Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

przeprowadzka


wojcieszko

Recommended Posts

Chciełbym prosić o informację (od ludzi którzy tego już doświadczyli) jakie uczucia towarzyszą nagłej przeprowadzce z bloku do domu tzn. czy oprócz radości czy występuje jakaś niepewność, strach, rozczarowanie?

Np. moi byli sądziedzi przeprowadzili się z bloku do domu i wszystko było git do momentu kiedy ich w nocy okradli. Kilka nocy sąsiadka nie spała.

No więc jak to jest: swój ogród, większa przestrzeń?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim stwierdzisz, że masz mniej czasu na "leniuchowanie". Zawsze się znajdzie coś co trzeba zrobić przy budynku czy w ogrodzie. Dojdzie coś czego mieszkaniec bloku nie robi np. cotygodniowe koszenie trawników latem a zimą odśnieżanie. W zamian masz komfort "bycia na swoim". Odczułem to gdy kilka lat temu, mój mały syn, podczas wizyty u znajomych mieszkających w bloku odbijał piłeczkę od podłogi, czyli bawił się tak jak w swoim domu. Spotkało sie to z b. taktowną (i słuszną)uwagą, że na dole mieszkają sasiedzi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do przeprowadzki mam jeszcze czas, ale mysle ze nie wazne gdzie bysmy sie nie przeprowadzali i do jakiego lokum zawsze towarzysza emocje.

I te pozytywne, radosne jak i obawy zwiazane z nowym miejscem, otoczeniem. Budowa domu daje nam ta mozliwosc ze nie powstaje on nagle, kupujac mieszkanie stajemy sie wlascicielem szybko bez przygotowania. Jak wiekszosc z nas buduje 2,3 ....10 i wiecej lat, mamy czas na poznanie sasiadow, okolicy i zwyczajow panujacych w danej lokalizacji. Sam po sobie zauwazylem ze po kilku latch budowy samoistnie wtopilem sie otoczenie wsi.

Pozdrawiam

Maciej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co mówicie jest super. Ale zastanawiam się jakie są pierwsze odczucia kogoś, kto "zdaje" klucze od mieszkania i wchodzi do domu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ktoś budował ten dom przez kilka lat i zna go na wylot. Ale co innego (chyba) jest bywanie w charakterze gościa czy też budowlańca itd a co innego jest wejście do domu z myślą "od dziś tu mieszkam"?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dużo zależy czy wprowadzasz się do jakiegoś możliwego standardu (meble, kuchnia, łazienki, utwardzony podjazd), czy też może do jednego z pomieszczeń w czasie gdy obok pracownik jeszcze kończy (albo sami po pracy fugujemy, malujemy itp) a przed domem jesienia masz breję, bo otoczenie domu zostało do zrobienia w przyszłości.

Drugi czynnik to ile sobie dasz czasu. Czy pakujesz się spokojnie, przyjeżdża smochod KTOŚ ładuje na samochód, potem spokojnie się rozpakowujesz w nowym domu, czy też w pośpiechu zgarniasz co się da do kartonów, których jest zawsze za mało itp.

Mnie przy przeprowadzce zawsze przeszkadza nadmiar rzeczy. Kupę czasu marnuję na segregacji rzeczy do wyrzucenia, bo uważam, że to jest JEDYNA okazja do pozbycia się nadmiaru "przydasiów".

 

Tak więc jest przynajmniej kilka odcieni uczuć po przeprowadzce (oprócz radości), a jeszcze smaczku dodaje im nasza indywidualna intensywność odczuwania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam, że jak wyprowadzałem się od teściowej to przyszedłem mieszkać do własnego mieszkania gdzie nie było podłóg, tylko panele w paczkach leżały popakowane. Uczucie było super oto ja wreszcie we własnym mieszkaniu. Wydawało mi się że te 45,5 m2 są czymś najlepszym na świecie. Teraz to co mnie drażni to wszędobylskie psy i ich "ślady" nna trawnikach, a także wyjące autoalarmy pod oknami w nocy. Cieszą się że zacznę się budować ale mam inne niepokoje związane z tym że chociażby dom bardziej podatny jest na wszelakiej maści złodziei. Mam takie uczucie lekkiej niepewności.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będąc tuż przed przeprowadzką myślę głównie o adaptacji do nowych warunków dojazdu do pracy i dowozu dzieci do szkoły/przedszkola. O tym sie nie myśli kupując działkę (albo myśli za mało, życzeniowo). Trzeba nagle rozwiązać problem dojazdu, opieki nad dzieciukami po szkole itp. Do tego złodziejstwo, nic gorszego niż uczucie łażenia drani po domu, nawet gdy nic nie popsują ani nie wezmą. Warto o tym pomyśleć już na etapie projektowania, zakupów okien (choćby folia antywłamaniowa - dla polepszenia samopoczucia), wykańczania - alarm lub jego namiastka. No i na koniec przywiązanie chłopa do ziemi, kto już własną chałupę posiadł boi się od niej oddalić, sypia z piecem czy grzejnikami (bo to kradna najczęściej), zapomina o beztroskich wakacjach z dala od swego codziennego otoczenia. Nie chciałem w to wierzyć, ale to jest jak choroba budowlana, nie omija prawie nikogo.

Finiszant.

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: dnia 2002-08-07 23:45 ]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 years później...

Ja się przeprowadzam w ten weekend, ale pomieszkiwałam sobie tam ostatnio jak mi kuchnię robili.

Mieszkałam tydzień z dzieciakami sama i powiem wam, że od zmierzchu miałam

skręt kiszek. Dopiero tak 4-5 rano uspokajałam się, bo jak do tej pory nie przyszli to już chyba dziś nie przyjdą.

Jeszcze większym problem było błoto, bo i działka i droga wewnętrzna tonie w błocie. Do sklepu trzeba było się po krzakach przedzierać, przedsionek wiecznie uwalony. ehhh...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O rany

Przeprowadziłam się do domu.... prawie wykończonego, za oknem mam breję a dojście do domu po paletach.

Jak oddawałam klucze mieszkania czułam - ulgę. Żadnej nostalgii (mieszkałam tam 20 lat), żadnych emocji. No, przeprowadzka dala mi trochę w kość, ale nie o to chodzi. Bloki robią się nie do zniesienia. Jak się tam przeprowadzałam kiedyś z rodzicami, była to tzw "prestiżowa" klatka w łamańcu - mieszkania trochę większe, towarzystwo trochę lepsze, jakieś dyrektory, profesory. Przez te 20 lat z dawnych właścicieli zostało 5 rodzin (lub ich dzieci). W międzyczasie mieliśmy melinę na 2 piętrze, spaloną windę, każdy kolejny lokator klatki był coraz gorszy (no, z wyjątkiem kilku małżeństw na dorobku, ale oni szybko uciekali). A i tak mieszkania w naszej klatce były wszystkie własnościowe i zawsze dość drogie (3 pokoje 60m2). Do tego dochodziły balangi przed oknami ludzi z sąsiedniej kamienicy.

 

Więc czułam ulgę.

O złodziejach nie myślę, nigdy nie byłam płochliwa, a nie wiadomo, jak by taki złodziej wyszedł ze spotkania ze mną... Kiedyś mieszkałam przez miesiąc sama (z psem) w niewykończonym wówczas domu rodziców. Na wsi pod lasem, prąd miałam w jednym pokoju na przedłużaczu a żeby się umyć musiałam wyjść z domu, obejść go żeby się dostać do czynnej kuchni. O złodziejach pomyślałam raz, jak myszy skrobały gdzieś na dole, ale pies poszedł i sprawdził i powiedział że to myszy :wink:

W nowym domu jest świetnie. Wykańczamy go powoli, jest przestronnie, jest ogródek, dom się oswoił od razu, czuję, że jest mój.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieszkałam tydzień z dzieciakami sama i powiem wam, że od zmierzchu miałam skręt kiszek. Dopiero tak 4-5 rano uspokajałam się, bo jak do tej pory nie przyszli to już chyba dziś nie przyjdą.

 

nie chcę straszyć, ale to właśnie ulubiona pora złodziei

wtedy mamy najbardziej twardy sen :)

najwięcej włamań jest właśnie nad ranem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złodzieje jak złodzieje. Jest instalacja alarmowa, monitoring i do tego teściowa mieszka po sąsiedzku :wink: :D

 

Najgorsze jest jednak to czego niedoświadcza się mieszkając w bloku.

Po każdej wichurze łamiącej drzewa czy po oberwaniu chmury wychodzę na zewnątrz i spaceruję wokół domu sprawdzajac, czy wszystkie dachówki są na dachu, czy rynny nie oberwane, czy..... .

Na szczęście dotąd (tzn. od 4 lat) nic złego się nie zdarzyło. Niemniej ......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złodzieje jak złodzieje. Jest instalacja alarmowa, monitoring i do tego teściowa mieszka po sąsiedzku :wink: :D

 

Najgorsze jest jednak to czego nie doświadcza się mieszkając w bloku.

Po każdej wichurze łamiącej drzewa czy po oberwaniu chmury wychodzę na zewnątrz i spaceruję wokół domu sprawdzając, czy wszystkie dachówki są na dachu, czy rynny nie oberwane, czy..... .

Na szczęście dotąd (tzn. od 4 lat) nic złego się nie zdarzyło. Niemniej ......

 

jakiś nadwrażliwy jesteś

W końcu u nas trąby powietrzne zdarzają się rzadko. A wichura - na ogół dobrze zrobione dachy wytrzymują bez problemu. Ja się mogę martwić, bo nie mam podbitki jeszcze i wiatr hula w wełnie i faktyczne taki dach nie jest do końca odporny... A się nie martwię. Jak będzie problem, to się go rozwiąże. Po co na zapas???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...