Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Adam Mickiewicz

Przyjaciele

 

 

Nie masz teraz prawdziwej przyjaźni na świecie;

Ostatni znam jej przykład w oszmiańskim powiecie.

Tam żył Mieszek, kum Leszka, i kum Mieszka Leszek.

Z tych, co to: gdzie ty, tam ja, - co moje, to twoje.

Mówiono o nich, że gdy znaleźli orzeszek,

Ziarnko dzielili na dwoje;

Słowem, tacy przyjaciele,

Jakich i wtenczas liczono niewiele.

Rzekłbyś; dwójduch w jednym ciele.

 

 

 

O tej swojej przyjazni raz w cieniu dąbrowy

Kiedy gadali, łącząc swojo czułe mowy

Do kukań zozul i krakań gawronich,

Alić ryknęło raptem coś koło nich.

Leszek na dąb; nuż po pniu skakać jak dzięciołek.

Mieszek tej sztuki nie umie,

Tylko wyciąga z dołu ręce: "Kumie!"

Kum już wylazł na wierzchołek.

 

 

 

Ledwie Mieszkowi był czas zmrużyć oczy,

Zbladnąć, paść na twarz: a już niedźwiedź kroczy.

Trafia na ciało, maca: jak trup leży;

Wącha: a z tego zapachu,

Który mógł być skutkiem strachu.

Wnosi, że to nieboszczyk i że już nieświeży.

Więc mruknąwszy ze wzgardą odwraca się w knieję,

Bo niedźwiedź Litwin miąs nieświeżych nie je.

 

 

 

Dopieroż Mieszek odżył... "Było z tobą krucho! -

Woła kum, - szczęście, Mieszku, że cię nie zadrapał!

Ale co on tak długo tam nad tobą sapał.

Jak gdyby coś miał powiadać na ucho?"

"Powiedział mi - rzekł Mieszek - przysłowie niedźwiedzie:

Że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 138
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Adam Mickiewicz

Zając i żaba

 

Szarak, co nieraz bywał w kłopotach i trwogach,

Nie tracąc serca, póki czuł się rączy,

Teraz podupadł na nogach.

Poczuł, że się źle z nim skończy.

Więc jęknął z głębi serca: "Ach, nie masz pod słońcem

Lichszego powołania jak zostać zającem!

Co mię w dzień pies, lis, kruk, kania

I wrona,

Nawet i ona,

Jak chce, tak gania.

A w noc gdy drzemię, oko się nie zmruża,

Bo lada komar bzyknie przez siatki pajęcze,

Wnet drży me serce zajęcze,

Tchórząc tchórzliwiej od tchórza.

Zbrzydło mi życie, co jest wiecznym niepokojem,

Postanowiłem dziś je skończyć samobojem.

Żegnaj więc, miedzo, lat mych wiośnianych kolebko!

Wy kochanki młodości, kapusto i rzepko,

Pożegnalnymi łzami dozwólcie się skropić!

Oznajmuję wszem wobec, że idę się topić!"

Tak z płaczem gdy do stawu zwraca skoki słabe,

Po drodze stąpił na żabę.

Ta mu, jak raca, drgnąwszy spod nóg szusła

I z góry na łeb w staw plusła.

A zając rzekł do siebie: "Niech nikt nie narzeka,

Że jest tchórzem, bo cały świat na tchórzu stoi;

Każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka,

I swojego zająca, którego się boi".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda miejsca i czasu na przepisywanie - polecam poniższe adresy rodzicom, któzy lubią poezję i chcą, aby ich dzieci też Ją lubiły

 

:lol:

 

http://www.albedo.art.pl/~adam/brzechwa/

http://www.gajdaw.pl/wiersze/jan_brzechwa/

http://www.gajdaw.pl/wiersze/jean_de_la_fontaine/bajki.html

http://www.dzieci.best.pl/Biblioteka/Mickiewicz_Adam/spis.htm

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jan Brzechwa

 

Fruwająca krowa

Wszystkie krowy na świecie, jak wiecie,

Obyczaje miewają jednakie,

Ale żyła w skowrońskim powiecie

Taka krowa, co chciała być ptakiem.

 

Zazdrościła gawronom i srokom,

Że tak sobie latają wysoko,

 

Spoglądała z pastwiska na szczygły

I na szpaki, co lot mają śmigły,

 

Zazdrościła wesołym jaskółkom,

Że nad ziemią fruwają wciąż w kółko.

 

Pomyślała: "Polecę do nieba,

Bo mi tego dla zdrowia potrzeba,

 

Jestem ciężka i trochę opasła,

Ale kocham ten bezmiar szeroki,

Będę odtąd na chmurkach się pasła,

Będę jadła soczyste obłoki."

 

Weszła tedy na górę pobliską,

A ujrzawszy pod sobą urwisko,

Wnet zabrała się mądrze do dzieła:

Wzięła rozpęd, pobiegła przed siebie,

I wysoko jak ptak pofrunęła,

A po chwili znalazła się w niebie.

 

Zjadła kilka obłoków ze smakiem,

Gdy zaś wreszcie już dość miała jadła,

Rzekła: "Wolę być krową niż ptakiem."

I na ziemię wolniutko opadła.

 

Wy mi zaraz na pewno powiecie,

Że historia ta jest niebywała,

A ja wiem, że w skowrońskim powiecie

Była krowa, co fruwać umiała.

 

http://www.gify.kgb.pl/gify/zwierzeta/zw11.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hanna Łochocka:

 

Raz wróbelek Elemelek znalazł w polu kartofelek. Nie za duży, nie za mały, do jedzenia doskonały. Lecz ziemniaki na surowo jeść niemiło i niezdrowo. Znacznie lepsze będą one, gdy zostaną upieczone.

Skrzesał iskrę Elemelek, suche liście wokół ściele, dwie gałązki kładzie blisko i już pali się ognisko.

A kartofel - czy czujecie? - tak prześlicznie pachnie przecież, tak kusząco się nadyma, że nie sposób wprost wytrzymać.

Nie wytrzymał Elemelek, chce wyciągnąć kartofelek, zjeść go szybko, prędzej, zaraz...

-Ajajaj!

To ci ambaras!

Macha łapką Elemelek, a na łapce ma bąbelek. Choć niewielki bąbeleczek, jednak boli, jednak piecze.

W lesie leśna jest apteka, Elemelek więc nie zwleka, wznosi skrzydła, mówi: "Lecę" - i za chwilę jest w aptece.

A w aptece siedzi wrona, bardzo mądra i uczona. W czystym, białym jest fartuchu, trąbkę trzyma tuż przy uchu i przez trąbkę chętnie słucha, bowiem jest troszeczkę głucha.

-Chciałbym maść na oparzenie...

-Hę? Coś dać na przeczyszczenie? Weż olejek rycynowy, jutro brzuszek będzie zdrowy.

-Ach, nie brzuszek, wrono miła! Łapka mi się poparzyła i wyskoczył brzydki bąbel.

-Plombę? W ząbek włożyć plombę? Lecz cóż- choć mam leków trzysta, plombę musi dać dentysta.

Więc wróbelek- trudna rada- hyc! wskakuje na stół, siada i wyciąga wprost do wrony swój pazurek poparzony.

Obejrzała wrona palec z każdej strony doskonale, przyłożyła siemię lniane i kazała pić rumianek, bo to ziółko znakomite. Wypisała potem kwitek, grzecznie mówiąc:

-Bardzo proszę wpłacić w kasie cztery grosze.

Trzymał się ten bąbelisko chyba coś przez trzy dni blisko, lecz się w końcu zląkł okładów i gdzieś wyniósł się bez śladu.

Odtąd, jeśli Elemelek piecze sobie kartofelek, to cierpliwie z boku czeka, kiedy ziemniak się przypieka. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to mój ulubiony 8)

ENTLICZEK-PENTLICZEK

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,

A na tym stoliczku pleciony koszyczek,

 

W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,

A na tym robaczku zielony kubraczek.

 

Powiada robaczek: "I dziadek, i babka,

I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka,

 

A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta!

Mam chęć na befsztyczek!" I poszedł do miasta.

 

Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru,

Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru.

 

Są w barach - wiadomo - zwyczaje utarte:

Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę,

 

A w karcie - okropność! - przyznacie to sami:

Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami,

 

Duszone są jabłka, pieczone są jabłka

I z jabłek szarlotka, i kompot, i babka!

 

No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek?

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.

Jan Brzechwa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:D Jeszcze ten, jeszcze ten! Niestety nie wiem kto to napisał.

 

Kurcze blade

Kupił dziadek jajko w sklepie

I po brzuchu już się klepie

Naszykował szklankę z cukrem

Kogel mogel sobie utrę

 

Naglę co to, awantura

Dziura w jajku w jajku dziura

A w tej dziurze kurcze blade

Kurcze blade wrzasnął dziadek

 

Kurcze blade kurcze blade

I ze ściany porwał szpadę

Leci kurcze blade z trwogi

Za kurczęciem dziadek srogi

 

Złapał dziadek kurcze blade

Zrobię z ciebie marmoladę

Marmolada lepsza z jabłka

Powiedziała trzeźwo babka

 

Lepiej upiec kurcze blade

W piekarniku na obiadek

Jak wsadzili je do pieca

To dopiero była heca

 

Bo uciekło z pieca dziurką

I zostało tylko piórko

Piórko blade piórko blade

Które zjadł na obiad dziadek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomniały mi się wiersze Ludwika Jerzego Kerna bardzo lubiane przez moje dzieci.

 

WĄŻ

 

Idzie wąż wąską dróżką,

nie porusza żadną nóżką.

Poruszałby gdyby mógł,

lecz wąż przecież nie ma nóg.

 

 

BIEDNA MAMA MOJA...

 

Biedna mama moja

Ma w domu kowboja.

Nie przepuści on nikomu,

Już wystrzelał wszystko w domu,

Krzesła,

Stołki,

Parę szaf -

Paf, paf, paf, paf, paf, paf, paf!

 

 

NA KANAPIE

 

Kto to chrapie

Na kanapie?

Kto się w ucho

Przez sen drapie?

Kto, gdy zły,

To szczerzy kły?

Kogo czasem

Gryzą pchły?

Komu w głowie

Figle?

Psoty?

Kto gołębie goni?

Koty?

Kto pantofle

Gryzie pana?

Na mleczarkę

Szczeka z rana?

Kto się z dziećmi

Bawi zgodnie?

A złodzieja, cap!

Za spodnie?

 

Wiecie, kto to?

No, to sza!

Po co budzić

Ze snu psa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludwik Jerzy Kern

 

 

IDĄ SOBIE TRZY MIEDNICE DROGĄ

 

Idą sobie trzy miednice drogą.

Kogo umyć?

Kogo umyć?

Kogo?

 

Idą sobie na przełaj przez dróżki.

Komu nóżki?

Komu nóżki?

Komu nóżki?

 

Idą sobie przez pola, przez łączki.

Komu rączki?

Komu rączki?

Komu rączki?

 

Dookoła rozlega się głucho:

Komu ucho?

Komu ucho?

Komu ucho?

 

Kręta droga uroczo się wije.

Komu szyję?

Komu szyję?

Komu szyję?

 

Idą sobie trzy miednice drogą,

Kto jest brudny,

Tego umyć mogą.

Kogo umyć?

Kogo umyć?

Kogo?

 

PANIE WIETRZE

 

Panie Wietrze, panie Wietrze,

Czemu pan nie chodzi w swetrze?

 

Czemu pan udaje zucha,

Skoro sam pan chłodem dmucha?

 

Sam oziębia pan powietrze,

Oj, ostroznie, panie Wietrze!

 

Gnając chmurki gdzieś po niebie,

Chce pan sam przeziębić siebie?

 

Jednak lepiej panie Wietrze,

O tej porze chodzić w swetrze.

 

Ani sie pan sam spodzieje,

Jak pan siebie sam zawieje.

 

Liczka ma pan coraz bledsze,

Panie Wietrze...

 

L. J. Kern "Mądra poduszka"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan Tygrys

 

Przymknąwszy oczy, zmarszczywszy brwi,

pan Tygrys w hamaku sobie śpi.

Zobaczyły to zaraz ptaki i chór urządziły taki:

"Panie Tygrysie, panie Tygrysie,

może pan z nami zabawiłby się?"

A Tygrys nic. Ś p i.

 

Przyleciał Wróbel, ćwierknął wesoło.

Puk! Puk! Dwa razy dziobnął Tygrysa w czoło.

A Tygrys nic. Ś p i.

 

Po nim natychmiast przyleciał Czyżyk.

"Chcę z panem zagrać w kółko i krzyżyk.

Będzie zabawa na cały park !"

I znów dziób, dziób Tygrysa w kark.

A Tygrys nic. Ś p i.

 

Potem zjawiła się Jemiołuszka,

zaczęła dziobać tuż koło uszka

Ciuk-ciuk-ciuk-ciuk,

Ciuk-ciuk-ciuk-ciuk,

umarły zbudzić by się mógł.

A Tygrys nic. Ś p i.

 

Po Jemiołuszce przyleciał Kos.

Raz tylko dziobnął. Prosto w nos.

A Tygrys nic. Ś p i.

 

Posłano więc po Szczygła,

co dziób ma ostry jak igła. Ten szczyglim sposobem

zaczął bić dziobem:

tyk-tyk, tyk, tyk.

A Tygrys nic. Ś p i.

 

W końcu wezwano Dzięcioła,

może on zbudzić go zdoła.

Przyleciał Dzięcioł, nastawił dziób,

wycelował w Tygrysa

i łuup!!! Łuuup!!! Łuup!!! Ł u u p !!!

A Tygrys nic. Ś p i.

 

Więc jeszcze raz łupnął wściekły i zły,

a wtedy Tygrys powiedział: "Psssschyyyyyy..."

I zrobił się taki malutki jak ogórek marynowany.

A ptaki uciekły pomiędzy liście,

bo nie wiedziały oczywiście,

że pan Tygrys jest

n a d m u c h i w a n y.

 

 

L. J. Kern

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maria Konopnicka

Parasol

 

Wuj parasol sobie sprawił.

Ledwo w kątku go postawił,

Zaraz Julka, mały Janek

Cap! za niego. Smyk! na ganek.

Z ganku w ogród i przez pola

Het, używać parasola!

Idą pełni animuszu:

Janek, zamiast w kapeluszu,

W barankowej ojca czapce,

Julka w czepku po prababce,

Do wiatraka pana Mola...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rękawiczką i chusteczką

dwóch błocistów chodnik czyści.

Obrzucają się szyszkami

bardzo dzielni szyszkowiści.

Dwie kocistki pod ławeczką

cukierkami karmią kota...

Świątek, piątek czy niedziela

na podwórku wre robota !

Rękawiczką i chusteczką

dwóch błocistów chodnik czyści.

Obrzucają się szyszkami

bardzo dzielni szyszkowiści.

Dwie kocistki pod ławeczką

cukierkami karmią kota...

Świątek, piątek czy niedziela

na podwórku wre robota !

 

 

Danuta Wawiłow

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowiem Ci bajkę

jak kot palił fajkę,

a kocica papierosa

przysmaliła sobie nosa

prędzej, prędzej po doktora

bo kocica bardzo chora

przyszedł doktor z lekarstwami...

a kocica z pazurami!

Dla palaczy i ich dzieci w Światowy Dzień bez papierosa!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BAJKA RELAKSACYJNA

 

Mama prowadziła małego wróbelka do szkoły. Szedł tam dzisiaj pierwszy raz.

- Czego ja się będę uczył? - zastanawiał się.

- Wszystkiego, co przyda ci się w życiu - odpowiedziała tajemniczo mama, ale on tylko pokręcił łebkiem, bo w dalszym ciągu nic nie rozumiał.

- O, już jesteśmy - powiedziała mama, gdy stanęli pod wielkim dębem, naokoło którego było już wiele mam ze swoimi pociechami. Panował gwar nie do opisania. Nagle pojawiła się wielka pani Wróbel, nauczycielka w okularach na dziobie, i powiedziała donośnym głosem:

- Witam wszystkich nowych uczniów na pierwszej lekcji nauki fruwania!

Zwracając się do mam, dodała:

- Dzisiaj wasze pociechy już samodzielnie przylecą do domu, nie potrzebujecie po nie przychodzić. A teraz proszę mnie zostawić z dziećmi, bo chcę rozpocząć lekcję.

Rozległo się ciche klap, klap, klap. To dźwięk, jaki wydają dzioby, gdy dotykają się przy pożegnaniu. Po chwili mamy wróbelków odleciały.

Nauczycielka podchodziła do każdego z uczniów i pomagała mu się dostać na gałązkę dębu. Kiedy ostatni już był na drzewie, pani powiedziała:

- Proszę położyć się na brzuszku wygodnie, o tak, jak najwygodniej. Rozkładamy szeroko skrzydełka, oddychamy wolno, spokojnie. Przywieramy całym ciałem do drzewa. Czujemy zapach kory, miły powiew wiatru, odpoczywamy. Oddychamy miarowo i spokojnie. Wyobraźcie sobie, małe wróbelki, że powiew wiatru mógłby was unieść w powietrze tak, jak unosi liście. Czujecie się wspaniale. Proszę lekko poruszać skrzydełkami, raz, dwa, wolniutko, a teraz troszkę szybciej, raz, dwa...

Skrzydełka małego wróbelka jak skrzydła latawca lekko poruszały się.

- Odpychamy się nóżkami od gałązki i płyniemy w powietrzu, płyniemy razem.

Nasz wróbelek poczuł, że skrzydła same go unoszą. Obok niego, z boku i z tyłu, i nad nim fruwały inne wróbelki. Poruszał lekko skrzydłami i wzbijał się w górę, w błękit nieba. Czuł się tak lekko i swobodnie, było mu tak przyjemnie! Popatrzył w dół, wznosił się nad zielonymi koronami drzew. Dookoła rozciągał się piękny park.

Nie spiesząc się, w ślad za nauczycielką leciał w górę, do słońca. Ciepłe słoneczko wychyliło się zza chmurki i ciekawie spoglądało na wróbelki. Posłało promyczek, który ciepłym dotykiem przyjemnie go pogłaskał. Wróbelek wznosił się w górę, wyżej i wyżej. Czuł się lekko i swobodnie. Teraz przelatywał nad łączką, zatoczył koło, jedno, drugie i wolniutko sfruwał w dół. Był nad małym strumyczkiem, przy brzegu którego wygrzewał się na słoneczku zajączek. Sfrunął jeszcze niżej, nad samą taflę wody, zobaczył kolorowe rybki, jak wolno płynęły z nurtem, usłyszał, jak kumkają żabki: kum, kum, rozmawiając między sobą. Poczuł zapach łąki, kwiatów. Wciągał głęboko ten zapach w siebie. Sfrunął nad brzeg strumyka, usiadł na małym kamyczku, nachylił się i napił wody. Była zimna i orzeźwiająca. Posłuchał szemrzącego strumyka. Odpoczywał. Wiatr lekko muskał mu piórka. Postanowił zamoczyć łapki, wszedł do wody, popryskał się nią troszeczkę, jak to wróbelki mają w zwyczaju. Otrząsnął się i tysiące kropelek spadło na spragnione wody roślinki. Zrobił to raz i drugi, pokropił wszystkie kwiatki dookoła. Poczuł się rześko, czuł, że wstępuje w niego razem z tą zimną wodą energia.

Nagle usłyszał głos nauczycielki:

- Pora wracać!

Znowu rozpostarł skrzydła i z niezwykłą siłą wzniósł się wysoko, wysoko. Wzbijał się szybko, wznosił się jak samolot i krążył w powietrzu pełen sił i radości, że potrafi fruwać.

Tak skończyła się pierwsza lekcja nauki fruwania w szkole dla wróbelków. Jeśli będziecie chcieli tam wrócić, to możemy to zrobić jutro i zobaczyć, czego jeszcze uczą się ptaszki w swojej szkole.

 

 

Maria Molicka "Bajkoterapia", Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2002

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a tu bajka z morałem dla dzieci starszych... :D

 

 

Jan Brzechwa

 

"Rozrzutny wróbel"

 

We wsi Duże Kałuże

Siedział wróbel na murze

I ćwierkał wniebogłosy:

- Jestem nagi i bosy,

Nie mam dachu nad głową,

Nie mam nic, daję słowo!

 

Poszedł wróbel do pliszki:

- Pożycz mi ze dwie szyszki,

Ogromnie szyszki lubię,

Ziarnka sobie wydłubię...

 

Odrzekła pliszka w złości:

- To moje oszczędności,

Zrobiłam sobie zapas,

Bierz wróblu nogi za pas.

 

Zapukał do jaskółki:

- Pożycz okruszek bułki,

Mam taki pusty brzuszek,

Przyda mi się okruszek.

 

- Mój wróblu, powiem coś ci

To moje oszczędności.

Okruchy suchej bułki

Składam do stodółki,

A tyś rozrzutny ptaszek,

Więc opuść już mój daszek.

 

Pomknął wróbel do gila

I grzecznie się przymila:

- Mam taki pusty brzuszek

Daj, gilu, parę muszek.

 

- Mój wróblu, nie ma mowy,

Ja jestem ptak wzorowy,

Mam trochę oszczędności,

Kto ich nie ma, ten pości.

 

Mknie wróbel do sikorki:

- Masz ziarenek pełne worki,

Strata będzie niewielka,

Gdy nakarmisz wróbelka.

 

- Składać ziarnko do ziarnka

To mądra gospodarka,

A ty co masz, to zjadasz,

Nic sobie nie odkładasz.

Idź, proś o ziarnka drozda,

Lub może ci coś kos da!

 

Kos gwiżdżąc rzekł najprościej:

- Mam trochę oszczędności,

Troszeczkę, niezbyt wiele

I z tobą się podzielę,

Lecz wiedz, że kto oszczędza

Temu nie grozi nędza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GRA W KOLORY ("Gawęda")

 

Czarne wrony czarno kraczą, w czarnych barwach widzą świat

I na próżno im tłumaczą mądrzy ludzie już od lat:

Zamiast krakać weźcie pędzle, przemalujcie co się da

Czarnych barw nie chcemy więcej, każdy kolor gra

 

Czarne przegrywa, kolor wygrywa, w kolory grajmy dziś

W jabłka z jabłonek, w skrzydła biedronek, w każdy zielony liść

I jeszcze te zboża znad Wisły i Odry,

I słońce, co mówi nam: dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry

W słońce nad głową, w różę różową, w malwy wysoki kwiat

W srebro wieczorów, w tysiąc kolorów

W jasny, wesoły świat

 

Czarne barwy mamy z głowy, nie będziemy w czarne grać

Może tylko zostawimy czarnych jagód pełną garść

Siedem kropek na biedronkach i na nosie piegi trzy

A poza tym wykluczamy czarny kolor z gry

 

Czarne przegrywa, kolor wygrywa, w kolory grajmy dziś

W jabłka z jabłonek, w skrzydła biedronek, w każdy zielony liść

I jeszcze te zboża znad Wisły i Odry,

I słońce, co mówi nam: dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry

W słońce nad głową, w różę różową, w malwy wysoki kwiat

W srebro wieczorów, w tysiąc kolorów

W jasny, wesoły świat

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...może ktoś przypomni tekst mojej ulubionej piosenki "Gawędy" ?

refren brzmiał tak....

 

 

Nadzieja ma kolor zielony

tak myślał po cichu ten klon.

Nadzieja ma kolor zielony

Na przekór krakaniu wron.

Nadzieja ma kolor zielony

Zielony jak wiosna i maj;

Choć kraczą ci wrony

Ty nie bądź zmartwiony

W zielone, w zielone graj...

 

 

 

Dopisek z 01.09.2006

 

mam już cały tekst, zamieszczam go więc tutaj

z podziękowaniami dla Vadetty

 

 

 

Był sobie klon, bezlistny klon

- bo wiatr mu wyrwał listki.

A dookoła stado wron

- i wszystkie pesymistki.

Krakały mu ze wszystkich stron,

że zaraz przyjadą drwale;

bo na co komu taki klon

co liści nie ma wcale?

 

Nadzieja ma kolor zielony.

- tak myślał po cichu ten klon.

Nadzieja ma kolor zielony,

na przekór krakaniu wron.

Nadzieja ma kolor zielony,

zielony jak wiosna i maj.

Choć kraczą ci wrony,

ty nie bądź zmartwiony,

zieloną odpowiedź daj!

 

Nie słuchał klon krakania wron

i soki czerpał z ziemi.

I przyszedł dzień, wiosenny dzień,

że klon się zazielenił.

A stado wron uciekło gdzieś,

gdy w cieniu jego liści

wesołą pieśń, zieloną pieśń

śpiewali optymiści.

 

Nadzieja ma kolor zielony,

zielony, zielony jak klon.

Nadzieja, ma kolor zielony,

na przekór krakaniu wron.

Nadzieja ma kolor zielony,

zielony jak wiosna i maj.

Na przekór tym wronom

z nadzieją zieloną

w zielone, w zielone graj!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DZIECKO POTRAFI

 

Martwi się matka, ojciec się biedzi

Co w takim dziecku naprawdę siedzi

Czy zacznie myśleć trochę rozsądniej

Kiedy z najkrótszych wyrośnie spodni

 

Martwi się ojciec, martwi się matka

Co może wrócić dziesięciolatka

Matka się martwi, ojciec się trapi

Co też latorośl potrafi?

 

Choć czasem myli się w ortografii

Też spore luki ma w geografii

Choć nie pułkownik, i nie Kadafi

Dziecko potrafi, dziecko potrafi

 

Dziecko potrafi, choć trochę waży

Unieść się lekko na skrzydłach marzeń

Zaryzykować przygodę małą

Choć wie, że potem będzie bolało

 

Dziecko potrafi ocenić biegle

Czy jest kochane, czy niepotrzebne

Uwielbia starszym robić kawały

Dziecko też człowiek, dziecko też człowiek

Tyle że mały...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...