Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 15,7k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

No, masz, a jak ja się wtedy ubawiłam ! Białystok wyglądał jak górzyste lodowisko, a sople wisiały metrowe gdzie się dało. A w pociągu kołnierz lisi od kożuszka przymarzł mi do okna. Wracam do W-wy, a tu nie mam co na nogi założyć.

Czasy były takie, że nie dało się kupić. No to założyłam sznurowane do kostki i jak dzik ryłam w śniegu po kolana przez Lasek Bielański na pierwszy w sesji egzamin :lol2:

 

To wierzchołek góry lodowej, bo to była ZIMA. Mam co opowiadać Moja Kaśka jak jej opowiadałam przypadki od świąt przez Sylwestra, po ten egzamin, płakała ze śmiechu.

Edytowane przez pestka56
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

belgijska pralinka, jak zaplanujesz przyjazd do B-stoku daj znać,

może spotkamy się na kawie :)

 

pestka56 muszę dodać coś od siebie do wspomnień zimy z lat 1978/79.

Mieszkałam wtedy w internacie, czasy mojego liceum.

Wyjazd na święta do domu, śniegu nie do opisania, mróz siarczysty.

Dworzec PKS, większość kursów odwołana.

Kilka godzin stania na placu manewrowym, w końcu udaje mi się dostać do autobusu.

Wiedziałam, że nie dojedzie do mojej miejscowości.

Wysiadam w miejscowości oddalonej od mojej o 3.5 km.

Autobus odjechał, dookoła mnie ciemność i biel jednocześnie.

Gdyby nie drzewa rosnące po obu stronach zasypanej, nieprzejezdnej drogi,

nie wiedziałabym gdzie iść, czym się kierować chcąc dotrzeć do domu.

Były fragmenty, kiedy tych drzew nie było i wtedy był horror.

Noc, żadnych świateł orientacyjnych, wszędzie białe pole śniegu aż po horyzont.

Całe szczęście, że nie byłam sama, ale z koleżanką.

Walizki ciągnęłyśmy po śniegu na pasku od palta. Nogi zapadały się w śniegu po kolana.

Śnieg mroził kostki nóg, wiatr z okrutnym mrozem smagał nasze twarze,

dłonie drętwiały od zimna.

Moi rodzice dodzwonili się do internatu, uzyskali wiadomość, że opuściłam go tuż po śniadaniu.

Był późny wieczór, nie wiedzieli czy wyjechałam z Białegostoku, dokąd dojechałam, gdzie jestem.

Były momenty, w których myślałam, że dalej już iść nie dam rady.

Ale szłam. Kiedy w oddali zaczęły majaczyć światła naszej miejscowości, wróciły siły.

Nigdy nie zapomnę jak płakała moja Mama, kiedy stanęłam w drzwiach, kiedy stres puścił,

kiedy wiedziała, że już wszystko będzie dobrze, że żyję, jestem.

 

Po świętach trzeba było wracać do szkoły.

Autobusy nie kursowały, drogi nadal nie przejezdne.

Sąsiad postanowił odwieźć swoją córkę i nas dwie saniami

przez zasypany dziki las do miasteczka w którym była kolej.

Boże...myślałam że już nigdy nie wydostaniemy się z tego lasu,

bo konie zapadały się w śniegu i nie dały rady iść.

Bo nie szły drogą, drogi nie było.

Dotarliśmy, czekałyśmy cztery godziny na pociąg w nie ogrzewanej sali dworcowej.

Wreszcie nadjechał pociąg.

Wiele razy zatrzymywał się i stał w polu. Nie wiadomo dlaczego.

Wreszcie dworzec PKP w Białymstoku.

Oczekiwanie na autobus komunikacji miejskiej, wszystko nam zamarzało z zimna.

Tylko jedno marzenie...znaleźć się w ciepłym internacie,

wypić gorącą herbatę, wreszcie nie czuć zimna.

Docieramy do internatu, jedno spojrzenie w ciemne okna...i strach...co się dzieje?

W budynku jest tylko pani na portierni.

Mówi że z powodu zimy stulecia, zajęcia w szkołach są odwołane

.......... ............ ..........

Gonitwa myśli...czyli trzeba przenocować, a rano znów próbować jakoś dostać się do domu.

Ale jak, kiedy autobusy nie kursują.

W internacie awaria pieca. Temperatura w pokojach +7 stopni.

Ogrzałyśmy się w pokoiku pani portierki przy piecyku.

Zrobiła nam herbatę.

Kuchnia internatu nie działa od świąt, nie ma nic do jedzenia.

Jedynie zamarznięte na kość w naszych walizkach kotlety mielone.

Spałyśmy w ubraniach, na jednym tapczaniku, żeby było cieplej,

przykryte wszystkimi możliwymi kołdrami.

Rano schodząc po schodach widziałyśmy zaspy śniegu na podestach.

Zawiewało przez nieszczelne okna, temperatura spadła do +3.

Na zewnątrz ponad -20.

Zadzwoniłyśmy do domu, powiedziałyśmy,

że najprawdopodobniej uda nam się dojechać na jakąś godzinę do miejscowości,

w której czekały na nas sanie sąsiada wysłane przez rodziców.

Tym razem nie było już tak boleśnie :)

 

Braza, jednak Ty miałaś weselej :)

 

Pestka56, a co Ty pamiętnej zimy robiłaś w moim mieście???

Edytowane przez tola
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tola chetnie zajrze do Waszego ogrodu to on mnie w pierwszej kolejnosci przyciagnal,chociaz wnetrza nie ustepuja pienemu ogrodowi :)

 

 

to jesteśmy umówione :wiggle:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Tola.... :)

 

.......Twoja opowieść zimowa to wprawdzie odpowiedź tylko dla Pestki ...ale ponieważ nie jest privem, to przeczytałem od dechy do dechy z niemałym zainteresowaniem .... Przypomniały mi się stare czasy ...

 

Dzięki :)

 

 

 

PS. Wrócę ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tola.. to nie jest sprawiedliwe...

Ty masz jak zawsze - jak w bajce.. w zimie śnieg, cudne widoki i cudny bajkowy ogród.... a ja przed chwilką byłam z psem.. i u nas leje deszcz.. a ja przecież lubię zimę i śnieg....

Zimowe opowieści cudne.. choć wówczas do uśmiechu pewnie nikomu nie było... Ja pamiętam tą zimę jako długą, mroźną i z olbrzymią ilością śniegu.. no i chyba nam ferie wydłużyli,... jeździłam po chodnikach po ubitym śniegu na łyżwach, a to znów na sankach i czym kto miał... Jeżuuu jaki był to cudny czas....

Pestka.. a nie miałaś Relaksów????? one były nie do zdarcia....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tola, ja byłam rozrywkowa dziewczyna. Ciężko mi było usiedzieć w W-wie. Przyjaciel postanowił sprawdzić czy uda mu się doprowadzić do szczęśliwego końca podryw pewnej dziewczyny, która studiowała w Białymstoku. Więc się wybrałam, żeby nie jechał sam.

Była piękna pogoda, słońce, tylko mróz straszny. Na jezdniach lodowe muldy. Ciężko było chodzić. A dziewczyny nie było. Pojechała do domu.

 

Skoro tak się rozkręciło, to jeszcze coś z zimowych przypadków.

Sylwester mieliśmy umówiony przy Dworcu Południowym (dziś to stacja metra Wilanowska). Umówiłam się z trójką śródmiejskich znajomych pod Cepelią na rondzie Marzałkowska-Jerozolimskie. Tylko psia kość nic nie jeździło, a ode mnie 4 przystanki. W końcu zatrzymała się taksówka. Byłam 5 osobą, która wcisnęła się na tylne siedzenie. Za 10 zł dojechałam. Jeden z kolegów przyszedł na nartach z plecakiem pełnym butelek szampana.

Od Cepelii mieliśmy już jechać we czworo. Znowu nie ma czym. Chłopcy złapali okazję – Nysa dostawcza z deskami do siedzenia położonymi w poprzek. W środku ciemno i już pełno. Wcisnęliśmy się do jak sardynki. Ja wylądowałam obcemu facetowi na kolanach. Nasza koleżanka stała zgięta w pół komuś nad plecami. Narty były przytrzymywane przez życzliwych współpasażerów nad głowami. Chłopaki jeden z szampanem, a drugi z gitarą siedzieli w kucki oparci plecami o drzwi Nysy. Nic nie było widać, więc nawet nie wiedzieliśmy kiedy dojechaliśmy. Kierowca otworzył drzwi a moi koledzy wypadli w zaspę. Potem już było normalnie.

 

Jeszcze o butach.

...założyłam sznurowane do kostki i jak dzik ryłam w śniegu po kolana przez Lasek Bielański na pierwszy w sesji egzamin”

Jak dotarłam do uczelni byłam mokra od zewnątrz i od wewnątrz, w sensie ciuchy mokre, buty mokre. Szłam z moimi kolegami i niby torowali drogę. Tyle , że oni chłopy po 190 wzrostu a ja mizeria 158. Początkowo próbowałam stawiać stopy w ich ślady, ale jak się 2-gi raz wyrąbałam w śnieg, dałam spokój.

Doszliśmy. Przed schodkami wielki bałwan z „Prawdą” pod pachą ;) Na schodkach siostra Urszula, sekretarka z naszego dziekanatu polująca na nieszczęśników do odśnieżania całej Dewajtis. Spojrzała na moje pantofelki i oznajmiła „A pani, pani D...., to chyba specjalnie założyła takie buciki, żeby nie odśnieżać!” Egzamin był następnego dnia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie poczytać...

Ja pamiętam piękną zimę, lodowisko między naszymi blokami na powietrzu (specjalnie uruchamiali hydrant), a na plażę się szło podziwiać zamarznięte morze - wygląda wówczas zdumiewająco i fascynująco, jakby fale w pół kroku zastygły, wypiętrzone i zamrożone w ułamku sekundy.

Niezwykłe widoki. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja mama wspomina ślizgawki sprzed II wojny. Ja wspominam ślizgawkę na Rynku Starego Miasta. Chodziłam do podstawówki na Nowym Mieście i pamiętam nagłe zimowe pustoszenie szkoły na dużej przerwie. Urywaliśmy się z lekcji, żeby pojeździć. Każdy dzieciak w torbie lub tornistrze miał upchnięte na dnie łyżwy. I wspaniała choinka stała na Rynku. Teraz pełno tam podestów kawiarnianych i fontanna po środku przeważnie nie czynna latem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pestka56, ciekawe opowieści, dzięki:)

 

Moja pierwsza ślizgawka była niemalże pod samym nosem.

Moi rodzice byli nauczycielami w wiejskiej szkole

Mieszkaliśmy w mieszkaniu służbowym w budynku szkoły,

a na boisku sportowym każdego roku, robiono wał ze żwiru w wielki czworokąt

i zalewano to wodą z hydrantu.

Lodowisko było dostępne aż do wiosny, bo zimy, to były zimy.

Jak zamarzało w grudniu, to trzymało do marca.

Na ślizgawkę wychodziłam zakładając łyżwy w domu.

Najpierw te nakładane na buty przykręcane kluczykiem, a potem już prawdziwe figurówki.

 

Arnika, piszesz że mam jak w bajce.

No tak, dzisiaj to ja jestem Królowa Śniegu...lodowata ;)

Rano mieliśmy -12, teraz -8. Niby nie tak strasznie, ale wieje bardzo silny wiatr i potęguje wrażenie zimna. Brrrrrr

Edytowane przez tola
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Tola.... :)

 

.......Twoja opowieść zimowa to wprawdzie odpowiedź tylko dla Pestki ...ale ponieważ nie jest privem, to przeczytałem od dechy do dechy z niemałym zainteresowaniem .... Przypomniały mi się stare czasy ...

 

Dzięki :)

 

 

 

PS. Wrócę ...

 

 

....wróć...... :)

 

Dzięki za zainteresowanie Gwoździk,

jeśli przypomniałam stare czasy, to pewnie tych różnych wspomnień jest mnóstwo, co?

Bo pomimo tej szarzyzny tamtych lat, wiele się działo.

Byliśmy młodzi, niepokorni, brnący pod prąd...nudno nie było, oj nie ;)

 

Pestka pisze, że rozrywkową dziewczyną była...ja do spokojnych też nie należałam.

Czasy studenckie...najpierw nosiło po Polsce, potem starym Polonezem po Europie.

Warszawę pamiętam z imprez "koniarskich", pisałam już kiedyś o tym.

Nasz białostocki Studencki Klub Jeździecki współpracował z warszawskim,

w którym najwięcej osób było z ASP...pokręceni ludzi, działo się oj działo.

Fantazja nieograniczona, nic nie było problemem.

Letni zlot studencki w Toruniu, ludzie z różnych uczelni kraju.

Poznajemy ludzi z Gdyni, mówią, że muszą się urwać na dwa dni,

bo przypływają ich koledzy z półrocznego rejsu. Trzeba pomóc im się "rozładować".

Ok, jedziemy na wybrzeże.

Pod koniec pobytu ktoś mówi że ma wesele pod Lublinem.

Z Torunia do Lublina na wesele ludzi których nie znamy???...bardzo proszę.

Stamtąd niedaleko w Bieszczady...deszcz w Cisnej...czemu nie :)

 

...też tak miałeś, na pewno :yes:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O to właśnie chodzi. Moja córa kiedyś powiedziała z wyraźną zazdrością „wy to żyliście w ciekawych czasach, nie nudziliście się”

Było szaro i trudno, ale nie nudno. Było kreatywnie :yes: Albo się coś samemu zorganizowało, albo tego nie było.

Kwitły prawdziwe kluby studenckie, teatry, festiwale. Mogłabym coś o tym opowiedzieć. Ilu, już teraz odchodzących, artystów estradowych wyrosło z tamtych czasów. Co tu owijać w bawełnę, dzięki pieniądzom, które łożyła na ruch studencki partia. Znienawidzona i wstrętna, ale...

Od razu wyjaśniam, że ja nie z tych.

A teraz młodzi ludzie narzekają na nudę, ale prawdę mówiąc większość prezentuje typ roszczeniowo-konsupcyjny. Smutne

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tolu jak nie zaczniesz pisać jakiejś książki to będziemy musiały bardzo poważnie porozmawiać !!!!! taki talent i łatwość pisania to dar od Boga i nie wolno Ci go zmarnować .....więc jak taka zima za oknem to do roboty :p

u nas 5 st na plusie więc nie mam o czym pisać ....nuda ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

u nas 5 st na plusie więc nie mam o czym pisać ....nuda ;)

 

U nas 5 na minusie, śniegu po pachy, nie , no poniosło mnie, tak do pół łydki i rejwach jak na straganie w dzień targowy ;)

Ptactwo różnego autoramentu się jedno przez drugie do słoninki i ziaren przepycha.

 

Toluś a narty już nasmarowane?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...