Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Dziennik budowy RENI


Recommended Posts

Pan D. zagaduje co z drewnem na więźbę, mówię, że jak ma znajomy tartak gdzie zawsze bierze, to niech załatwia. Jest dacharzem od lat i przy dachu to sam lubi robić, więc odrobinę mam nadzieję, że będzie dobrze.

Załatwia drewno po 550 zł netto. Niedługo mają przywieźć.

Doradza mi też wziąć dachówkę cementową zamiast blachodachówki. Jedziemy razem do pobliskiej hurtowni, deszcz leje okropnie, a ja oglądam wystawkę. Tak, podoba mi sie ceglasty Euronit S, jest tańszy niż Braas, a nie różni się wcale. Pan D. nie narzuca mi swojego zdania, czeka na moją decyzję. Doradza też rynny plastikowe Vawin, mówi, że dużo ich zakładał i nie ma problemów z użytkowaniem. Zgadzam się. Prosze o wycenę mojego dachu całościowo, z folią dachową. Dzwonię też do dwóch innych hurtowni, przesyłam faxem rzuty dachu i również prosze o wycenę.

 

Konsultuję sprawę dachu z kb, odradza mi ciśnieniową impregnację, mówi, że szkoda pieniędzy, lepiej pomalować impregnatem. Skarżę się, że w czasie jego nieobecności (na urlopie) źle mi sie rozmawiało z panem D, że straszył mnie co chwila odejściem, a teraz nie daje na moją budowę dobrych ludzi, tylko marudów.

Kb dziwi sie bardzo i twierdzi, że na innych budowach, gdzie on nadzoruje ludzie pana D. byli podejmowani przez gospodynię goloneczką z musztardą i wszyscy inwestorzy byli bardzo zadowoleni, zarówno z pana D. jak i z jego ludzi.

Nie wiem co mam myśleć, wydaje mi sie, że jestem wyjątkowo cierpliwa, a na poddaszu to przymykam oczy na różne niedoróbki, bo już nie mam siły upominać sie o poprawianie.

Kiedy ja bym miała im podawać goloneczkę, jak pracuję ??? :o

Ciekawe czy wtedy lepiej by pracowali ???

 

Przy okazji pytam kb dlaczego nie powiedział mi, że ma asystentkę-zastępczynię i opowiadam mu scysję z panem D. tuż przed zalaniem stropu. Twierdzi, że zostawił instrukcje panu D. i ma do niego zaufanie, bo pracuje z nim dłuższy czas.

Wyciąga rysunki, które sporządził do tego stropu, ja je oglądam i widzę, że niektórych elementów w stropie nie było. Panu D. nie chciało sie zrobić tak jak kb narysował. Mniej prętów, rzadszy rozstaw itp.

No, może mi się dom nie zawali, ze schodów i z balkonu szalunki jeszcze nie zdjęte, chociaż już dawno powinny być usunięte. Zobaczymy jak zdejmą, czy to sie wszystko kupy trzyma.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 197
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Przywożą drewno na więźbę: krokwie, jętki, płatwie i mnóstwo listewek na łaty. Krokwie są z jodły, a jętki z sosny. Malowane są impregnatem na zielono. Najpierw idzie murłata na wieniec, z którego wystają wielkie kotwy gwintowane. Potem krokwie są mierzone i wycinane wyręby pod murłatę. Wieczorem wszystkie są już na górze.

Jest sobota rano, jadę na budowę. Od godz. 6.00 przybijają jętki. Jest ich już 6 na górze. Oglądam, wszystko jest w porządku. Patrzę na te następne 8 jętek, które młody chłopak przygotowuje do malowania impregnatem, a one takie jakieś czarne. Coś czytałam w internecie o siniźnie, pytam sie co oni o tym sądzą. Nie odzywają się specjalnie. Jeden coś bąka, że to moje pieniądze, więc ja zdecyduję czy pójdą na górę. Zdecydowanie każę odłożyć wszystkie na bok - do zwrotu !

 

Kontaktuję sie z panem D. i mówie jak sie sprawy mają. Krzyczy, że sinizna nie powoduje osłabienia konstrukcji dachu, że sosna tak ma jak deszcz popada, a ja krzyczę, że zaplaciłam za zdrowe drewno, a nie za chore. Każe mi sobie samej dzwonić do tartaku z reklamacją. Mówi, że na pewno mi nie zamienią, bo w tej chwili nie mają drewna w ogóle i że z drewnem jest problem.

 

Dzwonię do tartaku i proszę o wymianę, brat właściciela coś niemrawo obiecuje. Jest sobota, więc mogą nie przyjechać dzisiaj, faktycznie nikt sie nie pojawia.

Pan D. przyjeżdża okolo południa i daje mi kwit z tartaku, na którym jest wyliczenie, że sprzedano mi to drewno po 580 zł netto.

Szlag mnie trafia na miejscu. Mówię, że uzgadniałam z nim po 550 zł. On wzrusza tylko ramionami. Dałam mu zaliczkę na drewno, mieliśmy się rozliczyć po skończeniu zakładania łat, jak będzie wiadomo ile poszło faktycznie a ile trzeba zwrócić do tartaku.

Boże z kim ja mam do czynienia !!! :evil: :evil: :evil:

 

Na szczęście rozliczam sie z nim za robociznę z opóźnieniem, więc nie boję sie, że mam nadpłacone.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W związku z tym, że pan D. zapowiedział przestój na budowie z braku jętek, w poniedziałek z samego rana dzwonię to tartaku "Czarnik", przedstawiam sytuację w jakiej jestem i proszę o sprzedaż 14 szt zdrowego drewna. Wiem, że w tym tartaku drewno trzeba zamawiać z wyprzedzeniem, a nie z dnia na dzień. Trafiam po drugiej stronie słuchawki na CZŁOWIEKA, który rozumie moją sytuację i idzie na plac zobaczyć co jest wolnego do sprzedania. Jest drewno, ale rozmiar grubszy nie 5/12 lecz 7/14 no i nie 6 m, tylko 6,5 (niektóre). Będzie mnie to kosztować drożej. Trudno. Konstrukcja będzie bardziej wytrzymała. Toż to prawie jak krokwie !!! Pytam po ile - po 540 zł !!! No i przywiozą na drugi dzień. Rewelacja. Umawiam sie na budowie o 8.30 rano, przyjeżdżam, czekam 1,5 godziny, nikt nie przyjeżdża. Muszę wrócić do biura. Na budowie jest murarz Piotrek, który postękując ciągle dłubie coś przy kominach i robi drobne prace wykończeniowe, mówi, że jak przyjadą, to odbierze.

Nie mam siły po pracy jechać na budowę, bo muszę w domu coś zrobić, ale wiem, że drewno przyjechało piękne, bo dzwoniłam do murarza na komórkę.

W środę rano dzwonią z tartaku, żeby przyjechać zapłacić, miałam płacić na budowie przy odbiorze. Obiecuję w czwartek rano zaglądnąć z pieniędzmi. Tartak mieści sie we wsi, kawałek od miasta, robię 2,5-godzinną wyprawę autobusem. Och jak to dobrze, że nie kupiłam działki poza miastem, dojazdy autobusami wykończyły by mnie na amen.

 

No, ludzie mogą przyjść z powrotem na budowę i kontynuować układanie więźby. Ale komu by sie chciało w drugiej połowie tygodnia zaczynać robotę ?

Przyjdą w poniedziałek. Znowu tydzień z czasem do tyłu ! :evil:

Tylko jeden chętny przyszedł do malowania podbitki na rudy kolor drewnochronem. Składa ją w garażu. Strasznie dużo tego drewna jest, leży wszędzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa tygodnie temu zaprosiłam na budowę rzeczoznawcę do wyceny budynku. Jak zrobi wycenę, bank przyzna mi kredyt, bo wszystkie inne papiery już są złożone od dawna. Musiałam kilkakrotnie molestować koleżankę, żeby znalazła chwilę i zaglądnęła na budowę. Ma 2 małych dzieci i jest sama (mąż zginął w wypadku). Terminy ma napięte, ale wreszcie znajduje czas na zrobienie zdjęcia i oględziny domu. Za 4 dni wycena jest gotowa. Znowu ubywa mi z kieszeni kilkaset złotych, ale bank nie robi mi już żadnych problemów. Podpisuję umowę, płacę prowizję i jadę do ksiąg wieczystych z pismem o wpis do hipoteki. Na drugi dzień pieniądze znajdują sie na moim koncie, mogę przedpłacić dachówkę cementową EURONIT S w kolorze ceglastym oraz rynny i folie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan D. proponuje wykończenie zapasowego komina w pomieszczeniu gospodarczym czerwonym klinkierem. Jadę do mojej hurtowni i zamawiam wyliczoną ilość oraz brązową zaprawę i przekładki kwadratowe do fug. Murarz Piotrek zabiera sie do roboty, pomimo, że żaden z pozostałych kominów nie jest skończony, a gazowy pozostaje nadal do odkucia. Ciągle sie tym martwię. Czas biegnie, a u mnie robota nie posuwa sie do przodu.

 

Wreszcie przychodzą ludzie do dachu, zakładają moje jętki i zabierają się do przybijania nadbitki nad krokwie dookoła domu. Pan D. również pracuje, dyryguje dwoma młodymi ludźmi przy pracach przy trójkątnej lukarnie w łazience na poddaszu, nad wejściem. Akurat przyjeżdżam po pracy i zaczynam oglądać co zrobili w ciągu dnia. Dopasowują poszczególne belki do krokwi i murłaty robiąc wręby i docinając na ukos. Przykładają świeżo urżnięte piłą drewno do drewna nie malując impregnatem. Zwracam im uwagę, że powinni pomalować, bo jak wbiją gwoździe na stałe, to nie będzie można sie dostać do tych części żeby je zaimpregnować. Jeden niechętnie smaruje pędzlem, niezbyt dokładnie po jednej stronie, a po drugiej już nie. Jasna krew mnie zalewa, to bezczelność do kwadratu, inwestor stoi obok i zwraca uwagę a im się nie chce nawet wtedy robić dokładnie. Mam ochotę kopnąć w d...ę wszystkich i wrzeszczeć na całe gardło, ale oczywiście nie robię nic. Boże pozwól mi dotrwać do końca stanu surowego !

 

Ktos na forum pisał, że przy zakładaniu folii dachowej fachowcy palili papierosy i ogień powypalał drobniutkie dziurki w folii. Proszę z wyprzedzeniem, żeby nie palili papierosów. Tylko sie uśmiechają.

No właśnie, czas żeby przywieźli z hurtowni 3-warstwową folię, bo pewno wnet sie przyda.

No i trzeba wymyślić z czego będą słupki podtrzymujące daszek nad wejściem. W projekcie są drewniane, ale ja nie chcę drewna, bo zsychając sie pęka i brzydko wygląda. Klinkier z robocizną drogo wychodzi a mnie kończą się pomału pieniążki. Pan D. proponuje zaglądnąć do firmy, która produkuje betonowe pustaczki imitujące słupki z klinkieru. Można pomalować je na czerwony kolor, będą pasować do kominów. Jeden kosztuje 6 zł netto. Zamawiam potrzebną ilość i wracam do pracy.

 

Jedyną pozytywną sprawą we współpracy z panem D. jest to, że czasem ze mną gdzieś podjedzie i odwiezie mnie do pracy, no ale w końcu wszędzie jest w miarę blisko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym aby kb obejrzał więźbę, więc dzwonię i prosze o wizyte na budowie. Trzeba również zdecydować jak i czym wykończyć kominy oraz jak je usztywnić, bo kominkowy jest bardzo wysoki i troche sie rusza, przecież jest prawie wolnostojący. Postanawiam zaprosić przedstawiciela Schiedla (pana A.) w tym samym czasie co kb. Za jednym razem załatwie dwie sprawy a i kb usłyszy jak prawidłowo powinny być wykończone kominy Schiedla, będzie musiał przecież odebrać robotę, to mu sie przyda wiedza.

 

Przyjeżdżają obydwaj, jest też pan D.

Kb "patrzy wilkiem" na pana A., bo to młody facet. Pytam jak wykończyć kominy: wentylacyjny i gazowy proponuje ocieplić wełną mineralną (twardą) oraz siatką i klejem. Na to płytki klinkierowe. Kominkowego nie trzeba podobno ocieplać.

Kb popycha ręką kominkowy komin i pokazuje panu A. że sie rusza. Ten wyjaśnia mu, że potrzebna jest stabilizacja do krokwi w postaci prętów i metalowych podkładek. Kb mówi, że jeszcze nigdy nie słyszał aby do krokwi coś stabilizować, w/g niego jest to niebezpieczne i niemożliwe. Pan A. wyjaśnia, że w systemach Schiedla tak sie robi, dzwoni również z komórki do dyrektora technicznego aby uzyskać dodatkowe wyjaśnienia. Kb krzyczy żeby nigdzie nie dzwonił, bo to jest niepotrzebne, skoro tak ma być, to tak będzie. Absolutnie nie jest przekonany do tego rozwiązania. Krytykuje cały system i mówi, że to jest szajs. Pan A. zaczyna sie denerwować. Mówi, że w naszym mieście stoi już całe osiedle domów z takimi kominami stabilizowanymi do krokwi i jest dobrze.

 

Zmieniam temat rozmowy i pytam pana A. jakie temperatury panują w kominie gazowym, bo ciągle jest nie odkuty od stropu i nikt sie nie chce za to zabierać. Mówi, że temperatura może dochodzić do 120 stopni, komin więc może pracować. Kb krzyczy, że nigdy takiej temperatury nie będzie w kominie, najwyżej około 50 stopni i że gołą ręką można dotykać komina. Miał kiedyś piec gazowy w domu, więc wie. No i oczywiście nie trzeba odkuwać komina.

Pan A. mówi, że należy stosować sie do instrukcji montażu, bo inaczej gwarancji nie będzie. Poza tym upiera się, że temperatury będą wyższe. Kb też się upiera przy swoim zdaniu. Zaczynają sie obaj kłócić, żaden nie chce ustąpić. Krzyczą coraz głośniej a my z panem D. stoimy i obserwujemy. Okropna pyskówka !!!

Kb agresywnie naskakuje na pana A., ten w końcu mówi, że może go zawieźć do firmy, która instaluje piece gazowe, to mu powiedzą ile może być temperatury, zresztą w instrukcjach to chyba pisze.

Kb ma w nosie pana A. i jego teorie, uważa, że on zna sie najlepiej, bo ma 3 x tyle lat co pan A. Nie przyjmuje żadnych argumentów.

No i krzyczy na mnie, że niepotrzebnie sprowadziłam pana A. na budowę.

Ja krzyczę, że mam prawo zapraszać na budowę kogo chcę i kiedy chcę.

Krzyczę również, że gdyby dwa miesiące temu przeczytał grubą książeczkę z instrukcją, to nie byłoby teraz problemów, on krzyczy, że to pan A. zawalił sprawę, bo źle przeszkolił.

Pan A. krzyczy, że była instrukcja, której wykonawcom nie chciało się przeczytać do końca.

 

Za chwilę się chyba pobiją ! :o :o :o

 

W końcu pan D. pyta jak zrobić stabilizację komina gazowego, otrzymuje od pana A. instrukcję z rysunkami. Wie już wszystko.

 

Rozjeżdżamy sie wszyscy w złości. C est la vie !

 

Wieczorem w domu zastanawiam się, jak dalej poprowadzę budowę, jestem już całkowicie wyczerpana nerwowo, a tu jeszcze nakładanie folii, nabijanie łat, kładzenie dachówki, zakładanie rynien, ocieplanie fundamenów....

 

Kiedy to wszystko sie skończy ? :cry:

 

Czy ja mam jeszcze rozmawiać z kb czy już nie ? W trakcie dzisiejszej wizyty na budowie nie usłyszałam żadnej krytyki, rzucił jednym okiem na wszystko i stwierdził, że dobrze.

 

A pan D. robiąc więźbę na trójkątną lukarnę łazienkową stwierdził, że niepotrzebnie przerwaliśmy wieniec na ścianie kolankowej w połowie ściany domu, można było go pociagnąć bez przerywania. Murłata też przerwana w połowie, też nie trzeba było jej przerywać, tylko dać przez całą długość domu, teraz trzeba będzie zesztukowac w środku murłatę mniejszym kawałkiem w jedną całość.

A wszystko po to by daszek nad wejściem mógł być na tym samym poziomie co dach, czyli żeby był przedłużeniem dachu.

Kb widział przerwany wieniec przed zalaniem i powiedział, że jest dobrze.

Nie analizował "do przodu" niczego. Teraz już wiem, że tak było. Gdyby przeanalizował, kazałby zrobić wieniec nieprzerywany i murłatę nieprzerywaną.

Nie mam już do nikogo zaufania. :( :( :(

Pozostaje tylko frustracja i smutek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj murarz Piotrek zakończył komin klinkierowy szerszą obudową na samej górze. Potrzebne jest zakończenie chroniące przed deszczem, taki metalowy "kapturek", jutro muszę kupić. Przyjechały gotowe pustaczki betonowe na słupki przed wejściem, więc zaczął je murować, w środku jest 4 pręty zabetonowane już wcześniej w ziemi na odpowiednią głębokość. Środek tych pustaczków zalewa się betonem. Jutro będą mogli wypuścić krokiewki na których opierać sie będzie daszek nad wejściem i oprzeć konstrukcję na tych słupkach.

Weszłam na poddasze, w jednym miejscu zauważyłam dziurę w folii. Trzeba będzie podkleić, nie uważają oczywiście, no i pomarszczona jest w jednym miejscu, a jakże, nie da się przecież rozłożyć gładko i prosto, to zbyt trudne dla nich. :evil: :evil: :evil:

 

Stoję i myślę, że jak ja weszłabym na ten dach, to zrobiłabym to lepiej od nich - równo, gładko i prosto.

 

Jest 9 września, zrobiło się bardzo zimno, wracam do domu zrezygnowana i zziębnięta. Na budowie ciągnie od ziemi chłód i stopy mam jak lody. Gorąca kapiel pomoże mi dojść do siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W piątek niewiele działo sie na budowie, murarz Piotrek wreszcie po 4 tygodniach przestał stękać na bolące żebra i z pomocnikiem buduje słupki przed wejściem, są gotowe.

Połowa dachu od strony ogrodu przykryta jest folią i przybita kontrłatami i łatami. Folia jest w miarę napięta, chyba jest dobrze.

 

W sobotę, czyli dzisiaj (11.09.04) zrobiłam sobie wycieczkę na budowę, bo podobno miał być odkuwany komin gazowy od stropu i ciągnięty do góry.

Przyjeżdżam - a tu żywego ducha nie ma. Pewnie kopią ziemniaki, bo jest pogoda, rozumiem przecież, że to też jest ważne.

Chodzę sobie po budowie, słoneczko świeci przyjemnie, jest cieplutko.

Idę na ogród i oglądam z daleka kominy. Przed wyjazdem rozmawiałam przez telefon z kb na temat wysokości kominów w stosunku do kalenicy.

Pewnie trzeba będzie podciągnąć gazowy do góry jeszcze trochę, natomiast zapasowy-klinkierowy w pomieszczeniu gospodarczym jest niżej od kalenicy, a jest dość blisko niej. Pan D. mówi, że przy odbiorze przez kominiarza liczy się tylko butelka, to nie będzie problemów z odbiorem. Muszę jeszcze przez weekend coś poczytać na ten temat, wolałabym żeby było prawidłowo zrobione.

Wyciszam się w tym otoczeniu, wokół jest dużo zieleni, starych drzew, ma się wrażenie, że życie biegnie tu wolniej. Ciągle jestem zadowolona z wybranej lokalizacji i z działki. Ogród nie jest duży, więc nie będzie uciążliwy w utrzymaniu, za to wystarczający aby zrobić w nim miejsce na grilla i miejsce do odpoczynku.

Tylko kiedy ja to zrobię ?

 

Przychodzi dalszy sąsiad, który też się buduje, prosi o odsprzedaż wszystkich pojedynczych pustaczków wentylacyjnych, które kupiłam w marcu przed Vatem, ale nie przydały się, bo zmieniliśmy koncepcję budowy kominów wentylacyjnych.

Bardzo się cieszę, pozbędę się kłopotu i odzyskam pieniądze.

Mam dzisiaj i jutro szansę na chwilowy odpoczynek przed kolejnym maratonem w następnym tygodniu. Bardzo potrzebuję tego odpoczynku, kilkanaście dni urlopu wykorzystałam na doglądanie budowy, reszta jest do wykorzystania. Czuje się jak maratończyk przed metą.

 

A w domu nikt nie pyta o postępy na budowie, ostatni raz byliśmy wszyscy w dniu zalania stropu, to chyba w połowie lipca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ubiegłym tygodniu rozliczałam się finansowo z panem D. za poddasze. Prosił o wypłatę 3.000 zł, czyli dwa razy tyle niż było ustalone. Na początku współpracy z nim, kb ustalił (za mnie) wysokość zapłaty za parter, strop, poddasze i dach. Kwoty miałam podane na kartce papieru przez kb, bo nie byłam przy negocjacjach. Kb sam zdecydował, za moim przyzwoleniem oczywiście, że zmieniamy ekipę na tańszą i sam ofiarował sie wynegocjować ceny, żeby mi pokazać, że można tanio i dobrze budować. Znał dobrze pana D. od dłuższego czasu, nadzorował wszystkie jego budowy, widział sie z nim co kilka dni, więc załatwił to za mnie.

Po przejrzeniu i zaakceptowaniu podanych cen nie wracałam już do tematu, uważając że nic sie nie zmieni. Z panem D. również nie wracałam do tematu cen, bo uważałam, że kb wszystko dograł, a mnie tylko przekazano informację, na jakie wydatki muszę sie przygotować i ile zaoszczędzę na zmianie ekipy.

 

Płaciłam za parter i strop ratami, zgodnie z danymi z kartki. Nagle za poddasze słyszę dwa razy tyle, wyciągam kartkę, którą dostałam od kb i pokazuję mu. Twierdzi, że owszem, było 1.500, ale tylko za fragment do ściany kolankowej z wieńcem, a przecież są jeszcze kominy i ściany szczytowe, za które trzeba drugie tyle zaplacić.

Oczywiście wypłaciłam żądaną sumę, bo widziałam, że na poddaszu było o wiele więcej roboty niż na parterze. I o wiele więcej trudności dla murarzy z dopasowaniem dwóch rozmiarów pustaków do siebie. No i 4 kominy !!! Należała mu się taka zapłata bez gadania. Tylko te uzgodnienia kb ??? Nie słyszał przy uzgadnianiu, że to za "połowę" poddasza ?

Oczywiście powiedziałam mu o tym przy okazji, bardzo sie zdziwił, ale ja nie kontynuowałam tematu, bo nie przepadam za niepotrzebnym rozgrzebywaniem spraw.

 

Za dach kb uzgodnił 25 zł/m2 od więźby i blachodachówki. Również na kartce mam napisaną cenę. Po namowie pana D. na dachówkę cementową zamiast blachodachówki i po wyrażeniu zgody przeze mnie, usłyszałam nową cenę - 35 zł/m2 za więźbę i położenie dachówki.

 

Znowu rozmawiałam z kb na ten temat, też się zdziwił, że tak bardzo cena wzrosła, wszystkie ceny przez siebie podane dobrze pamiętał.

 

Nie robię problemu, bo chyba wszystkie ceny są w granicach przyzwoitości, poza tym pan D. od czasu do czasu pomaga mi w zakupach a to też się liczy.

 

Umowy nie spisywałam na początku współpracy, pan D. nie spisuje umów, płacę natomiast z "lekkim" opóźnieniem, po wykonaniu części kolejnego etapu dostaje zapłatę za poprzedni etap. To jest moja asekuracja.

 

Dzisiaj jestem nastawiona optymistycznie, może dlatego, że odpoczęłam trochę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W poniedziałek wiertara okazała się być zepsuta, więc murarz Piotrek pojechał po dwóch godzinach do domu, komin gazowy nadal nie odkuty od stropu. Mam się śmiać czy płakać ??? Cieśle zaczęli robić daszek nad wejściem i przybijać do niego podbitkę. Przybili ją również z dwóch stron dachu od strony północnej czyli wjazdu. I tyle zrobili. Sąsiadka mówi, że jak mnie nie ma, to cały dzień marudzą z robotą, dopiero kiedy mam po pracy przyjść, to sie zaczynają żwawiej ruszać. I tak dzień po dniu biegnie, a roboty mało przybywa. To wykonawca jest najbardziej stratny finansowo, bo płaci im pewnie od dniówki, ja natomiast placę jemu za wykonanie pewnego etapu prac, niezależnie od czasu wykonania.

 

Wieczorem sąsiad poprosił mnie o mapę zasadniczą, bo chciałby pociągnąć gaz. Warunki gazowe otrzymałam w marcu br., więc podałam je również. Będzie nas chyba troje do ciągnięcia gazu, koszty rozłożą się więc i nie będzie zbyt drogo. Ponieważ sąsiad już zamieszkuje i zależy mu bardzo na szybkiej realizacji gazociągu, będzie pilotował tą sprawę sam.

Dobrze byłoby gdyby w jesieni zakończyli prace "wykopaliskowe" z gazem, wszystkie media miałabym w budynku. Od istniejącego gazu do mojego domu jest około 100 metrów do ciągnięcia, na trzy rodziny to niedużo.

 

Dzisiaj czyli we wtorek nikt nie przyjechał na budowę, zaniepokoiłam sie trochę, bo w ubiegłym tygodniu zamówiłam w "mojej" hurtowni twardą wełnę mineralną do ocieplenia kominów, siatkę i klej. Miało to być w tym tygodniu zrealizowane.

Coś mnie tknęło i pojechałam do hurtowni z zapytaniem kiedy otrzymam wełnę, nie mogą kłaść folii i dachówki dopóki kominy nie ocieplone i nie obłożone płytkami.

Pan wystawił na mnie wielkie oczy i mówi, że nie było takiego zamówienia.

Ja podaję u kogo telefonicznie zamawiałam, no i sprawa sie rypła, pan zapomniał kompletnie o moim zamówieniu. To młody stażysta, syn właścicieli, przyznał się bez bicia do winy. Zdarzyło sie to po raz pierwszy odkąd zamawiam u nich wszystko tj. od marca.

Właściciele usiłują zamówić błyskawicznie, ale niestety trzeba czekać do piątku lub dłużej.

Odmawiam, będę pytać w innych hurtowniach w Rzeszowie, może mają na stanie wełnę i sprzedadzą mi od ręki ?

Wracam szybko do biura i obdzwaniam po kolei hurtownie, w dwóch nie mają, trzeba czekać, twarda wełna podobno na zamówienia tylko jest sprowadzana. Jest !!! W następnej zostało im na magazynie trochę, dla mnie to wystarczy. Biorę siatkę i klej do tego i umawiam sie na środę na 9.00 rano na budowie żeby odebrać towar i zapłacić.

Muszę też zadzwonić do wykonawcy z zapytaniem czy da pracowników na środę ?

 

Pogoda taka piękna, słońce grzeje mocno, a u mnie przestój ! :evil: :evil: :evil: Znowu jestem z czasem do tyłu, pewnie robią na innej budowie.

 

Do domu wracam ostatkiem sił o 19.00 wieczorem. Rano zaliczyłam delegację do Leżajska, szybki powrót, potem hurtownie za wełną, potem szybkie zakupy służbowe i ich transport (na dniach musimy wyposażyć nasz (kolejny) lokal w różne sprzęty). Potem biegiem do autobusu, bo dzisiaj o 15.30 pierwsze spotkanie rodziców w maturalnej klasie i spotkanie Rady Rodziców. Trzeba załatwiać studniówkę itp. No i oczywiście ja uczestniczę w tym wszystkim czynnie.

 

Jeszcze po drodze drobne zakupy jedzeniowe i....kiedy wreszcie docieram do domu, jestem tak zmęczona, że mogę tylko dowlec sie do wanny, a potem do łóżka. Zanim zapadnę w kamienny sen poczuję przez kołdrę ciepłe ciałko naszej kotki, która często przychodzi do mnie spać. Nie mam siły ani ochoty jej wyganiać, ma swoje prawa w domu. Rano obudzi mnie do pracy mokrym noskiem i wołaniem jedzenia. Jest taka miła i delikatna. No i można w jej futerko wypłakać wszystkie zmartwienia, troski i żale.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W środę rano muszę dzwonić po półgodzinnym oczekiwaniu na dostawę wełny, bo się spóźniają. Wreszcie po interwencji przyjeżdża samochód z wełną, siatką i klejem. Noszę do budy duże paki wełny. Klej do garażu wnosi pan, bo ciężki jak licho.

Wracam do pracy i czekam na telefon od pana D., że ludzie wreszcie przychodzą do mnie na budowę. Nic, głucho. Dzwonię ja. Mówi, że w czwartek przywiezie na budowę kb, żeby oglądnął więźbę i dał wytyczne odnośnie wysokości kominów i dalszych prac.

W czwartek jesteśmy wszyscy na budowie. Kb ogląda wszystko pobieżnie, mówi, że dobrze i zaleca dodać słupy pionowe pomiędzy płatwiami a górną belką w kalenicy. No i podstawione klocki między jetki a górną część ścian. Kominy muszą być wyższe, znowu muszę zamówić następne pustaki wentylacyjne i gazowe oraz kamionki.

 

Będąc na ogrodzie i oglądając z daleka komin klinkierowy zauważam, że jest krzywo położona czapka. Pan D. mówi, że poprawią. Kb niczego nie dostrzega, dla niego wszystko jest o key.

 

Pytam pana D. kiedy wchodzą, może w piątek ? Mówi, że nie w tym tygodniu, bo gdzie indziej kończą. W obecności kb obiecuje, że jak wejdą w poniedziałek, to do końca tygodnia skończą wszystko.

Nie pasuje mi to odciąganie terminu, mam wolną sobotę, mogłabym dopilnować.

Pan D. prosi o pieniądze na blachę rudego koloru do obróbek dachu, mówi, że sam ją kupi. To dobrze, ja nie będę musiała nigdzie jeździć i tracić czasu.

 

W sobotę jadę na budowę, bo mają dowieźć zamówiony towar, chcę również zdać 7 palet EURO, za które zapłaciłam kaucję, mija już termin zwrotu. Palety są przyłożone resztkami cegieł, pustaków, boazerii...porządkuję to wszystko, przenoszę w inne miejsce. Wszystkie palety czyszczę z ziemi, są gotowe.

Pan D. zamówił za dużo pustaczków na słupy podtrzymujące daszek nad gankiem, przenoszę je i układam w stos, przydadzą sie może kiedyś na słupki przy bramie wjazdowej.

Wszystko jest ciężkie, jestem zmęczona.

Słońce świeci, ale jest zimny wiatr, znowu kolejna słoneczna sobota nie wykorzystana i kolejny tydzień opóźnienia.

Dach rozbabrany czwarty tydzień, komin gazowy dalej nie odkuty od stropu.

Jestem kompletnie zrezygnowana i myślę, że pozostaje mi tylko cierpliwie czekać.

Nie pojawiają się z towarem, więc jadę do domu, bo szkoda mi soboty. Sami sobie poradzą.

 

Następny tydzień mam szalony, będę pracować od 8.00 do 19.30. Nie wiem jak dopilnuję budowy ??? :-? :-? :-?

Smutno mi i przykro i chce mi się płakać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj jestem na budowie już o 7 rano. Są panowie do dachu i jest murarz Piotrek. Dachowcy kładą nadbitkę i deski wyrównujące nadbitkę z brzegu. Przygotowują dach do kładzenia dachówek od strony ogrodu.

Ma być również pan D., na razie go nie ma.

Pytam murarza Piotrka czy poradzi sobie ze zrobieniem płyty przykrywającej kominkowy komin na górze. Zamówiłam szablon, ogląda go z niepewnością i mówi, że jeszcze tego nigdy nie robił. Obiecuję, że poproszę przedstawiciela Schiedla, aby przyjechał i pomógł mu trochę. Mówi, że nie ma narożników do komina, zamówię po przyjściu do biura. No i siatki jest za mało. Muszę już biec do autobusu, bo nie zdążę do pracy na 8.00. Och jak to dobrze, że mam tylko kilka przystanków.

 

W pracy ledwo mam czas zamówić towar i wykonać telefon do pana A., przyjedzie około 15.00 na budowę i pomoże przy robieniu płyty przykrywającej komin.

 

Przez pół dnia załatwiam służbowe sprawy na mieście, potem odbieram dziesiątki telefonów, po południu jestem już zmęczona wariackim tempem pracy, zbliża się wieczór .... jeszcze kilkanaście służbowych uzgodnień przez telefon i mogę wrócić na 20.00 do domu z bólem głowy. Pewnie niewiele osób wytrzymałoby takie tempo, no cóż w wakacje miałam trochę luzu od klientów, teraz za to pracuję "podwójnie", szybko kończy mi się zapas sił, bo nie byłam na żadnym urlopie.

Nie wiem co zrobiono na budowie, nie wiem czy pan A. był - tak jak obiecał, nie wiem czy jeszcze chcę mieć dom. Chcę tylko iść do łóżka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

We wtorek rano nie ma murarza Piotrka, ale komin gazowy jest odkuty od stropu !!! Pękł oczywiście pustak, więc trzy nad nim trzeba było zdjąć, teraz "gołe" kamionki z obejmami sterczą do góry. Dekarze mówią, że tak się zmęczył, że chyba dlatego nie przyszedł dzisiaj do pracy. Zabierają się do pracy przy zakładaniu rynien od strony ogrodu. Proponują aby zrobić tylko jeden spust, bo drugi byłby tuż przy garażu. Nie zgadzam się, ma być dwa spusty, to przecież duża połać dachu, będzie się woda przelewała w czasie ulewy. W porę przyszłam z samego rana bo zrobiliby jeden spust.

Biegnę do pracy, wracam wieczorem o 20.30, po kąpieli mogę tylko dowlec sie do łóżka, dobrze, że nagotowałam na kilka dni do przodu, to w domu mają gorące posiłki gotowe do odgrzania.

 

W środę przyjeżdżam rano, są dekarze, ruszają się niemrawo, bo deszcz pada trochę, zachodzę od strony ogrodu, a tam 3/4 dachu jest pokryte dachówką !!! Zmoczona deszczem wygląda pięknie. :D

Podobno ma nie być murarza, więc wracam do pracy. Przed południem dzwonię do pana D. i pytam co z kominami i muarzem, mówi mi, że właśnie przyjechali do mnie na budowę i chcą coś robić, a nie ma ani płytek klinkierowych ani kleju. Dzwonię do mojej hurtowni i zamawiam płytki w takim kolorze jak klinkier na komin zapasowy od ogrodu. Nie mają 20 m2 tylko 14,5 m2. Na resztę trzeba czekać 2-4 tygodnie, proponują zamówic gdzie indziej. Dzwonię do drugiej hurtowni - są.

Jadę na budowę i proszę pana D. żeby pojechał ze mną. Jedziemy, to niedaleko, kupuję co trzeba, transport będzie za pół godziny na budowę i w dodatku gratis :) .

Po drodze wstępujemy do mojej hurtowni i odbieram drobiazgi, których nie dowieźli na czas. Wszystko jest gotowe, tylko 4 pustaków do komina gazowego nie ma, bo trzeba je sprowadzić z innego miasta. Nie skończymy tego gazowego komina nigdy !

Po powrocie na budowę stwierdzam, że zdjęte wcześniej pustaki "gazowe" są wszystkie nałożone, komin trochę się rusza, trzeba będzie go stabilizować. Pan D. z ludźmi kończy zakładać stabilizację komina kominkowego do krokwi (tyle było krzyku wcześniej, że to niemozliwe !). Pręty założone, przytwierdzone do komina uchwyty z czterech stron....dotykam ręką komina na poddaszu i delikatnie popycham....nie rusza się ! :D Boże, co za radość, jedna sprawa do przodu. Murarze przygotowują szalunki do płyt przykrywających komin wentylacyjny (w kuchni) i kominkowy - bo Schiedel proponuje gotową przykrywę tylko do gazowego. Tę płytę trzeba wykonać samemu. Leją beton do drewnianych ramek i układają w środku pręty. W środek płyty kominkowej wkładają szalunek tracony i styropianowy krążek. Do jutra stwardnieją i będą gotowe do położenia na samym szczycie kominów.

 

Tymczasem dekarze zdążyli obciąć kawałek nadbitki tuż przy brzegowej krokwi wystającej poza dach. Patrzymy z panem D. na to posunięcie i....opadają nam szczęki. Z jednej strony dachu za brzegową krokwią wystaje około 30 cm nadbitki, z drugiej strony 5 cm....bo tak "wyszło" z szerokości ostatniej dachówki przed brzegową. Pan D. nie krzyczy co prawda, ale gani ich w kilku słowach, że powinni zaczekać do jego powrotu, jak nie wiedzieli co robić. Przecież są połówki dachówek, będzie wtedy dokładnie 30 cm występu, tak jak z drugiej strony. Zamawia szybko w hurtowni połówki, mają dowieźć za godzinę - to blisko.

Dekarze mówią, że nie wiedzieli, iż są połówki (co mnie dziwi, tyle robią dachów i nie wiedzieli ?) i zabierają się do wymiany 10 klepek boazeriowych skróconych za dużo, jak to dobrze, że nie zdążyli obciąć na całej długości okapu. Dostalibyśmy z panem D. zawału serca, trzeba byłoby zamawiać nową boazerię i malować ją drewnochronem, dopiero potem zdejmować starą i nabijać nową odchylając nałożoną już folię dachową. To 2-3 dni do tyłu.

To tylko i wyłącznie zasługa Pana Boga, że czuwał nad moją budową i nie doszło do małej tragedii.

 

Teraz przyglądam się jak kładą folię w kalenicy, to ostatnie pasy folii, nie napada mi już deszcz do środka, tylko obok tych nieszczęsnych kominów są małe prześwity. Na poddaszu zrobiło się ciemno, nie mam okien dachowych, tylko po jednym z drzwiami balkonowymi w ścianach szczytowych, w każdym pokoju. Jak pomaluje na jasny kolor ściany, to nie będzie tak źle. Wolę palić światło niż mieć okna dachowe. Nie wiem dlaczego tak bardzo ich nie lubię.

 

Znajduję na stropie ulotkę z instrukcją nakładania folii dachowej - w kalenicy powinna być podwójna folia, na obrzeżach dachu też. Pokazuję ją panu D. - upiera się, że to nie tak. Pas folii skończył sie 20 cm przed kalenicą z obydwu stron dachu, nałożono na kalenice folię spadającą po dwóch stronach na dół, z zakładem 15 cm, więc w samym środku kalenicy jest pojedynczo. Upieram się, żeby dali podwójnie, pan D. upiera się, że zostanie tak jak jest i mówi, że w ulotce piszą bzdury.

Nie wiem czy będe miała siłę konsultować ten temat z kimkolwiek ?

 

Robi sie zimno, na poddaszu sa przeciągi, hula wiatr, zmarzłam do szpiku kości, stopy w tenisówkach mam lodowate. Muszę wrócić do domu, nie wrócę już do pracy, koleżanka ma dyżur. Wieczorem poproszę pana Schiedlowca o sprowadzenie tych "gazowych" pustaków z Przemyśla, nie wiem czy będzie mógł. Czekam na nie już tydzień. Nie skończą tego komina bez pustaków. Dekarze są wstrzymywani z robotą przez te kominy.

Jutro murarz Piotrek ma kłaść płytki klinkierowe na kominkowy i wentylacyjny komin. Jaki postęp na budowie !

No i wieczór mam wolny, mogę pobuszować na forum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj rano pada deszcz, ale ja przed pracą jadę na budowę, bo wieczorem nie będę mogła, a nóż są ludzie.

Są, są, tylko zbierają się do domu, bo doszli do wniosku, że deszcz nie przestanie padać. Zamieniam z nimi parę słów i biegnę do autobusu.

Znowu dzień do tyłu, nie będzie płytek klinkierowych na kominach. Podobno do końca tygodnia ma padać. Wszystko przeciwko mnie, nawet pogoda, ale nic to, ja to wszystko przetrzymam ! :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W piątek nie byłam na budowie ani rano ani wieczorem, wróciłam z pracy do domu o 21.00 (13 godzin pracy non stop). Ale na budowie też nikogo cały dzień nie było (podobno zawrócili z drogi, bo padał deszcz).

Dzisiaj rano do pracy, do 14.00, potem szybko na budowę, co tam słychać ?

Już z daleka widzę ludzi na dachu, podchodzę bliżej.....komin wentylacyjny obłożony świeżo płytkami, krzyżaczki tylko wystają, ale czapki nie ma na górze, nadal "się suszy". Murarze więcej nic nie zrobili, no bo przecież nikt nie dowiózł tych brakujących pustaków gazowych Schiedla z Przemyśla, na które czekam drugi tydzień.

Dacharze coś przy obróbce blacharskiej i rynnach robią - z przodu domu, od strony wejścia, jest też część dachówek położonych, ale niedużo, bo murarze będą musieli mieć dostęp do tych kominów, chodzą przecież po łatach.

 

Coś mnie korci, żeby wejść na dach i zobaczyć ich robotę z bliska. Przebieram się z biurowych ciuchów w spodnie i bluzę i.....wychodzę po drabince przez lukarenkę w łazience na dach. Pomalutku, pomalutku, trzymam się kurczowo łat, coraz wyżej, coraz wyżej, jestem już przy kalenicy. Spoglądam w dół....Jezusicku jak ja teraz zejdę ??? :cry: :roll: :-?

Siedzę na łatach i dyskutuję z jednym dekarzem. Kawałek folii przechodzący przez kalenicę jest niezbyt starannie położony, mówi: "pani, to sie jeszcze przyłoży, albo sie obetnie, jak sie będzie kładło dachówkę."

 

Proszę żeby miotełką wyczyścili "paprochy", które zalegają między łatami a najbardziej tam gdzie ma być kosz przy lukarnie. "Pani, to sie jeszcze będzie czyścić jak sie bedzie ukladać dachówkę."

Pod dachówką z brzegu widzę troche "paprochów", pytam jak czyścili skoro są ? "No to się puknie od spodu w folię i spadną" mówi jeden.

 

Sąsiadka i sąsiad dostrzegli mnie na dachu, siedzą na podwórku i coś robią z płodami rolnymi. Krzyczę z wierzchołka dachu "dzień dobry". Są zdziwieni, że aż tam wlazłam.

 

Murarz Piotrek tłumaczy mi jak będzie osadzona dachówka w kalenicy.

Skąd ja mam wiedzieć czy to co robią jest dobrze ? Pasowałoby mi żeby ktoś "obcy" to zobaczył i ocenił zanim całkiem przykryją dach, potem nic nie będzie widać. Tylko kto ???

Kierownik budowy przyjedzie na 10-15 minut, popatrzy z dołu na dach i powie "no, i widzi pani jak pięknie zrobili" ! Nawet mu do głowy nie przyjdzie zaglądać w zakamarki, ma przecież całkowite zaufanie do wykonawcy. No i przecież nie wyjdzie lukarną na dach. Toż to prawie cyrkowe przedsięwzięcie. A niech to wszystko piorun jasny trafi !!! :evil: :evil: :evil: Jestem sama jak pies.

 

Schodzę pomalusieńku na dół, krok po kroczku, wreszcie jestem przy lukarnie, zmarzłam okrutnie.

Chciałabym zobaczyć obróbki komina jak zrobią, ale czy ja będę umiała wejść na dach jak będzie wszędzie ułożona dachówka, może zjadę na dół i będzie po mnie ??? Te dachówki to można tak przesuwać w górę i w dół, wtedy łata jest "dostępna", może spróbuję ??? Tylko kiedy oni to zrobią ???

 

Na dole sąsiad "z przodu" mówi, że mapa pod gaz sie robi, jest już na ZUD-zie. No to dobrze, po niedzieli jakieś zebranie wszystkich chętnych do gazu.

 

Wracam do domu, znowu niewiele postępów w pracach.

Mam w poniedziałek kupić 22 kratki wentylacyjne, krzyżaczki do fug i ponaglić o pustaki Shciedla. No i ten "blaszaczek" nad komin dymny nadal nie kupiony.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sobotę po pracy o 14.00 jadę na budowę, kręcą się dacharze, niewiele zrobione, mówią, że już na dzisiaj koniec, zbierają się do domu.

W poniedziałek pracuję do 21.00, dzwonię tylko z zapytaniem do hurtowni czy wreszcie te pustaki gazowe dzisiaj dojadą i zamawiam 22 kratki wentylacyjne. Obiecują dowieźć dopiero przed 17.00. Murarz Piotrek po tej wiadomości zabiera sie więc do domu, nie ma co robić.

 

Dzisiaj jadę raniutko na budowę, jest murarz Piotrek i pomocnik, zabierają się do murowania tego gazowego komina (wreszcie!). Ale za to nie ma dacharzy, nie mogą dalej kłaść dachówki, bo komin nie wykończony. Oglądam daszek nad wejściem, prawie cały pokryty dachówką, jest nierówno położona i są za duże odstępy na brzegowych dachówkach, łaty za szeroko położone. Bardzo mi się to nie podoba, będzie chyba do poprawy. Spod niedokończonej dachówki na lewej połaci dachu widać nie posprzątane paprochy. A tak prosiłam żeby pozmiatali. Ogarnia mnie niemoc i smutek, jak mam wygrać z tymi leniami patentowanymi ? Wyrzucić na kilka dni przed końcem robót ? :-?

 

Oglądam komin kominkowy, obłożony jest płytkami, krzyżaczki jeszcze nie wyciągnięte. Obydwie czapki założone. Dzisiaj mają dojść wykończenia stożkowe obydwu kominów Schiedla. Jak oni to zmordują skoro mnie nie będzie i nie będę im patrzeć na ręce ? Pewnie tak jak zwykle czyli niezbyt starannie.

 

Postanawiam, że może jutro wyjdę na dach, chyba że będzie padać, to nie.

Murarz Piotrek mówi, że z tych 22 kratek wentylacyjnych 3 są rozerwane i nie mają kompletu do mocowania, a 5 nie ma białej "siatki" od wewnątrz.

Obiecuję zadzwonić do hurtowni po przyjściu do biura.

 

Wracam i dzwonię, pan mówi, że będę musiała im dowieźć jak chcę szybko wymienić na dobre, albo poczekać do momentu aż pojadą do mnie na budowę z następnym towarem, to przy okazji zabiorą.

Nic mi się to wszystko nie podoba, biorę u nich towar od maja, mogliby mi nie dawać wybrakowanych wyrobów, magazynier mnie już zna z nazwiska.

Osłabia mnie wszystko i wszyscy !!! :evil:

 

Wieczorem dowożę swoje zwłoki do domu, jestem w melancholijnym nastroju, nie wiem co tam zdziałali w ciągu dnia ??? :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj jadę rano na budowę, dacharzy nie będzie, bo murarze nadal nie skończyli swojej roboty, murarz Piotrek zabiera sie do fugowania kominów wentylacyjnego i kominkowego oraz zapasowego w pom. gospodarczym.

 

Komin gazowy wreszcie wybudowany, koncówka schiedlowska nałożona i czapka też, tylko czapka na wentylacyjny obok gazowego sie suszy. Może obłożą go w ciagu dnia płytkami, no to byłyby wszystkie 4 gotowe.

 

Pan D., o dziwo rano obecny, prosi o pieniądze na 2 arkusze blachy, bo zabrakło do obróbek blacharskich. No i ja podejmuje decyzję, że musi być wyłaz dachowy, ma go kupić. Mówi, że jutro przyjadą dacharze i skończą dach.

Odwozi mnie pod biuro, po południu jadę szybko jeszcze raz, z daleka nikogo nie widać, 3 kominy zafugowane, trzeci gazowy nie tknięty, sasiadka mówi, że jak w południe poszli na piwo do sklepiku, to potem już do domu pojechali.

O 18.00 ma być zebranie wszystkich chętnych na gaz. Za długo mam czekania, jadę do domu. Szybko prysznic i....w związku z tym, że jestem zmęczona gonitwą w ciagu dnia w pracy proszę męża o jazdę na działkę. Jedziemy, Boże co za wygoda. Sąsiadka woła męża do ogrodu po jabłka na placek, idą zbierać razem, dostaję też marchew, seler...miła jest teraz.

 

A na zebraniu właściciel działki z gazem proponuje nam zrzutkę na "odstępne" za zgodę na kopanie działki i podłączenie sie do gazociagu. Własciwie jest ich dwóch, to oni ciągnęli nitkę gazu od głównej ulicy. Nas jest 4 rodziny, wychodzi po 500 zł na rodzinę, po krótkiej dyskusji i próbie obniżenia odstępnego wyrażamy zgodę.

Każdy po chwili przynosi pieniądze, jutro mamy podpisać umowę cywilno-prawną. Mapa lada dzień wróci z ZUD-u. Projektant zrobi projekty przyłączy no i mamy szansę kopać w październiku.

 

Mąż ogląda w międzyczasie dom, dawno tu nie był, pokazuję mu łazienkę na górze i pralnię, sypialnie, mówi, że taras od strony ogrodu powinien być zadaszony, żeby można było w lecie w czasie deszczu siedzieć na polu. Pewno zrobię taki daszek i taki taras.

 

Wracamy do domu, muszę wieczorem ugotować fasolę po bretońsku na jutro.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W czwartek nie ma nikogo na budowie, bo zabrakło orzechowej fugi, murarz Piotrek nie ma co robić, bo komin gazowy jeszcze mokry i płytki odpadają od niego. Pan D. obiecuje dowieźć fugę, jeździ po mieście, może więc kupić bez problemu. No to może w piątek coś zrobią.

 

W piątek rano pada deszcz...nawet nie jadę i nie dzwonię, bo napewno nikogo nie ma. Teraz znowu pogoda dyktuje tempo.

Czekam cierpliwie.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Oj dawno nie zaglądałam na forum, mój dziennik budowy opuszczony, zaległości się narobiło, a wszystko przez wstrętne choróbsko.

 

Zaglądam na budowę za kilka dni, po południu, a tam murarz Piotrek kończy płytkować komin gazowy. Siedzi z pomocnikiem na dachu i zaciera fugi orzechową zaprawą. Przebieram się w spodnie i tenisówki i wchodzę pomalusieńku na dach. Trzymam się kurczowo brzegów jaskółki, przechodzę po łatach leżących na lukarence na górę. Wiatr jest zimny i po pół godzinie jest mi zbyt chłodno, muszę wrócić na ziemię. Oglądnęłam z bliska wykończenie gazowego komina. Oryginalna czapka Schiedla styka sie z robioną czapką na wentylacyjnym, przylegającym do gazowego. Proszę o zatarcie zaprawą łączenia obydwu czapek i wyrównanie całej góry. Decyduję, że trzy kominy będą pokryte z góry blachą, bo wszystkie są opłytkowane czerwonymi płytkami, a czapki są szare, ładnie byłoby żeby były też czerwone. Blacha na obróbki blacharskie jest czerwona, to ją wykorzystamy.

Schodzę na dół, z oddali obserwuję prace na dachu. Noszą wiaderka z coraz to nową fugą na górę. Karkołomne to przejście, trzeba sie trzymać dobrze, a tu jeszcze wiaderko w drugiej ręce. Podziwiam ich sprawność ...i w tym momencie widzę jak wiaderko wypada z rąk Piotrka, leci po dachówkach na dół, na ziemię, a pod Piotrkiem łamie się łata, on ląduje na folii, która się urywa pod nim. W ostatniej chwili zatrzymuje się na innych łatach. No tak, ma skrzywioną minę i nie może sie podnieść. Noga utknęła pod nieodpowiednim kątem i chyba jest skręcona. Pomocnik pomaga mu się podnieść i wejść przez lukarnę do środka domu po drabince. Piotrek mocno utyka i ledwo idzie. Boli bardzo. Boże, dopiero kilka tygodni temu złamał żebra, bo spadł z krzywo postawionej deski na rusztowaniu. Ledwo się wykaraskał, już następna kontuzja.

Tyle roboty na dzisiaj, zabieramy się do domu wszyscy, a ja jestem pewna, że znowu przeciągnie się zakończenie prac na dachu.

No i folii trzeba dokupić, po podarta, i łaty wymienić, bo złamane.

Po dzisiejszych pracach została wielka dziura.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę już codziennie zaglądać na budowę, siedzimy w biurze do wieczora. Rano nie mogę podnieść głowy z poduszki, tylko bym spała, więc nie jadę przed pracą na budowę, tak jak w lecie. Telefonicznie uzgadniam z panem D. żeby kupił kawałek folii i wymienił kawałki wokół komina, bo spaprali ją niemiłosiernie fugą i betonem i narobili dziur jak w sicie. Już wie o kontuzji Piotrka. Obiecuje kupić folię i wszystko naprawić.

No i obiecuje zakończyć wszystkie prace szybko.

 

Coś mnie zaczynają boleć nerki i brzuch. Kojarzę to z wizytą na dachu i zmarznięciem (od dawna nie mogę marznąć, bo potem mam problemy), biorę leki przeciwbólowe, nie pomagają, wieczorem jadę szybko na pogotowie po zastrzyk przeciwbólowy, bo zaczynam umierać.

Zamiast budową muszę zająć sie badaniami krwi, moczu, USG, zdjęcie brzucha. No tak, kamienie w nerkach, zaczęły wędrować. Przez kilka dni daję radę jeździć tylko do pracy, o budowie nie ma mowy. Zostawiam wszystko na pastwę losu....niech robią co chcą....

 

Pan D. dzwoni i informuje, że coś tam znowu robią, zakładają blachę na czapki.

Zmuszam się, żeby pojechać rano i zobaczyć te czapki. Półgodzinna wizyta na budowie doprowadza mnie do furii. Blacha na czapkach odstaje, wygląda paskudnie, niechlujnie. Mówię, że nie odbiorę takich kominów. Oni mówią, że blachy sie tak nie da dokładnie przyciąć i przygiąć. Mówię, że poproszę o konsultację kb.

 

Odjeżdżam i nie pokazuję sie przez kilka dni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...