Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 386
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

DZIENNIKOBAZGRÓŁ

fragmenty z przeszłości

*

. Ostatnio co raz częściej myślę o przeprowadzce do miasta . Ile życie byłoby łatwiejsze ... ach się rozmarzyłam : ranki spokojne , wszędzie blisko , oszczędność na paliwie , życie w zasięgu ręki . A tak ... wyjazd na zakupy prawie równy rangą z wyprawą na himalaje – w szczególności jak się walczy ze zbuntowanym samochodem .

Mój się buntuje ostatnio bardzo regularnie – w ciągu dwóch tygodni średnio co trzy dni . W przypływie emocji , które delikatnie określając można zaliczyć do desperackich skopałam go po laczkach – no, znaczy się zwyczajnie mówiąc potraktowałam koła mojego różanego pojazdu czubkiem ulubionych szpilek . Nawet nie mruknął – gbur jeden . A tak go prosiłam , by zakręcił choć jeden obrót silniczka ... miałam napięty plan zajęć , nie mogłam odpuścić . Nic jednak po czułym spotkaniu gumowych zaokrągleń z urokiem mojego kobiecego obuwia nie wynikło . Różane cudo stało nie wzruszone . Cholerny świat ! życie jest jak papier toaletowy ... i nie bynajmniej ten z motylkami co pachnie - tylko szary i szorstki ...

To było cztery dni temu . A wczoraj zgodnie z regułą , bunt na okręcie zwanym samochodem rozwinął się w innym kierunku . I owszem - odpalił ( w końcu nie miał innej możliwości , skoro uruchamiam go na wszelki wypadek co cztery godziny ) . Ale jako , że lubi być sobą – nie obeszło się i tym razem bez niespodzianek . W sumie , zawdzięczam to chyba tylko sobie ... i w zasadzie nie powinnam zganiać tego na złośliwość przedmiotów martwych - ale na kogoś muszę , bo przecież nie powiem , że jestem blondynką ! Przez noc napadało śniegu aż miło , radocha dla dzieciaków – dla zmotoryzowanych mniejsza , ale co tam ... nie mnie martwić się tym przecież - jednak wszystko do czasu ... i tak było i tym razem . Jako kobieta o określonym kolorze włosów wsiadam sobie za kierownicę myśląc o tym , by jak najmniej pomoczyć rękawki od płaszcza ( w końcu kosztował nie mało ... ) przy odgarnianiu białego opadu –coś mi szepcze diabelsko w ucho : włącz wycieraczki ... No , nie trzeba mi powtarzać nigdy dwa razy niczego , co wiąże się z wygodą – pstryk ! I lecą po szybie ... no , lecą to troszkę przesadzone . Raczej przesuwają się ruchem muchy utaplanej w smole , by po chwili stanąć w połowie zdziwionej szyby na pół odkrywając moją nie mniej zdziwioną facjatę . Rety ! – przeleciało mi przez głowę mrożną myślą , ale nie ! – próbuję jeszcze raz przesuwając wajchę : ani drgną ! Stoją wryte i glapią się na mnie nie mniej zrozpaczone niż ja ... Koszmar ! Jak mam jechać w trasę ponad sto kilometrów przy takiej pogodzie bez sprawnych wycieraczek ? Ja się zabiję ... brakuje mi już siły na walkę z przypadłościami mojego zaćmionego umysłu - mam nadzieję , że nie spaliłam silniczka . Nie myśląc wiele zmieniam trasę wyjazdu cofając się do wioski wstecz – mam nadzieję , że mechanik jest w domu i coś zaradzi ...

Na szczęście był - choć przywitał mnie raczej mało optymistycznym zdaniem po wysłuchaniu sprawozdania z niekontrolowanych ruchów kobiecych kończyn . Skwitował je krótko :

- Bez elektryka się nie obejdziesz .

- Zbychu , nie pieprz tylko naprawiaj ! – powiedziałam z przymilnym uśmiechem , co zaskutkowało pozycją „padnij na wznak pod kierownicą” oraz czułościami w stosunku do czarnej klapki ukrytej w tapicerce . Zbychu pogmerał chwilę metalową pensetą , posapał z wyrażną zadumą nad czymś , co nazwał bezpiecznikiem i zniknął za drzwiami garażu . Po krótkiej chwili wyłonił się z miną szczęśliwego znalazcy - trzymając ostentacyjnie w uścisku metalowych kleszczy kawałek czegoś , co wyglądało tak samo jak ów wyjęty przedmiot z tajemniczej skrytki .

- No ... teraz muszą zatańczyć – powiedział przekręcając kluczyki . I faktycznie , moje kochane wycieraczki przywitały nas wesołym ruchem skrzypiąc po przedniej szybie auta . Jaka ulga ...szkoda tylko , że to już środek dnia i nie wiem , czy dam radę wykonać plan . .. Ale komu w drogę : temu czas . Zarzuciłam szal na plecy i przekrzykując warkot silnika zapytałam

- Ile ci jestem winna ?

- No co ty , daj spokój . Nie ma sprawy – i machnął mi ręką na pożegnanie wracając do warsztatu . Zdążyłam tylko rzucić w przestrzeń podziękowanie , określając go mianem anioła – co zaowocowało

zaczerwieniem pyzatych policzków mojego wybawiciela . Taki wrażliwy ...

 

*

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

DZIENNIKOBAZGRÓŁ

fragmenty z przeszłości

 

*

Pies mi się plącze pod nogami . Wrzucam więc w locie garść karmy do srebrnej michy , która i tak ląduje gdzieś obok - co mnie już w ogóle nie dziwi . Zresztą , nigdy nie byłam dobra w rzucaniu do celu - więc dlaczego tym razem niby miałoby być inaczej ? A i pies nie okazuje konsternacji – jemu jest obojętne z czego żre , byle mógł dosięgnąć . Miska - to tylko środek porozumiewawczy w naszej konwersacji , reszta jest wyrażnie bez znaczenia – bynajmniej dla niego . Dla mnie jednak nie , zwłaszcza gdy muszę świecić oczami przed niezapowiedzianymi gośćmi , przydeptując w korytarzu plamy na podłodze – znaki po sutych , zamlaszczonych i wylizanych posiłkach . Tak , z pewnością radość z posiadania czworonożnego przyjaciela jest wytupana przeze mnie za każdym razem przy takich wizytacjach - Bogu dzięki nikt się nie domyśla przyczyny moich podrygów ... mam taką cichą nadzieję .

 

W tym samym czasie zrzucam pościel z łóżka . Wprawnym ruchem ręki wsuwam na talerz kanapki przyszykowane dla córki podczas malowania lewego oka ( prawe jeszcze wciąż nie pomalowane – na razie się nie buntuje ) . Moja latorośl w stoickim zapatrzeniu na setną powtórkę „ Atomówek” nie zauważa uciekającej kołdry , co jednak nie przeszkadza jej w zauważeniu kromek chleba , które błyskawicznie pochłania . To zadziwiające , jak można w tym samym czasie na jedne rzeczy nie reagować w ogóle , a inne widzieć szybciej niż one praktycznie zdążą być ? hmm... dziwię się jakbym nigdy nie była dzieckiem ... a przecież sama udawałam nie raz zaćmę wzrokową - szczególnie w sobotnie poranki , które miały na stałe wpisane w harmonogram : pucowanie podłóg , okurzanie i trzepanie dywanów . Na szczęście , teraz nie mam dywanów a pucowanie ... to już inna bajka – bardziej techniczna ( odkurzacz piorący to jeden z moich ulubionych mebli . Tak , mebli – bo na stałe wpisał się jako element niechowalny dla mojej wygody, będący zawsze pod ręką i udaje nowoczesną szafę - taką artdeco ) .

Pościel złożona , odkurzacz spełnił swą powinność na dzień dzisiejszy ... czas na przygotownaie dokumentów . Chryste ! To mi zajmie całe przedpołudnie ... nie ma szans bym zdążyła na czternastą . Lepiej zadzwonię od razu i uprzedzę klienta , że się spóżnię. Chyba mnie nie zlinczuje ... niech nawet nie próbuje marudzić po tym ostatnim , jak cały dzień przez niego zmarnowałam . Wtedy on nawalił nie przyjeżdżając - teraz ja trochę pokokietuję i będziemy kwita . Zobaczymy jaki to z niego cierpliwy rycerz – w końcu po coś trenuje sztuki walk rycerskich ... podobno .

 

*

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CZEPKOWE CV

 

 

W krzyku

Mojej matki

Przerażeniem

Zamiast szczęśliwością

Wypadałam

Na świat witający mnie

Zimnem szpitalnych kafelek

Budząc zgrozę

 

Tak ...

Nie rób takich oczu

Złapali mnie

W ostatnim momencie

W jakieś prześcieradło ( nikt nie chciał dotykać )

Nie dziwiłam im się

 

Wcześniej niż oni

Zauważyłam w połysku klosza

Sylwetkę

Pokurczonego ciała

Zasiniałego

Z bielmem na głowie

No przecież mówię - na głowie

Oczu nie widziałam ...

 

Osłupieli

Jak ty teraz

Patrząc na mnie

Tyle , że w twoim spojrzeniu

Widzę podziw

A w ich

Był tylko strach

Nad moją głową

I jej

Pomarszczeniem białym

 

...

 

Błoną dziewiczą moich myśli

 

 

A mówią – w czepku urodzona

Uwierzyłbyś ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DZIENNIKOBAZGRÓŁ

fragmenty z przeszłości

*

W efekcie miotam się jak kot z pełnym pęcherzem mając przed oczami stos dokumentacji projektu , widmo czekającego klienta oraz córki , która nadal siedzi w piżamie nie przejmując się moim wymownym sapaniem i mruczeniem przekleństw pod nosem . Na pewno nie wyryje się ! Muszę zadzwonić :

- Panie Chmielewski ... proszę się nie gniewać . Nie dam rady dotrzeć na czternastą . Spóżnię się co najmniej dobre pół godziny , wybaczy mi pan ? – słodko kwilę do słuchawki przeczesując szczoteczką do tuszu to jeszcze nie zbuntowane oko . Po drugiej stronie brak odpowiedzi zmusza mnie do zerknięcia na ekran telefonu , co skutkuje mażnięciem żrenicy i łzawieniem bolącego oka . No ! teraz muszę doliczyć dodatkowe pięć minut na okiełzanie rozpływającego się makijażu .

- Słyszy pan ? - ponawiam już bardziej niecierpliwym tonem zapominając o tym , że w ramach przeprosin powinnam kwilić słodziej niż potrafię

- Tak , słyszę i gniewam się trochę – rozległ się śmiech - nie , no oczywiscie ... żartuję – dodał po chwili

- O.k. To do zobaczenia – rozłączyłam się .

 

*

Nakładając obuwie spojrzałam się na palce – no tak ! wiedziałam , że o czymś zapomnę : pazury nie pomalowane i to na dodatek ; o zgrozo ! : z resztkami lakieru z przed trzech dni . W życiu tak nie pojadę ! I kuśtykając z jednym butem na nodze a drugim w ręku wgramoliłam się do łazienki .

- gdzie ten lakier ? - pytam się sama siebie w głos . Na co słyszę odpowiedź córki dobiegającą z pokoju

- Różowy ?Leży na szafce przy telewizorze -

Przy telewizorze ?... ja go raczej tam nie zostawiałam . Dziwne ... nogi dostał i sam polazł czy jak ? Myśl przerwał mi słodki uśmieszek pociechy wręczającej butelkę z cud kolorem . Coś mi mignęło na jej drobnych paluszkach znajomym odcieniem . Ha ! Nogi to miał ten lakier i owszem – całkiem szybkie , które błyskawicznie zaniosły moje dziecię z powrotem do pokoju ...

*

Dojeżdżając pod dom rodziców spojrzałam na zegarek : piętnaście po czternastej . Jest nadzieja , że obejdzie się bez spóżnienia . Jeszcze tylko wyrzucę małą za drzwi i jadę na rynek . No , ale przecież nie jestem wyrodną matką i nie zostawię jej na środku ulicy . Muszę więc doliczyć następne pięć minut na wejście i rozebranie . Sapiąc wbiegam po schodach . Trzy schodki i dychawka – zero kondycji . Boże , ja chyba się sypię ? ! – starość nie radość ... Powinnam być giętka i tryskać energią jak rącza gazela ... sama się uśmiechnęłam do tej myśli . Gdzie mi tam do górskiej kozicy ...

- Mamo , postaram się wrócić o w miarę przyzwoitej godzinie . Lecę , bo już praktycznie jestem spóżniona - oznajmiłam zdejmując buty córce . Zdążyłam ją tylko ucałować w policzek i znikła w pokoju z komputerem . Jej się na pewno nie będzie dłużyć , gorzej z babcią – ta nie przepada za opieką nad dziećmi . I tak mnie zdziwiła faktem , że tym razem bez szemrania zgodziła się na zostawienie Niki . Zerkam w lustro poprawiając włosy , zauważam w nim uśmiechniętą twarz mamy z podniesionym kciukiem do góry . Miły ten gest - oby przyniósł coś dobrego .

*

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DZIENNIKOBAZGRÓŁ

fragmenty z przeszłości

 

Próbuję jechać jak najkrótszą drogą odganiając myśl o spóżnieniu . Jezu ! gdzie tu stanąć , by dotrzeć jak najszybciej ? Parkingi pełne , druga runda w koło rynku i nie ma gdzie zaparkować autem . Niech to szlag ! No !Nareszcie jakieś wolne miejsce – wcisnę się ? Nie wcisnę ? .... ufff . Na styk. Wyskakuję z samochodu , biegiem lecę na ulicę Zaciszną – no biegiem : to trochę określenie na wyrost . Bo czy kobieta w obuwiu wyposażonym w dziesięciocentymetrowej wysokości korki i na dodatek po oblodzonym chodniku - może biec ?

Ja tak ... - jak na szczudłach - posuwając stopę przy stopie , mknę po ulicy . Widok szurającej nogami sylwetki odbijającej się w szybie wystawy sklepowej rozbawił mnie , ale co tam – czego nie robi się by być słownym ...

Chwytam klamkę dokładnie w tym samym momencie, co rozlega się niesiony przez echo dźwięk ratuszowego zegara oznajmiający godzinę czternastą trzydzieści . Uff ...

Z impetem wchodzą do środka , szybko taksuję wzrokiem stoliki z prawej strony – tu go nie ma ... spoglądam w lewo – z tej strony tylko puste stoliki . O ! – siedzi na wprost wejścia .

Chmielewski podniósł się na mój widok i szarmanckim ruchem ucałował w dłoń . No proszę ...jaki romantyk .

Usiadłam naprzeciw , odłożyłam szal i torebkę na krzesło obok . Teraz mogłam spojrzeć się na niego z bliska . Wygląda starzej niż mi się ostatnio wydawało . Ma dużo zmarszczek i zmęczone oczy . Poza tym , fryzura choć gęsta - nie ukrywa siwizny . Cerę ma bladą – albo to takie wrażenie przy tym oświetleniu ... przyglądam się jego dłoniom – ...jednak skórę ma bladą , taką papierową . Chwila milczenia i pada pytanie z jego ust :

- Co słychać ? – No tak , konsternacja ... Człowiek zwierze stadne i obyte , ale czasem nie wie jak zacząć ... ja też nie wiedziałam , więc odpowiedziałam lakonicznie :

- A , w porządku . - a po chwili dodałam

-Taka jestem ostatnio zakręcona z czasem , że po prostu nie mogę dnia dogonić . – i posłałam mu jeden z uśmiechów na takie trudne chwile - rozładowując napiętą atmosferę . Widocznie poskutkował , bo klient zaśmiał się w głos potrząsając swoją szaloną fryzurą - jak na muzyka przystało ...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...