Renia 12.11.2004 19:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Listopada 2004 Oj, długo nie pisalam, brak czasu...ot co. Zwróciłam sie do kierownika budowy o ocenę tych czapek na kominach, pojechał na budowę, pooglądał i nakazał poprawić - mieli zrobić takie opaski, żeby od dołu nie było widać kawałka szarego betonu. Pan D. obiecał to zrobić szybko, mijały dni...a tam nikt nie zaglądał i nic sie nie działo. Jego pracownicy zaczęli do mnie wydzwaniać żebym im zapłaciła za robotę kominów, bo pan D. im nie płaci, odsyła do mnie. Ha, nie umawiałam się z nimi, tylko z panem D. więc on im będzie płacił. Pan D. też odezwał sie po trzech tygodniach z zapytaniem kiedy zapłacę ostatnią ratę. Powiedziałam, że po wykonaniu wszystkiego. Obiecał sie sprężyć i ....nadal nikogo na budowie nie było. Którejś soboty wyciągnęłam syna na budowę, żeby trochę posprzątać, niechętnie się zgodził, pojechaliśmy z worami na śmieci, zaczęliśmy zbierać worki foliowe po dachówkach, puszki po konserwach, butelki po piwie i tysiąc innych śmieci. No i gruz spod fundamentu, bo chciałam obsypać przed zimą ziemią, niestety nie udało mi się ocieplić styropianem ściany fundamentowej, pewnie zrobię to dopiero wtedy, gdy będę ocieplać ściany domu. Więcej pracy włożyłam ja, niż syn, nie bardzo mu to szło, patrzył tylko żeby wrócić do domu. Ale nazbieraliśmy dziewięć worów, położyliśmy je w garażu. Może jakoś je wywieziemy. Od strony zachodniej budowlańcy złożyli kupę desek - i takich dobrych, jeszcze do użytku i takich odpadów. Sąsiadka zagadnęła, czy może wziąć sobie drobiazg na podpałkę do pieca. Pozwoliłam oczywiście, ale ona nie chciała sama brać, zaproponowała żeby to razem przebrać. Zagadnęłam do męża żebyśmy pojechali to zrobić, bo niedługo śniegiem sypnie. Zgodził się, pojechaliśmy. Cieszyłam się bardzo na tą robotę, jakoś mnie tak rwało na budowę i do sprzątania, tylko nie było czasu na to wcześniej, pracuję czasem w soboty. Po przyjeździe wyciagnęliśmy taczki, było jeszcze trochę gruzu do wywiezienia na drogę. Mąż zajął się tym tematem, ja z sąsiadką natomiast zabrałam się do tej kupy drewna, pracowałyśmy przez dwie godziny, drobne kawałki przerzucałyśmy za siatkę na jej podwórko, grube układałyśmy u mnie w ogrodzie, pod koniec mąż pomógł nam przy ciężkich i grubych dechach. Sąsiadka była wniebowzięta, otrzymała sporo drzewa, a my otrzymaliśmy od niej wiejskie jajka i kosz jabłek z ogrodu, rozstaliśmy się zadowoleni. Zabraliśmy dwa wory śmieci, więcej nie mieści sie w samochodzie. W domu mąż narzekał, że boli go kręgosłup, ma chyba zwyrodnienia. Ale chyba mu się tam podoba, zapytał czy będą drzwi między garażem a pomieszczeniem gospodarczym, powiedziałam, że chyba tak, na to on, że lepiej żeby nie było - bezpieczniej bez drzwi. Zgodziłam się, nie muszą być. Nawiązałam kontakt z firmą, która powinna zalepikować i zafoliować taras nad garażem przed zimą, ale muszą mieć kilka dni słonecznych. Hurtownia, która dostarczyła dachówki zabrała kilka dni temu 4 palety zbędnych dachówek, nie zdążyłam zrobić tego tarasu, gdy była pogoda, bo dachówki zalegały na tarasie, a hurtownia nie miała samochodu z wysięgnikiem przez długi okres czasu. Dopiero moje dwukrotne przynaglenie poskutkowało. Poprosiłam w tym tygodniu koparkowego żeby obsypał fundament dookoła domu, "zużył" tylko połowę góry humusu, resztę rozsypie na wiosnę. Ogród zrobił się ładniejszy, góra zmalała. Wczoraj znowu wyciągnęłam męża na budowę żeby zabrać następne wory śmieci i opróżnić garaż z worków cementu i rupieci. Trzeba go wypełnić piaskiem, takim gorszym, kopanym, bo fundament bardzo odkryty. Pracowaliśmy tylko pół godziny, wszystko jest przygotowane. Może w sobotę przywiozą piasek ? Pozostaje przed zimą zabezpieczyć okna folią lub deskami, muszę kogoś poprosić żeby to zrobił. Wieczorem w domu zagadnęłam do męża czy mu sie ten dom podoba, stwierdził, że nie sztuka wybudować skorupę, sztuka jest ją wykończyć - tak mu mówią wszyscy koledzy, którzy już mieszkają w domach. Z jednym z nich pojechał niedawno na budowę, żeby mu pokazać czego dokonałam. To pewno on mu tak nagadał. Nie widzę większego entuzjazmu ani zainteresowania. Ale dzisiaj jak wróciłam z pracy syn powiedział, że był z dwoma kolegami na budowie, samochodem jednego z nich. Podobno bardzo im sie podobał dom, szczególnie pokój z tarasem na poddaszu, szczerze podziwiali. Wieczorem znowu zagadał, że teraz jak już wszystko jest na swoim miejscu i tak posprzątane, to mu sie bardzo podoba i że chciałby tam szybko zamieszkać. Na to ja, że należałoby tam trochę popracować, bo pieniążków na wszystko nie wystarczy. Nic sie nie odezwał, ale widzę, że teraz często myśli o tym domu. Urzekł go ten pokój z tarasem ! ...no bo jest fajny. Jak się ten taras wykończy balustradą i zadaszy przed deszczem (może taki przezroczysty daszek ?), to będzie super !!! Tylko ja jakaś taka zmęczona, zgaszona... no cóż zabrakło słońca i ciepło się skończyło, przyszła szara smutna jesień, zima za pasem, trzeba jakoś przetrwać do wiosny. Muszę przez zimę naładowć akumulatory, coby ruszyć jak tylko w marcu słońce zaświeci. Może uda mi sie odłożyć kasę na okna ? Tak, tak...odwaliłam kawał niezłej roboty. A w maju była goła działka, łąka..... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 13.11.2004 19:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Listopada 2004 Dzisiaj około południa zadzwonił pan ze żwirowni, że wyjeżdża z piaskiem. Uprzedziłam męża wczoraj, że jest potrzeba obsypania fundamentów w środku garażu piaskiem przed mrozem, bo są bardzo odkryte. Poszłam za ciosem, może pojedzie, no i synowi też wspomniałam o obsypywaniu. Pojechaliśmy razem, nawet kolega syna niespodziewanie dołączył. Wielki samochód podjechał prawie pod garaż, ale trzeba było wyjąć dwa drewniane słupki graniczne sąsiada, bo wjazd na działkę ma 3 metry - dla osobowego to wystarcza, ale dla takiego kolosa nie bardzo. Pewnie będzie zły, ale nie mieliśmy innego wyjścia, wysypałby daleko od garażu i trzeba byłoby wozić taczkami. Deszcz padał od godziny, a ja zdecydowałam, że zasypujemy, łopaty poszły w ruch, chłopcy i ja nasypywalismy do taczek a mąż woził na koniec - do pomieszczenia gospodarczego i pod ściany w głębi. Na szczęście nie ma jeszcze ściany działowej między garażem a pomieszczeniem gospodarczym, więc jest przestrzeń do manewrowania.Strasznie pomału ubywało tego piasku, ciągle taka wielka kupa przed nami. Na początku staliśmy w garażu i nabieraliśmy w brzegu, ale potem trzeba było wyjść na zewnatrz i przegarniać bliżej. Syn przemoczył ubranie, kurtka i kaptur tylko trochę zabezpieczały przed deszczem, jak wyjeżdżaliśmy z domu, jeszcze nie padało. Tylko mąż jeżdżąc w garażu był suchy. Po dwóch godzinach ściany były obsypane, my zmęczeni a kupa zmalała do połowy. Zdecydowałam o powrocie do domu. Wszyscy dostali gorący bigos i herbatę z cytryną, na deser domowy placek.Po takim wysiłku smakowało wyśmienicie.Obyśmy tylko nie zaczęli smarkać i kichać, bo niestety zmokliśmy bardzo.Reszte zrobimy może za tydzień, jeśli będzie pogoda.Zaglądnęliśmy na poddasze, trzy kominy przeciekają okrutnie, jestem teraz pewna, że pan D. zapłaty nie otrzyma, tylko czy mam mu zlecić poprawe czy też poprosić inną ekipę i potrącić mu z pozostałego wynagrodzenia ?Zastanowię się. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 14.11.2004 16:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Listopada 2004 Wczoraj odjeżdżając z budowy mąż zaglądnął do sąsiada aby go przeprosić za wyjęte słupki, była tylko córka gimnazjalistka, którą poinformował o zaistniałym fakcie. Po powrocie do domu, po dwóch godzinach zadzwonił do sąsiada i jeszcze raz go przeprosił, obiecawszy włożenie palików w następną sobotę. Niby sie zgodził i nic wiele nie mówił. Późnym wieczorem zadzwoniła do mnie sąsiadka (jego żona) i zrobiła mi przez telefon karczemną awanturę za wyjęcie palików i przejechanie jednym kołem kawałka trawnika. Usiłowałam jej wytłumaczyć, że padało tak bardzo, a my byliśmy tak przemoknięci i zmarznięci, że nie mogliśmy tego naprawić od razu. No i oczywiście, że kierowca nie miał innego wyjścia. Mówiłam jej, że mąż rozmawiał z jej mężem dwie godziny wcześniej i uzgodniliśmy naprawę na następną sobotę. Nie docierało do niej nic, krzyczała na mnie bez opamiętania, a w końcu powiedziała, że jak do wtorku nie naprawię szkody, to wezwie policję. Powiedziałam żeby wezwała, wtedy wyłączyła się. Przypomniało mi się jak sąsiad zaczął budować swój dom, to na mojej działce złożył bez pytania kupę desek i innych rupieci, przykrył to folią i tak leżało przez 2 lata. Zaczynając kopać fundamenty w maju kilkakrotnie ponaglałam go żeby to przesunął na swoją działkę. Wielkie samochody z materiałami zakręcały na mojej pięknej łące robiąc koleiny i niszcząc soczystą trawę, ale ja nie mówiłam nic, bo wiedziałam, że ja też kiedyś będę potrzebowała "przymknięcia oka" na jeżdżenie i pewne nieuniknione szkody przy budowie. No, miało to być na zasadach wzajemności, teraz ty potrzebujesz, potem ja. Oni widocznie tak nie myślą, awanturują sie już po raz kolejny w sposób, do którego ja nie jestem przyzwyczajona. To poniżej pewnego poziomu, który każdego z nas obowiązuje. Poza tym wielokrotnie wymawiali mi to, że musieli 3 metry działki przeznaczyć na drogę dojazdową do mojej działki, a zapłacili za tą drogę tak jak za działkę (3 m szerokości x 30 m długości). Rok temu sąsiad krzyczał, że on utwardza drogę, a ja nie robię nic, zmusił mnie prawie do działania, zapłaciłam za żużel, który rozsypaliśmy taczkami po drodze, trochę sie uspokoił. Teraz z budowy było dużo gruzu, wszystko wywieźliźmy taczkami na drogę, jest już znacznie utwardzona, więc sąsiadka zarzuciła mi, że bez jej pozwolenia kładę gruz na JEJ DRODZE ! "Pani musi się mnie pytać za każdym razem, czy ja zezwalam na cokolwiek !!!, to MOJA DROGA !!!". Widzę, że nie będzie z nimi łatwego życia, wszystko im przeszkadza, o wszystko mają pretensję no i bez przerwy podkreślają, że to ich ziemia, ich droga, ich własność. Krzyczą przy tym niemiłosiernie, używając niecenzuralnych słów. Odnoszę wrażenie, że jak na mnie nakrzyczą, to poprawia im się humor. Coś mi się zdaje, że ten zwyczaj awanturowania się przynieśli ze wsi, z której pochodzą, słyszałam, że ludzie na wsi często tak sie zachowują. Nigdy nie miałam rodziny na wsi, więc nie jestem do takiego zachowania przyzwyczajona. No i mąż w związku z tym incydentem powiedział, że jemu to w tym bloku jest tak dobrze, bo jak zamknie drzwi za sobą, to nikt mu nie krzyczy, nie zagląda, nie przegania go, wszyscy mają równe prawo do schodów, piwnicy, ławeczki, parkingu... a tu : już sobie wyobraża jak co drugi dzień sąsiad będzie krzyczał, że z grilla dym leci mu pod nos, że pies szczeka, kot mruczy, dziecko gra na gitarze - jemu wszystko będzie przeszkadzać, nie mówiąc o tym, że raz w tygodniu przypomni nam po czyjej drodze jeździmy. Wcale mu się nie uśmiecha kiedyś iść do tego domu mieszkać, w ogrodzie pomimo, że taki schowany na końcu działki i drogi nie ma wokół, będziemy jak na patelni. Nie będzie można swobodnie posiedzieć, bo sąsiedzi z boku będą wszystko widzieć. Na to ja, że przecież możemy obsadzić działkę drzewami dookoła i odgrodzić się "ścianami zieleni". Jakoś nic go nie przekonuje, jeździ tam jednak ostatnio, chociaż cale lato nie zaglądał. Zupełnie nie wiem jak to wszystko rozwinie sie dalej ??? Kiedyś miałam nadzieję, że z sąsiadami żyć będziemy w zgodzie, teraz już wiem, że to niewykonalne, przynajmniej z tym jednym. Zastanawiam sie dlaczego ludzie częściej szukają zwady niż zgody ??? Podobno ta sąsiadka co jej drewno dałam też ze wszystkimi wokoło jest skłócona, z tym sąsiadem z przodu też ! I to jak !!! Gdzie są normalni, przyjaźni ludzie ??? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 21.11.2004 15:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Listopada 2004 W następną sobotę było zimno, wiał wiatr, nawet trochę padał deszcz, a my pojechaliśmy na działkę włożyć te nieszczęsne dwa słupki. Moi mężczyźni zabrali łopaty i zaczęli kopać dołki, które koło samochodu z piaskiem rozgniotło. Ja natomiast uzgodniłam z "boczną"sąsiadką, że jej syn zabezpieczy mi na zimę otwory okienne i drzwiowe coby śnieg nie sypał do środka. Da mi znać co powinnam kupić, pewnie będą potrzebne gwoździe i folia.Po pół godzinie dołki były gotowe, wstawiliśmy drewniane drągi i obłożywszy je w dołku gruzem zasypaliśmy. Łopatą natomiast wyrównaliśmy niewielką koleinę po kole od samochodu. Zmarzliśmy wszyscy okropnie. Łopaty schowaliśmy do budy i pojechaliśmy do domu. Nikt od sąsiada nie pokazał się na zewnątrz, ani przez okno nikt nie wyglądał, powinni chyba zaakceptować nasze prace. Garaż wewnątrz jest obsypany na tyle, że może mróz nie dojdzie do dołu fundamentów.Natomiast pozostało jeszcze sporo piasku do wsypania do środka, ale nie w taką pogodę. Może jeszcze będą dodatnie temperatury i bezwietrzne dni, wtedy moglibyśmy wsypać resztę, to około dwóch godzin pracy w 3 osoby. Nie wiem jak zareagują moi domownicy, bo po kopaniu tych dołków mąż znów narzekał na mocny ból kręgosłupa, to muszą być zwyrodnienia. Aż trzeba było smarować maścią.Pewnie gdyby sąsiad założył ogrodzenie z siatką, to kierowca musiałby dokonać cudu żeby wjechać jak najbliżej nie uszkadzając niczego, a my nie mielibyśmy problemu w wyciąganiem i wkładaniem palików. Już sie martwię jak to będzie z innymi dostawami materiałów jak zacznę wykończenia wewnątrz budynku, ten dojazd jest fatalny. Tylko osobowy nie ma problemu z wjazdem. Wieczorem tego samego dnia zadzwonił projektant od gazu, że nasze projekty przyłączy już są po ZUD-zie i można je odebrać. O rety ! Może będą niedługo kopać gaz do naszych budynków i to dokładnie w tym miejscu gdzie przejechało koło samochodu i gdzie były wkładane paliki sąsiada, może trzeba będzie je znowu usunąć dla koparki ? I tyle naszej roboty na nic. Mąż się wściekł, bo powiedział, że gdyby wiedział o kopaniu gazu w tym miejscu, to by nic nie robił, tylko spokojnie poczekał, przecież będzie totalna rujnacja terenu !!! Nie zakręciliśmy wody na działce na stałe takim dużym kluczem, może mróz rozerwie kurek ? Musimy to zrobić niedługo. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 28.11.2004 16:41 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Listopada 2004 Sąsiadka zaproponowała, że okna na zimę mógłby zabezpieczyć jej zięć. Dostałam nr telefonu i uzgodniłam z panem K. robotę. Mąż zakupił kilka kg gwoździ, które zawiózł na budowę. Panowie zabrali się do roboty, zaproponowali też zastępcze okna na poddasze, przywieźli je i zaczęli montować. Mają poodbijać resztę desek spod sufitu w salonie i przewiercić kanały w stropie żeby woda spłynęła. No i drzwi wejściowe będą zamontowane, takie stare od łazienki, przywiezione kiedyś razem ze starym kufrem. Już od lata obserwowałam mokre ściany, te które dotykają stropu, oczywiście na parterze, nigdy nie chciały wyschnąć. Myślę, że to dlatego iż w kanałach jest woda, po przewierceniu woda ścieknie i mam nadzieję będzie po problemie. Na razie w jednym miejscu zrobił się biały wykwit na ścianie, to z wilgoci. W takim stanie ekipa zostawiła budowę: 3 kominy cieknące, przecieki dachówek w niektórych miejscach (zacieki na folii), pozostawione deskowanie w oknach i pod sufitami, mnóstwo smieci, nie wyniesiony beton spod schodów.....i inne rzeczy, które powinny być zrobione na zakończenie. Pan D. przestał się odzywać, nie woła pieniędzy, a ja najęłam ludzi, którzy pomału zrobią wszystko co potrzeba, dach pewnie dopiero na wiosnę, bo teraz to raczej niebezpiecznie byłoby naprawiać. A my za każdym pobytem na działce zabieramy po dwa wory śmieci, zaczyna robić się czysto i schludnie o ile tak można określić ten etap budowy. Mąż jeździ jak tylko poproszę, ale nie pała do tej budowy entuzjazmem, może dlatego, że tak bardzo daleko jest do końca....że trudno mu sobie wyobrazić końcowy efekt. Ale ja i tak się cieszę, że w ogóle chce tam bywać, coś załatwić, o czymś zdecydować....gdybym mogła liczyć na taką pomoc do końca budowy Skręciłam sobie na schodach nogę w tym tygodniu, będę nosić takie zabezpieczenie kostki przez kilka tygodni, jestem wożona samochodem do pracy....jakoś tak w domu zrobiło się serdeczniej.... Teraz zastanawiam się czy mogłabym zabezpieczyć przed wilgocią taras nad garażem, powinnam to była zrobić jak była pogoda, ale nie zdążyłam. Muszę coś poczytać na ten temat. Może można byłoby to zrobić gdyby była dodatnia temperatura przez kilka dni ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 28.03.2005 16:25 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2005 Dawno mnie tu nie było..... zima minęła tak szybko, że ani się nie spodziałam a tu trzeba myśleć o nowym sezonie budowlanym.Wczoraj w pierwszy dzień Świąt Wielkonocnych pojechaliśmy z mężem na budowę zrobić trochę zdjęć, bo rodzina z daleka dopomina się przynajmniej o kilka sztuk, żeby zobaczyć jak będzie wyglądać nasz domek. Było ciepło, ale na tył domu nie można było wejść, bo rozprowadzona jesienią kupa ziemi spod fundamentów nie porosła trawą i pewno ugrzęźlibyśmy w błocie po kostki. Z sąsiedniej działki zaglądnęliśmy do ogrodu, w miejsce gdzie niespodziewanie w połowie lutego, w czasie wielkich śniegów musieliśmy z mężem kopać dołek - po ciężkiej chorobie odeszła nasza 14-letnia kotka "Kuki". Zdecydowaliśmy zakopać ją na działce, w ogrodzie pod siatką, teraz po stopnieniu śniegu dołek był wyraźnie widoczny, ziemia obsunęła się i pewno trzeba będzie to poprawić. W przyszłości ma w tym miejscu stanąć wielki kamień - to pomysł mojego męża, był bowiem z kotką bardzo związany, przez te 14 lat karmił ją i oporządzał kuwetę, a w czasie choroby od listopada do lutego jeździł z nią do weterynarza, podawał lekarstwa. Ona mu się odwdzięczała kocią bezgraniczną miłością i przywiązaniem, nikt w rodzinie nie zajmował w jej sercu tyle miejsca, co mój mąż. Teraz jest pusto i cicho w domu, nie mamy na razie ochoty na nowego kota....ale może kiedyś....takiego spryciula jak ma Baru ??? Co do budowy, to jakoś tak oklapłam, mam zamiar spotkać się z projektantką łazienek, żeby mi coś doradziła gdzie poprowadzić rury z wodą i kanałem, nie wiem czy dobrze zaprojektowałam łazienki i pralnię.Po tej długiej zimowej przerwie zrobiłam się niepewna, nie miałam za wiele czasu aby śledzic forum, nie mam chyba na tyle wiedzy jeśli chodzi o kolejny etap, potrzebuję konsultacji z fachowcami. No ale przede wszystkim dach jest do poprawki, na folii dachowej od wewnątrz jest woda w niektórych miejscach, szczególnie koło kominów. Pana D. czeka trochę roboty zanim ostatecznie się z nim rozliczę.Musi dorobić mi jedną brakującą rynnę, materiał już wyfakturowano, za kilkanaście dni, w kwietniu czas ruszać z robotą..... No i taras nad garażem czeka na izolację przeciwwilgociową, nie mam pojęcia jakimi materiałami to zrobić, jest tego około 40 m2 do pokrycia ! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 17.07.2005 19:42 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Lipca 2005 Tak szybko mija lato, a ja nie jeżdżę na budowę, bo nie mam kiedy, dyżury w pracy - w weekendy - ciągnęły sie aż do lipca. Teraz może trochę oddechu złapię.Spotkałam się ostatnio z poleconą mi przez koleżankę projektantką od wod.-kan, elektryki, gazu....Pojechałyśmy na budowę, oglądnęła, pochwaliła, że dobry projekt i wypytała męża i mnie co chcemy mieć w łazienkach, kuchni, pokojach....Poopowiadaliśmy jej mniej więcej co będzie w poszczególnych pomieszczeniach. Obiecała zaprojektować wszystko, tzn. lokalizacje wanien, prysznica, kibelków, gniazdek elektrycznych, garderób w wiatrołapie i przedpokoju...Namówiła mnie do rezygnacji z oddzielnego wc na parterze. Miała być łazienko-kotłownia bez kibelka, i oddzielne wc obok kuchni (z części wiatrołapu). Po zmianach kibelek będzie w łazience. A wstępnie podzielony wiatrołap na wc i mały wiatrołapek zostanie jednak duży, wygodny - z prawdziwymi garderobami na wierzchnie okrycia i buty, parasole, czapki... Cieszę się, że wreszcie ktoś zacznie "obrabiać" wstępnie ten nasz dom, bo ja to bym tego nigdy nie zrobiła. Nie znam sie na zasadach - jak gęsto gniazdka elekryczne, na jakiej wysokości... Te techniczne sprawy są dla mnie trudne.Poza tym mam mgliste wyobrażenie o kuchni - gdzie ma być lodówka, gdzie zlew, gdzie stolik śniadaniowo-obiadowy, bo będziemy na co dzień jadać w kuchni.Najłatwiej urzadza się chyba sypialnie - wielkie łoże na środku i parę szafek, szaf... u nas ma być jeszcze przewidziane miejsce na telewizor i radio. W salonie będzie królował sprzęt audio-video, domowe kino i kanapy przed kominkiem.W bibliotece ma być miejsce do pracy i duży stół, no i oczywiście biblioteka, w której pomieszczą się spore zbiory.Najgorzej będzie dogodzić synowi - nie wypowiada się ostatnio w ogóle na temat domu, może pani projektantka "wyciągnie" z niego jakieś informacje ? Nie będę mogła się doczekać tego projektu !!!Gorzej z wykonawcami, nie mam umówionego jeszcze nikogo, pewno będę czekać w kolejce. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 13.03.2007 20:33 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Marca 2007 Daaaawno nie pisałam, nie wiem dlaczego, ale jakos tak zwolniłam tempo zycia po tym wszystkim..... Owszem, spotkałam sie po raz drugi z pania projektantką, jej propozycje mi w ogóle nie odpowiadały: umywalke w łazience zaproponowała tuż przy wejściu, nikt nie będzie mógł wejść jak ktos tam będzie stał. Stolik w kuchni zaproponowała prawie w przedpokoju, jak będziemy jedlli posiłki w tym przedpokoju ? Kuchnia ma przeciez 12 m2 ! Jej zupełnie co innego sie podobało, przekonywała mnie do swoich propozycji. Straciłam zupełnie chęć do spotkań z nią, przestałam dzwonić, ona tez pewnie zajęta więc kontakt sie urwał, dałam niewielką zaliczkę. Podjęłam decyzje o "nic nie robieniu". Bylo mi dobrze....pracowałam, spałam, odpoczywałam, oglądałam czasem jakies gazety z wnętrzami... Wszystko mi sie pomału w srodku "układało", jak kładłam sie spać, to po zamknieciu oczu zaczynałam wędrowac po moim domu, gotowałam obiad, wychodziłam na ogród, podlewałam kwiaty, kąpałam sie w łazience - widziałam kolory na ścianach, meble, słyszałam lejącą sie wode do wanny, jakis film w telewizorze, muzykę dobiegajaca z poddasza....nawet kot wylegiwał sie na kolanach u mojego męża. Wszystko bylo nowe, czyste, kolorowe, dom sprawiał wrażenie przytulnego. Pomału zapominałam o tym wielkim wysiłku, który wlożyłam w budowe, o tym maratonie, o tych wszystkich klopotach, wyciszyłam sie.... A w domu - oblana matura i decyzja o szkole policealnej rocznej, będzie czas na poprawkę w styczniu i poszerzenie wiedzy z zakresu informatyki. Podeszłam do tego ze stoickim spokojem, a co tam, moja babcia mówiła zawsze: nie ma tego złego co by na dobre nie wyszlo. Zaczął sie rok szkolny, wszystko wrócilo do normy. Ja też rozpoczęłam naukę na kolejnej podyplomówce, spadlo mi to jak grom z jasnego nieba, nie protestowałam, jest wymóg, to musze go spełnić, będe potem spokojnie pracować. Nie zapowiadalo sie cięzko, pójdzie jak z płatka, nawet nie zdążę sie oglądnąć, a będzie po wszystkim. Nudy na pudy, za wiele nie skorzystam, ale papiór będzie i nikt sie już nie przyczepi. No niech tam, rozerwę sie troche, szkoda byloby zrezygnowac z funkcji tylko dlatego, że brak jednego papiórka. Może poznam fajnych ludzi ? Wszystko przebiegało nadzwyczaj "letko", nawet sie nie obejrzałam, a tu juz po I semestrze i mówią, że niedlugo koniec. No i matura w domu zdana !!! Eureka, może chłop iść na te studia, dojrzał odrobinę, złagodniał no i dziewczyna sie pojawiła na horyzoncie. Jezu, ile sie dzieje !!! No to skoro mi tak dobrze, to zrobie remont w kuchni, bo jak do niej wchodze to tracę humor. Szybka decyzja, szybkie konsultacje i szybkie wykonanie. Zamiana kuchni i zlewu, który idzie w róg, jest wspaniale. No i meble takie pojemne. Boazeria zeszła do piwnicy, mąż stwierdził, że sie przyda. Nowe firanki, nowy stół, nowe taboretki...zabieram sie z ochota do wypieków, och jak teraz jest fajnie ! Przypomniała mi sie budowa....zadzwoniłam razu pewnego do gościa od wod-kan, umówiłam sie na budowie, żeby pooglądał, cos doradził, cos policzył. Przyjechał. Pooglądał. Policzył. I zadał pytanie: a pieca na gaz to pani nie chciałaby mniec na górze w tym pomieszczeniu gospodarczym ??? W projekcie jest na dole w łazience, ale jakby sie dało własnie na górze, to łazienka byłaby "czysta", więcej miejsca i w ogóle. Obiecałam sprawe rozeznac. Niedługo później wybrałam sie do RCMB, tam pani inzynier oglądnęła projekt i stwierdziła, że oczywiście, że można. Trzeba kupic piec z zamknieta komora spalania i wyprowadzic rurę przez ściane szczytową... i już. Odjęło mi mowe, to na co ja ten piękny Schiedel do gazu kupowałam i budowałam z takim mozołem, a potem czekałam w nieskończonośc na odkucie go od stropu ??? Gdzie byl kierownik budowy, który gruntownie przeanalizował projekt i zaproponował nieistotne poprawki, a w tej kwestii żadnej podpowiedzi ??? Musiałam troche ochłonąć i przyzwyczaic sie do mysli, że łazienke na dole będe miec pięęęęęękną ! Całe 6 m2 wolne od gazu, z oknem na dodatek. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 15.03.2007 19:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Marca 2007 Z rozpędu zmieniłam też wszystkie okna w mieszkaniu na plastikowe, bo po 15 latach w czasie wiatrów firanki powiewały jak flagi na maszcie. No i pokój syna został odświezony, nowe meble, nowe spanie. Wszystko stare poszło pod smietnik ! Plakaty i zdjęcia z Nirvaną poszły do pudełka, bo żal tak nagle rozstawać sie z przeszlością. Przyszłośc puka do drzwi w postaci czarnowłosej, bywa teraz u nas często, jak dobrze, że jest po remoncie, było okropnie, a do nowego domu jeszcze daleko ! ! ! '' Dostajemy zaproszenie na wakacje do Francji, do rodziny i juz wiem, że w tym roku nie zrobie na budowie nic. Przed wyjazdem zawsze spore zamieszanie - kupowanie brakujacych rzeczy, prezentów, telefony w tę i nazad. Tam prawie miesiąc, potem po powrocie w pracy podwójna ilość roboty. Ale rzadko jeździmy, raz na kilka lat. Któregos dnia w maju dostaje telefon od sąsiadów z przeciwnej strony, że chcieliby ciagnąć gaz razem z nami, trzeba tylko załatwic formalności. Niektórzy z nas muszą innym wyrazic zgode na wejście na działke, bedzie wspólna umowa z Zakładem Gazowniczym. Ja musze uzyskac zgode od mojego sąsiada, juz raz mi ją dał jak składalismy wspólny projekt przyłączy gazu na ZUD, teraz musze miec drugi taki sam dokument. Ide do niego i prosze, zaczyna sie wykręcać, szukac powodów żeby mi odmówić. W koncu stwierdza, że on z gazu bedzie rezygnował, bo juz zamontował piec na węgiel i nie będzie go zmieniał na gazowy. Pytam sie dlaczego w takim razie składał projekt przyłącza gazu na ZUD, skoro go nie chce. Kreci głową i mówi, żeby mu zwrócic jego pieniadze za wspólny projekt, mapę oraz odstepne, które zapłacilismy wspólnie sąsiadom dwa lata temu za zgode na ciagnięcie gazu z ich działki. Już rok temu z 4-sosbowej spółki wycofali sie sąsiedzi "od zachodu", zwracalismy im pieniadze, teraz on sie wycofuje, też chce zwrotu pieniędzy. Zostajemy we dwie z sąsiadką (dwie działki przede mną). Ona sie oburza i twierdzi, że jak mu zwrócimy wszystkie pieniadze to będzie miał gaz za darmo, bo żeby go do mnie podprowadzić trzeba przejśc przez jego działke. Jemu wyraźnie chodzi o to, żeby miec gaz za darmo. O nowych rodzinach "z drugiej strony" chętnych do wspolnego gazociągu dowiaduje sie ten sąsiad, który dostał odstepne dwa lata temu, żąda pieniędzy od tych "nowych". Na nas krzyczy, że my rozporządzamy JEGO GAZEM !!! i wchodzimy w nowe spółki. "Nowi" nie chca płacić, robi się cyrk. Nikt nikomu nie chce płacic, a ja chyba zostane bez gazu. Cały czerwiec proszę, rozmawiam, noegocjuję, jeżdże do Zakładu Gazownictwa, gdzie do działania mobilizuje mnie pracownik. W końcu "nowi" płacą kolejne odstepne temu sąsiadowi, natomiast "mój" sąsiad udaje Niemca, jest obrażony i robi łaske, że ze mną rozmawia. Sąsiadkę traktuje tak samo. Teraz twierdzi, że mu kopanie rowków nie pasuje, trawnika szkoda. Zostawiam wszystko w diabły i jade na urlop, zapominam o całym świecie i o sąsiedzie, który bez przerwy dąży do zatargów. Po powrocie zaraz na drugi dzień dzwonie do sąsiadki, słysze tylko narzekanie, że traktuje ją jak piąte koło u wozu, na zmianę z żoną prowadzą grę, wyraźnie im imponuje to, że inni są od nich zależni, a oni mają władzę. Pracownik z Zakładu Gaz. dzwoni do mnie i mówi, że jak nie załatwimy tego teraz, to przed zimą nie zdążą pociagnąc gazu, bo musza miec czas na przetarg itp. Ide znowu do sąsiada, podsuwam mu druk do podpisania z Z.G., on na to, że musi skonsultowac z prawnikiem treśc tej zgody. Ręce mi opadaja. Dzwonie do Z.G. i mówie w czym rzecz, pracownik dzwoni do sasiada i pyta co mu w druku nie pasuje, robi sie znowu cyrk. Jeden drugiemu tłumaczy.....obiecanki, może jutro, zastanowie sie, przemyslę, porozmawiam z żoną.... a czas biegnie. Mój mąż nie może już tego wszystkiego słuchać, znowu słysze, że w bloku jest fajnie i nie ma sk.....ynów, tylko normalni, uprzejmi ludzie. Twierdzi, że nie będzie mógł mieszkać w takim sąsiedztwie, ja go uspokajam........ Za setnym razem, po stu telefonach i stu wylanych łzach wręczam pieniądze sąsiadowi, a on podpisuje mi zgodę. Umowę z Z.G. podpisujemy w ciagu kilku dni, ogłaszaja przetarg. Jest wykonawca. Nawet nie potrafie sie cieszyć, muszę odreagować, może sobie cos kupię na poprawę humoru ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 16.03.2007 19:18 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Marca 2007 Zostawiam pokaźną sumkę w Zakładzie Gazowniczym i czekam na sygnał o rozpoczęciu prac. Niedługo odzywa sie wykonawca z prosba o zakup skrzynki i przyjazd na działke. Na drugi dzień zawozimy z mężem żółtą skrzynke i omawiamy wszystko, pomimo, że panowie mają dokładny projekt. Zaznaczamy na scianie domu miejsce na skrzynke gazową. Za dodatkową opłata panowie podkuja troche ściany, żeby ja wsunąć i przymocować. Przy okazji rozgarną troche spychaczem kupke piachu przed domem. W sąsiednich 3 domach również będzie gaz, wszyscy sie cieszą. To ostatnie kopanie w ziemi, wszystkie media sa już w domu ! Trawnik sąsiada zostaje naruszony dokładnie w tym miejscu, gdzie koła samochodu przejechały rok temu i był o to taki raban. No, ma sąsiad gaz za darmo. Po kilku dniach jest telefon, że roboty zakończone. Rozliczam sie z panami i...nabieram ochoty na małą robótkę. Jest tak pieknie, cieplo, slonecznie. Zrobie wylewke na tarasie, żeby w końcu spadek byl od domu, przygotuje równy "podkład" pod przyszłą izolacje przeciwiwlgociową. Dzwonie do pewnego wykonawcy, rozmawia mi sie dobrze, jest chętny, mówi, że dostarczy potrzebne materiały i betoniarke. Zalezy mi na sobocie, żeby sobie przypilnować, niechetnie się zgadza, bo podobno w sobote pracują sporadycznie. W sobote przyjezdzam o okreslonej porze, za garażem stoi juz kupa piasku i sporo worków cementu, panowie tez są. Zabieraja sie do roboty. Pracuja na kolanach, przykładaja co chwile poziomicę, wszystko równiutko, dokładnie. Jestem zadowolona. Ładnie to wygląda. Po poludniu kolo 15.00 robota jest skończona, dzwonie po męża żeby po mnie przyjechał, bo zmarzłam na kość, pomimo slońca wiatr dawał sie we znaki, w końcu to październik. Nakazuja mi nazajutrz przyjechac i lac wodą. W niedzielę przed poludniem jedziemy z mężem, on odkreca wode, ciagnie na poddasze węża a ja zaczynam polewać. Sloneczko świeci cudnie, jest tak pięknie, z góry widac z tyłu ogrodu zaorane pole sąsiadki, jest cicho, spokojnie, gdyby nie domy obok, mozna byloby pomyslec, że to prawdziwa wieś. Dwa domy dalej słychac kozy, stoją sobie w ogrodzie i beczą. Ach jak chciałabym już tutaj mieszkać ! Ten ogród będzie taki duży - dla osoby wychowanej w klatce na papugi 6 arów trawy to prawie preria Po dwóch tygodniach ciagle jest cieplo i świeci słońce, mobilizuje moich panów do wyjazdu na budowe, trzeba troche zabezpieczyc tą piekna wylewke na zime. Kupujemy w pobliskiej hurtowni czarną folie i jedziemy. Mąż rozkłada folie, syn nosi resztki pustaków, które układa dookoła wzdłuż brzegów. Wiatr wieje mocno, folia fruwa, denerwujemy sie wszyscy, ale w końcu robota jest skonczona. Folia lezy równo, woda będzie spływac od domu, na cztery miesiące to wystarczy, potem cos wymyślę. Syn pyta z zaciekawieniem jakie prace planuję na wiosne i kiedy sie tu wprowadzimy. Mówie, że za dwa lata. Instalacje, tynki, wylewki, schody na zewnatrz, ocieplenie poddasza, okna, ocieplenie domu - to główne roboty. Potem po przerwie kosmetyka - płytki, parkiety, malowanie, meble. Wszyscy wracamy do domu w dobrym humorze, mysle, że każdy z nas ma w sercu nadzieje na "lepsze jutro". Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 17.03.2007 11:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Marca 2007 Mój mini sezon budowlany jest zamkniety, nadchodzi zima, zbiżaja sie Świeta Bożego Narodzenia... W domu wszystko w porządku, syn biega codziennie rano na uczelnię, dostał sie na prywatna uczelnię w charakterze wolnego słucvhacza, jak zaliczy pomyslnie zimową sesje, to przyjma go w poczet studentów. W pracy wszystko w porzadku, po przyjęciu kolejnej stażystki moge odetchnąć pełna piersią, pracuje wreszcie w miare normalnie. To chyba mój najwiekszy sukces w ostatnim dziesięcioleciu - przestałam byc sterem, żeglarzem i okrętem. Jest załoga, trzeba nia tylko kierować. Uffff jak mi dobrze. Pomału zaczynam wracać myslami do tematu budowy, podczas spisywania umowy z Z.G. na kopanie przyłącza, pracownik zaoferował mi wykonanie instalacji gazowej wewnatrz domu. Mam teraz zamiar zacząć rozmowy z wykonawcami w celu wycen i rezerwacji terminów na wiosnę. Dzwonie w pierwszej kolejności do Z.G., mówię że mozna byloby zaraz na wiosnę zrobic ten gaz, pracownik potwierdza mi termin i .....w tym momencie przypominam sobie, że nie mam przeciez projektu wewnetrznej instalacji gazu. W momencie wydawania pozwolenia na budowę, nie miałam jeszcze z Z.G. warunków, więc wycieto wszystkie kartki "gazowe" nożyczkami z mojego projektu i zatwierdzono go bez gazu. Pani z Urzedu Miasta zapewniała mnie wówczas, że jak będa warunki, oni wydadzą mi dodatkowe pozwolenie na instalacje gazową bez problemu. Mam telefon do projektanta, jeszcze w tym samym dniu umawiam sie na spotkanie na budowie, to starszy inżynier, doświadczony, doradza mi żeby poprowadzic rurki do kuchni i pomieszczenia gospodarczego na poddszu po zewnetrznej ścianie domu, nie będzie wtedy rur wewnatrz pomieszczeń. Podobno teraz tak sie robi, rury będa przykryte styropianem i tynkiem. Przyjmuję to z pewna dozą niepewności - a jak sie rozszczelni, to trzeba będzie rujnować elewacje ??? Mówi mi, że takie rzeczy wystepują bardzo rzadko, staranne wykonanie instalacji gwarantuje bezawaryjność przez 50 lat. Zgadzam sie, projekt ma byc za tydzień do odbioru. I jest. Reguluje nalezność i biegne z nim do Urzedu Miasta, po dwóch tygodniach mam pozwolenie. Przy okazji odbioru pytam urzędniczki co jest potrzebne aby dostac pozwolenie na zabudowę wejścia między słupkami przed domem. Już od dawna świta mi mysl, żeby zrobic wiatrołap z tego wejścia, to dodatkowe kilka metrów przestrzeni. Dom nie jest za duzy, byloby fajnie "wyrzucić" wieszaki na wierzchnie okrycia i mokre buty "przed dom". Potrzebny jest projekt zamienny na tę część, którą chcę zmienić. Pozwolenie otrzymam bez problemu. Myslę, że przy okazji naniesiemy zmniejszenie szerokości okien w kuchni i łazience od strony północnej - po przeciwnych stronach "nowego" wiatrołapu - żeby przy odbiorze budynku nikt nie marudził o niezgodności z projektem. No, to znowu musze projektanta szukać, ale myśl o dodatkowych metrach do wykorzystania diametralnie zmienia moje dotychczasowe plany zagospodarowania przedpokoju. Będzie fajnie !!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 17.03.2007 21:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Marca 2007 Jest koniec roku, Sylwestra 2006/2007 spędzamy w domu....we czworo. Młodym nie wyszły sylwestrowe plany, syn troche marudzi, ale czarnowłosa jest w dobrym nastroju, przed pólnoca wychodzą na miasto spotkac sie ze znajomymi. Lubie byc w domu, oglądam kolorowe czasopisma i buszuje w internecie. W styczniu zaczynam czuć niepokój, powinnam juz rezerwowac terminy, powinnam mieć "umeblowane" wszystkie pomieszczenia. Pewnego dnia zaglądam przypadkiem do kominków w centrum miasta, rozmawiam ze znajoma troche kobieta o budowie, oglądam wystawioną Tarnavę. Ona zachwala firmę i proponuje kontakt z wykonawcą z Tarnowa. Znam opinie na temat Tarnavy, pamietam, że jest monolityczny. Bardziej interesuje mnie kontakt do wykonawcy niz sam kominek, musze podprowadzic dopływ świeżego powietrza przez fundament, nie zrobiłam tego przy wylewaniu fundamentów. No i DGP. Rezerwuje sobie termin na wiosne, zostawiam kontakt do siebie. Zaczynam wieczorami projektowac wszystkie pomieszczenia, to nie takie proste, przywołuje wszystkie wcześniejsze wizje, wysilam wyobraźnię. Przeglądam internet, jest tyle zdjęć !!! Wszystko takie ładne, co wybrać ? Jaka wannę - narozna czy podłuzną ? Jaka kabinę gotowa czy murowaną ? Gdzie zlew i kuchnia gazowa, gdzie lodówka ? Natrafiam przypadkiem na kontakt projektantki, w internecie sa kuchnie wg jej projektu. Zrezygnowałam z poprzedniej projektantki, wybitnie mi nie pasowała. Poprosze ja może o nadzór nad wykonaniem, żeby odrobiła niewielka zaliczkę, która jej dałam. Odpisuje jeszcze jeden numer telefonu z internetu i dzwonię, ceny sa szokujące 120 zł za 1 m2 - ale projekt obejmuje wszystko: meble, elektrykę, wod-kan, dekoracje okien, kolory ścian, obrazy na scianach, parkiety, płytki .... Nigdy nie wydam takiej kwoty, żal mi ciężko zarobionych pieniędzy, ale z drugiej strony boje sie samodzielnie podejmowac decyzje, potem nigdy juz nie zmienię układu kuchni czy łazienki, bo bedzie to zbyt kosztowne. Trzeba zrobic od razu dobrze. Dzwonie pod poprzedni numer i otrzymuje propozycje 25 zł od 1 m2 za wod-kan, elektrykę i układ sprzetów. Decyduję sie tylko na kuchnie, wiatrołap i obydwie łazienki, to nie jest dużo metrów. Proponuje spotkanie na budowie, Pani mówi, żeby szybko bo ....wybiera sie lada dzień do porodu. No to już, w sobotę. Przyjeżdżamy razem z mężem, ona chodzi, ogląda, mierzy, pyta sie czy mam jakies sugestie. Na to ja wyciagam swoje projekty i opowiadam jej jak ja to zaplanowałam. Bierze je razem z projektem domu i obiecuje zając sie tematem. Uprzedza o krótkiej przerwie na poród. Wymieniamy sie e-mailami, wszystko będzie przez internet, spotkania sa niepotrzebne. Na drugi dzień dzwonie do pana wod-kan, przypominam mu sie, był przeciez rok temu, pamieta, pamieta, pyta gdzie będzie w końcu kocioł - w łazience na dole czy w pomieszceniu gospodarczym na poddaszu ? To on poddał mi te myśl, że mozna na poddaszu. Mówie, że juz jest projekt zatwierdzony - na poddaszu. Pan gotowy jest wejść na budynek za półtora tygodnia, jestem w szoku, tak szybko ? Nie mam jeszcze gotowych projektów. Proponuje za 3-4 tygodnie, zgadza się. Z rozpedu dzwonie do elektryka poleconego mi przez wod-kan. jeszcze w ubieglym roku. Mówię że jest cały dom do roboty, on na to, że robi wszystko: elektrykę, alarmy, sieć komputerowa w domu, bramy, ogród.... Tak własnie chcę, oswietlenie w ogrodzie też i sieć - może kazdy bedzie miał swój komputer, teraz z jednym jest makabra, jest do niego kolejka, pokój syna jest okupowany rano przez męża, wieczorem przeze mnie. Jestem bez przerwy przeganiana. Wiem, że to żaden komfort zycia, trzeba go poprawic jak najszybciej ! Uzgadniam termin na kwiecień, wycene zrobimy w marcu, dogadamy sie na pewno. Po tygodniu dzwonie do projektantki, odbiera jej mąż i mówi, że ona karmi dziecko, oddzwoni jutro. Mówie w domu mężowi, że ona juz urodziła i jest w domu. On robi wielkie oczy i pyta: a to ona była w ciąży ? Nic nie bylo widać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 19.03.2007 18:38 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Marca 2007 Cały świat kręci sie wokół łazienek i kuchni, projektantka przysyła mi kilkanaście !!!!! propozycji łazienek i kilka propozycji kuchni. Oglądam szybko i juz wiem, że NIC MI NIE PASUJE !!! Kolejna porażka ? Wszystkie projekty sa mniej ciekawe od tego co ja zaprojektowałam. Gdybym musiała miec takie wnętrza to najpierw bym sie rozpłakała a potem uciekła gdzie pieprz rosnie. Łazienki maja po okolo 2 m szerokości i 3 m długości, na dłuższej ścianie na wprost wejść jest w każdej okno. Proponuje mi umieszczenie kibelka albo na wprost wejścia, zaraz na pierwszy rzut oka, albo na samym środku, wokół tego TRONU wanna, umywalka, toaletka, o którą prosiłam...na kazdej ścianie po kawałku różnych mebli...koszmar. W kuchni lodówka oddalona od reszty ciagu, stoi samotnie zaraz niedaleko przedpokoju...trzeba byloby rzucac z daleka na drugi koniec kuchni wszystkie produkty na blaty, albo spacerować bez przerwy. Musze jej cos odpisać! Siadam z mężem i przedstawiam mu te wypociny, pokazuję moje projekty i tlumaczę dlaczego tak zaplanowałam, po kilku minutach przegladania wszystkiego przyznaje mi racje. Moje sa lepsze. Odpisuje jej natychmiast, że nic mi nie pasuje i prosze o naniesienie moich. W ostatniej chwili, o północy, w desperacji wymyslam jeszcze jeden projekt dolnej łazienki, najlepszy : wejście jest po lewej stronie prostokąta, więc zaraz po wejściu na prawo - umywalka, za nia w jednym ciagu jako przedłużenie blatu - toaletka. Na wprost wejścia pod ściana z oknem od lewej ku prawej wanna podłuzna, dalej sedes - tyłem do ściany. Wąska ściana 2-metrowa po prawej - za toaletką i sedesem- to ciag mebli w których schowam wszystko: kosmetyki, środki czystości, szlafroki, ręczniki...2 m długości to duzo, wystarczy, będa eleganckie i w jednym miejscu. W kuchni na węższej ścianie (3x4 m) niedaleko przedpokoju - duzy reprezentacyjny kredens, pod oknem na wprost stół do sniadań, na prawo ciag mebli zakręcajacy na kolejna ścianę, na końcu lodówka. Kolej jest taka w ciagu: lodówka w kącie - blat - zlew - blat - kuchnia - blat przy wejściu. W kredensie niedaleko stołu wszystkie naczynia i zastawa. W przedpokoju zaraz przy wejściu do kuchni spiżarka - jej brakuje mi teraz najbardziej, będzie od sufitu do podłogi. Super. W kolejnym e-mailu dochodzimy do wniosku, że w łazience na górze trzeba przesunąć drzwi na sam środek, wtedy będzie ustawna, prosze o naniesienie nastepującego projektu: na lewo prysznic , dalej pod oknem sedes - bokiem do okna, na prawo umywalka i wanna bokiem do okna, środek wolny, wszędzie łatwo dojść, mebelki na prawo przy umywalce. Wszystko jest naniesione, wygląda bardzo dobrze, projektantka zamieszcza w e-mailu stwierdzenie, że chyba mi nie bedzie potrzebna przy projektowaniu reszty... Pewnie, że nie. Kłade sie spokojnie spać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 20.03.2007 18:32 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Marca 2007 Następny temat to spotkanie z kb, nie widzielismy sie dawno, nie bylo takiej potrzeby, wylewkę nad garażem zrobiłam w jesieni bez porozumienia z nim. Musi wpisać ten fakt do dziennika budowy, bo wyjdzie przerwa ponad dwa lata. No i zachodzi potrzeba omówienia paru spraw przed rozpoczęciem sezonu budowlanego. Mysle, że jak porozmawiam z nim, to będe czuła sie pewniej, na pewno usłysze też sporo porad, jedne przyjmę, drugie odrzucę, ale generalnie uważam, że mój "anioł stróż" powinien czuwać nad budową. Emocje towarzyszące pierwszemu etapowi budowy dawno już opadły, w niepamięć poszły nieporozumienia i zgrzyty, postanawiam więc zadzwonic i umówic sie na spotkanie. Za dwa dni siedzi u mnie w biurze i omawiamy najbliższe prace. Zaczniemy od wykonania schodów zewnetrznych, deska po której wchodzimy do domu wrosła już w trawę....najwyższy czas zrobic porządek. Potem wejdzie wod-kan., następnie elektryk. Potem będa tynki, wylewki i centralne ogrzewanie. Pwietrze do kominka przez fundament trzeba doprowadzic przed wylewkami i nad DGP pomysleć. Kb ma zrobic mały projekcik schodów dla wykonawcy. W związku z planowaną zabudową tego wejścia na wiatrolap trzeba doprojektowac spocznik przed drzwiami. Schodów będzie dwa lub trzy. Proponuję ten spocznik półokrągły, bedzie łatwiej wejść z każdej strony. Kb potrzebuje podjechac na budowę żeby dokonac pomiarów. Na drugi dzień jedziemy z mężem po niego, trzeba go później z powrotem odwieźć do domu. Przyglądam się rozstawowi słupów podtrzymujących daszek nad wejściem - 2,30 m - z ociepleniem po obu stronach będzie 2,5 m. Od budynku 1,90, po ociepleniu 2 m. Drzwi wejściowe będa centralnie, kb proponuje nad nimi świetlik, aby nie robic okienka z żadnej strony. Akceptuję, po obu stronach wiatrołapu będzie można dzięki temu zabudowac szafy wnekowe. Zgrabny ten wiatrołap będzie ! Ciesze sie jak dziecko, mąż w międzyczasie robi obchód, wszystko jest w porzadku, pomimo nędznego zamknięcia nie bylo przez dwa lata włamania, narzędzia stoją w środku i różne resztki materiałów..... Spokojna okolica, nigdy mi nic z budowy nie zginęło. To dobrze rokuje na przyszłość, obok sąsiedzi niedługo wykończą swoje domy, będzie nas kilka rodzin "w kupie", jedni drugim będą pilnować. Wracam do domu w bardzo dobrym nastroju, który utrzymuje sie przez nastepne dni. Deszcz pada za oknem, troche smutno, a ja wszędzie widze wiosnę....i ciagle sie cieszę, poklepuję męża po plecach, tarmoszę go za uszy, musze jakoś upuścic tej energii, bo mnie rozsadza. Kiedy będą te schody ??? Umawiam sie z wykonawcą na nastepny tydzień do oględzin na budowie. To nieduża robótka 2-3 dni i po sprawie. Muszę jeszcze jedną sprawę dograć - tynkarzy. Przypominam sobie jak w trakcie budowy parteru umawiałam sie z jednym z murarzy na tynkowanie. Chwalił sie, że ostatnio w Rzeszowie ładnie wytynkował cały dom, a właściciel i tak marudził... Zostawił mi telefon do siebie. Szukam w zeszycie ...jest ... spróbuje zapytać czy ma wolne terminy. Dzwonię i pytam o pana Kazimierza, kobiecy glos w słuchawce oznajmia: mąż nie żyje....... zmarł we wrzesniu ubiegłego roku. Jestem w głębokim szoku, nie miał więcej niż 45 lat..... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 26.03.2007 17:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2007 Umawiam sie z wod-kan. na budowie, widac, że robi to od lat i jest w tym dobry, pyta o każdy szczegół, podpowiada dobre rozwiązania, uzgadniamy wszystko, materiał zakupi sam, ja przeciez sie na tym nie znam ! Kwestionuje w dolnej łazience grzejnik łazienkowy drabinkowy zaprojektowany w małej wnęce nad wanną, tak podobno nie można, ma być wodno-prądowy, więc jest obawa przed "kopaniem". Projektantka o tym nie wiedziała ??? Naniosła tak na projekt. Proponuje mi ten grzejnik umieścić nad sedesem, jest wolna ściana ....pewno musi tak być. Na drugi dzien dostaję wycene, zgadzam się. Umawiam sie z wykonawca od schodów na zewnatrz, tłumacze mu, że trzeba będzie potem zabudowac przestrzen miedzy słupami i zrobic wiatrołap "na polu". Kręci głową i mówi "a po co pani drugi wiatrołap, przecież ma już pani w środku jeden....między słupkami zrobiłbym kostkę brukowa i tyle... Mówie, że chcę ten wiatrołap mieć !!! Pyta sie gdzie kopac fundamenty....pokazuję mu gdzie... Mówi, że spocznika i dwóch schodków nie będziemy lać z betonu, zrobi sie z kostki brukowej... Mówie, że chcę miec z betonu. Na to on, że za beton będe musiała przecież zapłacić, a tak to byśmy oszczędzili ...no i schody trzeba będzie oblożyc płytkami.... No, a za kostke to nie będe musiała zapłacic ? Nie widziałam jeszcze spocznika z kostki brukowej.....Po wejściu na poddasze proponuje mi wykonanie sufitu podwieszanego, wylewki też by zrobił, drzwi w łazience też "przestawi". Mam dostarczyć mu projekt fundamentów pod wiatrołap, zrobi wtedy wycenę robót. W niedziele jade na budowe z tynkarzem, ogląda dom i mówi że sie zastanowi...za parę dni da odpowiedź. Znoszę do domu kolorowe czasopisma z wystrojem wnetrz, podrzucam do oglądnięcia czarnowłosej...teraz dużo sie mówi w domu na temat budowy... słucha z zaciekawieniem, ogląda projekt...podoba jej się. Syn obiecuje, że kiedyś pojedzie z nami na budowę żeby zobaczyć dom.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 30.03.2007 17:55 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Marca 2007 Obieram od projektantki projekty..w dolnej łazience grzejnik znad wanny bedzie chyba przeniesiony nad sedes....na temat zaprojektowanej elektryki wypowie sie elektryk, cos mi sie zdaje, że od niego otrzymam wiele fajnych podpowiedzi, w rozmowie telefonicznej wydał mi sie bardzo konkretnym facetem. Wod-kan. wchodzi do domu i zaczyna kopać rowki pod kanalizację....mówi, że będzie to robił "na raty" w miare wolnego czasu, ma kilka domków do obrobienia, robi tez podlogówke i centralne. Pewnie skorzystam.... Odbieram projekt wiatrołapu i schodków przed domem od kb. Wybija mi z glowy spocznik i dwa schodki w kształcie półkola, twierdzi, że lepsze prostokatne. Wylicza także potrzebna ilość betonu w fundament i materiału na ściany wiatrołapu. Rysunek jest czytelny, prawie wszystko rozumiem. Będe mogła przekazać szczegóły wykonawcy. Umawiam sie z nim na drugi dzień i przekazuje rysunek, patrzy ..... taki jakis malomówny, nie wiem czy wie o co chodzi czy nie.... Na wszelki wypadek tłumaczę i mówie, że mu pomogę....wtedy mi mówi, że był kierownikiem budowy przez 5 lat.... ??? Przypominam mu, że trzeba przesunąć drzwi w górnej łazience...kupimy ceowniki i zamontujemy w wykutym murze, potem zburzymy ta ściane pod spodem i wymurujemy tam gdzie trzeba....pokazuje mu to na drzwiach u mnie w biurze...patrzy i nic nie mówi.... Ma wycenic to po niedzieli, a jak sie dogadamy, to zaraz po swietach ruszamy.... Nastepnego dnia rano nie moge wytrzymac z ciekawości i jade przed praca na budowe, żeby zobaczyc co zrobil wod-kan. Nie mogę otworzyc drzwi wejściowych, bo klucz od kłódki zgubiony, od jakiegos czasu wyjmujemy skobel razem z zamknieta kłódką i gwoździami z desek i potem je z powrotem wkładamy...ot takie na razie zamknięcie Szarpie i szarpię gołymi rękami (zawsze to robił mąż albo jakis wykonawca), gwoździe sie wygły i nie chca puścić, a ja nie mam przy sobie żadnego łomu, tylko elegancką skórzaną torebkę .... Nie wejdę, cholera jasna....bo potem nie zamkne i bedzie jeszcze gorzej... Ludzieeeeeeee dlaczego mój chłop nie umie takich rzeczy robić ? Zaglądam do garażu, bo przeciez jest otwarty...a tam na środeczku kanaliza sobie wystaje i woda jest doprowadzona pod zlew w rogu, będzie mozna myc ręce...i w drugim końcu garazu tez jest woda doprowadzona - do podlewania ogrodu...fajnie Slońce pieknie świeci, robie inspekcje dookoła domu, wszystko w porzadku....tylko koty harcują po ogrodzie...no tak, przeciez to marzec, no to sie marcują, płaczą nieludzkim glosem (a raczej ludzkim) jakby ich ktos ze skóry obdzierał....uciejkają jak do nich zagaduję....Ach jak tu cicho i przyjemnie....prawie wieś....Jade do pracy w dobrym humorze.... Wieczorem dzwonie do elektryka...juz czas sie spotkac na budowie i omówić szczegóły...w sobote do poludnia. O key. Dzwonie do tynkarza, bo sie nie odzywa....a on mi mówi, że ma nogę w gipsie, bo peknieta jest.....Jezusicku ! Co będzie z moim tynkowaniem ??? Mówi mi, że przeciez zdejmie ten gips za miesiąc. No tak, ale co z innymi klientami (kolejka jest !), jak on to pogodzi, jak mu caly miesiac wyrwie z życiorysu ? Coś tam na pocieszenie mamrocze, że może poprzesuwa tych klientów w kolejce....wie, że elektryke trzeba przykryc szybko.... Usmiecham sie do niego pięknie przez telefon....obiecuję mu te obiadki, o których wspominał....i złote góry...i w ogóle...... PANIE spraw, żeby był na chodzie ! Będę sie modlić codziennie.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 02.04.2007 17:15 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Kwietnia 2007 Jedziemy z mężem w sobote na spotkanie z eklektrykiem. Mąż otwiera nasz zepsuty skobel i moge zobaczyc co zdziałał wod-kan, wszystkie rury kanalizacyjne dokładnie w tym miejscu gdzie trzeba, jest dwa piony - jeden miedzy kuchnia i przedpokojem, grugi w łazience, biegna z góry na dół. Boczne rurki od prysznica i wanien juz połączone z głównym pionem, wody jeszcze nie ma.... Wychodzimy na ogród i szukamy grobku naszej kotki, trawa zarosła i nie wiadomo dokładnie gdzie jest....słońce swieci, jest ciepło, rozmawiam chwile z sąsiadką od zachodniej strony, narzeka na stan zdrowia męża, pyta kiedy przyjdę mieszkać...Zauwazyła, że zaczęły sie juz prace w domu, jest ciekawa co robią, opowiadam jakie mam plany na ten rok. Mąż ogląda posesje i planuje drugie stanowisko na samochód za garażem, trzeba byloby tylko jakies zadaszenie...taka prawdziwa wiata chyba nie może byc tuz przy granicy działki, musze to sprawdzić w przepisach. Stwierdza też, że droga jest juz nieźle utwardzona, mówie, że podsypiemy troche na wakacjach i gruzem i zuzlem....będe o tym myslec dopiero w lecie. Elektryk spóźnia sie 40 minut, mąz sie denerwuje i marudzi, dzwonie za nim, w końcu przyjeżdża, ogląda dom, pyta co chcemy mieć. Mąż chce w salonie domowe kino i mnóstwo sprzetu muzycznego, oferuje nam bardzo dobrej jakości przewody do tego...podpowiada fajne rozwiązania, alarm, nawet namawia nas na przygotowanie klimatyzacji, lepiej teraz na tym etapie niz później. Najwyżej nie wykorzystamy jak sie rozmyslimy....Po pół godzinie wszystko jest uzgodnione i wziete pod uwage: oświetlenie schodów, oswietlenie podjazdu, brama wjazdowa na pilota, brama garazowa na pilota, oświetlenie ogrodu, kinkiety na zewnatrz...Widać, że jest bardzo dobry w tym co robi...mąż jest zachwycony...ja zreszta też. Juz wiem, że nie będe musiała obawiac sie o jakośc wykonania. Facet lubi robic trudne rzeczy.... Wchodzi na przełonie kwietnia i maja, na zrobienie całego domku potrzebuje półtora tygodnia.Żeby tylko ten tynkarz był dyspozycyjny w połowie maja, to byłby sukces !!! No dobrze, a co ja będe później robic przez całe lato ? Może by jeszcze coś zrobić....musze wybrac sie do banku i popytac o kredyt preferencyjny (termomodernizacyjny), oprocentowanie 2,89 %, w złotówkach oczywiście. Może kupiłabym okna i styropian na ocieplenie domu i cały system grzewczy ?Tylko BOŚ oferuje taki kredyt....trzeba miec 10 % własnego wkładu, a kredyt spłacic w ciagu 8 lat. Zastanowie sie.....Jesli go dostane, to własne pieniądze zostawie sobie na zakup takich rzeczy, na które nie dostałabym kredytu preferencyjnego, i na robociznę. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 22.04.2007 10:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Kwietnia 2007 Dzwonie do wykonawcy wiatrolapu przed świetami i rezerwuje termin zaraz po świetach. We wtorek podobno nie zbierze ekipy, więc na środę. Po świetach nic z tego nie wychodzi, przesuwa termin na piatek... Dobra jest, wezme urlop i zaczniemy. W czwartek wieczorem dzwoni, że sie nie podejmie....bo sie boi. Wiatrołap trzeba powiązać z domem żeby potem mur nie pekał. No i chyba tego sie boi, że jednak będzie pękał. Złość mnie bierze okropna, ani nie proszę, ani nie robie wymówek, po prostu mówie mu do widzenia. Szkoda mojego czasu. Pewnie by i tak wszystko spieprzył, jak sie tak boi. Zaczynam szukac nowego wykonawcy....nikt nie jest wolny, wszyscy maja po uszy roboty i brak wolnych terminów do konca roku !!! Odpuszczam na jeden dzień i umawiam sie z gościem od wylewek, musi zobaczyc ten mój dom i dac wytyczne... Wod-kaniarz zalecił koniecznie zrobić wylewki przed przyjściem elektryków i tynkarza. Rurki polożone sa na piasku i łatwo mozna na nie stanąć i rozszczelnić. Musza byc przykryte ! Jedziemy na budowę, facet zaleca troche wyrównac piaskiem poziom i polac wodą, on wejdzie tylko na jeden dzień i zrobi wylewki. Przy okazji oglądam dzieło wod-kaniarza. Woda i kanał sa rozprowadzone tak jak trzeba, mogę sie z nim rozliczyć. Dzwoni do mnie na drugi dzień, przekazuje mu pieniądze i umawiamy sie na robienie centralnego ogrzewania i podłogówki po tynkach. Super facet, dba o klienta, terminowy i solidny. Jestem bardzo zadowolona. Poleca mi dobra ekipe do wykonczania poddasza. Dalej szukam kogos do wykonania tego wiatrołapu i schodów zewnetrznych. Prosze koleżanke o pomoc...wieczorem mam juz chetnych do kopania fundamentów. To studenci. Mam plan narysowany przez kb i instrukcje, poradzimy sobie. Do pomocy w porzadkach przed wylewkami zabiore syna. W piatek jedziemy z mężem do Leroy Merlin i zakupujemy narzędzia: piłke do drzewa, poziomicę, sznurek, drut, mlotek, folie itp. W sobotę o 8 rano chlopcy sa punktualnie. Przebieraja sie w robocze ciuchy i zabieraja do roboty, na poczatek zdjęcie humusu, potem wykopy. Mąż wyjatkowo pracuje 8 godzin w sobotę, więc zabieramy sie z synem do wynoszenia rupieci z salonu na ogród, musi byc pusto. Składamy resztki dachówek, pustaki wentylacyjne, resztki boazerii... Pustaki sa takie ciężkie, nosimy we dwoje, po godzinie jestesmy zmęczeni.... żadne z nas nie przywykło do takich ciężarów. Teraz czas na zbieranie niepotrzebnych rzeczy do worów na smieci, po godzinie jest ich sześć, wystawiamy je do garazu, trzeba będzie wywieźć. Syn jest zmeczony, więc daje mu do reki węża, będzie zlewał wodą piasek. Tymczasem chlopcy zdązyli zdjąć cały humus i zabieraja sie do deskowania i wykopów. No to ja zabieram sie do rozrzucenia tej kupy humusu, w rogu działki teren jest obnizony, akurat tam wyrównam tą ziemią poziom. Kolo poludnia syn zabiera sie do domu, a ja zamawiam pizze na budowę, musimy jakos przetrwac do wieczora. Chlopakom cos nie pasuje w tym rysunku co zrobil kb, wołają mnie. Mierzymy odleglości miedzy słupkami podtrzymujacymi dach - jest 3,40 m. Na rysunku kb jest 2,40 m. Oczom nie wierzę. Bylismy z nim miesiąc temu na budowie, mierzył wszystko osobiście, zapisywał w zeszycie, potem zrobił mały projekcik. Wszyscy troje przewracamy tylko oczami, trzeba wymyslic na poczekaniu szerokość podestu i schodów, bo ta z rysunku jest zbyt wąska do szerokości wiatrołapu. Po kilku chwilach namysłu podejmujemy decyzję. Chlopcy nanoszą deski wg nowych wymiarów i zaczynaja kopac ostatni odcinek. Okolo szóstej wieczorem robota jest zakończona, rozliczam sie z chlopakami, dostaja jeszcze małą premię, bo dobrze pracowali i sa chetni na dalsze roboty. Sa bardzo zadowoleni, ja zresztą też. Mąż przyjeżdża po mnie i ogląda wykopy. Podoba mu sie...a rano bylo trawsko i krzywa deska do wchodzenia.... W poniedziałek spróbuje zamówic beton i zalać.... W domu pakuję sie do wanny z gorąca wodą, och jak cudownie....o ósmej wieczorem juz spie kamiennym snem...... [/url] Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 25.04.2007 20:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Kwietnia 2007 Obliczam potrzebna ilość betonu (2 kubiki) i obdzwaniam betoniarnie. Pytają czy mozna łatwo betoniarką wjechać na działkę, uczciwie mówię, że nie. Nikt nie chce sie mna zająć. Wreszcie jakas litościwa kobieta podaje mi nr telefonu do prywatnego przewoźnika, który ma wywrotkę, zgadza się przywieźć taka ilość. Biore więc dzień urlopu i proponuje mężowi zabawę z zasypaniem tych fundamentów pod wiatrołap. To tylko 2 kubiki. Zgadza się ! Po drodze kupujemy nowy skobel i na miejscu mąż go przybija do prowizorycznych drzwi. Jest dobrze. Beton przyjeżdża z godzinnym opóźnieniem. Ledwo mozna wykręcic żeby jak najbliżej zsypać beton, po kilku minutach jest po wszystkim, rozliczam sie z panem i zabieramy sie do roboty. Nasypujemy na taczki, a potem podwozimy do wykopów i wsypujemy do dołów. Mąż stara sie jak może, ja też.... Po godzinie juz wiem, że roboty nie skończymy tak szybko jak planowałam, a mąż ma iść do pracy na godz. 16.00. Zaczynam sie martwić, bo beton będzie przeciez twardniał. Zauważam dwóch pracowników dwie działki przed nami, kręcą się, cos robią, chodzą do pobliskiego sklepiku, własnie wracają.... Podchodze bliżej i mówie dzień dobry, patrza z zaciekawieniem... Pytam czy mogliby mi troche pomóc przy tym betonie, obiecuje oczywiście zapłatę.. Zgadzaja się chetnie. Przynoszą swoje łopaty i zabieraja sie do roboty. My możemy sobie odpocząć, ...a im robota pali sie w rekach. Z boku to wszystko tak wygląda jakby ten beton był o połowe lżejszy.... Teraz dopiero widzę różnicę między nimi a mężem....oni przyzwyczajeni na co dzień do takiej roboty smigaja tylko, on biedny starał sie jak mógł, ale gdzie mu tam do nich ! Po prostu chyba lepiej żeby pracował głową i długopisem ! Doceniam jednak jego dobre chęci ! Panowie zarządzaja ubijanie betonu butami, więc wchodzę do tych rowów i ubijam. Betonu jest troche za dużo, proponują podniesienie szalunków i dołożenie go wyżej......oczywiście !!! Stawiaja szalunki dość szybko i dokładaja z góry, na końcu wyrównują i polewaja wodą. W tym momencie przyjeżdża ich szef - własciciel działki. Podchodze do niego i przepraszam za oderwanie jego ludzi od pracy. Nic nie mówi, podchodzi i wita sie z mężem....no to poznalismy nowego sąsiada. Kupił ta działke w ubiegłym roku w jesieni, nie ma jeszcze pozwolenia, ale materiały juz zaczyna zwozić. Porotherm lezy juz od zimy, teraz własnie ludzie stawiaja mu bude i wygódkę. Będzie potrzebował prądu, obiecuję mu udostepnić, gdyby sąsiad przede mna odmówił, troche daleko...będzie ponad 40 metrów. Mąż musi jechac do pracy, ja zostaje z pracownikami sasiada, pytaja co zrobic z resztka betonu...do garażu pewnie wsypiemy. Uwijaja sie sprawnie, równaja teren, a ja rozgarniam grabkami beton w garazu. Oni co chwila żartują, że miało byc pół godziny...a pracuja już dwie i pół. Kiwaja tylko nade mna głowami No, wszystko skończone, okreslaja się co do zapłaty a ja skwapliwie wypłacam pieniadze i bardzo dziekuję. Zalecaja podlac wodą jutro rano, przyjade przed pracą i wieczorem też. Och, chyba KTOŚ NA GÓRZE troche dopomógł, nie wiem co by było jakby ich nie było ! Do domu wracam taksówką, bo ledwo ruszam nogami i wyglądam jak robotnik budowlany, buty mam ubabrane w glinie a włosy wyglądaja jakby piorun strzelił w kukurydzę. Znowu pakuje sie do wanny z gorąca woda, niestety z planowanych wieczorem ruskich pierogów nic nie wyjdzie...... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Renia 28.04.2007 18:43 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2007 Dzwonie do kb i prosze o ponowne wyliczenie bloczków fundamentowych, jest przeciez 3,40 m, a nie 2,40 m miedzy słupami. Oblicza 34 szt, a przedtem bylo 40 szt No to jak to, przeciez powinno byc ich więcej a nie mniej... Mówi, że poprzednim razem liczył 3 warstwy, a teraz dwie... No przecież wysokości sie nie zmieniły ! Przeliczam sama, jest około trzydziestu kilku w dwóch warstwach, bedzie dobrze. A gdybym tak sie pospieszyła i kupiła 40 ? Musze wszystko sprawdzać, bo juz nikomu nie wierzę. Zamawiam te bloczki i cement w RCMB, opłacam transport i zawiadamian "moich", że bedzie noszenie po południu. Mąż nie mówi nic, syn marudzi, bo sie gdzieś umówił. No ale w końcu jedziemy wszyscy....transport spóźniony godzinę, bo samochód sie zepsuł i trzeba bylo przeładować na drugi.... Wreszcie przyjeżdża....kierowca otwiera drzwi i zaprasza do noszenia, jest niedaleko, może 3 metry, ale bloczki sa takie ciężkie !!! Mozna się wykończyć, mąż nie może dźwigać ciężarów.... Na szczęście to tylko 34 sztuki a i tak dały w kość, prawie tone przerzucili. Ułozone sa blisko fundamentu. Podlewamy fundament wodą, zabieramy wór ze smieciami i wracamy do domu. Znowu wieczorem musze smarowac maścią plecy mężowi, bo bolą ! Bez litości jestem, kazałam dźwigac takie ciężary. "Zamawiam" u sąsiada jego dwóch ludzi, wczesniej z nimi to uzgodniłam, mam nadzieje, że sie nie rozmyslą. Wieczorem dzwonie do tynkarza i sprawdzam czy jego noga w porzadku i czy nie zmienił nie daj Boże planów...w porzadku, przesuwam termin o pare dni, bo nie zdązę wylac wylewek tak szybko, ten wiatrołap sie slimaczy.... Teraz musze umówic ekipe do wylewek..... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.