Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Szkoła! - ręce opadają


firewall

Recommended Posts

Panie i Panowie temat nie tyczy się poziomu szkolnej edukacji, lecz zachowania uczniów. Poziom zależnie do szkoły zawsze był różny, inny był w zawodówce, inny w najlepszym liceum w mieście. Jeśli ktoś chce się uczyć zawsze może pójść do lepszej szkoły, jeśli nie chce znajdzie taką szkołę, która zapewni mu adekwatny do jego możliwości i potrzeb poziom. Nie każdy lubi i chce się uczyć, trzeba to uszanować. Z uczniami problem jest niestety większy. Dominuje dzisiaj bezstresowe wychowanie, rodzice nie mają czasu dla dzieci, a nawet jeśli to podchodzą do nich bezkrytycznie. Niestety takie mamy czasy, że każdy rodzic uważa, że jego dziecko jest grzeczne, nauczyciel jest od tego, żeby uczyć i nie marudzić, a w przypadku problemów, ani oni, ani tym bardziej dziecko na pewno nie są winni. Takie są czasy, że trzeba codziennie walczyć i nie dać sobie w kaszę dmuchać, a jeśli narzekać, to na innych. Już w tym topicu odezwało się kilka zakutych pał, które zamiast rozmawiać o rzeczywistym problemie piszą o błędach w zadaniach, o poziomie nauczania odwracając kota ogonem. Jest to kwestia mentalności ludzi oraz chorych idei płynących z ust pseudopedagogów dot. sposobu wychowania.

 

Przykład Szwecji, w której dano wiele wolności dzieciom (np. możliwość wezwania policji za wejście rodzica do pokoju bez pukania) pokazało, że dziecko NIE JEST RÓWNORZĘDNYM PARTNEREM DO ROZMÓW, sami Szwedzi są teraz w kropce, ponieważ zrozumieli swój błąd. Dzieci nie potrzebują w rodzicach i nauczycielach przyjaciela i możliwości podejmowania swobodnych decyzji, lecz wychowawcy, który będzie im coś nakazywał i zakazywał, bezwzględnie, gdyż dziecko myśli zupełnie innymi kategoriami aniżeli dorosły człowiek.

 

Jestem przeciwny daniu zbyt wielu kompetencji nauczycielom, gdyż każdy kij ma dwa końce. Nauczyciel powinien wiedzieć, gdzie leżą granice. Nie ma żadnego bicia, straszenia, ale muszą być konsekwencje czynów. Do tego potrzebna jest jednak zmiana mentalności, a niestety wszystko idzie w zupełnie odwrotnym kierunku. Stąd ten syf. Osobiście nie jestem przekonany czy problem jest do rozwiązania, raczej przygotowałbym się na jego stopniowe pogłębianie, gdyż tak się dzieje z ogólnymi relacjami międzyludzkimi, szkoła jest tylko tego odzwierciedleniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 463
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Panie i Panowie temat nie tyczy się poziomu szkolnej edukacji, lecz zachowania uczniów. Poziom zależnie do szkoły zawsze był różny, inny był w zawodówce, inny w najlepszym liceum w mieście. Jeśli ktoś chce się uczyć zawsze może pójść do lepszej szkoły, jeśli nie chce znajdzie taką szkołę, która zapewni mu adekwatny do jego możliwości i potrzeb poziom. Nie każdy lubi i chce się uczyć, trzeba to uszanować. Z uczniami problem jest niestety większy. Dominuje dzisiaj bezstresowe wychowanie, rodzice nie mają czasu dla dzieci, a nawet jeśli to podchodzą do nich bezkrytycznie. Niestety takie mamy czasy, że każdy rodzic uważa, że jego dziecko jest grzeczne, nauczyciel jest od tego, żeby uczyć i nie marudzić, a w przypadku problemów, ani oni, ani tym bardziej dziecko na pewno nie są winni. Takie są czasy, że trzeba codziennie walczyć i nie dać sobie w kaszę dmuchać, a jeśli narzekać, to na innych. Już w tym topicu odezwało się kilka zakutych pał, które zamiast rozmawiać o rzeczywistym problemie piszą o błędach w zadaniach, o poziomie nauczania odwracając kota ogonem. Jest to kwestia mentalności ludzi oraz chorych idei płynących z ust pseudopedagogów dot. sposobu wychowania.

 

Przykład Szwecji, w której dano wiele wolności dzieciom (np. możliwość wezwania policji za wejście rodzica do pokoju bez pukania) pokazało, że dziecko NIE JEST RÓWNORZĘDNYM PARTNEREM DO ROZMÓW, sami Szwedzi są teraz w kropce, ponieważ zrozumieli swój błąd. Dzieci nie potrzebują w rodzicach i nauczycielach przyjaciela i możliwości podejmowania swobodnych decyzji, lecz wychowawcy, który będzie im coś nakazywał i zakazywał, bezwzględnie, gdyż dziecko myśli zupełnie innymi kategoriami aniżeli dorosły człowiek.

 

Jestem przeciwny daniu zbyt wielu kompetencji nauczycielom, gdyż każdy kij ma dwa końce. Nauczyciel powinien wiedzieć, gdzie leżą granice. Nie ma żadnego bicia, straszenia, ale muszą być konsekwencje czynów. Do tego potrzebna jest jednak zmiana mentalności, a niestety wszystko idzie w zupełnie odwrotnym kierunku. Stąd ten syf. Osobiście nie jestem przekonany czy problem jest do rozwiązania, raczej przygotowałbym się na jego stopniowe pogłębianie, gdyż tak się dzieje z ogólnymi relacjami międzyludzkimi, szkoła jest tylko tego odzwierciedleniem.

Poraża logika w twoim wywodzie. Jak i jego długość. Poza tym nie rozumiem niektórych fragmentów. Np tego:

raczej przygotowałbym się na jego stopniowe pogłębianie, gdyż tak się dzieje z ogólnymi relacjami międzyludzkimi, szkoła jest tylko tego odzwierciedleniem
Mogłbyś tak jakoś precyzyjniej?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dominuje dzisiaj bezstresowe wychowanie, rodzice nie mają czasu dla dzieci, a nawet jeśli to podchodzą do nich bezkrytycznie.

 

 

A ja poproszę o definicję bezstresowego wychowania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Dzieci nie potrzebują w rodzicach i nauczycielach przyjaciela i możliwości podejmowania swobodnych decyzji, lecz wychowawcy, który będzie im coś nakazywał i zakazywał, bezwzględnie, gdyż dziecko myśli zupełnie innymi kategoriami aniżeli dorosły człowiek.

 

 

To żeś mnie zbił z tropu, bo myślałam dotychczas, że należy łączyć funkcje wychowawcy i przyjaciela. Ale dziecko to nie patyczak czy inszy jamochłon? Nawet jak myśli inaczej niż dorosły człowiek - znaczy odczucia miewa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A osoby odpowiedzialne za przeprowadzenie matury mają, i będą się miały jak najlepiej! A podobno mamy najlepszych informatyków w Europie?

 

Ci najlepsi raczej nie uczą w szkole, przynajmniej nie jest to ich sposób na życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czytaliście wywiad z byłym szefem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej (przygotowują i przeprowadzają matury) na temat matur? Pan dosyć ostro skrytykował obecne matury i w zasadzie jest za ich całkowitą likwidacją.

Najzabawniejsze w tym jest to, że gdy był szefem CKE i pobierał sowite wynagrodzenie to obecny kształt matur mu absolutnie nie przeszkadzał, ba nawet popierał w całej rozciągłości tą ideę . A teraz odcięty od koryta szybko zmienił zdanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poraża logika w twoim wywodzie. Jak i jego długość. Poza tym nie rozumiem niektórych fragmentów. Np tego: Mogłbyś tak jakoś precyzyjniej?

 

Sądzę, że wyraziłem się możliwie najprecyzyjniej nie pozostawiając pola do interpretacji. Skoro jednak widzisz jakieś niejasności to napiszę to inaczej, być może prościej. Z biegiem lat relacje międzyludzkie stają się co raz bardziej powierzchowne. Nie tyczy się to tylko np. miejsca pracy, która niejako wymusza przywdziewanie pewnych masek, ale nawet stosunków ze znajomymi, a nawet rodziną. Zaczyna dominować hipokryzja, patologiczne czy wręcz perwersyjne dążenie do zaspakajania własnych potrzeb wyższego rzędu (samorealizacji, uznania, szacunku), która wiąże się również ze stanem posiadania w odniesieniu do presji społecznej. To wszystko w trudnych warunkach kapitalistycznych, która sprawiają, że nikomu nie jest lekko i trzeba walczyć już praktycznie o wszystko każdego dnia (o miejsce pracy, status w firmie i społeczeństwie poza nią, o sukcesywną spłatę ciężkiego kredytu zaciągniętego na bezmiar czasowy, o ludzkie traktowanie w staczającej się służbie zdrowia, urzędach itd.) To wszystko burzy relacje z przyjaciółmi oraz rodziną i w konsekwencji przelewa się to z rodziców na dzieci. Każdy, świadomy sytuacji rodzic, już od małego uczy dziecko braku pokory i umiejętności wyszarpania kawałka mięsa dla siebie w celu poradzenia sobie w życiu co właśnie wiąże się z brakiem szacunku dla drugiego człowieka. Dodając do tego brak opieki poprzez zaniechanie prowadzenia młodego człowieka przez trudy, których nie pojmuje (brak wychowania) skazując go tym samym na improwizację, rodzi to problemy o których traktuje właśnie ten temat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To żeś mnie zbił z tropu, bo myślałam dotychczas, że należy łączyć funkcje wychowawcy i przyjaciela. Ale dziecko to nie patyczak czy inszy jamochłon? Nawet jak myśli inaczej niż dorosły człowiek - znaczy odczucia miewa...

 

Wychowywanie to proces nakazów, zakazów, kar oraz nagród, a to wyklucza przyjaźń. Ludzie, podążając za najnowszym, patologicznym wręcz bełkotem pedagogów czy pań "ja uważam" z TVN Style czy poradników "Jak żyć" zaczynają mylić pojęcia, chociaż już nawet u tych pierwszych widać pewne zmiany w podejściu do dzieci w odniesieniu do problematyki ich zachowań w ciągu ostatniej dekady. Można być wychowawcą i jednocześnie utrzymywać świetny kontakt z podopiecznym, jasno jednak precyzując hierarchię oraz wyciągać konsekwencję, prowadzić przez życie w okresie dojrzewania. Dziecko nie jest równorzędnym partnerem do rozmów, ponieważ kategorie, którymi się kieruje są adekwatne do jego wieku związanego z brakiem doświadczeń kształtujących osobowość. Równych sobie i bezkrytycznych kolegów oraz przyjaciół niech dziecko sobie szuka jednak na podwórku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja poproszę o definicję bezstresowego wychowania.

 

Definicje bezstresowego wychowania możesz ściągnąć sobie z internetu, nie muszę tutaj jej przytaczać jak i jego kolejnych interpretacji, zapewne je znasz. Problem nie leży w elementach bezstresowego wychowania jako takiego, ale skali tego zjawiska modyfikowanego na swój własny sposób zależnie od sytuacji, w której znajduje się osoba je stosująca (brak konsekwencji, czasu, przelewanie własnych frustracji na grunt wychowania, impulsywność, improwizacja, nietrafna intuicyjność itd.).

 

Co do skali - bezstresowe wychowanie to twór lat 90, w polskim wydaniu stworzonej jako przeciwwaga dla jeszcze socjalistycznej metody twardej ręki. Ludzie wpadli ze skrajności w skrajność nie potrafiąc sobie z tym radzić.

Edytowane przez KK2012
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

KK2012

Ja mam taką ogromną prośbę, żebyś podał przypisy do tych wszystkich swoich rewelacji.

Świat mi się właśnie na głowę zawalił po przeczytaniu tych sensacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A uważasz że dzieci za młode czy za stare odbierają kompetencje?

 

Jeśli ktoś nie wychował jeszcze dziecka i swoje opinie opiera na wyimaginowanych sądach, intuicji, z obserwacji to sens polemiki z kimś takim jest co najwyżej żaden. Jeśli ktoś nie rozumie tej postawy niech wyobrazi sobie osobę, która nigdy w życiu nie wybudowała domu wypowiadającą się na ten temat. Nie zapraszam do konwersacji nt. tego co napisałem, lecz wygłosiłem monolog w oparciu o doświadczenie własne. Nie interesuje mnie to czy ktoś się zgadza z tym czy nie, ponieważ ma "inne zdanie" (szczególnie jeśli jego doświadczenia w wychowywaniu dzieci jest wprost proporcjonalne do gry na skrzypcach). :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wychowywanie to proces nakazów, zakazów, kar oraz nagród, a to wyklucza przyjaźń. Ludzie, podążając za najnowszym, patologicznym wręcz bełkotem pedagogów czy pań "ja uważam" z TVN Style czy poradników "Jak żyć" zaczynają mylić pojęcia, chociaż już nawet u tych pierwszych widać pewne zmiany w podejściu do dzieci w odniesieniu do problematyki ich zachowań w ciągu ostatniej dekady. Można być wychowawcą i jednocześnie utrzymywać świetny kontakt z podopiecznym, jasno jednak precyzując hierarchię oraz wyciągać konsekwencję, prowadzić przez życie w okresie dojrzewania. Dziecko nie jest równorzędnym partnerem do rozmów, ponieważ kategorie, którymi się kieruje są adekwatne do jego wieku związanego z brakiem doświadczeń kształtujących osobowość. Równych sobie i bezkrytycznych kolegów oraz przyjaciół niech dziecko sobie szuka jednak na podwórku.

 

Dla ułatwienia czytania Twojego , jak, później zaznaczyłeś monologu, określam (dla siebie, oczywiście :) ) wiek dziecięcy od 0- powiedzmy do jakichś 15-16 lat, gdzie zaczyna się cienka granica stawania się dorosłym. W tym przedziale wiekowym zmienia się dynamicznie percepcja postrzegania świata i jego rozumienia poprzez nabywane doświadczenie.

 

Ciekawi mnie, w zasadzie nie miałabym również nic przeciwko przypisom, jaką szkołę pedagogiczną uważasz za słuszną - w ostatnich 200 latach rozwinęło się wiele interesujących poglądów i trendów.

 

Przyjaciel to nie tylko kumpel z trzepaka, a bardziej współcześnie inny fejsbukowiec, z którym wymienia się kilka 'niom' przez cały boski dzień. To ktoś kto potrafi pomóc przejść przez trudne sytuacje, dać dobry przykład, skrytykować konstruktywnie - może być przy tym kilka dekad starszy - ale to wszystko nie musi wykluczać bliskich ciepłych relacji. To, co wyżej piszesz, ma taki dośc XIX wieczny wydźwięk. Idealny rodzic czy wychowawca łączy te cechy w sobie, w mniejszym lub większym stopniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo sobie wymyślono że przyjaźń to taka symetryczna relacja. Przyjaźń dziecka z rodzicem taka nie jest, podobnie jak miłość dziecka do rodzica jest zupełnie różna niż miłość rodzica do dziecka. I tak zostaje do końca życia, nawet gdy dziecko jest już dorosłe i ma własne dzieci, a jeszcze ma rodziców. Różnica pokolenia powoduje asymetrię. To mówiłem ja - teoretyk w 50%. Pozostałe procenty są praktyczne, bo od urodzenia mam rodziców.

 

 

Nie zapraszam do konwersacji nt. tego co napisałem, lecz wygłosiłem monolog w oparciu o doświadczenie własne. Nie interesuje mnie to czy ktoś się zgadza z tym czy nie, ponieważ ma "inne zdanie" (szczególnie jeśli jego doświadczenia w wychowywaniu dzieci jest wprost proporcjonalne do gry na skrzypcach). :)

 

Pisząc na forum zapraszasz do dyskusji i polemiki. Jak chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami twórz bloga, a jeszcze lepiej wydaj książkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Jeśli ktoś nie wychował jeszcze dziecka i swoje opinie opiera na wyimaginowanych sądach, intuicji, z obserwacji to sens polemiki z kimś takim jest co najwyżej żaden.

 

Ciekawe skąd te założenia? Jasnowidz ?

Cierpisz na jakiś rodzaj narcyzmu i infantylne zadufanie, skoro wydaje Ci się, iż sam fakt wychowania własnych dzieci, daje Ci już prawo do bycia ekspertem w dziedzinie pedagogiki.

Przypomina mi to pewnego medialnego dupka, który kilka lat temu, przy okazji narodowej debaty na temat wychowania polskiej młodzieży, wygłaszał podobne głupoty, podając przykłady z pracy nad swoją salezjańską wersją wychowania jego własnych dzieci.

Posunął się jeszcze dalej i doszedł do stwierdzeń, że dziecko od czasu do czasu powinno dostać profilaktycznie wpierdol ale tak, żeby je nie połamać i popuścić krwi.

Zweryfikował go czas, gdy po latach okazało się, że poniósł,jak sam się wyraził, "bolesną porażkę wychowawczą".

Mówiłeś tak przekonująco i tak żarliwie, że aż poprosiłem o źródło tej wiedzy, bo nie każdy normalny człowiek wpadłby na podobne przemyślenia jak Ty.

Zwłaszcza ,że z historii pedagogiki wiadomo : nie sprawdziły się takowe.

 

 

Nie zapraszam do konwersacji nt. tego co napisałem, lecz wygłosiłem monolog w oparciu o doświadczenie własne. Nie interesuje mnie to czy ktoś się zgadza z tym czy nie, ponieważ ma "inne zdanie" (szczególnie jeśli jego doświadczenia w wychowywaniu dzieci jest wprost proporcjonalne do gry na skrzypcach). :)

O moim doświadczeniu nic nie wiesz.Nie wyrokuj.

No i coś Ci się wyraźnie popieprzyło w baniaku.

Skoro nie rozumiesz znaczenia słowa "forum" i jego przeznaczenia, to możesz mieć również kłopoty z pojęciem "proces wychowawczy", zwłaszcza ,że traktujesz go intuicyjnie. Załóż sobie blog i monologuj do woli a obiecuje Ci ,że nie podejmę polemiki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Nie zapraszam do konwersacji nt. tego co napisałem, lecz wygłosiłem monolog w oparciu o doświadczenie własne. Nie interesuje mnie to czy ktoś się zgadza z tym czy nie, ponieważ ma "inne zdanie" (szczególnie jeśli jego doświadczenia w wychowywaniu dzieci jest wprost proporcjonalne do gry na skrzypcach). :)

A próbowałeś może napierdalać dzieciaki bejsbolem? Chętnie poczytam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
A próbowałeś może napierdalać dzieciaki bejsbolem? Chętnie poczytam.

To może być dla niemających dzieci bardzo ciekawe poznawczo w zależności od tego, czy walenie kijem będzie potraktowane przez wychowawcę w kategorii kary czy może raczej nagrody.

W końcu jak system kar i nagród, to system.

Ordnug muss sein.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...