wykrot 14.10.2021 16:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Października 2021 A potem wszystko skończyło się tak, jak się miało skończyć. Wylądowaliśmy z Agatą w naszym pokoju, w jednym łóżku, bez jakiejkolwiek myśli o seksie. Ważne było to że jesteśmy, że nikt nikogo nie musi szukać. Mogliśmy spokojnie zasnąć. Puchar, oczywiście, przynieśliśmy ze sobą do pokoju. Piękny puchar!Niestety, poranek nie przebiegał zgodnie z naszymi wcześniejszymi oczekiwaniami. Przekomarzaliśmy się leżąc w łóżku, obydwoje zmęczeni wczorajszym dniem i nocnymi wydarzeniami. Ani zimny prysznic, ani leczenie kaca napojami z chłodziarki nie przynosiły przełomu. Cóż, teraz tylko czas mógł odegrać swoją rolę.- Idziemy na śniadanie? – prowokowałem, gładząc jej biodro osłonięte dość przezroczystą, jedwabną koszulą. Na pewno prezent od Dorotki, jej samej nie byłoby na taką stać.- Idź sam! – mruknęła. – Przynieś mi tylko jakiś kefir.- Łudzisz się, że pójdę?- A nie powinieneś?- Nie wiem co powinienem, ale i tak nie pójdę.- Bardzo schudniesz! Dorota cię nie pozna.- Więc wytarga ci uszy, że do tego dopuściłaś. Zresztą, i tak sobie grabisz od pewnego czasu..- Ja? A niby czym?- Chociażby tym, że kiedy tylko jesteś obok mnie, zawsze cię boli głowa.- Kto tak powiedział? Pytałeś?- A co, dzisiaj cię nie boli?- Nie…- Nie opowiadaj! – roześmiałem się. Niby dla żartu przysunąłem się do niej bliżej po czym objąłem dłonią pierś. Nie zareagowała. A po chwili nie zaprotestowała, kiedy zdejmowałem z niej koszulę. Musiałem się sporo napracować zanim doszła do finału i prawdę mówiąc, wykończyłem się kompletnie. Zresztą, ona też nie przejawiała teraz aktywności. Leżała na wznak z nieco rozchylonymi nogami i wyglądało jakby drzemała. Policzki zaróżowione, usta lekko otwarte, tylko biust podnosił się i opadał w rytmie oddechu.Usiłowałem wstać, ale nogi mnie nie posłuchały i klapnąłem z powrotem na łóżko.- Nie rozrabiaj! – usłyszałem z tyłu i odwróciłem głowę.- Przepraszam, to niechcący. Nogi mi drżą i nie mogę wstać.- Przejdzie ci – odpowiedziała, nie zmieniając pozycji. – A gdy już wstaniesz, podaj mi, proszę, chusteczki. Narobiłeś bałaganu, a sprzątnąć nie ma komu.- Rozsmaruj po udach. Dorotka mawia, że to najlepszy balsam do skóry.- Ja już do tego raczej nie przywyknę, ona miała więcej czasu na zabawy z tobą.- Nie trzeba się było opieprzać!- Idź już! – rzuciła zniecierpliwiona. – To wrażenie jest niemiłe! I szybko opuść łazienkę!- Dobrze – odparłem, podnosząc się z łóżka. Nogi wciąż mi drżały, ale ustałem. Kiedy już się ubraliśmy z zamiarem odwiedzenia jadalni, Agata jakoś przypadkowo podeszła do okna, spojrzała i znieruchomiała.- Tomek... – odezwała się. – Coś mi się wydaje, że zaraz się zacznie heca.- Jaka znowu heca? Co tam ujrzałaś? – podszedłem bliżej okna i w sekundzie zrozumiałem. Na dole, przed wejściem do hotelu stały dwa radiowozy.- Kurwa mać! – zakląłem. – Jeszcze nam zjeść nie dadzą. Jak kradł i oszukiwał, to ich nie było. A teraz mają czas!Wczoraj zdałem jej relację z rozmowy z Bogdanem, więc zrozumiała.- Spokojnie! – roześmiała się wesoło. – Pobawimy się z nimi trochę, będzie weselej. Jesteś gotowy?- Mniej więcej.- Idziemy więc. Wezmę cię pod rękę, będziemy ładnie wyglądać.- Proszę bardzo! Dochodziła jedenasta, ale w jadalni było mnóstwo osób. A to oznaczało, że większość wczorajszych imprezowiczów nigdzie się dzisiaj nie spieszyła. Kelnerki uzupełniały jeszcze zapasy na szwedzkim stole, być może czas śniadania zostanie nawet wydłużony. Przystanąłem za Agatą, bo zatrzymała się by nie przeszkadzać paniom kelnerkom i od tyłu objąłem dłońmi jej talię. Zareagowała na ten gest niecierpliwym zakołysaniem bioder, ale nie odpuszczałem. Wtedy odwróciła się i udawanym, głośnym szeptem, warknęła mi do ucha.- Słuchaj, jak kobieta prześpi się z facetem, to on potem zawsze się tak przypierdala do niej?Parsknąłem śmiechem na cały głos, aż mnie skręcało. Jej poważna mina w połączeniu z takim słownictwem…- Przyzwyczajaj się! – zdołałem w końcu wykrztusić.- Za późno – pokręciła głową.- Dasz radę! – powiedziałem głośno. Budziliśmy zainteresowanie swoim zachowaniem, ale stojący obok chyba nie zrozumieli całości naszego dialogu, bo miny mieli jakieś niepewne. Kelnerki wreszcie poszły sobie i dołączyliśmy do kolejki.- Żur pachnie doskonale! – rzucił ktoś z grupki stojących przed nami.- Wiedzą co jest dobre na the day after – odpowiedział mu inny, śmiejący się głos. Czyli nastroje w narodzie były dobre.- Włożysz mi tego żuru? – zwróciłem się do Agaty. – Ręce mi drżą, boję się, że porozlewam.- Włożę. Ty mi wkładałeś, to czemu ja nie mogłabym ci włożyć? – wypaliła bez ściszania głosu, po czym zakryła usta dłonią, jakby to się jej wypsnęło. Mężczyźni zarechotali i zaczęli nam się bacznie przyglądać.- Narzeczona! Nie zdradzaj tajemnic alkowy! – znowu objąłem ją w talii i przytuliłem. - Przecież nikt nas tu nie zna. Twoja żona się o tym nie dowie – paplała.- Gdyby pani nie wystrzelała pucharu, może by i nie znali – zauważył jeden z panów, śmiejąc się na głos.- Gdybym wczoraj wiedziała, że mnie przygarnie, to bym nawet nie podchodziła blisko strzelnicy – odparowała mu bez namysłu, cały czas nakładając jedzenie na talerzyki. – Twarożku zjesz? – spojrzała na mnie.- Nie. Wolę ten słodki serek, glukoza jest mi potrzebna.- Słusznie! Proszę bardzo – wręczyła mi talerzyk. – Idź już i usiądź, resztę przyniosę sama.- Dziękuję ci, kochanie!- No, no! Nie przesadzaj aż tak! Kochanie to masz w domu!- Kto zrozumie kobietę… – westchnąłem filozoficznie i rozejrzałem się, szukając wzrokiem wolnych miejsc. Nie zwróciłem uwagi na dwóch cywilów siedzących obok panów w myśliwskim umundurowaniu, siedzących przy stole w głębi sali. Zresztą, dzisiaj już ludzie byli odziani różnie. Wybrałem pusty stół przy ścianie i zająłem ostatnie miejsce, by mieć widok na wejście do sali. Po chwili nadeszła Agata. Postawiła tacę, ale nie usiadła. Poszła jeszcze raz, po kawę. Tę przyniosła już bez tacy. I zaraz dołączyło do nas trzech panów z dość kwaśnymi minami.- Dzień dobry! – przywitali się, ale wyglądali dość niepewnie. – Możemy się przysiąść?- Proszę, proszę! – odpowiedziała im Agata, szerokim gestem ręki wskazując na wolne miejsca. Stoły były tutaj na osiem osób. Od razu też zwróciła się do mnie.- Zrobić ci kanapki czy sam dasz radę?- Nie wiem, na razie żurek – mruknąłem.- Podstaw pod brodę, byś nie rozlewał na stół – zakpiła.- Jest tu żurek? – westchnął jeden. – Nawet nie zauważyłem…- Żeby mnie tak ktoś zrobił dzisiaj kanapki... – zajęczał drugi.- Pan poprosi kelnerkę, może się zgodzi? – Agata roześmiała się.- Prędzej chyba dałaby się namówić na łóżko, a nie na kanapki – podsumował kolejny.Sięgnąłem po łyżkę. Ręka mi drżała. – Nie, najpierw zjem serek – zdecydowałem w jednej chwili.- To ja pójdę po żurek – pierwszy podniósł się z miejsca.- I jajecznicę! – podpowiedziałem. – Ominie pana robienie kanapek.- Niezła myśl! – uśmiechnął się w odpowiedzi.- Jedz, bo ci wystygnie! – przypomniała Agata.- Słusznie. Bardzo leniwie nam to szło i co gorsza, jedzenie dodatkowo osłabiło moje siły. Wprawdzie dałem radę serkowi, później uporałem się z żurkiem, ale dla kajzerki z plasterkiem sera i wędliny zabrakło już miejsca. Siedziałem więc gnuśny, czekając na Agatę. Była pewnie dopiero w połowie posiłku, tak jak i nasi sąsiedzi. Oni robili sobie wręcz przerwy na łapanie oddechu. Też byli kompletnie bez kondycji.- Ciężkie jest życie – westchnąłem, spoglądając w ich stronę.Nie wiem czy i co odpowiedzieli, bo przed stołem pojawiło się nagle dwóch panów w wymiętych garniturach. Rozdzielili się, po czym usiedli na wolnych miejscach, każdy z innej strony stołu. Jakby blokując nam możliwość przejścia. - Dzień dobry państwu! – odezwał się jeden z nich.- Dobry… – mruknęliśmy wszyscy.- Przepraszam, że przeszkadzam, chciałem tylko zapytać tych państwa na krańcu stołu. To państwo siedzieliście wczoraj wieczorem obok pana prokuratora Rymszy, tak?Rzuciwszy pytanie, spoglądał to na mnie, to na Agatę. - Ja? – odmruknąłem niechętnie. – Ja siedziałem obok narzeczonej, a ona w ogóle nie jest prokuratorem. Przynajmniej tak mi powiedziała.- Bo to jest prawda, nie jestem prokuratorem! – spojrzała na mnie. – Ciebie bym przecież nie okłamała!- Proszę sobie nie dworować, sprawa jest zbyt poważna. Pytam czy to państwo byliście za stołem prezydialnym w chwili, kiedy pan prokurator Rymsza… powiedzmy, że znalazł się na podłodze?- Ale ja nie znam takiego gościa – odpowiedziałem z przekonaniem. – Kilka osób mi się wprawdzie wczoraj przedstawiało, ale takiego nazwiska nie kojarzę.- A poza tym, przeszkadza mi pan w trawieniu – dołożyła Agata. – Ser mi się źle układa w żołądku! Sąsiedzi opuścili głowy i zasłonili usta rękami, a cywilowi zadrgały kąciki ust.- Trudno! – rzucił, wstając z miejsca. – Chciałem grzecznie porozmawiać, ale widzę, że się na razie nie da. Cóż, pozwolę państwu dokończyć posiłek.- Porozmawiać? – zdziwiła się Agata na cały głos. – Ja dzisiaj wywiadów nie udzielam! Jestem zmęczona i bez telewizyjnego makijażu! Mowy nie ma! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 15.10.2021 02:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Października 2021 Stanął jak wryty i dyszał, nie wiedząc jak się ma zachować. Tym bardziej, że już nie tylko sąsiedzi przy stole rechotali, ale i dalsze stoły przestały jeść, obserwując całe widowisko. I nie wiadomo jakby to się skończyło, ale w tym momencie odezwał się dzwonek smartfonu Agaty. Spojrzała na rozświetlony ekran, po czym podała mi aparat.- Odbierz, to twoja żona. Ja rozmawiam teraz z bardzo interesującym panem.- Witaj, Słoneczko! – rzuciłem w przestrzeń, zmieniając regulację odbioru na głośniejszą. – Co słychać u ciebie, kochanie?- To ty, skarbie? Wydawało mi się, że wybrałam numer Agatki. Czemu nie odbierasz moich dzwonków?- Jesteśmy na śniadaniu, a telefon zostawiłem w pokoju. Przepraszam!- Nie rób tak, bo zawału dostanę! Jak się bawicie? Gdzie jest Agata? - Słoneczko, nie teraz, proszę! Agata jest zajęta, jakiś pan prosi ją właśnie o wywiad, a bawiliśmy się wczoraj doskonale! Zresztą, ten wywiad chyba jest jakoś związany z tą zabawą, bo ten pan tak dziwnie smutno wygląda. Może dlatego, że zapomniał munduru…- Aż tak? – zdziwiła się. – W takim razie nie będę wam przeszkadzała. Zadzwońcie do mnie w spokojniejszej chwili.- Dobrze, kochanie, chociaż nie wiem czy takowa będzie. Ten pan wygląda tak, jakby nas chciał pozbawić telefonów.- Powiedz mu, żeby się nie zdziwił, jak sam zostanie czegoś pozbawiony, po czym będzie śpiewał sopranem. Dzwońcie!- Poczekaj! – zawołałem. – Dorotko! Wyślij do nas pana Kazimierza z dwoma kolegami, dobrze? Będą raczej potrzebni.- Aaa… zrozumiałam. Dobrze! Zaraz do niego zadzwonię. Kocham cię i tęsknię!- Ja też cię kocham, skarbie! Pa! Do zobaczenia!- Pa!Wszystkie oczy były wpatrzone we mnie, kiedy kładłem aparat na stół. Udałem, że tych spojrzeń nie widzę. - Spróbuję ostatni raz, czy odpowiecie państwo na moje pytanie? – facet nie rezygnował.Agata wzruszyła ramionami.- Czemu nie? Tak w ogóle, to lubię odpowiadać na pytania. Najlepiej więc, jeśli prześle je pan pocztą mailową. Podać panu adres? Da pan radę zapamiętać? Niby jest krótki, ale kto to wie? Ale żeby wiedzieć kto pyta, na pamiątkę zrobię panu zdjęcie, dobrze?Błyskawicznym ruchem sięgnęła po smartfon i zanim zdążyli zareagować, pstryknęła fotkę.- To na pamiątkę – rzuciła bezczelnie, chowając aparat do kieszeni.- Proszę skasować ujęcie, bo odbiorę pani aparat! – smutny pan nie odchodził. W jednej chwili Agata ze słodkiej panienki przeistoczyła się w syczącą żmiję.- Ty mi odbierzesz? Mnie? A kim ty jesteś, chłopczyku? – wysyczała. – Tylko spróbuj! Do końca życia będziesz tego żałował! A teraz baczność! W tył zwrot i odmaszerować! Wynocha! – wrzasnęła.- Już pani skończyła? – nie dał się wyprowadzić z równowagi. – Czekam na was w hallu – odwrócił się, po czym obydwaj ruszyli w stronę wyjścia.- Możesz szczekać ile zechcesz! – rzuciła za nim, jednak tym razem nie zareagował. Na sali zapanowała martwa cisza. Gdyby muchy już nie spały, na pewno bym jakąś usłyszał.- Co to za kutasy? – Agata obojętnym tonem rzuciła w stronę sali. – Ktoś wie?- Z komendy wojewódzkiej Policji – odezwały się głosy.- I takie głupki? – zdziwiła się. – Kogo oni tam trzymają?Ktoś się roześmiał, ktoś zawtórował i od razu zrobiło się inaczej. Ludzie zaczęli się zbliżać, najbliższe krzesła zostały pozajmowane, a reszta przynosiła je od innych stołów. - Czego tu szukają?- Z tego o co pytali mnie – zabrał głos jakiś starszy gość – wywnioskowałem, że pan prokurator Rymsza został ponoć wczoraj pobity. Na naszej imprezie.- A pan nie widział kto go pobił? – wtrąciłem.- Nie, ja już wcześniej miałem dość i wróciłem do numeru. Już nie te lata! – wyjaśnił.- Ciekawe kto go pobił… – snuła Agata.- W dawnych czasach bywali to sanitariusze – ktoś się odezwał.- No nie, to jest nadużycie! – zaprotestowała. – Pan Andrzejek ani nie jest maturzystą, ani tym bardziej poetą. Nie, tej tematyki nie dotykajmy. - Pytali nas, kto siedział wtedy obok niego za stołem, musieliśmy więc powiedzieć – przyznał inny. – Mam nadzieję, że nie macie państwo o to żalu?- Absolutnie – zapewniła Agata. – Wprawdzie teraz się wstydzę takiego sąsiedztwa, ale przepadło. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie znałam wcześniej pana prokuratora, niczego o nim nie wiedziałam, tak samo zresztą jak i Tomek – spojrzała na mnie. – Gdyby tak było, nie wypiłabym wraz z nim ani grama. Ten człowiek nie zasługuje nie tylko na moje towarzystwo.- Nie obawia się pani, że zrobi wam za to kuku? – ktoś zapytał.- Bez obaw, poradzimy sobie. Na kolejnym polowaniu na pewno mnie ujrzycie! – zaśmiała się swobodnie. – Albo na strzelaniu. Dziękujemy wszystkim! A teraz pozwólcie, że dojem to co mam na talerzu, bo nawet posiłku nie uszanowali. Zebrani zaczęli się rozchodzić, a wtedy jakiś człowiek zajął to krzesło, na którym siedział wcześniej policjant.- Wiecie państwo co? – szepnął konfidencjonalnie. – Brat jest lekarzem i pracuje w tym szpitalu. Powiedział mi, że pan prokurator najpierw nie chciał niczego mówić, ale jak dziś rano ujrzał w lustrze swoją gębę, to się wściekł! Ma ogromne, sine okulary wokół oczu, które wciąż się powiększają i to go tak rozstroiło. Wezwał policję, po czym zeznał, że został pobity przez dwoje swoich sąsiadów zza stołu tak, że stracił przytomność.- Konfabulacja na pełny etat. Niech się wali! – skomentowała Agata. – Pan widział ten moment?- Widziałem. Widziałem dokładnie jak wstał, pchnął stół, po czym rozjuszony, rzucił się z wyciągniętymi rękami w stronę pana – na chwilę skierował wzrok na mnie. – Ale pani go skontrowała w przelocie. Jeden, jedyny raz! Niczego więcej nie było. - Złoży pan takie zeznanie?Mężczyzna rozejrzał się dookoła.- Jeśli państwo obiecacie, że on nie wróci na swoje stanowisko, to z przyjemnością.- A jeśli wróci? – zaciekawiły mnie jego słowa.- Będę się wahał. Ma zbyt długie ręce i bardzo ruchliwe.- Dobrze. Proszę jeszcze tu zostać… albo nie. Może pan zostawić jakiś kontakt?- Tak, proszę! – wyjął z kieszeni wizytówkę. – Jaromir Wąsala. Pracuję w sąsiednim nadleśnictwie. - To może my się przedstawimy? – spojrzałem na Agatę. Milczała, ale skinęła głową.- Pani nazwisko znam – uśmiechnął się. – Pani wygrała konkurs rzutków.- A stanowisko? – upewniałem się.- O tym nie było mowy – przyznał.- Pani podpułkownik pracuje w Komendzie Głównej Straży Granicznej, ja natomiast jestem zwykłym sekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju.- Zwykłym sekretarzem stanu? – powtórzył z lekką ironią.- Zwykłym – powtórzyłem. – Czyli pierwszym zastępcą ministra. Nazywam się Tomasz Barycki – podałem mu dłoń, którą uścisnął.- Ach! – stuknął się dłonią w czoło. – A tak myślałem, gdzie ja pana już widziałem… W telewizji, oczywiście. - Więc jak z zeznaniami? Nabiera pan pewności?- Zdecydowanie!- Jeszcze jedno. Wie pan kim jest Bogdan Kierewicz?- No, jakżeby inaczej. To nasz dyrektor generalny.- Zatem coś panu powiem. Nasze żony są siostrami, więc to jest mój szwagier.Zatkało go. - O, kurczę…- Proszę o nas pamiętać, a wtedy i my nie zapomnimy. Z Bogdanem rozmawiałem wczoraj na sali…- Widziałem to – przerwał mi. – Siedzieliście panowie przy bocznym stoliku.- Tak. Wtedy też usłyszałem co nieco o waszym panu prokuratorze. Niezbyt miłe słowa.- No… niemiły gość, nie da się tego ukryć. - Właśnie. Gdyby więc do tego doszło, proszę mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Większość ludzi zapewne będzie się zasłaniała niepamięcią, dlatego pana świadectwo może się okazać bardzo ważne.- Gdyby doszło! – odezwała się Agata. – Ale nie dojdzie – chichotała. – Ja nie podlegam policyjnym dochodzeniom, a żandarmerii przedstawię otwarcie prawdziwą wersję wydarzeń. Zdechną ze śmiechu, że pan prokurator poległ od damskiej piąstki! A biorąc pod uwagę niesnaski pomiędzy naszymi służbami, będą wręcz szczęśliwi! – roześmiała się na cały głos. – Taki wstyd dla pana prokuratora…- Co ci tak wesoło? - Bo sobie wyobraziłam… Proces i na sali sądowej pan prokurator skarży się, że mnie molestował, a ja mu dałam po pysku! – chichotała.- A molestował cię? – zapytałem niewinnie.- Kurwa! A co, może nie?- Przepraszam – odezwał się nasz gość. – Jego zeznania idą w pana stronę. Pana obwinia o pobicie, zaś panią o zmowę. Że pani to ułatwiła. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 15.10.2021 15:48 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Października 2021 - A to chuj zawszony! – nie wytrzymałem. – Przecież dotknąłem go dopiero wtedy, kiedy podnosiliśmy te zwłoki z gleby! A to kutas!- No właśnie. Niech pan uważa! Ja już pójdę, dobrze? Nie chciałbym, by funkcjonariusze atakowali mnie zbyt wcześnie. Potwierdzę tylko, że gdyby coś, zeznam to, co widziałem na własne oczy. Pogadam też ze znajomymi, nie byłem tam przecież sam, oglądaliśmy wszystko wspólnie.- Dziękuję! – podałem mu dłoń na pożegnanie. – Znajdę pana.W ten sposób, zostaliśmy w jadalni tylko we dwoje. - Ja pierdolę! – westchnąłem. – Człowiek przyjechał by się zabawić, a będzie wracał jako kryminalista!- Jeśli wrócić zdoła – zachichotała. – A nuż cię zamkną od razu dzisiaj? Jesteś przecież niebezpieczny dla otoczenia!- Kurczę… Czego to się człowiek o sobie dowiaduje, jeśli tylko wyjedzie poza dom? Straszne rzeczy! Jak ta moja żona ze mną sypia i się nie boi? Zasługuje na medal za odwagę!- Dobrze, że wspomniałeś. Poczekaj, zadzwonię do niej. Potem może nie być okazji. Rozmawiały przez ponad pół godziny. Agata opowiedziała Dorotce o wczorajszych i dzisiejszych wydarzeniach, przedstawiła naszą obecną sytuację i nie kryła, że to jeszcze nie wszystko. Że po wyjściu z jadalni czeka nas jeszcze kolejna potyczka. Ja zaś się nudziłem. Personel krzątał się po sali, porządkując sytuację przed obiadem, ale do nas się nie zbliżał.Sytuację zmieniło pojawienie się Bogdana. Agata zakończyła rozmowę, przekazując mi w naturze całusy od Dorotki, Bogdan zaś przysiadł się do nas.- Witajcie, spiskowcy! – zagaił. – W hallu już nie mogą się was doczekać.- Kto? – zapytała Agata. – Ten głupek, który tu był?- Nie. Do sprawy włączył się teraz wyższy szczebel. Teraz nadjechali szefowie. Będzie z tego nieziemska awantura! Jeśli podnieśli dupy w niedzielę, to oznacza, że ktoś ich do tego zmusił. Sami tacy zrywni to oni nie są. - Czyli będę musiał zadzwonić do ministra Domagały, albo co najmniej do Anny.- Uspokój się! – Agata wciąż prezentowała najwyższą obojętność.- Nie, Aga – sprzeciwiłem się. – Masz swoją ścieżkę służbową, ale teraz to uderza przede wszystkim we mnie. Ja się też muszę zabezpieczyć! Muszę zadzwonić co najmniej do Anny.- Jak chcesz. Znasz numer?- Nie. Zadzwoń do Dorotki, nich ci prześle SMS-em.- Nie ma sprawy.Anna, co dziwne, nie odbierała rozmowy. W końcu zrozumiałem.- Dureń jestem! – zawołałem, zły na siebie. Jak ma odebrać rozmowę z nieznanego numeru na telefon rządowy? To jest przecież zabronione! Wysłałem jej SMS-a i po kilku minutach rozległ się dzwonek. Sama się połączyła. Przeprosiłem, wytłumaczyłem powody, po czym przedstawiłem sytuację.- Aniu, zawiadom o wszystkim ministra Domagałę i to bardzo pilnie! Mam niezależnych świadków, że tego chuja nawet nie dotknąłem! Ja się oczywiście w sumie wybronię, ale jeśli to zdarzenie pójdzie do prasy, a tym bardziej do telewizji, to rządowy pi-ar na długo legnie w gruzach. Weź to pod uwagę. Lokalne media mogą nam narobić strasznego szajsu, dlatego proszę cię o spowodowanie szybkiej interwencji tu na miejscu. Pilnie! A za to, że nie mam z tą sprawą niczego wspólnego, ręczę ci głowami moich dzieci! Ja tego fajfusa nawet nie dotknąłem, on mnie próbuje wrobić, rozumiesz?- Rozumiem. Zrobię co będę mogła – odparła bez zbędnej dyskusji.Mogłem odetchnąć. - I co? – zapytała Agata. – Wytrzeźwiałeś już?- Prawie… Ale sił mi brakuje. Chyba pójdę spać.- Jak ci pozwolą. Może przynieść ci jeszcze kawy?- To bez znaczenia. Z kawą, czy bez kawy, sypiam tak samo.- Chodźmy więc. Bogdan, lepiej poczekaj i nie idź z nami.- Wiem. Zresztą, ja już byłem przesłuchiwany.- I co zeznałeś?- Niestety, tej sytuacji nie widziałem, nie spoglądałem wtedy w waszą stronę, a o inne sprawy na razie nie pytali. Ale gdy zapytają, to odpowiem jak należy, bez obaw! - Twój leśniczy widział wszystko dokładnie i zadeklarował, że to zezna.- Kto taki?Pokazałem mu wizytówkę.- Poczekaj, zapiszę sobie. Przyda się!- Tak mu też obiecałem!- Jasne! Idźcie już, wasze spotkanie z niebieskimi jest i tak nieuniknione.- Co za dzień… – westchnąłem. Kiedy tylko przekroczyliśmy drzwi od jadalni, z sofy stojącej w hallu poniósł się niezbyt urodziwy mężczyzna. Cywilnie odziany, niski, z lekką nadwagą i małą łysiną na głowie. Wyglądał niezbyt reprezentacyjnie, co jednak nie psuło mu samopoczucia.- Dzień dobry państwu! – zaszedł nam drogę. – Nazywam się Karol Błędek i jestem komisarzem komendy wojewódzkiej policji – otworzył i pokazał nam służbową legitymację. – Chciałbym z państwem przez chwilę porozmawiać, mam nadzieję, że nie zakłócę zbytnio dzisiejszych planów?- Wreszcie ktoś, kto zna regulamin numer czterdzieści osiem – mruknęła Agata. – Po co pan wysyłał wcześniej do nas tych kretynów?- O! – nie krył zaskoczenia. – Skąd pani zna wewnętrzne sprawy policji?- Byłam kiedyś psem! – zaśmiała się. – Nie ma się czego wstydzić. - Teraz mnie pani zaskoczyła.- Nie tylko pana i nie tylko dzisiaj. Lubię zaskakiwać ludzi, pewnego prokuratora też. Ale to było wczoraj. Natomiast dzisiaj… posłuchajcie, komisarzu! Chodźmy gdzieś stąd, bo nie lubię stać w przeciągu.- Gdzie pani proponuje?- Najlepiej do nas, do numeru. Jesteśmy zmęczeni, chcieliśmy odetchnąć, co nie przekreśla możliwości rozmowy. Chciałabym jednak zdjąć buty i tak dalej. Zgodzi się pan przyjąć takie zaproszenie?- Czemu nie? – odparł z pewnym wahaniem. – Może być.- Tomek, nie masz nic przeciwko? – spojrzała na mnie.- Mam.- Co mianowicie?- Trzeba wcześniej zamówić coś na stół. Jak mamy przyjmować gości? Pustymi ścianami?- Racja. Załatwisz to?- Jeśli poczekasz, to oczywiście.- Poczekamy – mrugnęła do mnie. Wróciłem na jadalnię, załatwiłem dostawę napojów i przekąsek, po czym wszyscy razem wyjechaliśmy windą na piętro.- Ładny apartament – komisarz rozglądał się dookoła.- Niech pan nie mówi, że jeszcze pan w tym hotelu nie był.- W hotelu owszem, byłem, ale w tym miejscu jeszcze nie – uśmiechnął się. – Z tego co wiem, tutaj przeważnie sypiają nowożeńcy.- Czyli jednak zna pan lokalną specyfikę?- Tak. Moi rodzice pochodzą z tych okolic. Proszę państwa, przepraszam, musimy jednak wrócić do tematu zasadniczego. Poproszę więc o okazanie dokumentów personalnych. Jakieś dowody osobiste, prawo jazdy…- O! To już nie jest zwykła rozmowa – zauważyła Agata. – Do takiego żądania musi pan komisarz mieć podstawę. Na razie jej pan nie ma.- Niech będzie, ale ja poproszę o to z ciekawości.- To już zmienia opcję – złagodniała nagle. – I tak przeczesał pan już recepcję, więc nasze nazwiska pan zna. Dlatego proszę! – pokazała mu w przelocie legitymację, podobnie jak on to zrobił w hallu. – Podpułkownik Agata Romaniuk, prawdę powiedziawszy, powinien pan teraz stanąć tu na baczność. Zrobił to, zanim jeszcze skończyła mówić.- Spocznij, komisarzu. Siadajcie! Nie będziemy się nad wami pastwić.- Przepraszam, pani pułkownik!- Nic się nie stało. Teraz pan rozumie dlaczego tamtych głąbów wysłałam pa dalsze?- Rozumiem.- Proszę o ich dane; numery, nazwiska i funkcje. Jutro wyślę wam o nich raport. Nawet się chuje nie przedstawili nam przed rozmową. Zgroza!- Tak jest! Zostaną ukarani. Rozległo się pukanie, po czym do pokoju wjechał wózek z zamówieniem. Było na bogato. Łącznie z regionalnym piwem i twardszymi alkoholami.- Nie śmiem proponować panu alkoholu – odezwałem się kiedy zostaliśmy sami – ale gdyby pan zechciał, proszę się nie krępować.- Nie, dziękuję – zamachał rękami. – Jeśli można, poproszę o wodę mineralną.- Niech sobie pan nie żałuje. Proponowałabym przynajmniej jakiś sok. – wtrąciła Agata.- Skoro pani pułkownik tak uważa… zdaję się na pani wybór. I z góry dziękuję!- Ja się chyba napiję piwa – westchnąłem.- A kto cię odwiezie do domu? Ja mam swoje auto!- Aga, rozmawiałem z Dorotką, nie pamiętasz? Pan Kazimierz ma przyjechać. - Kto to jest pan Kazimierz? – zainteresował się komisarz.- Służbowy kierowca mojej żony – odparłem beznamiętnie. – Były taksówkarz, świetnie jeżdżący. Zadzwoniłem, żeby przyjechał i przywiózł dwóch kolegów, przecież nie zostawimy tu samochodów z bronią! W sejfie auta mam dubeltówkę. A że po alkoholu nie jeżdżę, więc ktoś musi mi to auto odprowadzić. Nie mam zamiaru tu nocować, żona czeka.- Dla mnie też masz kierowcę? – zapytała Aga.- Oczywiście. Jakże by inaczej? Powiedziałem, żeby przywiózł dwóch kolegów. Moje auto, twoje auto, a trzecie, którym przyjadą.- Kochany jesteś! – podeszła i cmoknęła mnie w policzek. – Dawaj to piwo! - Czyli jedna z tajemnic się wyjaśniła – zauważył komisarz.- Teraz o czym pan mówi? – zainteresowała się Agata.- Moi funkcjonariusze oznajmili, że wezwał pan przez telefon posiłki. Jakiegoś egzekutora o ksywie Kazimierz, wraz z dwoma pomocnikami. Padliśmy ze śmiechu na podłogę i niestety, wylałem przy tym nieco piwa na parkiet. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 16.10.2021 01:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Października 2021 - Ja pierdolę! – Agata kuliła się w kącie przy szafie i dusiła ze śmiechu. – Tomek! Mało ci było, że jesteś kryminalistą, to jeszcze zostałeś terrorystą! Ja cię już nie puszczę przez granicę! Wciągam cię na listę osób zagrażających bezpieczeństwu państwa!- Ale zauważ jaki szybki awans zanotowałem – wtórowałem jej. – Błyskawiczny! Muszę to jutro opowiedzieć Annie. Będzie pod wrażeniem!- Kim jest pani Anna? – komisarz był czujny.- Moja przełożona – spoważniałem. – Pani Anna Lechowicz, minister polskiego rządu. Ja natomiast jestem sekretarzem stanu w tym resorcie, czyli jej zastępcą. A nazywam się Tomasz Barycki. Mam szukać dokumentów?- Nie, nie trzeba. Wierzę panu. - Skoro tak, to uprzedzę pana i podpowiem po znajomości, że jeszcze dzisiaj pojawi się tu ekipa z komendy głównej policji. Niech pan będzie tego świadom, a co w związku z tym ma pan robić, tego nie wiem. Ja się na tym nie znam.- Dobrze wiedzieć, dziękuję. Proszę państwa! Wszystko wszystkim, zostawmy na chwilę te sprawy personalne. Ja rozumiem sytuację, rozumiem państwa stanowiska służbowe, tym niemniej, dostaliśmy oficjalne zgłoszenie o pobiciu i coś z tym muszę zrobić. Nie jest to sprawa dla nas błaha, pewnie państwo to rozumiecie, w dodatku to mnie nią obarczono…- Czyli dopóki nie pozna pan faktów nas uniewinniających, nie możemy się zaprzyjaźnić, tak? – zapytała Agata, wstając spod szafy.- Świetnie to pani pułkownik ujęła – uśmiechnął się. Szerokim gestem przysunęła sobie krzesło w odwróconej pozycji, po czym mało elegancko usiadła na nim okrakiem, opierając przedramiona o poręcz. Głowę miała zwróconą wprost na komisarza.- Posłuchajcie więc, komisarzu, mojej opowieści. Jest dwie wersje tego wydarzenia, przy czym obydwie prawdziwe. Którą chcecie poznać?- Jedną i drugą. Zdecydowanie obydwie.- Dobrze. Sami tego chcieliście! Wersja pierwsza, absolutnie zgodna z prawdą jest taka, że ciul prokurator, bo panem go nie nazwę, sprowokowany ironiczną uwagą Tomka, chciał się na niego rzucić. Uwalił stół i wystartował do boju, ale za to, że próbował mnie obmacywać przez cały wieczór, jeszcze w biegu dostał moją piąstką w limo. Padł po niej na glebę i zdechł, znaczy już nie wstał. I to jest wszystko w temacie. - A ta druga?- Druga jest dla niego łagodniejsza i również zupełnie prawdziwa. Niezbyt trzeźwy pan prokurator Rymsza po prostu się zachwiał, próbował chwytać stół, ale nie dał rady. Stół się przewrócił i on wraz z nim. Uderzył pewnie głową o jakieś poprzeczki konstrukcyjne, czego przecież nikt nie był w stanie zauważyć, stąd takie obrażenia. A teraz konkluzja. Jeśli mu nie pasuje taka wersja, to powrócimy do pierwotnej. - Ale on nie panią obwinia o pobicie, tylko pana!- Co? Tomek go nawet nie dotknął. To już jest czyste kłamstwo! Andrzejkowi wydawało się chyba, że zaciągnie mnie do łóżka,. Kiedy więc za stołem zjawił się Tomek, uznał go za wroga, stąd też takie a nie inne jego reakcje. Wściekł się tak, że stracił panowanie nad sobą. Musiałam go przywołać do porządku.- Rozumiem, że znajomość pani pułkownik z obecnym tu panem jest nieco dłuższa, tak? Nie powstała wczoraj?- Zdecydowanie tak. Nie wiem tylko po co ta wiedza jest panu potrzebna.- Mnie na nic. Chodzi o to, że adwokat prokuratora może na tej podstawie podważyć pani świadectwo. - Panie komisarzu! – wtrąciłem. – Chciał pan poznać fakty i je pan poznał. Możemy do tego dołożyć jakieś szczegóły, które pana interesują, ale niech pan nie dywaguje, czy to się przed sądem obroni. Żadnego sądu nie będzie! Jest teraz tylko jedna kwestia. Albo pan prokurator zniknie spokojnie na emeryturę, albo odejdzie na nią z hukiem i niesławą. Niech wybiera, a pan niech wyciąga z tego wnioski. Zresztą, może mu ktoś w naszym imieniu taką propozycję przekazać. Innego wyjścia nie widzę.- Jest pan bardzo pewny siebie – zauważył. – To mnie jednak nie przekonuje.- W takim razie proszę poczekać do godzin poobiednich. Wtedy, kiedy przyjedzie policja warszawska, zadam wam kilka pytań. Gdzie byliście, kiedy pan prokurator kradł i oszukiwał? Czy pan wie, że w tym hotelu już kilka razy nie uregulował rachunków? Gdzie byliście, kiedy kłusował i strzelał do psów we wsiach? Kiedy groził chłopom bronią? Gdzie byliście, kiedy zabierał z lasu drzewo i nie płacił za nie? I proszę mi nie mówić, że pan o tym nie wie. Ja tu przyjechałem wczoraj i już się wiele dowiedziałem. A pan? A wy? Działacie na tym terenie od lat, tu się rodziliście i nie wiecie co się na tym terenie wyprawia? Tragedia!- No tak… – wystękał. - A tak, komisarzu, tak! Pan uważa, że ja, urzędnik państwowy, będę milczał powziąwszy informację o jawnym łamaniu prawa przez innego funkcjonariusza państwowego? On uważa, że wszyscy będą milczeli? Że jeśli was zastraszył, to ze mną też mu się uda? Niedoczekanie! Proszę mu przekazać, że ma ostatnią szansę! Albo wycofa zawiadomienie i złoży rezygnację ze stanowiska do chwili przyjazdu delegacji warszawskiej, albo wszystkie jego grzeszki zostaną wyjawione publicznie! Powtarzam, ma ostatnią szansę leczyć się w ciszy i spokoju.Ale to jeszcze nie wszystko. Wróćmy na chwilę do dnia dzisiejszego. Muszę z przykrością stwierdzić, że wyrzucenie Dąbrowy niczego was w komendzie nie nauczyło. Po takim zgłoszeniu od ciula, zwanego było nie było, jeszcze chwilowo prokuratorem apelacyjnym, wysyłacie w teren głąbów, którzy nawet nie potrafią się przedstawić! Funkcjonariusze, kurwa jego mać! Na krawężników ich! Dąbrowę wyrzuciliśmy z komendy po naszej uprzedniej tutaj bytności, ale widzę, że to było zdecydowanie za mało! Tu jest potrzebna trochę ostrzejsza miotła! I takie wnioski z dzisiejszego dnia przedstawię swoim przełożonym!- Tomek, odpuść. Komisarz jest w porządku, a Dąbrowy już dawno tu nie ma. - Może i w porządku, nie mówię że nie. Ale przyjechałem tutaj by odpocząć, a nie zostać kryminalistą! Dąbrowy wprawdzie nie ma, ale jego duch jakby się wciąż w okolicy unosił! Rymsza przegiął pałę i musi zniknąć z życia publicznego! Nie będzie więcej terroryzował okolicy ani jej mieszkańców i ja się o to postaram!- Amen! – Agata roześmiała się. – Oj, panie komisarzu, trafiliście dzisiaj nieszczególnie.- Dlaczego? – zapytał swobodnie. – Całkiem niezłą lekcję otrzymałem.- W sensie?- W każdym – westchnął. – Niestety, jestem w pracy i nie mogę z państwem rozmawiać na tematy z nią nie związane. Muszę też prosić o pozostawienie mi możliwości dalszego kontaktu z państwem. Jakiś telefon na przykład… - Proszę wpisać w notatkę, że wiceminister Tomasz Barycki odmówił podania adresu i/lub numeru telefonu. Nie czuję się w jakikolwiek sposób związany z waszym dochodzeniem i nie mam zamiaru reagować na wasze próby powiązania mnie z tematem. Jedyny wyjątek uczynię wtedy, jeśli zadzwoni do mnie Agata i powie, że właśnie jest oskarżona o pobicie prokuratora. Przyjedziemy wtedy całą ferajną i będziemy nagrywać ten kabaret na wideo! Tyle mam panu do powiedzenia służbowo! A prywatnie może pan zostać, nie widzę problemu. Możemy nawet kontynuować rozmowę. Zresztą, narobię wam takiego bałaganu w komendzie, że na długo będę tu zapamiętany! - No tak… – westchnął.- Mam nadzieję, że się pan nie zakochał. Tak pan wzdycha…- Niech pan nie żartuje.- Aż tak źle?- Nie inaczej… Pan chyba nie rozumie, że ja teraz nie mam żadnego rozsądnego wyjścia z sytuacji.- Niech się pan rozchoruje – podpowiedziała Agata. - Musiałbym co najmniej złamać rękę lub nogę. Inaczej…- Jeśli pan chce, nie ma sprawy – przerwała mu. – Mogę to załatwić bez problemu.- Naprawdę?- Jednym uderzeniem dłoni. Chce pan się przekonać?- Nie, ale zaczynam wierzyć w pierwszą wersję.- Prawidłowo! – roześmiała się. – Oj, komisarzu! Służyłam kiedyś w policji, sięgnij więc do archiwów, a tam znajdziesz relacje z policyjnych zawodów sportowych. Agata Romaniuk, nie zapomnij! - Na pewno nie zapomnę – podniósł się z krzesła. – Pana ministra również! – skłonił się. – Dziękuję za rozmowę, dużo mi państwo pomogliście!- Rozumiem, że nie jesteśmy jeszcze zamknięci? – zapytałem.- Proszę ze mnie nie dworować! – skrzywił się. – Dziękuję państwu jeszcze raz i być może do widzenia!- Czemu nie. Do widzenia! Zostaliśmy sami. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 16.10.2021 15:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Października 2021 Adrenalina związana z pobytem komisarza gdzieś się gwałtownie ulotniła i poczułem się wręcz bezsilny. Pewnie piwo tak mi się przysłużyło.- Aga, żyjesz?- Nie mam innego wyjścia – mruknęła. – Wiesz co?- Nie wiem.- Zaczynam się jednak obawiać o siebie. W końcu przyłożyłam mu realnie, nie w bajkach.- Odpuść!- Nie, Tomek. Jeśli to wylezie na powierzchnię, to ja nie jestem anonimową blondynką i coś się do mnie może przykleić. Wielkiej krzywdy nikt mi wprawdzie nie zrobi, ale być może, szefostwo będzie zmuszone uznać, że zachowałam się niezbyt regulaminowo. - Aga, mam propozycję.- Jaką?- Zadzwoń do Dorotki, bo ja nie mam siły. Idę spać.- Dobra myśl – sięgnęła po aparat.- Poczekaj! – zawołałem.- Tak?- Masz tu mój bankowy, pokażę ci tylko jak wybrać numer. Porozmawiasz z nią, o wszystkim opowiesz, aby była na bieżąco. I nie używaj żadnego innego aparatu. Ten nie jest jeszcze podsłuchiwany.- Skąd wiesz?- Zapomnieli o nim. Nieważne. Ucałuj ją ode mnie, bo idę teraz do łóżka. Potrzebuję co najmniej godziny snu. To piwo mnie dobiło.- Idź. W takim razie ja pójdę gdzieś na zewnątrz, nie będę ci tu mamrotała.- Bardzo dobrze. Tylko obudź mnie na obiad.- Będzie akuratnie za godzinę. Idź, śpij! Kurczę, wychodzi jednak na to, że wczoraj zrobiłam malutką zadymę – kręciła głową.- Jak cię wyrzucą z pracy, to ja cię zatrudnię, przestań.- Dzięki, łaskawco, nie skorzystam.- Szkoda. Dobranoc!- Śpij!Zabrała aparat i wyszła. Nie pozostało mi zatem nic innego niż nawiedzić łoże. Kiedy mnie obudziła, czułem się już znacznie lepiej. Kac właściwie zniknął, zmęczenie również, pozostał jedynie piwny niesmak w ustach. Ale i na to znalazło się lekarstwo w postaci prysznica i umycia zębów Po kilku minutach byłem już ubrany i gotowy stawić czoło wszelakim wyzwaniom codzienności.- Co słychać nowego? – zapytałem.- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Po rozmowie wróciłam do pokoju, ale spałeś tak smacznie, że położyłam się obok i też zdrzemnęłam. A teraz byłam jedynie w łazience.Spojrzałem na zegarek. Było wpół do czwartej.- O! Pan Kazimierz powinien już być. Co słychać u Dorotki?- Przejęła się nami. Ma tu przyjechać pan Rybacki z banku, zorientować się w sytuacji na miejscu. Prosiła, byśmy go tu ulokowali.- Się zrobi! – zapowiedziałem. – Zbyszek jest byłym psem i to z samej górki. Umie się poruszać w podobnych sytuacjach.- Tak mi się wydawało, że skądś znam to nazwisko. Nic to. Idziemy coś zjeść?- Idziemy!Zanim jednak zdążyliśmy wyjść, rozległo się pukanie do drzwi. Odwiedził nas Bogdan.- Chciałem sprawdzić, czy nie wyszliście, bo na obiedzie was nie widziano…- Mieliśmy taki szlachetny zamiar, ale proszę! Chyba, że pójdziesz z nami.- Nie, dziękuję, jestem już po i wybieram się do domu. Dlatego chciałem jeszcze z wami pogadać przed wyjazdem.- Masz coś nowego w temacie? – zapytała Agata.- Tak. Tomek, wysłałem ci na pocztę ciekawy film. Widziałeś?- Nie…- To sprawdź.Nieco ponad minutowe zaledwie ujęcie przedstawiało na pierwszym planie wygłupy kilku rozbawionych panów, ale nie to było ważne. Na drugim planie zapisał się ten najważniejszy moment, czyli ostatnie chwile naszej rozmowy, przewrócenie stołu przez Rymszę, cios Agaty i początek późniejszej akcji reanimacyjnej. Dalszy ciąg zasłonili nadbiegający ludzie, ale to już nie miało znaczenia. Jakość obrazu była na tyle dobra, że nasze, dość odległe postacie dawało się bez trudu rozpoznać. - Skąd to masz?- To jest materiał poufny. Przekazał mi go miejscowy prokurator, podobno rozmawiałeś z nim wczoraj na sali.- Zgadza się, ale on zapowiedział, że oficjalnie niczego nie widział.- To też jest tylko kopia z kopii. Dowodowo nieprzydatne. A film wykonał przypadkowo jakiś zwolennik Rymszy i bez zgody pryncypała nikomu nie ma zamiaru go pokazać.- Więc skąd go miał prokurator? – zdziwiła się Agata.- Został przez gościa uznany za stronnika, dlatego z nim podzielił się tajemnicą. - To by się zgadzało – mruknąłem. – Tak i ze mną próbował rozmawiać, ale chyba go przekonałem, że postawił na niewłaściwego konia i pewnie gra teraz na dwa fronty. Nic to, film się przyda. Prokurator też. A poza tym? Dzieje się coś?- Oczywiście. Dwadzieścia parę minut temu odjechało stąd dwóch panów. Rozmawiali z łowczym okręgowym. Jeden z nich to wicedyrektor departamentu dochodzeń wewnętrznych, albo jakoś tak, w komendzie głównej policji. Drugi natomiast był prokuratorem z prokuratury okręgowej w Warszawie. - Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej… – zauważyła Agata. - Co masz na myśli? – zapytałem.- Kręgi rozchodzą się szeroko, niczym na wodzie. Tego się już nie da załagodzić, będzie awantura na cały kraj!- Będzie – przyznał Bogdan. – Ten gość od filmu mi zdradził, że Rymsza wezwał do szpitala swoich znajomych posłów, tak się składa, że z opozycji, no i się naradzali. To oni podobno naciskali, żeby się nie poddawał, żądał dochodzenia i ukarania sprawcy.- Czyli teraz, kiedy sprawę przejęła Warszawa, będą gardłowali, że rząd chce zamieść sprawę pod dywan. Ale się narobiło! – pokręciłem głową z niedowierzaniem. – A babcia mi wiele razy powtarzała, dziecko nie rusz gówna, bo śmierdzi!- On zrobi wszystko, żeby być w szpitalu dłużej niż siedem dni – Agata też myślała. – Jestem skończona w Straży. Będą mi współczuć, ale dla wizerunku zmuszą do dymisji. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 17.10.2021 04:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Października 2021 - Dlaczego ciebie? – roześmiałem się. – Podobno to ja go uderzyłem!- A tam, film jest dowodem innej wersji.- Poczekaj, poczekaj! Z filmem się nie spieszmy. Pokażemy go, jeśli przyjdzie czas. Na razie niech jego wersja się przebija. Z tobą nie rozmawiali? – zwróciłem się do Bogdana.- Nie. Z łowczym też nie rozmawiali o zdarzeniu. Interesowały ich jedynie sprawy samej imprezy, czyli po co, na co i dlaczego została zorganizowana. Zresztą, to była właściwie taka nieoficjalna rozmowa, zapowiedzieli tylko, że jeszcze tu ktoś przyjedzie. O tej sprawie tylko napomknęli, a że łowczy sam niczego nie widział, dali mu spokój.- Dobrze – nabierałem wigoru. – Zajmij się teraz pilnym gromadzeniem dowodów na to, o czym opowiadałeś mi wczoraj, a my pójdziemy. Chyba, że masz coś jeszcze. - Mam. Rozmawiali z dyrektorem hotelu i dowiedzieli się o niezapłaconych rachunkach. Jutro rano mają się zjawić funkcjonariusze i zabezpieczyć dokumentację. Dyrektor dostał polecenie zaplombowania drzwi księgowości i nie wpuszczania tam nikogo do ich przyjazdu.- Bardzo dobrze. Ty też się postaraj, aby zdjęcia z foto pułapek gdzieś ci nie zaginęły. Poza tym schowaj gdzieś tego leśniczego, o którym rozmawialiśmy wczoraj. Wyślij go na jakąś delegację, albo coś, żeby przypadkiem nie został przekabacony. To ważny świadek!- Zrobi się. Jutro pojedzie na szkolenie w Sudety. Właśnie się takie zaczyna, w temacie ochrony tamtejszego drzewostanu. Dwa tygodnie będzie miał zajęte!- Pięknie! Lepiej nie widzę. Masz coś jeszcze?- Nie, to w zasadzie wszystko.- W takim razie przepraszam cię, ale chyba pójdziemy. Pan Kazimierz powinien już być, więc zjemy coś i też jedziemy do domu. - Widziałem ich, zresztą, na twój koszt załatwiłem całej trójce obiad. Pewnie siedzą teraz w restauracji.- I bardzo dobrze, że załatwiłeś. Dzięki!- Wpadnę do ciebie jutro, ale nie wiem o której. Uprzedź tylko swoją sforę, bo trudno się przez nich przebić.- Nie ma sprawy, przychodź.- Tomek, może się wcześniej spakujemy, co? – zaproponowała Agata.- Pakujcie się. Ja wam już nie przeszkadzam i jadę. Powodzenia i do jutra!- Dzięki, do jutra! – uścisnęliśmy sobie dłonie.Bogdan pożegnał się jeszcze z Agatą i wyszedł. Usiadłem na łóżku, zdecydowanie osłabiony. – Co za kurwa z tego prokuratorskiego durnia! – nie mogłem uwierzyć. – Przecież on się zbłaźni w dowolnym wariancie! Nie widzi tego? Nie czuje?- Wściekłość przesłoniła mu mózg – skonstatowała Agata. – Chciałby się odegrać, a że nie ma jak, to słucha głupich doradców.- Oni niczego nie tracą – zauważyłem. – To będzie zabawa jego kosztem, a skoro i tak jest skończony, niech chociaż pociągnie za sobą, albo przynajmniej ochlapie ich przeciwników! Strategia prosta jak drut. Opozycja będzie chciała coś ugrać, jak zawsze, a ja zostanę tegoż sprawcą. Przynajmniej przez chwilę. Kurwa! Już widzę te jutrzejsze tytuły w gazetach… Ja pierdolę! Barycki po pijaku pobił prokuratora! Może nawet chciał zabić? Ależ to będzie radocha!- Tomek, nie rozczulaj się nad sobą. Pakuj się i jedziemy do domu. Żeby nie było, jadę dzisiaj do was. Dorota miała na wieczór zorganizować jakiś sztab bojowy, więc nie ma na co czekać. Naradzać będziemy się już na miejscu.- Dobrze, już się pakuję. - Daj mi jeszcze telefon, prześlę jej ten film. Niech go obejrzą, nie będziemy później tracić czasu.- Słusznie. Proszę! Jedno mnie tylko zastanawia…- Mianowicie?- Dlaczego panowie z Warszawy nie próbowali się ze mną skontaktować? To mi się nie podoba. I to bardzo!- A wiesz co… masz rację. Ale to nie czas na takie analizy.- Spójrz! Prosiłem Annę by poinformowała ministra Domagałę o tej sprawie, co według mnie powinno oznaczać, iż potrzebuję rządowej ochrony przed pomówieniami. Ale szanowny wicedyrektor z policji nie uznał za stosowne skontaktować się ze mną. Ciekawe.- Masz teraz dwa wyjścia. Albo siadasz na telefon i stąd próbujesz coś uzgadniać, albo wracamy. Wybieraj. Pakujesz się, czy zostajemy?- Pakuję. Jedziemy!- Mam nadzieję. Kiedy podjąłem ostateczną decyzję, poszło już łatwiej. Pan Kazimierz z ekipą czekali w restauracji, więc obiad spożywaliśmy z Agatą spokojnie. Było tu wprawdzie kilkunastu imprezowiczów, kontynuujących wczorajszy wieczór, ale nas nie zaczepiali. Pozdrawialiśmy się jedynie uniesieniem dłoni i to wszystko.Po obiedzie Agata wyjechała jeszcze z panami na górę, by przynieśli nasze bagaże, ja w tym czasie uregulowałem rachunki, po czym, na parkingu, rozdaliśmy zadania dla kierowców i mogliśmy wyjeżdżać. Wtedy przypomniałem sobie o Rybackim.- Poczekajcie! Ktoś przecież ma się tu zjawić.- Kto?- Pan dyrektor Rybacki.- Słusznie – przyznała. – Skontaktujesz się z nim, czy zaczekamy?- Spróbuję zadzwonić. Nie zdążyłem, gdyż samochody pojawiły się na parkingu jak na zawołanie. Rybackiemu towarzyszyło dwóch ludzi.- Widzę, że państwo niemal w drodze? – bardziej stwierdził niż zapytał, kiedy wszyscy się przywitali.- Prawie gotowi, zgadza się – odparła Agata.- Czekamy tylko na was – potwierdziłem. – To co, chyba wrócimy do hotelu i tam sobie porozmawiamy.- Tak by było najlepiej – zgodził się. Początkowo usiedliśmy w hallu, ale później przenieśliśmy się do restauracji, areny wczorajszych wydarzeń. Opowiedzieliśmy tam ze szczegółami przebieg wieczoru, dzisiejsze rozmowy z policjantami, oraz wszystko to, co uznaliśmy za potrzebne. Łącznie z wieściami, że pojawili się już delegaci z Warszawy.- Nie wiedziałem o tym – wtrącił Rybacki. Przez cały czas wszyscy notowali wspominane przez nas nazwiska, stanowiska i wszystko to, co zechcieli. – Mamy w składzie zespołu kapitana Wójciaka, wciąż czynnego funkcjonariusza komendy głównej, chociaż chwilowo na urlopie wypoczynkowym – zaśmiał się. Jeden z jego towarzyszy skłonił głowę. – Gdyby w razie powstała taka potrzeba, jego służbowa legitymacja jest wciąż aktualna.- Tylko żeby pan, kapitanie, nie narobił sobie kłopotów. Naszych wystarczy – Agata pokręciła głową.- Spokojnie, pani Agato. Pani pułkownik – poprawił się Zbyszek. – W końcu wszyscy jak tu siedzimy, jesteśmy starymi psami. Damy radę! Chciałbym jeszcze tylko uściślić nasze zadania. Czego oczekujecie? Co szczegółowo mamy zrobić? - Sam nie wiem – przyznałem. – Powiedziałem wam o naszych rozmowach z policją, o tym jakie oczekiwania mamy wobec prokuratora, wypadałoby więc powęszyć nieco, zorientować się z kim trzyma sztamę, kto jest zainteresowany w jego odejściu i tak dalej. Ważne jest szybkie ustalenie którzy posłowie są tak ambitni, jak się przedstawia bieżąca sytuacja, co do Rymszy dotarło z moich słów, no i pomóc miejscowym w zebraniu oraz zabezpieczeniu dowodów. W tej sprawie kontaktujcie się z Bogdanem. Panie Zbyszku, pan zna mojego szwagra?- Ja tak, ale panowie raczej nie.- Bogdan Kierewicz, władający naszymi lasami. Zna wiele grzeszków Rymszy, ma trochę dowodów, ale miejscowi wciąż się boją ich publicznego ujawnienia. Trzeba ich przekonać, że czas Rymszy się skończył. Jeśli coś, ja wciąż mam łączność bankową, działa tutaj bo sprawdziłem, a telefon będę nosił przy sobie. - A ten hotel jest pod czyim zarządem?- To ośrodek szkoleniowy Lasów. W okresach wolnych jest dostępny dla wszystkich. Jutro rano mają się tu zjawić funkcjonariusze warszawscy i zabezpieczą dokumentację księgową. Rymsza kilka razy nie zapłacił za pobyt swój i swoich znajomych, na co poskarżył się Bogdan. Mają to sprawdzić. Koniecznie próbujcie się zorientować co zamierzają miejscowi posłowie, bo stamtąd nie mamy żadnych wieści, a ja dopiero jutro będę rozmawiał z marszałkiem. Może od niego coś wyciągnę.- W porządku. W którym szpitalu przebywa Rymsza?- Był w miejscowym, ale czy jest? Tego już nie wiem.- Czyli się dowiemy. Dobrze! Ode mnie wszystko, chyba, że panowie mają jakieś pytania.- Ja mam. Do pani – zgłosił się jeden. Obecnie pracował w banku. – Czy pani pułkownik powiadamiała żandarmerię?- Nie. Rozmawiałam natomiast z zastępcą komendanta. Jutro mam się u niego zameldować.- Czyli oni na razie nie będą tu węszyć?- Chyba nie, ale pewności nie mam. W tym momencie odezwał się mój telefon. Dostałem wiadomość. Był nią nowy film od Bogdana, tym razem nieco dłuższy, uwieczniający wcześniejsze zachowanie Rymszy wobec Agaty. Jak próbuje ją obłapiać i spotyka się ze zdecydowaną reakcją, jednak nie rezygnuje. Ujęcie wykonano z tak bliska, że mimo gwaru sali, śpiewów, które było słychać w tle, zapisały się też głosy głównych bohaterów. Wesoły rechot Rymszy, kilka jego seksistowskich uwag i bardzo gniewne protesty Agaty. Była jeszcze trzeźwa, a on traktował ją niczym maskotkę. Na szczęście nie było to z okresu, kiedy usiadła mu na kolanach. Mnie oczywiście nie było na tym filmie.- Dobra rzecz! – skomentował Zbigniew. – Dołączając do tego głównego, wiemy już prawie wszystko. - Tylko to nie jest materiał dowodowy – zauważyłem. – Nawet ten wcześniejszy film, jest tylko kopią z kopii. Dostaliśmy go w wielkiej tajemnicy.- Ale wiemy, czego się trzymać – zastrzegł. – Dla nas jest to najważniejsze. Panie ministrze! Ja nie jestem sądem, ani spowiednikiem. Mnie interesują tylko fakty. A ponieważ je poznałem, będę wiedział jak i czym docisnąć swoich rozmówców. Damy radę!- Czyli co, możemy już jechać?- Tak. Myślę, że wiemy wystarczająco dużo.- Czy coś wam jeszcze potrzeba? Macie środki na pobyt?- Mamy. Jesteśmy w służbowej delegacji z banku, poradzimy sobie. - Może coś dołożyć?- Nie, nie trzeba. Naprawdę!- A może was tu zarekomendować?- Nie, absolutnie. To jest zbędne. Nie potrzebujemy reklamy.- No cóż. W takim razie dziękujemy i… powodzenia! My już pojedziemy.- Dziękujemy i wzajemnie. Życzymy optymizmu i szerokości w drodze! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 17.10.2021 15:23 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Października 2021 Obydwoje zajęliśmy miejsca w toyocie, z panem Kazimierzem za kierownicą, za nami porsche Agaty i audi taksówkarza. Taką kawalkadą ruszyliśmy do Warszawy.Przez kilka kilometrów panowała cisza, ale ciekawski Kazimierz nie wytrzymał.- Co tu się działo, panie ministrze? – zapytał. – Naród w restauracji, a i poza nią, wciąż gada o jakichś wydarzeniach...- Panie Kazimierzu… Jestem zmęczony, nie teraz. Odpocznę z godzinę, potem porozmawiamy.- W porządku, nie przeszkadzam więc. Land cruiser miał swoje możliwości, został przecież zaprojektowany specjalnie do długich podróży. Miejsca pasażerskie pozwalały na jakiś tam wypoczynek, pokazałem więc Agacie jak rozłożyć fotel, ja zrobiłem to samo i próbowaliśmy się zdrzemnąć. Zdawałem sobie sprawę, że tej nocy nie będę miał wiele czasu na sen. Jednak, pomimo zmęczenia, oczy nie chciały się zamknąć. Wieści, które przekazał nam Bogdan, wcale nie tchnęły optymizmem. Ziszczało się to, przed czym przestrzegała mnie kiedyś Anna.Polityka jest nieobliczalna, w każdej chwili można wdepnąć w łajno i koniec. Chcesz czy nie chcesz, jesteś winien czy nie winien, to już bez znaczenia. Zostałeś naznaczony i finisz! Chciano mnie złapać za kierownicą, nie udało się. Chciano wmówić nadużywanie funduszy ministerialnych, wyśmiałem ich. A teraz sam podałem siebie przeciwnikom na tacy. To nieważne, że sytuacja jest nieprawdziwa. Znalazłem się w nieodpowiednim czasie i w złym miejscu. To jest cała moja wina. I cóż z tego, że niczego nie zrobiłem? Takiej okazji nie przepuszczą! Jeśli opozycyjni posłowie zajęli się tematem, to oznacza, że jutro będzie go znał cały kraj! Nie ma takiej siły, która by im zatkała gębę. Czyli mój pobyt w ministerstwie dobiegł właśnie końca. Nawet przeciwnicy Anny w jej własnej partii dołożą do tego swoje, korzystając z okazji. Zrobią to po cichu, bez medialnego rozgłosu, ale zrobią. Jej też nie ma czego zazdrościć. Jedyne co jeszcze mogę zrobić, to postarać się wykończyć kretyna prokuratora i temu zadaniu winienem poświęcić uwagę. No i chronić Agatę. Jej zależy na swojej posadzie, nie interesują jej pieniądze, mogłaby przecież pracować chociażby w banku. A jeśli jeszcze nie pracuje, to oznacza, że nie chce. Nie sądzę, żeby Dorotka nie przyjęła jej do pracy. Inne, prywatne firmy zresztą też. Kwalifikacje ma wszechstronne i nie tak powszechne. Nawet wśród mężczyzn.Zresztą, na filmie który oglądaliśmy, jej twarz nie jest zbyt wyraźna. Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że była ubrana w strój myśliwski. Kolorystycznie standardowy kamuflaż, taki jak u wszystkich myśliwych. To, że niewątpliwie dostała go od Dorotki, zauważyłem dopiero dzisiaj rano. To była ta sama jakość, jak i mojego. Przywiezione z Ameryki. Na tamtym filmie, na pierwszy rzut oka i bez powiększenia obrazu, Agata wygląda niczym mężczyzna. Przecież nasze głosy nie zostały zapisane. W tle słychać śpiewy biesiadników, a nie nasze, odległe dialogi. Widać wprawdzie, że to nie ja wyprowadziłem cios, ale ktoś to zrobił! To była osoba siedząca pomiędzy mną a prokuratorem. Czyli kogoś kryję, kogoś osłaniam. A może… No tak! Plan drugiego filmu jest przecież identyczny. Tylko mnie na nim nie ma. Ale Rymsza i Agata są wręcz na tych samych miejscach. A to jest najlepszy dowód, że dostał w zęby od kobiety. Nie! Tym filmem nie mogłem się bronić. Musiałbym jednocześnie wystawić Agatę do odstrzału. A tego przecież nie chciałem! Na filmie końcowym natomiast, nie było przecież ani kropli wcześniejszego zachowania prokuratora. Tego jak ją podszczypywał i próbował obmacywać. Tych kiepskich zalotów, z którymi musiała się zetknąć. Nie było też naszego dialogu, w którym nie życzył sobie „tykania”, sam jednak nie uważał za stosowne dostosować się do takiej formuły. Ech, kurwa mać! Było i się skończyło. Może wreszcie będę miał czas na zajęcie się chłopcami… Samochód gwałtownie zwolnił, a potem wyhamował i się zatrzymał.- Co się dzieje? – zawołałem.- Dziki przed nami – oznajmił pan Kazimierz, nie ruszając się z miejsca.- A gdzie jesteśmy?- Diabli wiedzą, dookoła pustkowie.- To czemu się pan zatrzymał?- Jeden przebiegł drogę, pewnie za nim pojawi się i reszta. - Bardzo słusznie! – oprzytomniałem. – Skąd pan zna te zasady?- Na postoju można posłuchać różnych opowieści – wyjaśnił. – Człowiek się uczy nie wiadomo kiedy. O, już są!Uniosłem się z fotela i spojrzałem przed siebie. Zwierzęta były wyraźnie widoczne w zasięgu świateł drogowych. Przebiegały jezdnię nie przejmując się zupełnie naszą obecnością, po czym znikały w pobliskim lesie. Tego powinni uczyć na kursach prawa jazdy, nie tylko na myśliwskich. Jeśli locha, przywódczyni stada, zdecyduje się na pokonanie jezdni, to reszta grupy podąży za nią w każdym przypadku. I to bez zwracania uwagi na to, co się dzieje dookoła. Gdyby Kazimierz się nie zatrzymał, najechanie jakiegoś osobnika byłoby właściwie pewne. A wtedy mielibyśmy uszkodzony samochód, no i przymusowy postój w środku lasu. Pozostawienie rannego zwierzęcia bez poinformowania odpowiednich służb, groziło odpowiedzialnością karną i grzywną do pięciu tysięcy złotych. Takie mamy prawo. - Aga, obudź się! – zawołałem, trącając delikatnie jej ramię. – Zwierzyna przybiegła cię pozdrowić!- Co? – nie kontaktowała. Najwyraźniej zasnęła, nie tak jak ja.- Stado dzików przed nami, zapolujemy?- Zgłupiałeś chyba! – mruknęła, nie podejmując tematu. Zmieniła pozycję w fotelu na bardziej wygodną i ziewnęła niezbyt elegancko, chociaż próbowała to stłumić.- Daj mi się przespać chociaż teraz! – zażądała.- Czy ja ci broniłem spać? – zdziwiłem się.- A niby kto? – mruczała, nie zważając na obecność Kazimierza. – Sapałeś mi do ucha przez całą noc. Bądź więc chociaż teraz bardziej wyrozumiały!Kazimierz aż głowę odwrócił do tyłu na moment, jednak się nie odezwał.- To nie ode mnie zależy, a od dzików – zakpiłem.Podniosła wtedy pięść do góry i pomachała mi przed oczami, dałem jej więc spokój. Nie zdrzemnąłem się przez całą drogę, wciąż analizując powstałą sytuację. Dobrego wyjścia z niej nie znajdowałem. A kiedy zbliżaliśmy się do Warszawy, zadzwoniłem do Dorotki.- Dziękuję, łaskawco, że się wreszcie odezwałeś! – skarciła mnie.- Słoneczko, przepraszam! Wydawało mi się, że Agata przekaże ci odpowiednio cały ten kram…- Agata jest Agatą, a ty jesteś ty! Nie będę się teraz pastwiła nad tobą, ale to jest tylko odroczenie wyroku. Mów, co nowego słychać.Przedstawiłem jej pokrótce informacje od Bogdana, a w odpowiedzi usłyszałem, byśmy przyjeżdżali do Podkowy.- Tomek! Chłopcy zostali pod opieką Heleny. Rano przyjedzie po nich znajomy konsul, więc ten temat zdjęłam ci z głowy. W twojej sprawie natomiast próbuję zorganizować burzę mózgów i zaprosiłam do uczestnictwa kilka osób. Do Podkowy. Nie bądź więc zdziwiony, jak ujrzysz tu gości.- Słoneczko, kocham cię!- Mam nadzieję – odparła bardziej wesoło. – I czekam! W salonie, oprócz Dorotki, czekały na nas cztery osoby. Anna, Lidka, Zielonik i Damian.- O, kurczę! – aż przystanąłem na chwilę po wejściu. – Zgromadzenie bardzo dostojne. Jestem pod wrażeniem, naprawdę!- Niektórzy się bawią, a ktoś musi za nich pracować – mruknęła Lidka. – Odrobisz to, żebyś nie miał złudzeń.- Bywają chwile kiedy się u państwa bawimy, a więc i w czasie kłopotów wypada nam być razem – Zielonik nie był aż tak dosadny. – Moje uszanowanie dla pani pułkownik i pana ministra!- Bardzo mi miło – Agata witała się z wszystkimi kolejno. Ja natomiast podszedłem najpierw do Dorotki, uściskaliśmy się i ucałowali, po czym skierowałem się do Anny.- Przepraszam, pani minister, że stałem się źródłem kłopotów. Ja naprawdę nie chciałem!- Powiedzmy, że na razie ci wierzę – odpowiedziała, spoglądając mi w oczy.Nie było w nich złości, bardziej już dobrze skrywane iskierki wesołości, jednak w głosie brzmiała powaga.Później wycałowałem Lidkę, uścisnęliśmy sobie dłonie z Zielonikiem i dopiero na koniec podszedłem do Damiana.- Trochę mi głupio przed tobą – przyznałem. Damian roześmiał się.- Weź mnie potraktuj niczym spowiednika. Swoją drogą kiedyś zastanawiałem się, czy członkowie rodziny księdza starają się u niego o rozgrzeszenie.- Panie Damianie, znajdę panu jakiegoś, solennie to obiecuję! Będzie pan miał okazję do konkretnej wiwisekcji – zadeklarował prezes.- Świetnie! Zapamiętam pana obietnicę – śmiał się Damian. – I na pewno skorzystam.- Ja też poznałem ciekawego proboszcza z przygranicznej parafii, można by kiedyś wybrać się do niego i zapytać. Ale nic to – westchnąłem. – Dorotko, jaki jest program wieczoru?- Czekamy na Pawła. Będzie za parę chwil, możecie więc odświeżyć się po podróży. Tylko nie w jednej łazience! – zastrzegła. – I za dziesięć minut jesteście tu ponownie. - No, przez dziesięć minut to chyba rzeczywiście nic im z tego nie wyjdzie – podsumowała Lidka. – Tomek wykończony…- Zazdrośnica! – pokazałem jej koniuszek języka.- Pozwolisz, że odpowiedź zachowam na później – pokiwała głową. – Dzieci są wśród nas, nie będę cię kompromitowała.- Bardzo dorosłe te dzieci – zauważyła Anna.- Nasze dzieci zawsze będą dziećmi. Tak mawia moja mama – stwierdziła Lidka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 18.10.2021 06:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Października 2021 - Trudno, żeby było inaczej – Dorotka nie była aż tak entuzjastyczna i podniosła się z fotela. – Przepraszam państwa, za minutkę będę na miejscu.- Proszę sobie nie czynić kłopotów – Zielonik był nadzwyczaj zgodny.Wyszliśmy z salonu we trójkę. - Jak przebiegała podroż? – zapytała Dorotka.- Z małą przygodą, ale niegroźną – odparła Agata. – Gdzie mogę się umyć?- Gdzie ci odpowiada. Chcesz coś na wzmocnienie?- Chyba tak. Ten dzień był zbyt przepełniony wrażeniami.- A ty? – zapytała mnie.- Jak najbardziej. Niby spałem w dzień, jednak to wszystko było jakieś takie…- Chodźmy do sypialni. Na miejscu dostaliśmy po kieliszku jakiejś mikstury, ale żaden cud nie nastąpił.- Ulokujesz mnie gdzieś? – zapytała Agata. – Nie chce mi się wracać do domu po nocy.- Oczywiście! – odparła Dorotka. – Będziesz spała z nami.- No, no… – pokręciłem głową.- A co, masz dość zabawiania się z Agatką? – podeszła do mnie z rękami założonymi za plecy i naparła biustem. – Ja nie! Nie ma tak! – cmoknęła mnie w policzek. – No dobrze. Muszę wracać do gości, a wy szybko wracajcie.- Mamy iść razem pod prysznic? – Agata nie chciała uwierzyć.- Tylko mi teraz nie wmawiaj, że się go wstydzisz. Nie mamy na to czasu.- Nie jestem przyzwyczajona do męskiego towarzystwa w łazience…- Więc się przyzwyczajaj. Ja już idę, a wy skupiajcie się na temacie. Za dziesięć minut widzę was w salonie. Nie było wyjścia. Poszliśmy pod nasz prysznic razem. Nikt nie pomyślał, że bagaże Aga zostawiła w wiatrołapie i teraz nie miała nawet majtek na zmianę. Pośmiałem się trochę i pokazałem jej zapasy Dorotki przy sypialni, więc coś tam sobie wybrała. Tyle, że obserwując ją, zanotowałem u siebie wzrost pożądania. Miałem na nią ochotę! A przecież dzisiaj już to ćwiczyliśmy.- Aga, masz ochotę na seks?- Z tobą?- Nie, pytam tak ogólnie.- Mam. I co z tego?- Nic. Tak tylko zapytałem. - Coś mi się wydaje, że nadmiar powodzenia uderza ci do głowy. Żonę masz bardzo wyrozumiałą, to chyba z tego powodu.- Wyrozumiałą dla ciebie i nikogo innego, zechciej to zauważyć.- Nie mam zamiaru skrywać przed tobą, że jestem w niej zakochana. Nic na to nie poradzę! Taka już jestem, taką mnie Bozia stworzyła. A z tobą zadaję się tylko w takim zakresie, na jaki mi pozwala. Finito! Jeśli ona zechce, będę się z tobą pieprzyła. Jeśli powie „nie”, to na pewno nie namówisz mnie na nic! – kończyła ubieranie się.- Jesteś teraz niemiła.- Ale prawdziwa. Tomek! Chciałabym, aby nasze relacje pozostały w pewnych ramach i co ważniejsze, nigdy nie wychodziły na zewnątrz.- Żartujesz teraz, prawda?- Nie! Nie mam takiego zamiaru. - O, Boże! – padłem na łóżko. – Zwariowałaś! Nie dość, że spaliśmy w jednym numerze, nie dość, że połączyła nas impreza z Rymszą, a teraz mówisz, żeby nasze relacje pozostały tajemnicą… Agata! Jaka tajemnica! Ty się zastanów, jak mamy w takiej sytuacji obronić Dorotkę przed nawałą dziwnych uśmieszków! Że niby toleruje zdradliwego męża i jego przyjaciółkę.- Przecież nie musiałam się z tobą pieprzyć…- I co z tego? Dzieliliśmy ten sam numer w hotelu? Wystarczy! Kogo interesują szczegóły gdy działa wyobraźnia?- To jest nadinterpretacja, ale dobrze. Co w takim razie rekomendujesz?- Nie wiem – przyznałem. – Zapytałem o seks, bo odczuwam pożądanie. W tym kieliszku chyba coś było. - Pewnie tak – przyznała. – Mnie też jest jakby przyjemniej. Lepiej stąd chodźmy, bo jeszcze się zatrzymamy na dłużej w tym łóżku – zakpiła.- Aż tak podziałało? – zdziwiłem się.- Nie przesadzaj. Więcej odczułam na sam widok Doroty. Idziemy?- Poczekaj! Najpierw pójdę ja. Zajmij się jeszcze makijażem, albo czym chcesz. Masz co najmniej trzy minuty do dyspozycji. Nie będziemy wchodzić razem przy tylu świadkach, przecież byłaś w innej łazience!- Dobrze, idź! Zjawię się po kilku minutach.Paweł był już na miejscu. Po kilkuminutowym okresie chaosu, kiedy wypowiedziano już ostatnie uszczypliwości oraz dowcipy, pojawiła się Agata i żarty się skończyły. Przewodnictwo narady objęła Dorotka. Od tej chwili wszystko przebiegało niczym narada w solidnie zarządzanej firmie.Najpierw zdawaliśmy relację z wydarzeń. Z całości, od momentu przyjazdu do hotelu aż do wydarzeń w drodze powrotnej. Opowiedziałem nawet moją rozmowę z recepcjonistkami tuż przed zakwaterowaniem. To było ważne, gdyż wyjaśniało, że w apartamencie znaleźliśmy się przypadkiem, że to nie było planowane, Dorotka unikała więc dwuznacznej sytuacji. Niby takie nic, ale nawet w naszym gronie uznałem to za ważne. Jak się później okazało – nie tylko ja. Agata natomiast zdała relację z podkreśleniem wydarzeń za stołem prezydialnym, ze szczególnym uwzględnieniem zachowania Rymszy. Później nastąpiły uzupełnienia. Pytania, odpowiedzi i tak dalej. Po dobrych kilkudziesięciu minutach, wszyscy zebrani dysponowali kompletnym zasobem informacji. Damian był w tym okresie bardzo aktywny, chociaż niczego nie komentował, zadawał tylko pytania.Również filmy zostały omówione ze szczegółami, a po wszystkim, nie zważając na obecność Anny, podzieliłem się swoimi pesymistycznych myślami, dotyczącymi prognozy wydarzeń dnia jutrzejszego. Wraz z obawami, jakie przychodziły mi do głowy w drodze powrotnej.- Aniu, nie podoba mi się to, że panowie z centrali nie uznali za stosowne, aby w jakimś zakresie nawiązać ze mną kontakt. Nie rozumiem tego. - Przyznam, że ja też – niespodziewanie zgodziła się ze mną. – Rozmawiałam z Jurkiem Domagałą tak jak prosiłeś. Przedstawiłam sytuację, ale mi odpowiedział, że to nie są sprawy na dziś. On oczywiście może poinformować odpowiednie służby i to zrobi, tylko że dzisiaj jest niedziela, a to nie jest alarm, więc nie mogą ot tak podrywać ludzi z wypoczynku. Państwo się nie wali, wróg granic nie przekroczył i tak dalej.- A co o tym myślisz prywatnie?- Pozwól, że na razie nie będę się wypowiadała. Są sprawy o których nie mogę mówić nawet w tak ścisłym gronie i nawet ty sam się o nich nie dowiesz. Przykro mi, ale istnieją zasady które mnie obowiązują. Chciałabym natomiast posłuchać pana prezesa. Jakie są pana zamiary i możliwości w tym zakresie? - Pani minister, proszę państwa! Moje możliwości są niewielkie i koncentrują się wokół kilku tytułów prasowych, oraz portali internetowych. Jesteśmy w stanie dawać medialny odpór pseudo sensacjom wydawnictw plotkarskich, pod warunkiem posiadania informacji źródłowych. Ten warunek został dzisiaj spełniony. Mamy pełną jasność odnośnie przebiegu wydarzeń, istnieją odpowiednie dokumenty z pola walki, co niewątpliwie wykorzystamy. Jak to zrobimy? Tego na razie nie wiem, nie jestem w tym zakresie fachowcem, ale moi specjaliści czekają pod parą, jak mawiają starzy kolejarze. I będą czuwali przez całą noc, śledząc wszelkie agencyjne doniesienia, a także przeczesując net. Będziemy trzymać rękę na pulsie. Zostawię też kontakt do nich, wraz z zaleceniem, aby wszelkie ewentualne informacje od państwa potraktowali należycie. Jeśli natomiast kogoś interesowałoby moje osobiste zdanie, to proponowałbym już teraz umieścić w necie te filmiki, aby moi ludzie mieli się na co powoływać…- Przepraszam! – zgłosił się Paweł.- Proszę! – Dorotka udzieliła mu głosu.- Propozycja pana prezesa jest słuszna, ale do tego celu nie można wykorzystać adresów warszawskich, tym bardziej adresów domowych pana ministra i pani prezes. Filmy powinny zostać zamieszczone w sieci z adresu pochodzącego z tamtego terenu. Anonimowo.- Zrealizuje to pan? – zapytał krótko prezes.- Bez problemu! – padła odpowiedź.- Czyli mamy zgodę?- W sumie tak, ale… – odezwała się Agata. – To uderza we mnie. Jednoznacznie! - Pani pułkownik! – Damian zabrał głos. – Fakty, które zobaczyłem i o jakich powziąłem wiedzę… no dobrze, nie będę przedłużał. Nasza kancelaria zajmie się pani obroną, jakby coś – pokiwał głową. – Z dużą gwarancją powodzenia!- Chwileczkę! – zatrzymałem go. – Damian! Tu nie chodzi o naszą obronę przed sądem. Z tego wywinęlibyśmy się bez trudu. Rzecz idzie o zduszenie sprawy w zarodku i zmuszenie tego durnia do rezygnacji w przedbiegach, rozumiesz? Bo on i tak przegra. Naprawdę! W każdym wariancie. Nawet jeśli będzie się szamotał w sieci, to i tak jest skończony, gdyż niektórzy ludzie zdecydowali się mówić. Tylko że nas przy tym ochlapie. On sobie nie zdaje sprawy z tego, że trafił na mnie, a ja jestem gotów położyć na szali swoją funkcję, aby go wykończyć, szkodnika! I wobec mojej przełożonej pani minister, oświadczam jednoznacznie, że jeśli ten facet pozostanie na swoim stanowisku, to podam się do dymisji na znak protestu. To jest przestępca, a nie prokurator! Jest na to mnóstwo dowodów! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 18.10.2021 16:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Października 2021 - Panie ministrze! – kwaśno wtrąciła Anna. – Przy składaniu tak oficjalnej deklaracji, nie przystoi panu posługiwanie się słowem „facet”! Proszę trzymać fason i nie zapominać się! Rozluźniła nam atmosferę, nawet Dorotkę odrobinę rozbawiła, nic więc dziwnego, że w powstałym gwarze nie usłyszeliśmy dzwonka telefonu Dedejki. On jednak usłyszał sygnał i odszedł od nas na kilka kroków, Anna zaś w tym czasie kontynuowała.- Mam natomiast inne spostrzeżenie. Tomek! Masz zadziwiająco dobre relacje z paroma opozycyjnymi posłami, mówię teraz o Podkarpaciu. Za co zresztą oberwałam już kilka razy, o czym pewnie nie wiedziałeś. Może więc w sytuacji jaka powstała, spróbujesz wykorzystać ich pośrednictwo, co? Niech wybiją z głowy kolegom wybieganie przed orkiestrę. Przecież eskalowanie konfliktu nie jest potrzebne ani nam, ani im. Bo z Rymszą sobie poradzimy, nie dziś, to jutro. Jeśli natomiast sprawa wyleje się na zewnątrz w sposób niekontrolowany, to Rymsza i tak poleci, tu masz rację. Pytanie tylko kogo pociągnie za sobą? Zresztą, nawet bez pociągania, nie dostaniesz za to punktów u premiera, to też jest pewne.- Zdałem sobie z tego sprawę, przecież wspominałem o swoich myślach. - Ja też spróbuję się z nimi skontaktować – zadeklarowała Lidka. – Ale dopiero w domu, tam mam lepszą bazę do takiego typu działań.- Czyli jako argument, będziemy od razu musieli użyć filmu – zauważyła Dorotka. – Tylko że w tej sytuacji wystawiamy na cel Agatę.- Niekoniecznie – Anna pokręciła głową. – Jeśli posłowie ucichną i prasa będzie milczała przynajmniej jutro, dostaniemy czas na zwarcie szyków. Pani Agato, głowa do góry!- Przepraszam! – przerwał jej Paweł. – Mam ciekawą wiadomość od Zbyszka Rybackiego. Otóż, to nie pan prokurator jest największym kłusownikiem na tym terenie, ale jego syn, właściciel kilku miejscowych przedsiębiorstw. Miłośnik safari i tym podobnych rozrywek. Głównie dla niego i jego gości pan prokurator urządzał kłusowanie w okolicznych lasach. Podobno wcale nie rzadko.- Chwalił się tym safari, chwalił! – odezwała się, dotąd milcząca Agata. – To dlatego nazywałam go doświadczonym myśliwym. - Wrażliwa informacja – zauważył Zielonik. – Można by napuścić na nich ekologów w ramach rewanżu, ale to się może odbić rykoszetem i trafić również w was.- Nie o tym myślałem – wyjaśniał mu Paweł. – Rymsza stworzył parasol ochronny nad synalkiem i jego firmami, a tam dochodzi do dantejskich scen. Ludzie składali doniesienia do inspekcji pracy, a nawet do prokuratury. I podobno toczą się jakieś postępowania przeciw niemu, jednak toczą się od lat, a efektów nie widać. Szczegółów na razie nie ma, bo nasza rozmowa była krótka, ale polecam ten temat zainteresowaniu pani minister.- Zapamiętam! – rzuciła Anna krótko. – Poproszę o dalsze, bieżące informacje.- Będą – zapewnił Dedejko. – Jeśli Zbyszek już teraz to sygnalizuje, znaczy, że na pewno ma jakieś konkrety. Jutro około południa będę dysponował dokładniejszymi materiałami. - A ja wyjaśnię panu prezesowi – wtrąciłem – że bez problemów mogę stawić czoło ekologom. Mój sztucer jest jedynie formą aparatu fotograficznego. Takim modelem broni, służącym do ćwiczeń, a nie do zabijania. Z tego nie da się wystrzelić nabojem innym niż dwutlenek węgla. No i sukcesów łowieckich nie mam, w naturze nie ustrzeliłem dotychczas nic.- Tak samo jak i ja – dołożyła Agata.- Naprawdę? – był zdziwiony.- Naprawdę! – potwierdziła Agata. – Kilka już razy urządzaliśmy sobie zawody strzeleckie tu w ogrodzie. Bez ofiar! Na prawdziwe polowanie nie było czasu. - Panie Sławomirze! – odezwała się Dorotka. – To jest pseudo broń ćwiczebna, strzela promieniem laserowym, a czas trwania impulsu nie jest w stanie uszkodzić oka nawet przy bezpośrednim trafieniu! To jest bardziej bezpieczne niż korkowiec z odpustu.- Skąd państwo macie coś takiego?- Chce pan? Mogę zamówić.- Jasne, że chcę!- Załatwione. Ile sztuk?- Przynajmniej pięć. Nie będę przecież sam się zabawiał.- W ciągu dwóch, najwyżej trzech tygodni powinny być na miejscu. A teraz wróćmy do tematu zasadniczego. Nie było już nowości. Podsumowaliśmy dyskusję, każdy z uczestników powtórzył swój obszar zainteresowań, po czym pożegnaliśmy się i goście odjechali. Zostaliśmy we trójkę. - Tomek, siadaj na telefonie i próbuj rozegrać tę sprawę, o której wspomniała ci Anna – zadysponowała Dorotka. – Wdepnęliście na niezłą minę i jeśli wyjdziecie z tego bez strat, uznam to za cud! – podsumowała.- Słoneczko…- Tak?- Nie obawiasz się komentarzy dotyczących moich relacji z Agatą?- No wiesz… – pokręciła głową. – Miło mi pewnie nie będzie, ale w każdej sytuacji należy szukać pozytywów. I takie są! Agata przestanie być podejrzewana o damskie skłonności, a to już jest duży plus. Prawda, Agatka? Była zaskoczona totalnie.- Dotąd nie myślałam o tym w ten sposób – przyznała, z wielkim zdumieniem na twarzy.- W każdej sytuacji szukaj pozytywów! – śmiała się Dorotka. – Tomek wprawdzie zdradził mnie z tobą…- Mówiłaś przecież, żebym mu nie odmawiała! – odpowiedziała bez namysłu, ujawniając przy okazji ich tajemnicę.- Dla twojego dobra, rozumiesz teraz? Nie chcę, żebyś była naznaczona w polskim piekle! To nie jest Europa i nie Ameryka! Tutaj możesz polować na cudzych mężów, co jest wprawdzie naganne, ale i normalne. W odróżnieniu od innych opcji, czyli na przykład skłonności wobec własnej płci. Ta jest niewybaczalna! To się wciąż za tobą ciągnie, nie wiesz o tym? - Nie bardzo. Nie spotykałam się z jawnym ostracyzmem.- Bo pracujesz w służbach, gdzie obowiązuje regulamin i hierarchia. Poza tym byłaś dość ostrożna i nie afiszowałaś się zbytnio ze swoimi problemami. Tym niemniej, całe otoczenie wyczuwało cię dokładnie. Agatka! Współpracowników nie da się oszukiwać na dłuższą metę! Ludzie wyciągają wnioski ze zdarzeń codziennych, z takich małych faktów, na pozór zupełnie nieważnych. Gdzie i z kim bywasz, co cię interesuje poza pracą, jakie masz hobby, jakiej muzyki słuchasz i tak dalej.- Uważasz, że… Ja już nie sama wiem. Dorota! Jeśli jutro napiszą, że dzieliłam z Tomkiem łóżko w hotelu…Jak ja mam się zachować?- A dzieliłaś?- No… nie da się ukryć. - Więc milcz! Nie potwierdzaj, nie zaprzeczaj, oni już dotrą do osób, które opowiedzą jak było. I o to chodzi! O świadectwo nie twoje, lecz niezależnych obserwatorów. Co natomiast tam robiliście, to już jest tajemnica alkowy, o tym dyskutować nie będziemy.- A nie mówiłem? – wtrąciłem swoje zdanie.- Ty lepiej bądź cicho! – zgasiła mnie. – Po pierwsze zdradziłeś mnie dzisiaj, a po drugie, masz przed sobą niewykonane zadanie. Zabieraj się do pracy! My natomiast bierzemy ze sobą butelkę szampana i udajemy się na zasłużony odpoczynek. Pa, pa! Jak już pracę zakończysz, możesz do nas dołączyć. Ale nie wcześniej. Kiedy wyszły z salonu, byłem jak ogłuszony. Dorotka rozgrywała mnie niczym dzieciaka. Trudno, dałem jej powody przez te dwa dni, a poza tym, jeśli miałem być poważny, należało zająć się tym, do czego się zobowiązałem. Zadzwoniłem więc do Kingi. Nie wyjaśniałem jej niczego, rzuciłem suche polecenie i po kilku minutach otrzymałem zwrotnym SMS-em prywatny numer znajomego marszałka. O to mi chodziło. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 19.10.2021 05:09 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Października 2021 Kiedy jednak odebrał nieznajome połączenie, musiałem się gęsto tłumaczyć.- Panie marszałku, jestem Tomasz Barycki z resortu Rozwoju.- Bardzo mi miło pana ministra słyszeć, jednak nie wiem skąd pan zna numer mojego rodzinnego telefonu?- Ech… – westchnąłem. – Panie marszałku, zostawmy takie drobiazgi w spokoju. Nie one są teraz najważniejsze, a cywilizacja nie takie psikusy nam sprawia. Dzwonię do pana w bardzo poważnej sprawie i na początek zapytam, czy może pan teraz swobodnie rozmawiać?- Chwileczkę… wyjdę do innego pomieszczenia.- Bardzo proszę.- Jestem gotowy. Przedstawiłem mu sytuację, podałem adres internetowy filmu, a na koniec uprzedziłem.- Panie marszałku! Nie będę ukrywał, że jeśli oni się nie cofną, to… realizacja projektów rozwojowych w tym okręgu może napotkać poważne trudności. Pan chyba to rozumie. Jeśli posłowie nie zajmują się swoim terenem, a tracą czas na zabawę, to znaczy, że im nie zależy na regionie. A to na pewno weźmiemy pod uwagę w resorcie. Niech się więc zastanowią! Czy ja tu będę, czy nie, dokumenty zostaną. A ja zdążę je jutro skierować do ponownej analizy, z odpowiednimi uwagami. Niech mają to na uwadze. To tak między nami. - Pani ministrze…- Tak?- Niewiele tutaj mogę… - Oczywiście, rozumiem to. Pana proszę wyłącznie o przedstawienie sytuacji waszym posłom, oni pewnie mają lepsze przełożenie na kolegów z tamtego okręgu. I niech nie czekają do jutra, jutro może być za późno! Bo jeśli mnie nie stanie, to również wy pożegnacie się z nowym algorytmem dla ściany wschodniej. Nie chciałem się tym chwalić, ale tylko ja jestem w tym zakresie waszym bezpiecznikiem i strażnikiem. Jeśli zostanę zmuszony do dymisji, to niech sobie pogratulują efektów i powitają się znowu z tym co było. Wybór należy do nich!Jeśli natomiast chodzi o mnie, krzywda mi się nie stanie w żadnej sytuacji. Ja mam z czego żyć i nie potrzebuję do szczęścia ministerialnego stołka. Chyba pan wie o tym.- Tak, wiem… Panie ministrze, przekażę!- Dziękuję panu, panie marszałku. To w zasadzie wszystko. Przepraszam, że zepsułem panu odpoczynek…- Nie przesadzajmy. Nic się nie stało.- Tym niemniej… w końcu dzisiaj jest niedziela. Dziękuję panu za rozmowę, mam nadzieję, że do usłyszenia i do zobaczenia! Będę panu bardzo zobowiązany i jeszcze raz bardzo proszę o pilne przekazanie mojego posłania. Jutro może być o wiele za późno!- Zrozumiałem i również dziękuję. I tak samo, do usłyszenia i do zobaczenia!Odetchnąłem. A potem zgasiłem światło w salonie i udałem się do sypialni. Widok był niesamowity. Dorotka z Agatą, obydwie nagie, leżały na łóżku w objęciach, splecione ze sobą nogami i pieściły się bez pośpiechu. Coś przy tym do siebie szeptały.Pożądanie napłynęło automatycznie. Byłem tym nieco zdziwiony, bo w aurze sypialni nie było zapachu perfum Dorotki. Aromatu towarzyszącego jej od zawsze, który tak mocno na mnie wpływał, a jednak… tu go nie było. Czyżby sam widok tak sprawił? Może…- Tomek! – odezwała się moja żona, przerywając amory. – Jeśli chciałbyś do nas dołączyć, to bardzo cię proszę, idź wcześniej dokładnie się ogolić.Złośliwa bestia! Nie cierpiała męskiego zarostu. Może dlatego preferowała Agatę? Aga dbała o depilację, rano pooglądałem ją dokładnie. Była gładka niczym pupcia niemowlęcia. Sam się zdziwiłem, że w okolicach bikini nie wyczułem nawet śladów odrostów sterczących niczym męski zarost na brodzie wczesnym wieczorem. Kiedy tak o to zadbała? Diabli wiedzą. Może zrobiła to wcześniej, jakąś laserową techniką, niczym Dorotka? Taki zabieg był dość trwały. Zresztą, co mnie to obchodziło? Niech sobie goli wszystko co chce i kiedy tylko chce. Nic mi do tego! Przecież tak poważnie, nie interesowała mnie zupełnie. Atakowałem ją wyłącznie dlatego, że wciąż stawiała opór, czyli drażniła męskie ego, a ja przecież chciałem być zdobywcą. No i ją zdobyłem! Jak się okazało, wyłącznie dlatego, że moja żona jej na to zezwoliła.Owszem, pani pułkownik była dziewczyną inteligentną, ładną, zgrabną, zadbaną, świeżą, na pozór ponętną dla samców, ale… właśnie o to „ale” chodziło. Kiedy zgodnie z poleceniem Dorotki goliłem się w łazience, myślałem z rozbawieniem, że znowu jestem niczym w czasach studenckich. Jak to się dzieje, że wcale nie tak rzadko jakiś kopciuszek wygrywa z ładniejszą i na pozór ponętniejszą konkurentką? Dowodów wokół miałem wtedy dostatek, a i sam byłem w jakimś sensie takim dowodem. Marta przecież niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniała, niczym nie górowała, ale to dla niej rzuciłem wtedy i Grażynę, i Annę. Co o tym zadecydowało? Seks? Niemożliwe. Ani Anna, ani Grażyna, niczego mi nie odmawiały. Uroda? Nie przesadzajmy, Marta nie była pięknością, chociaż i nie straszydłem. A jednak… Podobnie było teraz, mimo że zupełnie na odwrót. Bardzo atrakcyjna Agata tak właściwie przestała mnie dzisiaj interesować jako łóżkowa partnerka. O wiele bardziej podniecała mnie myśl, że za chwilę obejmę Dorotkę i to z nią będę się kochał... Miałem niepłonną nadzieję, że mi tego nie odmówi. A podniecony już w tej chwili byłem ponad standardowo! Czyżby ten kieliszek na wzmocnienie działał?Jak to się jednak dzieje, że mi się jeszcze nie znudziła? Znamy się przecież długo. I wciąż nie wyobrażam sobie życia z inną, stałą partnerką. Wcale przy tym nie chodzi o pieniądze! Przed sobą nie musiałem udawać i nie udawałem. Prawie nigdy nie myślałem o Dorotce w takich kategoriach. Owszem, podziwiałem jej urodę, jej pozycję, inteligencję i osiągnięcia naukowe, ale pieniądze? Zawsze były, więc czym się miałem przejmować? Nie, to na pewno nie pieniądze. Uroda? Nie… chyba już nie. Zachwycony i nieco skonfundowany byłem w okresie początkowym. Teraz przywykłem.Może chodzi o dzieci? Nie… dzieci nie zdołały zespolić mnie z Martą. To prawda, że były już samodzielne i dorosłe, więc na finiszu nie odegrały większej roli. Tylko, że nasz związek rozpadł się dużo wcześniej, chociaż siłą inercji trwał formalnie przez dłuższy czas. Żyliśmy wtedy nie ze sobą, a bardziej w światach równoległych. Z Dorotką nie ma takiej opcji, byśmy trwali obok siebie, bez prawdziwego związku. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Gdybyśmy nie byli razem, pewnie zagryźlibyśmy się na śmierć! Nie potrafiłem wyobrazić sobie jej w ramionach innego mężczyzny i wiedziała o tym. Często mnie przecież uspokajała, że to jest niemożliwe, żebym nawet tak nie myślał. I nie dawała powodów do podobnych podejrzeń.Pamiętałem również słowa Lidki, która to potwierdzała. Może właśnie dlatego nie byłem głupio zazdrosny i jej nie terroryzowałem, tłumiąc zazdrość? Wierzyłem w słowa i jak dotąd nie miałem powodów, aby się skarżyć. Natomiast Agata… Lepiej, że to Agata, niż ktoś inny. Jeśli Dorotce sprawia przyjemność i przy tym nie wchodzi mi w paradę… proszę bardzo! Sam natomiast już na pewno do Agaty nie będę się przystawiał. Chyba, że dla żartu.Owszem, ona mnie wciąż interesuje jako znajoma, koleżanka, kumpelka, czy też podobnie. Możemy razem rozmawiać, jeździć konno, strzelać, jechać do lasu, ale na pewno nie będę się już pchał do jej łóżka! Mało tego, jeśli zechce kogoś innego tam wpuścić, będę jej życzył powodzenia! Może nie głośno, ale w duchu. Świetna dziewczyna, ale to nie jest mój łóżkowy typ. Tego byłem dzisiaj pewien. Sprawdziłem stan podbródka i oceniłem, że wystarczy. Już pewnie się podjarały, więc nie będą mnie zbyt długo męczyły. Mimo podniecenia, nie oceniałem swoich szans wysoko. Byłem zbytnio zmęczony dzisiejszym dniem. I, jak niemal zawsze, myliłem się. Nie będę opisywał tego co wyprawialiśmy, bo żaden tekst i tak nie odda atmosfery, emocji ani samych działań. Panie wypiły wcześniej ponad pół butelki szampana i zaprezentowały tak wariackie fantazje i taką wyobraźnię, że chwilami dech mi zapierało. Agata była teraz zupełnie inna, niż rano. Jej apatia gdzieś znikła i zacząłem podejrzewać, że wtedy tylko udawała orgazm, bym jej wreszcie dał spokój.Teraz było zupełnie inaczej. Pieszczoty Dorotki wyzwalały w niej zupełnie inne reakcje, żywiołowe i bardzo spontaniczne. To było prawdziwe! Wreszcie miała to co chciała! Nawet kiedy ja, dyrygowany przez Dorotkę, włączałem się do akcji, jej zapał nie ostygał. Przytulona przez Dorotkę, reagowała normalnie na penetrację, chociaż tym razem, to ja zbytnio się nie wysilałem. Chciałem zachować siły na Dorotkę.Okazało się, że nie musiałem tego aż tak pilnować. Pełny wzwód utrzymywał się przez grubo ponad godzinę. Nawet wtedy, gdy obydwie miały już wszystkiego serdecznie dość. Leżeliśmy później przez kilka minut niczym ustrzelona zwierzyna w pokocie. Nikt się nie odzywał, ja w ogóle nie miałem siły na nic. Byłem wyzerowany. Tym niemniej, wzwód nie ustępował. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 19.10.2021 16:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Października 2021 Nieoczekiwanie Dorotka przełamała ciszę, przytuliła się do mnie i poczuła, co się dzieje. Pocałowała mnie wtedy, po czym westchnęła.- Chyba przesadziłam, nie gniewasz się?- Na ciebie? Nigdy! – odpowiedziałem. - Co wyście ze mną zrobili? – westchnęła Agata. – Jak ja jutro będę chodziła?- A co się dzieje?- To wszystko było… zbyt intensywne… ale w sumie przyjemne, chociaż … co będzie jeśli… zajdę?- Agatko! – Dorotka odezwała się do niej czule, niczym do dziecka. – Mówiłam ci co masz robić, prawda? Weź jutro jedną na wszelki wypadek i bądź spokojna. - Ty też takie bierzesz? – zapytałem nagle olśniony.Znowu odwróciła się i najpierw przylgnęła, a potem zarzuciła mi rękę na szyję.- Brałam – oznajmiła, patrząc mi prosto w oczy. – Lecz od jakiegoś czasu nie używam. Później o tym porozmawiamy, dobrze?- Możecie i teraz rozmawiać – odezwała się Agata.- Ależ to nie jest żadną tajemnicą. Tomka kocham i chcę urodzić mu córkę, bo kiedyś o to prosił. Odkładałam tę decyzję, odkładałam, ale chyba nadeszła już właściwa pora. Nie mam na co czekać. Dlatego przestałam się zabezpieczać.- Fantastycznie! – zawołała Agata. - Nie mówiłaś mi o tym – byłem zaskoczony.- Po co miałabym to robić? – zdziwiła się. – Kilka razy mnie popędzałeś, ja odmawiałam, więc teraz chciałam ci zrobić miłą niespodziankę! Nie chcesz?- A co… coś już wiesz?- Jeszcze nie. Ale jeśli się dowiem, nie będę tego ukrywała, zgadzasz się?- Jasne! – rzuciłem się na nią. – Kocham cię!- Tomek! – wołała. – Weź tego swojego… narobisz mi siniaków na brzuchu!- A kto mi tak sprawił?- Ja. Wiem że ja. Wybaczcie, nie miałam w tym doświadczenia i przesadziłam. Chciałam się dzisiaj ostro popieścić, a sądziłam, że obydwoje nie będziecie mieć chęci… - Już dobrze. Słoneczko, róbcie teraz co chcecie, ja mam na dzisiaj dosyć. Chcę spać. Mogę?- Ja też chcę spać – odezwała się Agata.- Ja w sumie tak samo, chociaż… a zresztą nic. Zgasić światło?- Tak – padły zgodne odpowiedzi i nastała ciemność, złagodzona miniaturową lampką nad drzwiami. Całkowitej ciemności nigdy nie tolerowałem.Dorotka odprawiła jeszcze z Agatą jakieś przytulanki przedsenne, a kiedy już właściwie zasypiałem, przylgnęła do mnie. - Tomek… – usłyszałem szept w uchu.- Tak?- Chcę jeszcze raz. Tylko ciiichooo… – zabrała mi dłoń i poprowadziła pomiędzy swoje uda.Westchnąłem. Coś się działo z moją żoną, ale skoro zdecydowała się wreszcie ponownie zostać matką… Ułożyłem się na plecach i pozwoliłem jej działać, chociaż ręce nie mogły nie skorzystać z takiej okazji. Nawet zmęczony i zaspany, kochałem to cudownie gładkie ciało, uwielbiałem czuć pod palcami jedwabistą gładkość skóry, zaglądać palcami w zakamarki, których nikt poza mną nie odwiedzał i całować usta, oczy, szyję, o krągłych cycuszkach nawet nie wspominając. Ich sutki nieodmiennie lądowały w moich ustach jako pierwsze.Dorotka, podczas naszych spotkań z Lidką, czy innymi znajomymi, kiedy tematyka dyskusji zahaczała o pewne tematy, powtarzała wskazując na biust, że to jest strefa Baryckich i nikomu innemu jej nie powierzy. Młodym oferowała kiedy karmiła, a starszy zabawia się nimi, gdy karmić przestała.Teraz również obejmowała delikatnie głowę, gdy przyssałem się do prawego. Zbyt długo.- Drugi też nie od macochy! – usłyszałem nagle w uchu szept.Cała Dorotka. Agata miała zegar we krwi, chociaż nie wiem jak go tam ukryła. Obudziła się o bardzo nieprzyzwoitej jak dla nas porze, zrobiła dla wszystkich śniadanie, zjadła sama, spakowała swoje bagaże i już gotowa do wyjazdu obudziła nas.- Czemu tak wcześnie? – Dorotka odziana w króciutką koszulkę i bez bielizny, przecierała oczy, pijąc w kuchni kawę.- Cóż w tym dziwnego? – Aga weszła już w postać pani podpułkownik. – Muszę zaglądnąć do siebie, przebrać się w mundur i być w pracy na czas. Ja zaczynam o siódmej, nie tak jak wy. Ktoś musi nie spać, by spać mógł ktoś! - O, ła! – westchnąłem. – Ja o ósmej…- A ja o dziewiątej – zauważyła Dorotka. – Nic to. Agatka, jak się czujesz?- Jakby ci powiedzieć… – Agata roześmiała się, podeszła do krzesła od tyłu, a potem ją objęła, całując w ucho i szyję. – Trochę dziwnie, ale to wszystko było… niesamowite! Ani się tego nie spodziewałam, ani nie wyobrażałam… zupełnie! Zresztą, dajmy spokój. Jeszcze wszystkiego nie przetrawiłam…- Jesteśmy dzisiaj w ścisłym kontakcie, pamiętasz?- Oczywiście, liczę na ciebie.- Zrobię co tylko będę mogła. Dzwoń w dowolnym momencie, jeśli coś będzie nie tak.- Pamiętam! – uśmiechnęła się i oderwała od krzesła Dorotki. – Bywajcie zatem! Na mnie już czas. Do zobaczenia! Fajnie było wieczór! – podsumowała.Uściskała się z Dorotką, mnie ucałowała zdawkowo, po czym wyszła. Bramę otwarłem jej zdalnie i tak zostaliśmy we dwoje. - Co ty jej obiecałaś? – zapytałem.- Uważasz, że nie powinnam?- Nie o to chodzi. Tyle, że czegoś nie rozumiem.- Tomek! Róbcie swoje. Podobała mi się wczorajsza narada, ale ja mam inne możliwości, z którymi nie chcę się na zewnątrz afiszować. Przy czym one w tej sytuacji nie dotyczą ciebie, a wyłącznie Agaty. Dlatego nie chcę ci o nich mówić, żeby nie stępić waszej obrony. Ciebie nie jestem w stanie ochronić, chociaż jest taka szansa w stosunku do Agaty, pojmujesz?- Nie, ale niech ci będzie. Ufam ci tak bardzo, że wolę nawet o tym nie wspominać, bo mógłbym zapeszyć. - Kochanie…- Tak?- Wypiłeś kawę?- Owszem.- I jak się czujesz?- Raczej dobrze. Dlaczego pytasz?- Bo mam ochotę na co nieco… Zaskoczyła mnie, ale tylko na moment. Moja kochana nie mogła pozostać niezaspokojona. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 20.10.2021 05:20 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Października 2021 Jadąc później do pracy, rozmyślałem nad naszym wieczorem i dzisiejszym porankiem. Oczywiście, zapytałem Dorotkę skąd wziął się u niej tak zachłanny apetyt na seks, jednak wyjaśniła mi krótko, że sama również zażyła mikstury, co w połączeniu z jej temperamentem, przyniosło takie a nie inne efekty. Wtedy zwątpiłem, czy wytrzyma dzisiaj w pracy, ale tylko się skrzywiła.- Nie obrażaj mnie! – padła ostra odpowiedź. – W pracy to ja pracuję, a te kilka odstępstw od naczelnej zasady zrobiłam kiedyś wyłącznie z tobą! – I zapamiętaj sobie, że nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę niczyją kochanką, czy to jest jasne?- Tak jest, Słoneczko! Kochane moje! – objąłem ją i ucałowałem. – Przepraszam. Przecież zapytałem w trosce o twoje samopoczucie. - Tak już lepiej – złagodniała, poddając się uściskom. – Ale żeby sprawę wyjaśnić do końca, właśnie ty byłeś jedynym kochankiem w moim życiu. Wtedy nad jeziorem, kiedy się poznaliśmy. Tak! To była klasyczna formuła. Ja, młoda mężatka i ty, samiec bez żony. Tak, to prawda. Wtedy mógłbyś mi to zarzucić, bo byłam kochanką. Twoją!- Nie miałem takich intencji…- To zrozumiałe – roześmiała się i przytuliła. – Pod koniec pobytu nad jeziorem i ja przestałam uważać ciebie za kochanka. Wiedziałam już, że zostaniesz ojcem mojego dziecka, bo jeszcze nie wiedziałam, że to będą dzieci. Nie było już mowy o kochanku! Dlatego później byłeś moim partnerem, a nie przygodą. I wszystko co się miedzy nami zdarzało, nie uważam za coś nagannego, chociaż byłam wtedy w innym związku. Ale tylko ty miałeś prawo do tego, abym była z tobą. A teraz jesteś moim jedynym mężczyzną i chciałabym, aby tak zostało już na zawsze.- Kocham cię jak nikogo w świecie! I czekam, że mi oznajmisz o ciąży. - Będę się starała – objęła mnie i przytuliła. – I nie obawiaj się, Agata na pewno nie będzie ojcem dziecka.- Tak też podejrzewam – zaśmiałem się, całując ją z całych swych sił.Czyż moja żona nie jest wspaniała? Na dłuższą rozmowę nie było czasu, gdyż wyjechałem dość wcześnie, aby mimo wszystko nie spóźnić się do pracy i zaprezentować jak na wiceministra przystało. Ale to były jedynie pozory. Dobra mina do złej gry. Tak naprawdę, wszystkie sprawy związane z wydarzeniami około bankietowymi miałem teraz w nosie. A co mnie obchodzi jakiś Rymsza? Co mnie obchodzą problemy jego okręgu? Mam teraz cel jedyny! Opiekę nad Dorotką i czekanie na córkę. Reszta przestawała się liczyć. Sobotnie wydarzenia zachodziły jakąś mgłą, stawały się nieważne, bo cóż to znaczyło wobec opinii mojej żony? Wszystko zobaczyła w necie, poparła mnie i Agatę, czym zatem miałem się przejmować? Dobry nastrój mnie nie opuszczał, mimo wielkiej pustki w okolicy podbrzusza. Byłem tam opróżniony do ostatnich granic! To ssanie jednak nie powinno mi przeszkadzać w wykonywaniu codziennych obowiązków. Takimi sprawami nie zajmowałem się w resorcie. Nawet roześmiałem się na głos kiedy pomyślałem, że moje asystentki nie mają pojęcia jak intensywne życie seksualne prowadzę. Wobec nich byłem zawsze bez zarzutu. Młode łanie… Pewnie sądziły, że mężczyzna w tym wieku nie ma już żadnych potrzeb. Niech sobie myślą…Rzeczywistość jednak, jak zawsze, szybko sprowadziła mnie do parteru. Anna była już u siebie, co zameldował mi portier. Dziwne, w poniedziałki miewaliśmy wprawdzie kolegium resortu, ale dopiero o jedenastej. Każdy przecież musiał mieć czas na przygotowanie, na zorientowanie się w sytuacji, aby potem nie dukać i nie motać. Anna nie lubiła rozwlekłych wypowiedzi, należało mówić krótko i z sensem. Na dyskusje zapraszała delikwentów oddzielnie. Tym razem jednak czekała nas niespodzianka. Kolegium zostało zwołane na dziewiątą.Tradycyjnie i stale brali w nim udział wszyscy wiceministrowie, dyrektor generalny służby cywilnej resortu oraz rzecznik prasowy. Często też zapraszała doradców, a kiedy na tapecie znajdowały się ważne tematy, również dyrektorzy odpowiednich departamentów. Tym razem gośćmi byli Jachimiak, Wasiński i jeszcze ktoś, kogo nie znałem. Szybko się wyjaśniło, że nazywa się Adam Nardel, jest doktorem ekonomii i będzie jej nowym doradcą.Zdziwiłem się, gdyż nie konsultowała tego powołania ze mną. Byłem więc zaskoczony tak jak i inni, ale niczego nie skomentowałem. Miała prawo do takich zagrań, chociaż wolałbym wiedzieć o czymś takim wcześniej. Anna omówiła pokrótce jego życiorys, a potem status w resorcie. Na razie miał tylko wspomagać Jachimiaka. Innych planów, o ile je miała, nie zdradziła zupełnie. Następnie, wręcz płynnie, przeszła do mojej osoby.- Chciałabym wszystkich państwa zapoznać z wydarzeniem, które w weekendową sobotę ogarnęło pana ministra Baryckiego – oznajmiła, zaciskając wargi. – Mówię o tym dlatego, że może to się stać powodem niezwyczajnego zainteresowania dziennikarzy naszym resortem, a wtedy życzyłabym sobie jednolitego i jednoznacznego stanowiska wszystkich państwa. Oczywiście, proszę unikać jakichkolwiek wypowiedzi w tym trudnym temacie, tym niemniej, chciałabym abyście się państwo z nim zapoznali. Panie ministrze – zwróciła się do mnie. – Proszę nam opowiedzieć o tym co się wydarzyło. Kiedy przedstawiałem całą historię, Anna podeszła do naszego stołu i położyła na nim otwarty laptop.- Ktoś z uczestników zamieścił w necie film pokazujący całą sytuację – tłumaczyła. – Jego adres znajdziecie w swojej poczcie, a teraz proszę zwrócić uwagę na całą sytuację – włączyła odtwarzanie.- Jak panowie sami widzicie – zabrałem głos – nawet nie dotknąłem pana prokuratora Rymszy. Tym niemniej, wczoraj dowiedziałem się, że wraz z kilkoma posłami opozycji ma zamiar zwołać konferencję prasową i właśnie mnie obwinić o pobicie, oraz wszystko co się z tym wiąże. A ja z kolei nie mam zamiaru kłaniać się ani jemu, ani tym posłom. Z całą sytuacją sobie poradzę, tutaj niczyjej pomocy nie potrzebuję, chciałbym jednak, byście państwo znali fakty i nie ulegali, być może, bo tego nie wiem, jakiejś dziennikarskiej nagonce. Być może takowa się dzisiaj pojawi. Nie chciałbym również spotykać się z dziwnymi uśmieszkami w resorcie, stąd wcześniejsze przedstawienie całej sytuacji. - Ja mam pytanie! – zgłosił się Jachimiak.- Proszę!- Panie Tomaszu, a dlaczego pan? Skąd się wzięła jego niechęć do pana? Proszę jeszcze raz odtworzyć film, bo mnie się wydaje, że ta jego agresja…Anna podsunęła mu laptop i profesor mógł analizować film w dowolnej formie. Cofał ujęcia, zatrzymywał, powtarzał…- Ma pan rację – przyznałem. – Doszło między nami do niemiłej wymiany zdań, na razie jednak nie chcę jej treści upubliczniać.- Ktoś go jednak uderzył i powalił! – odezwał się nowy doradca. – Ale z drugiej strony, przecież wystarczy ten film pokazać komu trzeba i pan minister jest czysty!- Nie zauważył pan kto to jest? – zapytałem.- Jakiś inny myśliwy, na pewno nie pan! - Właśnie… – westchnąłem. – To jest inny myśliwy, którego pan prokurator próbował obmacywać przez cały wieczór. I się doigrał, dostając od niego w zęby! Ten myśliwy jest kobietą!- O, kurwa! – wyrwało się Godelikowi. Zaczął się śmiać na cały głos i machać rękami. – Już ją lubię! Zafunduję jej kolację, jeśli tylko zechce.- Panie ministrze! – karcący głos Anny sprowadził go na ziemię.- Przepraszam – powiedział, ale nie wyglądał na pokornego. - To na pewno jest kobieta? – dopytywał któryś podsekretarz- Tak – przyznała Anna. – Myśliwy jest kobietą.- Jak i Kopernik – ktoś zażartował.- Proszę o zachowanie powagi! – Anna zagryzała wargi.- Jest i drugi film, z wcześniejszego okresu i w większym zbliżeniu – powiedziałem, a wtedy Anna znalazła odpowiedni adres.- Proszę panów! Właściwie całą imprezę spędziłem za zwykłymi stołami, wśród dawnych znajomych, a nie za stołem prezydialnym. Dlatego na tym filmie nie ma mojej postaci, jest jednak pan prokurator i jego zachowanie wobec swojej sąsiadki. Możecie ocenić jego zachowanie. I to jest dokładnie ta sama pani. Na tym filmie widać wyraźnie, że jest kobietą.Teraz nie mieli wątpliwości. - Kim ta pani jest? – dopytywał Godelik.- Panie ministrze, czy to ważne?- Przecież i tak za chwilę to się stanie wiadome publicznie. Po co pan ukrywa to przed nami? – postawił sprawę jasno.- Dobrze. Tym niemniej, bardzo panów proszę o zachowanie informacji wyłącznie dla siebie – uprzedziłem. – Na razie niczego oficjalnie nie wiecie. Nie chciałbym też, aby jakiś przeciek wystąpił za przyczyną któregoś z panów. Dlatego poufnie informuję, że pani jest rzecznikiem prasowym komendanta głównego Straży Granicznej w stopniu podpułkownika. Nazywa się Agata Romaniuk i nikomu nie radzę, aby próbował wobec niej karesów w takim stylu, na jakie odważył się pan prokurator.Pani pułkownik wygrała na tej imprezie myśliwski konkurs strzelecki, dlatego została zaproszona za stół prezydialny. Wynik konkursu nie dziwi, bo od dawna jest strzeleckim instruktorem najwyższego stopnia. Bronią posługuje się nie gorzej niż komandosi oddziałów specjalnych, a sztuki walki też ma opanowane, chociaż nie wiem w jakim stopniu. Przyznam, że nigdy nie zaryzykowałem sprawdzenia jej umiejętności w tym zakresie, chociaż znamy się nieco, bo razem zdawaliśmy egzamin myśliwski. - Wystarczy już tego – Anna powstrzymała dalsze wyjaśnienia. – Proszę panów! Na tym kończymy dzisiejszą odprawę, proszę teraz zająć się swoimi obowiązkami i nie zwracać uwagi na, być może, pojawiające się sensacje. Nikogo nie upoważniam do wypowiadania się w tych kwestiach, wszelkich ciekawskich proszę odsyłać do mnie. Pana rzecznika dotyczy to również! – zaznaczyła. – Pan Barycki jeszcze tu pozostanie, natomiast wszystkim pozostałym zebranym już dziękuję. Dzisiaj nie będzie tradycyjnego kolegium, proszę na nic nie czekać i zająć się swoimi obowiązkami. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 20.10.2021 15:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Października 2021 - Skąd wytrzasnęłaś tego Nardela? – zapytałem, kiedy zostaliśmy sami.- Profesor go zarekomendował. Przepraszam, zdałam sobie sprawę, że cię zaskoczyłam, ale rozmowy odbywały się podczas weekendu, a wczoraj nie chciałam cię dekoncentrować. To jest gość, który powinien mi uzupełnić lukę w zakresie strategii energetycznej. Pracę magisterską napisał z tego tematu, odbył staż na uniwersytecie we Fryburgu, a potem obronił doktorat z analizy wpływu europejskich funduszy pomocowych na rozwój energetyki w wybranych krajach członkowskich. Mówiąc w skrócie, zobaczymy co potrafi. Zostaw to, nie pora o tym mówić. - Rozumiem. Co masz teraz w planach?- Wybieram się do Jurka Domagały. Przenicujemy twój przypadek oraz zastanowimy się co robić dalej. Poza tym mam dzisiaj naradę u premiera. Ale to nie wszystko. W związku z rozmowami u szefa, mam ci do przekazania niezbyt miłą informację, z powodu której cię zatrzymałam.- Mianowicie?- Zostałam zaproszona do wieczornego programu telewizyjnego i w piątek potwierdziłam uczestnictwo. W takiej jednak sytuacji nie ma mowy o tym, abym znalazła na to czas. Więc musisz mnie zastąpić.- Co??? Ja??? Oszalałaś chyba!!!- Nie, w żadnym wypadku!- Aniu!- Nie ma „Aniu”. Tomek! Dostajesz polecenie służbowe. Koniec dyskusji!- No nie… - Uspokój się. To nie jest program śledczy, a gospodarczy. I zupełnie nie polega na kłótni, jest raczej wywiadem. Nie będziesz miał w nim przeciwników, wszystko polega na rozmowie z redaktorem prowadzącym. Dasz sobie radę, wierzę w ciebie!- Ale mnie wpuściłaś w maliny…- Tomek, buduj sobie renomę! Stwarzam ci szansę. Wezwij rzecznika, jest w kursie spraw.- Kurwa, w takim momencie?- Okazji się nie wybiera. One się stwarzają. Sam kiedyś tak mówiłeś, pamiętasz?- Wobec ciebie? Nie przypominam sobie.- Ale twoje słowa mi powtórzono. Wypierasz się ich?- No nie… Nie wyciągaj dzisiaj takich tematów. - Dobrze. I jeszcze jedno.- Tak?- Będę chciała dzisiaj uzyskać zgodę premiera na przeprowadzenie zmian w składzie kolegium, przewiduję też nowy podział podporządkowania departamentów. Jeśli będziesz miał czas to zaglądnij do profesora, ma rozrysowany wstępnie nowy schemat organizacyjny. Na pewno będzie jeden nowy podsekretarz i to jest pani. Nazywa się Irena Wójciak, dotychczas była dyrektorem departamentu w ministerstwie finansów. U nas zajmie się nadzorem nad departamentami budżetu gospodarki oraz wsparcia dużych inwestycji i zarządzania wielkimi projektami. Potrzebuję jeszcze kogoś energicznego od spraw szeroko rozumianej energetyki, oraz nowego szefa do spraw informacji i promocji. Jak się już wykręcisz z tego polowania, to się tym zajmiesz. - Dobrze. Słuchaj, masz tematykę tego wystąpienia?- Bardziej rozmowy, a nie wystąpienia – sprostowała. – Ogólnie cała audycja dotyczy przede wszystkim twojego zakresu obowiązków, szczegóły znajdziesz u rzecznika. Emisja leci na żywo, początek o siedemnastej dziesięć. Musisz być jednak na miejscu co najmniej pół godziny wcześniej, aby ustalić z prowadzącym zasady ogólne, oraz zrobić makijaż. Nie spóźniaj się! - Dobrze – westchnąłem.- Zatem wszystko na teraz. Spotykamy się jutro po posiedzeniu rządu.- Wszyscy?- Jeśli ty jesteś wszyscy, to tak – zaśmiała się. – Chyba, że profesor do nas dołączy.- Aha, czyli wieczór znowu mam z głowy?- Mniej więcej. Idź już, nie mam czasu.- To pa! – wstałem. – Wesołych rozmów życzę.- Tak, będą wesołe – pokiwała głową. – Bądź dzisiaj u siebie, być może i ty zostaniesz zaproszony na rozmowę. Nie wiem jak się wszystko potoczy.- Wszystko mi jedno. Będziesz jeszcze robiła w tym tygodniu kolegium?- Bardzo możliwe, ale decyzji na razie nie ma.- Dobrze by było… A zresztą nic, powiem ci wszystko jutro. - O czym?- Służbowe sprawy, przede wszystkim poprawki do projektów ustaw. Nie podoba mi się to i chciałbym byśmy omówili ten temat dokładnie.- Do tego trzeba się przygotować.- O to mi chodzi. Za tydzień powinniśmy całe posiedzenie poświęcić na omówienie tych spraw, gdyż projekty wracają całkiem oskubane i nie ma sensu podawać ich do legislacji w takiej postaci. Według mnie, musimy zmienić taktykę.- Na jaką?- Kwestie o które nam chodzi zostawić do rozporządzeń.- Tak się nie da.- Ale spróbować można.- Dobrze, porozmawiamy, ale nie dzisiaj.- Tak jest, już idę. Pa!- Do zobaczenia! W gabinecie nastąpiła powtórka z rozrywki. Najpierw zebrałem cały swój zespół, powiększony o sekretarki, jedna tylko pozostała na dyżurze, opowiedziałem o wszystkim, pokazałem filmy i zapowiedziałem, że mają niczego nie wiedzieć, o niczym nie będą szeptali, oraz nikomu nie udzielą żadnych informacji. Następnie określiłem zadania. Kinga miała odwołać moje dwa dzisiejsze spotkania oraz zapewnić dostęp do gabinetu Lidce i Bogdanowi, ponadto mieli mi pilnie wyszukać nazwiska posłów z tego okręgu, ich życiorysy, wystąpienia na forum sejmowym oraz wszelkie o nich informacje. Musiałem coś wiedzieć o tych ludziach, zanim zaczęli działać. Musiałem mieć wobec nich jakieś haczyki. Zadanie Kingi skurczyło się, zanim jeszcze odprawa dobiegła końca. Lidka nie czekając na zezwolenia wdarła się do gabinetu jak burza. Biedna sekretarka pokazała mi tylko przez drzwi bezradnie rozłożone ręce. Nie dała rady jej zatrzymać.- Moje uszanowanie, panie ministrze! – zawołała, przystając na chwilę. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? – obrzuciła wzrokiem siedzących.- Absolutnie! Witam panią poseł, witam! – uśmiechnąłem się. – Co za gość! Proszę bliżej, proszę! Masz okazję obejrzeć dzisiaj pełen zestaw moich najbliższych współpracowników. Lidka przejechała po nich wzrokiem niczym kamerą.- Częściowo już się znamy – zauważyła. – A resztę bądź uprzejmy powiadomić, aby nie stawała mi na drodze do ciebie, kiedy już na nią wstąpiłam.- Potwierdzam! – roześmiałem się, przerywając jej. – Panie i panowie, proszę tej pani nie stawać na drodze, kiedy już się do mnie wybrała! Taki gość! Napijesz się kawy? A może coś?- Może coś innym razem, bo jestem kierowcą, ale kawę poproszę. Jak wygląda sytuacja?- Mów śmiało i otwarcie, zespół jest już w temacie.Obrzuciła grupę spojrzeniem i wykrzywiła twarz w uśmiechu.- Ciekawych ludzi sobie dobrałeś… sama młodzież – usiadła przy nich na końcu stołu.- Wiesz, że ja lubię młodszych od siebie.- Szczególnie młodsze. Wiem. - Dlatego właśnie ciebie lubię najbardziej.- Teraz to łżesz jak pies, ale porzućmy ten temat, żeby młodzieży nie gorszyć.Gruchnął śmiech, rozbawiła moją ekipę.- Proszę o spokój, narada się jeszcze nie skończyła.Pospuszczali głowy, trudno im było zachować powagę.- Żartowałam przecież! – powiedziała takim tonem, że od razu było wiadomo o co chodzi. – Macie szefa w porządku i dbajcie o to, żeby nie dostać gorszego. Znamy się już… Tomek, jak długo się znamy?- Ja pamiętam jak jeszcze łapałaś żaby w kałużach. Gromki śmiech wstrząsnął gabinetem. Tylko Lidka się nie śmiała. A kiedy się uspokoili, dała mi odpór.- Nigdy nie łapałam żab! Zapamiętaj to sobie!- Więc co wtedy robiłaś?- Łapałam w dłonie rybki, ale nie żaby.- A to jest duża różnica?- Jakby ci to powiedzieć… zauważasz różnicę między tym panem, a panią? – wskazała na sąsiadujące z nią postacie.- W pracy nie za bardzo. Są mi jednakowo potrzebni – wyjaśniłem.- A gdybyś spotkał po pracy?- Nie wiem, bo jeszcze nie spotkałem. - Panie ministrze, byliśmy przecież w Pokrzywnie. Już poza pracą. – odezwała się Aneta, jedna z zespołu. Ale mnie wystawiła!Lidka pokiwała głową. - Ech, panie ministrze… Mam coś na końcu języka o możliwości pomyłki, ale ponownie muszę się opanować. Nie będziemy gorszyć młodzieży, prawda?- Ciekawe, czy dałabyś radę to zrobić – zaśmiałem się. Moi podwładni tak samo nie kryli rozbawienia. – Ale zgadzam się, teraz nie jest czas dobry na zabawy.- Masz rację, mamy na głowie ważniejsze tematy. - Czyli co, kończymy odprawę. Są jeszcze jakieś pytania do mnie?- Panie ministrze… – odezwała się Kinga.- Pani na razie zostaje – poleciłem. – Reszcie państwa dziękuję, proszę o zajęcie się sprawami zgodnie z moim poleceniem. Pilnie! Za dwie, trzy godziny oczekuję na pierwsze efekty.- Tak jest! – powstali i wyszli z gabinetu. Zostaliśmy we trójkę. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 21.10.2021 05:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Października 2021 - Chodźmy na fotele, tam się wygodniej siedzi – zaproponowałem, kiedy sekretarka wniosła trzy kawy.- No… nie wiem teraz… i zastanawiam się…- Czego znowu nie wiesz?- Jak siedzenie w tak głębokim fotelu wpływa na hemoroidy – wyjaśniła Lidka. – Ale niech ci będzie.- Weź, już się nie wygłupiaj! – zaprotestowałem. – Psujesz mi dyrektorkę personelu.- Wiesz co? – zatrzymała się. – Wiesz jak dawno nie miałam okazji się powygłupiać?- Nie wiem, bo niby skąd?- Właśnie! Zaszyliście się z Dorotą jak niedźwiedzie w mateczniku.- Lidka, nawet dla siebie nie bardzo mamy czas. A dziećmi coraz więcej zajmują się obcy ludzie. Tracę z nimi kontakt i nie wiem jak mam temu zapobiec.- Cywilizacja, cholera! Ale i tak żałuję, że nie pojechałam z wami na tę imprezę. Kurwa, jak ja teraz żałuję! - Dlaczego? – zapytała Kinga.- Pani Kingo… Pani jest mężatką?- Jeszcze nie.- Czyli niczego pani nie zrozumie – Lidka pokręciła głową. – Zwyczajnie, nie da rady!- Może jednak? – Kinga nie rezygnowała.- Powiem pani tak. Wasze pokolenie mawia, że musi się czasem zresetować. Może to jest prawdą, niech będzie. Powinniście jednak mieć świadomość, że prawdziwa potrzeba resetu jest dopiero przed wami. I to resetu do potęgi! Nawet sobie nie wyobrażacie jak się czasami chce porzucić codzienność i chociażby na dzień, dwa, pobyć w innym świecie! Ja tę okazję ominęłam i teraz żałuję. - Ale z tego co słyszę, pan minister ma z tego powodu problemy…- Jakie problemy? Pani Kingo! Widziała pani film?- Tak, widziałam.- Czy pani szef zachował się według pani niewłaściwie?- Tego nie powiedziałam.- A widzi pani. W polityce tak bywa, że człowiek niewinny zostaje zgnojony jeśli nie ma obrony i poparcia. Temu właśnie próbujemy się przeciwstawić. Bo tu się szykują chwyty poniżej pasa! A jeśli na te poczynania nie znajdziemy stosownej odpowiedzi, to oni ustawią sobie Tomka do ciosu i wtedy ten cios wyprowadzą. Na to jednak nie ma naszej zgody. Nie ma zgody na uznanie winnym człowieka niewinnego! Zbyt długo się znamy i zbyt dobrze Tomka znam, abym milczała w podobnej sytuacji. - Ja to rozumiem… dużo rozumiem.- Poznałyśmy się jeszcze w Arłamowie, prawda? – przypomniała Lidka.- Tak, pani poseł.- Dorota ma wciąż o pani bardzo pochlebną opinię. Więc głowa do góry! Poradzimy sobie!- Lidka! – spróbowałem zmienić temat. – Z balu chyba nie zrezygnowałaś?- Ni cholery! Teraz żebym miała sama iść, to pójdę!- Nie żartuj. Masz jakieś problemy?- A… różne takie… - Nie mów! Romkowi coś nie pasuje?- Wiesz… on ma to w nosie. Pójdzie, bo prezes mu tego nie odpuści, ale zaszywa się teraz na cały tydzień i nawet nie dzwoni do mnie po kilka dni. Bardzo zajęty, cholera.- To gdzie on jest?- W strefie. Siedzi w tych firmach Sławka i prostuje mu całą informatykę.- A jak z zarobkami?- Raczej nie stracił, ale jemu nie o pieniądze chodziło. Teraz jest niezależnym królem! Inni nie są w stanie mu dorównać i to go podnieca! Dostał do rąk znane zabawki i zachowuje się jak wtedy, kiedy miał dwadzieścia parę lat. Zapomina tylko, że teraz dzieci na niego czekają.- No tak… Ja też powoli zapominam.- Przestań już z tymi wspominkami! Zepsułeś mi nastrój. - Ale na balu się spotkamy?- Oczywiście! A jeśli mój macho nie zajmie się mną odpowiednio, to przysięgam, upiję się tak jak przed laty nad jeziorem. I ty masz mi w tym pomóc!- Przepraszam, a o jakim balu mowa?- Pani Kingo! – spojrzałem na nią surowo. – Pani mnie nie osłabia! Najważniejsza impreza sezonu i pani tego nie wie?- Ach, tak… przepraszam! Chodzi o ten bal kostiumowy, tak?- Oczywiście, że tak! – potwierdziłem. – Sądziłem, że się tam spotkamy.Spuściła głowę.- Nie mam w czym się wybrać. I za co. No i z kim.- Nie możecie zrobić zrzutki i wybrać się ministerialnymi parami? Dobrze. Oznajmiam więc, że kto przyjdzie na bal, ten dostanie premię nadzwyczajną. A co! Pokryję wam koszty uczestnictwa. Nie wiem tylko czy są jeszcze wolne miejsca, ale możecie próbować. Każdemu uczestnikowi przyznam premię w podwójnej wysokości biletu wstępu. Czyli za całą parę! Może to pani zakomunikować reszcie zespołu. Jeśli ktoś bardzo potrzebuje, to dam i zaliczkę.- No to będzie zabawa! – zaśmiała się Lidka. – Już to widzę!- Sama mówisz, że czasem należy się zabawić.- Bo trzeba! Wiesz coś o tym, prawda?Nie zdążyłem odpowiedzieć. Drzwi się otwarły i do gabinetu weszła jedna z sekretarek, sygnalizując natarczywego gościa. W otwartych drzwiach ujrzałem Bogdana.- Poddajemy się. Pani Renato, niech wejdzie! – zadecydowałem spoglądając na nią i nie ruszając się z miejsca. - Ależ cię chronią, ale chronią! – narzekał, kręcąc głową. – Tomek, czekałem przez prawie pełny kwadrans!- Bogdan… masz telefon? – zapytałem, podnosząc się z fotela. – Nie mogłeś zadzwonić?- Nie chciałem ci przeszkadzać – tłumaczył. – Bardzo uprzejma pani wyjaśniła mi, że właśnie masz naradę i koniec!- Na drugi raz będziesz wiedział.- To może ja nie będę państwu przeszkadzała… – Kinga wstała z fotela.- Nie! – zawołałem. – Pani Kingo, proszę pozostać!- Panie ministrze… ja muszę!- W porządku. Proszę przy okazji sprawdzić postępy zespołu i stan dzisiejszych, tych odwołanych zadań, a potem panią poproszę tutaj.- Tak, oczywiście!- Dziękuję! - Ładne dziewczyny zatrudniasz – zauważył Bogdan, kiedy Kinga wyszła.- Wszystkie młode wyglądają ładnie.- Nie widziałeś reszty! – roześmiała się Lidka. – Esteta z tego naszego Tomka! W domu ma piękność, dlatego i w pracy nie toleruje byle czego.- Przestań! – zaoponowałem. – Kingę poleciła mi Dorotka, sama chyba pamiętasz ją z Arłamowa.- Pewnie, że pamiętam. Ale skoro jej nie ma, wykorzystajmy czas na twoje sprawy. Po co ją tu trzymałeś przy takiej rozmowie?- Lidka… Ona będzie pracowała razem ze mną, jeśli jeszcze będę. Jeśli mnie nie będzie, to i tak nie ma żadnego znaczenia, prawda?- Prawda… - Nie wiem na czym to polega, ale mam wrażenie, że wciąż jest bardziej wykonawczynią poleceń Dorotki, a nie moich. Owszem, jest bardzo sprawna, inteligentna, ma wiedzę i potrafi z niej korzystać. Tylko czuję się przy niej nieco tak, jak z Anką Kordonek. Miła, fajna, ale gdyby tylko Dorotka warknęła, to sprzedałaby mnie bez chwili wahania!- Pieprzysz teraz! – Lidka zaprotestowała. – Dorka nie ma czasu na takie głupstwa.- Ależ oczywiście! Ja się z tym zgadzam. To nie Dorotka nimi zarządza, tylko one same jakoś tak to wszystko rozumieją. Jak wyznawczynie guru! Wierne jej i tylko jej, do końca! Tak jakoś je wychowała, że amen! Kinga dostała polecenie, że ma się mi podporządkować, więc to czyni. I dobrze to robi! Wciąż jednak mam wrażenie, że gdyby Dorotka do niej zadzwoniła i powiedziała „koniec!”, Kinga nie wykonałaby już żadnego mojego polecenia.- To czemu się jej nie pozbędziesz? – zapytał Bogdan.- A po co? Doskonale wywiązuje się z obowiązków i dopóki z Dorotką nie walczę, a nie mam takiego zamiaru, w resorcie mam spokój. Po co mam to zmieniać?- W sumie masz rację – przyznał. - Jak w „Samych swoich” – skomentowała Lidka. – Wróg, ale swój!- Żebyś wiedziała. Dlatego też nie wypędzałem jej, bo chcę, żeby znała nasze ustalenia. Ona mi w niczym nie zaszkodzi, może natomiast uciszyć głupie gadki wśród ludzi. I o to mi w tym wszystkim chodziło.- No… nie wiem – Lidka kręciła głową. – Jeśli ludzie utożsamiają ją z twoją osobą, to nie będzie dla nich wiarygodna.- Ludzi mam w cholerze! Dla mnie ważny jest ten zespół, który widziałaś. Oni mają mi ufać w pełni i robić wszystko co im zlecam. Bez zadawania zbędnych pytań i z przekonaniem, że tak trzeba. Natomiast ona nimi kieruje i organizuje technicznie ich pracę.- To akuratnie może ci się udać.- Tomek, zostawmy poboczne sprawy, bo nie mam czasu – przerwał nam Bogdan. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 21.10.2021 18:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Października 2021 - W porządku. Z czym przychodzicie? Bogdan, może ty najpierw, skoro się spieszysz?- Chętnie. Słuchaj! Sprawy wyglądają dość ciekawie. Wczoraj wezwałem na dziś w trybie awaryjnym dyrektora okręgowego i okazuje się, że on również ma już dość pana prokuratora. Właściwie to tylko czekał na jakiś sygnał, że ktoś mu się chce dobrać do dupy. Ma mnóstwo materiału do wykorzystania, gromadził go przez parę lat i jest gotów zeznawać.- Jakie to materiały? W tym momencie drzwi się otwarły i zajrzała Kinga.- Wejdź, proszę i o niczym nie melduj! – powiedziałem, wskazując fotel.- Dziękuję! – podeszła i zajęła miejsce.- Kontynuuj! – poprosiłem Bogdana.- Oświadczenia leśniczych o zaborze mienia, czyli nielegalnego pozyskiwania drewna. Ujęcia z foto pułapek. Bardzo ważne, gdyż przedstawiają człowieka z bronią myśliwską w rękach, no i na nich jest data oraz godzina. Notatki o rozmowach z tubylcami, jakie przeprowadzali jego podwładni. Dużo tego jest! Nie wszystkie świadczą o naruszeniu prawa, ale są dokumentem świadczącym o zainteresowaniach. Potwierdzają, że Rymsza był wtedy w danej okolicy. Co tam robił, na to nie zawsze są dowody, ale obraz wyłania się z nich jednoznaczny. - Nie pytałeś go w razie czy ma sam jakieś powiązania z inspekcją pracy?- Nie. A dlaczego?- Z informacji jakie dostaliśmy od Dedejki wynika, że to nie on, ale jego syn ma poważne problemy z pracownikami…- Nie tak. Tomek, nie tak! – przerwała mi Lidka. – To pracownicy mają z nim problem, on zaś się tym nie przejmuje, mając ochronę tatusia. Jednak w materiałach inspekcji pracy winny być skargi na synalka, władającego wieloma małymi firmami. Żadne z dochodzeń nie zostało na razie zakończone, wszystko się ciągnie niczym marynata maślaków z cebulą. - No dobrze, a ty co masz nowego?- Niewiele. Posłowie nazywają się Ireneusz Staniszek, Michał Podraga oraz Janusz Kotlak.- Pani Kingo, proszę zanotować!- Wszyscy z twardej opozycji. Na pierwszą zapowiedzieli konferencję prasową w Sejmie, czyli twoje uprzedzenia albo do nich nie dotarły, albo je zlekceważyli.- Trudno. Mam nadzieję, że redaktorzy prezesa też się na niej pojawią i zadadzą im kilka pytań. Dość trudnych dla nich.- Nie wybierasz się na nią? – zaśmiał się Bogdan.- Daj spokój! Anka obdarzyła mnie dzisiaj obowiązkiem występu w telewizji, mam ją zastąpić w programie gospodarczym po siedemnastej. Ciekawe, czy postawią mi pytania z tym związane.- Możesz się tego spodziewać i lepiej, żebyś się przygotował.- Jestem gotowy od wczoraj! – zaśmiałem się. – Anka wywinęła woltę, nie chciała pewnie tłumaczyć się za mnie i nic w tym dziwnego. Rozumiem ją.- A ja nie bardzo – zauważyła Lidka. - Daj jej spokój! – skontrowałem. – Teraz nie pora to roztrząsać, ale ja nie mam do niej pretensji. Co jeszcze?- Panie ministrze! Dotarła do nas poufna i niepewna wiadomość, że ta konferencja została jednak odwołana – oznajmiła nagle Kinga.- Skąd taka informacja? – zdziwiła się Lidka.- Nie potrafię tego określić – rozłożyła ręce. – Cezary, który z polecenia szefa utrzymuje różne kontakty, dostał taki przeciek, ale i on za niego nie ręczy. - Chwila! – zdecydowała Lidka, po czym wstała i odeszła na bok, wyjmując telefon. - Prawie jedenasta – zauważył Bogdan, spoglądając na zegarek. – Tomek, ja będę szedł. Na razie wszystko przebiega zgodnie z ustaleniami. Leśniczego wysłaliśmy na kurs, materiały gromadzimy, a w moim narodzie narasta przekonanie, że czas najwyższy już z tym skończyć! Będziemy w kontakcie.- Dzięki! Na balu się zjawiacie, mam nadzieję?- Pewnie, chociaż wiesz… Justynę jest ciężko wyciągnąć z domu.- A jakie kostiumy przybieracie?- Najprostsze! – zaśmiał się. – Ja będę myśliwym, a ona Czerwonym Kapturkiem!- Świetne! – ucieszyłem się. – Pięknie! - No i klapa! – odezwała się Kinga.- Jaka klapa? – Bogdana zamurowało.- Pan minister tak namawiał, że sama pomyślałam o Czerwonym Kapturku… – wyznała ze skrzywioną miną.- Przepraszam, nie wiedziałem! – roześmiał się Bogdan.- Ja się nie gniewam, ale temat spalony. Dobrze, że już teraz o tym usłyszałam.- Coś pani wymyśli – nie miałem zamiaru zajmować się teraz głupstwami. – Poczekaj jeszcze – zwróciłem się do Bogdana. – Niech Lidka skończy rozmowy.Trwało to jeszcze kilka minut. Nagle wyłączyła aparat i powróciła do nas. - Słuchajcie, to ma duże cechy prawdopodobieństwa! – oznajmiła. – Rano, oczywiście, wypłynęły w sejmowych okolicach przecieki informacji, że w weekend nastąpiło wydarzenie, w które jest zamieszany znany człowiek rządowy, chociaż twoje nazwisko nie padło. Podraga chodził wtedy dumny i potęgował zainteresowanie, ale nie zdradzał faktów, odsyłając wszystkich do konferencji prasowej. Teraz natomiast wszystko ucichło. Moja dyżurna asystentka twierdzi, że decyzji jeszcze nie ma, ale coś się zmieniło. Coś wydarzyło, ale co, tego nie wie. Opozycja znów zamknęła się w swoich gabinetach i nikogo do siebie nie dopuszcza. Zaś dziennikarzy jest mnóstwo w kuluarach!- Pewnie i tak wiedzą o co chodzi…- Tak, to oczywiste – potwierdziła. – Filmy są już publiczną tajemnicą. Możesz sobie sprawdzić ile mają odsłon. Po kilkaset tysięcy! - No to pięknie… Pani Kingo! Dwójka asystentów ma jechać do gmachu Sejmu i przysłuchiwać się rozmowom. Przepustki macie wszyscy?- Tak.- Proszę więc wydać takie polecenie. Mogą się kontaktować z asystentami pani poseł i nikim więcej, oprócz nas. Lidka, daj namiary swoim ludziom…- Rozumiem.- No cóż, wóz, albo przewóz. Ale jak mnie Anka wyrzuci z pracy, to cały swój czas poświęcę na to, żeby tego ciula wykończyć! Nie pozwolę żeby ze mną wygrał!- Opanuj się! – westchnęła Lidka. – W nerwach popełnia się błędy, nie zapominaj o tym.- Nie jestem zdenerwowany, nie obawiaj się. - Tak tylko mówisz…- Lidka, ja nie muszę być wiceministrem. Równie dobrze mogę być twoim asystentem, korona mi z głowy nie spadnie. Byłem bezrobotnym, kiedy się poznaliśmy, a jednak ze mną wtedy rozmawiałaś. I na to teraz też liczę!- Bogdan! Weź mu przyłóż do czoła jakąś mokrą szmatę, dobrze? Niby spokojny, a jednak podejrzewam, że zaraz się zagotuje.- Coś jeszcze szykujesz dla mnie?- Ależ skąd! Nie przesadzaj. To co powiedziałam, jest wszystkim o czym wiem. A z tego wynika, że coś się jednak wydarzyło. Jadę tam teraz, dlatego muszę was pożegnać. Nieoczekiwanie drzwi się otwarły i zajrzała pani Renata.- Panie ministrze, przepraszam, szefowa na linii.- Proszę łączyć – podszedłem do biurka i podniosłem słuchawkę.- Halo! – usłyszałem głos Anny.- Tak. Barycki, jestem na linii.- Tomek, jesteś proszony o pilny przyjazd do ministra Domagały.- Rozumiem. Dostosuję się.- To wszystko, czekamy na ciebie.- Będę niezwłocznie!- Do zobaczenia zatem!W słuchawce zapadła cisza, więc ją odłożyłem. - I co? – zapytała Lidka.- Ano… mam jechać na sąd nade mną. Przepraszam, ale muszę was pożegnać. Mam się tam zjawić niezwłocznie, co w rządowym slangu oznacza wezwanie w trybie natychmiastowym. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 22.10.2021 01:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Października 2021 - Panie ministrze, a co z materiałami, które mamy przygotować?- Kinga, dziecko, nie czas ratować róż, kiedy płoną lasy. Zróbcie mi konspekt o tych posłach, których nazwiska wymieniła Lidka, chociaż nie wiem, czy to się jeszcze w ogóle na coś przyda. Być może, po raz ostatni rozmawiasz ze mną w roli szefa. Milcz jednak na razie i nie rozsiewaj plotek. W tym momencie ludzie nie muszą wiedzieć, że jestem na wylocie. Na to zawsze będzie jeszcze czas.- Ja nie chcę, żeby pan odchodził…- Dziękuję, dyrektorko! – podszedłem i objąłem ją poufale. – Cieszę się, że oceniasz mnie dobrze, chociaż niejeden raz nadepnąłem ci na odcisk. Wiem o tym i tym bardziej doceniam twój gest. Jest dla mnie bardzo ważny! Tym niemniej życie jest życiem, należy się pogodzić z jego tokiem.- Nie…- Dobrze, przestańmy! – oderwałem się od niej. – Kinga, jeśli mnie zdymisjonują, to i tak zdążę jeszcze przekazać ci porady dla was, więc teraz nie będę tracił czasu. Idź już do siebie i czekaj końca.- Życzę panu ministrowi powodzenia! – wyciągnęła do mnie dłoń. Uścisnąłem ją, po czym skłoniła głowę i wyszła. - Widziałeś? – Lidka zapytała Bogdana.- Cudo! – roześmiał się. – Jak ty ją wychowałeś? Przecież ci jada z ręki!- Tak… – pokiwałem głową. – Dzisiaj może i je. Nawet z ręki. Pamiętasz z literatury taki tekst? „Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz!”- Myślisz, że się zreflektowała? – zapytała Lidka.- Nie inaczej. Ona pracowała wcześniej w resorcie finansów. Nie pamiętasz ich rozmowy z Dorotką w Arłamowie? Wie co teraz może stracić. Cóż, nie będę miał już na to dużego wpływu, chociaż spróbuję na pożegnanie jakoś ich ustawić. To jest niezła banda, warto ich wspomagać. Mam parę pomysłów, ale nie pora o tym mówić. Muszę jechać. Przepraszam was.- Tomek! – odezwał się Bogdan.- Tak?- Nie ważne jak pracowałeś i jak dyrygowałeś podwładnymi. Ale jeśli w taki sposób żałują twojego odejścia, to masz prawo być z siebie zadowolonym. Jesteś dobrym szefem!- Dzięki, ale musimy już iść. Korytarze gmachu rady ministrów są dość przestronne, znałem je przecież, a jednak dzisiaj poczułem się w tym miejscu jak intruz. Nie spieszyłem się, spowalniałem swój krok, próbując opóźnić to, co nieuchronne. Forma zaproszenia na rozmowę nie pozostawiała mi wielkich złudzeń.Droga do celu, czyli gabinetu ministra Domagały, była niezmiennie pusta. Duży gmach, mnóstwo gabinetów dla różnorakich kierowników, a jednak panowała tu surowa atmosfera pracy. Ciekawe, czy któryś z tutejszych szefów wpadł na taki pomysł jak ja, żeby małą grupkę swoich współpracowników obdarzyć większym zaufaniem, dopuścić ich niemal do poufałości, a w zamian otrzymać oczy i uszy szeroko obejmujące cały resort. Ja dzięki swoim wiedziałem niemal o wszystkim, o wszelkich niebezpieczeństwach, czających się nad nami, o różnych sygnałach, pojawiających się nie tylko w gmachu, ale i w gazetach oraz na portalach netowych… Tak! To były naprawdę moje oczy i uszy! Nie wszystko mogli, to oczywiste, ale dzięki nim wiedziałem o wielu sprawach dużo wcześniej, niż docierało to nawet do Anny. Dlatego byłem zawsze przygotowany do narad i posiedzeń.Teraz jednak zostałem wystawiony niczym na odstrzał. Nikt nie mógł mnie przed niczym uprzedzić. Nawet oni. Sytuacja zmieniała się zbyt dynamicznie. Szedłem więc jak na rzeź… Przystanąłem przed drzwiami sekretariatu naszego wszechwładnego ministra. Wchodziłem tam już wcześniej kilka razy, ale teraz jakoś… jakbym się żegnał z tym widokiem. Cóż, zrobiło mi się naprawdę przykro. Nie byłem niczemu winien, ale czułem, że muszę spić pianę z piwa, które nawarzyliśmy. Mimo wszystko… Nagle drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się umundurowany mężczyzna, jeszcze na korytarzu żegnający się wesoło z sekretarkami.Będąc nieco zdołowanym, usunąłem się jakoś automatycznie na bok, a wtedy on zamknął drzwi, a ujrzawszy mnie schodzącego z drogi, skinął uprzejmie głową w moim kierunku jakby w podziękowaniu. Jednak się nie odezwał, tylko dziarskim krokiem pomaszerował w kierunku schodów, nie oglądając się za siebie. Po chwili zniknął w czeluściach gmachu.Był to generał Leszek Surwicki. Komendant Straży Granicznej. Nie ma na co czekać! – próbowałem podjąć decyzję, wciąż stojąc przed drzwiami. Jeszcze ktoś wyjdzie na korytarz i ujrzy mnie, jak przestępuję z nogi na nogę, niczym cieć przed pokojem kierownika gminnego bałaganu…Mimo prób wewnętrznej mobilizacji, nie dałem rady i na wszelki wypadek poszedłem dalej korytarzem, udając, że czytam tabliczki na ścianie obok każdych drzwi. Jakbym czegoś szukał. Jakbym próbował znaleźć coś, czego nie zgubiłem. W końcu i tak będę zmuszony do zmiany kierunku spaceru i ponownego zatrzymania się przed wejściem do gabinetu ministra, ale na razie miałem chwilę oddechu. To było jednak zdradliwe. Na co czekasz? – rugałem siebie w myślach. – Czy te dwie, pięć, a nawet dziesięć minut może ci w tym pomóc? Nie, nie pomoże… Wreszcie się zdecydowałem. A co, jeśli spadać, to z wysokiego konia! Nie będę wobec nich ani skamlał, ani się przed nikim tłumaczył! Podziękuję za współpracę i to wszystko. Niech sobie radzą teraz sami! Wątpliwości nagle mnie opuściły.Zdecydowanym krokiem podszedłem do najważniejszych teraz drzwi w korytarzu i bez pukania je otwarłem, po czym wszedłem do sekretariatu. Przedstawiłem się paniom na wstępie, miały przecież prawo mnie nie pamiętać. A one, po krótkiej konsultacji z szefem, zezwoliły mi na wejście do gabinetu. Pan Domagała miał trójkę gości. Jednym z nich była Anna, a ponadto, fotele zajmowało jeszcze dwóch panów. Żadnego z nich nie znałem.- Witam bohatera dnia! – odezwał się na mój widok nieco ironicznie, ale wstał i wyciągnął rękę na powitanie. – Proszę bliżej, pani ministrze, proszę! – wydawało mi się, że pokazuje na wolny fotel. - Dzień dobry państwu! Dziękuję panu i kłaniam się wszystkim obecnym! – odparłem, jednocześnie skłaniając głowę. Nie wstali na mój widok, więc nie próbowałem podawać im dłoni. Wróżyło to nie najlepiej. Nagle sytuacja diametralnie się zmieniła. Domagała postanowił mnie zaprezentować i dopiero wtedy przywitałem się z nimi.- Pan Tomasz Barycki, sekretarz stanu w resorcie rozwoju, a to jest pan Michał Jaremko, zastępca prokuratora krajowego, oraz pan inspektor Andrzej Walczyk, dyrektor wydziału dochodzeń wewnętrznych komendy głównej policji. Pana przełożonej pewnie nie muszę przedstawiać?- Zdecydowanie.- Cieszy mnie to. Panie ministrze, proszę usiąść!- Dziękuję! Dziwne, ale mój głos nie drżał, czego obawiałem się na korytarzu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 22.10.2021 16:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Października 2021 - Panie ministrze! – zagaił Domagała. – Pozwoliłem sobie zakłócić panu rytm dnia, gdyż obecni tutaj panowie pilnie chcieli usłyszeć z pańskich ust informacje o waszej sobotniej imprezie. Mam nadzieję, że udzieli im je pan, o co proszę. Bez owijania czegokolwiek w bawełnę, bez upiększania, tak jak było i to wszystko. Dodam jeszcze tylko, że filmy obejrzeliśmy, mamy więc jakiś pogląd na całą sytuację. Czy możemy nie tracić już czasu?- Ależ proszę, jestem gotowy. Chociaż zapewne niewiele będę miał do dodania.- To też będzie jakąś informacją – uśmiechnął się. – Panowie… proszę! - To może ja… – odezwał się prokurator. – Panie ministrze, czy to, co przedstawia znany i panu film, czyli uderzenie pana prokuratora Rymszy przez panią podpułkownik Romaniuk, jest jedynym które wystąpiło? Krótko mówiąc, czy zaistniała jakaś inna sytuacja wskazująca na zastosowanie przez kogokolwiek przemocy fizycznej wobec prokuratora Rymszy?- Nic mi o tym nie wiadomo. Kiedy znalazłem się za stołem prezydialnym, pan Rymsza nie wyglądał na pobitego. Zachowywał się zupełnie przytomnie, chociaż bardzo nagannie w sensie cywilizowanym. A po tym co nastąpiło i co zostało uwiecznione na filmie, byłem obecny aż do odjazdu karetki pogotowia. W tym czasie nikt więcej nie stosował wobec niego przemocy, wyjąwszy oczywiście oblewanie twarzy zimną wodą, aby oprzytomniał. Było też klepanie po policzkach, ale wyłącznie w podobnym celu. Klepało wielu, nie notowałem kto. - Czyli pan nie uderzył go w żadnej chwili? W żadnej sytuacji?- W żadnej, chociaż teraz tego żałuję.- Dlaczego? – spojrzał na mnie zdumiony.- Bo na to zasługiwał! Taką gnidę należało sprać na kwaśne jabłko i kontrolować tylko czy równo puchnie! Usprawiedliwia mnie tutaj jedynie fakt, że wtedy jeszcze o niczym nie wiedziałem. Nie wiedziałem jak się zachowywał wobec pani Agaty, nie wiedziałem jak się zachowa wobec mnie, nie wiedziałem niczego. Zaskoczył mnie, po prostu. - A gdyby pan wiedział, to zastosowałby pan przemoc?- Nie! – skrzywiłem usta. – Nie uznaję bijatyki jako sposobu rozwiązywania sporów. To było wyrażenie retoryczne, podkreślające moje wewnętrzne przekonanie o bardzo nagannym postępowaniu prokuratora. Dlatego w realu brzydziłbym się dotykaniem takiego… pan wybaczy, wewnętrzna cenzura nie pozwala mi na dokładne określenie. Zabrałbym tylko panią Agatę, by nie musiała siedzieć obok takiego monstrum, a potem się trudzić…- Kim dla pana jest pani Romaniuk?- Znajomą. Dzieliliśmy wtedy pokój w hotelu, gdyż obłożenie było takie, iż wyboru nie mieliśmy.- O! Rozumiem, że pan jest żonaty?- Owszem.- A żona o tym wie?- Trudno, aby po czymś takim nie wiedziała. - Rozumiem… Proszę mi jeszcze powiedzieć… Wspomniał pan o jakimś złym zachowaniu pana Rymszy wobec pana. O co chodzi i na czym to złe, według pana, zachowanie polegało?- Na filmie nie słychać naszego dialogu, ale widać reakcje. Pan Rymsza, zupełnie nie wiem dlaczego, uznał mnie wprawdzie za rywala, ale niegroźnego. I początkowo zlekceważył. Potraktował podobnie jak chłopca na swoje posyłki. Zwracał się do mnie per „ty”. Ale kiedy odpłaciłem mu podobną monetą, zareagował błyskawicznie. Jego przewrócenie stołu było odpowiedzią na moje zwrócenie uwagi, żeby przestał obmacywać Agatę i zachowywał się w sposób cywilizowany.- A konkretnie? Jak wyglądał wasz dialog?- Nie pamiętam już, ale skoro mówił do mnie na „ty”, ja również użyłem tej formuły. I o to mu poszło, słowa w tym przypadku są nieistotne. Ja po prostu odmówiłem poddania się jego dyktatowi i to wszystko. Nie spodziewał się takiej reakcji i dlatego stracił panowanie nad sobą. Nie mógł zrozumieć, że ktoś mu się nie podporządkował. - Czyli wcześniej pana nie znał?- Takie mam przekonanie. Prawdopodobnie tak. Ani ja jego nie znałem. Natomiast już po tym wydarzeniu, dowiedziałem się o nim wielu interesujących rzeczy, które są plamą na wizerunku organów władzy sądowniczej i tak samo państwowej. Mam tu na myśli pana wojewodę. Nie pora teraz na szczegóły, ale są to bardzo nieciekawe i złe rzeczy. Ten człowiek nigdy nie powinien być prokuratorem, bo przynosi nam jedynie wstyd! Potem się dziwimy, że społeczeństwo ma takie, a nie inne zdanie o władzach. Powtarzam, jest mi za niego wstyd, po prostu wstyd! Za pana wojewodę również, bo nie reagował na sygnały. Jeszcze dzisiaj powinien zostać pozbawiony swoich funkcji, bo każdy dzień, kiedy prokurator Rymsza będzie promował i ochraniał przestępstwa swojego synalka…- O takie wypowiedzi pana nie prosiłem! – przerwał mi zdecydowanie. - Przepraszam, ale nie potrafię inaczej. To indywiduum próbuje mnie oskarżać o coś, czego nie zrobiłem. I co, ja mam milczeć? Mam stulić gębę jak wszyscy w okręgu, bo pan prokurator tam rządzi? I każdego usadzi, jeśli spróbuje wyjść przed szereg? O nie, szanowny panie prokuratorze! Moi ludzie już gromadzą wiedzę o przestępstwach pana Rymszy, a ja nie dam się zastraszyć! Nawet, jeśli zapłacę za to dymisją! Jeśli pan minister Domagała ma jeszcze jakieś obiekcje, to proszę mi powiedzieć, sam złożę rezygnację, ale na zamiecenie tej sprawy pod dywan zwyczajnie się nie zgadzam! Ten człowiek jest przestępcą!- Co? – odezwał się Domagała. – Ja przestępcą? Nie za daleko pan pojechał? Rozładował całe moje podniecenie.- No nie… panie ministrze… w żadnym wypadku! Miałem na myśli wyłącznie pana Andrzeja Rymszę.- Proszę się więc tak nie zacietrzewiać, bo w ferworze słów różne rzeczy wychodzą.- Przepraszam…- Pan dyrektor ma pytania? – zwrócił się do przedstawiciela policji. - Tak. Panie ministrze, wspomniał pan o swoich ludziach w terenie. Kim oni są?- Profesjonalistami. Byli policjanci.- O! To ciekawe. A kto konkretnie?- Chodzi panu o nazwiska?- Jeśli bym mógł prosić.- No… nie wiem. Do czego to panu potrzebne?- Do tego, że przejmujemy dochodzenie w tej sprawie. I wolałbym, aby nikt się pod nas nie podszywał.- Nie sądzę, żeby taki fakt miał miejsce. To są poważni i odpowiedzialni ludzie.- Proszę więc nie utrudniać nam pracy. - Dobrze. Na przykład pan Zbigniew Rybacki, emerytowany inspektor policji.- O! Nazwisko jest mi znane. Pan pozwoli… – sięgnął do kieszeni i wyciągnął z portfela wizytówkę. – Tu jest mój telefon. Proszę go przekazać panu inspektorowi z prośbą o kontakt. Pilny kontakt!- Dobrze, przekażę.- A tak na marginesie… skąd ta znajomość? Też tajemnica?- Żadna. Pan Zbigniew pracuje w banku, którym kieruje moja żona.- Znaczy… został oddelegowany do tego zadania?- No… tak. Właściwie tak to można nazwać. Pan mi się dziwi?- Nie, niekoniecznie. To wszystko z mojej strony. Proszę jedynie o przekazanie prośby o pilne skontaktowanie się pana inspektora ze mną.- Zrobię to niezwłocznie. - Pan prokurator? – Domagała spojrzał na Jaremkę. – Jeszcze coś?- Nie, ja panu ministrowi już dziękuję.- A może pani premier? – zwrócił się w stronę Anny. Wtedy zesztywniałem.- Pani premier??? – odnotowałem w myślach. O, kurwa! Co tu się dzisiaj wydarzyło? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 23.10.2021 04:04 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Października 2021 - Nie prosiłam cię o wybieganie przed szereg! – skarciła go.- Prawda, ale to tak ładnie brzmi! – roześmiał się. – Pani Aniu, przecież jutro i tak wszyscy będą o tym wiedzieli.- To będzie jutro. A dzisiaj nie mam pytań. Mam swój pogląd na tę sprawę, znam jej przebieg chyba najlepiej ze wszystkich panów i nie mam żadnych zastrzeżeń odnośnie zachowania się pana ministra Baryckiego. Nie użył żadnej przemocy wobec pana Rymszy. Na odwrót, próbował go cucić i reanimować, więc mówienie o jakichkolwiek konsekwencjach jest delikatnie mówiąc niepoważne. Tomek, chciałam ci ponadto oznajmić, że przed tobą rozmawialiśmy z komendantem Straży Granicznej, który po zapoznaniu się z wszystkimi materiałami, odmówił wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec pani Agaty Romaniuk, uznając, że nie miały związku ze służbą. Jeśli pan prokurator Rymsza czuje się przez nią skrzywdzony, pozostaje mu ścieżka cywilna. Na tym chyba zakończymy dzisiaj ten temat. Panowie? Czy ktoś ma coś do dodania? - Ja! – zgłosił się prokurator Jaremko. – Panie ministrze, nasza rozmowa przebiegała w trybie poufnym. Proszę tego faktu nie rozpowszechniać.- Zgłaszam podobne zastrzeżenie – odezwał się dyrektor Walczyk. – Oczywiście, nie dotyczy to przekazania mojego numeru telefonu panu Rybackiemu.- Ja natomiast, zupełnie się z panami zgadzając – uśmiechnął się Domagała – i również zastrzegając poufność, zdradzę panu Tomaszowi, że jutro, przed posiedzeniem rządu, pani minister Anna Lechowicz zostanie przyjęta przez pana prezydenta i odbierze nominację na funkcję wiceprezesa rady ministrów. Pani premier, już teraz składam pani gratulacje!- Dzisiaj takowych nie przyjmuję. Tomek, jesteś zaproszony do pałacu prezydenta na jutro, na godzinę ósmą. Mam nadzieję, że się pojawisz.- Ło matko… Będę! Aniu… przepraszam, pani premier… Będę na pewno! Nawet gdybym miał nie spać przez całą noc!Roześmieli się. - Lepiej się wyśpij – Anna zachowywała powagę. – Nic cię nie zwalnia od wypełniania codziennych obowiązków.- To już pół biedy – westchnąłem. – Jeśli nie będę musiał zajmować się głupstwami, będzie mi o wiele łatwiej.- Niech pan ich nie prowokuje – doradził mi wesoło Domagała. – Wszystkim nam będzie wtedy łatwiej.- Cieszy mnie twój optymizm, bo rzeczywiście, łatwo miał nie będziesz – odezwała się jeszcze Anna. – I bądź uprzejmy poczekać na mnie w sekretariacie. Mamy jeszcze jedną sprawę do omówienia. Nie wiedziałem, czy oni mają tę sprawę, czy ma omawiać jeszcze coś ze mną, ale jedno zrozumiałem. Mam się już wynosić. Podziękowałem więc wszystkim skinieniem głowy, dyplomatycznie pożegnałem się prostym „do zobaczenia” i opuściłem gabinet.Na szczęście w sekretariacie były krzesła. Widocznie oczekiwanie na przyjęcie przez Domagałę nie było tu wyjątkiem. Długo nie czekałem. Po kilku minutach drzwi się otwarły i ujrzałem Annę, a po niej wyszli pozostali uczestnicy narady. Prokurator wraz z dyrektorem pożegnali się wtedy z nimi, przy okazji również mnie ściskając dłoń i takim sposobem zostaliśmy we trójkę.- Zapraszam więc! – oznajmił tajemniczo Domagała otwierając drzwi na korytarz i gestem ręki zachęcając do opuszczenia sekretariatu. Nie rozumiałem niczego, ale skoro Anna wyszła, podreptałem za nią. Domagała dołączył do nas na korytarzu.Podeszliśmy do windy, po czym wyjechaliśmy dwa piętra wyżej, przez cały czas milcząc. Anna chyba znała cel i sens naszej wędrówki, gdyż zachowywała pewność siebie, jakby tę drogę już znała. Po chwili zatrzymała się przed drzwiami, przy których nie było żadnej tabliczki, żadnej informacji.- Proszę! – Domagała nacisnął klamkę i pchnął skrzydło, po czym uprzejmym gestem gospodarza zaprosił do wejścia najpierw Annę, a potem również mnie.- Dzień dobry paniom! – usłyszałem głos Anny i automatycznie, zanim jeszcze wzrok cokolwiek zarejestrował, powtórzyłem to powitanie, jednocześnie wybałuszając oczy. Był to elegancki sekretariat, a jedną z pań w nim obecnych była dobrze mi znana Anny sekretarka, pani Łucja. Drugiej natomiast nie znałem.- Dzień dobry pani, dzień doby panom! – Łucja zadowolona z wrażenia jakie na mnie zrobiła, powstała z miejsca. – Jesteśmy gotowe! – zameldowała Annie.- Bardzo mnie to cieszy, pani Łucjo. Można tam już wejść?- Ależ oczywiście, pani Aniu! Pani premier! – poprawił się Domagała, naciskając klamkę drzwi do gabinetu i zapraszając ją szerokim gestem ręki, połączonym z ukłonem. Gdyby trzymał w dłoni kapelusz z piórami, niewątpliwie zmiótłby nieistniejące pyłki z jej drogi.- Dziękuję ci – Anna miała świetny nastrój, jego gesty wyraźnie ją bawiły.Minister również mnie zachęcił do wejścia, po czym wszedł za nami i zamknął drzwi.- Pani premier, starałem się aby wszystko było według pani życzeń – oznajmił nagle.Anna stała milcząc, jedynie wzrok przenosiła na poszczególne części pomieszczenia Było co oglądać. Gabinet miał chyba jakieś sześćdziesiąt metrów kwadratowych, a może i więcej. Z prawej strony, bliższej okien, stało duże, wyglądające jakby wykonane z litego drewna biurko, wyposażone w dość skromny zestaw urzędniczych atrybutów. Prezentowało się bardzo solidnie, a skromny, chociaż duży monitor, towarzyszący mu na blacie z lewej strony wraz z wyglądającym na staroświecki aparatem telefonicznym, nie psuły tego wrażenia. Za biurkiem pysznił się skórzany, biurowy fotel, zaś skromniejsze krzesło dla rozmówcy znajdowało się nieco z boku. W każdej chwili można je było przesunąć. Z lewej natomiast strony, wzdłuż ściany stały dwa wielkie fotele, a pomiędzy nimi niewielki stolik. Poza tym, było tu niewiele sprzętu. Aha, była jeszcze szafa, albo prawdziwa, albo stylizowana na dawny mebel, komponująca się wzorniczo z biurkiem i stolikiem z fotelami. Reszta, to tylko kilka kwiatów, jakieś palmy i inne okazy flory, nigdy nie byłem w stanie zapamiętać ich nazw, oraz kilka obrazów na ścianach. Więcej nie było nic, albo to co było, nie rzucało się w oczy. Było gdzieś schowane. - Jak ci się podoba wystrój? – zapytała Anna.- Bardzo ładny – pochwaliłem. – Robi wrażenie stabilności i kontynuacji, bez odrzucania postępu i nowości. To ma być dla ciebie? – domyśliłem się wreszcie.- Zgadłeś, to ma być mój nowy gabinet – potwierdziła. – Jurek, poproś o trzy kawy. Musimy spokojnie porozmawiać.- Nic z tego – roześmiał się. – Przyzwyczajaj się, że od jutra ty będziesz tutaj rządziła. Ja już swoje zrobiłem. Starałem się sprostać twoim sugestiom i wymaganiom tak jak potrafiłem, a teraz możesz mnie już tylko oceniać. Zrobiłem to co mogłem i tak jak rozumiałem. Dzisiaj zostawię ci jeszcze instrukcje do wprowadzania kodów i od jutra będę tu przychodził wyłącznie na zaproszenie. Musisz sobie sama radzić!- To mi pokaż przynajmniej, jak się obsługuje panel łączności.- On działa tak samo, chociaż jest zminiaturyzowany. Wszystko masz w zasięgu lewej ręki.- Dobrze, poradzę sobie! – Anna się zirytowała. Przez chwilę wpatrywała się w pulpit poniżej lewej krawędzi blatu biurka, a potem zdecydowanym ruchem nacisnęła jakiś przycisk. - Tak, pani minister? – usłyszałem gromki głos pani Łucji.- Próba mikrofonu, proszę coś mówić – Anna zaczęła manipulacje na pulpicie. Po chwili głos Łucji znacznie się uciszył.- Wystarczy. Pani Łucjo, poproszę trzy kawy.- Są gotowe, czy już podać?- Tak, proszę! – Anna jeszcze chwilę spoglądała na pulpit, a potem zdecydowanym ruchem nacisnęła jakiś przycisk. Lekki szum głośnika zamilkł.- Aniu, przywykniesz po paru dniach – bagatelizował Domagała.- Wiem, nie przejmuj się. Zrób jeszcze tylko moim dziewczynom wykaz numerów służb technicznych w tym gmachu, bo nie lubię niespodzianek.- Mają, wszystko już mają! – zapewnił. – Pani Gabriela ma tu spore doświadczenie, wie jak, gdzie, co i kogo szukać. Mam nadzieję, że będziesz z niej zadowolona.- Oby. To co, usiądziemy?- Ty rządzisz! – Domagała rozłożył dłonie w bezradnym geście. Pani Łucja wniosła kawę i rozstawiła wszystko na stoliku.- No tak, ale tu mamy jedynie dwa fotele…- Mnie wystarczy krzesło – rzucił się Domagała i sam go przytargał do stolika. – Proszę! – gestem ręki zachęcił mnie do zajęcia miejsca w fotelu. – Ja jestem teraz najmniej ważny, chociaż nie dam się jeszcze wyrzucić z gabinetu.- Znaczy… chce pan wysłuchać jak mnie szefowa ruga? – zapytałem naiwnie.- No… nie tylko – odparł z dwuznaczną miną. – Pani Aniu, to co, zaczynamy?- Tak! – Anna poprawiła się w fotelu. – Tomek ma jeszcze dzisiaj telewizyjny występ i musi się przygotować, nie traćmy więc czasu. Szczera radość z awansu Anny przeszła mi niemal tak samo szybko jak się pojawiła. Słowa, które zaczęły padać, jeżyły mi włosy na głowie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 23.10.2021 15:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Października 2021 - Panie Tomaszu! – zagaił Domagała. – Chciałem panu przedstawić sytuację formalną, która jutro stanie się rzeczywistością. Oczywiście, wszelkie informacje które teraz pan usłyszy, są i pozostają wciąż poufne. Niech więc panu do głowy nie przyjdzie pisnąć coś o tym podczas telewizyjnego występu! To samo dotyczy rozmów z kimkolwiek, również w resorcie. Ujawnienie czegokolwiek mogłoby zostać uznane za ciężkie naruszenie tajemnicy służbowej, ze wszystkimi tegoż konsekwencjami. Proszę się nie krzywić, musiałem o tym pana uprzedzić, taka formalność jest obowiązkowa. Czy pan to zrozumiał?- Tak, oczywiście. - Możemy więc przejść do meritum. Otóż jutro, oprócz znanej już panu uroczystości w pałacu prezydenckim, pani wicepremier Anna Lechowicz zostanie oficjalnie mianowana przez premiera przewodniczącą Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, po czym już formalnie przejmie kierownictwo tego gremium. Mało tego, będą inne zmiany organizacyjne, ale o tym może już sama powiesz…- Dobrze – westchnęła.- Gratuluję! – spojrzałem na nią z dumą. – Zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowa!- Dziękuję – odparła, kiwając jakoś melancholijnie głową. – Kiedyś przypomnę ci te słowa, ale nie w tej chwili. Teraz skupmy się nad dniem dzisiejszym. Otóż posłuchaj! Zmiany będą dotyczyły podporządkowania kilku bardzo ważnych urzędów, z Instytutem Planowania i Badań Strategicznych na czele. Podobne agendy rządowe również przejmujemy pod nasze skrzydła. Do tego, oczywiście, niezbędna będzie ustawa sejmowa, ale klamka zapadła. Resort, oprócz zadań bieżących, ma przejąć nadzór nad całościową strategią rozwoju państwa i temu zadaniu musimy sprostać. Wszyscy! Jak ci się to podoba? - Nie wiem! – uśmiechnąłem się niepewnie. – Ostatnio jakoś nowiny spadają na mnie zbyt gwałtownie, nie mam czasu na głębsze analizy…- I nie będzie go pan miał w nadmiarze! – dołożył Domagała. – Panie Tomaszu! Pani premier pozwoli… – spojrzał na Annę, a ta skinęła głową.- Porozmawiajmy po męsku, po co owijać wszystko w bawełnę.- Jestem za – odpowiedziałem niepewnie.Nie miałem wyjścia. Coś tu przestawało mi się podobać. - A zatem kawa na ławę. Konsultowaliśmy te zmiany ze specjalistami przez długi czas, zlecaliśmy analizy i wyszło z tego to co wyszło. Politycznie te zmiany są już zaklepane. Wasz resort staje na ich czele i będzie w całości odpowiadał za gospodarcze dziś i jutro w naszym kraju. Sprawy legislacyjne za kilka dni znajdą się u marszałka sejmu, pozostały nam tylko kwestie osobowe.- Nic z tego nie rozumiem – przerwałem mu, niepewnie.- Za chwilę pan zrozumie – odpowiedział niewzruszony.- Może ja? – wtrąciła Anna.- Proszę!- Tomek…- Chcesz mnie zwolnić? – wpadłem jej w słowo. - Głupi! – roześmiała się swobodnie, tak jak dawniej, po czym spojrzała mi w oczy. – Gdybym chciała cię zwolnić, to nie spędziłbyś w tym gabinecie ani minuty dłużej!- Więc po co te podchody?- Może jednak ja panu to wyjaśnię? – ponownie zadeklarował Domagała.- Dobrze. Zamieniam się w słuch.- Panie Tomaszu, tak jak wspomniałem, kawa na ławę. Nie będę ukrywał, że ta rozmowa jest i dla mnie trudna. Otóż chodzi o to, że pani Anna, stając na czele strategicznej struktury państwowej, nie może tracić czasu na zajmowanie się bieżącym funkcjonowaniem resortu rozwoju. To jest fizycznie niemożliwe! Jednocześnie, nie może być wicepremierem bez teki, bo takie formy awansu bywały jedynie za dawnych, komunistycznych czasów. W systemie europejskim, teraz, byłaby w takiej sytuacji nikim, a na to nie możemy sobie pozwolić.- Rozumiem, ale co ja mam z tym wspólnego? - Tomek! – Anna wreszcie się zdecydowała. – Chodzi nam o to, abyś przejął rzeczywiste i faktyczne kierowanie resortem, ale jednocześnie nie zgłaszał pretensji do formalnego awansowania ciebie na stanowisko czy też urząd ministra. Rozumiesz teraz?- Nie do końca…- Słuchaj! Ja wiem, że nie będę miała czasu na zajmowanie się tym wszystkim, czym się zajmowałam. I nie chcę tego udawać. Ktoś musi to przejąć, a ja do tej roli wybrałam ciebie.- I tak się zawsze tym zajmowałem w twoim zastępstwie.- Ale teraz będziesz wiedział, że sam za wszystko odpowiadasz, a ja nie będę ci się na bieżąco wtrącała. Różnica jednak będzie, bo ty oficjalnie nie będziesz nosił miana pełnego ministra, czujesz tę różnicę? Zrobiło mi się ciepło. Po plecach pewnie zaraz pobiegną strużki potu.- Naprawdę nie możesz?- Tak czy inaczej, nominalnie będziesz mi podlegał – uśmiechnęła się. – Zresztą, nad ministrem konstytucyjnym również pełniłabym oficjalny nadzór. A teraz formalnie zachowam także tytuł i nawet swój gabinet w resorcie.- Nie chcę zostać sam!- Panie Tomaszu! – wtrącił Domagała. – Nie tylko ta kwestia o tym decyduje. Chciałbym panu wyjaśnić, że mianowanie pana ministrem byłoby sprzeczne z porozumieniem koalicji. Pan nie należy do naszej partii i pański formalny awans wzbudziłby sprzeciw naszych partyjnych skrzydeł. Wszyscy wiemy jak co niektórym baronom pan nabruździł, więc próby zaognienia sytuacji nikomu nie wyszłyby teraz na zdrowie. - Co ja wam złego zrobiłem? – załkałem, zrozumiawszy wreszcie czego ode mnie chcą.- Mówiłam ci! – Anka uśmiechnęła się do Domagały, ten jednak to zignorował.- Co ma pan na myśli?- A pan to niby nie wie, że ja mam dzieci? Małoletnie! W takim okresie życia, że ojciec jest im potrzebny. Co ja mam im teraz w domu powiedzieć?- Teraz to ja nie bardzo pana rozumiem…- Więc niech pan wie, że od dawna próbuję się wyrwać do domu po normalnych godzinach pracy i wciąż mi to nie wychodzi. A teraz jeszcze coś nowego?- Mówiłam ci! – powtórzyła Anna. - O czym mowa?- Jurek obawiał się, że ambicjonalnie nie przyjmiesz takiej sytuacji.- Jakiej niby?- Że będziesz odpowiadał za resort bez formalnego mianowania cię ministrem.- A do czego mi potrzebne te wasze zaszczyty? – skrzywiłem się. – Przyjąłem fotel sekretarza stanu bo ty mi to zaproponowałaś i zrobiłem to niemal wyłącznie dlatego! Bo cenię ciebie i szanuję. A mimo różnych prywatnych złośliwości, którymi cię czasami obdarzam, w tematach służbowych nie pozwalałem sobie na odstępstwa i starałem się być zawsze lojalnym podwładnym. Chyba nie możesz mi zarzucić lekceważenia swoich obowiązków? - Przecież niczego ci nie zarzucam. Na odwrót! Uważam cię za najlepszego kandydata na schedę po mnie. Bo taka jest prawda! Taka będzie jutrzejsza rzeczywistość! Tylko formalnie zachowam miano ministra, natomiast w rzeczywistości to ty będziesz sprawował tę funkcję. Tylko nie możemy o tym bardzo głośno mówić. Na posiedzeniach rady ministrów będziesz traktowany jak pełnoprawny szef resortu, chociaż bez ministerialnego tytułu, ale reprezentowanie kraju w Brukseli pozostanie moją domeną. I chyba tylko to.- Guzik mi z tego – westchnąłem. – Obiecywałem dzieciom, że to się niedługo skończy…- Panie Tomaszu! – wtrącił Domagała. – Więc jak? Zgadza się pan na taki układ?- To znaczy? Na jaki? - Będzie pan kierował resortem z prawami ministra, a jednocześnie nie będzie pan nosił tej zaszczytnej nazwy. I nie będzie pan zgłaszał pretensji do mianowania pana nim formalnie.Westchnąłem. Byłem osaczony.- Dopóki Ania będzie formalnym szefem resortu, to się zgadzam. Jeśli jej nie będzie, to i moja zgoda się kończy. Z nikim innym na taki układ się nie godzę.- Ja postawiłam podobny warunek – uśmiechnęła się do mnie. – Też nie chciałam tu nikogo innego. Chciałabym, żebyś o tym wiedział.- Super! – zawołał Domagała. – Powinniśmy teraz wypić szampana.- Panie ministrze…- Tak?- A co z tematem… myśliwskim? - Niech pan o tym zapomni! – machnął rękami lekceważąco. – To już nie pana problem.- Tomek… – odezwała się Anna.- Tak?- Twój awans jakoś mi się kojarzy z kolacją…Domagała roześmiał się na głos, spoglądając na mnie wyczekująco. Oho, chyba temat kolacyjny nie był już naszą małą tajemnicą. Anna musiała się im pochwalić, jak mnie podeszła poprzednio. - Aniu… z radością! – odpowiedziałem. – Ale nie dzisiaj, proszę!- Oczywiście, że nie dzisiaj. Nie zapomnij tylko, że czekam na zaproszenie,- Z wielką chęcią i przyjemnością. Dajcie mi jednak odsapnąć. - Za chwilę – Domagała nie odpuszczał. – Panie Tomaszu! Tak właściwie… jeśli nie ma pan nic przeciwko, to… Ja mam na imię Jurek! – wyciągnął do mnie prawicę.- A ja Tomek! – uścisnęliśmy sobie dłonie. – Ale mnie dzisiaj zamotaliście!- Tomek! – odezwał się poważnym tonem. – Wszystko wszystkim, nie zapomnij jednak, że te sprawy pozostają poufne. Uczulam cię, bo jesteś teraz zmęczony. Nie zapomnij się jednak!- Spróbuję. Ja was przepraszam, ale jeśli to jest wszystko, pozwólcie, że już pójdę. Muszę zebrać myśli przed telewizją.- Tak, to już wszystko na dziś. Jutro dostaniesz wszystkie kody ministerialne, zostaniesz objęty całą procedurą i… powodzenia! – wstał, wyciągając rękę. – Masz tu swój wóz czy przyjechałeś resortowym?- Służbowe. Mojego nie chcą wpuszczać na parking.- Załatwimy to. - Do jutra więc. Ósma rano! – Anna wyciągnęła rękę. – Teraz rozumiesz, dlaczego nie mogę pokazać się dzisiaj w telewizji. Mogliby mi później zarzucać, że kłamałam. A do tego nie mogę dopuścić. Poza tym, skoro masz być faktycznym szefem resortu… to któż jest osobą bardziej kompetentną do reprezentowania ministerstwa? Przecież ty! – śmiała się.Nie podzielałem jej wesołości.- A ja muszę… wciąż muszę… – westchnąłem. – Bywajcie! Nie mam sił…- Powodzenia! I do jutra. Do zobaczenia!- Tomek, poczekaj! – zawołał Domagała.- Tak?- Odwróć się, dam ci kopa na pożegnanie. Na szczęście! Telewizyjny wywiad przeszedł niespodziewanie dla mnie wyjątkowo gładko. Nie znaczy to wcale, że w jego trakcie nie było rozbieżności i wymiany zdań, ale moje wyjaśnienia były według mnie bardzo logiczne i wszystko miało ręce oraz nogi. Tym niemniej, po wyłączeniu kamer mocno odetchnąłem z ulgą. Przedwcześnie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wykrot 24.10.2021 04:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Października 2021 Zaraz po wyjściu ze studia, kiedy jeszcze dziękowaliśmy sobie wzajemnie z redaktorem prowadzącym, podszedł do nas jakiś gość.- Cieszy mnie bardzo goszczenie pana ministra w naszych skromnych progach! – przymilał się. – Nazywam się Robert Jasiński i jestem dyrektorem pierwszego programu.- Jestem zaszczycony! – zmałpowałem jego ton, wyciągając jednocześnie rękę. – Tomasz Barycki, bardzo mi miło poznać pana dyrektora!- Dziękuję! Panie ministrze, czy zechciałby pan poświęcić nam jeszcze kilka minut ze swojego czasu? Bardzo proszę!- Nie ma problemu. Słucham pana!- Raczej nie tutaj, zapraszam do swojego gabinetu.- W takim razie za chwilę. Przepraszam, ale muszę się poddać zabiegom kosmetycznym.- Oczywiście, rozumiem. - Jestem nareszcie po dzisiejszych obowiązkach – oznajmiłem wzdychając z ulgą, kiedy usiedliśmy w fotelach.- Panie ministrze… chyba pana zaskoczę, ale mam do pana prośbę raczej nietypową.- O! To ciekawe! – roześmiałem się. – Wie pan co? Dzisiaj mam dzień niespodzianek. Cały dzień zwariowany od początku do końca, jak widzę. Może i to przełknę?- Trochę o tym wiemy – roześmiał się. – Pewnie czekał pan na konferencję prasową, która się w końcu nie odbyła?- Tak naprawdę, to chyba byłoby dla mnie lepiej, żeby się odbyła – zauważyłem. - Niekoniecznie – odparł sceptycznie. – Każde kłamstwo puszczone w eter zaczyna kiedyś żyć własnym życiem, a wtedy walka z nim jest o wiele trudniejsza. Po obejrzeniu filmików w necie zabroniłem emisji informacji o tym sobotnim wydarzeniu, co później okazało się decyzją absolutnie słuszną. Posłowie odwołali konferencję, wycofując się rakiem ze swoich buńczucznych wypowiedzi, no i finisz! Jak byśmy wyglądali podając wcześniej w serwisie taką informację?- Przyznam, że nie wiem – poddałem się. – Nie znam telewizyjnej kuchni, nigdy nie zajmowała mnie ta tematyka. Nie próbuję więc walczyć ze swoim telewizyjnym wizerunkiem.- I to jest duży błąd! – zauważył. – Ja pana absolutnie nie chciałbym urazić, ale proszę zapytać swoich doradców, swoich współpracowników…- Mówi pan, że tę dziedzinę zaniedbuję?- Przepraszam, że powiem to otwarcie, ale zdecydowanie tak.- Trudno! Z fachowcami nie mam zwyczaju polemizować. I nie obrażam się za krytykę. A teraz słucham, zapowiadał pan coś nietypowego. - Tak… Panie ministrze! Nasi reporterzy mają dość dobre rozeznanie i tak przy okazji wyniuchali… Przepraszam za to słowo, ale ono dobrze oddaje rzeczywistość – uśmiechnął się, ale nawet nie próbował udawać niepewności.- Proszę kontynuować! – rzuciłem oschle, chociaż zacząłem się jeżyć.- Krótko mówiąc – streścił dalszą wypowiedź – podobno jest pan importerem do Polski służbowego pojazdu genseka Gorbaczowa. Czy może pan to potwierdzić?- Chyba pan żartuje? – osłabłem nagle. Całe napięcie mnie opuściło. – Czy telewizja nie ma już ważniejszych spraw na głowie, że się zajmuje moimi samochodami?- Znaczy się… pan nie zaprzecza? - Panie dyrektorze… O co panu chodzi? Może mi pan to jasno powiedzieć?- Tak, oczywiście. Chciałbym pana prosić o zgodę na wykorzystanie tego pańskiego samochodu do nagrania audycji o tym modelu. Program typowo motoryzacyjny, w ramach cyklu który od dawna prowadzimy. Jeśli pan sobie tego zażyczy, to przekażę panu płytę z… powiedzmy, dziesięcioma ostatnimi emisjami. Prezentujemy w nim zarówno pojazdy dawne, jak i współczesne, warte aby o nich wspomnieć. To jest główny cel tego cyklu. Typowy, motoryzacyjny program dla koneserów.- Wie pan co? Owszem, kupiłem to auto, ale na razie nie mam do niego dostępu. Nadal pozostaje pod władaniem Urzędu Celnego i nawet nie bardzo mogę go zobaczyć. Czyli cała nasza rozmowa jest przedwczesna. - Wiem, rozumiem, tylko… widzi pan…- Nie bardzo widzę.- Panie ministrze… Dziennikarze motoryzacyjni żyją niemal w symbiozie z wszelkimi rzeczoznawcami oraz innymi znawcami tematu. To jest ich chleb powszedni. Oni wiedzą w tym temacie więcej niż ja, niż pan, czy ktokolwiek inny spoza branży.- To chyba oczywiste. I co w tym temacie twierdzą?- Pana wóz przeszedł pomyślnie całą, skomplikowaną operację, prowadzącą do skutku. Do uznania pojazdu w zasadzie nieznanego, za zabytkowy. Do prawnego uznania! Dlatego też, oprócz zaprezentowania pojazdu, jego technicznych rozwiązań i użytkowych zalet, mamy też zamiar przedstawić całą, urzędową drogę prawną, konieczną do osiągnięcia celu! Taki mały instruktaż. Właściwie nawet szkolenie dla laików. - W porządku, a dlaczego ja o tym niczego nie wiem?- O czym mianowicie?- Że to wszystko już się kończy i rzeczoznawcy wydali opinię.- Przepraszam, ale ja absolutnie nie miałem na to wpływu! Mogę jednak pochwalić pana za sposób postępowania.- Mianowicie? Jaki sposób?- Nigdy nie próbował pan ingerować w całą procedurę. Nie stosował pan żadnych nacisków, żadnych prób wymuszenia czegokolwiek…- I to jest taka moja zasługa? – roześmiałem się. – Panie dyrektorze! Nawet gdybym o tym pomyślał, to na takie rzeczy zwyczajnie brakuje mi czasu. - Dla auta za setki tysięcy dolarów? Nie ma pan czasu?- Panie dyrektorze! Moja żona jest warta dla mnie miliony dolarów, a pan mnie tu zatrzymuje dla głupstw, kiedy ona na mnie czeka! Proszę do mnie wysłać, do resortu, kogoś w tej sprawie. Dogadamy się, ale dzisiaj już panu dziękuję! Przepraszam pana, jestem po prostu bardzo zmęczony i potrzebuję odpoczynku.- Rozumiem, nie ma problemu.- Niech pana człowiek powoła się u moich asystentek na hasło motoryzacja, a wszystko będzie normalnie – wstałem z fotela i zabierałem się do wyjścia. - Tak… – powstał wraz ze mną. – Jest tylko jedna sprawa, której mój wysłannik nie może załatwić.- Jaka to sprawa?- Kwestie finansowe. Przedstawiciele nie są upoważnieni do zawierania takich umów.- Mam rozumieć, że telewizja płaci za udostępnienie modelu do programu?- To chyba oczywiste, tym bardziej dla pana. - Dobrze. Proszę więc o przygotowanie umowy, w której całe moje honorarium telewizja przekaże na rzecz fundacji finansującej badania dawców szpiku. Wysokość proszę sobie wybrać. Powiem panu tak, jak mawiają rosyjscy policjanci, domagając się łapówki.. Daj tyle, ile ci nie będzie żal! Będę natomiast miał oprócz tego parę zastrzeżeń, między innymi takie, że w całym programie nie ma prawa pojawić się moje nazwisko, ani żadna sugestia pozwalająca mnie zidentyfikować. Reszta to już będą drobiazgi, ustalę je z pańskim przedstawicielem, mam na myśli kwestie odpowiedzialności za ewentualne uszkodzenia. Zresztą, proszę mi przesłać projekt umowy do namysłu. Adres znajdzie pan na stronach resortu. Ogólnie rzecz biorąc, jestem gotów zgodzić się na taki program, jeśli już jesteście tak zdeterminowani.- Zdecydowanie! Bardzo panu dziękuję! Ale panie ministrze…- Tak? - Tego incognito chyba nie da się utrzymać.- Trudno. Jakoś to przeboleję. A teraz również dziękuję! Miło było pana poznać!- I wzajemnie! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.