Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Murator 7/04


Recommended Posts

Jest niedaleko siedlisko do kupienia. Stan do kapitalnego remontu. Ale co to dla forumowiczów. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok temu robiłem tam zdjecia, bo moja znajoma zamierzała to kupić ale z pewnych powodów - brak kasy zrezygnowała. Nie jestem pewien, czy mam te zdjecia.

Może przejdziemy na priv?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A artykuł o budowanie na wsi powinien mieć tytuł "Mieszkać w Warszawie czy pod Warszawa", przynajmniej taki jest wydźwiek tego artykulu... no cóż widać W-wa nie widzi różnicy między W-wa a resztą Polski :D :D :D

 

To nie jedyny „grzech” tego tekstu. Przeczytałam go bardzo uważnie i nasunęło mi się kilka istotnych uwag. Może warto byłoby je potraktować jako polemikę do artykułu:

 

Odniosłam wrażenie, że koronnym argumentem przemawiającym za tym, aby wybrać działkę brzydszą, ale bliżej dużego miasta (Warszawy choćby, co wyraźnie sugeruje artykuł), jest konieczność dowożenia dzieci do szkoły i wszelkie zajęcia dodatkowe – rola kierowcy, jaka zostaje przydzielona rodzicowi, czy też obojgu rodziców. Cóż, argumenty autora jakoś niezupełnie trafiły mi do przekonania. Dlaczego? Od ponad 30 lat mieszkam w małym miasteczku na południe od Warszawy. Do centrum Warszawy mam 17 km, do miejsca, w którym zamieszkam lada moment mam 12 km (do Warszawy 29). Z własnego doświadczenia wiem, że pokonanie tych 12 km w jedną i 17 km w drugą stronę różni się zasadniczo. Oczywiście na minus jeśli chodzi o kierunek na północ – do Warszawy. Problemem jest bowiem nie tyle podróżowanie, co podróżowanie po Warszawie. Warszawa (a także miasta takie, jak Wrocław, Kraków, Gdańsk itp. – duże centra), są dziś po prostu niemal nieprzejezdne w godzinach szczytu. Czy to znaczy, że mieszkając na Mokotowie nie powinnam szukać pracy na Pradze? Czy takie podejście do tematu jest w ogóle realne w dzisiejszych czasach? Ilu wśród budujących jest specjalistów, którzy szukają rynku zbytu na wykonywaną przez siebie pracę jedynie w odległości „rzutu kamieniem”?

 

A dzieci? Czy to prawda, że ktoś, kto zdecyduje się na zamieszkanie w pewnej odległości od dużego miasta jest z góry skazany na posadę szofera u własnych dzieci? Czy poziom szkół wiejskich, szkół z małych miasteczek i szkół z dużych miast różni się tak bardzo? Moja córka, obecnie studentka 3-go roku Biotechnologii UW, była uczennicą szkoły podstawowej w małym miasteczku. Po ukończeniu tej szkoły, bez wielkiego wysiłku, zdając egzamin w przewidzianym terminie, stała się uczennicą I Liceum im. Stefana Batorego – jednej z najbardziej cenionych, renomowanych szkół warszawskich. Jak widać, wiedza jaką zdobyła w małomiasteczkowej szkole podstawowej okazała się wystarczająca, aby zostać uczennicą w „Batorym”. Razem z nią do tej samej szkoły dostało się jeszcze 2 innych uczniów (wszyscy, którzy zdecydowali się na wybór tego liceum) z równoległych klas ósmych. Nie był to więc także pojedynczy, przypadkowy sukces. W samym miasteczku także jest liceum – nie trzeba jeździć do Warszawy, aby zostać licealistą. I to właśnie uczennica tego liceum okazała się być najlepszą studentką wybranego przez moją córkę kierunku studiów.

 

Poziom edukacji, jaką zdobywają dziś nasze dzieci nie jest jedynie zasługą szkół i nauczycieli. Nigdy zresztą chyba tak nie było. Podstawą sukcesu edukacyjnego i wychowawczego jest bowiem rodzina. To świadomość wagi tej edukacji powoduje, że rodzice zwracają, bądź nie zwracają uwagi na to, jak uczą się ich dzieci i czy w ogóle się uczą. Nie da się przerzucić odpowiedzialności za wykształcenie naszych dzieci na kogoś innego. Szkoła jest tak samo zła i tak samo dobra w dużym mieście, jak i na wsi. I tu, i tam spotkać dziś można nauczycieli, którzy wiedzą co robią, i nauczycieli, którzy nigdy w tym zawodzie pracować nie powinni. Dostęp do komputera - Internetu, do książek, do rodziców, którzy wyjaśnią znaczenie słowa „niekompetentny”, „karnisz” czy „alternatywa” jest dziś wszędzie takim samym luksusowym dobrem. Fakt, że mieszka się w Warszawie, wcale automatycznie nie przesądza o tym, że „nie wyhodujemy” analfabety funkcjonalnego. Marginalnie w tej sytuacji wygląda dodatkowa uwaga, że dziś 80 – 90% nauczycieli szkół ma wykształcenie wyższe. Także i wiejskich nauczycieli.

 

No dobrze, a co z zajęciami dodatkowymi? Co z randkami? Zajęcia dodatkowe, jak sama nazwa wskazuje powinny być jedynie uzupełnieniem życia ucznia. Dziś wielu rodziców, ambitnych rodziców, skazuje się na niesłychaną udrękę starając się zapełnić dzieciom dni dodatkowymi „atrakcjami” , wypełniającymi im czas od rana do wieczora. Najpierw wiezie się więc dzieci na lekcje języka obcego, czasem dwóch, potem jest basen, taniec, jazda konna, a może gdzieś po drodze zmieszczą się lekcje muzyki, malowania, zajęcia teatralne. A gdzie jest proszę Państwa czas na dzieciństwo? Gdzie są te chwile spędzone z brzuchem na podłodze, kredkami przed nosem, w ogrodzie na wyrywaniu „rumianków”, obrywaniu liści agrestu, lepieniu „pączków” z piasku i wody? Gdzie czas na pobycie samemu ze sobą, na odrobinę luzu, lenistwa, pracy własnej wyobraźni? Czy wychowywanie dzieci to dziś „przygotowanie do wyścigu szczurów” ? Może warto jest trochę przystopować. Na całym świecie wśród państw o wysokim stopniu rozwoju obserwuje się ucieczkę od takiej „szczurzej zabawy”, ludzie szukają możliwości wykonywania pracy w domu, buntują się przeciw życiu w nieludzko lojalnej (czytaj: niewolniczej) postawie wobec pracodawców. Może coś w tym jest?

 

No dobrze, a randki? A randki to indywidualna sprawa naszych pociech. Na randki chodzi się w takim czasie i w takim wieku, kiedy samemu można pojechać i wrócić. 14-latek nie musi wracać do domu o północy. Śmiem twierdzić, że w dzisiejszych czasach godzina jego powrotu powinna być podyktowana względami bezpieczeństwa. Moja córka, odbywająca takie randki w Warszawie, sama uregulowała sobie godzinę powrotu wyznaczając ją na czas zmierzchu (latem później, zimą wcześniej). Nie wyobrażam sobie, że miałabym ją na takie randki wozić. Mnie także nikt nie woził, a Państwa ktoś woził na spotkanie z chłopakiem/dziewczyną?

 

No dobrze, ale pozostaje przecież dojazd do pracy. To fakt, do pracy trzeba dojechać. Zwykle jednak dojechać do niej trzeba i mieszkając w dużym mieście i na wsi. Na ogół także nie mamy jej tuż pod nosem. Nie wszyscy są takimi szczęściarzami. Komunikacja podmiejska wcale jednak nie jest też taka zła, jakby się wydawało. To prawda, autobusy podmiejskie kursują zwykle rzadziej niż miejskie. Ale też dopasowanie się do tej częstotliwości nie jest aż tak kłopotliwe. Coraz więcej małżeństw dysponuje również dwoma samochodami bez względu na to, gdzie taka para mieszka. Ilość benzyny zużyta na jazdę na trasie Warszawa – "miasteczko" nie jest wcale większa ta, jaką trzeba spalić jadąc z Ursynowa na Bemowo (zwłaszcza w godzinach szczytu). Są także wreszcie i inne rozwiązania – choćby gaz. U coraz większej gromady moich znajomych, którzy decydują się na dwa samochody, przynajmniej jeden z nich napędzany jest gazem. Koszt przejazdu na takiej trasie spada wówczas z 1000 na 400 zł miesięcznie. Nie każdy z samochodów musi mieć także 2 l pojemności silnika! To gruba przesada – wystarczy jeden taki samochód w rodzinie.

 

A lekarz? A tak, lekarz. W naszej najbliższej rodzinie jest osoba, która od kilku lat boryka się z bardzo poważną chorobą, śmiertelną chorobą. Ale myliłby się ktoś, kto uznałby, że z tytułu zamieszkiwania w tak dużym „centrum medycznym”, jakim jest stolica, osoba ta ma cokolwiek z tego tytułu ułatwione. Albo trzeba się do specjalisty zapisać i grzecznie poczekać (dwa miesiące na przykład), albo po prostu zapłacić wybierając prywatną diagnostykę.

 

Argumenty za, lub przeciw można mnożyć. Nie da się bowiem ukryć, że autor artykułu w wielu miejscach, powtarzając za prof. Tishnerem, podaje „świętą prawdę”. Ale w zestawie „prawd” by Tishner istnieją jeszcze dwie inne prawdy i gdzieś tam głęboko we mnie tkwi przekonanie, że moja polemika może być skwitowana drugą z nich – „tyż prawda”. I tego mi właśnie w całym tekście zabrakło: obiektywizmu składającego się ze „świętej prawdy” i „tyz prawdy”. Obiektywizmu, który będzie w wyborach i budowie towarzyszył 80% „muratorów” zastanawiających się nad: ładnie i dalej, czy byle jak i bliżej, szkoła na wsi czy w mieście, zajęć dodatkowych 2 godziny czy 6, wydatki na samochód czy transport podmiejski itd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że sporo osób poruszył artykuł o budowaniu na wsi. Mimo iz redakcja przypisała mi słowa Ewuni z dwóch postów oprócz moich i "zaszufladkowała" na przeciw wcale nie jestem przeciwna tym inicjatywom.

Ale wcale nie odebrałam tego artykułu jak inni forumowicze, że wieś jest "be". Marzanka ma swoje racje i wcale nie mam zamiaru z nia polemizować. Wg mnie artykuł ten miał za zadanie sprawić wszystkim chetnym do emigracji na wies zimny prysznic i uswiadomić te gorsze, bardziej uciążliwe strony wiekszej odległości od miasta.

Jesli znamy wszystkie za i przeciw danej sytuacji, możemy swiadomie i dojrzale dokonywać wyboru. Jesli jestesmy w stanie zmierzyc sie z wadami - zalety stana sie wielokrotnościa. Gorzej gdy o wadach dowiadujemy sie post factum i nic nie możemy juz na to poradzić.

Dlatego uważam, że taki artykuł może niektórym ślepo zakochanym w wiejskiej sielance uzmysłowić sobie trudności, które ich czekaja.

Poza tym są inne sytucje - budowa w sąsiedniej gminie, na przedmieściach miast, gdzie trudno mówić o ewidentnej wsi. Po prostu troche dalej od centrum. I nie licytujmy sie o kilometry - często 10 km od granic miasta jest o niebo wiekszym problemem niż 25 km między dzielnicami w wielkim miescie.

A jeśli mieszkamy czy budujemy "na wsi" i mamy sie dobrze - to chwała nam za to, bo potrafimy zmierzyć się z tym gorszym a napawać sie dobrem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marzanko,

Kupiłem wprawdzie 7 nr Muratora jako pierwszy, ale nie miałem okazji przeczytać. To o czym piszesz to tak jak byś mi z ust wyjęła. Podpisuje się pod Twoim tekstem rekami i nogami. :) Ponieważ dzieci nasze już się usamodzielniły (prawie) o mieszkaniu na Mazurach myślimy pod kątem bycia emerytami. Taniej i przyjemniej niż w Warszawie, choć zimą może być "ciekawie".

Ale dożucę kilka zdań na temat opieki lekarskiej. Na początku maja moja żona miała na Mazurach wypadek. Pojechaliśmy do szpitala w Giżycku. Konieczna była operacja. Lekarz, bardzo sympatyczny, stwierdził: "To jedziecie państwo do Warszawy". Moja żona spytała: "A tu nie mogę być operowana?"

Operowana była w Giżycku. Takiej opieki ze strony lekarzy, pielęgniarek i salowych to życzył bym każdemu we wszystkich szpitalach. I opieka nie była dlatego, że warszawiance zachciało sie poleżeć w powiatowym szpitalu. To standard. Prawie codziennie ordynator robił w nocy inspekcje na oddziale. Każdy chory traktowany był tak jak powinien być traktowany chory w szpitalu. Wielkie brawa dla giżyckiego szpitala. Nie należy się bać "prowincji".

I jeszcze słówko o samochodach. Od wielu lat jeżdżę samochodami z silnikiem diesla. Koszt paliwa na 100 km jest taki sam jak gazu, a w bagażniku mam duuuużo więcej miejsca.

Pozdrawiam wszystkich i "miastowych" i "wsiowych"

Tomek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Budować - czy na pewno na wsi?

Wybrałem mieszkanie w domku blisko lasu z pełną świadomością konsekwencji (dojazdy). Ale niech nikt mi nie mówi, że będę przeklinał swoją decyzję, bo na dzień dzisiejszy wolę się pocić przy budowie własnego domu niż szlifować bez sensu miejskie bruki czy wylegiwać na tapczanie...

Na wsi bo tania działka - moja była za darmo, bo ta ziemia należała do rodziny od kilku pokoleń...

Codzienna łamigłówka - dwa samochody, nie inaczej oraz trzy komórki... tj. jedną trzeba kupić dla mnie bo córka i żona już mają...

Dojazdy można będzie bez problemu tak dograć, aby z niczego nie rezygnować... (DO miasta ja - 5.00, żona i córka 7.00, POWRÓT z miasta żona 15.30, ja 17.00 lub później...). Dojazd w jedną stronę ok.30min.

Wieś nie dla ubogich - koszty uzbrojenia działki całkiem przyzwoite, jeżeli chodzi o ,,zeszyt do matematyki" to moja 11-letnia córka podaje często lekcje kolegom i koleżankom przez gadu-gadu...

Brak czasu na wsi ??? No cóż, najmniej czasu na wszystko z moich obserwacji mają... bezrobotni,

Zbyt zmęczeni by się cieszyć? - nie obserwuję takich objawów u rodziny mieszkającej na wsi...

,,czas nauki i życie na wsi w ogóle nie idą w parze" - tzn co? na wsi mieszkać mogą tylko ćwoki, którym nie jest potrzebna szkoła ???

Sam mieszkałem na wsi w czasach szkoły podstawowej, do liceum dojeżdżałem do miasta, z randek wracałem często piechotą kilka kilometrów, nawet w czasie godziny policyjnej...i pięknie to wszystko wspominam!!!

Działka w skupisku nowych domów - mądra idea, wśród naszych sąsiadów jest nawet rodzina (trochę ,,dalsza", ale zawsze)

Bliskość komunikacji zbiorowej - przed 18-tu laty miałem okazję być na praktyce studenckiej w RFN pod duńską granicą i wiecie co mnie zaskoczyło? Tam nie jeździły autobusy !!! Tylko dwa na dzień !!!

A ludzie żyli na tej wsi bez większych trosk...

Mały dom, mała działka - działka do 1000m2 i dla mnie wydaje się być optymalna, ale uciekając z bloków (nawet tak ładnych jak na moim osiedlu) chce się mieć więcej miejsca w domu... 150m2 netto to jak dla mnie trochę za mało...

Szkoła - córka będzie miała do wyboru: dojazd do liceum autobusem 12km lub samochodem z żoną... chyba już wybrała sama.

Pamiętaj o ideałach - nigdy o nich nie zapominam...

Buduję tam, gdzie buduję również dlatego, że ,,TAM JEST ŁADNIE"...... :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę Drodzy Forumowicze, że temat "wiejski" strasznie Was poruszył. Przyznam się, że mnie on również zaskoczył ale z trochę innych względów. W pierwszej chwili rzeczywiście można odnieść wrażenie, że powód dla którego powstał ten artykuł jest taki, że Autor kupił apartament w Warszawie i próbuje udowodnić sam sobie, że dobrze postąpił. Wydaje mi się jednak, że miało to być swego rodzaju memento. Tym bardziej cenne, że wychodzące z pisma które w tak wielu z nas obudziło potrzebę budowania i rozpaliło naszą wyobraźnię. W moim odczuciu ma to być zachęta do chłodnego rozpatrzenia wszystkich "za" i "przeciw" przed podjęciem decyzji o budowaniu. Sami najlepiej wiecie, że jest wielu ludzi, którzy w otoczeniu "wiejskim", ze wszystkimi opisanymi problemami nie będą czuć się dobrze. Zawsze powtarzam zachwyconym gościom, gotowym zaczynać budowę "gdziekolwiek" i natychmiast, że dom to nie jest żaden fetysz, jedyny cel w życiu. I nie chodzi o tych kilka lat trudów i wyrzeczeń związanych z budową lecz o prozę życia w tym nowym wyśnionym domu. Czy na pewno tego potrzebujesz i czy będziesz się tam dobrze czuł.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od paru lat wyjeżdżam w jedno miejsce w każdy weekend. Najpierw od 8.00 pracochłonne pakowanie kanapek, rzeczy dla dzieci, krzesełek, parasola, grilla, wody (kawa) maszynki do gotowania (a nuż się nam zachce tej kawy czy wody), peklowanie mięsa na grilla (uwielbiamy dobre tłuste jedzenie :oops: ), zabawki etc.

Nienawidzimy miasta szczególnie od wiosny do jesieni. Jak jest chłodno pakujemy rowery na dach i jedziemy właśnie w to miejsce.

No więc kupiliśmy tam właśnie działkę i będzie tam nasz dom - skończą się nareszcze te weekendowe wyjazdy - zamist tego będziemy pracować w ogródku albo robić tego grilla na tarasie. Dzieci będą miały wszystkie zabawki w pokoikach albo na swoim placu zabaw a nie w plecakach albo w samochodzie.

Okazuje się że miasta nie potrzebujemy - we wsi obok jest dobra szkoła, na basen będzie blisko, a jak trzeba będzie jeździć do np. jakiejś szkoły muzycznej czy na inny język - to się będzie jeździć, trudno, mieszkając w mieście też się jeździ z dziećmi w różne dziwne miejsca.

Będziemy jeździć 20 minut dłużej w jedną stronę.

Dzieci będą wychodzić do szkoły 0 7.40 bo o tej godzinie przyjeżdża gimbus do wsi.

Nie widzę więc jakichś strasznych problemów wynikających z mieszkania na wsi.

Być może ja podejmę trudną decyzję rezygnacji z dobrej i stabilnej pracy na etacie żeby żyć normalnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dopiero teraz to trafiłam, a artykuł o mieszkaniu na wsi też bardzo mnie poruszył. I zaskoczył. Zazwyczaj wypowiedzi w Muratorze na różne kontrowersyjne termaty miał charakter wyważony.... a tym razem ten nastroił mnie minorowo. Przyznam, że artukuł w połączeniu z depresją budowlaną jeszcze pogłębił moje zniechęcenie do budowy. To mąż zaczął polemizować z jego tezami, wskazywać, że trudności mieszkania na wsi nie dotyczą naszej rodziny bo to i tamto....inne uwarunkowania.... itp

Przyznam tylko, że w moim odczuciu był to pierwszy artykuł z zachwianą równowagą argumentów na rzecz jednego z poglądów. Szkoda, że moje wybory związane są z tą "przegraną" opcją...

Pozdrawiam,

gaga2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Żonka przeczytała artykuł z 7/04 Muratora o podsumowujący tą ankietę Gdzie budować i mieszkać: w mieście czy na wsi? I ...

jest wciąż pełna obaw a ten artykuł to "jest jak o nas" powiedziała. Wszystkie problemy nas dotyczą.

Jako pierwsi zaczynamy, żadnych sąsiadów, pusto, cicho, 20 km do Skweru Kościuszki w Gdyni, ciągłe życie w samochodzie, w przyszłości dzieci i ich szkoły ... Jestem zły, że ten artkuł się ukazał. Zdołowaliście mi Żoneczkę na całego. Aż się pokłuciliśmy :oops: (ale tylko na chwilę :p ).

Już lepszy byłby artykuł "dlaczego nie warto mieszkać w mieście" a nie ten, który dołuje właśnie takich jak my inwestorów budujących się na wsi.

Wiem, że za kilka lat to wszystko się zmieni i w najbliższej naszej okolicy wyrosną następne domki i będzie dużo lepiej ale teraz szukam wszelkich artkułów i dobrych słów by podtrzymać nas na duch w tak cięzkim zadaniu jak budowa na wsi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Za rok wyprowadzam się na wieś. Do gminy 6 km przez las - 10 min, do powiatu 25 km - pół godziny. Las pod nosem, jezioro niedaleko, korków zero, tłumów żadnych, koszty utrzymania niższe. Tylko do Warszawy daleko... 3,5 godziny jazdy.

Bravo Tomasz, przyszły Krzyżaku. A to co przeczytałem od Szanownej Marzanki chyba wydrukuję i oprawię w ramkę aby moja kochana Żoneczka (i ja) w chwilach zwątpienia mogła poczytać.

Co się zaś tyczy płytki to dziwne, że jedni ją dostają a drudzy nie. Ja jej nie potrzebuję ale może wszyscy, nawet Droga Redakcja, próbują oszczędzać :wink: . Żartowałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...