Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Zakręcona wije gniazdko


Zakręcona

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 228
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Wierzchu tempo raczej słabe. Przeszkodziła – jak wszystkim – długa zima i pobyt w szpitalu. A tempo musimy teraz zwiększyć, bo za 2,5 tygodnia przyjeżdża na roczek rodzina z daleka. Ostatnio byli na chrzcinach, a kolejny raz będą pewnie na I komunię, więc chcemy jak najwięcej wykończyć do ich wizyty. No i mąż ma taki plan, że na czas ich pobytu zamówi kontener i tak „przy okazji” załadują trochę gruzu. ;) może to jest jakaś myśl ile można siedzieć przy grillu z piwem ;) zawsze to jakaś rozrywka ;)

 

Ten weekend mija nam remontowo.

W piątek w pracy udało mi się złożyć zamówienie na pstryczki. Po doświadczeniach z kurierem od drzwi, wybrałam opcję z odbiorem w paczkomacie. Pierwszy raz skorzystam z tej żółtej szafy. Mam nadzieję, że będzie łaskawa i wyda moje pstryczki.

W piątkowy wieczór postanowiliśmy odpocząć. W ramach rozrywki pojechaliśmy odebrać młot z reklamacji. To już trzecia, przy kolejnej wymienią sprzęt na nowy. A jak już tak „sklepowo” zaczęliśmy wieczór, to przy okazji zajrzeliśmy do sklepu z agd. Obejrzeliśmy wszystkie wytypowane wcześniej sprzęty. Poraził mnie brak kompetencji pracowników sklepu. Byłam zaskoczona, że ja, zwykła klientka, która coś tam w internecie poczytała, wie zdecydowanie więcej od sprzedawcy w specjalistycznym sklepie. Przykładowo zapytałam czy wybrana przeze mnie cicha zmywarka do zabudowy z ukrytym panelem daje jakieś znaki czy jeszcze pierze, czy już skończyła. Widziałam, że niektóre świecą na podłogę jak pracują. Sprzedawczyni pierwszy raz ode mnie o czymś takim słyszała. Wysłała mnie do kolegi. Kolega a i owszem, spotkał się z tym, ale nie wiedział czy ten model to ma. Nalegałam, że chcę znać odpowiedź, bo to dla mnie ważne. Pan stanął na wysokości zadania. Przesunął zmywarkę przez sklep, podłączył ją do prądu i okazało się że świeci.

 

W sobotę zawieźliśmy Juniora do babci, żeby nie zapomniała, jak wygląda ;) i ruszyliśmy w miasto. Najpierw do sklepu internetowego odebrać 2 umywalki i kabinę z brodzikiem. No i tam zaskoczenie. Zamówiłam tylko 1 umywalkę. Byłam pewna, że dwie. Nawet cenę tej drugiej pamiętałam. Sprzedawca pokazał mi mojego maila i jak nic była tam jedna umywalka. I wtedy sobie przypomniałam. Myślałam o tym, żeby domówić tą drugą umywalkę. Widocznie zapomniałam. Trudno, podjadę przy okazji później.

Myślałam, że nie zabierzemy się z kabiną, brodzikiem, umywalką i szafką na raz. Sprzedawca obejrzał samochód i ocenił, że wszystko się zmieści. Sam zaproponował układ i sam nam zapakował sprzęt do auta. Miło. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam.

 

Przyjechaliśmy do domu i już czekał na nas pan od barierki. To nasze trzecie podejście. Pierwszy pan, bez wchodzenia w szczegóły, nie spodobał mi się. Firma druga zrobiła wycenę na podstawie zdjęć no i ta wycena mi się nie spodobała. ;) Pan pooglądał, pomierzył, powiedział jak to widzi, ja też przedstawiłam swoją wizję i za miesiąc będziemy mieć barierkę. Wzór nietypowy, mam nadzieję, że będzie pasował do wnętrza. Na pewno pasuje do mojego charakteru. Tego pana na pewno znam. Nie wiem skąd, ale już go gdzieś widziałam.

 

Później zabraliśmy się za rozpakowywanie zakupów. Na szczęście nic się nie zbiło. Chcieliśmy złożyć szafkę pod umywalkę, a okazało się że jest złożona. Po co w takim razie dokładają instrukcję? Otwieram, a tam na pierwszym obrazku każą rozłożyć szafkę. Dziwne, nie? Ostatni obrazek to złożona szafka, odwracam kartkę, a tam znów każą rozłożyć szafkę. Wreszcie odłożyliśmy instrukcję i montujemy po swojemu. Może nie spadnie.

 

Chcieliśmy się zabrać za sprzątanie, ale nie było to takie proste, bo fachowiec z pomocnikiem montowali drzwi. Wreszcie się dogadaliśmy kto gdzie pracuje i wzięłam się za mycie okien. Lubię to. Miał być relaks. Tylko czemu w mieszkaniu okna mi się łatwiej myją? Pewnie dlatego, że myję je częściej niż raz na 7 lat. Chciałam też wyczyścić kaloryfery, ale nie zabrałam ze sobą patyczków do uszu, więc zrobiłam ile się dało szmatką, a patyczki pójdą w ruch następnym razem.

 

W sobotę zabraliśmy ze sobą psa. Do tej pory był kanapowcem, ale ostatnio podpadł i jest pomysł, żeby został psem podwórkowym. Żeby nie przeszkadzać fachowcom, dzień spędził w warsztacie i specjalnie z tego powodu nie narzekał. Nadal jest czyściochem i nie załatwia się na swojej posesji. To pewnie zaleta, ale jakoś mnie to nie cieszy. Przy okazji spaceru znaleźliśmy krótszą trasę do żłobka, której nie ma na żadnej mapie.

 

Dziś niedziela. Ponieważ wczorajszy dzień skończył się dla nas koło 2 w nocy, dziś postanowiliśmy odpocząć. To znaczy ja byłam rano w pracy, a potem powolutku zabrałam się za ogarnianie tematu: przeprowadzka. I tak nie wiem kiedy, w międzyczasie, zapakowałam kilka kartonów i worków i mąż dla relaksu pojechał je zawieźć. Potem w ramach niedzielnego lenistwa dokończy myć podłogę w kuchni i schody.

 

No i zdjęcia.

 

Sypialnia pomalowana. Oczywiście nie cała, tylko te większe proste powierzchnie. Do domalowania jest wnęka okienna i kaloryferowa.

IMG_2199%2520%2528Large%2529.JPG

 

Pokój Młodego:

IMG_2196%2520%2528Large%2529.JPG

w rzeczywistości żółty jest tak intensywny, że myjąc okno miałam wrażenie, że za plecami świeci mi żarówka.

 

Nieszczęsne drzwi, na które tyle się naczekaliśmy.

IMG_2197%2520%2528Large%2529.JPG

Na zdjęciu tego nie widać. W rzeczywistości są przepiękne. Zamawiałam je „ze zdjęcia” i to zdjęcie było wielokrotnie gorsze od tego które ja wstawiam i z 10 razy gorsze od tego, jak wyglądają w rzeczywistości. A jaka jakość wykonania. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. No i cena. Gdybyśmy zamawiali takie drzwi w podmiejskich stolarniach w naszej okolicy, zapłacilibyśmy 2x więcej za standardowe, a tych nietypowych do piwnicy nikt nie zdecydował się wykonać. (nie są jeszcze zamontowane, zdjęcia wkrótce) Brakuje oczywiście jeszcze opasek. Jest jeszcze jeden szczegół. Przy zamówieniu nie przyszło mi do głowy, żeby wybierać kolor tulei wentylacyjnych i zawiasów. No i dostały mi się złote. Jeśli dobrze rozumiem, wymusza to na mnie złote klamki. Jakie mam zdanie na temat złotych klamek to już pisałam przy okazji okien. No ale o ile tuleje mogę wymienić, o tyle zawiasów nie zamierzam, więc muszę polubić złoto.

 

Te same drzwi – widok z klatki:

IMG_2198%2520%2528Large%2529.JPG

 

Jest już wc w dolnej łazience:

IMG_2201%2520%2528Large%2529.JPG

 

I w górnej też:

IMG_2203%2520%2528Large%2529.JPG

Jeszcze nikt nie próbował ich użyć. Wszyscy latają do roboczego kibelka do warsztatu.

 

Bateria, której nie dało się zamontować i płytki które trzeba było wymienić przez błąd hydraulika:

IMG_2202%2520%2528Large%2529.JPG

 

Prysznic w dolnej łazience:

IMG_2204%2520%2528Large%2529.JPG

 

A raczej bateria, bo prysznic jest w salonie:

IMG_2205%2520%2528Large%2529.JPG

 

A tu dalsza część salonu:

IMG_2206%2520%2528Large%2529.JPG

 

No ale najważniejsze: kanapa z pokoju Młodego, poprzez kuchnię w której stała z miesiąc, trafiła wreszcie do salonu:

IMG_2207%2520%2528Large%2529.JPG

Można wypoczywać.

 

A to nasz wiatrołap:

IMG_2209%2520%2528Large%2529.JPG

Dopiero na tym zdjęciu widzę, ze właściwie płytek spod brudu nie widać. Tak jest w całym domu niestety. I niech mi jeszcze raz jakiś fachowiec powie, że po remoncie to się raz sprząta na koniec (to tak w ramach zwrócenia mu uwagi, że nie podobają mi się pudełka po jogurtach rzucone na podłogę).

 

Kondygnacji podziemnej nie pokazuję, bo nie ma czego. Na razie czarna dziura.

 

Pracy jest jeszcze mnóstwo. Nasz fachowiec wraz z pomocnikiem (zupełnie niebudowlany) są tylko do wtorku i musimy wybierać czy wolimy mieć umywalkę czy kabinę zamontowaną itp. Mąż przeszedł szybki kurs wykończeniówki pod okiem fachowca i część drobiazgów ma sam podokańczać.

W tym tygodniu musimy umówić się na biały montaż elektryczny i montaż kuchni. Problemem jest jak zawsze czas. W nadchodzącym tygodniu żadne z nas nie może wziąć urlopu. Mąż już nadwyrężył cierpliwość szefa w mijającym tygodniu przy okazji drzwi, a ja podpadam w kolejnym – tym zaraz po przeprowadzce – biorę wolne na diagnozowanie dziecka.

Edytowane przez Zakręcona
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy Twój kolejny wpis powoduje, że jestem pod coraz większym wrażeniem :) Kawał dobrej roboty. Niebo a ziemia w porównaniu do stanu początkowego. Myślę, że powoli stajesz się postrachem okolicznych sprzedawców i wykonawców, ze względu na charakterystyczną dla Ciebie konsekwencję i żelazną logikę, którą kierujesz się w swoich działaniach. A jak sama widzisz nie jest to zazwyczaj mocna strona osób, z którymi kooperujesz.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Napiszę krótko:

od niedzieli wieczór MIESZKAMY :lol2:

Warunki są jakie są. Nie ma kuchenki, zlewu, umywalek. Woda tylko w górnej łazience w wannie. Podłogi przykryte tektura, na tym pył, a na tym nasz dobytek - kartony i worki.

Przez ostatnie 3 dni nie było czasu na sprzątanie i rozpakowywanie czy choćby złożenie łóżka, bo odbyliśmy z Młodym pielgrzymkę po lekarzach różnych specjalności.

Mieszka się cudnie. Okolica ma klimat, dziecko dobrze śpi.

Pies został psiakiem podwórkowym. Na początku protestował. Na szczęście na drzwiach zewnętrznych jest jeszcze folia. ;) Bardzo chciał pozwiedzać okolicę i nawiał, jak wyprowadzałam wózek przez bramkę. Ponieważ spieszyliśmy się do lekarza, a psiak nie reagował na wołanie, odpuściłam. Wyhasał się i po 6 godzinach grzecznie czekał pod furtką.

 

Zdjęcia będą jak znajdę aparat, czyli nieprędko ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wierzch dziękuję za miłe słowa. Dają motywację do dalszej pracy w chwilach zwątpienia.

 

Taka byłam dumna, że już mieszkamy. A sąsiad mówi do mnie przedwczoraj: "no, widzę, że państwo już tu koczujecie"...

Oczywiście nie jest różowo. Pojawiło się kilka problemów.

 

Po pierwsze folia basenowa nie wytrzymuje obecnych opadów deszczu i woda przedostaje się do warsztatu, więc musimy jak najszybciej zrobić taras. Jest wstępna koncepcja, wstępnie umówiony wykonawca. Wizualnie wydaje się, że wody nie ma dużo. Usunięcie tej zalegającej na tarasie zajęło pół soboty, a z warsztatu wyniesionych zostało 10 wiader wody. Psu zrobiliśmy spanie na wysokości, bo łóżko wodne nie przypadło mu do gustu.

 

Po drugie przy aktualnej pogodzie temperatura w domu spadła do 18 stopni. Dla nas to nie problem, ale dla dziecka musi być 21-22 stopnie. Walczę z piecem, ale nie potrafię go dobrze ustawić. Niestety nie było mnie, jak był fachowiec, który robił rozruch i teraz sama kombinuję, co małżonka mego doprowadza do szału. Kłócimy się o krzywe, o to gdzie odkręcić, a gdzie przykręcić kaloryfer, żeby otrzymać w domu oczekiwany rozkład temperatur. Potrzebuję porady od niezależnego eksperta. No i jak najszybciej trzeba dom docieplić.

 

Problem trzeci to barierka. Nie mamy coś do niej szczęścia. Pan nr 3 wydawał się profesjonalny. Tyle, że od 11 maja nie mamy z nim kontaktu. Sam nie dzwonił, od nas telefonu też nie odbierał, na maila nie odpisywał. Myśli mieliśmy różne, no ale też różne są sytuacje. Może stracił dostęp do internetu, może telefon zgubił lub ktoś mu pomógł zgubić ;) Wreszcie dziadkowie, którzy mają wizje jak wnuk spada po niezabezpieczonych schodach, wzięli sprawy w swoje ręce i zadzwonili do pana. Odebrał od razu. Twierdzi, że u nas był nie on, tylko brat. I że się zorientuje w poniedziałek (ten co był) co z naszym zamówieniem i się odezwie. Dziś już wtorek, ani on nie oddzwania, ani nie odbiera telefonu i ode mnie i od mojego taty. Jako wykonawca pan jest dla mnie spalony. Cała sprawa wydaje mi się dosyć nietypowa i nie wiem co o tym myśleć.

W międzyczasie zrobiliśmy czwarte podejście do tematu. Wstępna wycena wynosiła x, końcowa 2x, bo "nie do końca się zrozumieliśmy". Chyba pan fachowiec nie zrozumiał, bo ja mam cały czas takie same schody i tą samą sprecyzowaną (na obrazku) wizję balustrady.

Dziś wieczorem spodziewam się wyceny od pana nr 5 i mam już serdecznie dość tej balustrady.

 

Problem czwarty to grzyb w pralniokotłowni w rogu na ścianie. Ściana jest cały czas wilgotna, tynk nadal nie wysechł. Trzeba by to jakoś osuszyć i zaizolować - pewnie odkopać?

 

No i na tym tle mały problem - problem piąty - brak mebli w sypialni. Królują worki i kartony. Teraz ciuchy kłębią się na środku podłogi. Patrzeć na to nie mogę. Codziennie układam trochę, a kolejnego dnia rano znów przechodzi tajfun lub tornado i wszystko rozrzuca. Wydawałoby się, że rozwiązanie jest proste - kupić szafę i po sprawie. Sęk w tym, że nie znalazłam jeszcze takiej, która by mnie urzekła. Nie mam też konkretnej wizji, żeby wykonać mebel na zamówienie. Poza tym jak pomyślę o kolejnym fachowcu, to mi ciśnienie skacze.

 

Problem szósty. Panowie elektrycy zamontowali pstryczki. Oczywiście "na krzyż". Szkoda że mnie przy tym nie było. Mają przyjść poprawić.

 

Problem siódmy. Zamontowana została kuchnia. Nie jest zła, ale nie jest to to, co zamawiałam. Znów moja wina, że nie było mnie przy montażu i w porę nie mogłam zainterweniować. Jedna półka jest do wymiany.

 

Poza tym w międzyczasie pojawił się kolejny problem, który spowolnił prace w domu. Właściwie to problem został usunięty przez przemiłego pana chirurga. Zostało mi po nim 8 szwów i zakaz dźwigania przez 2 tygodnie.

 

W zeszły weekend oprócz wybierania wody z basenu rozpakowaliśmy kuchnię. Mam tyle zastawy, że stołówkę mogę otworzyć.

Poza tym z radością kupiłam klamki, jakie mi się podobały. To nic że złote ;) Okazało się, że nie nadają się do moich drzwi i musiałam wymienić na inne. Może je kiedyś polubię.

Zabraliśmy też resztę rzeczy z mieszkania, miedzy innymi rozebraliśmy zabudowę z balkonu i część z niej przywieźliśmy do domu. Złożymy z niej regały do spiżarni. No i posprzątaliśmy mieszkanko.

Odgruzowaliśmy też druga połowę pokoju Młodego i rozpakowaliśmy resztę jego rzeczy. Już widzę, że ułożenie nie jest optymalne i dziś będę robić porządki w jego szafach. Poza tym mąż zaakrylował i podmalował resztę listew przypodłogowych.

Jest już woda w zlewie i gaz w kuchence.

Spotkaliśmy się też z panem od rolet. Problemem są drzwi na taras. Kaseta (nawet wąska) znacząco zmniejszy światło otworu. Po namyśle pan zaproponował do kuchni plisy. Musimy się tylko znów spotkać żeby wybrać kolor (pan nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności wyboru koloru podobnego do tego w jakim miała być roleta). Kolejna sprawa, którą chciałabym zamknąć, a która się odwleka.

 

Chciałam też zaapelować do producentów mebli łazienkowych. Dołączajcie bardziej zrozumiałe instrukcje montażu. Złożenie szafki pod umywalkę zajęło szanownemu małżonkowi 4 godziny! A ile się przy tym naklął. A ile nadumał nad śrubkami. Jednych było 4 i drugich też 4. Średnica prawie ta sama, długość też. I które użyć w którym miejscu? Instrukcja nie precyzuje, czyli złożyć się szafki nie da ;) Ja cierpliwa jestem ale do czasu. Jak czas minął, pytam pana męża, jak on w takim razie złożył sam, dość szybko, rano jak miał do pracy na druga zmianę, zabudowę kuchni, szafy i regały w mieszkaniu. Odpowiedź jest prosta: były bardziej precyzyjne instrukcje. I jeśli wpadnę na idiotyczny pomysł kupowania mebli do składania, to on wyraża zgodę tylko na ten sklep, z którego była tamta kuchnia i szafy.

 

Przeprowadziłam już rozruch zmywarki i piekarnika. Pierwszy raz miałam do czynienia z nowym piekarnikiem. Wiedziałam, że smród będzie, ale nie wiedziałam, że aż taki. Na swoją kolej czeka jeszcze mikrofala. Znalazłam też aparat. Niestety nie mogę zgrać z niego zdjęć, bo komputer w kilku częściach jest w różnych pomieszczeniach, a na służbowym nie mogę zainstalować programu do ściągania zdjęć.

 

Teraz walczymy z czasem, bo za mniej niż 48h zjeżdża do nas rodzina na długi weekend, a my mówiliśmy, że zapraszamy do domu, a nie na budowę, więc trzeba jakiś porządek zaprowadzić i stworzyć gościom warunki, których nie będziemy się wstydzić.

Edytowane przez Zakręcona
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wreszcie mogę powiedzieć, że mieszkamy, a nie koczujemy. Pracowaliśmy w pocie czoła, żeby na przyjazd gości chałupa jako tako wyglądała i prawie się udało. Jedynym problemem okazał się brak lustra. Goście przetestowali dolna łazienkę i niestety prysznic tej próby nie wytrzymał. Mąż cieszył się, że robił go fachowiec, a nie on, i że nie do niego będą mieć pretensje.

Żeby nie marnować sił przerobowych, zamówiliśmy kontener. Tak chłopakom dobrze szło, że po południu zadzwoniliśmy po drugi. W efekcie podwórko jest w miarę odprzątnięte i już nie straszy. Kiedyś były na działce roślinki w doniczkach. Zostały przysypane gruzem. Dwie z nich przeżyły. Z uwagi na ich chęć do życia chłopaki dali im drugą szansę i nie załadowali do kontenera. Dla mnie wyglądają okropnie i szukam sposobności żeby się ich pozbyć, ale męskie oko czuwa i nie da im zrobić krzywdy.

 

Oprócz rodziny odwiedził nas też pan nr 5 od barierki. Podpisaliśmy umowę. Montaż w najbliższą sobotę lub za 3 tygodnie.

 

Po wczorajszym wieczorze spędzonym nad wybieraniem wody z tarasu nie ma wątpliwości. Zabieramy się za niego jak najszybciej. Czekamy tylko na lepszą prognozę pogody.

 

Dziś ma nas odwiedzić pan od kuchni i zamontować front do zmywarki. Zamierzam też zareklamować jedną półkę.

 

Nasz pies uważa, że ma za mały teren do pilnowania i jak tylko znajdzie okazję wybiera się na samodzielne przechadzki. Pilnujemy furtki, to znalazł inny sposób. Na spacerze skorzystał z tego, że oczko w kolczatce się rozgięło. I w nosie miał wołania moje i siostrzeńca. Szedł w swoja stronę nie oglądając się na nas. Chłopaczek się spłakał "bo zgubiliśmy pieska". Tłumaczyłam, że zwierz wybiega się i wróci, ale dziecko nie wierzyło. Późnym wieczorem goście opuszczali naszą posesję i przez otwarta bramkę wpadła włochata kula. Zdziwienie, a potem radość dziecka - bezcenne.

Wiedziałam że wróci. Gdzie mu będzie tak dobrze jak u nas. Gdzie będzie miał ogrzewana budę o powierzchni 25m2. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj znów dołączyliśmy do grona powodzian.

Poprzednio zalała nas woda deszczowa wymieszana z ziemią przez nieodpowiednio zabezpieczone przejście rury kanalizacyjnej przez ścianę. Wczoraj wody było więcej, ale była czysta. Winowajcą okazała się pralka. Migała złowrogo na czerwono, więc małżonek orzekł: "zepsuła się". Moja ukochana praleczka, zakupiona 3,5 roku temu, czyli już po gwarancji. Czym prędzej chciałam obadać co się popsuło, ale powstrzymała mnie woda. Mąż zakazał wchodzenia do pralni, dopóki nie posprząta wody. Robi to kolejny raz, więc ma jakiś system i nie pozwala się wtrącać. W nerwach rozpakowałam zakupy, zmywarkę, trochę posprzątałam. Pamiętam dobrze, że małżonek był przeciwny nabyciu tego konkretnego modelu, więc czekałam na "a nie mówiłem".

A jak woda została uprzątnięta okazało się, że to nie moja pralka się popsuła, tylko nie wytrzymało niechlujne podłączenie węża do rury kanalizacyjnej autorstwa szanownego małżonka.

 

W tym tygodniu odwiedzili nas pan od kuchni i pan od kuchenki gazowej.

Pierwszy przykręcił front do zmywarki. Wreszcie nie boję się utraty palców, bo już sama się nie zamyka. Wywoskował rysy na kilku półkach i wymieni jedną z nich jak tylko będzie miał odpowiedni materiał.

Drugi został wezwany, bo czułam, że w kuchni ulatnia się gaz. Podłączenie robili tata z mężem, więc istniało ryzyko, że coś zrobili nieszczelnie. Fachowiec pooglądał,powąchał, posprawdzał i żadnego gazu nie wyczuł. Pewnie że nie, bo zawór został 2 dni wcześniej zakręcony, a kuchnia dobrze wywietrzona. Obejrzał wszystko dokładnie, stwierdził, że wszystko w porządku i wyszło na to, że mam jakieś zwidy, bo gaz się nie ulatnia i niepotrzebnie facet się do nas fatygował. Ponieważ upierałam się że gaz tak śmierdział, że trzeba było mieć cały czas otwarte okno, sprawdził jeszcze raz i bingo. Znalazł purchle, czyli znaczy że nieszczelność była. Okazało się, że kolanko, które moi panowie zakupili, miało za ostrą krawędź i przecięło uszczelkę, która przestała spełniać swoją funkcję. Pan wymienił kolanko, uszczelkę i już mogę gotować bez obaw.

 

Złożyłam też komputer, znalazłam kabelek do aparatu, więc jutro zapraszam na zdjęcia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to są zdjęcia.

Dwie łazienki i kuchnia, bo reszta pomieszczeń jeszcze nie nadaje się do pokazania ;)

Pomieszczenia są użytkowane i tak wyglądają na co dzień. Przepraszam, ale nie sprzątałam przed zrobieniem zdjęć. Na podłogach jest sporo jakiegoś kleju czy czegoś, co trzeba drapać, a na razie nie mam na to czasu.

 

ŁAZIENKA DOLNA

Brakuje lamp i luster, zaślepek przy kaloryferze.

 

1.JPG

 

2.JPG

 

3.JPG

 

4.JPG

 

5.JPG

 

ŁAZIENKA GÓRNA

Nie dorobiliśmy się jeszcze kosza na śmieci (stąd worek), lustra, lamp i zaślepek przy kaloryferze. Brak też wieszaka na ręczniki, bidetki i klamki. To wszystko już jest i czeka na zamontowanie.

Wbrew pozorom łazienka jest wygodna i jest w niej dużo miejsca. Obawiałam się, że siedząc na sedesie, będzie można ręce myć, a się nie da. ;) Spokojnie mogłam kupić umywalkę o 5cm szerszą (jest 55). Bałam się, że wchodząc do łazienki będę wchodzić na umywalkę, a nie ma się takiego odczucia. Nie sądziłam, że zmieści mi się normalny kosz na pranie, nie mówiąc o zabawce do kąpieli dla dziecka i śmietniku. Jak pojawi się bidetka trzeba pewnie będzie kosz na pranie zamienić na mniejszy. Zdarzyło nam się już korzystać z łazienki całą rodziną 2+1 w jednym czasie i może komfortowo nie było, ale zmieściliśmy się :)

Zdjęć dużo, bo są słabe. Łazienka jest jednak mała i ciężko uchwycić większy kawałek na jednej fotce.

 

6.JPG

 

7.JPG

 

8.JPG

 

9.JPG

 

10.JPG

 

11.JPG

 

12.JPG

 

13.JPG

 

KUCHNIA

W części jadalnianej stół po poprzednich lokatorach i krzesła nasze z poprzedniego mieszkania. Kiedyś zostaną zmienione na takie pasujące do części kuchennej.

Stołek to najważniejszy element w tej kuchni. Bez niego nie sięgnęłabym do szafek wiszących.

Dekoracje okienne pojawią się najprawdopodobniej za tydzień. Klamka tymczasowa czeka na zmianę. Mam wizję lamp, tylko jakoś nie mogę ich znaleźć w żadnym sklepie.

Najbardziej razi mnie lodówka. Nie pasuje do reszty, jest wielka, ale niższa niż szafki wiszące. Za to ma inną zaletę. Jest niepsująca się i pojemna. Dlatego z niej nie zrezygnuję, ale będę myśleć jak ją stiuningować, żeby nie dominowała wnętrza.

Brakuje też jakiejś dekoracji nad stołem, kaloryferem i blatem z czajnikiem. Nie mam na te ściany pomysłu jak na razie.

 

14.JPG

 

15.JPG

 

16.JPG

 

17.JPG

 

18.JPG

 

19.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!!! wyszło super :yes: mamy taki sam czajnik :lol2: mam go od kilku lat i odpukać jeszcze działa :D . A na lodówkę http://oklejgo.pl/na-lodowki.html ;) sama myślę o takich matach magnetycznych tylko nie mogę zdecydować się co do wzoru :lol2: . A na ścianę jakiś ładny zegar . Pozdrawiam!!!! i czekam na następne fotki!!!! :bye:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Kuchnia nie mój styl (wole rustykalne) ale ogólnie piękna. Po rzutach spodziewałam się większej jadalni, co mnie martwi bo mam na oku podobny wielkościowo dom i nagle widzę że stół na 6-8 osób to mi nie wejdzie do jadalnio-kuchni :(

Łazienki fajne, zwłaszcza dolna. W górnej brakuje mi przestrzeni życiowej, obawiam się że przy schylaniu uderzałabym o różne kanty głową :D ale może to tylko zdjęcia.

Pozdrawiam i czekam na następne fotki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sabella Jeżeli nie masz z kuchni wyjścia na taras (jak jest u mnie) to wejdzie stół na więcej osób.

Łazience, jak pisałam, przestronnie nie jest, ale o nic się nie obijamy. Może dlatego że jesteśmy niewysocy i raczej drobnej postury.

Kama Też myślałam o zegarze i naklejce. Jak na razie budżet jednak jest ograniczony, a mąz nalega żeby meble do sypialni kupić ;)

 

W sobotę, 10 minut przed czasem, zajechało pod nasz dom autko z przyczepką. Wysiadło z niego 5 chłopa i energicznie przystąpili do pracy. Zaczęli od oklejenia schodów. Samego montażu nie obserwowałam, bo musiałam jechać z Młodym na wyniki rekrutacji do żłobka. Po 3 godzinach barierka była zamontowana.

 

Oto efekty. Jak widać zrezygnowałam z ekstrawaganckiego wzoru. Wybrałam coś bardziej zachowawczego, nienarzucającego. Chciałam żeby było to wzór, który będzie pasował i do klasycznego i do nowoczesnego wnętrza, bo sama nie wiem, co za kilka lat będzie mi się podobać.

Widok z I piętra:

barierka%25201.JPG

 

Schody z I piętra na parter:

barierka%25202.JPG

 

Widok barierki z poziomu parteru:

barierka%25203.JPG

 

Schody z parteru do wiatrołapu:

barierka%25204.JPG

 

Schody do piwnicy – sama poręcz:

barierka%25205.JPG

 

Poza tym był pan od tarasu. Ustaliliśmy zakres prac, sposób wykończenia i czekamy na ładną pogodę.

 

Niestety prace nie posuwają się ostatnio za szybko do przodu z kilku względów. Mamy sporo spraw poza remontowych. Poza tym da się już mieszkać i nie trzeba na gwałt wykonywać kolejnych prac, a chcemy trochę odpocząć. No i ostatnia sprawa. Wczoraj okazało się, że w okolicy mieszka dawny męża kolega. I tak zamiast wykańczać spiżarnię, małżonek wczoraj degustował cytrynówkę i wspominał dawne czasy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łazienki, kuchnia i schody z barierkami prezentują się świetnie :)

Jeśli ponadto spełniają Twoje oczekiwania funkcjonalne, to można śmiało powiedzieć, że kolejny etap remontu zakończyłaś sukcesem.

 

Teraz trochę odpocznijcie, bo naprawdę zasłużyliście sobie na to.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

LidkaDiD faktycznie nie ten wątek ;) Ja o ciąży nic nie wiem :)

Wierzch dziękuję za miłą opinię i przyzwolenie na odpoczynek ;)

 

Tak jeszcze mi się przypomniało w temacie barierki. Od dnia oględzin schodów i pomiaru do ukończenia montażu minęło 7 dni. Czyli da się to zrobić szybko i w przyzwoitej jakości, a nie jak poprzedni fachowcy mówili, że 4-6 tygodni to minimum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już pisałam, kilka razy zalało nam piwnicę. Woda wdzierała się przy przejściu rury kanalizacyjnej przez ścianę. Plan na sobotę był taki, żeby to odkopać, uszczelnić, zaizolować, ocieplić i zakopać.

Zaczęliśmy od odkopania. Obok znajduje się odkopana studzienka kanalizacyjna (wcześniej była przykryta kostką). Zgodnie ze swoją naturą, mąż odkrył wieko żeby sobie popatrzeć do środka, zamiast zajmować się właściwa robotą. Otworzył, zajrzał i w pierwszej chwili zaniemówił, a potem zakazał włączać pralkę. Okazało się, że niewiele brakuje, żeby ścieki przelały się górą. Pomoczyliśmy tam kija, żeby domowym sposobem obadać sprawę i udrożnić odpływ, ale nic to nie dało. Poszukaliśmy zatem projektu instalacji, co przy naszych nierozpakowanych workach i kartonach nie jest łatwym zadaniem i zadzwoniliśmy do pogotowia kanalizacyjnego. Wg projektu do naszej studzienki szła kiedyś rura od "dużego" sąsiada i to jego podejrzewaliśmy o zapchanie instalacji. Sami w końcu wiemy co spuszczamy w sedesie ;) Okazało się, że sąsiad ma przyłącze z drugiej strony. Rura idąca od niego do naszej studzienki fizycznie jest, ale sąsiad twierdzi że niczego tam nie spuszcza. Nasz projekt mówił też, że na terenie naszej działki jest druga studzienka. Wszędzie mamy kostkę, więc w oczekiwaniu na fachowców rozebraliśmy ją i zaczęliśmy wykopki. Rozryliśmy działkę wzdłuż, ale nic nie znaleźliśmy.

Przyjechała pierwsza ekipa. Podumali. Mieli za mało węża żeby wypompować ścieki. Orzekli, że studzienka musiała gdzieś być (bo w centrali mówią że jest) i że pewnie została ukradziona, skoro kilka lat nikt tu nie mieszkał. Znaleźli w ulicy drugi koniec rury idącej od sąsiada (powstał taki pomysł, że to tamtędy nasze ścieki odpływają). Próbowali przepchać sprężonym powietrzem, ale nie udało się. Generalnie panowie byli bardzo niemili, ciężko obrażeni że muszą w pracy pracować. Wypytywali jak urzędnicy ze skarbówki, czy mieszczący się zakład obok nas też jest nasza własnością i przebąkiwali pod nosem, że jak to jest, że teraz młodzież w chałupach mieszka, a oni po tylu latach życia kiszą się w bloku. Podziugali jeszcze prętem w miejscu rzekomej studzienki, natknęli się na coś twardego i kazali kopać dalej.

Wykopaliśmy dół na 1,5m. Przy okazji natknęliśmy się na korzenie, cegły i gruz, ale studzienki nie znaleźliśmy.

Po południu przyjechała druga zmiana. Mieli większy samochód i dłuższego węża. Fajne chłopaki, ale też nie dali rady odpompować. Tak samo jak poprzednicy próbowali udrożnić odpływ sprężonym powietrzem, ale nie udało się. Centrala radziła znaleźć na własną rękę szambiarkę, która zrobi za nich robotę, ale w sobotę wieczorem jakoś chętnych nie było.

W nocy, po 23 zajechała 3 zmiana fachowców. Przybyli odpowiednio dużym autem, zatarasowali całą ulicę i zabrali się do pracy. Najpierw próbowali udrożnić rurę (tą idącą od sąsiada) wodą pod ciśnieniem. Nie udało się. Potem odpompowali ile się dało ze studzienki. Huk był niesamowity. Na tyle było głośno, że mieszkaniec pobliskiego bloku przyszedł z awanturą że spać nie może. I nic go nie obchodziło, że jest awaria kanalizacji, że 2 wozy firmowe stały. Ponieważ zakłócaliśmy mu cisze nocna i nie zamierzaliśmy przestać, dopóki nie wypompujemy ścieków, wściekły facet wezwał straż miejską. Patrol podjechał, zobaczył co się dzieje, postał trochę i odjechał. Funkcjonariusze nawet z auta nie wysiedli.

Fachowcy nr 3 odpompowali ile się dało i mimo późnej pory mieli dużo chęci, żeby udrożnić odpływ. Schodzili do studzienki. Nie wiem jak oni to robią. Mąż jest bardzo szczupły, a stwierdził, że on się tam nie zmieści. Wyszło na to, że to co mamy to jest owszem, projekt kanalizacji, który nie został zrealizowany. Istniejąca na rysunkach rura "do likwidacji" nadal jest (idzie przez działkę sąsiada) i to prawdopodobnie nią odpływały nasze ścieki do miejskiej sieci. Fachowcy wkładali w tą rurę węża chyba. Wchodził 5 metrów, a potem się blokował. Rura jest kamionkowa, więc spokojnie mógł ja zablokować korzeń drzewa rosnącego u sąsiada.

Wyjścia mamy dwa. Albo odkopujemy rurę na działce sąsiada (raczej nierealne), albo wykonujemy to, co mamy w projekcie. Czasu na decyzję nie ma za dużo, bo podobno miejsca w studzience starczy na 2 tygodnie. Nie będziemy przecież wypompowywać ścieków jak szamba, skoro mamy umowę z wodociągami i płacimy za odprowadzenie ścieków kanalizacji miejskiej.

O godzinie 2.15 w nocy trzecia ekipa odjechała. Mimo późnej pory panom chciało się pracować. Oby więcej było takich fachowców. Widać, że to pasjonaci.

 

Żałuję, że nie udało mi się zrobić fotek na wszystkich etapach, bo wypożyczyłam aparat, ale jutro postaram się coś wrzucić.

 

Dała nam ta kanalizacja popalić. Przez nią zarwaliśmy noc, bo położyliśmy się przed 3, a o 5 Młody zrobił nam pobudkę. Dziś nadal jesteśmy nieprzytomni. No i wykonanie instalacji, to kasa, czyli mogę pożegnać się z meblami do sypialni i małym autkiem do wożenia dziecka do żłobka.

Edytowane przez Zakręcona
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są zdjęcia.

Zacznę może od tarasu. W sobotę, pomiędzy wizytami kolejnych zespołów kanalarzy, zabraliśmy się za osuszanie tarasu. Mimo, że był przykryty folia budowlaną, woda lała się z niego do warsztatu strumieniem.

Odkryliśmy folię. Pod nią, na nie rozebranych jeszcze przez nas warstwach, leżało kilka par drzwi, które robiły z tarasu wannę.

Tak to wyglądało po zdjęciu folii i drzwi. Ta cześć po prawej stronie, która jest ukryta pod folią, jest do skucia. Jest to też jedyna, która nie przecieka.

taras%25201%2520%2528Large%2529.JPG

 

Najmłodszy z lokatorów najpierw nadzorował pracę rodziców:

taras%25202%2520%2528Large%2529.JPG

 

Później postanowił nam pomóc:

taras%25203%2520%2528Large%2529.JPG

 

Trzeba było tatę przeszkolić, jak się cegły układa:

taras%25204%2520%2528Large%2529.JPG

 

Pod położonymi przez nas drzwiami, były płyty pilśniowe przybite do desek. Tak to wyglądało po usunięciu płyt i desek:

taras%25205%2520%2528Large%2529.JPG

 

Całkiem sporo tych desek zebrało się po rozebraniu:

taras%25206%2520%2528Large%2529.JPG

 

Tam, gdzie na deskach nie było płyty, były wykładziny. Jedna, druga trzecia. Środkowa rozpadała się w rękach. Wszystkie były mokre, ociekające wodą. Wykładziny:

taras%25207%2520%2528Large%2529.JPG

 

Niestety nie udało mi się uwiecznić posprzątanego tarasu po sprzątnięciu i wysuszeniu płyty, zanim zniknęła znów pod folią. Tak elegancka jak poniżej jest prawie cała płyta, oprócz części, które trzeba skuć.

taras%25208%2520%2528Large%2529.JPG

 

taras%25209%2520%2528Large%2529.JPG

 

A teraz wrócę do studzienek i rur od których wszystko się zaczęło.

Pralnię zalewało nam z miejsca widocznego na zdjęciu: przejścia rur kanalizacyjnych przez ścianę:

rzekoma%2520studzienka%2520%2528Large%2529.JPG

Na zdjęciu stan już po początku naprawiania. Mąż w ścianie wykuł dziurę na wylot i chciał ją szczelnie zalepić. Powyższe zdjęcie, to widok po włożeniu pierwszej partii środka uszczelniającego.

 

Jak już pisałam plan był taki, żeby ścianę fundamentową odkopać, zaizolować i ocieplić.

Wykopki się odbyły i to ukazało się naszym oczom (to już po przykryciu i zabezpieczeniu, troszkę uchyliłam do zdjęcia):

sciana%2520pralni%25202%2520%2528Large%2529.JPG

 

Moje oko widzi, że ściana się nie kończy. Jest bezpośrednio do niej dolane mnóstwo betonu. Został on tylko skuty tam, gdzie hydraulik wyprowadzał rurę. No i teraz pytanie co tu robić. Kuć resztę i zgodnie ze sztuką izolować ścianę, czy zalepić dziurę wykonaną przez hydraulika, zalać cementem i przestać się przejmować?

sciana%2520pralni%25201%2520%2528Large%2529.JPG

 

Nie wiem czy dostrzegliście, więc pokażę jeszcze raz. Wiatrołap, zbudowany z „cienkiego” pustaka jest posadowiony na… kostce! Ciekawe czy jest w jakiś sposób połączony z domem?

fundament%2520wiatrolapu%2520%2528Large%2529.JPG

 

No i nasza kanalizacja.

Studzienka. Była przysypana piaskiem, przykryta kostkę. Właz taki raczej mniej niż bardziej profesjonalny. Nie mogło zabraknąć kolejnego nadzorcy prac i stróża:

studzienka%2520ze%2520strozem%2520%2528Large%2529.JPG

No i już wiem, czemu nam tak powoli prace idą. Na każdego pracownika fizycznego przypada jeden kierownik.

 

Ścieków było trochę więcej (część wyparowała chyba przy upale):

studzienka%2520odkryta%2520%2528Large%2529.JPG

 

A tu studzienka-widmo. Jest w projekcie, jest „w bazie” kanalarzy, a jak widać na zdjęciu, nie ma jej:

rury%2520w%2520pralni%2520%2528Large%2529.JPG

 

 

Wczorajszy wieczór też był w pewnym sensie remontowy. Wieczór, bo mąż pracuje teraz na taką nieszczególnie przyjemną zmianę, że wraca z pracy 19.30. Po zjedzeniu obiadu jest tak późno, że nie ma sensu się za cokolwiek brać. Za to rano też ciężko cokolwiek zrobić (i choćby się wyspać), bo najmłodszy inwestor nie przestawił się na tryb drugozmianowy i nadal wstaje o 5 i najczęściej woli się bawić w pełzanie przez tatę niż w remont. To oczywiście w dni wolne od rehabilitacji, bo w te z zajęciami panowie o 6 wychodzą z domu.

Wracając do dnia wczorajszego. Zmobilizowaliśmy się wreszcie, przetrząsnęliśmy chałupę i zebraliśmy wszystko, co jest do oddania do marketu budowlanego. Pod pachę teczka faktur i w drogę. W międzyczasie wyszukałam te potrzebne moim zdaniem faktury, żeby w sklepie załatwić to jak najszybciej. Towaru mnóstwo, jakieś drobiazgi, więc papirologii sporo, a gotówki niewiele. Najbardziej cieszę się, że mi to już z domu zniknęło i nie muszę się martwić, że się popsuje, zabrudzi i sklep zwrotu nie przyjmie.

 

Dziś wieczorem mamy w planach mycie okien, bo jutro wieczorem przychodzi pan montować rolety.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rolety szt.13 i plisy szt.3 zamontowane. Jestem z nich zadowolona. Z fachowca też. Mąż już nauczył się montować, więc następnym razem będzie montował sam.

W niedzielę zakupiłam trochę oświetlenia i lamp. Czekają na zamontowanie.

Wreszcie mam zamontowaną bidetkę.

W międzyczasie zaklejona została do końca od zewnątrz ściana z poprzedniego posta. Czeka na lepszą pogodę i folię w płynie.

Dziś kolejne podejście do udrożnienia kanalizacji. Mam nadzieje, że zakończy się sukcesem.

 

A z innych wieści - mąż został zwolniony z pracy. Plus jest taki, że prace wykończeniowe wreszcie ruszą z kopyta, a minus, że szybko się skończą ze względu na brak dopływu nowych środków.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rolety szt.13 i plisy szt.3 zamontowane. Jestem z nich zadowolona. Z fachowca też. Mąż już nauczył się montować, więc następnym razem będzie montował sam.

W niedzielę zakupiłam trochę oświetlenia i lamp. Czekają na zamontowanie.

Wreszcie mam zamontowaną bidetkę.

W międzyczasie zaklejona została do końca od zewnątrz ściana z poprzedniego posta. Czeka na lepszą pogodę i folię w płynie.

Dziś kolejne podejście do udrożnienia kanalizacji. Mam nadzieje, że zakończy się sukcesem.

 

A z innych wieści - mąż został zwolniony z pracy. Plus jest taki, że prace wykończeniowe wreszcie ruszą z kopyta, a minus, że szybko się skończą ze względu na brak dopływu nowych środków.

 

Można wiedzieć,ile wyniosły Cie te rolety?Bo własnie sama będę zamawiać,tyle,że ja myslę o pliskach a nie orientuję się zbyt jak to cenowo się przedstawia :sick:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...