Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Dziennik budowy inżyniera Mamonia


Recommended Posts

Jak to z wodą było...

 

O wodzie piszę osobny post bo temat kosztował wiele sił, czasu i pieniędzy.

 

4 czerwca, jak tylko otrzymałem mapki, złożyłem w wodociągach wniosek o wydanie warunków technicznych. Otrzymałem je gdzieś na początku lipca. Wydawało mi się, że na dokończenie procedury jest jeszcze wiele czasu :D i goniąc za pozwoleniem na budowę i innymi sprawami, w tym akurat temacie wiele dni przespałem. Projekt przyłącza zleciłem 3 sierpnia i właśnie wtedy dowiedziałem się, że cała procedura jeszcze "trochę" potrwa. Projektant zrobił swoje w 2 dni i zgodnie z obietnicą zawiózł kwity do ZUD-u, gdzie leżały 4 tygodnie, a następnie jeszcze tydzień w wodociągach :evil: . Uzgodniony projekt odebrałem około 10 września i wydawało mi się, że wodę będę miał za tydzień - dwa :D czyli jak będą gotowe ławy i przyjdzie do murowania ścian fundamentowych. 14 września (drugiego dnia budowy) zgłosiłem zamiar budowy przyłącza i dowiedziałem się, że na ewentualny sprzeciw urzędu trzeba czekać aż 30 dni :evil:. Niestety dalszego ciągu nie dało się przyśpieszyć, bo kolejnym krokiem jest zgłoszenie tego w wodociągach, gdzie wymagane jest przedłożenie kopii zgłoszenia w Starostwie z datą wpłynięcia co najmniej 30 dni wcześniejszą...

 

Wtedy zrozumiałem jak bardzo się przeliczyłem i pobiegłem załatwiać wodę od sąsiadów.

 

Wykonawcy przyłącza zacząłem szukać koło 10 października (kurczę - znów za późno :( :evil: ). Kolejni zaproszeni panowie przyjeżdżali na budowę nowymi wypasionymi brykami (honda civic, jeep, opel vectra) i podawali astronomiczne kwoty np. 2,5 tysiąca za przyłącze o długości 12 metrów :o albo terminy 2 tygodnie :o albo i jedno i drugie :o :evil: zrzucając przy okazji na mnie sprawę załatwienia w gminie zgody na zajęcie pasa drogowego, a nawet i geodetę. W ten sposób nabrałem przekonania, że porządnego wykonawcę poznam po samochodzie. Mi potrzebny jest ktoś, kto przyjedzie żukiem albo tarpanem :D :wink:.

 

Przed spotkaniem z kolejnym wykonawcą udałem się do gminy wypytać o sprawę. Trafiłem na aroganckiego urzędasa, który był na dodatek wyraźnie obrażony, że ktoś przychodzi i zawraca mu głowę. Oczywiście zażyczył sobie 15 załączników oraz wykonania projektu organizacji ruchu. Zapytałem po co projekt organizacji ruchu jeżeli planuję zajęcie połówkowe, a droga jest gruntowa i jeżdżą tamtędy praktycznie tylko sąsiedzi czyli 1 samochód na godzinę. Jak się domyślacie urzędas pozostał niewzruszony i dalej swoje - a jak się na tej drodze miną dwa samochody? :evil: :evil: :evil: :evil:

 

Zdałem sobie sprawę, że muszę do tego przyłącza znaleźć zupełnie inną firmę. Nie ważne czy będzie umiała zrobić przyłącze, ale czy umie "to załatwić" 8) . Następnego dnia czekam na budowie na kolejnego umówionego potencjalnego wykonawcę i widzę podjeżdżającego rozklekotanego poloneza truck :o :D. No i w tym momencie uwierzyłem, że się udało, a ten facet jest tym kogo szukam od kilku dni. Nie myliłem się. Cena była najniższa ze wszystkich dotychczasowych, termin wprawdzie 10 dni, ale za to facet bierze na siebie wszystko: zgłoszenie zajęcia drogi w gminie (i ewentualny projekt organizacji ruchu), zgłoszenie w wodociągach, zgłoszenie odbioru przed zasypaniem, obsługę geodezyjną - czyli full-service. Tego mi było potrzeba :D :D Szybko się dogadaliśmy i pozostało tylko czekać. Kiedy się rozchodziliśmy nieoczekiwanie podszedł do nas inny facet. Jak się okazało to geodeta współpracujący z "moim" wykonawcą. Szybko powymieniali się papierami i obiecali działać natychmiast.

 

Nazajutrz pojawiłęm się rano na budowie i zupełnie zaskoczony zauważyłem kilku nieznanych ludzi intensywnie pracujących łopatami, a wśród nich właściciela firmy, z którym dogadałem się wczoraj. Tak się złożyło, że nieoczekiwanie mieli pół dnia więc przyszli od razu, a na działkę weszli przez płot. Jeszcze przed 14.00 przyłącze było gotowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 100
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Murowanie

 

Jak już napisałem wcześniej, prace na budowie nabrały tempa dopiero 16 października. Około 23 października ekipa zaczęła robić wylewki pod oparcie stropu nad garażem, dalej belki i pustaki - to poszło szybko bo strop był najprostszy z możliwych i do tego mały - zaledwie 18 m kw. Według obliczeń na ten strop i nadproże miało wyjść ledwo ponad 2 m3 betonu. Nie opłacało się zamawiać go w betoniarni bo koszt pompy przekroczyłby cenę betonu. W sumie dogadałem się z ekipą, że te trochę betonu ukręcą sami i tak się stało.

 

Jeszcze przed 1 listopada wykonawca sygnalizował, że chciałby dostać kasę za mury parteru. Przypomniałem mu jednak, że mieliśmy się liczyć wyłącznie za zakończone etapy, a ja nie widzę jeszcze końca tego etapu. Stanęło, że porozmawiamy we wtorek (2 listopada).

 

We wtorek wykonawca znów mnie dusi o kasę.

- Przecież etap nie skończony - powtarzam to co mówiłem wcześniej.

- Przecież brakuje tylko paru pustaków i wylewek pod belki stropowe - odpowiada.

- No właśnie, sam Pan mówi, że etap nie skończony - i od razu atakuję - Pan nie skończył murów parteru, a 30 października miał być gotowy strop. Kiedy będzie gotowy strop?

- W sobotę, no najdalej w poniedziałek - odpowiada po chwili zastanowienia - ale kasa by się przydała. Faktycznie odrobinkę brakuje tego parteru, ale jest już strop nad garażem i są zaczęte ściany poddasza. Można to zaliczyć jako wyprzedzenie, no i wogóle widzi Pan przecież, że budowa idzie.

- Jak Pan pamięta to kiedyś zapłaciłem Panu za fundamenty, które były nie skończone, bo przekonywał mnie Pan, że zaczęte ściany parteru kompensują niedokończony pierwszy etap. Czy pamięta Pan, że potem budowa stała prawie dwa tygodnie? A pamięta Pan, że jak domagałem się przyśpieszenia to radził mi Pan pilnować moich spraw, a Pan będzie pilnował swoich? - na dogodny moment żeby mu to wypomnieć czekałem ponad 2 tygodnie i wreszcie się doczekałem :D 8) :D 8)

- No, ale widzi Pan przecież, że robota idzie - on znowu swoje.

- Czy pamięta pan, że powiedziałem wtedy, że liczyć się będziemy tak jak mówi umowa, tylko za zakończone etapy i nie będzie żadnych zaliczek? - to była moja zemsta :D 8) :D 8) :lol:

- Tak, ale etap jest prawie zakończony... :(

- Pogadamy w czwartek jak będzie zakończony :D

 

W tym momencie wydawało mi się, że mam nad nim przewagę, a dalej będzie już tylko lepiej. Jednak nie przeczuwałem, że najgorsze dopiero nastąpi. cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atmosfera robi się coraz bardziej nerwowa

 

W środę 3 listopada spotkałem się z wykonawcą późnym wieczorem żeby jakoś dogadać się w sprawie kasy. On chciał dostać całą kasę za mury parteru, a ja nie chciałem mu jej wypłacić. On miał argument, że parter jest gotowy, a na dodatek jest gotowy strop nad garażem. Ja przekonywałem go, że jak mu zapłacę za parter to będzie miał już zapłatę za DWA etapy, a ja wciąż nie mam dwóch etapów bo cały czas nie zakończony jest etap PIERWSZY (brakuje izolacji i ocieplenia fundamentów).

 

- Nie ma ocieplenia, ale jest już strop nad garażem i na dodatek kawałek ścian poddasza na tym stropie - mówi.

- Jest kawałek stropu, ale to dla mnie nie jest argument bo liczymy się za całe etapy, a 5 dni temu miał być już CAŁY strop - odpowiadam.

 

Cała ta przepychanka trwała dłuższą chwilę aż wreszcie wypłaciłem mu 700 złotych z czego i tak 400 to były uzgodnione wcześniej prace dodatkowe na umowę ustną. Musiałem jeszcze nałgać, że w tej chwili i tak mam tylko tyle, a więcej kasy będzie w piątek i wtedy pogadamy. Był wyraźnie nieufny czy nie chcę go wyrolować, ale chciałem jak najwięcej zyskać na czasie i obserwować czy jego obietnice zakończenia stropu w poniedziałek są cokolwiek warte.

 

W czwartek pod koniec dnia zaczął już mówić o zalewaniu stropu we wtorek chociaż przez cały dzień była dobra pogoda i nie było żadnego powodu dla opóźnienia betonowania (w środę zaklinał się, że będzie w poniedziałek). W tej sytuacji w czwartek wieczorem postanowiłem sobie, że w piątek postawię sprawę otwarcie i nie wypłacę ani grosza. Zgodnie z obietnicą przyjechałem na budowę w piątek na koniec dnia. Tak jak oczekiwałem zbyt wiele nie zrobił i to mnie utwierdziło, że kasy nie należy płacić. Przecież jeżeli teraz ma kasę do wzięcia i mu na niej bardzo zależy, a mimo to grzebie się jak żółw, to czy będzie pracował szybciej jak już mu zapłacę? Dla mnie ten strop to być albo nie być. Przy jego tempie nawet środa nie jest pewna, a w czwartek jest święto i potem długi weekend, więc żadnej pracy nie będzie. Niech więc ten czas pokryje się z przymusową przerwą na związanie stropu.

 

- Kiedy będzie zalewanie stropu? - zapytałem zaraz po przyjeździe.

- We wtorek po południu - odpowiedział.

- Czy jutro pracujecie? - zapytałem, a jutro była sobota.

- A czy jest kasa? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Nie ma - ja mu na to.

- No to nie pracujemy - odpowiedział.

 

I znowu zacząłem go przekonywać, że nie zapłacę za parter (2 etap umowy), bo wcześniej zapłaciłem cały 1 etap, więc powinny być skończone 2 etapy, a przecież nie są. Dodałem, że obiecywał zalewanie stropu w poniedziałek, a teraz mówi już wtorek po południu. Dla mnie natomiast wcale to nie jest pewne bo wciąż bardzo dużo brakuje. Przypomniałem, że ma 7 dni opóźnienia ze stropem, a w ten wtorek kiedy obiecuje zalewać będzie już 11 dni. Ja muszę mieć gwarancję, że strop będzie we wtorek bo inaczej wszystkie moje plany biorą w łeb. Żeby go zmotywować zaproponowałem, że jak przyjdzie w sobotę i będzie ostro pracował nad tym stropem to na koniec dnia zrobię kolejny wyjątek i wypłacę mu zaliczkowo 500 złotych za ten parter. Bardzo długo gadaliśmy i powtarzaliśmy praktycznie wciąż to samo. W końcu wydawało mi się, że się zgodził.

 

W sobotę koło 12.00 zapodałem mu SMS-a z pytaniem czy mam przyjeżdżać na budowę z kasą. Nie odpowiedział. Jednak pojechałem. Naprawdę liczyłem, że tam będzie, a tu niestety spotkała mnie przykra niespodzianka. Nikt tego dnia nie pracował. Pokręciłem się trochę po budowie i zdębiałem :o :o :o NIE MA JEGO BETONIARKI :o :o :o

 

Nie sądziłem, że porzucił budowę bo w najbliższym czasie mógł niewielkim wysiłkiem zgarnąć sporo kasy za parter i za strop, ale obawiałem się, że schodzi z budowy żeby mnie zaszantażować o kasę. Wiedział, że mi zależy na tym stropie przed długim weekendem i pewnie chciał to wykorzystać. Sobotę i niedzielę 6 i 7 listopada wspominam jak najgorzej. Niekończące się rodzinne dyskusje co robić, wymyślanie jakichś szatańskich podstępów, gorączkowe studiowanie umowy, koszmary w nocy itp. Postanowiłem jednak, że szantażem mnie nie złamie. Już nieco wcześniej zapodałem dramatyczny post na forum o poradę co robić z wykonawcą. Odpowiedzi forumowiczów utwierdzały mnie w podjętej decyzji - nie dać się. Zacząłem gorączkowo szukać nowej ekipy ...

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kryzys i przełom

 

Tak więc już w niedzielę 7 listopada spotkałem się na budowie z nową ekipą, która przyjechała obejrzeć co jest zrobione, a co pozostaje do zrobienia. Z tych nerwów przyjechałem na działkę bez kluczy i panowie musieli skakać przez płot. Obejrzeli sobie budowę, popatrzyli w projekt i obiecali dać wycenę w poniedziałek. Kolejne ekipy były umówione na wizję w poniedziałek i we wtorek.

Bardzo późnym wieczorem w niedzielę przyszedł SMS od wykonawcy, w którym pisał: "Czy ma Pan zamiar zapłacić za zrobione prace czy nadal kłamać bo nie wiem co robić w poniedziałek". Po dłuższej naradzie rodzinnej odpisałem mniej więcej tak: "Płacę za zakończone etapy, żadnych więcej zaliczek. Termin zakończenia wszystkich prac 13 listopada". Wykonawca chyba się tego nie spodziewał i zaraz oddzwonił chociaż było już dobrze po 23.00. Właściwie nie czepiał się już moich argumentów, chyba je nawet rozumiał. Ale po prostu bał się czy dostanie kasę czy będzie w plecy o wiele tysięcy. Oczekiwał jakichś gwarancji, że mu zapłacę, proponował jakieś cesje na książeczce albo zaliczkowe płacenie za strop aż do momentu jego ukończenia. Oczywiście na to nie mogłem się zgodzić, ale postanowiłem pójść mu na rękę i spisać aneks do umowy, w którym określę terminy zakończenia poszczególnych etapów i pod warunkiem ich dotrzymania nie będę naliczał kar umownych. Zagwarantowałem mu dodatkowo, że wynagrodzenie za strop zapłacę natychmiast po jego wykonaniu, a nie jak stanowi umowa po 3 dniach. Umówiliśmy się na spotkanie w tej sprawie na budowie w poniedziałek na koniec dnia. W ten sposób w poniedziałek pracował w dość dużym stresie. Jednak w poniedziałek rozmawialiśmy telefonicznie raz jeszcze w celu potwierdzenia ustaleń. Widząc, że wszystko jest OK zacząłem odwoływać umówione ekipy. Wieczorem na budowie dałem mu aneks, przeczytał go i westchnął, że chyba nie ma wyjścia i musi podpisać.

 

- Czy napewno nie chce mnie Pan wyrolować? - zapytał.

- Na pewno - odrzekłem i musiałem silić się na powagę, bo sytuacja była dość groteskowa :D .

- Mogę go jeszcze przeczytać na spokojnie i podpiszemy jutro? - zapytał.

- OK - zgodziłem się - ale niech mi Pan jeszcze wyjaśni co to za numer z tą betoniarką? Taki szantaż?

- Nie, betoniarkę zabrałem jeszcze w piątek bo wysiadła zębatka. Teraz albo się ją jeszcze naprawi, albo będzie nowa.

 

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam wreszcie strop (11 dni opóźnienia)

 

Zatem wieczorem w poniedziałek 8 listopada ponownie odżyły moje nadzieje na strop jeszcze przed czwartkowym świętem. Wykonawca zobowiązał się, że strop będzie w środę i mogę już zamawiać beton na popołudnie. Nadal miałem jeszcze wątpliwości bo wciąż pozostawało wiele zbrojeń, szalunków i stemplowania. Beton mogłem zamówić dopiero we wtorek rano. Okazało się jednak, że jest kiepsko - beton można zamówić, ale jest szał na betonowanie i nie ma wolnej pompy. Zaczęło się gorączkowe poszukiwanie i dzwonienie. Kilka innych betoniarni również miało sporo zamówień. Wreszcie znalazłem wolną pompę, ale układ nie był dla mnie bezpieczny, bo beton miał być skąd inąd niż wspomniana pompa. Co by się stało gdyby pompa zepsuła się po drodze - strach pomyśleć 8) 8) 8). Ostatecznie "moja" betoniarnia wzięła sprawę na siebie i za wszystko miałem otrzymać jedną fakturę - uffff :D :D

 

We wtorek na budowie uwijało się aż 5 osób, ale i tak wieczorem wciąż wiele brakowało. Jednak rano w środę znowu pojawiło się ich pięciu i sprawy zaczęły wyglądać lepiej. Dodam, że na wszelki wypadek beton zamówiłem na 14.00, a wykonawcy powiedziałem, że na 13.00 :D. Dobrze, że miałem urlop, bo tak jak oczekiwałem od samego rana zaczęły wychodzić jakieś braki. To jest właśnie to, co mnie wk....a do granic. Na koniec dnia zwsze pytam czego brakuje. Najczęściej słyszę, że nic, a później rano są telefony: a to plastyfikator, a to gwoździe i jeszcze coś. Tym razem było tak samo.

 

- Potrzebne są gwoździe, bo już muszę prostować stare - zagadnął mnie pan Wiesio.

- OK, czy jeszcze coś potrzeba, może drut wiązałkowy? - zapytałem przezornie. Na to pan Wiesio i pan Witek rozejrzeli się po budowie i odrzekli zgodnie:

- Nie, nie trzeba, tu jeszcze jest i tu leży, no i na stropie też jeszcze leży, na pewno starczy.

Poszedłęm więc do samochodu, z bagażnika wyjąłem worek gwoździ, które kiedyś przezornie kupiłem na czarną godzinę i zaniosłem panu Wiesiowi. (Dodam, że w samochodzie mam więcej rzeczy na czarną godzinę np. plastyfikator :D :D, takie zapasy już nie raz ratowały sytuację). Kilkanaście minut później pan Gabryś zawołał do mnie ze stropu:

 

- Drutu wiązałkowego zabraknie. Trzeba dokupić.

 

Nawet się nie wkurzyłem bo nie było o co. To przecież standard. Już wsiadłem do samochodu i odjeżdżałem, jak dogonił mnie sam szef ekipy:

 

- Potrzebne są kołki szybkiego montażu 6 x 60, niech Pan też kupi.

 

To akurat było moje szczęście, że w tej właśnie chwili szef wsadził rękę do torebki z kołkami i nie było już ani jednego. Dzięki temu kołki i wiązałkę przywiozłem za jednym razem, a przy okazji dokupiłem gwoździe, żeby znowu mieć zapas w bagażniku.

 

Koło 12.00 odjechałem z budowy aby kupić flaszki dla ekipy na "stropowe" :D 8) , które mieli dostać po całej akcji. Wróciłem około 13.15, a oni siedzieli sobie w garażu, pili herbatę, palili ćmiki i dowcipkowali. Słowem całkowity relaks jakby wszystko było gotowe. Dodam, że moje ustalenia z szefem były takie, że jak zostanie beton ze stropu to się go wleje na fundament ganku, który wcześniej nie był zrobiony ze względu na małą ilość miejsca na froncie. W rezultacie szef kazał go kopać panu Witkowi na ostatnią chwilę no i jak się później okazało dół powstał w zupełnie złym miejscu i o złych wymiarach :evil: :evil: :evil:

 

I pompa i gruchy przyjechały elegancko i punktualnie. Pierwsza miała 5 m3 i zaczęła się akcja. Szef ekipy zajął moje miejsce na górce humusu skąd miał przegląd sytuacji. A na stropie stanęło ich czterech: Wiesiek, Witek, Gabryś i Henio. Szło całkiem nieźle, ale nagle puścił szalunek przy balkonie i nadprożu. Aż dziw, że przez niewielką szparkę beton dosłownie aż rzygał. Szef odrzucił ćmika i w tempie przyśpieszonym zbiegł z górki aby ratować styuację. Potem podobna sytuacja powtórzyła się wewnątrz domu gdzie beton lał się przez niedużą dziurkę w stropie. Przeraziłem się jak szybko skończyła się pierwsza gruszka. Druga już czekała, ale zgodnie z zamówieniem miała tylko 4 m3. Patrząc na strop z góry zacząłem się obawiać, że zabraknie, a gdybym chciał domawiać to pewnie czekałbym najmniej pół godziny. To straszne, przecież rachunki wskazywały na 7,7 m3, a ja i tak zamówiłem 9,0 :o :evil:

Koniec końców strop został zalany, a beton jeszcze był. Wtedy skierowali wąż do wykopanej dziury pod fundament ganku. Teraz dla odmiany zacząłem się obawiać co będzie jak ta niewielka dziura się zapełni, ale udało się...

 

uff - a więc zwycięstwo - mam strop :D :D :D

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po euforii ...

 

Od 11 listopada jeździłem raz po raz podlewać strop. Ze względu na pogodę nie musiałem tego robić codziennie. Bywało, że był mokry bez podlewania. Ekipa w tym czasie pracowała na małym stropie czyli murowała pomieszczenie nad garażem. Początkowo łudziłem się, że mogę na nich liczyć z podlewaniem, ale przekonałem się, że jak nie zrobię tego sam to nie będzie zrobione :evil: . Tak więc lałem na ten strop i lałem nie oszczędzając wody. Stojąc na stropie słyszałem z dołu dość głośne bębnienie wody o folię, ale nie zwracałem na to uwagi. Kiedy jednak zszedłem na parter i podszedłem do okna zauważyłem, że w pustakach jest pełno wody. Mrozów jeszcze wtedy nie było, ale już je zapowiadali, więc oczami wyobraźni widziałem już porozsadzane pustaki :(. Czym prędzej przykryłem "parapety" kawałkami folii i podociskałem cegłami zostawiając jednakże trochę luzu. Okazało się to całkiem skuteczne bo po dwóch dniach woda zniknęła i wszystko zdecydowanie podeschło.

 

Między 15 a 20 listopada ekipa murowała poddasze. W moim projekcie ściana kolankowa ma słupki i wieniec. Niestety pewne szczegóły są na różnych rysunkach przedstawione zupełnie inaczej. Interweniował kierownik budowy i zarządził jak to ma być wykonane w szczegółach. W efekcie na jednej ścianie szczytowej przybył mi wieniec biegnący pod parapetami, łączący obie ściany kolankowe. Dodatkowo kierownik zarządził wykonanie żelbetowych ram okalających okna na ścianie szczytowej i analogicznie dwoje drzwi balkonowych na drugiej ścianie szczytowej. Oba te wieńce są górą schowane w nadprożach (elkach). Ekipa oczywiście wybałuszyła gały.

 

- Przecież to będzie schron przeciwatomowy!!! :o :o :o Nikt tak nie buduje, co to za pomysły? :evil: Projekt tego nie przewiduje!!! :evil: Popatrzcie na budynek obok - mówili do mnie i do kierownika - tam wieniec ściany kolankowej tylko wpuszczono na jakieś dwa metry w ścianę szczytową bez żadnego słupka, w ścianach szczytowych nie ma wieńca obwodowego i oczywiście nie ma żadnych ram żelbetowych wokół okien.

 

Tutaj wyjaśnię, że kierownikowi budowy od początku nie podobało się, że ściany szczytowe w projekcie nie mają żadnego usztywnienia. Chciał to przedyskutować z konstruktorem. Dałem mu więc do niego namiar, ale od razu powiedziałem, że pomysł moim zdaniem nie ma sensu. (ten konstruktor kocha wielkie profile stalowe i uwielbia przewymiarowywanie, moje wcześniejsze doświadczenia choćby ze stalowymi płatwiami opisywałem już w dzienniku). Dając kierownikowi namiar do konstruktora przewidziałem, że konstruktor powie "Nie mam tego projektu przed sobą. Wieńce w ścianach szczytowych można wykonać". Kierownik opowiadając mi później o swojej rozmowie z konstruktorem potwierdził, że konstruktor

rzeczywiście tak powiedział. (Kurcze, ale jestem jasnowidz co? :wink: )

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ile jest 2 + 2 czyli rzecz o sztuce budowlanej...

 

W międzyczasie sam studiowałem zagadnienie wieńców w ścianach kolankowych, sposób ich wykonania oraz zasady murowania ścian szczytowych. Opierałem się przy tym na jedynym dostępnym mi źródle - Muratorze. Kilka lat temu opublikowano tam artykuł "Jak poprawnie wykonać ścianę szczytową". Artykuł coś tam wyjaśnia, podaje nawet pewne przykłady, ale wątpliwości i tak pozostają. Sam również zadzwoniłem do konstruktora aby z nim pogadać. Zadałem mu podstawowe pytanie:

 

- Dlaczego uważa Pan, że trzeba wykonać trójkątne wieńce na ścianach szczytowych, a w moim projekcie tego Pan nie przewidział ani nie wrysował ?

- Projekty takich małych domków to właściwie nie są projekty wykonawcze i nie umieszcza się tam wszystkich szczegółów - on mi na to.

- No, ale jak wieńce nie są wrysowane to wykonawca ich po prostu nie zrobi.

- To już wynika ze sztuki budowlanej i wykonawca powinien o tym wiedzieć.

 

Oczywiście to wszystko nie trzymało się kupy. Wieniec wokół stropu teriva narysował dokładnie, a można zadać pytanie pytanie po co? Przecież naprawdę KAŻDY wykonawca o tym wie i zapewne nikt nie ośmieli się zbudować stropiu teriva bez wieńca. Narysowane jest to ze szczegółami nawet w broszurce reklamowej tych stropów. Jest całkiem jasne, że nie uważał tych wieńców za konieczne, ale zapytany o to przez kierownika zaczął się po prostu asekurować. Z ciekawszych rzeczy konstruktor powiedział jeszcze: Obliczenia obliczeniami, a życie życiem. Buduje się też czasem domy bez tych wieńców trójkątnych. :D :D :D Jak wam się to podoba? Ja bym powiedział raczej, że rzadko kto je buduje, ale cóż to już moje zdanie. W efekcie mam kilka swoich prywatnych przemyśleń o projektowaniu, obliczeniach i tzw. sztuce budowlanej. Otóż określenie "zasady sztuki budowlanej" jest idealnie trafne w sensie dosłownym. Mówi się sztuka, a sztuka to nie nauka, czyli jest to w gruncie rzeczy niekonkretny bebłot czasem poparty jakimiś obliczeniami. 8) Na dodatek pewne rzeczy można najwyraźniej liczyć całkiem różnymi sposobami, albo przyjmować różne założenia. W matematyce 2 + 2 = 4, a w sztuce budowlanej może to być 4, ale jak trzeba to nawet 14. :D 8) :lol:

 

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam duże zaległości w publikacji zdjęć z budowy i postaram się je dzisiaj częściowo nadrobić.

 

Widok przez okno kuchenne (północne, bo jest także drugie - zachodnie). Stan budowy około 20 października foto 118 (około 68kB)

 

Tak wyglądał dom widziany od ogrodu z wysokości górki humusu około 20 października. Trwało murowanie ścian parteru, instalowane były nadproża, w części garażowej robiono wylewki pod oparcie belek stropowych. Przed domem stoi samochód z "mojej" hurtowni, który właśnie przywiózł pustaki, cegły i cement. W głębi jeden z najładniejszych domów w moim sąsiedztwie (ten żółtawy z antracytowym dachem). Znajduje się on w sumie dość daleko ponieważ leżąca przed nim działka jest (i chyba pozostanie) niezabudowana foto 119 (około 69kB)

 

Widok domu z ulicy (nie frontowej, ale tej tej bocznej) w dniu 14 listopada czyli 4 dni po zalaniu stropu. Nad drzwiami tarasowymi widoczny balkon. Z prawej strony widoczne północne okno kuchenne, a przez nie widać na przestrzał również okno zachodnie foto 203 (około 62kB)

 

Fragment elewacji frontowej, z prawej strony znajduje się jeszcze część garażowa cofnięta o 55 cm, na zdjęciu niewidoczna. Widok z dnia 14 listopada foto 205 (około 44kB)

 

Kawałek ścian poddasza nad częścią garażową widziany od strony ogrodu. Widać tylne drzwi garażowo-ogrodowe. Zdjęcie z 14 listopada. foto 207 (około 67kB)

 

Widok na strop i balkon z górki humusu czyli od strony ogrodu. Zdjęcie z 14 listopada. Strop jak widać był świeżutko podlany foto 208 (około 77kB)

 

Opisywałem jak podczas betonowania stropu puścił szalunek nadproża i wieńca na skraju balkonu. Tak wyglądało to miejsce 14 listopada. Ukośny stempel widoczny na pierwszym planie był najwyraźniej zbyt wątły. foto 209 (około 72kB)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyszła zima, a budowa rozbabrana ...

 

Muszę przyznać, że zima mnie trochę zaskoczyła. Oglądam niby cały czas prognozy pogody, ale nieomal w centrum miasta, gdzie mieszkam i pracuję, wygląda to zawsze trochę inaczej. Słysząc o nadciągających mrozach postanowiłem zabezpieczyć wodociąg. Wyjeżdżając na budowę w sobotę 20 listopada rano nie byłem już pewien czy zdążyłem. Na peryferiach było wyraźnie zimniej i leżało sporo śniegu. Na budowie oczywiście też była spora warstwa. Jak tylko podjechałem ekipa poinformowała mnie, że wodociąg zamarzł, ale zdołali go jakoś odmrozić. Na kolejne noce był już obłożony wełną mineralną, ale niestety jeden z zaworów dostał po uszach i mocno przepuszcza :(

 

Wdrapałem się na strop. Gruba warstwa śniegu i lodu nie nastrajała mnie optymistycznie. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że świeżo budowany dom już niszczeje :( . Moje codzienne wizyty na budowie wypadają około 16.30 gdy jest już ciemno i działają na mnie depresyjnie :( . Ogólnie stwierdzam, że budowę zaczęliśmy zbyt późno. Teraz wydaje mi się, że budowę należy zaczynać nie później niż 1 sierpnia, a pokrycie dachu skończyć na początku listopada, podczas gdy u mnie dopiero 10 listopada zalali strop.

 

W sobotę (20 listopada) na budowie odbyło się spotkanie "na szczycie" wykonawcy, kierownika i inwestora. Kierownik przedstawił swoje wymagania dotyczące słupków i wieńców, na co wykonawca tylko ciężko westchnął :wink: (conieco o słupkach i wieńcach pisałem już wcześniej).

 

Całe szczęście, że mrozy nie były duże i długotrwałe. Ekipa dodawała do cementu zimobet i wydaje się, że jest OK.

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już nie mogę - kiedy to się wreszcie skończy ...

 

Pusty śmiech mnie ogarnia jak przypomnę sobie moment podpisywania umowy z wykonawcą. Termin zakończenia całego murowania określiliśmy na zapas na 13 listopada, chociaż z jego deklaracji miał to być początek listopada. Z tego wzięły się moje ustalenia z cieślą - miał wchodzić 15 listopada, no i z dekarzem - zaraz po cieśli. Tymczasem mój murarz grzebie się jak mucha w smole i chyba nic go nie zmusi do podkręcenia tempa. Termin wejścia cieśli musiałem przesunąć na najbliższy poniedziałek (29 listopada), cieśla nie protestował na opóźnienie, ale z drugiej strony nie potwierdzał, że może zacząć 29-tego. Wczoraj spotkałem się z nim na budowie. Sprawa niestety nie wygląda najlepiej bo ma jeszcze nie skończoną robotę, więc było mu bardzo na rękę, że budowa nie jest jeszcze całkiem gotowa na jego wejście. Niestety musiałem przystać na kolejny poniedziałek - 6 grudnia.

 

Cieśla pokręcił się trochę po stropie, pooglądał wieniec i kotwy. Podobało mu się, że tak gęsto (na ścianie o długości 9m mam 11 kotw), zauważył też równiutki beton na stropie ponad garażem i parę innych drobiazgów.

Zanim pojechał poopowiadał mi trochę budowlanych historyjek. Otóż całkiem niedaleko mnie budował sobie dom pewien facet. Do murowania zatrudnił ruskich. Całość murowania dogadał na 3800 :o i, jak powiedział mi cieśla, ten dom z betonu komórkowego zrobili mu nawet nieźle. Podobno mieszkali tam na budowie w jakiejś malutkiej szopie, a właściciel zgodnie z kontraktem zobowiązał się ich żywić. Dowoził im jakieś ochłapy z rzeźni, nawet świńskie ryje :o na których gotowali na budowie zupę w kotle...

 

Dodam tylko, że mój wspaniały i terminowy :evil: wykonawca bierze prawie 10 kilozłotych więcej. Wkurza mnie jego cholerne tempo. Nigdy nie dotrzymał żadnego terminu, no chyba, że był to już trzeci z kolei termin na skończenie tej samej rzeczy. Przez niego musiałem zdecydować o zasypywaniu fundamentów bez ocieplenia bo kiedy zdążyłby to psiakrew zrobić :evil: chyba styczniu ???? Wkurza mnie, że nie potrafi roboty ani zaplanować ani potem zrealizować :evil: :evil: :evil:. Jego zespół to razem z nim 5 osób. Było 6, ale jeden młody poszedł do wojska. W tym czasie kończy jeszcze jedną budowę, więc u mnie jest ich najczęściej tylko trzech. Jeden pomocnik i dwóch lepszych. Ten jeden musi im ukręcić towar w rozwalającej się betoniarce i podawać pustaki i cegły na górę. Kiedyś gadał, że mają wyciągarkę, a teraz widzę, że zaprawę wciągają na górę wiadrem ciągnąc je na linie ręcznie. W sumie nic dziwnego, że robota idzie ślamazarnie.

 

Teraz robią ostatni, czwarty etap swoich prac czyli ściany poddasza. Mają zapłacone tylko za dwa z trzech poprzednich bo praktycznie żaden wcześniejszy etap nie został zakończony i pozostają denerwujące poprawki. Z pierwszego etapu brak ocieplenia fundamentu. Teraz to odwołałem ze względu na ogromne opóźnienie i bardzo złą pogodę. W zamian zadysponowałem murowanie kominów z klinkieru ponad dachem czego wcześniej wcale nie mieli w zakresie. Nie ma fundamentu pod schodki wejściowe, ani oczywiście samych schodków, brak dwóch filarów do poparcia zadaszenia nad wejściem. Dolne krawędzie okien parteru nie są domurowane do planowanej wysokości, a tylko do całych pustaków bo tak było prościej no i czas naglił. Nadproże i wieniec koło balkonu muszą być sporo skuwane bo puścił szalunek. Podobnie nie chciało im się pomyśleć i skopali strop przy zakończeniu schodów. Teraz czeka ich kucie zagłębienia na 10 cm głębokości i 90 cm szerokości na samym brzegu stropu przy klatce schodowej. Z bieżącego ostatniego etapu mają do osadzenia jeszcze wszystkie nadproża na poddaszu i wymurowanie części szczytów ponad nimi. Aha - do dachu zrobiony jest na razie tylko jeden komin, a drugi ma tylko pół metra.

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grudzień - czyli sezon budowlany w pełni ...

 

Tak, tak - tytuł kolejnego odcinka to nie żadna przenośnia, ale rzeczywistość, która przerosła wszelkie oczekiwania. Zacznę od wiadomości pozytywnych - murarze wreszcie skończyli :D :D :D :D z czego cieszę się jak dziecko. No, jakbym był drobiazgowy (a nie jestem - chyba, że idzie o kasę :wink: ) to okaże się, że mają jeszcze roboty na tydzień. Najważniejsze jednak, że wreszcie może wejść cieśla. Niestety nie wszystko jest różowe, bo prawdopodobnie wejdzie dopiero w środę (oby tak było, bo jak nie to będzie bieda).

 

Mój wykonawca już przyzwyczaił się, że u mnie nie ma co żebrać o zaliczki, więc gdzieś koło środy zapytał mnie uprzejmie czy jak w piątek zakończy prace na poddaszu to dostanie kasę choćby za jeden z czterech etapów. Tu wyjaśnię, że jego prace były podzielone na 4 etapy, a zapłata miała być po zakończeniu każdego z nich. Dotychczas miał zapłacone tylko za dwa etapy bo strasznie się guzdrał, a z każdego etapu pozostawały mu niezakończone drobiazgi. Właśnie te drobiazgi były dla mnie pretekstem do niepłacenia. Oczywiście wykonawca chcąc dostać kasę zamierzał już wcześniej porzucić prace na poddaszu (najważniejsze dla mnie ze względu na cieślę) i zająć się tymi niewykonanymi drobiazgami z etapu parteru, ale zawarłem z nim aneks do umowy, w którym zagwarantowałem mu, że nie będę liczył kar umownych, ale POD WARUNKIEM, że najpierw zakończy prace na poddaszu. Powstał więc bardzo korzystny dla mnie układ: wykonawca dostał dopiero połowę kasy chociaż miał prawie skończony dom :D.

 

W związku z tym w piątek późnym popołudniem pojechałem na budowę skontrolować czy zrobił wszystko co obiecywał. Pomimo ciemności od razu zauważyłem na budowie PORZĄDEK :o . Piszę o tym dlatego, że byłem autentycznie zaskoczony. Do tej pory standardem były porozwalane worki po cemencie, deski najeżone gwoździami, wszędobylskie gwoździe, druty wiązałkowe, porozrzucane palety, porozwalane cegły i pustaki - słowem SAJGON. Nie potrafię opisać zdumienia, że palety leżały elegancko na kilku stosach, deski i ich odpady na jednej kupie, śmieci na stosie obok kibla, żadnych porozwalanych cegieł i pustaków. Na dodatek pięknie posprzątany był również strop. Wykonawca pozbierał z niego odpady zaprawy i fragmenty cegieł. No, a najważniejsze - skończył poddasze. W tej sytuacji nie miałem oporów, aby wieczorem zapłacić mu trzecią transzę.

 

Dzisiaj (w niedzielę) pojechałem na budowę zabijać okna. Moja Małżoncia postanowiła, że tę ciężką pracę wykonamy razem. Odstawiliśmy więc córkę do teściów i udaliśmy się na budowę. Po drodze wstąpiliśmy do Leroya kupić cement, gwoździe, folię do okien i inne drobiazgi. Cement był potrzebny awaryjnie ponieważ skończył się w piątek i zabrakło według naszych obliczeń dosłownie kilku worków. Załadowałem więc do samochodu osiem worków patrząc jak całkiem usiadł mu tył. Pracę na budowie zaczęliśmy ostatecznie dopiero po 13.00. W otwory okienne wstawialiśmy po dwie palety jedna nad drugą. Palety miały długość około 120 cm czyli tyle ile wynosi szerokość naszych okien. Przed wstawieniem palety obijaliśmy ją niebieskawą, ale jednak przezroczystą folią. Aby palety nie wpadły do środka dobiliśmy do nich kawałki desek wystające ponad szerokość otworu okiennego. Z kolei aby nie wypadły na zewnątrz dowiązaliśmy je w kilku miejscach drutem wiązałkowym do gwoździ powbijanych na brzegu okna od wewnątrz. W ten sposób palety zostały solidnie zamocowane i unieruchomione. Ponieważ mieliśmy na budowie wiele innych zajęć (zdjęcia, sprzątanie, poprawienie ocieplenia wodociągu, sprawdzenie wymiarów okien itp) więc zdążyliśmy zrobić tylko 2 okna :( niestety na parterze zostają jeszcze trzy + wielki otwór tarasowy + brama garażowa + tylne drzwi garażu + drzwi wejściowe. Pytanie kto i kiedy zdąży to zrobić :roll: :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź na pytanie kończące poprzedni post była bardzo prosta. Oczywiście to będę ja :D :wink: i zrobię to albo w kolejny weekend albo wezmę dzień urlopu. Natomiast pojawia się kolejne pytanie - jak zabić otwór od drzwi tarasowych o wymiarach 270 x circa aż 250 (z powodu braku warstw wykończeniowych podłogi i przewidywanej skrzyni na roletę) :roll: :roll: :D :roll: :D :roll:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O filarach daszku nad wejściem

 

Jeszcze w ubiegłym tygodniu kupiłem dwie tuby kartonowe na filary do daszku nad wejściem bo jak twierdził wykonawca "są potrzebne na już". Kupiłem je prawie natychmiast, ale oczywiście wykonawcy się ślizgnęło i postawił oraz zalał je dopiero wczoraj.

 

W sumie tym banalnym kartonowym tubom poświęciliśmy z Małżoncią bardzo wiele czasu. Chodziło mianowicie o to, że nie potrafiliśmy się zdecydować jakie mają być grube. Już wiele tygodni temu jeździliśmy po budowach szukając ganków lub daszków wspartych na betonowych kolumnach. Najpierw oglądaliśmy je z daleka, oceniając na oko czy nie za grube albo za chude, a następnie podkradaliśmy się jak złodzieje :D i mierzyliśmy miarką. Wyszło nam jak byk, że fi 20 są za chude, a 30-ki są za grube. Widzieliśmy też wymiar pośredni - jak nam się wydawało 25 i ten był dobry. Z takim nastawieniem pojechaliśmy do hurtowni. Tam stało koło siebie mnóstwo tub różnej długości i grubości. Już z daleka widzieliśmy te, które będą dobre, podchodzimy i ... okazało się, że to 20-tki. Rozglądamy się dalej i wzrok nasz pada na stojące obok grube kolosy. Napis jednak głosił wyraźnie - to były 26-tki - ale dlaczego one są takie grube :o :o :o. Rety ile nas to kosztowało nerwów - znowu nie mogliśmy się zdecydować. Oczami wyobraźni widzieliśmy a to daszek oparty na grubych potworach :D , a to na komicznych cieniasach :D. W końcu powróciliśmy do pierwotnych ustaleń - mają być "26" i będą dobre. Tu w hurtowni to tylko złudzenie optyczne :wink: :D

 

Tak więc wczoraj dowiedziałem się od wykonawcy, że filary są gotowe. Długo czekałem na ten moment aż będę mógł na własne oczy ocenić jak wyszły, ale na budowę jednak nie pojechałem - po prostu mi się nie chciało. Jeszcze je kiedyś zobaczę. A nawet jak wyszły za grube lub za chude to i tak nic nie zmienię :roll:

 

Wieczorem humor zepsuł mi cieśla. Nie wejdzie w środę tylko w czwartek ^*&$##!!$%&^$!!!!!!! :evil: :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Budowlane stresy i stresiki

 

Pisałem już, że murarze mieli u mnie skończyć 13 listopada, a 15 miał wchodzić cieśla. Murarze mieli obsuwę :evil: i cieśla mógł wejść dopiero 29 chociaż i tak były jeszcze małe braki. Gdyby cieśla nie miał na głowie innej roboty to wszedłby 29 i byłoby OK, ale wolał spokojnie robić inną robotę i przełożył mnie na 6 grudnia :evil:. Kilka dni przed 6-tym zapytałem czy jesteśmy umówieni i już tego nie potwierdzał. Zamiast poniedziałku miał być wtorek :evil:. Później z wtorku zrobiła się środa :evil: :evil: , ale wciąż zaklinał się, że do soboty 13-tego skończy. Pózniej ze środy zrobił się czwartek :evil: :evil: :evil: , a zakończenie prac w poniedziałek.

 

- Dobra, ale ten czwartek traktuję poważnie i w czwartek będę miał dzień urlopu. Tu nic nie będzie się dało zmienić. Ja tego urlopu nie mogę załatwić za pięć dwunasta i muszę być poważny.

- OK - odpowiedział - będzie czwartek.

 

O całym opóźnieniu na bieżąco informowałem dekarza, a dodam, że obaj panowie się znają i często ze sobą współpracują. Z kolei dekarz stale współpracuje z hurtownią, z której biorę towar i umówione było, że towar on sobie odbiera. Moja umowa z hurtownią mówi jasno, że muszę im wpłacić sporą sumkę PRZED dostawą towaru, termin rozpoczęcia prac dekarskich był określony na 6 grudnia.

 

Kiedy w poniedziałek jechałem do pracy zadzwonił dekarz.

 

- Panie Marcinie, dzwonią do mnie z hurtowni, że mam jechać do Pana na budowę i odebrać dostawę dachówek.

- No jak, psiakrew, przecież towar nie zapłacony, nic nie potwierdzone, a na domu nie ma nawet śladu więźby :evil: :evil: :evil: .

- Wiem, ale dzwonią do mnie, że wszystko ustalone z Panem.

 

Szlag mnie trafił i zaraz zadzwoniłem do hurtowni.

 

- Jak to możliwe, że wysyłacie towar? Przecież to nie potwierdzone, a wy nie dostaliście ani grosza wpłaty.

- Ale dziś ma być rozpoczęcie prac - odpowiada piękna pani.

- Jak możecie wysyłać towar bez mojej wpłaty. Powinniście chociaż zadzwonić i się upewnić - przecież nie dostaliście pieniędzy.

- Faktycznie powinniśmy mieć wpłatę, ale trzeba mieć do siebie zaufanie :D - ona na to - próbowaliśmy dzwonić do Pana, ale nie mogliśmy się dodzwonić :D.

- Bardzo ciekawe, dekarz się jakoś dodzwonił :evil:. Ale najważniejsze, że u mnie jeszcze nie ma więźby i dachówka nie może dziś przyjechać.

- Towar już do Pana pojechał :D.

- Proszę odwołać towar, to jest niepoważne. On nie może leżeć na budowie przez ponad tydzień.

- Spróbuję, ale być może jest już rozładowany.

 

Natychmiast zadzwoniłem ponownie do dekarza i pytam gdzie jest i co się dzieje.

 

- Jestem na budowie i jest też samochód z towarem, przywieźli łaty, kontrłaty i dachówkę podstawową. Co mamy robić?

- Jak to co? Oczywiście samochód niech wraca :evil: :evil: :evil:.

 

Już w tym momencie byłem bliski zawału, ale jakoś przeżyłem. Urlop na czwartek miałem już załatwiony. Miałem być przy rozpoczęciu prac ciesielskich, umówiłem się z hudraulikiem na naprawę cieknących zaworów i z wodociągami na montaż licznika. A tymczasem we wtorek wieczorem zadzwonił do mnie cieśla.

 

- Ten urlop to niech Pan na piątek szykuje, w czwartek nie damy rady. Nie będę się już tłumaczył bo wiem, że Pan nie chce tego słuchać.

- Ale ja już mam urlop w czwartek, a nie w piątek - odpowiedziałem spokojnie, ale się aż zagotowałem.

- Transport już umówiony na piątek rano, a skończymy we wtorek i zaraz po mnie wejdzie dekarz.

 

Cóż miałem zrobić. Po burzliwej naradzie rodzinnej postanowiliśmy szukać nowego cieśli. Wieczorem umówiłem się wstępnie, a dziś rano potwierdziłem. Mam już umówionego faceta na poniedziałek i jak cieśla nie wejdzie w piątek to mu "grzecznie podziękuję". Jednak cały misterny plan diabli wzięli. Urlop mam w czwartek i się częściowo zmarnuje. Załatwię tylko naprawę zaworów i instalację wodomierza, a cieśla będzie musiał sobie w piątek radzić sam (o ile raczy przyjść).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Więźba ...

 

Żyłem więc nadzieją, że cieśla wejdzie w piątek 10.12. Kiedy zadzwonił w czwartek wieczorem omal nie dostałem zawału :wink: . Słysząc jego głos już wyobrażałem sobie jaki wykręt znowu znajdzie aby znowu przełożyć rozpoczęcie prac :evil: :evil: :evil:. Tymczasem powiedział:

 

- Przyjadę z drewnem o 6.30, proszę aby był Pan na budowie

- Będę, nie ma sprawy - odrzekłem z ulgą :D

 

Rano o 6.30 byłem na miejscu, cieśla już też był, po chwili przyjechali dwaj pomocnicy, a po kolejnych kilku minutach wywrotka z więźbą. Cieśle zadysponowali gdzie kierowca ma stanąć, podłożyli drewniany stempel i kazali kiprować. Skrzynia ładunkowa podjechała w górę, a drewno zsunęło się i oparło o ziemię. Wtedy kierowca zaczął podjeżdżać do przodu. Po chwili zatrzymali go znowu i podłożyli kolejny stempel. Kierowca ponownie ruszył i po chwili drewno z potwornym łoskotem wylądowało na ulicy. Cieśle zabrali się do wnoszenia go za ogrodzenie, a ich szef zadysponował rolkę papy na zaraz, a gwoździe i śruby zamkowe na jutro. Tak sobie cieśla dłubał i dłubał, pogoda mu sprzyjała i w środę skończył wszystko bez zastrzeżeń, zainkasował sianko i zniknął.

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O domu obok ...

 

Pisałem już chyba, że niedaleko mnie buduje się inny dom. Otóż budowa ta rozpoczęła się jakieś 3 tygodnie później od mojej i początkowo wyglądała bardzo niepozornie. Wydawało mi się nawet w pierwszej chwili, że będzie to budowa systemem godpodarczym czyli inwestor przy pomocy teścia i szwagra. Szybko okazało się jak bardzo się myliłem 8) Pracowała tam silna ekipa. W efekcie strop mieli dużo wcześniej niż ja, dach mają zakończony już od 2 - 3 tygodni. W ubiegłym tygodniu powstawiali okna. Wygląda więc, że budowa zaczęta 3 tygodnie później wyprzedziła moją o jakieś 4 tygodnie. Dlaczego nie dane mi było trafić na taką ekipę? :roll: :( :roll: :(

 

Ludzieeeeeeeee - ja tych moich muarzy to bym udusił :evil: :evil: :evil:

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DZISIAJ BĘDZIE TROCHĘ ZDJĘĆ

 

Widok domu od frontu w początku grudnia. Są już z grubsza ściany szczytowe. Na dwóch szczytach widać jeszcze szalunki od wylewanych poduszek betonowych, w których osadzone są kotwy do mocowania płatwi kalenicowej. Widać także ile mam wieńców, o których pisałem już wcześniej. Otwory okienne z prawej strony są przeznaczone na luksfery bo niestety do sąsiada mam tylko 3 metry. foto 301 (około 85kB)

 

Inne ujęcie domu od frontu. Elewacja widoczna z lewej strony (północna) jest również od ulicy (działka jest narożnikowa). foto 302 (około 72kB)

 

Na poddaszu. Widok w kierunku ogrodu. Oba pokoje od strony ogrodowej mają drzwi prowadzące na balkon. foto 310 (około 82kB)

 

 

Na poddaszu. Widok w kierunku frontu domu. Z lewej strony za kominem ma być łazienka, a z prawej kolejny pokój. Z prawej strony komin od kominka planowanego w "salonie" na dole. Jest to oczywiście również komin wentylacyjny. Na pierwszym planie będą schody. Zaraz za otworem na klatkę schodową widać (trzeba się przyjrzeć) przejście do pokoju nad garażem. foto 312 (około 69kB)

 

Zdjęcie z 14 grudnia. Więźba w trakcie budowy. Widok od strony ogrodu. Na balkon prowadzi elegancka drabinka zrobiona przez cieśli. Przez dłuższy czas omijałem ją szerokim łukiem i na poddasze wchodziłem po rusztowaniu na klatce schodowej, ale w końcu się przemogłem. foto 314 (około 50kB)

 

Oto moja "duma" :D :wink: :D :wink: :lol: - płatew podpierająca mniejszy dach w miejscu gdzie wchodzi on w większy. Płatew przechodzi nad klatką schodową. Ma długość 5,6 metra i wspiera się na dwóch słupach oddalonych od siebie o nieco ponad 3 metry. Przekrój płatwi to 18 x 24 !!!!!! Waga sporo ponad 100 kilogramów. Słupy 16 x 16. foto 318 (około 46kB)

 

Oto pokój nad garażem. Czaję się aby w nim urządzić gabinet. Niestety będzie miał tylko okna połaciowe :( z lewej strony będą luksfery, albo dziurę się całkiem zamuruje. foto 320 (około 69kB)

 

To obraz kompetencji moich murarzy :evil: :evil: :evil:. Nie pomyśleli aby zawczasu zaszalować ostatni schodek schodów, a później musieli wykuwać japę w betonie. Nadal im się wydaje, że jest dobrze, ale nie jest. Trzeba japę pogłębić o co najmniej 4 centymetry. Życzę im powodzenia :D :wink: Widać także słup podpierający podciąg. Słup wypada już w naszym "salonie". Wejście na schody prowadzi między widoczną ścianą z pustaków a słupem i ma około 90 cm w świetle. foto 321 (około 61kB)

 

Komin wentylacyjny i od kominka. foto 323 (około 51kB)

 

Połączenie dachu mniejszego z większym. Na mojej ulubionej płatwi 18 x 24 opiera się belka kalenicowa dachu mniejszego 14 x 20, a z boków ukośnie dwie krokwie koszowe 12 x 20. Malutki słupek to 14 x 14. foto 324 (około 54kB)

 

Front przed domem widziany z poddasza. Za płotem widać szambo sąsiadki. Obok ciemnozielona skrzynka elektryczna (nasza wspólna). Obok otwarta prowizorka, a obok niej tablica informacyjna budowy. Widać też przechodzoną betoniarkę "moich" murarzy, a na pierwszym planie filar (jeden z dwóch) daszku nad wejściem. foto 325 (około 97kB)

 

Z lewej strony szef cieśli, z prawej drugi cieśla. foto 331 (około 73kB)

 

Oto zabezpieczenie wodociągu (RYDZU - wiem, że nie mam się czym chwalić :D ). To rozwiązanie "pasywne", o jakiejś grzałce jeszcze pomyślę :D :D foto 333 (około 76kB)

 

To najnowsze zdjęcie z budowy, ale już nieaktualne. Tu więźba nie była jeszcze skończona. Między innymi brak też daszku nad wejściem. foto 335 (około 85kB)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozstanie z murarzami - nareszcie ...

 

Według umowy moi murarze mieli skończyć 13 listopada, ale niestety odrobinkę im się omsknęło :D i w efekcie skończyli 23 grudnia 8) 8). Pewnie skończyliby dzień wcześniej, ale był taki mróz, że nie mogli kręcić błota (znaczy zaprawy). Natomiast 23 ociepliło się radykalnie i wreszcie wymurowali moje dwa schody wejściowe i wypełnili betonkiem. Pogoniłem ich jeszcze z poprawkami różnych rzeczy niedokończonych albo skopanych i nadszedł wreszcie moment rozstania. Zapłaciłem ostatnią (czwartą) ratę i definitywnie zakończyłem współpracę z panem R.

 

Cały czas się zastanawiam jak oni mogą wychodzić na swoje, mając tak żenujące tempo prac. Niby mieli jednocześnie dwie budowy, ale mimo wszystko. Porównałem ich sobie z cieślami. Cieśle pracowali u mnie niecałe 5 dni i skasowali około 2700 (było ich na trzech). Murarze pracowali u mnie 16 tygodni czyli około 110 dni. Było ich u mnie na ogół 3 chociaż cała ekipa liczy 5 osób dzielonych w zależności od potrzeb na obie budowy. Gdyby mieli podobne stawki i wydajność jak cieśle to powinni zarobić u mnie ponad 50 tysięcy, a tymczasem dostali coś koło ćwierć tej kwoty...

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stan surowy prawie zamknięty

 

Cieśle pracowali przy dobrej pogodzie, ale zanim wszedł dekarz złapał mróz i napadało trochę śniegu. Tak więc już po raz drugi na stropie miałem około 10 cm śniegu - za pierwszym razem było to w drugiej połowie listopada wkrótce po wykonaniu stropu. W środę przed świętami dekarz skończył zamykanie budynku folią. Bardzo odetchnąłem bo właściwie jest to jakieś zabezpieczenie budynku. W czwartek wygarnąłem śnieg z mojego przyszłego domu i od tego momentu zaczyna się suszenie murów, stropu i więźby. :D :D :D

 

Zabijanie okien zacząłem już na początku grudnia, ale musiałem przestać bo okazało się, że genialni murarze zrobili za nisko parapety. Później zabijałem okna i drzwi balkonowe jeszcze w czwartek i w piątek (wigilia). Na dzisiaj (poniedziałek) został wielki otwór na drzwi tarasowe o szerokości 270 cm. Mniejsze otwory (okna) zabijałem wstawiając palety obite folią albo ramki z listew również obite folią. Ramy i palety przygotowywałem na podłodze, a następnie już obite folią wstawiałem w okna i klinowałem ze wszystkich stron. Natomiast dwoje drzwi balkonowych o szerokości 150 na poddaszu robiłem już inaczej. Wewnątrz otworu zbijałem ramy (z łat pozostałych po dekarzu) starannie je dopasowując i klinując. a folię przybijałem już do umocowanych ram.

 

Dzisiejsze zabijanie drzwi tarasowych 270 x 255 to była naprawdę twórcza robota ciesielsko - budowlana :D :D :D :D. Na dół poszły kawałki krokwi, a na boki i na górę deski szalunkowe. Wszystko zrobiłem całkiem sam, a wymagało to pokombinowania bo nikt nie mógł mi nic przytrzymać. W sumie wypełniłem otwór konstrukcją ramową dzieląc go na osiem części. Wszystkie deski są pomocowane na wcisk (zrobiłem to tak, że prawie nie używałem piły) i solidnie pozbijane gwździami.

 

Powiem Wam, że takie wbijanie 8 i 12 centymetrowych gwoździ w deski i belki to dla inteligenta wielka rozrywka i satysfakcja :D 8) :D 8) :lol: Nie jestem ekspertem od bicia gwoździ, ale wcześniej przyglądałem się jak robili to cieśle. Właśnie wtedy zauważyłem ze zdziwieniem, że gwoździe można wbijać również na ukos :o :o :o. Dzisiaj mogłem to sobie praktycznie poćwiczyć.

 

Po skonstruowaniu ośmioczęściowej ramy w całym otworze tarasowym nadeszła dla mojej konstrukcji chwila prawdy. Stojąc poza budynkiem zacząłem przybijać deski poziomo rozpoczynając od dołu. Oczywiście cała rama mogła od uderzeń wpaść do środka, ale nic takiego się nie stało. W sumie cała rama nawet nie drgnęła mimo, że przybijając deski zdrowo tłukłem młotem. Deskami zabiłem nieco ponad połowę wysokości otworu, a górną część zamierzam zabezpieczyć folią aby we wnętrzu było jaśniej.

 

cdn ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...