firewall 08.12.2012 13:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 Artykuł z Gazety Wyborczej:" Uczniowie wyzywali matematyczkę od starych k..., na tablicy narysowali penisa, chcieli się przed nią rozbierać na lekcji. Gdy nauczycielka nie wytrzymała i nazwała jednego z nich gnojem, dyrektor szkoły postawił ją przed rzecznikiem dyscyplinarnym kuratorium oświaty.Feralna lekcja miała miejsce w kwietniu w zawodówce przy ul. Ułanów w Krakowie (to część Zespołu Szkół nr 1), ale jej konsekwencje odczuwane są do dziś. - To po tych wydarzeniach uczniowie dostali sygnał, że mogą nam wejść na głowę, upokarzać i nic im za to nie grozi. W tej klasie wciąż słychać pod adresem uczących wyzwiska. Jest gorzej, niż było - opowiada nam jedna z nauczycielek. Z pisemnej skargi matematyczki Marty Dulczewskiej na zachowanie klasy 1 ZA: "W dniu dzisiejszym prowadzenie lekcji uniemożliwili mi trzej uczniowie. Oglądali coś na ekranie komórki, wulgarnie komentując. Uczeń M. wybuchał głośnym śmiechem, wołając: ''Ale się zjebałem'. Uczeń B. stał przy ławce kolegów, nie reagując na moje prośby, aby zajął swoje miejsce. Poprosiłam go do tablicy, aby rozwiązał zadanie. Nie wiedział jak, więc postawiłam mu ocenę niedostateczną. Wtedy narysował na całą tablicę członka, stwierdzając, że to dla mnie na święta. Wtedy uczeń M. spytał B., czy pozwoli, żeby ta stara k... wpisywała mu jedynki. Gdy poprosiłam o zmazanie tablicy, M. zaczął krzyczeć 'Nie maż, dorysuj mu napletek i cipę'. Czując wielkie zażenowanie, skwitowałam to słowami, że trzeba być zboczonym, żeby takie rysowanie sprawiało komuś przyjemność (...). Uczeń M. zapytał wtedy mnie, czy chcę zobaczyć jego przyrodzenie". Niczego złego nie widział Z dalszej części skargi wynika, że matematyczka próbowała wyprosić ucznia z klasy. Odpowiedzią były obelgi. Incydent zgłosiła wicedyrektorce szkoły. Na lekcję już nie wróciła. Czuła się tak słabo, że wymagała pomocy pielęgniarki. - To nie był pierwszy raz, gdy ten uczeń mnie wyzywał i próbował ściągnąć przy mnie spodnie - mówi nam matematyczka. Opowiada, jak wcześniej, gdy raz nie zgodziła się wypuścić go z lekcji do toalety, wskoczył na parapet, oznajmiając, że "wysika się przez okno". Jak pisze w skardze, innych nauczycieli też dręczył: wysmarkał nos w kartkę wyrwaną z belferskiej książki, rzucał ławką, groził pobiciem. Uczeń M. w swoim zachowaniu niczego złego nie widział. Najpierw mówił, że nauczycielka "machnęła mu ręką koło głowy". Potem zmienił wersję i twierdził, że go uderzyła i nazwała "zboczonym ch...". - Nie uderzyłam. Bałabym się, bo wiedziałam, że trenuje sztuki walki - zarzeka się Dulczewska. Przyznaje, że nerwy jej puściły i krzyknęła: "Nie pozwolę, żeby taki gnój mi ubliżał". To wszystko. Uczniowie nie dostali nawet nagany By dociec prawdy, dyrektor ZS1 Wiesław Mroszczyk zarządził przeprowadzenie ankiet wśród uczniów. Wyniki nie są jednoznaczne. Dyrektor nie chce nam ich ujawnić, ale nam udaje się ustalić, że tylko czwórka uczniów napisała, że matematyczka uderzyła M. Reszta nie wspomina o tym w opisie lekcji, a część twierdzi, że niczego nie widziała. Za to do narysowania genitaliów przyznaje się sam autor rysunku. Po analizie wyników Wiesław Mroszczyk zdecydował: nauczycielka musi stanąć przed rzecznikiem dyscyplinarnym kuratorium oświaty w związku z "domniemaniem uchybienia godności zawodu nauczyciela". - Skoro jest podejrzenie o pobicie ucznia, jako dyrektor szkoły nie mogłem inaczej zareagować - tłumaczy dziś. Dodaje, że już samo nazwanie ucznia gnojem jest dla niego oburzające i nie powinno mieć miejsca. Uczniowie za swoje zachowanie nie dostali nawet nagany. - Wystąpiliśmy do sądu o objęcie M. nadzorem kuratora - broni się dyrektor. Mroszczyk tłumaczy, że od nauczyciela wymaga więcej niż od "dziecka", a nauczycielka zachowała się nieprofesjonalnie. Mówi też, że szkoła nie jest zakładem karnym, a wychowywanie to nie tylko ciągłe karanie. Zresztą M. dostał raz od niego naganę za wagarowanie. Poza tym dyrektor zauważa, że gdyby za podobne zachowania wyrzucać uczniów ze szkoły, część z nich lądowałaby na ulicy bez jakiejkolwiek pomocy.Obrona przed agresją ucznia Kuratorium sprawę przeciw nauczycielce umorzyło. Nie dało wiary, że Dulczewska uderzyła M. "Nie można wykluczyć, że sformułowany przez ucznia zarzut był formą obrony przed konsekwencjami jego skrajnie negatywnego zachowania" - czytamy w uzasadnieniu. Janusz Szklarczyk, rzecznik dyscyplinarny, wyjaśnia: - Mimo że wypowiedziane przez nauczycielkę słowa są wysoce niestosowne, to w tej sytuacji wytłumaczalne jako forma obrony przed agresją ucznia. Wiesław Mroszczyk nie kryje, że takim rozstrzygnięciem sprawy jest zaskoczony. Uczniów, którzy zakłócili lekcję, nie ma już w szkole. Odeszli sami, bo nie zdali do następnej klasy. Marta Dulczewska przebywa na urlopie dla poratowania zdrowia i przyznaje, że nie wyobraża sobie powrotu do szkoły, w której została tak upokorzona. - I to nie tylko przez uczniów - dodaje. Wypowiedzi dyrektora szkoły nie były autoryzowane. Nie udało się nam wczoraj z nim skontaktować. Dla "Gazety": Tomasz Wojciechowski, fundacja Falochron walcząca z przemocą Szkoła nie jest zakładem wychowawczym, który ma obowiązek zajmować się trudnymi uczniami. To, że w klasie jest trudna młodzież, nie znaczy, że może z nauczycielami robić wszystko. Wychowanie nie polega na przyzwalaniu na chamskie zachowania. Prawie pełnoletniego chłopaka, który terroryzuje nauczycielkę, wyjęciem penisa ze spodni, nie można nazywać "dzieckiem" i głaskać po głowie. Jeśli dyrektor miał podejrzenia, że nauczycielka pobiła ucznia, powinien był tę sprawę zgłosić na policję, a nie stawiać ją przed rzecznikiem dyscyplinarnym kuratorium. not. OS KOMENTARZ Niejednokrotnie, pisząc o szkole, stawałam po stronie uczniów. Jednak M. bronić się nie da. Jego zachowanie na lekcjach przekraczało wszelkie normy. Poniżał i wyzywał nauczycieli, żądając jednocześnie, by nazywali go "Panem". Gdy dzwonił dzwonek, nie szedł na lekcje, jeśli nie zdążył wypalić całego papierosa. "Raz powiedział mi, że za niego zapłacił i do sali wejdzie dopiero, jak mu się skończy" - opowiadała mi szkolna pedagog. Więc stała z nim i czekała, aż skończy jarać. Ręce opadają! Bezradność szkoły wobec M. była przerażająca. Ale jeszcze bardziej przerażające było bezduszne zachowanie dyrektora wobec nauczycielki. Nie rozumie, że mogła stracić panowanie obrzucana przy całej klasie stekiem wyzwisk i straszona widokiem uczniowskiego penisa. Powinna być twarda jak skała i zgłosić zdarzenie dyrekcji. Problem w tym, że nieraz zgłaszała, nie doczekawszy się reakcji, która położyłaby kres chamskim zachowaniom. Dyrektor nie musiał stawiać nauczycielki przed rzecznikiem dyscyplinarnym. Mógł załatwić całą sprawę w swoim gabinecie. Zdecydował inaczej. Tyle że nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji co ona. Za to podczas rozmowy z nami kilkakrotnie puściły mu nerwy. A była to kulturalna rozmowa. Nikt nikogo nie wyzywał i nie ściągał spodni. Szkoła tłumaczy, że nie chciała ukarać M. i na przykład skreślić z listy uczniów, bo uważa się za jedyne miejsce, które dawało mu szansę na wychowanie. Ma rację Tomasz Wojciechowski, że od podejmowania takich zadań są ośrodki wychowawcze. Szkoła ma przede wszystkim uczyć. I nauczyła pozostałą część klasy, że nauczycielowi można wejść bezkarnie na głowę. A może w tej rzekomej trosce o dobro ucznia chodzi o coś zupełnie innego? - Nie możemy karać bez namysłu, bo w końcu nie będziemy mieli klasy - przyznała w rozmowie z nami wicedyrektorka. A jak nie ma klasy, nie ma pracy dla nauczycieli. Cały tekst: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,13013734,Uczniowie_dreczyli_nauczycielke__Ale_to_ona_miala.html#ixzz2ESvP4cxoI co wy na to, rodzice? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amglad1 08.12.2012 13:27 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 Artykuł z Gazety Wyborczej: " Uczniowie wyzywali matematyczkę od starych k..., na tablicy narysowali penisa, chcieli się przed nią rozbierać na lekcji. Gdy nauczycielka nie wytrzymała i nazwała jednego z nich gnojem, dyrektor szkoły postawił ją przed rzecznikiem dyscyplinarnym kuratorium oświaty. Feralna lekcja miała miejsce w kwietniu w zawodówce przy ul. Ułanów w Krakowie (to część Zespołu Szkół nr 1), ale jej konsekwencje odczuwane są do dziś. - To po tych wydarzeniach uczniowie dostali sygnał, że mogą nam wejść na głowę, upokarzać i nic im za to nie grozi. W tej klasie wciąż słychać pod adresem uczących wyzwiska. Jest gorzej, niż było - opowiada nam jedna z nauczycielek. Z pisemnej skargi matematyczki Marty Dulczewskiej na zachowanie klasy 1 ZA: "W dniu dzisiejszym prowadzenie lekcji uniemożliwili mi trzej uczniowie. Oglądali coś na ekranie komórki, wulgarnie komentując. Uczeń M. wybuchał głośnym śmiechem, wołając: ''Ale się zjebałem'. Uczeń B. stał przy ławce kolegów, nie reagując na moje prośby, aby zajął swoje miejsce. Poprosiłam go do tablicy, aby rozwiązał zadanie. Nie wiedział jak, więc postawiłam mu ocenę niedostateczną. Wtedy narysował na całą tablicę członka, stwierdzając, że to dla mnie na święta. Wtedy uczeń M. spytał B., czy pozwoli, żeby ta stara k... wpisywała mu jedynki. Gdy poprosiłam o zmazanie tablicy, M. zaczął krzyczeć 'Nie maż, dorysuj mu napletek i cipę'. Czując wielkie zażenowanie, skwitowałam to słowami, że trzeba być zboczonym, żeby takie rysowanie sprawiało komuś przyjemność (...). Uczeń M. zapytał wtedy mnie, czy chcę zobaczyć jego przyrodzenie". Niczego złego nie widział Z dalszej części skargi wynika, że matematyczka próbowała wyprosić ucznia z klasy. Odpowiedzią były obelgi. Incydent zgłosiła wicedyrektorce szkoły. Na lekcję już nie wróciła. Czuła się tak słabo, że wymagała pomocy pielęgniarki. - To nie był pierwszy raz, gdy ten uczeń mnie wyzywał i próbował ściągnąć przy mnie spodnie - mówi nam matematyczka. Opowiada, jak wcześniej, gdy raz nie zgodziła się wypuścić go z lekcji do toalety, wskoczył na parapet, oznajmiając, że "wysika się przez okno". Jak pisze w skardze, innych nauczycieli też dręczył: wysmarkał nos w kartkę wyrwaną z belferskiej książki, rzucał ławką, groził pobiciem. Uczeń M. w swoim zachowaniu niczego złego nie widział. Najpierw mówił, że nauczycielka "machnęła mu ręką koło głowy". Potem zmienił wersję i twierdził, że go uderzyła i nazwała "zboczonym ch...". - Nie uderzyłam. Bałabym się, bo wiedziałam, że trenuje sztuki walki - zarzeka się Dulczewska. Przyznaje, że nerwy jej puściły i krzyknęła: "Nie pozwolę, żeby taki gnój mi ubliżał". To wszystko. Uczniowie nie dostali nawet nagany By dociec prawdy, dyrektor ZS1 Wiesław Mroszczyk zarządził przeprowadzenie ankiet wśród uczniów. Wyniki nie są jednoznaczne. Dyrektor nie chce nam ich ujawnić, ale nam udaje się ustalić, że tylko czwórka uczniów napisała, że matematyczka uderzyła M. Reszta nie wspomina o tym w opisie lekcji, a część twierdzi, że niczego nie widziała. Za to do narysowania genitaliów przyznaje się sam autor rysunku. Po analizie wyników Wiesław Mroszczyk zdecydował: nauczycielka musi stanąć przed rzecznikiem dyscyplinarnym kuratorium oświaty w związku z "domniemaniem uchybienia godności zawodu nauczyciela". - Skoro jest podejrzenie o pobicie ucznia, jako dyrektor szkoły nie mogłem inaczej zareagować - tłumaczy dziś. Dodaje, że już samo nazwanie ucznia gnojem jest dla niego oburzające i nie powinno mieć miejsca. Uczniowie za swoje zachowanie nie dostali nawet nagany. - Wystąpiliśmy do sądu o objęcie M. nadzorem kuratora - broni się dyrektor. Mroszczyk tłumaczy, że od nauczyciela wymaga więcej niż od "dziecka", a nauczycielka zachowała się nieprofesjonalnie. Mówi też, że szkoła nie jest zakładem karnym, a wychowywanie to nie tylko ciągłe karanie. Zresztą M. dostał raz od niego naganę za wagarowanie. Poza tym dyrektor zauważa, że gdyby za podobne zachowania wyrzucać uczniów ze szkoły, część z nich lądowałaby na ulicy bez jakiejkolwiek pomocy. Obrona przed agresją ucznia Kuratorium sprawę przeciw nauczycielce umorzyło. Nie dało wiary, że Dulczewska uderzyła M. "Nie można wykluczyć, że sformułowany przez ucznia zarzut był formą obrony przed konsekwencjami jego skrajnie negatywnego zachowania" - czytamy w uzasadnieniu. Janusz Szklarczyk, rzecznik dyscyplinarny, wyjaśnia: - Mimo że wypowiedziane przez nauczycielkę słowa są wysoce niestosowne, to w tej sytuacji wytłumaczalne jako forma obrony przed agresją ucznia. Wiesław Mroszczyk nie kryje, że takim rozstrzygnięciem sprawy jest zaskoczony. Uczniów, którzy zakłócili lekcję, nie ma już w szkole. Odeszli sami, bo nie zdali do następnej klasy. Marta Dulczewska przebywa na urlopie dla poratowania zdrowia i przyznaje, że nie wyobraża sobie powrotu do szkoły, w której została tak upokorzona. - I to nie tylko przez uczniów - dodaje. Wypowiedzi dyrektora szkoły nie były autoryzowane. Nie udało się nam wczoraj z nim skontaktować. Dla "Gazety": Tomasz Wojciechowski, fundacja Falochron walcząca z przemocą Szkoła nie jest zakładem wychowawczym, który ma obowiązek zajmować się trudnymi uczniami. To, że w klasie jest trudna młodzież, nie znaczy, że może z nauczycielami robić wszystko. Wychowanie nie polega na przyzwalaniu na chamskie zachowania. Prawie pełnoletniego chłopaka, który terroryzuje nauczycielkę, wyjęciem penisa ze spodni, nie można nazywać "dzieckiem" i głaskać po głowie. Jeśli dyrektor miał podejrzenia, że nauczycielka pobiła ucznia, powinien był tę sprawę zgłosić na policję, a nie stawiać ją przed rzecznikiem dyscyplinarnym kuratorium. not. OS KOMENTARZ Niejednokrotnie, pisząc o szkole, stawałam po stronie uczniów. Jednak M. bronić się nie da. Jego zachowanie na lekcjach przekraczało wszelkie normy. Poniżał i wyzywał nauczycieli, żądając jednocześnie, by nazywali go "Panem". Gdy dzwonił dzwonek, nie szedł na lekcje, jeśli nie zdążył wypalić całego papierosa. "Raz powiedział mi, że za niego zapłacił i do sali wejdzie dopiero, jak mu się skończy" - opowiadała mi szkolna pedagog. Więc stała z nim i czekała, aż skończy jarać. Ręce opadają! Bezradność szkoły wobec M. była przerażająca. Ale jeszcze bardziej przerażające było bezduszne zachowanie dyrektora wobec nauczycielki. Nie rozumie, że mogła stracić panowanie obrzucana przy całej klasie stekiem wyzwisk i straszona widokiem uczniowskiego penisa. Powinna być twarda jak skała i zgłosić zdarzenie dyrekcji. Problem w tym, że nieraz zgłaszała, nie doczekawszy się reakcji, która położyłaby kres chamskim zachowaniom. Dyrektor nie musiał stawiać nauczycielki przed rzecznikiem dyscyplinarnym. Mógł załatwić całą sprawę w swoim gabinecie. Zdecydował inaczej. Tyle że nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji co ona. Za to podczas rozmowy z nami kilkakrotnie puściły mu nerwy. A była to kulturalna rozmowa. Nikt nikogo nie wyzywał i nie ściągał spodni. Szkoła tłumaczy, że nie chciała ukarać M. i na przykład skreślić z listy uczniów, bo uważa się za jedyne miejsce, które dawało mu szansę na wychowanie. Ma rację Tomasz Wojciechowski, że od podejmowania takich zadań są ośrodki wychowawcze. Szkoła ma przede wszystkim uczyć. I nauczyła pozostałą część klasy, że nauczycielowi można wejść bezkarnie na głowę. A może w tej rzekomej trosce o dobro ucznia chodzi o coś zupełnie innego? - Nie możemy karać bez namysłu, bo w końcu nie będziemy mieli klasy - przyznała w rozmowie z nami wicedyrektorka. A jak nie ma klasy, nie ma pracy dla nauczycieli. Cały tekst: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,13013734,Uczniowie_dreczyli_nauczycielke__Ale_to_ona_miala.html#ixzz2ESvP4cxo I co wy na to, rodzice? ja po obu stronach 'barykady' - i rodzic i nauczyciel z pasji i zawodu(drugiego) zal mi tej kobiety, z gnojami sie użerała i puściy jej nerwy... z drugiej strony mogła wezwać dyrektora wcześniej i nie dopuścić do eskalacji konfliktu, ale wzywajac kogos na pomoc podwaza swój autorytet - tylko czy w takiej sytuacji i z takimi 'partnerami' ma to jakiekolwiek znaczenie??? przykre jest to, ze wine w dużej mierze ponosza rodzice - bo zamiast wychowywać, hoduja dzieci. ale teraz czasy ciężkie - pieniądz i praca licza sie bardziej niż rodzina. wraca taki styrany ojciec matka do domu, to chce sobie odpocząć przed tv a nie rozmawiać z synalkiem...a synalka podwórko wychowało i takie sa efekty. a że w szkole licza sie etaty a nie uczniowie, to nic nowego....kiedys do liceum szły osoby z myslą o studiach, chetne do nauki ( w miare, oczywiście teraz - idą wszyscy, którzy chcą, a szkoła się cieszy i przyjmuje bo bedą klasy - bedą etaty... pracowałam 10 lat w państwówce - w gimnazjum. to była 'przygoda'...... działy sie rzeczy dziwne i dziwniejsze, bywało, że zblizone do tego, co jest opisane w artykule współczuje kobiecie a litowanie sie nad kimś, komu na niczym a szczególnie zdobywaniu wiedzy nie zależy, uważam za poroniony pomysł. pomagac takiej jednostce mozna do momentu, kiedy tym 'pomaganiem' nie krzywdzi sie innych Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
firewall 08.12.2012 18:23 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 Najbardziej poraziło mnie zachowanie tego dyrektora. Gdzie znaleźli takiego kutasa na dyrektora?( jeżeli moderator uzna to słowo za niewłaściwe, to proszę zmienić na dupka lub gnoja). I to ma być szef? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 08.12.2012 20:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 Ależ to typowy przedstawiciel - napisałabym nauczycieli, ale to nie o to chodzi bo w innych zawodach bywa podobnie, czyli po prostu karierowicza. Po pierwsze nie po to jest dyrektorem, zeby się z dzieciakami użerać (jak to moja szefowa kiedyś stwierdziła, gdy prosiłam o interwencję - "stwarza pani problemy", oczywiście nie dotyczyło to szkoły ale mojej pracy) - ma nauczycieli, to sobie mają radzić albo zmienić zawód. Stanowisko powszechne wśród wszelkiego kierownictwa. Po drugie taki dyrektor patrzy na szkołę globalnie. A globalnie to on ma zapewnić etaty. Czyli uczniów nie można ruszać, bo za nich jest kasa. Ale nie myślmy, że komukolwiek chodzi o dobro uczniów! O, tego przykład ja miałam na początku roku w szkole mojej córki. Najważniejsze w szkole są tabelki, etaty, może jeszcze zdawalność, miejsca w rankingach. Skundlenie pani wychowawczyni w obliczu utraty kilku godzin osiągnęło takie szczyty, że mi się nie chce pisać nawet i marzę, zeby dziecko już tą szkołę opuściło. A bal klas III to sobie pani wychowawczyni chyba sama zrobi, bo rodzice nie chcą robić a dzieci- iść . Firewall, nie ukrywajmy, połowa nauczycieli nie powinna nawet myśleć o byciu nauczycielami. Zresztą ta selekcja negatywna do zawodu nie jest tajemnicą, w mojej klasie w Lo na uniwerek (w domyśle potem do szkoły) szli ci, którzy wiedzieli, ze sobie na polibudzie nie dadzą rady plus dwa chlubne wyjątki, które szły z powołania - i 15 lat później najlepsze licea o nich walczyły . I jak tak myślę o tych moich kolezankach (bo głównie właśnie dziewczyny szły na UŁ), które już wtedy cierpiały, że będą pracować w szkole ale "w końcu to tylko 18 godzin, długie wakacje , jakoś obleci i dziecko się przypilnuje" to nie jestem zdziwiona czytając powyższe teksty. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
firewall 08.12.2012 21:06 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 W artykule stwierdza się, że nauczyciele nie radzą sobie z trudną młodzieżą. Tylko w jaki sposób mają "radzić sobie" z takimi "stokrotkami". Oczywiście - "siłom i godnościom osobistom".A pomocy znikąd nie uzyskają. Ani od dyrekcji, ani od kuratorium nie wspominając już o słynnych poradniach psychologicznych czy też o rodzicach swych wychowanków.Oczywiście zgadzam się z Tobą EZS, że występuje selekcja negatywna w tym zawodzie. Przyczynia się do tego brak prestiżu zawodowego, brak możliwości ciekawego nauczania przedmiotu, brak satysfakcji materialnej( a do tego często dochodzi jeszcze wypalenie zawodowe). To nie ma co dziwić się o tym że czasem pojawiają się dziwni ludzie w tym zawodzie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
beton44 08.12.2012 22:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 Nie martwcie się towarzysze tak to jest w okresach schyłkowych cywilizacji Potem przyjdzie walec i wyrówna... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 08.12.2012 23:06 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 Czy to a'propos osławionego końca świata A w temacie - marzy mi się, żeby jednak nauka nie była obowiązkowa. To znaczy oczywiscie podstawówka tak, ale dalej powinna być możliwość a nie obowiązek. Ja nikogo nie przekreślam. Ja wiem, ze zdarza się, że taki matołek mądrzeje i potem wieczorowo zasuwa, bo nagle pęd wiedzy się pojawił I OK, możliwość musi być. Ale nie przymus, bo przymus rodzi niechęć i agresję. Tylko, ze państwo by nagle stanęło przed perespektywą rzeszy ludzi "do łopaty" w wieku lat 13, których zatrudnić według przepisów nie można. Komu, kurcze, te stare zawodówki przeszkadzały? Zawodówki par excellence czyli minimum nauki a maksimum praktyki! Nie mówiąc już o tym, że w takiej szkole absolutnie nie powinna pracować starszawa i kulturalna pani nauczycielka ucząca np języka polskiego!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 08.12.2012 23:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Grudnia 2012 To jest spychologia.Ci uczniowie z całą pewnością potrzebowali pomocy już dużo wcześniej,w podstawówce czy gimnazjum,tylko nikt im jej nie udzielił.Nauczyciele wolą pozbywać się kłopotu i przepychają z klasy do klasy uczniów którzy sprawiają problemy wychowawcze żeby tylko szybciej opuścili mury szkoły.Niestety wciąż jeszcze takich szkół jest wiele.Ale są tez i takie(zaposiłkowałam się googlami)http://www.sp3dzialdowo.pl/procedury.htm Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
firewall 09.12.2012 07:38 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 Ci uczniowie z całą pewnością potrzebowali pomocy już dużo wcześniej,w podstawówce czy gimnazjum,tylko nikt im jej nie udzielił. [/url] To jest idealizm. Trzeba wejść w środowisko takiego młodzieńca, a zrozumiecie że szkoła jest na straconej pozycji. Poznać rodzinę, sąsiadów, kolegów i mentalność całego tego środowiska, a wtedy zrozumiecie że szkoła ze swoim systemem wartości nie jest w stanie nic im zaproponować. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 09.12.2012 10:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 Szkoła nie,ale mopsy,gopsy i inne "kuratory" zawiadomione przez szkołę tak.Wiem że to jest bardzo kontrowersyjna sprawa u nas w Polsce,ale nowe prawo kierunkuje przymuszanie rodzin niewydolnych wychowawczo do zmiany swojego postępowania włącznie z odebraniem dzieci. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Charlie 09.12.2012 11:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 Kiedyś były tzw. szkoły specjalne dla takich nadpobudliwych, źle wychowanych itp.. Lata `70 i `80 te - bynajmniej te pamiętam.Z Liceum takiego wyrzucano bądź przenoszono do innego o gorszej reputacji ale wydaje mi się, że nie było takich zachowań jak dzisiaj. Pytanie - jakie dzisiaj są procedury, czyli jak władze szkoły mają obowiązek reagować na tego typu zachowania ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 09.12.2012 11:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 (edytowane) Pytanie - jakie dzisiaj są procedury, czyli jak władze szkoły mają obowiązek reagować na tego typu zachowania ? Zajrzyj do linka który wyżej podałam. Pamiętam że Roman Giertych miał kiedyś taki pomysł stworzenia trudnych szkół czy klas. Z jednej strony to dobry pomysł,z drugiej nie,ponieważ taka młodzież nigdy nie dostanie szansy żeby poczuć przynależność do innych("normalnych") grup. To nie jest tak że dziecko jest w podstawówce grzeczne,a nagle w średniej szkole coś mu odbija.Coś zostało przegapione wcześniej. Ale nie wiem czy to jest już czas na dyskusję o tym,skoro np większość Polaków uważa jeszcze że ustawa zakazująca bicia dzieci jest zła. Cały czas pokutuje jeszcze przekonanie,że to jakie jest dziecko to jest jego wina(czy zasługa).I dlatego to dziecko należy ukarać. Edytowane 9 Grudnia 2012 przez marynata Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
perm 09.12.2012 11:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 Jak dalej bedzie sie oszczędzać na szkolnictwie to takie "kwiatki" bedą na porządku dziennym (już są ale szkoły sie do tego nie przyznają). Z racji profilu firmy mam na codzień do czynienia ze szkolnictwem i pedagogami. W szkołach brakuje wszystkiego a najbardziej organizacji. System płac, wbrew temu co piszą w gazetach jest zupełnie nie motywacyjny. To zawód podobny do aktorstwa tyle że w żadnym teatrze nie każe się występować aktorom niezależnie od tego czy publika na nich gwiżdże czy nie. Przyjety system: podstawówka - gimnazjum - liceum przy braku funduszy nie sprawdza się kompletnie. Nauczyciel który ma problemy z młodzieżą jest pozostawiany sam sobie. Nie ma jak w normalnych krajach zespołów zajmujących się tzw trudną młodzieżą, które zdejmują z nauczyciela ciężar radzenia sobie w podobnych przypadkach. Można by wymnieniać długo. Do tego dochodzi coraz powszechniejsza bieda, brak perpektyw i brak wyobraźni decydentów. Szkoły to niepotrzebny wydatek. Lepiej borykać się z wyrostkami co z braku norm wpojonych wyżywają się niszcząc przystanki niz dać im szansę odreagowania na zajęciach typu SKS. W Szczecinie genialny inaczej prezydent Krzystek nie waha się nad dotowaniem klubu piłkarskiego kwotą 20 mln z miejskiej kasy jednocześnie likwidując w szkołach co się da, zagęszczając klasy, ograniczając liczbę przedmiotów (z jednym wyjątkiem: religia jest nie do ruszenia). Tak jest pewnie w całej Polsce. Przypominanie decydentom że inwestycja w oświatę to najlepiej ulokowane pieniądze jest bez sensu. Ci co rządzą mają cyferki w oczach a nie przyszłe pokolenia. Naprawdę współczuję nauczycielom. Nie dość że pracują w wraunkach w ktorych ciężko jest coś osiągnąć, z młodzieżą która o wszystkim myśli tylko nie o nauce to jeszcze za płace takie by z głodu nie umarli, z groźbą nieustanną że cię zwolnią. Wakacje co niektórzy tak uparcie nauczycielom wytykają są niezbędne by dojść do siebie. Bez nich spora część nauczycieli wylądowałaby u czubków.Nauczyciele to dosyć specyficzny gatunek ludzi. Olbrzymia wiekszość z nich traktuje swój zawód jak powołanie. Bardzo ciężko im nawet pomyśleć o rozstaniu ze szkołą. Wiem bo kiedyś sam uczyłem. Pamiętam jak cięzko było mi podjąć decyzję by ze szkoły zrezygnować a było to w zupełnie innych, dużo łatwiejszych czasach. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
firewall 09.12.2012 12:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 Ależ szkoły dużo mogą:D Dostały nowe, wspaniałe narzędzia. KIPU, IPET-y, możliwość zgłaszania do starostw, urzędów miejskich itp. A oprócz tego mogą zgodnie ze społeczną nauką kościoła dawać świadectwa prawdzie, w praktyce stosować ideały chrześcijańskie np. nastawiając drugi policzek, cierpliwie tłumaczyć, bez podnoszenia głosu czy też zdenerwowania niewłaściwe postępowanie niesfornemu nastolatkowi. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Charlie 09.12.2012 13:16 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 ... ..... Nauczyciel który ma problemy z młodzieżą jest pozostawiany sam sobie. Nie ma jak w normalnych krajach zespołów zajmujących się tzw trudną młodzieżą, które zdejmują z nauczyciela ciężar radzenia sobie w podobnych przypadkach. ...QUOTE] Niesamowite. To jak radzić sobie w momencie kiedy w średniej szkole, w klasie wytworzy się tego typu pat ? Pytanie w kontekście rodzica. Taka grupka chuliganów ma negatywny wpływ na pozostałych, deprawując słabsze jednostki ! Nawiasem mówiąc to tego typu zachowania jak chęć obnażania się, czy oddawania moczu przez okno kwalifikują się na skierowanie do jakiegoś psychologa. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
adam_mk 09.12.2012 13:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 Faktycznie.... Szkoły mogą KUPĘ zrobić! Banda debilnych biurokratów z jednej strony z ich unijnymi standaryzacjami i negatywna selekcja do zawodu - z drugiej strony - zrobiły swoje. Zwierzątka tresuje się metodą kary i nagrody. Jest skuteczna. Totalitaryzmy stosujące podobne metody problemu opisywanego nie miały. Nastolatka spokojnie mogła wieczorem połazić po parku i powzdychać do księżyca... Niechby dziś po zmroku weszła w ciemną uliczkę... Najgorsze jest to, że o sposobie działania szkoły decydują ci, którzy pojęcia nie mają o wychowaniu i dydaktyce. No i dodatkowo - kasa... Żeby uczyć i wychowywać - trzeba mieć za co! A takie będą Rzeczpospolite, jakie młodzieży chowanie.... Adam M. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
adam_mk 09.12.2012 13:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 "To jak radzić sobie w momencie kiedy w średniej szkole, w klasie wytworzy się tego typu pat ? " SYSTEMOWO!!!(tak, jak kiedyś było!) Kop w dupę za pełnym poparciem "wierchuszki""TAKICH WYKSZTAŁCIUCHÓW TO MY NIE POTRZEBUJEMY!"Automatycznie - blokada awansu społecznego i droga do napełnienia brzucha poprzez łopatę i odciski na łapach. Gdzie drwa rąbią - tam wióry lecą.TAKIE transformacje czasem bolą, ale życie nie jest "sprawiedliwe". Adam M. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Charlie 09.12.2012 13:25 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 (edytowane) .... http://www.sp3dzialdowo.pl/procedury.htm W sumie to jasno jest opisane co decydenci szkolni powinni robić w takich sytuacjach. Rozumiem, że jak Wychowawca, Pedagog, Dyrektor nie reagują kompletnie na problem to co dalej ? Inaczej - szkoła nie radzi sobie z jakiś tam względów z sytuacjami generowanymi przez trudną młodzież. Co ma rodzic robić w takim przypadku? Zakładam, że zabranie dziecka do innej szkoły to ostateczność. Muszę pogadać o tym ze swoim prawnikiem, czy wytoczenie sprawy sądowo-odszkodowawczej za brak odpowiednich warunków do nauki mojego dziecka ma sens w polskich realiach. W USA ten sposób bardzo dobrze działa. Edytowane 9 Grudnia 2012 przez Charlie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
perm 09.12.2012 13:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 (edytowane) .. ..... Nauczyciel który ma problemy z młodzieżą jest pozostawiany sam sobie. Nie ma jak w normalnych krajach zespołów zajmujących się tzw trudną młodzieżą, które zdejmują z nauczyciela ciężar radzenia sobie w podobnych przypadkach. ...QUOTE] Niesamowite. To jak radzić sobie w momencie kiedy w średniej szkole, w klasie wytworzy się tego typu pat ? Pytanie w kontekście rodzica. Taka grupka chuliganów ma negatywny wpływ na pozostałych, deprawując słabsze jednostki ! Nawiasem mówiąc to tego typu zachowania jak chęć obnażania się, czy oddawania moczu przez okno kwalifikują się na skierowanie do jakiegoś psychologa. Tak mniej więcej jak Adam napisał. Systemowo. Nie ma systemów idealnych ale tylko w krajach takich jak Polska pozostawia się nauczyciela samego z problemem. Uczeń jest świętą krową której wolno wszystko. Do tego dyrektorowi lepiej udawać że problemu nie ma, On sie w końcu nie naraża. Co do twojego problemu Charlie, to jak juz taki chory układ w klasie powstał, moim zdaniem jedynym rozwiazaniem możliwym w naszych warunkach to przeniesienie uczniów do innych klas albo starym sposobem, eliminacja lidera. Eksterminacja na pokaz działa bardzo skutecznie ale nie zawsze jest możliwa. Tu nie ma łatwych patentów bo to jak leczenie objawów bez wyeliminowania przyczyn. Najdziwniejesze jest to że rodziców nic tak nie wkurza jak nierzetelny nauczyciel, szkoła która nie oferuje tego co powinna, złe warunki i podobne. Jak jednak porozmawiać z nimi o oświacie to większość ma poglądy gazeciane: niedouczeni nauczyciele zarabiający dużo za dużo i z nienależnymi im dwoma miesiącami wakacji. Nie kojarzą braku rozwiązań systemowych i pieniędzy z tym co dotyka ich dzieci. No i tak to się toczy z górki na dno. Chyba nie potrafiłbym juz byc nauczycielem. Jak ich czasem słucham to myślę że źle by sie to dla kogoś, więc również dla mnie skończyło. Edytowane 9 Grudnia 2012 przez perm Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marynata 09.12.2012 13:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2012 W sumie to jasno jest opisane co decydenci szkolni powinni robić w takich sytuacjach. Rozumiem, że jak Wychowawca, Pedagog, Dyrektor nie reagują kompletnie na problem to co dalej ? Są niby inne drogi-zgłasza się na przykład do kuratorium że w szkole zle się dzieje,wchodzi wtedy zewnętrzna kontrola.Tylko pytanie czy jest ktoś kto jest to w stanie zrobić.Wiadomo że są środowiska w których jest zastraszanie,nauczyciele boja się zwolnienia,rodzice nie reagują ponieważ boją się rodziców innych dzieci itd.Często jest tak że dyrekcja nie chce nadawać różnym sprawom rozgłosu,bo obawia się o swoje stanowiska,o utratę opinii przez szkołę,co będzie miało różne konsekwencje.Trudno powiedzieć co siedzi w czyjejś głowie na podstawie jednego artykułu. Nigdzie zmiany nie będę przebiegały sprawnie,dopóki zmiany będą wprowadzać ludzie którzy tworzyli stary system. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.