Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Namiary na Elcano Quero z mojego posta z zeszłego roku:

 

Adres mailowy: [email protected]

 

I treść informacji ze sklepu "Aga":

 

Płytka ta jest nowością ostatnich targów w Walencji. Zdjęcie nie oddaje jej całego charakteru (w naturze jest zdecydowanie ładniejsza).

 

Jest to płytka ELCANO QUERO , gres (mrozoodporny) kalibrowany( możliwość układania na minimalną fugę) o wymiarach 44x44cm.

Cena - 103,90 zł./m2. Ścieralność - 3 , jak większości ciemnych płytek. Współczynnik antypoślizgowości - 9.

 

Transport materiału do domu przez firmę transportową MM Logistic. Całość płatna przy odbiorze towaru.

Wybór jest naprawdę super. Płytka po położenie wygląda jak klepka z drzewa egzotycznego.

 

Adres sklepu:

 

Hetmańska 36

15-727 Białystok,

woj. podlaskie

 

Telefon: 085 652 63 22

Fax: 085 652 55 43

 

Zdjęcie od Toli:

 

http://i17.photobucket.com/albums/b89/tola2/3-5.jpg

 

Natomiast jest jeszcze jeden gres drewnopodobny z włoskiej Serenissimy.

Też piękny, o wyższej klasie antypoślizgowości (10).

 

Zdjęcie od Gafinki:

 

http://img501.imageshack.us/img501/209/d1rg7.jpg

 

Nazywa się Timber Golden Saddle (ten środkowy) i można go kupić w internetowym sklepie niemieckim:

 

http://tiny.pl/1k79 oraz tu, w TTW Opex:

 

http://bartycka24.pl/. Cena 129 zł/m2. Niestety odbiór we własnym zakresie :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 15,7k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Dotarłam do wątku wreszcie :wink:

już tydzień minął od powrotu z urlopu, do przeprowadzki coraz bliżej.

Ogrody doprowadziłam do stanu używalności, dom też prawie wysprzątany.

 

Jeszcze raz dziękuje wszystkim za wsparcie w sprawie aukcji na allegro.

Życzenia udanego urlopu się spełniły, odpoczęliśmy i teraz mamy siły do przyspieszenia na mecie budowlanej.

 

Dziękuję wszystkim, którzy tu ostatnio pisali, tyle dobrych słów mam tu do przeczytania :p

Nie zapomnieliście o mnie, ja o Was też nie :D

Pozdrawiam najcieplej jak można.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby nie było za słodko, będzie w tej opowieści "i durno i straszno" :wink:

Italia, że piękna, wszyscy wiedzą, że kolor nieba wyjątkowy, zapachy i kolory, ciepłe wieczory i noce, kawiarenki w starych miasteczkach otwarte do rana.

Mecz Włochy Hiszpania, w porcie Rivy nad jeziorem Garda we wszystkich ogródkach kawiarnianych plazmy z transmisją meczu.

Włosi świętują, mimo tego, że mecz jeszcze trwa. W rzutach karnych wygrywają Hiszpanie.

Na chwilę miasto zamiera, cisza...a po chwili zamawiają swoje pizze, piwo, śmieją się, nie ma co rozpaczać.

Przegrany mecz to już historia, jest lato, ciepło, życie jest piękne, a oni to życie celebrują w każdym momencie.

 

Co prawda Biało-Czerwoni już dawno "poza boiskiem", ale w Rivie niech wiedzą, że prawdziwym kibicom to nie przeszkadza :D

 

http://i17.photobucket.com/albums/b89/tola2/morze4.jpg

 

Miało nie być za słodko, więc nie będę pisać, że jak zwykle tydzień nad Gardą, to za mało, by się nacieszyć tym miejscem.

Takie tam dwie fotki, jachcik na naszej plaży

 

http://i17.photobucket.com/albums/b89/tola2/agiel.jpg

 

i widok z kempingu, zastanawiałam się jaki to rodzaj dachówki na tym murku :roll:

 

http://i17.photobucket.com/albums/b89/tola2/kemp.jpg

 

a to miasteczko Limone, zdjęcie robione z drogi

 

http://i17.photobucket.com/albums/b89/tola2/morze1.jpg

 

Wyjeżdżając jak zwykle przyrzekłam sobie, że za rok tu wrócimy. I tego się będę trzymać.

Drugi tydzień nad morzem, a właściwie przy basenie, bo tak wolały dzieciaki.

Fotki z leżaka objęte cenzurą :wink:

 

http://i17.photobucket.com/albums/b89/tola2/3.jpg

 

ale nad morzem i owszem, bywaliśmy :D

 

http://i17.photobucket.com/albums/b89/tola2/morze.jpg

 

Córka sprawdziła wyniki matur w internecie, matematyka rozszerzona na 84%, hurrrra. Z takim wynikiem o przyjęcie na studia może być całkiem spokojna.

Oczywiście świętujemy :D

 

Być we Włoszech i nie kupić butów?

Miałyśmy z córką ochotę na co najmniej 10 par, ale ostudzono nasze zapały.

Przeprowadzka, a nie ma lamp, kinkietów (jakby kinkiety nie były lampami) i tysiąca innych rzeczy też nie ma, więc butów w ilości 10 par też być nie może :roll:

Piszę o tym nie bez powodu, bo do tematu jeszcze wrócę.

Opowiastkę z butami podciągnę pod pojęcie "durno",

czas na to, by było "straszno".

Koniec pobytu, wyjeżdżamy nie spiesząc się, bo i po co.

Autostrady bez remontów i korków. Do Czech, gdzie mamy nocleg nie tak daleko.

Jedziemy przez wysokie Alpy, widoki zapierające dech, oczy wilgotne, bo żal wyjeżdżać.

Tak by człowiek patrzył i patrzył na te góry i wcale mu do nizin nie tęskno.

Ostatnia opłata za włoską autostradę, bo za następną górą już Austria.

Wysiadamy, by jeszcze raz popatrzeć za siebie, krzyknąć ciao i odjechać w siną dal.

Wsiadamy, chcemy ruszyć a tu figa. No nie.

Żar z nieba, do domu daleko, a samochód nie odpala.

Góry jakby zmalały, już wcale nie takie piękne, oczy wyschły, po wzruszeniu ani śladu i jedna myśl w głowie: czemu nie odpala, przecież my chcemy do domu.

Kochamy swoje wierzby i brzozy, dość tych oleandrów, palm i dracen wielkich jak cysterny.

Na niziny nam trzeba, do łanów zboża nie zżętych, ( u Włochów już po żniwach), by jak Franek Dolas zakrzyknąć: Polska...

 

Rozrusznik kręci, iskra jest, ale nie odpala.

Zatrzymali się przy nas Polacy z Krakowa, próbowali pomóc, ale nic z tego nie wyszło.

Włoch z pomocy takiej autostradowej mówi, że wezwie lawetę, w kwadrans przyjadą i odholują do warsztatu.

ale my mamy ubezpieczenie na wypadek awarii, w przypadku którego wszystkie działania muszą być najpierw skonsultowane z ubezpieczycielem w Polsce.

No i się zaczyna, dzwonimy, pani mówi że to ona zadzwoni do firmy z lawetą, z którą oni maja podpisaną umowę.

I że oddzwoni.

Czas płynie nie ubłaganie, pani nie oddzwania.

Siedzimy na krawężniku i trzaskamy sobie łydki na słońcu.

Co jakiś czas kopię auto w oponę i nie powiem co mruczę pod nosem.

W końcu trzeba coś robić.

Pani nie oddzwania, więc my dzwonimy. Pani twierdzi, że musimy być cierpliwi, zaraz zadzwonią do nas z tej włoskiej firmy laweciarskiej, bo musimy im powiedzieć, gdzie jesteśmy.

No przecież pani z Polski wie, bo jej mówiliśmy, widać to nie wystarcza.

Po jakimś czasie wreszcie dzwoni Włoszka, która mówi łamaną angielszczyzną, a właściwie to trudno nazwać nawet skopaną :roll:

Już szczegółów tej próby porozumienia opisywać nie będę, bo się znowu denerwuję na samo wspomnienie.

Pani w końcu załapuje i twierdzi, że wysyła lawetę. Jeśli myślicie, że teraz już z górki, to jesteście w błędzie.

Czekamy, czas ucieka, góry jakieś coraz brzydsze, łydki przypieczone i znów ta myśl: my chcemy do domu.

 

Wreszcie przyjeżdża piękne żółciutkie Iveco i wciąga na pakę nasza niezawodną, bezawaryjną Toyotę. Zawozi nas do warsztatu w jakiejś wiosce. Warsztat zamknięty na cztery spusty. Mówi, że pójdzie kogoś poszukać.

Znów czekamy. Przychodzi pani, otwiera biuro i całkiem niezłą angielszczyzną powiadamia, że zholowanie kosztuje 120 euro, a nasze ubezpieczenie pokrywa tylko 75. Musimy dopłacić resztę.

 

Już w myślach obliczam ile to za to par butów, co tam buty, przecież lampy i kinkiety, ech.

Pani ma same dobre wiadomości.

Warsztat (jest sobota) do poniedziałku nie czynny, a zresztą i tak Toyoty oni nie naprawiają. :evil:

Prosimy, może jakiś tu mieszkający mechanik by zajrzał, może to jakieś głupstwo tylko.

Bez skutku. Pani mówi, że laweta może odholować nas do Austrii, do serwisu Toyoty. Nie mamy wyjścia, płacimy kolejne 140 euro (lampy i kinkiety odpływają w niebyt, o niekupionych butach nie wspomnę).

Jedziemy, a właściwie ciągniemy się bocznymi górskimi drogami, bo laweciarz nie ma wykupionej winiety na Austrię. Przecież my mamy, ale nasza się nie liczy :roll:

Dojeżdżamy, serwis na jakimś zadupiu, pan spycha auto z lawety, mówi ciao i uśmiechnięty odjeżdża. Z czego ci Włosi ciągle się cieszą? 8)

Upał nie mniejszy, wokół podejrzana cisza.

Serwis nie czynny do poniedziałku...znów kopię w oponę...

 

cdn.

albo i nie, bo kto to będzie czytał :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja sobie wypraszam...ja sobie nie życzę .... takie budowanie napięcia to dobre u Hitchcocka a nie tutaj :-? Tutaj ludzie są znerwicowani, zdesperowani i niecierpliwi i chcą wiedzieć, co było dalej ... że zakończenie szczęśliwe, to wiadomo, ale jak do tego doszło????

 

Wstawaj i pisz, ale już!!!!!!

 

(Na zdjęcia nie patrzę ... oczy zamknęłam ... nie będę się stresować, że mnie tam nie było :-? )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...