielają go drzwi harmonijkowe. Niestety okna w kuchni i pokoju stołowym są zasłonięte przez przybudówkę. Mój plan to wyburzenie ścianki i połączenie tych pomieszczeń w długą wąską kuchnię z jadalnią. Piętro Układ podobny jak niżej. Okna w obu pokojach nie są tak jak na rysunku, tylko przesunięte w stronę wschodniej ściany. Oba pokoje mają balkony. Schody nie są zabiegowe, tylko proste ze spocznikiem. Pomieszczenie podpisane na rysunku jako spiżarnia, w rzeczywistości jest graciarnią, a w moich zamysłach jest łazienką. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.