Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

zjawiska paranormalne:duchy, dziwne zdarzenia i umiej?tno?ci


Agnieszka1

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 300
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

no to ładnie, straszcie straszcie - dobrze, że moja żona tego nie czyta - mamy się mam wkrótce przeprowadzić do domu, który stoi na terenach dawnych stawów (ciekawe co tam mieszkało - strzygi, wodniki, ki czort jeszcze). Dobrze, że warowny jest dość i łatwo nic do środka nie wlezie. Napewno te miękkie i oślizgłe bez narzędzi sobie nie poradzą.

Pozatym od dziecka mi się śni, że widzę katastrofę lotniczą - samolot spada i rozbija się za lasem. Mój nowy dom stoi 10 km od lotniska i co jakiś czas przelatują nad nim dość nisko samoloty i zaraz za laskiem robią ostatni zwrot przed lądowaniem. Nie mogę od nich wzroku oderwać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3/4 z tego to się projekcja nazywa.

Ja sobie na piargu do dwóch potknięć doliczyłem, i młody głupi pomyślałem prawie na głos do 3 razy sztuka. To mi potem śmigiełko z Zakopanego chcieli wzywać. :-?

Jak sobie wymyślisz tak masz.

 

A propo nigdy nie zrobię wysokościówki na wieżowcu z płyty, za bardzo się przez sen spociłem :o .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój pies kiedyś na spacerze w lesie stanął nagle i nie chciał dalej iść. Wpatrywał się uporczywie w jedno miejsce. Stał cały napięty i trząsł się ze strachu. Przypomniała mi się wtedy opowieść mojej koleżanki, której pies (olbrzymi czarny wodołaz - coś takiego jak duży terier) też raz tak zareagował. Spękał totalnie w pewnym momencie na spacerze w lesie. Coś go tak wystraszyło, że zwiał. Koleżanka długo się nie zastanawiała i zaczęła wiać razem z nim. Koniec końców nie dowiedziała się co jej pies widział. No więc wtedy przypomniała mi się ta historia, bo mój pies zareagował tak samo. Z tym, że jakoś nie uciekał. Ja też nie czułem nic dziwnego (zimnego oddechu kostuchy na karku). Było późne popołudnie, coś w okolicy 15-tej, słoneczny dzień. Słońce przeświecało przez liście haszczastego lasku i rzucało cienie na długą, wąską ścieżkę biegnącą w stronę pól, na których kiedyś widziałem sarnę i bażanta. Wszysto to działo się w lasku po drugiej stronie jeziorka przy pałacu w Wilanowie. W sumie dość bezludne miejsce, okolica raczej moczarowo-dzika. Jakieś ruiny dawnych altanek księcia pełne kapsli i szkła po butelkach. Często tam jeździłem na rowerze i jakoś nigdy mnie tam nic nie wystraszyło. Choć podmokłe miejsca z powalonymi starymi drzewami czasami działały dość stymulująco na wyobraźnię. No i ten pies mój stoi taki zamurowany, więc patrzę na co on się tak patrzy i widzę jakieś 100 metrów od nas na tej ścieżce pniaczek. Taki do pół łydki, po ściętym drzewie. Czarny pniaczek. Głupi pies myślę - coś mu się uroiło. Podchodzę do pniaczka obejrzeć go. Pies idzie za mną chodem półczołgającym się. Łeb opuszczony wyprostowany, oczy wbite w pniaczek. Skrada się za mną. Podeszliśmy do pniaczka, pies cały spięty. Gdy nagle %Q#_Q#@$!#$!!!!!!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

kopnąłem z nienacka w pniaczek. O rany, ależ mój pies się wystraszył! Nigdy nie widziałem takiej panicznej reakcji u niego! Podwinął ogon i dał totalnego dyla - nawiał. Ja zostałem przy pniaczku kompletnie zdezorientowany. Odwróciłem się i zacząłem wracać szukać psa. Nie odwracałem się już żeby spojrzeć na pniaczek, ale czułem na plecach jak on, albo to coś, co w nim mieszkało patrzyło się na mnie. brrr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

kopnąłem z nienacka w pniaczek. O rany, ależ mój pies się wystraszył! Nigdy nie widziałem takiej panicznej reakcji u niego! Podwinął ogon i dał totalnego dyla - nawiał. Ja zostałem przy pniaczku kompletnie zdezorientowany. Odwróciłem się i zacząłem wracać szukać psa. Nie odwracałem się już żeby spojrzeć na pniaczek, ale czułem na plecach jak on, albo to coś, co w nim mieszkało patrzyło się na mnie. brrr

 

:o taki pniaczek byl na polanie obok mojej szkoly podstawowej. Bylam chyba w 4 klasie szkoly podstawowej gdy rozeszly sie wiesci o " czarnej lapie". Droga ze szkoly prowadzila przez lasek, tam podobno "czarna lapa" dorwala niejedne dziecko.

To oczywiscie wyobraznia dzieciakow.

Ale kiedys ktos wlasnie lazac z psem przysiadal na pniu na polanie obok szkoly. Pies wlasnie bal sie i nie chcial podejsc do pnia. Dzieciaki lazily zwiedzac pien.Szczegolnie najgorsze lobuzy ciagnely tam grzeczne dzieci i straszyli je "czarna lapa" ze tam mieszka. Smialam sie z tego, lazilam nie raz i nic sie nie dzialo.

Ale pewnego dnia, lobuzy znow zaczely smiechy i chichy. Poszlismy tam.

Jeden chlopak powiedzial ze trzeba 3 razy zapukac i zawolac - halo, halo, duszo wylaz. Smielismy sie , ale ktos dlugo nie czekajac, powiedzial - ok, pukamy. I zapukal 3 razy , zawolal haslo: i wiecie co , naprawde opanowal mnie tak ogromny strach, widzialam ze inne dzieciaki tez zamarly, zaczelismy uciekac jak oszaleli, dzieciaki pogubily teczki, buty, ogolna panika, i wlasnie czulo sie jakby "czyjs " oddech na plecach.

Zdaje sobie sprawe ze sila sugestii jest ogromna, ale przeciez chodzilismy tam juz nie raz , straszyly nas starsze dzieciaki i nic, a wtedy to ciarki mi przelecialy po plecach.

Co prawda toprawda,ze w kazdej plotce ziarenko prawdy :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja i moja rodzina byliśmy świadkami kilku historii, jedna prydażyła się mojemu tacie:

1. Jest nauczycielem akademickim, a przy tym bardzo racjonalnym czlowiekiem, pracuje w starym budynku, w ktorym podczas I wojny swiatowej byl szpital i w ktorym umarlo i cierpialo wiele osob. Czesto, kiedy konczy wieczorem lub w weekendy zajecia ze studentami wieczorowymi, zaocznymi obchodzi budynek czy swoje pietro, zeby nikt w nim nie zzostal przypadkiem na noc, czesto mowil o tym, ze gasi switalo w jakiejs klasie, obejdzie pietro, a tam znowu swiatlo, znowu zgasi, wraca za minute, a tam znowu swiatlo. Ale jedna historia sprawila, ze poprostu zwial. Przechodzil obok meskiej toalety i zobaczyl, ze otworzyly sie nagle drzwi, zajzal do srodka, nikogo nie bylo, zamknal je starannie na klamke i poczekal kilkanascie sekund, a nagle zobaczyl, jak te drzwi od srodka ktos otwiera naciskajac na klamke, za drzwiami oczywiscie nikogo, zwiewal gdzie pieprz rosnie!

2. Druga historia-przedziwna wydarzyla sie w Tatrach, naszej rodzinie i przyjaciolom.

Oj sorki, musze leciec

c.d.n.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam tę historie ze słyszenia..... wydarzyło się to gdy byłem jeszcze małym dzieckiem.

W mojej rodzinnej miejscowości kilka ulic dalej mieszkał górnik. Pewnego dnia wstał jak codzień przed piatą rano i zaczął się ubierać by udać się na 6 do pracy. Robił to jednak bardzo niemrawo. Żona która robiła mu kanapki zapytała się czy coś mu nie dolega.... . Górnik odpowiedział, że nie ale ma takie jakieś dziwne przecczucia, że coś dzisiaj się niedobrego wydarzy. I tak się zastanawia czy przypadkiem nie udać się do lekarza by wypisał mu L-4 na dzisiejszy dzień. Boi sie po prostu zjechać dzisiaj pod ziemię. Żona przytaknęła głową i powiedział by w taki razie położył się jeszcze do łóżka gdyż lekarz przyjmuje dopiero od 8 a tak naprawdę to przychodzi przed 9. Górnik chętnie przystał na te propozycję i ponownie poszedł spać. Nie minęła godzina gdy nastąpiło tzw. "tapnięcie" czyli lokalne śląskie trzęsienie ziemi spowodowane oberwaniem się pokładów węgla pod ziemią w rezultacie prowadzonych prac górniczych.

W wyniku tąpnięcia oberwał się ze ściany póltorametrowej szerokości "Święty obraz" w grubych rzeźbionych ramach. Spadł na łóżko i zabił górnika....

 

I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie .... :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj sorki, musze leciec

c.d.n.

Kurcze, Honorata, autentycznie ciarki mnie przeszły po Twojej opowieści a Ty musisz lecieć ...ale to może i dobrze, bo jest późno a ja mieszkam w starym carskim, czyli jak nazwa wskazuje, jeszcze za cara stawianym bloku (wtedy też chyba budowali górale, bo budynki przetrwały dwie wojny i mają się świetnie :wink: ). Tak więc mam świadomość, że gdyby te ściany mogły mówić.... :-? Na pewno mieszkali tu i umierali ludzie.

Jak oglądaliśmy nasze mieszkanie pierwszy raz, to miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje i teraz kiedy tu mieszkam już 6 lat, to wrażenie nie minęło, ale nie jest przykre, wręcz czasami czuję "przyjazne fluidy". Ale mamy trzy pokoje i w pokoju "dziennym" nikt nie chce spać, bo jakoś tak dziwnie....a mój starszy syn twierdzi, że jak tam spał to czuł jak ktoś oddycha mu nad głową.

A tak w ogóle to Modlin Twierdza pełen jest bardzo tajemniczych miejsc. I jest takie jedno w pięknym parku, gdzie stoją ruiny, takie podcienie...bardzo to ładne, ale nikt tam nie chodzi. Ja poszłam raz i wiałam co sił...okropne uczucie bólu i smutku...a był cudny, słoneczny dzień. Nie wiem co tam się wydarzyło, ale wolę chyba nie wiedzieć.

Honorata, czekam na Twoją historię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A wiec bylo tak,

w okresie licealnym wybralismy sie na pare dni w Tatry, w sumie 3 nastolatkow, 3 dorosłych w kwietniu, śniegi jeszcze duze, ale slonce juz na niebie, wogole fajnie. Mieszkalismy w Poroninie, jeden dzien, po poprzednich bardzo męczących postanowilismy sobie dać na tzw."odpocznek" czyli dojazd do Łysej Polany i spacer asfaltem nad Morskie Oko.

Niespiesznie doszlismy popołudniem do Morskiego i...wpadlismy na "wspaniały" pomysł, że cos trzeba zrobic z reszta dnia, a nie tak poprostu wracac ta sama dorga po asfalcie i w autobusie. Rzut oka na mapę i decyzja, idziemy przez przełęcz Opalone do Doliny 5 Stawów. Trasa nie wydawała się ani długa, ani trudna. Łatwiej było pomyśleć, trudniej zrobić, poczatkowo pojawiły się mokre kamienie, potem leżacy snieg po kostki, potem leżacy śnieg po kolana, przy dojściu na samą przełęcz oprócz mozolnego brnięcia w śniegu nagle schowało się słońce i zaczęła się śnieżna zadymka, mijalismy troche ludzi na szlaku, jednak wszyscy schodzili w przeciwnym kierunku tj. do Morskiego Oka, pozdrawiajac nas tradycyjnym-Czesc.

Ja i koledzy wyprzedzilismy troche rodzicow caly czas brnąc w kurzawie, nagle na wprost nas pojawiła się dziewczyna (ciagle bardzo dobrze ja pamiętam, chociaz od zdarzenia minelo wiele lat, bylo to gdzies w 88-89 roku), była kilka lat od nas starsza, miała kręcone czarne włosy do ramion, jasną cerę, a na sobie...ŚNIEŻNO-BIAŁE MATERIAŁOWE TENISÓWKI I ROZPIĘTY BIAŁY LETNI PŁASZCZ! :o (a my czapy na głowie, trapery i utytłane śniegiem i błotem spodnie po kolana). Przy mijaniu nas, pozdrowiła nas słowami:"Bóg z Wami". Przeszła bardzo szybko, strasznie nas to wytrąciło z równowagi, tak, że poczekaliśmy na rodziców, którzy również okazało się ją spotkali i których pozdrowiła w ten sam sposób! Po minięciu przełęczy naszym oczom ukazała się Dolina 5 stawów z bardzo osnieżonym zboczem po którym mielismy zejsc, snieg przestal doipiero co padac, a ok. 8-10 m od naszego szlaku, na zboczu zobaczylismy duzy napis ugnieciony w sniegu: OSTRZEGAM WAS. (sam napis bez śladu stóp wiodących do niego).

Pełni dziwnych myśli i obaw zacżelismy schodzić w dól i dopiero po jakims czasie zaczeli nas mijac inni turysci idacy w obie strony szlaku, pytalismy kazdego przechodzacego czy spotkali dziewczyne i widzieli naspis, ale procz nas NIKT ANI JEJ ANI NAPISU NIE WIDZIAŁ. W koncu juz dochodzac do schroniska spotkalismy przewodnika tatrzanskiego, ktory powiedzial, ze tym zboczem (na ktorym byl napis) rok temu wiosna zeszla lawina pod ktora zgineli jacys studenci. Ale to nie koniec tego dnia, zupełnie wyczerpani śniegiem i tymi wrażeniami dotarlismy do przepełnionego schroniska, w ktorym (jak sie potem okazalo) powinnismy byli pozostac, zaczeło sie powoli ściemniac , amy uznalismy ze oczywiscie zdarzymy na transport PKS na Łysą Polanę, zacżał się więc karkołomny niemalże bieg w dół po sniegu, kozreniach, strumykach, byle do asfaltu i do autobusu, do asfaltu dotarlismy w prawie calkowitych ciemnosciach. Ostry marsz nie dał rezulatu i po dojeciu do Łysej Polany okazało się, zę nie ma jzu transportu na dzis! Przypominam, ze byly to lata 80-te, a wiec oprocz PKS na nic nie mozna bylo liczyc, nie bylo tez zadnych samochodow prywatnych, żołnierze na przejsciu granicznym też się wypięli. Chcąc nie chcąc rozpoczelismy karkołomny powrót pieszo krętą szosą z Łysej Polany w kierunku Bukowiny. Skrajnie wyczerpani dotarlismy do Bukowiny na 24:00 w kompletnej nocy!!! I tu wreszcie uśmiechęło się do nas szcęście, jedyni ludzie jakich spotkalismy na ulicy to kilku górników, którzy przyjechali przed sezonem, zeby obejrzec wczasowy ośrodek górniczy, w ktorym nas do rana przenocowali (co prawda nie ogrzewany) ale lepszy kawałek wyrka i koc, niż nic. Rano po dojechaniu autobusem do Poronina z obłedem w oczach nasza gaździna załamała ręce i mówiłą, ze chciala juz powiadomić GOPR.

To był jeden z najdziwniejszych dni w moim życiu.

Moja mama twierzdziła, ze w górach spotkaliśmy Matkę Boską, ale opowiedzielismy cała historię naszemu zaprzyjaźnionemu księdzu (nauczyciel na KUL-u, a więc światła głowa), który stwierdził, że Matka Boska nie pojawia się każdemu ot tak, najpewniej była to osoba która tragicznie zmarła podczas tej lawiny i chciała nas ostrzec i kazał się modlić za jej duszę.

I co, nadaję się do programu"Nie do wiary"? :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...