Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Dowcipy


Redakcja

Recommended Posts

Na lekcji religii zakonnica pyta dzieci:

- Co to jest małe, je orzeszki, ma ruda kitę i skacze po drzewach?

Wstaje Jasiu i mówi: - Na 99% to jest wiewiórka, ale jak siostrę znam, to może być Jezus.

 

 

 

W szkole:

- Hej, ty tam, pod oknem - kiedy był pierwszy rozbiór Polski? - pyta

nauczyciel

- Nie wiem.

- A w którym roku była bitwa pod Grunwaldem?

- Nie pamiętam

- To co ty właściwie wiesz? Jak chcesz zdać maturę?

- Ja kaloryfer naprawiam.

 

 

Płynie ślepy i jednoręki łódką przez Atlantyk. Jednoręki wiosłuje jak może ale przyszła fala i porwała mu wiosło więc krzyknął:

- No to k***a dopłyneliśmy!

Ślepy wysiadł...

 

 

Żona z mężem w restauracji. Żona zamawia:

- Stek, pieczone ziemniaczki i lampkę wina...

- A warzywo? - pyta kelner

- Och, dla niego to samo co dla mnie...

 

:D :D :D pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 4,9k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Lata siedemdziesiąte.

Wydarzyła się katastrofa budowlana. Zawalił się strop w budynku .

Rozpoczęto dochodzenie.

Najpierw w obroty wzięto żwir.Żwir tłumaczył się ,że to nie jego wina ,tylko piasku wiślanego.

Przyszła zatem kolej na piasek wiślany. Ten też nie przyznawał się do winy i zwalał winę na cement.

Przyszła zatem kolej na cement.

Cement też się nie przyznawał. W końcu stwierdził,że jak to może być jego wina jak go tam nie było.

HEJ!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego dnia mała dziewczynka przyglądała się, jak jej matka zmywa

naczynia.

Nagle zauważyła kontrastujące z brązowymi włosami matki siwe pasma.

Spytała zatem:

- Mamo, dlaczego niektóre pasma Twoich włosów są siwe?

Matka odpowiedziała:

- Za każdym razem, gdy mnie zdenerwujesz lub doprowadzisz do płaczu

niektóre moje włosy stają się siwe.

Dziewczynka przemyślała chwilę tę rewelację i odrzekła:

- Musiałaś nieźle wkurzyć babcię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do szkoły zaproszono fotografa i nauczyciel namawia dzieci, by każde

kupiło odbitkę zdjęcia grupowego.

- Pomyślcie tylko, gdy już będziecie dorosłe, popatrzycie na

fotografię i

powiecie: "To Jennifer, teraz jest prawnikiem" albo "To jest Michael.

Teraz jest lekarzem."

Na to cienki głosik z tyłu sali:

- A to jest nauczyciel. Teraz już nie żyje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parę niemieckich "dowcipnych" opinii o naszej nacji:

 

Co to jest polski triatlon: Pieszo na basen, przepłynąć jedną długość i powrót do domu (kradzionym) rowerem. :oops:

 

Dlaczego Rosjanie kradną w Niemczech dwa razy więcej samochodów od Polaków - bo muszą jeszcze przez Polskę przejechać... :oops:

 

Biuro podróży: wybierz się na urlop do Polski, twój samochód na pewno już tam jest... :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wchodzi do fryzjera ksiądz. Ten go przystrzygł i mówi:

- Od duchownych nie biorę zapłaty!

Na drugi dzień ksiądz przysłał mu paczkę kubańskich cygar. Następnego dnia do fryzjera przyszedł pastor. Fryzjer zrobił swoje i mówi:

- U mnie duchowni nie płaca.

Wieczorem pastor przysłał mu wspaniały koniak. Trzeciego dnia zjawił się u fryzjera rabin. Fryzjer przystrzygł to, co u rabina przystrzyc można (pejsy i broda nie mogą był przycinane), po czym powiedział o panującej w jego zakładzie zasadzie. Na drugi dzień. Rabin przysłał do niego swojego kolegę

- innego rabina.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PONIEDZIAŁEK - Dostaliśmy komputery. To takie telewizorki z pudełkiem i kawałkiem harmonii. Fajne są.

 

WTOREK - Cały dzień siedzę przed komputerem. Chyba się popsuł.

 

ŚRODA - Przyszedł nasz kierownik i włączył komputer do gniazdka.

 

CZWARTEK - Dzisiaj pracujemy na komputerach jak szaleni. Dostałem się na 10 level. Ale Złotówa był lepszy. Padł na 12-tym.

 

PIĄTEK - Nie mogę przejść 13 poziomu. Dzisiaj chyba znowu zostanę na noc.

 

SOBOTA - Rano przyszli policjanci. Żona zgłosiła moje zaginięcie. Na razie zamieszkam u Złotówy.

 

NIEDZIELA - Bank zamknięty. Nie mogę się doczekać poniedziałku.

 

PONIEDZIAŁEK - Dzisiaj szkolenie. Razem ze mną idzie Złotówa i Bromba. Wykładowca załamał się już po 10 minutach. Coś jednak wynieśliśmy z tego szkolenia. Ja mam piękny komplet długopisów, a Złotówa nowy rzutnik.

 

WTOREK - Nareszcie mamy kserokopiarkę. Przy pierwszym uruchomieniu Złotówa naświetlił sobie oczy. Później Bromba postanowiła odbić sobie słownik. Teraz czekamy na nową kserokopiarkę. I na powrót Bromby ze szpitala.

 

ŚRODA - Alarm bombowy. Ewakuacja budynku. Ktoś zostawił podejrzaną reklamówkę w toalecie. Saperzy ją zdetonowali. Teraz potrzebny będzie remont WC, a nasz dyrektor będzie musiał jeszcze raz zrobić zakupy.

 

CZWARTEK - Wypłata. Postanowiłem zaszaleć. Kupiłem sobie nowe skarpetki. Nawet niedrogo, choć na drugą musiałem pożyczyć.

 

PIĄTEK - Razem z Ziutkiem jedziemy w delegację. Niestety, mój rower ma przebite koło, więc Ziutek bierze mnie na ramę. Po drodze zatrzymujemy się na nocleg. Spanie na świeżym powietrzu ma swoje dobre strony.

 

SOBOTA - Delegacja bardzo się udała. Wszyscyśmy się fajnie bawili. Najgorzej będę wspominał Izbę Wytrzeźwień.

 

NIEDZIELA - Rano okazało się, że ukradli nam służbowy rower. Do domu wracaliśmy więc na piechotę.

 

PONIEDZIAŁEK - Mamy nową pracownicę. Postanowiliśmy wymyślić jej jakąś ksywkę. Po 3 godzinach intensywnego myślenia już ją mieliśmy. Nazwaliśmy ją: Nowa.

 

WTOREK - Nowa dzisiaj nie przyszła. Podobno zrezygnowała z pracy. To wina Złotówy. Nie każdy wytrzyma na widok grubego faceta ubranego jedynie w banknot 10 złotowy.

 

ŚRODA - Bromba wróciła ze szpitala. Ale trafił tam Ziutek ze skomplikowanym złamaniem kości śródręcza. Upadła mu jakaś kartka i poprosił Brombę, żeby się odsunęła. Wtedy ona poszła mu na rękę.

 

CZWARTEK - Z okazji wdrażania u nas nowoczesnych technik pracy, kierownik kazał nam pisać na komputerach. Jako pierwsza komputer zapisała Bromba. Na moim też już brakuje miejsca.

 

PIĄTEK - Czyścimy komputery. Okazało się, że kierownikowi chodziło o coś innego. Za to teraz komputery w ogóle już nie działają. Może woda była za gorąca?

 

SOBOTA - Nareszcie łykent. Zbieramy ze Złotówą grzyby. Odchodzą razem z tynkiem. Na niedzielę zostanie nam już tylko przedpokój.

 

NIEDZIELA - Rano wpadł do nas sąsiad z góry. Do czasu wyremontowania sufitu będziemy mieszkać we trzech.

 

PONIEDZIAŁEK - Spóźniłem się do pracy. Wszystko przez te korki. Już mi się całkiem przetarły. Będę musiał sobie kupić jakieś inne buty (Ale drugi raz już nie kupię sandałów. W zimie.).

 

WTOREK - Zostałem właścicielem komórki. Ze Złotówą już nie dało się mieszkać.

 

ŚRODA - Zginął mój zszywacz. Nikt się nie chce przyznać. Ale ja podejrzewam Brombę. Ma nową sukienkę.

 

CZWARTEK - Pogodziłem się z żoną. Ziutka. Moja żąda rozwodu. Rozprawa jutro.

 

PIĄTEK - Siedzimy z żoną przed salą rozpraw. Nagle słychać, jak sędzia krzyczy do woźnego: powódkę! Idziemy do domu. Nie będzie nas sądził jakiś pijak.

 

SOBOTA - Byliśmy na imieninach u Bromby. Strasznie się wymalowała i wystroiła. Wyglądała jak pisanka. Złotówa tak jej powiedział. Wtedy ona zaproponowała, że ugotuje mu jajka. Złotówa jakoś dziwnie zbladł. Jajek w każdym bądź razie nie było. Była kura i Coca-Cola. Podobno po okazyjnej cenie. Import z Belgii.

 

NIEDZIELA - Jakoś dziwnie się czuję. Dowiedziałem się również, że Bromba jest w szpitalu. U Złotówy nikt nie odbiera. Pewnie pojechał na ryby.

 

PONIEDZIAŁEK - Ciągle kiepsko się czuję. Lekarz powiedział, że to zatrucie, więc dzisiaj siedzę w domu. Postanowiłem pooglądać sobie telewizję. Niestety, wieczorem już nie mogłem nic oglądać. Sąsiedzi zasunęli zasłony.

 

WTOREK - Jestem w pracy. Wszyscy już wyzdrowieli. Miło popatrzeć na znajome twarze. Żeby tylko tak Bromba wszystkiego nie zasłaniała.

 

ŚRODA - Zainstalowali u nas w pracy automat z Pepsi Colą. Albo mamy straszne szczęście albo ten automat jest popsuty. Wszyscy wrzucający monety zawsze coś wygrywają.

 

CZWARTEK - Ząb mnie strasznie rozbolał i w nagłym przypływie odwagi poszedłem do dentysty. Na fotelu po mojej odwadze już nie było śladu. Wyskoczyłem z fotela jak z procy. Dopiero po pokonaniu jakichś 5 km wyjąłem z zęba wiertło. Po jakimś czasie dogonił mnie dentysta. Samochodem. Znalazł mnie po szlaczku z części jego aparatury, jaki za sobą zostawiłem. Jej spłacanie zajmie chyba resztę życia. Moich dzieci i wnuków. Za to ząb już mnie nie boli.

 

PIĄTEK - Dla poprawienia wystroju biura Bromba przyniosła jakieś zielsko w doniczkach. Złotówa jak to zobaczył, strasznie się ucieszył. Powiedział mi, że to marihuana i zaczął robić skręty. Fajny miał odlot. Po tym jak to Bromba zobaczyła. Zresztą, to nie była wcale marihuana, tylko jakieś paprotki.

 

SOBOTA - Poszedłem z Brombą i Złotówą do kina. Bromba przyniosła wiadro popcornu. Ale cholera nie chciała się podzielić. Mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Po reklamach Złotówa zwymiotował, ja cały seans płakałem (choć to była komedia), a Bromba dostała zeza rozbieżnego.

 

NIEDZIELA - Pojechaliśmy ze Złotówą na ryby. Ale smażalnia była zamknięta. Pojechaliśmy więc do mieszkania Złotówy. Skończyło się jak zwykle: na śledzikach i wyborowej.

 

PONIEDZIAŁEK - Bromba powiedziała, że napiłaby się herbaty. Ja na to, że ja też. Niestety, herbaty nie ma już od dwóch tygodni.

 

WTOREK - Dzisiaj Złotówa zrobił wszystkim herbaty. Była jakaś dziwna, jakby ziołowa. Ciekawe, dlaczego paprotki Bromby nie mają już liści. Przecież to jeszcze nie jesień.

 

ŚRODA - Po pracy poszliśmy z Ziutkiem na mecz. Było extra. Piłkarze początkowo grali niemrawo, ale za to w drugiej połowie już bardzo szybko poruszali się po boisku. Za nimi zaś gromada kibiców. Padły też bramki. Obie. W ogóle atmosfera była bardzo gorąca. Za to cały czas schładzały nas policyjne sikawki. Mam z tego meczu dużo pamiątek: policyjny kask, pałki, tarcza z napisem POLICJA, skrawki munduru, siniak od ławki na plecach, wybite dwa przednie zęby, jakieś szaliki.

 

CZWARTEK - Nudy. Gdyby Złotówa niechcący nie podpalił biurka kierownika, dzień byłby na straty. Na kierowniku długo jeszcze utrzymywała się piana. Nie tylko ta z gaśnicy.

 

PIĄTEK - Ziutek przyszedł dzisiaj bardzo wesoły. Co prawda nie minęło jeszcze 48 godzin, ale go już wypuścili. Jutro nasza drużyna ma mecz wyjazdowy. Ziutek obiecał, że mi coś przywiezie.

 

SOBOTA - Dzisiaj pierwszy raz w życiu leciałem. Potrącił mnie samochód. Ciężarowy. Kierowca ciężarówki bardzo się wkurzył i zaczął mocno trząść drzewem na którym wylądowałem. Gdyby mu w międzyczasie nie ukradli wozu, kto wie jak by to się skończyło.

 

NIEDZIELA - Nareszcie zdjęli mnie z drzewa. Strażacy to super goście. Zabrali mnie na akcję. Nie wiem, dlaczego się śmiali. Przecież ten kot którego zdjęli z drzewa nie był wcale do mnie podobny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generałowi urodzil sie wnuk. Żeby dowiedzieć się do kogo jest podobny wysłał do szpitala swego adiutanta.

- Melduje posłusznie panie Generale że wszystko wskazuje na to , ze wnuk do pana jest podobny!!

- No tak!!! moja krew- odpowiada dumnie generał - A szczegóły jakieś??

- Mały, łysy,pyzaty, niczego nie rozumie i ciągle drze morde...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miał odbyć się mecz bokserski USA-Polska w Zakopanem. Stany wystawiły Tysona, a Polska oczywiście Gołotę. Jednak tuż przed samą walką Gołota złamał rękę i na gwałt potrzebny był jakiś bokser, aby uniknąć kompromitacji. Trener wyskoczył na Krupówki i zobaczył wielkiego górala. Podbiegł i zapytał:

- Chcesz zarobić 100 dolarów?

- No, chce - odparł góral.

Trener wziął go do szatni, dał spodenki i rękawice i mówi:

- Wyjdź na ring, zasłoń się rękawicami i stój. Jak przetrzymasz pierwszą rundę, dostaniesz pieniądze.

Góral wyszedł, Tyson go poobijał, ale przetrzymał. Trener mówi:

- Jak przetrzymasz drugą, dostaniesz 1000 dolarów.

Góral wyszedł, Tyson mocno go poobijał, ale przetrzymał. Trener zachwycony mówi:

- Jak przetrzymasz trzecią, dostaniesz 10 000 dolarów. Góral wyszedł, ale już ledwo zszedł po tej rundzie. A trener do niego:

- Słuchaj, jak wytrzymasz czwartą...

A góral:

- Nie wytrzymam, przywalę Murzynowi!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na konkurs drwali zgłosiło się mnóstwo zawodników - chłopy jak dęby, łapska mocarne, bicepsy jak drzewa... I zjawił sie też człowieczek malutki, niepozorny, lichej postury.... I wygrał te zawody. Wszyscy zadziwieni, pytają jeden przez drugego:

-Ty, skąd ty jesteś?

-Z Sahary.

-Przeciez tam nie ma drzew!!!

-No, teraz już nie ma....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mała dziewczynka rozmawiała z nauczycielem o wielorybach. Nauczyciel

twierdził, że jest fizyczną niemożliwością, by wieloryb mógł połknąć

człowieka. Pomimo, że jest taki wielki, jego gardło jest zbyt wąskie.

Dziewczynka upierała się, że przecież Jonasz został połknięty przez

wieloryba. Zirytowany nauczyciel powtórzył, że to fizycznie niemożliwe.

Dziewczynka powiedziała:

- Gdy będę w niebie zapytam o to Jonasza.

Nauczyciel spytał:

- A jeśli Jonasz poszedł do piekła?

Odpowiedziała:

- Wtedy pan go zapyta.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przedszkolanka przechadzała się po sali obserwując rysujące dzieci. Od czasu

do czasu zaglądała, jak idzie praca. Podeszła do dziewczynki, która w

skupieniu coś rysowała. Przedszkolanka spytała ją, co rysuje.

Dziecko odpowiedziało:

- Rysuję Boga.

Zaskoczona nauczycielka po chwili odpowiedziała:

- Ale przecież nikt nie wie, jak Bóg wygląda.

Nie przerywając rysowania dziewczynka odpowiedziała:

- Za chwilę będą wiedzieli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hrabia wraca zimą z polowania, a tam przed bramą pałacu "wysikane" na śniegu: "Serdecznie Witamy Jaśniewielmożnego Pana Hrabię". Zrobiło mu się ciepło na sercu, ale po chwili zaczął się zastanawiać, czyja to robota - bo prócz starego Jana to w zamku same kobiety, a Jan przecież nie umie pisać. Zawezwał więc starego sługę i pyta:

- Janie, to ty napisałeś powitanie na śniegu

- Ja - odpowiada zadowolony z siebie sługa

- Jak to ty, przecież ty nie umiesz pisać - indaguje dalej hrabia

- Pani trzymała pióro :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemna noc. Załoga samolotu desantowego ma zrzucić spadochroniarzy na wyznaczony obszar na terytorium wroga. Zapala się czerwona lampka, następnie zielona, grupa komandosów wyskoczyła już nad celem. Z wyjątkiem jednego.

- Skacz! - krzyczy dowódca.

- Nnnie! - jąka się komandos.

- Dlaczego nie?

- Bbbo się bbboję.

- Skacz, bo pójdę po pilota!

- Ttto idź.

Po chwili dowódca wraca z pilotem.

- Skacz, bo cię wyrzucimy siłą! - krzyczy dowódca.

- A nnie, bbbo się bbboję - zapiera się komandos.

W ciemności słychać szamotaninę, w końcu udaje się wypchnąć żołnierza z samolotu.

- Silny był - mówi dowódca.

- Nnno, chhhyba ccoś tttrenował.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...