EZS 27.05.2013 19:27 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Maja 2013 Magpie owszem można, można też mieć pecha. I wtedy nadchodzi refleksja _ a może mogłam inaczej? Może gdyby to był prywatny szpital, to dziecko by żyło/ było zdrowe? Może gdyby znało języki, to nie byłoby bandytą, bo miałoby inne perspektywy? chcę tylko powiedzieć - nie mieszaj się w życie wnuków. Jeżeli będziesz wpływać na chowanie dzieci twojego syna, to wszystkie sukcesy będą rodziców a porażki twoje. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 27.05.2013 19:51 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Maja 2013 Można mieć pecha i w prywatnym szpitalu. Można zostać bandytą świetnie znającym dwa języki obce... Ja nie chcę nikogo przekonywać, że trzeba dzieci na żywioł zostawić, żeby się bawiły puszkami za garażami po lekcjach w najbliższej szkole, albo po drzewach skakały. Jendkowoż uważam, że nie ma co demonizować wagi "wszystkiegoconajlepszedlamojegodzieckażebywyszłonaludzi", bo tak czy siak zawsze może wyjść na to, że będziemy sobie w brodę pluć i żałować, że to nie był "zwykły" szpital (bo tyle wybierania, starania, kasy, a i tak ktoś podjął złą decyzję, coś zaniedbał...), zwykła szkoła (bo by nie poznał tych zepsutych gnojków z bogatych rodzin, nie chciałby im zaimponować kasą i nie zacząłby dilować, żeby zarobić), zwykłe życie... Gdzieś jest złoty środek, pewnie dla każdego dziecka gdzieś indziej. Najważniejsze, to go znaleźć. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Mymyk_KSK 14.06.2013 09:36 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Czerwca 2013 Ostatnio poczyniłam całe mnóstwo spostrzeżeń dotyczących wychowywania dzieci w ogóle, a mojego Młodego w szczególnosci Młody, oprócz chodzenia do szkoły, bierze dodatkowo lekcje fortepianu (akurat jest bardzo uzdolniony w tym kierunku i szkoda byłoby żeby się nie uczył), a poza tym ma luzy - tzn. może gonić koło domu i robić bezproduktywne (w rozumieniu przeciętnych nowoczesnych rodziców) głupoty typu pułapkę sznurkową na latające scyzoryki (?). Ma też obowiązki domowe, niekoniecznie musi robić coś samemu, ale musi mi asystować i pomagać w gotowaniu, sprzątaniu etc. Za to generalnie widze, ze inne dzieci tylko krążą między szkołą, baletem, angielskim i różnymi "kreatywnymi" zajęciami, a nie mają zupełnie czasu na to, by się trochę ponudzić i spróbować wymyślić coś samemu. No i zauważyłam, że: 1. Wychowywanie dzieci to nie jest hobby, któremu poświęca się dwie godziny tygodniowo, tylko pełny etat. Rodzice oboje pracujący po 10 godzin na dobę (takie realia, a z dojazdem jeszcze dłużej) nie są w stanie właściwie wychowywać swoich dzieci. Muszą mieć kogoś do pomocy - a współczesne babcie i dziadkowie najczęściej również pracują... Niania, opiekunka? Może. Niestety, zwłaszcza w przypadku dzieci w wieku już wczesnoszkolnym, rola opiekunki ogranicza się do włączenia dziecku telewizora... Świetlica szkolna? Najczęściej po prostu "przechowalnia" i tyle. Rodzice, których stać finansują więc dziecku rozmaite pozaszkolne zajęcia dokształcające, wyrównujące, "ułatwiające start w życiu" - nie muszą już spędzać z dzieckiem czasu, uspokajają sumienie tym, że ich pociecha dzięki tym wszystkim dodatkowym zajęciom będzie mieć w życiu lepiej... 2. Brak rozmowy - normą staje się to, że dzieci się nie wychowuje tylko hoduje. Rodzice nie mają czasu bo pracują, a wieczorem klasycznie padają na nos. Dzieci nakarmione, odziane, w dobrej szkole, chodzą na pozaszkolne zajęcia, mają własny komuter, telewizor - no przecież niczego im nie brakuje! Brakuje - rozmowy z rodzicami, którzy są zagonieni pracą i zdobywaniem kolejnych dóbr materialnych i zarabianiem na te wszystkie komputery, telewizory i zajęcia pozaszkolne:sick: 3. Dzieci nie bawią się już "na zewnątrz" - szkoła, świetlica (w budynku), zajęcia pozaszkolne (w budynku), w domu komputer, telewizor i odrabianie lekcji. Za mało jest (zwłaszcza w mieście) terenów do zabaw dla dzieci - albo zakaz gry w piłkę, albo nie wolno deptać trawników - a dzieciom potrzeba trochę "dzikiej" przestrzeni żeby mogły się wyszaleć, nawiązać relację z rówieśnikami, nauczyć się (boleśnie, na własnej skórze) zasad bezpieczeństwa i odpowiedzialności za siebie i innych. A przecież na zewnątrz jest niebezpiecznie - czyhają porywacze, dilerzy narkotykowi, szalejący kierowcy samochodów etc. (taka zbiorowa społeczna psychoza, średnio trzymająca się rzeczywistości); poza tym spróbuj zostawić 10 latka samego na podwórku - niech mu się cokolwiek stanie (np. skręci nogę) to zaraz zostanie uruchomiona urzędnicza maszyneria mająca na celu udowodnienie zaniedbań rodzicielskich. I kłopot gotowy. To już lepiej trzymać "pod kloszem" - tfu, tfu, chciałam powiedzieć "w domu". 4. Relacje z rówieśnikami - ograniczają się do przerw w szkole. Po południu nie ma się z kim bawić, bo wszyscy porozjeżdżali się na angielski, skrzypce i balety I jeszcze mam sporo spostrzeżeń, ale ponieważ praca wzywa, to poprzestanę na tych czterech... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
nocny.marek 14.06.2013 12:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Czerwca 2013 Rodzice nie są aniołami stróżami, nie muszą przebywać z dziećmi przez 24h godziny na dobę. Nie muszą nawet przebywać przez większą część dnia. Przede wszystkim ważna jest empatia. Dzieci nie są głupie i potrafią zrozumieć, że rodzic pracuje i może nie mieć za dużo czasu. I takiemu dziecku warto jakoś własny wolny czas zapełnić, dzięki czemu nie musi się nudzić przed komputerem czy tv. Zajęcia pozaszkolne są jak najbardziej ok. Czemu niby dziecko ma nie posprawdzać w czym jest dobre, zwłaszcza, że powinno się to robić już od wczesnych lat, jeśli ma się talent. Można też poznać rówieśników, którzy mają takie same zainteresowania jak nasze dziecko, więc samotne ono nie będzie a może nawiązać przyjaźń na całe życie.Rodzice są potrzebni małemu dziecku. Dużemu jest potrzebne zrozumienie i samodzielność. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 14.06.2013 19:29 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Czerwca 2013 Jeżeli dzieci chcą chodzić na różne zajęcia i coś dobrego z tego wynika (coś dobrego to niekoniecznie sukcesy w konkursach, którymi można się chwalić, ale także przyjemność dziecka, fajne towarzystwo, rozwijanie zainteresowań, które wcale nie muszą w przyszłości przełożyć się bezpośrednio na lepszą pozycję w wyścigu szczurów, a po prostu dają frajdę tu i teraz), to moim zdaniem niech chodzą. Jestem przeciwniczką pchania na zajęcia dziecka, które tego nie chce, tylko dlatego, że zdaniem rodziców dziecko powinno (nieważne, jaką motywacją kierują się rodzice).Jednak bez względu na to, jak wspaniale wypełnimy dziecku czas zajęciami, trzeba znaleźć chwilę na porozmawianie. I to nie tylko o tym, "co w szkole", nawet nie tylko o ważnych sprawach, ale pogadanie o bzdurach, pośmianie się razem, pogdybanie, pobredzenie, pofantazjowanie itd. Przecież to nie musi być jakiś wyznaczony czas. To może być podczas wspólnego sprzątania w kuchni, iścia na zakupy, podczas gotowania obiadu, wieczorem, kiedykolwiek. Inaczej można kompletnie stracić kontakt i niedługo po prostu nie znać własnego dziecka. Tak myślę... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.