Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

................VIP Club.........................


marimag

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 30,9k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • marimag

    10298

  • bogumil

    2217

  • bionda

    1933

  • Bastki

    1507

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Jak nie spróbujesz to nie bedziesz wiedziała czy szanowne dupy poprzewracane, reflektują.

Pamiętaj, że brokuł jest delikatny i jak za długo będziesz blanszowac to przy mieszaniu sie rozpadnie.

Musi być miękkawy ale bardziej twardy niz miękki.

 

Sałata na luzie...do winka :)

Wycieczka do Biedry :

- mix kolorowych sałat

- oliwa

- musztarda

- miód

- czosnek

- ser plesniowy typu Lazur ( z błękitna lub zielona plesnia)

- orzechy włoskie

 

Sałaty płuczemy, dokładnie osuszamy i wrzucamy do pieknej misy.

Przygotowujemy sos: Oliwe mieszamy z wycisnietym czosnkiem, musztardą, miodem, solą - jednolity płyn.

 

Sałate posypujemy pokruszonym serem, połamanymi niedbale orzechami i dopiero przed podaniem, polewamy ( skrapiamy) dipem.

Delikatnie mieszamy i staramy się ładnie rozplanowac położenie sera i orzechów.

Polecam...pycha !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jeloł !!!

 

a ja polubiłam inną wersję kalafiorowej sałatki:

-kalafior podzielony na maleńkie różyczki SUROWY

- ser feta

- rodzynki wcześniej namoczone parę minut w baaaaardzo ciepłej wodzie

- majonez

- czosnek

- sól&pieprz

 

albo:

- rukola

- gruszka w ósemki

- ser z błękitną pleśnią

- ocet balsamiczny ( najlepiej sprawdzają się takie aromatyzowane owocowo, są gęstsze i nie ściekają tak niealigancko z sałatki ;) )

- granat

 

albo:

- ser żółty w kostkę

- kukurydza

- pokrojony ananas

- posiekany czosnek

- majonez

- sól&pierrz

- odrobinka oregano

 

albo tj wyżej, tylko ser pół/pół z przesmażoną piersią kurzą, mniej czosnku + curry ( na kiedy indziej ;) )

 

albo :

- ryż ugotowany aldente

- tuńczyk w sosie własnym

- kukurydza

- papryka w kostkę

- majonez

- koperek

- s&p

 

albo:

- mix sałat

- suszone pokrojone pomidory

- zielony ogórek w grubą kochę

- winogrono ( jak duże-przkroić)

- kapary

- sos: oliwa, miód, czosnek, musztarda, cytryna sól, pieprz ( musi wyjść dość słodkawy)

- feta ( zawsze na końcu, po wymieszaniu sałatki z sosem, coby się nie rozmaśliła...i tak podczas nakładania goście sami ją rozmieszają)

Edytowane przez aricia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mari aaa szkoda gadać. Chodzi o komunię syna, nie chce mi sie pisać bo mi ciśnienie skoczy. Mam nadzieję, ze sie wsio wyjasni.

 

Ja dzis zrobiłam 20 słoików słatki na zimę. Dynia z papryką w curry. Dopiero teraz siadła. Od 15.20 jak wróciłam z pracy, cały dzien na nogach, przy garach. Starsze dziecię pochorowało, ale na tyle rozsadny, ze dam leki i sam w domu zostanie. Nie chciałabym brac opieki , bo pracę zaczęłam niedawno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny, slinotoku dostałam, choc przyznam szczerze, ze za wieloma składnikami to nie przepadam.

Jak mi sie gdzies trafią to wydłubuję :oops:

Nie jem bo nie cierpię :

- oliwek

- kaparów

- suszonych pomidorów

- octu balsamicznego

- ancziwasów

i jeszcze sporo się znajdzie.

 

Nie jem suszi, owoców morza i dość makabrycznych podrobów.

Wątróbkę jem a i owszem ale móżdżki i tego typu "pyszności" zostawiam w sklepie.

 

A tak poza tym to zjem wszystko :)

I tak jak Becia.....mięcho rules !!! choć nie zawsze mam na nie ochotę.

Jesli chodzi o moją "dietę" to nie znoszę monotonii. Najchętniej, codziennie jadłabym co innego.

Pieczywko z dnia poprzedniego jem ale......chrupiący i pachnący chlebuś...mniam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Asia, tłucz po łbie różańcem tego wrednego batmana.

Nic mi nie mów.

To co się działo przed komunią w klasie moich córek to masakra.

Dzieciaki siedziały w kościele do 21.00 albo dłużej.

Niektóre zasypiały.

My podziękowalismy za imprezkę więc mieliśmy względny luz, ale inni....deprecha !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

por cały skroić w talarki i sparzyć , dodać jajka na twardo pokrojone w kostkę , fasolka czerwona z puszki, kukurydza konserwowa plus majonez :D

Nam smakuje:D

 

Becia, no wiesz co, straszą od lat dziurą ozonową, globalnym ociepleniem i wuj wie czym, a Ty tak beztrosko przyczyniasz się do zwiększonej emisji gazów cieplarnianych :lol2:

 

 

Dziewczyny, slinotoku dostałam, choc przyznam szczerze, ze za wieloma składnikami to nie przepadam.

Jak mi sie gdzies trafią to wydłubuję :oops:

Nie jem bo nie cierpię :

- oliwek

- kaparów

- suszonych pomidorów

- octu balsamicznego

- ancziwasów

i jeszcze sporo się znajdzie.

 

Noooo, to u mnie byś nie pojadła, bo to jest baza do niemal wszystkich moich sałat (a jem niemal wyłącznie różne sałaty + jakieś białko, typu mięso, ryba albo ser)

 

A tak poza tym to zjem wszystko :)

I tak jak Becia.....mięcho rules !!! choć nie zawsze mam na nie ochotę.

Jesli chodzi o moją "dietę" to nie znoszę monotonii. Najchętniej, codziennie jadłabym co innego.

Pieczywko z dnia poprzedniego jem ale......chrupiący i pachnący chlebuś...mniam!

 

Żeby nie było, że na samej pasztetówce i batonikach jadę ;). Też lubię mięso, nie wyobrażam sobie diety bez niego. Jakiś czas temu odkryłam indycze udźce - rany, ale można z tego cuda wytworzyć! A jakie pyszne! Soczyste, kruchutkie, ma więcej smaku i zdrowia od bladego i mdłego kurczaka. Za to nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam wieprzowinę. Jakoś przestała mi smakować, pod każdą postacią. Wcinam więc indyka na 1000 sposobów, na zmianę z rybami. Do tego zawsze micha różnych warzyw. Raz na jakiś czas mam smak na makaron lub pieczone ziemniaki (ale wtedy nie jem już do tego żadnego białka, tylko warzywa). Bardzo lubię, ale niezbyt mi służą - mam po nich palpitacje serca (słyszałyście o czymś takim? Cuda, dziwy). Pieczywo tylko i wyłącznie świeże, najlepiej mocno wypieczone (przypalone), a mój ideał to takie, które składa się z samej skórki ;). Starej buły nie zjem za Chiny Ludowe. A jak już przymieram głodem, a w chlebaku tylko stara buła, to podgrzewam ją sobie pod przykryciem na patelni, żeby znowu była chrupiąca i udawała świeżutką.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Basiula....Ja do niedawna, jadłam sałaty na kilogramy.

Ubóstwiam warzywa, ale od rozchorowania się na brzychola, nie bardzo moge je jeść.

Po surowiźnie boli mnie brzuch...i to bardzo.

Ogórek czy pomidor, jeszcze jakoś mi przechodzi bez rewolucji ale wszelkiego rodzaju sałaty - leżę i zdycham.

Owoców, nie jem od wielu lat bo najzwyczajniej w świecie mi nie smakują.

Wszystko mi sie lepi i śmierdzi piwnicą i stęchlizną.

Sorki, ale takie mam odczucia po wizycie na bazarze.

Pamietam, jak jeszcze kilka lat temu, poznawałam odmiane jabłka po zapachu skórki.

Teraz, wszystko jedna cholera.

Od jakiegoś czasu, słucham swojego organizmu.

Zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego na widok tego czy owego, odrzuca mnie niemiłosiernie.

Postanowiłam przeczekac i wziąć się głodem, bo jak wszyscy wiemy, z głodu sie jeszcze nikt nie zejsrał ;)

No i co się okazało...

Zaczełam chudnąć i to chyba sporo. Nie zleciałam jakos drastycznie, ale moje ciało jest jakieś takie...mniej nabite, wiotkie, oponki zmniejszyły fi no i brzuch nie sterczy - zrobił się płaski.

Nie jem prawie nic i czuje sie dobrze, brzuch nie boli i co dziwne, nie odczuwam głodu.

Zjem cokolwiek i mnie kręci.

Rozpoczęłam selekcję i czarna listę.

Brzuch wywala po ziemniakach, pieczywie, warzywach, smietanie, czekoladzie, ale nie o same składniki tu chodzi tylko o ich połączenia.

Śmietana w zupie jest dobrze tolerowana ale juz na nalesnikach czy innym wynalazku, nie.

Ziemniaki gotowane wysadzają ale w zupie czy pieczone nie. Warzywa surowe znowu to samo ale w zalezności od połączeń, mniej lub bardziej lub wcale.

Czekolada z tabliczki - zgon na miejscu, tarta na np. torcie - nic, w innej formie ok.

Pieczywo ciemne, zwijam się z bólu, jasne nie ale akurat tego ostatniego nie lubię.

 

Zaczęłam więc jeść dziwacznie i dziwacznie łączyć ale dzięki temu od jakiegoś czasu, brzuch milczy.

Niestety, mam bardzo nierówne zapotrzebowanie na jedzenie.

Są dni, ze nie jem nic...zupełnie nic ( tak ze 2 dni).

Niczego nie potrzebuję, nic mi nie smakuje, na widok jedzenia mam odruchy.

Kolejnego dnia, zjem śniadanie ( czytaj: posiłek ok 13 - 14 ) i juz do końca dnia nic.

Nastepnego dnia zjem sniadanie ale o 9.00 i np. drożdzówkę ok. 18.00 i znowu koniec.

Jem kiedy mój mózg dopuszcza do mnie świadomość, ze mozna.

Mam też takie akcje, ze nie wazne co i ile, ale zjedzone w porze obiadowej, staje się obiadem.

Siedziałam tu wczoraj z Wami i zjadłam 6 herbatników. Byłam trochę głodna, ale nie była to jeszcze pora obiadowa.

Jadłam powoli, po kawałeczku i skończyłam w porze obiadu, więc moja zryta czacha, odebrała to jako koniec posiłku zwanego obiadem.

Chciałam sobie nalać trochę ciepłej zupy ale dostałam sygnał, że nie bardzo no i się wstrzymałam.

Finał był taki, ze ok.12.00 zjadłam kromke bułki z ogórkiem a potem, kilka herbatników i koniec tego obżarstwa.

 

Kurna, jak to teraz przeczytałam to się sama za łeb łapię!

To chyba, nie jest normalne, co ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...