doranna 18.01.2013 08:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Stycznia 2013 (edytowane) Zaletą mieszkania, 15 minut spacerkiem do morza, jest na pewno morze:rotfl:. Oczywiście jak wygląda w takiej wersji jak powyżej. Minusem są wiatry, które jak wieją to może łepetynę urwać. A moja rachityczna brama (scheda po byłej właścicielce działki). Taka remizowa typowa sztacheta, miała by wzięcie na zabawach. Wygina się w wszystkie strony:P. Połączenie silnego wiatru i zdezelowanej bramy, były moje wczorajsze problemy z wjazdem na działkę. Zmęczona wracałam późną wieczorową porą z aerobiku. Gdzie wykonywałam, różne trudne ćwiczenia, ogromniastą gumową piłką. Czego efektem, moje ręce ze zmęczenia trzęsły się jak galareta, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Ledwie doczołgałam się do samochodu. Z czego byłam bardzo dumna, bo myślałam, że mi się to nie uda. Po drodze musiałam, jechać slalomem alpejskim, pomiędzy dziurami na drodze. Unikając czołówki z innymi biedakami, którzy też brali udział w slalomie. I tak wykończona psychicznie i fizycznie. Wjechałam w moją ulicę, gdzie tylko od spokoju mojej duszy dzieliła mnie ta cholerna brama i ten wiatr.. Wypadłam z samochodu, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Dobrze, że śnieg leży. To trochę zamortyzował moje cztery litery:o I postanowiłam powalczyć z bramą. Początek był nawet optymistyczny. Otworzyłam jedną część, później drugą, ale tak jak je szybko otworzyłam, tak wiatr szybko ze mnie zadrwił, je zamykając. Postanowiła, że się nie poddam i wjadę na działkę, tylko jak?. Śniegu napadało mnóstwo, i weź tu szukaj oparcia dla bramy i to na tyle skutecznego, by ją przytrzymał, a wygrał walkę z wiatrem. Pomyślałam jak pomysłowy Dobromir i piłeczka pękła, cegły!!!!. Trzeba je tylko odszukać i będzie git:wiggle:. No i taka zmęczona odkopałam te cegły i mogłam wjechać, ale obiecałam sobie, że płot to mnie jeszcze popamięta i jego dni, albo lata . Są policzone:mad:. No i trzeba kupić kolejną skarbonkę Pozdrawiam:bye: Edytowane 18 Stycznia 2013 przez doranna Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 21.01.2013 09:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Stycznia 2013 A więc pokrótce to była ta sobota i lampa wisi:wave: Tutaj ujawniam moją jeszcze w proszku kuchnie, którą i tak uwielbiam Rozpakowywanie lampy odbywało się w ciszy i skupieniu, to na początku;). Która od czasu do czasu przerywana była naszymi ochami i achami, dotyczyły porządnego spakowania lampy, osobnych przegródek na wszystkie części. I prawie sie wzruszyłam:cool:, gdy zobaczyłam mały śrubokręcik, którym te wszystkie części trzeba skręcić. Nasze początkowe roztkliwianie nad lampą brało się z tego, że pierwszą lampę w salonie zakładał kolega. Więc nie mieliśmy doświadczenia w tym temacie. I jak się później okazało, dużo nas ominęło:rolleyes:. No ale człowiek podobno całe życie się uczy, a później wszystko zapomina (to moja teoria). Więc z lampą poszliśmy delikatnie na żywioł. Na początku przytwierdziliśmy tzn, mąż stelaż na którym miała wisieć lampa i to było nawet ok. Teraz trzeba było powiesić ją na odpowiedniej wysokości, by mój szanowny małżonek, któremu Bozia dała wzrostu pod dostatkiem . Nie walił głową w kryształki. Bo lampa w takim układzie by długo nie powisiała, a szybko by została wykopana na śmietnik. No, ale i z tym sobie poradziliśmy. W Houston odnotowali, że problem znikł. Gorzej było z schowaniem drucika, który został, a musiał się zmieścić się w tym małym talerzyku u podstawy lampy. Wtedy cisza znikła i trochę puściły, nam nerwy, ale i to poszło szybko w zapomnienie. I drucik zniknął. Teraz ja się wyżyłam manualnie i przy pomocy małej drabiny, pomagając sobie językiem. Przykręcałam, każdą część po kolei i coś tam mi chyba wyszło, bo efekt jest taki jak na zdjęciu. A o to chyba chodziło w tej całej zabawie. Pozdrawiam:bye: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 23.01.2013 07:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Stycznia 2013 W końcu założyliśmy osłonki pstryczków elektryczków;). Oczywiście jak to w naszym przypadku nie wszystkich, bo u nas jakoś zawsze dziwnie pod górkę. Gdy przyjechaliśmy do marketu, osłonki były, ale tylko podwójne i potrójne, pojedynczych niet. Cholera kiedy my w mrozie wybieramy się do sklepu, w którym podobno wszyscy stajemy się bohaterami. Mi trochę tej bohaterskosci ubyło. Ale myślę sobie, przecież są też inne markety szczęśliwości wszelakiej i tam zajedziemy. Przedtem tylko zrobię zakupy u Pascala i Okrasy nie pamiętam co teraz jest hiciorem, chyba wieprzowina (niech mi świnki wybaczą). Kupiłam dwa worki ziemniaków do których ostatnio Drugorodny zapałał wielką miłością i dwie paczki ryżu i ciastka. Musiałam odpowiedzieć, na pytający wzrok chłopaka za mną, który mówił czy czasem wszystkich sklepów nie zamykają, bo tak się obłowiłam. Wytłumaczyłam mu krótko, że zima jest i pole teraz nie rodzi. Co przyjął z zrozumieniem, adekwatnym do panującej pogody. A ja stwierdziłam, że jeszcze jeden, kilka, a może miesiąc? któż to wie?, wytrzymam bez pojedynczych osłonek:yes: Bo mnie te zakupy wykańczają Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 30.01.2013 12:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Stycznia 2013 Dzisiaj trochę mało o wykończeniówce. A trochę o moich doświadczeniach z zwierzętami. Nie wiedzieć czemu, jak tylko się przeprowadziliśmy. Ja nie mogę wyjść na spacer, bo zaraz jakiś zwierzak się do mnie przypałęta. O schronisku nie myślałam, zresztą nie mam warunków. Nie uważam się za jakąś filantropkę, albo ucieleśnienie dobra na tym świecie. Ale tałatajstwo ciągnie do mnie zewsząd, że Doktor Dolitte mógł by się czuć zagrożony. Nie dawno wyszłam na sanki z dzieckiem, a wróciłam nie tylko z Drugorodnym , ale też 65 kilogramowym Nowofunlandem, który pałał do mnie miłością wielką. Olewając swoich dotychczasowych właścicieli . Tak, że teraz biedak siedzi na łańcuchu, bo właściciele się obawiają, że znowu do mnie przyjdzie. Przed wczoraj wracając ze sklepu, wspomogłam nastepną tym razem małą duszyczkę (pieska), który dostał bułkę. Zeżarł ją i jego zainteresowanie zniknęło moją osobą. Pewnie do następnego razu, gdy znowu będzie prosił o jedzenie. Warto by tu wspomnieć, o pałętających się kotach sąsiadów, które łaszą się do mych nóg, że można się przewrócić .Nawet kury sąsiadki, wydaja się cieszyć, jak wysiadam z samochodu. Bo dziewczęta sie razem skupiają przy płocie, jak by mówiły cześć. No, ale dzisiejszy dzień bije wszystkie na głowę. Czasem trzeba się zastanowić jak się, wypowiada swoje myśli na głos. Rano mówię do męża -znowu kolejny nudny dzień Może trzeba się było ugryźć w język. Bo o 9 rano w jedno z moich dużych okien jadalnianych przyfasolił gołąb i to z taką siłą, że myśłałam, że już po szybie:eek:. I co?, dzień już nie jest nudny. Bo od rana jeździłam, po okolicznych hodowlach gołębi i uzyskałam tyle, że dowiedziałam sie, że to pocztowy. Gołąbek, chyba ma połamane żebra. Więc zadzwoniłam do Przewodniczącego klubu hodowców gołębi dalekodystansowych, który ma się z kimś skontaktować w sprawie ptaka:yes: Tylko jak na razie cisza, a ptaszek czeka i przecież ma swojego właściciela:rolleyes: Pozdrawiam:bye: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 01.02.2013 06:56 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Lutego 2013 Historia z ptakiem się wyjasniła. Chociaż nie tak jak myślałam. To ja zjeździłam okolicznych hodowców , szukając jego własciciela. Tak się o niego zamartwiałam, ze ktoś go zeżre zanim przyjdzie pomoc:o. Nawet szukałam pomocy u Prezesa klubu, gołebi dalekodystansowych. A gołąbek po pięciu godzinach siedzenia na moich paletach, może chciał obejrzeć dom:popcorn:. Poczochrał się po swoich piórkach, pokręcił główką i po prostu sobie odleciał. Zaraza chyba nie wiedziała, że paliwo drogie i kryzys panuje. Niech on jeszcze raz do mnie przyleci:P. Wczoraj tak wiało, że miałam wrażenie, że ta moja sztacheciarska brama mi się wyrwie z zawiasów:jawdrop:. Śmietnik fruwał na wszystkie strony. No i mam w plecy wycieraczkę, która leżała przed drzwiami wejściowymi. Bo pofrunęła w siną dal, może jakiś litościwy sąsiad odda. Ja to mówią krok raz do przodu, raz do tyłu:bye: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 03.02.2013 09:19 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Lutego 2013 Wycieraczka się odnalazła. Leżała dwie działki dalej:yes:. Aż dziw, że ją dojrzałam, bo była szczelnie przykryta błotem. Więc tym razem krok do przodu. Znalazłam też zegar, który wpadł mi w oko. Oryginalna podróba, takiego samego tylko oryginalnego:yes:. Trochę to skomplikowane, ale oddaje sedno sprawy. Więc można zapomnieć o zdjęciu ze zbliżeniem na logo producenta, bo takowego na nim nie uświadczysz. Ale co tam, może jakieś przykleję i też będzie dobrze. Grunt to pomysł Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 13.02.2013 14:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2013 Miał być dziennik, a chyba będzie miesięcznik:eek:. Jakoś przysłowie naszych babć "Kto ma pszczoły ten ma miód, Kto ma dzieci ten ma smród" Pasuje do mnie jak ulał, ja na nic nie mam czasu. Do komputera podejść nie mogę, bo zaraz jak z pod ziemi pojawia się Drugorodny, który będzie albo informatykiem, albo tancerzem. Jeszcze do końca nie jestem pewna. :bash:Jako przyszły informatyk z komputerem czuje się za pan brat. Co oznacza, że raczej trzeba by go było szybciej zadźgać , niż dałby sie odciągnąć od tej maszyny. No, ale dzisiaj go wymęczyłam na placu zabaw, więc poszedł spać W piątek planujemy wypad do Ikei, gdzie dokupię drugą kanapę do salonu:lol2: Planuję dwie postawić na przeciwko siebie. Jak przyjdą goście, będzie można normalnie posiedzieć i porozmawiać np. sącząc drinki No i może, ale tu zaznaczam, że może jest formą względną. Uda nam się dokupić resztę szafek do kuchni. Z kanapami nie ma problemu szybko i bezproblemowo się je składa. Co do szafek ja uważam tak samo, za to mój mąż nie. Więc chyba na mnie spadnie ta przyjemność. Bo mój ślubny, jeszcze w ferworze walki mógłby je uszkodzić. A na to nie mogę pozwolić Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 15.02.2013 09:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Lutego 2013 Dzisiaj wielki dzień, wypad do Ikei. To znaczy wypad robią mąż i Pierworodny. Bo ja już nie wytrzymam kolejnych zakupów z Drugorodnym do tego sklepu. Kiedy obawiałam się, że cała pensja pójdzie na straty wywołane, przez mojego synka. No i może kredyt trzeba będzie brać, bo pensja nie wystarczy. To już nie na moje nerwy, bieganie za nim po sklepie, wyrywanie mu noży z rąk, tudzież tłuczka, którym naparzał. A jakże w najdroższe szafki kuchenne (Esteta jeden). Przykrywanie się obrusami, lub kocami (zabawa w chowanego). Rzucanie się pod koła wózków, Które przy pomocy klientów nabierały dużej prędkości. Tak im się spieszyło, by je jak najszybciej zapełnić, że pewnie by nawet nie zauważyli tak drobnego szczegółu jak Drugorodny. I rozjechali by mi dzieciaka na placek. Takim zakupom, mówię zdecydowanie nie!!!!!, nie!!! i jeszcze raz nie Dlatego od rana skorzystałam, z listy zakupów, które można sporządzić na stronie Ikei. Więc chłopaki się nie pomylą. Ja wiem, że kobieta zmienną jest, a ja pasuje do tych słów jak ulał. I nastąpiła drobna kolorystyczna zmiana szafek. Jak wiecie mam białą wysoką szafkę pod zabudowę abstrakt biały, reszta to szary abstrakt. No i teraz, mój mózg zatrybił. A może gdzieś to już kiedyś widziałam. Tą mniejszą zewnętrzną szafkę zamówię w białym abstrakcie A szare będą w środku. Co do cokołów to cały czas się zastanawiam, czy zamówić białe?, czy srebrne. No, ale ten problem to na później. Bo teraz ich nie zamawiam. Niepostrzeżenie na moją listę szafek i kanap, dostał sie też regał Kilby Będzie jak znalazł, na dużą filmotekę Pierworodnego i może w końcu zapanuje porządek w jego płytach:lol2:. kilka kompletów pościeli Takie ramki w super cenie No i to chyba wszystko:D, chyba. Pozdrawiam:bye: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 25.02.2013 08:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Lutego 2013 (edytowane) Znowu tydzień przeleciał, który dla nas był pracowity:yes:. Mąż miał tydzień urlopu i nic nie odpoczął, bo ja bawiłam się w poganiacza bydła. I biedak musiał dokończyć różne prace, które według mnie nie cierpiały zwłoki. A według małżonka mogły jeszcze kilka lat poczekać W sobotę zabraliśmy się za szafki w kuchni i nawet dobrze nam szło. Dopóki nie zabraliśmy się za wstawianie szafki narożnej. Nie powinna być to trudna sprawa, ale gdy nie chce się usuwać szafki pod zlewem i drugiej pod płytę. Nastręcza to duży problem. Nie chcieliśmy ruszać, tej pod płytę bo czekamy na jedną częśc, która z winy Ikei nam nie została dana. Więc szafka jest źle skonfigurowana. Teraz ta część idzie, aż z Szwecji. Więc czekamy dalej. Tak więc postanowiliśmy, że szafce narożnej się nie damy i ją wsuniemy na jej miejsce. Nie wiedzieliśmy, że ona ma inne plany. Wystawiliśmy zmywarkę, z którą było łatwo. Ja wpadłam na pomysł, że przesuniemy szafkę pod zlew i będzie gitara. No i oczywiście nie chciało nam się ruszać blatu, w którym jest wkomponowany zlew. Jak zaczęliśmy przesuwać szafkę, ona trochę się wygięła i drzwiczki już nie leżały równolegle do siebie (ta cholerna matematyka). Miny nam zrzedły i odechciało nam się wstawiać narożną szafkę. Bo trzeba było zasięgnąć mądrości matematycznej i przywrócić symetrie drzwiczkom. Po wielu jękach i stękach o niecenzuralnych słowach nie wspomnę. Udało się z drzwiczkami i szafka wygląda normalnie, a nie jak kopnięty prostokąt, na który nie ma wzoru matematycznego:D. Stwierdziliśmy, że wcale nam się tak nie spieszy i poczekamy na część z Szwecji. Z braku pracy, a jak wiadomo bez pracy nie ma kołaczy. Więc zajęliśmy się brakiem parapetów. Kupiliśmy drewniane, które trzeba było pomalować jeszcze na odpowiedni kolor. Ja sobie ubzdurałam białą lakierobejce. Na próbniku to wszystko ładnie wyglądało. Więc z ochotą zabrałam się za malowanie. Po pierwszym malowaniu mina mi zrzedła, decha jak była naturalna, tak się nie zmieniła, na puszce było napisane, by każda warstwa porządnie wyschła. Aby pomalować następną. No to dałam drugą warstwę, z marnym skutkiem. Ale pomyślałam do trzech razy sztuka. I pokryłam parapet trzecią warstwą. Po której prawie nie zrezygnowałam z swojego postanowienia i nie zarejestrowałam sie na Face Booku. By podzielić się z kimkolwiek informacją "Nie kryje mi ta bejca!!!!!", swoją drogą ciekawe ile ludzi by to polubiło. O dziwo po piątej warstwie i prawie pustej puszce, parapet sie poddał i jakoś wygląda bardziej bieliście. I niech mu tak będzie, ja się nie będę czepiać. Za to z przyjemnością bym kogoś obiła z tej firmy, za łgarstwo. W każdym bądź razie efekt jest zadowalający. Pozdrawiam Edytowane 25 Lutego 2013 przez doranna Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
doranna 25.02.2013 12:51 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Lutego 2013 Tak jak mówiłam, dokupiliśmy drugą sofę do salonu i jeszcze jedną taka samą dostał Pierworodny. Jesteśmy nimi zachwyceni, jak by się dało to jeszcze kilka byśmy upchnęli np. na schodach, w garażu i w wiatrołapie i w tym małym schowku pod schodami (chyba pociętą). Jednym słowem jest super. Miękka wygodna, plery nie bolą jak się siedzi. Teraz z małżonkiem, wygodnie rozprostowujemy nogi każdy na swojej i oddajemy się cali durnym programom telewizyjnym, bez obawy, że dopadnie nas skolioza:popcorn:. Czasem tylko wybuchają drobne sprzeczki, kto ma trzymać pilota. No, ale to drobnostka. W porównaniu z wygodą jaki zapewnia nam ten cudny mebel. Planowałam te w salonie postawić naprzeciwko siebie. Ale nie dało to tak fajnego efektu jak chciałam. Kanapy sa świetne, ale mają wysokie oparcie . I po ustawieniu, mąż stwierdził, że czuje się jak żołnierz w okopach, a ja chociażbym chciała to Marusia nie jestem:bash:. Więc kanapy tworzą literę L Oczywiście storczyk stoi tylko dla zmydlenia oczu, że u mnie jest tak światowo i na co dzień wykwintnie. Bo tak naprawdę, jego miejsce jest na komodzie. Poza zasięgiem rączek Drugorodnego, który by z kwiatka zrobił trzy storczyki, a czwarty by był w trakcie produkcji. Nie ma to jak pozory Teraz pusto wyglądają ściany nad kanapami, ale i tym sie zajęłam, kupiłam już dwie ramy. W tym Szwedzkim sklepie, szczęśliwości wszelakiej. O słusznych wymiarach 71x101 i dziwnej nazwie STROMBY jak jakaś średniowieczna choroba. Jeszcze jakieś plakaty i gotowe. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.