Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • 2 weeks później...
  • Odpowiedzi 66
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

O, jesteś jednak! Witam ze słonkiem, mam nadzieję wiosennym...

Jednak ? Doniesienia o mojej śmierci są znacznie przesadzone :wink:

Wiosna podobno odwołana.. po krótkim przedwiośniu ma być od razu jesień... :o

 

Jednak takie ponurzenia się oczywiście nie sprawdzą :wink:

Choćby na złość mi, ale będzie jak co roku :)

 

 

_____________________________________________________

 

 

 

Karl Shapiro

 

"Reportaż z wygnania"

 

Spójrz. Zapamiętaj. Przypatrz się niebu dokładnie,

Głąb spenetruj, dna szukaj gwiezdnego oceanu.

Niebu się przypatrz ostrożnie. I zejdź na kolana.

I zapytaj - co z tobą ? co ci zostanie ?

A usłyszysz nieskładnie -

Że niebo wzięte, że to nie twoje mieszkanie.

 

Spójrz. Zapamiętaj. Przypatrz się morskiej zapasce,

Zawsze w strzępach - w przypływach, w odpływach.

Co się w głębi odbywa, ukrywa ?

Grób ? Kołyska ? Na wieczne skazana kołysanie ?

Dasz się skusić bezmiernej, nieprzytomnej łasce

I woda nie jest twoja, i takie twoje mieszkanie.

 

Spójrz. Zapamiętaj. Przypatrz się ziemskiej ojczyźnie,

Domkom w chwastach, fabrykom i biednej lichej trawie.

Chcesz odejść ? możesz odejść - los rzeknie ci łaskawie.

Sam dzisiaj nie wiesz jakie bezdomne przed tobą otchłanie.

Pies bezpański językiem po ręku cię liźnie

I zrozumiesz na końcu że i ziemi nie stanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aleksander Jurewicz

 

"Rimbaud"

 

wszyscy mieliśmy wtedy po siedem lat

nasze siostry czekały w ślubnych sukniach z

białymi obrączkami lodu na palcach

nikt jeszcze nie wybierał się w wielką podróż

nie gryźliśmy po nocach palców nie jęczeliśmy

przykryci prześcieradłem gazety pierwsza książka

miała zapach twojej skóry

nie było wśród nas przyjaciół

przed wigilią odstawiano krzesła od stołu robiąc

miejsce na teatralną mszę śmierci

wszyscy mamy nadal po siedem lat

każdy jest poetą chociaż nie

pisze wierszy

ale ból przychodzi jak opętanie w Marsylii

 

 

 

 

 

"Lekcja śpiewu"

 

Na coś musimy odpowiedzieć.

Siedzimy przy wspólnym stole i

obrus powoli nasiąka krwią.

Te ręce nie są przygotowane do modlitwy.

Nasze twarze nie są w stanie

przyjąć wszystkich spojrzeń.

Przy wspólnym stole - a przecież

znaleźliśmy się tutaj przypadkowo.

Jesteśmy tutaj, jakbyśmy mieli

wspólnie coś pożegnać.

Nawet od tamtego czasu nie przybyło

nam zbyt wiele lat;

nadal siedemnastoletni w przyciasnych ubraniach

na opuszczonym podwórku dzieciństwa czekamy

aż wreszcie zacznie się

ta bolesna lekcja śpiewu:

ostatnie przebudzenie w środku życia,

w połowie jakiejś drogi.

 

 

 

1983

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Mistrz Hieronimus van Aeken z Hertogenbosch zwany Boschem"

(wg obrazów H. Boscha)

 

A ja dosiadam świni !

I diabłów sto mnie goni !

Wy, sobą zajęci, odwróćcie się, byście widzieli !

Tu chlusta wino w gębę moją z dzbana w małpiej dłoni,

Na pierś owłosioną leci z brody i pełnej gardzieli !

 

Tu ruda ladacznica ropuchę ma na sromie

Po sznurkach rozporka gramoli się ręka lubieżna;

Pod garnkiem mego brzucha rozpala dziki płomień,

Więc śmieję się głośno i z trzosu odliczam należność !

 

 

A tam gdzieś - mój brat

Na harfie jak Chrystus rozpięty

Dobrze mu tak !

Niech wie, że niełatwo być świętym !

 

 

A ja dosiadam świni !

I trzymam się szczeciny !

To co, że pod belką zwisły różowe strąki ciał ?

Czy może mam być mędrcem, by puszczać z ust mydliny

I mówić o woniach Arabii, gdy wokół cuchnie kał ?

 

Podkułem świnię złotem i ślad wyciskam w gnoju !

Niech każdy oswoi swe diabły o żabiotrupich pyskach !

Szczęśliwi niechaj w swoich bańkach z tęczy śpią w spokoju

Nim w parę ich zmienią płonące wsie, młyny i zamczyska !

 

 

A tam gdzieś - mój brat

Na harfie jak Chrystus rozpięty

Dobrze mu tak!

Niech wie, że niełatwo być świętym!

 

 

A ja dosiadam świni !

Przemierzam czarną rzekę,

Lecz woda od ognia gorąca nie gasi jurnych krzyków !

Więc starczy nam radości! Do końca niedaleko !

Łaskoczą do śmiechu włochate, niezaciągnięte stryki !

 

Rumianych waszych twarzy myśl żadna nie zaszczyca,

Świat oczom otwartym przesłania Nóż, Pieniądz, Pocałunek !

Więc patrzcie jak po niebie łun pełzną gąsienice,

Jak chmarą się lęgnie z nich nocny owadów gatunek !

 

 

A tam gdzieś - mój brat

Na harfie jak Chrystus rozpięty

Dobrze mu tak !

Niech wie, że niełatwo być świętym !

 

 

A ja dosiadam świni !

Omijam wszystkie rafy !

Popatrzcie, jeżeli prócz siebie cokolwiek widzicie !

Korzystać, póki darmo rozdaję cyrografy !

 

Szafuję krwią z palca, bo na to mnie stać !

 

Jam Król Życia !

 

 

1977

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Przypowieść na własne czterdzieste czwarte urodziny"

(za A.R. Lesage'em)

 

Odkrywca rynsztoków, rynien, gzymsów, dachów,

Bywalec pałaców, sypialnianych puchów,

Sam sobie sekretem, pychą i postrachem,

Nikomu nie winien łaski, ni posłuchu -

Przemierzam wytrwale odcienie ciemności,

Zaglądam do okien, w szklane książki światła;

Rozumiem bezsenność - bękart bezsenności,

Gdy - chcąc nie chcąc - cudza bierze mnie za świadka.

 

Ale nic jej po mnie: sam zmagam się z nocą

Ja - diabeł kulawy, ja - marcowy kocur.

 

 

Za biurkiem polityk zaczernia arkusze

Tak gęsto, że nie wie już sam - kiedy kłamie.

W rozkosze zamienia słowami katusze,

Bezsenność ambicji usypia mu pamięć.

Szyba mu podsuwa zaszczytne odbicie:

W aureoli sierści zimne źródła źrenic.

- Patrzcie! Dla was nie śpię, kiedy wszyscy śpicie!

Beze mnie, niewdzięczni, jesteście zgubieni!

 

Zatem nic mu po mnie. Mam ja własną dumę

I pyszną namiętność skłóconą z rozumem.

 

 

Sen szczuje cygarem bystry finansista:

Planuje na jutro miłosierne cięcie,

Które krew z ofiary wypuści do czysta,

Korzystne dla wszystkich kończąc przedsięwzięcie.

Dostrzega za oknem stworzenie kulawe

I z nieużywanym droczy się sumieniem:

Zwycięża się w ciszy. Klęska kocha wrzawę,

Śledź lubi cebulę, a pieniądz - milczenie.

 

Zatem nic mu po mnie. Mam ja własny rewir,

Gdzie świat się sprowadza do łupu i trzewi.

 

 

Za snem tęskniąc pisarz przytula butelkę,

Tak, jakby spirytus mógł mu dodać ducha.

Słowa - kiedyś wielkie - stały się niewielkie;

Choćby wykrzyczanych - mało kto dziś słucha.

Gołębie śpią w gniazdach z własnego guana,

Na szybie pysk koci jak księżyc się chwieje...

Marzył o wolności i wolność mu dana

Po to, by odebrać siłę i nadzieję.

 

Zatem nic mu po mnie. Mam ja własne mroki

I własną samotność nie cierpiącą zwłoki.

 

 

Za tym oknem para parzy się zajadle,

Dysząc ciszą, żeby dzieci nie słyszały.

Czwórka śpi za drzwiami w ślepych kociąt stadle,

Ona w trwaniu harda, on w żądzy wytrwały.

I modlą się w przerwach, modlą o dobrobyt,

Bardziej, niźli sobie, ufając ciemnościom.

Modlą się do Boga by z nędzy wydobył,

Bo nędza żyje żądzą, jak życie - miłością.

 

Zatem nic im po mnie; gdy chcica mnie chwyta

O niczym nie myślę, o bogów nie pytam.

 

 

A tutaj, w tym oknie, śmierć żyje samotna

Karmiona resztkami winy i radości.

Przechodzę bezgłośnie obok tego okna

Nim przyjdzie litosne dotknięcie nicości.

 

 

Zrodzony ze spazmu pierwszego dnia wiosny,

Cały poskręcany w instynkty i zmysły -

Obwieszczam kocicy swój skowyt miłosny,

Ostrzegam kocura sykiem nienawistnym.

Ja sam byłem bogiem! Wyrocznią człowieczą,

Posłańcem czarownic, cwanym Behemotem!

Dziś - obszar swej władzy - znaczę wrzącą cieczą,

Bo tyle mam istnień, że nie dbam - co potem.

 

 

Co, kiedy, dlaczego, gdzie, za co i po co...

Świadek nieskończonych potyczek z niemocą.

 

 

 

1.3.2001

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krzysztof Grzechowiak

 

"Z wyliczeń"

 

tyle było oddechów rozdzierających papier płuc

ostatnich tchnień, konań beznadziejnych jak wołanie o pomoc

lodowatych serc; wyciągania rąk, listów nadaremnych

zaklęć, w imię Boga, Matki, wszystkiego co święte

tyle słów ostatnich które się pamięta po latach rozłąki

pożegnań, rozmów obojętnych, nietrwałych przyjaźni

spłowiałych z czasem jak wstążki na wieńcach

tyle było wódki co krwi w żyłach, wierszy

mówiono - ach wiersze, spadających gwiazd

kreślących upadek na ciemnym błękicie (ktoś umarł)

życiorysów zawiłych nie z przerwą lecz przepaścią, tyle

upokorzeń - kto ciebie krzywdził - lęku lecz i płonących żagwi bunt

tyle było zamachów na świat

ale kto inny ginął, on trwały w posadach drwiny

ile miłości dziecinnych, nierealnych obietnic

zdrad, książek które latami truły umysł

goryczy bo znowu dzień pusty pominął kogoś milczeniem

tak boli nie potwierdzona obecność

była śmierć i narodziny których nikt nie opiewał

był pieniądz co każdą godność przeważy

słowa prawdy zdeptane i daremny protest poety

gdy bito ludzi; były godziny zetlałe

stracone bez objawień i błysków natchnienia

lecz tyle było dumy żeby przez życie iść bez skrzywień

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

A R M I A

 

"Niezwyciężony"

(słowa Tomasz Budzyński, muzyka Robert Brylewski)

 

Jak ogień spadasz na zdobycz

Ofiarą jestem ja

I piórem z Twojego skrzydła

na wodzie rysuję ślad

Posłuchaj jeszcze raz, to wieje wiatr

Oddaję Ci swój czas i czekam na znak

 

Hej, hej, Niezwyciężony!

Hej, hej, poznać się daj.

Hej, hej, Niezwyciężony!

Hej, hej, wstawaj i walcz!

 

Podobno pomagasz nieść ciężar

Wszystkiego, nie śmieci, o tak!

Podobno mieszkasz tak blisko

Najbliżej jak tylko się da

Posłuchaj jeszcze raz, to wieje wiatr

Oddaję Ci swój czas i czekam na znak

 

Hej, hej, Niezwyciężony!

Hej, hej, poznać się daj.

Hej, hej, Niezwyciężony!

Hej, hej, wstawaj i walcz!

 

Szarańcza pożera olbrzymów

I woda tryska ze skał

I nic tu nie ma do rozumienia

Wystarczy tylko

Posłuchać jeszcze raz, to wieje wiatr

Oddaję Ci swój czas i czekam na znak

 

Hej, hej, Niezwyciężony!

Hej, hej, poznać się daj.

Hej, hej, Niezwyciężony!

Hej, hej, wstawaj i walcz!

 

Hej, hej, hej, hej, hej, hej

Hej, hej, hej, hej, hej, hej

 

 

utwór [legal w całości] [1,6 MB]

link ze strony http://www.budzy.art.pl/start.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

utwór z repertuaru Elżbiety Jodłowskiej

 

 

"Urzędnicy Pana B."

(sł. Magda Czapińska, muz. Włodzimierz Korcz)

 

Dałeś mi Panie rozum i wiarę, duszę rogatą, serce za ciasne,

No i sumienie, jak to sumienie - niedoskonałe, za to własne.

Z Tobą się zawsze jakoś dogadam, w smutku pocieszysz, w biedzie pomożesz,

lecz ten naziemny Twój personel.... O, z personelem to już gorzej !

Swój święty nos pcha mi pod kołdrę, poucza, w duszy grzebać chce;

Chyba dlatego tak nie lubię Twych urzędników, Panie B.

 

Kiedy pomówić z Tobą muszę, robię to tak jak pewien mleczarz,

A Ty nadstawiasz boże ucho i słuchasz mnie - i nie zaprzeczasz.

Bo chcesz zrozumieć lęk człowieczy, nasze zmęczenie ponad siły

I jesteś dla nas wielkoduszny, a dla mnie bywasz nawet miły.

Więc się nie mieszaj, sługo boży, gdy z Twoim Panem mówić chcę;

Nie potrzebuję pośredników w moich rozmowach z Panem B.

 

Panie B., Panie B., Panie B. !

W departamencie spraw niebieskich

Są moje akta personalne

I każdy krok mój czujnie śledzą

Anioły Twe, Panie B.

Transcedentalne

 

Lecz jeśli przed Tobą kiedyś stanę, sama chcę z życia się tłumaczyć,

Proboszcz by nie dał rozgrzeszenia, a Ty zrozumiesz i przebaczysz.

Więc póki żyję, myślę, czuję, niech ręka boska chroni mnie

Przed pychą i nadgorliwością Twych urzędników, Panie B.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezra Pound

 

"Pieśń LXXXI" (fragmenty)

 

(.........)

Co ukochałeś wielce, pozostanie,

Reszta to śmieć.

Co ukochałeś wielce nie będzie ci wydarte.

 

Co ukochałeś wielce, prawdziwym twym dziedzictwem,

Czyj świat, czy mój, czy ich,

Czy jest on niczyj?

Najpierw nadeszło widziane i tak dotykalne

Elysium, choć byłoby w komnatach piekła,

Co ukochałeś wielce, nie będzie ci wydarte.

 

Mrówka jest centaurem w swoim smoczym świecie.

Zrzuć pychę, to nie człowiek.

Stworzył odwagę, stworzył ład, stworzył łaskę,

Zrzuć pychę, powiadam, zrzuć.

Ucz się od zielonego świata miejsca swego

Na drabinie myśli czy prawdziwej sztuki,

Pychę zrzuć,

Paquin, zrzuć !

Zielony hełm przewyższył twoją elegancję.

 

"Bądź panem siebie, a inni zniosą ciebie",

Pychę zrzuć,

Boś jest obity pies wśród gradu.

Opuchła sroka na niepewnym słońcu,

Pół czarna, pół biała.

Nie odróżniasz skrzydła od ogona,

Zrzuć pychę,

Jak nędzne nienawiści twe,

Karmione fałszem.

Zrzuć pychę,

Rychły w burzeniu, leniwy w miłosierdziu,

Pychę zrzuć,

powiadam, zrzuć.

 

Lecz że się dokonało czegoś miast by nie dokonać,

To nie jest pychą,

Że się z uszanowaniem zastukało,

By Blunt otworzyć mógł,

Że się zbierało w powietrzu żyjacą tradycję

Albo w szlachetnej starej źrenicy niepokonany płomień,

To nie jest pycha.

Tu cały błąd jest w niedokonaniu,

Cały w nieufności co się zawahała.

 

 

Przeł. Janusz A. Ihnatowicz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poza tym kręci mnie ta piosenka - chodzi za mną cały czas:

 

Autoportret Witkacego

 

Patrzę na świat z nawyku

Więc to nie od narkotyków

Mam czerwone oczy doświadczalnych królików

Wstałem właśnie od stołu

Więc to nie z mozołu

Mam zaciśnięte wargi zgłodniałych Mongołów

 

Słucham nie słów lecz dźwięków

Więc nie z myśli fermentu

Mam odstające uszy naiwnych konfidentów

Wszędzie węszę bandytów

Więc nie dla kolorytu

Mam typowy cień nosa skrzywdzonych Semitów

 

Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym

I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym

W odróżnieniu od was którzy Państwo wybaczą

Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu

 

Dosyć sztywną mam szyję

I dlatego wciąż żyję

Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje

Umysł mam twardy jak łokcie

Więc mnie za to nie kopcie

Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie

 

Wrażliwym jest jak membrana

Zatem w wieczór i z rana

Trzęsę się jak śledziona z węgorza wyrwana

Zagłady świata się boję

Więc dla poprawy nastroju

Wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju

 

Ja bardziej niż wy jeszcze krztuszę się i duszę

Ja częściej niż wy jeszcze żyć nie chcę a muszę

Ale tknąć się nikomu nie dam i dlatego

Gdy trzeba będzie sam odbiorę światu Witkacego

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months później...

Czy w trwaniu

czy to we wrzątku zdarzeń

twarze, twarze

wciąż widzę wasze twarze

płyną tu gdzieś z głębi wspomnień

z odchłani snu

idą nocą do mnie

 

Z jasnym śmiechem

lub smutku makijażem

twarze, twarze

wciąż widzę wasze twarze

w ciszy łąk i zdań różańcu

twarzy krąg

w niepowstrzymanym tańcu.

 

Dzięki losie

za to żeś dał mi w darze

twarze, twarze

te bliskie twarze

że mi dałeś tę jasną oczywistość

im swiat większy

tym bliższa bliskość.

 

Wśród marzeń

rozwianych, jak miraże

twarze, twarze

zawsze życzliwe twarze

czyjaś dłoń i ciepłe słowo:

trzymaj pion !

my jesteśmy z tobą !

Słońca duszy

te oczy jak witraże

twarze, twarze

co płoną jak lichtarze

w mroczny czas, serc drogowskazy

ja wśród was -

twarz pośród innych twarzy

 

Dzięki losie...

 

Czas toczy

swe koła po zegarze

prawda w oczy:

kiedyś mnie Panie wskażesz

skoro już, tak jak w walizkę

w pamięć włóż

te wszystkie twarze bliskie

 

Dzięki losie...

 

Czas toczy

swe koła po zegarze

prawda w oczy:

kiedyś mnie Panie wskażesz

skoro już, tak jak w walizkę

w pamięć włóż

te wszystkie twarze bliskie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Hanna Czekała

 

"Wizyta"

 

Siedzimy w domu pełnym Ciebie - ja i Twoja Matka

Czekamy na Ciebie - nie mówimy o tym

Choć każda liczy że kapryśny los cofnie czas

- tak specjalnie dla nas i staniesz w progu

 

Twój płaszcz jeszcze pachnie Tobą

Nabieramy zapachu pełne ręce i tulimy do piersi

powstrzymując łzy

 

Już późno muszę wracać

Przyjdę do pani jutro - może wczoraj wróci...

Życzę snów które były kiedyś naszym życiem

 

    Odnośnik do komentarza
    Udostępnij na innych stronach

    • 3 weeks później...

    Konsument

    (sł. Kazik Staszewski, muz. Kult)

     

    Konsument mówi, że je aby jeść

    Konsument pli aby pleść

    Jego bracia stoją radia wokół

    Słuchają politycznego bełkotu

    Potem wszyscy razem siadają do stołu

    Piją wódkę, gadają, fioletowe twarze mają

    A gdy więcej nie zjedzą i nie wypiją

    Gromadzą się tłumnie przed telewizją

      A wszyscy oni bombardowani śmieciami
      Wszyscy oni zasypywani informacjami
      A wszyscy oni bombardowani śmieciami
      Wszyscy oni zasypywani informacjami

    Konsument, gdy wie, że to jest w modzie

    Rozmawia o wojnie na Wschodzie

    Mówi to, co słyszał w radio i z gazety

    Czy konsument to ty?

    Tak, im zależy, byś ty był konsument

    Nie myślał, działał jak instrument

    Bo konsument mówi, że je aby jeść

    Więc pomyśl - czy jesz aby jeść?

      A wszyscy oni bombardowani śmieciami
      Wszyscy oni zasypywani informacjami
       
      Wszyscy oni bombardowani śmieciami
      Wszyscy oni zasypywani informacjami

     

     

    A gdy będę umierał

    (Staszek Staszewski)

     

    A gdy będę umierał

    To nie przyjdzie generał

    Ziewnie z cicha dyrektor

    Bo umiera byle kto

     

    Serce pluśnie w staw ciszy

    Doktór papier podpisze

    Szakal z hieną z kantorka

    Złożą rzeczy do worka

     

    Żona przyjdzie w welonie

    Masz przepustkę, Charonie

    Złoty ząbek zostawić

    Piórko z głową poprawić

     

    A gdy będę chowany

    Syn zapłacze pijany

    Zdepcze szarfy dostojne

    Potem pójdzie na wojnę

     

    Na cmentarzu pod murem

    Słońce zajdzie za chmurę

    Drobny deszczyk pokropi

    Pamięć moją zatopi

     

    A na stypie z bigosem

    Strasznym krzyknie ktoś głosem

    Wyjdziesz patrzeć kto woła

    Znajdziesz ciszę dookoła

      Odnośnik do komentarza
      Udostępnij na innych stronach

      • 3 months później...

      http://www.kaczmarski.art.pl/galeria/powazki1/images/zdjecie_1.jpg

       

       

       

       

      Jacek Kaczmarski

       

      "Wszystko, co mi się zdarzy..."

       

      Wszystko, co mi się zdarzy,

      Żłobi ślad w mojej twarzy -

      A mnie się przecież wciąż marzy

      Twarz inna niż ta, którą mam.

       

      Więc nie unikam masaży -

      Daję się krajać i prażyć,

      By z twarzy stworzyć ołtarzyk,

      Przed którym ukląkłbym sam.

       

      Dobry jest każdy sposób,

      By się odmienić ukradkiem -

      Jeśli własnego losu

      Już muszę

      Koronnym być świadkiem.

       

       

       

       

      "Zabić kota"

       

      Kota schwytaliśmy w kącie śmietnika

      Łeb mu wcisnąłem w mokrą grudę żwiru

      Dziesięcioletni mój przyjaciel Świrus

      Wstrzymując oddech - użył scyzoryka.

       

      Zwierzak się szarpał, krew wsiąkała w żwir,

      Fruwała w kłakach wystraszona sierść.

      Rozwarła się pod ostrzem kocia pierś

      W łysiny płuc i śliski kiszek wir.

       

      Wiotczał pod dłonią protest żywych sił

      Łomotał w sercu zachwycony lęk,

      Aż o żywotach kota dziewięciu przesąd pękł

      W cynobry nerwów i błękity żył.

       

      Takie wspomnienie nić pamięci mota.

      Świrus chirurgiem został, znanym w kraju

      I wie, gdzie życia kończy się istota;

      Ja piszę wiersze o śmierci Rodzaju...

       

      Wiele zawdzięcza ludzkość męce kota.

       

      5.2.1995

       

       

       

       

      "Ja"

       

      Nie jestem piękny, a przyciągam wzrok,

      Cieszy mnie wstręt w tworzących mnie spojrzeniach;

      Sprytu nauczył mnie ułomny krok,

      Co krok normalny w powód wstydu zmienia.

      Wiem, że nawiedzam przyzwoite sny;

      Bóg mnie spartaczył, jam wyrzut sumienia;

      Dlatego wpełzam w dostojne zgromadzenia,

      Gdzie racją bytu jest bezkarne - my !

       

      A ja na złość im - nie należę.

      I tak beze mnie - o mnie - gra.

      Jednego nikt mi nie odbierze:

      Ja jestem ja, ja, ja.

       

      W karczmie tak siadam, by mnie widzieć mógł

      Każdy obżartuch najzdrowszy i pijak;

      To, co mi Bóg dał zamiast zwykłych nóg

      Wokół półmiska bezwstydnie owijam.

      Tym, co mam w miejsce rąk, odpędzam psy

      Węszące łatwy łup w chromego strawie

      I traci nastrój biesiadników gawiedź,

      Co śpiewa przy mnie swoje śmieszne - my !

       

      Bo ja na złość im - nie należę.

      I tak beze mnie - o mnie - gra.

      Jednego nikt mi nie odbierze:

      Ja jestem ja, ja, ja.

       

      Mam pod Ratuszem stałe miejsce, gdzie

      Swój tors niezwykły wystawiam na pokaz:

      Pomnik wyjątku, drżę z rozkoszy, że

      Żadnego z radnych nie przepuszczę oka.

      Gdy się dębowe już zatrzasną drzwi,

      By przebieg obrad skryć przed losem plebsu

      Wiem, że zdołałem trochę nastrój zepsuć

      Tym, co tak godnie mówią, myśląc - my !

       

      Bo ja na złość im - nie należę.

      I tak beze mnie - o mnie - gra.

      Jednego nikt mi nie odbierze:

      Ja jestem ja, ja, ja.

       

      W farze na najświetlistszą włażę z ław,

      Gdzie przed ołtarzem tęcza lśni z witraży,

      By, kiedy wierni proszą - Boże, zbaw ! -

      Móc Mu pokazać, co z mej zrobił twarzy.

      Więc patrzą na mnie, chociaż kapłan grzmi

      Żeśmy jedynie niepoprawnym stadem,

      Bom namacalnym przecież jest przykładem,

      Że jest nieprawdą ich chóralne - my !

       

      Bo ja na złość im - nie należę.

      I tak beze mnie - o mnie - gra.

      Jednego nikt mi nie odbierze:

      Ja jestem ja, ja, ja.

       

      Nie jestem sam. Odmiennych nas jest w bród !

      Wciąż otorbionych wstrętem i respektem.

      Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,

      By się związać w pokręconych sektę.

      Partia Potworków ! Rząd zatrutej krwi !

      Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy !

      Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,

      Wystarczy - ja ! ja ! ja ! - zmienić w - my !!

       

      Nie, nie chcę wpływać i należeć !

      I tak beze mnie - o mnie - gra.

      Jednego nikt mi nie odbierze:

      Ja jestem ja ! ja ! ja !

       

      28.11.1991

      Odnośnik do komentarza
      Udostępnij na innych stronach

      • 2 months później...

      "Minus 10 w Rio"

      [sł. A. Mogielnicki, muz. J. Borysewicz]

       

      Co to za dom ?

      Może powie mi ktoś

      Jakim cudem się znalazłem w nim ?

      Wszystko tu jest, nawet dziecko i pies,

      Tylko nie ma okien ani drzwi...

      Nad głową moją ktoś wykleił strop

      Gazetami sprzed dwudziestu lat;

      Leżąc na wznak, przed oczami mam

      Z "Ekspresiaka" wciąż nagłówki dwa:

       

        "Minus 10 w Rio"
        "Dżuma w Santa Fe"
        Wszystko obok mija
        Jak wariata sen

       

      Ech, dużo bym dał,

      Gdybym prawdę choć znał -

      Ile czasu jestem w domu tym ?

      Gdzieś spoza ścian,

      Gdy się wsłuchać, to gra

      Gitarowe solo Alvin Lee..

      Dziecko ma rok,

      Długie włosy i wzrok

      Pokerzysty, gdy zakłada blef.

      W pokoju psa - taka cisza wciąż trwa

      Jakby się do skoku czaił lew....

       

        "Minus 10 w Rio"
        "Dżuma w Santa Fe"
        Wszystko obok mija
        Jak wariata sen

       

       

        "Minus 10 w Rio"
        "Dżuma w Santa Fe"
        Wszystko obok mija
        Jak wariata sen

       

      Co to za dom ?

      Może powie mi ktoś.....

      Odnośnik do komentarza
      Udostępnij na innych stronach

      • 1 month później...

      Pidżama Porno

       

      "Tom Petty spotyka Debbie Harry"

      [płyta: Marchef w butonierce]

       

       

      Jestem twoją klątwą i przekleństwem

      Niedokończoną przyjemnością

      Przegryzioną wargą

      Do krwi

       

      Jak oszołomiony wicher

      Omijam oka twojej sieci

      Wieję tylko tam, gdzie mam ochotę

      Wieję tylko tam, gdzie mam ochotę

      Sama dobrze wiesz, gdzie...

       

      Patrzysz w moje oczy

      Widzisz kłamstwo

      Piękne oczy

      Piękne kłamstwo

       

      Jeden bilet w jedną stronę...

       

       

      Uwierz, miła, wiem jak to boli

      Kuszą śliskie parapety

      Zgasły nasze grzeszne sakramenty

      Jeszcze ciepłe pistolety

       

      Jestem twym śmiertelnym wrogiem

      Złym snem, który nie miał dokąd odejść

      Kiedy długo skończyć nie mogę

      Kiedy długo skończyć nie mogę

      Myślę o tobie...

       

      Patrzysz w moje oczy

      Widzisz kłamstwo

      Piękne oczy

      Piękne kłamstwo

       

      Jeden bilet w jedną stronę...

       

       

      Tak naprawdę ważna jest tylko chwila

      Ta chwila, miła, czasem - to błąd...

       

       

      Tyle mógłbym ci powiedzieć

      Jeszcze mocniej cię przytulić

      W życiu jest jak z zapałkami -

      Raz się kradnie, raz się gubi

       

      Zaplątałem się w oszustwa

      Żyję za pożyczone

      Mam sparaliżowane usta

      Mam sparaliżowane usta

       

      Jeden bilet w jedną stronę

      Jeden bilet w jedną stronę

       

       

      Tak naprawdę ważna jest tylko chwila

      Ta chwila, miła, czasem - to błąd...

      Odnośnik do komentarza
      Udostępnij na innych stronach

      • 1 month później...

      Zbigniew Hołdys

       

      "Molier"

       

      "Molier to był Żyd"

      "Rejtan to był chyba Czech"

      "Gierek to był skin"

      "Adolf Hitler to był gej"

      "Lenin nie był zły"

      "Che Guevara mocno żył"

      - tyle powiedzieli dziś ludzie,

      kiedyśmy przez miasto szli

       

      "Solidarność to był motłoch,

      komuniści pozwalali żyć"

       

      "Jezus to był świr"

      "Jelcyn wczoraj mało pił"

      "Manson to był bóg"

      "Todor Żiwkow nie mył nóg"

      "Miłosz to jest nikt"

      "Goethe niepotrzebnie żył"

      - tyle powiedzieli dziś ludzie,

      kiedyśmy przez miasto szli

       

      "Solidarność to był motłoch,

      komuniści pozwalali żyć"

       

       

        język to mistrz od wykrzywiania słów,
        jakby czuwał nad nim wielki Manitou
        rozum to szatan, więc lepiej niech śpi -
        ale słuchać, słuchać pozwólcie mi....

       

      "Jaruzelski żonę bił"

      "Pele to był król"

      "Marilyn Monroe to był cud"

      "Urban to był ch*j"

      "Zespól Perfect nie był mój"

      - tyle powiedzieli dziś ludzie,

      kiedyśmy przez miasto szli

       

      "Solidarność to był motłoch,

      komuniści pozwalali żyć"

       

       

      >>> do posłuchania

      Odnośnik do komentarza
      Udostępnij na innych stronach

      • 3 weeks później...

      Piżama Porno

       

       

      Nie chcę częstować cię śmiercią

      życie piękniejsze jest niż śmierć

      każdą swoją żywą częścią

      wybieram życie

       

      O tobie wiem że mieszkasz w bardzo długim bloku

      To już chyba "Lśnienie"

      Prawie nikogo nie znasz wokół

      Twoja samotność gorsza niż więzienie...

       

      nie chcę częstować cię śmiercią...

       

      Twoje kolejne kłamstwo

      Masz koszulkę z Kurtem

      Nawet ci do twarzy

      nawet ci do twarzy z trupem

      Poproś go niech ci powie chociaż słowo

      Sam mógłbym ci zaśpiewać

      Dobrze umrę lepiej sprzedam

      Mógłbym ci zaśpiewać

       

      Czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy

      I sam też stoję trochę z boku

      Wiem że dobrze jest być

      Wiem że dobrze jest mieć

      Mieszkam w bardzo długim bloku

       

      nie chcę częstować cię śmiercią...

       

      Dla ciebie śmierć to pestka

      Życie to zabawka

      Każda twoja blizna

      Każda igła i strzykawka

      Jeszcze jedna słabość

      kolejna łatwizna

       

      nie chcę częstować cię śmiercią...

       

      Odwrócone krzyże

      Orgazm na pentagramach

      Swastyki w twojej głowie gorsze niż te na ścianach

      To fatalna iluzja

      Gówniana fatamorgana

      Sam mógłbym ci zaśpiewać

      Dobrze umrę lepiej sprzedam

      Mógłbym ci zaśpiewać...

      Odnośnik do komentarza
      Udostępnij na innych stronach

      Piżama Porno

       

      Tyle dróg

       

      płyta: ULICE JAK STYGMATY

       

      Tyle dróg zdawało się prowadzić do celu

      Tyle dróg miało być najlepszych

      Tyle dróg było tymi jedynymi

      A wszystkie te jedyne i słuszne drogi

      Okazały się ślepymi

       

      Drogi porastały chwastami jałowymi

      Buty maszerowały od wschodu do zachodu słońca

      Nie było widać początku

      Nie było widać końca

       

      Cuda chodzą parami

      W siedmiomilowych butach

      Nie legitymują się dokumentami

      Czy ty wierzysz w cuda?

       

      1987

      Odnośnik do komentarza
      Udostępnij na innych stronach

      Dołącz do dyskusji

      Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

      Gość
      Odpowiedz w tym wątku

      ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

        Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

      ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

      ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

      ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




      ×
      ×
      • Dodaj nową pozycję...