Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 30,1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Majka

    3527

  • Agacka1719499039

    2723

  • pitbull

    2291

  • zbyszekP

    1611

Najaktywniejsi w wątku

Obsługa bardzo dobra, tak sie sklada, ze przewaznie bardzo dobrze nas obsługują 8) Są tam inzynierzy, ktorzy pomogą ci w doborze kotła i zasobnika. Mozesz pytać o wszystko, czego nie wiedzą to sie dowiedzą. my kupilismy kocioł żeliwny 28kw jednofunkcyjny z zasobnikiem 160l. Instalacje robił nam kto inny, ale jest dobry, jak chcesz mogę dac Ci namiary. Kupowalismy kocioł razem z kominkiem z plaszczem wodnym razem okolo 18tys.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te Buderuski to z własnym zasobnikiem czy osobnym, jakie typy?? Też jestem zainteresowany ( do podłogówki, kominka i c.o, i cwu).

 

U mnie Buderus wiszacy 21kW , gazowy , cwu zasobnik stojacy 120l. Razem z pogodowka i centralnym sterownikiem kosztowalo cos kolo 7000. Kupowane za posrednictwem instalatora, ktory dorzucil troche upustu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeglądałam forum i trafiłam na fajną rzecz.

Przeczytajcie. Współczuje facetow, ale rozbawił mnie do łez. Talent do pisania to ma niesamowity.

 

Wysłany : Wto Lut 24, 2004 11:24 pm Temat postu : KU PRZESTRODZE ! lepiej przeczytaj

 

--------------------------------------------------------------------------------

 

Historię naszego domu-miny polecam ku przestrodze, zwłaszcza tym którzy planują zakup domu na rynku wtórnym, tym którzy są w „gorącej wodzie kąpani” i tym co nie znają się na budownictwie a chcą mieć chatę. Miejscami brzmi ona jak opowieść z „NIE DOWIARY” ale niestety jest to szczera prawda.

6 lat temu dysponując pewną kwotą, po sprzedaży mieszkania postanowiliśmy kupić DOM. Jako że chcieliśmy mieć dużą działkę a kwotę mieliśmy ograniczoną, wybór padł na nieruchomość poza granicami miasta (10km) – działka przeszło 1500m2, dom 190 m2, budynki gospodarcze, niestety brak wodociągu i kanalizacji (studnia/szambo). Ponieważ ja w tym czasie nie miałem jakiegokolwiek doświadczenia w budownictwie (teraz jestem bogatszy o naprawdę duży bagaż doświadczeń) decyzja spadła wyłącznie na mych rodziców, którzy też będąc ‘żółtodziobami ‘ wynajęli znajomego „eksperta budowlanego”. Ów jegomość (75 lat) obejrzał chatę, opukał i rzekł BRAĆ!

Poprzedni właściciel ( KRAWIEC! ) na pytanie o budulec i kto budował powiedział: Ja budowałem (krawiec qrwa!) ze szwagrem, dom głównie z bala, ale dobudowaliśmy trochę z siuporexu. Panie! Dom ciepły ,suchy i w ogóle!

No więc decyzja zapada, przelew kasy ( bilans wyszedł prawie na 0 czyli UWAGA prawie żadnej kasy na ewentualne niespodzianki ! ), wprowadzamy się! Lato, piękny ogród, grille, zabawa, radość, własny dom !

Po 3 tygodniach spaliła się pompa w hydroforni. Miny nam się wydłużyły! Po dłuższych poszukiwaniach mamy przyczynę – skończyła się woda w studni kopanej !!!!!!!. Totalny popłoch, nie ma się w czy umyć itd. Nie wiemy co robić – przecież mieszkaliśmy w bloku! Za radą znajomego zamawiamy ekipę do wiercenia studni głębinowej która ma przyjechać dopiero za 3 dni. Wodę wybieramy więc ze studni wiadrem (jej resztkę), lejemy do nowej pompy przez lejek, pompa „nabija” hydrofor, można się umyć.

Po 4 dniach przyjeżdża ekipa, robi totalny chlew na działce a przy okazji studnię, inkasuje 3500 pln i odjeżdża. Ale mamy wodę! No jeszcze na pompę głębinową trzeba było wybulić ok. 1200 pln.

Na początku zimy, po mocno deszczowej jesieni i po długim nie zaglądaniu do piwnicy idę po ogóreczki ! Oczy robią mi się jak 5 złotych gdy widzę że wszystkie słoiki pływają, a w piwnicy jest 1m wody!! Popłoch, poszukiwania jakiejś pompy co by to wypompowała, walka z wężami przy –10 st C i z rękawicami które przymarzają do węża. Akcja z pompą powtarza się z dokładnością 8-9 dni nieprzerwanie do wczesnego lata. Diagnoza: wysoki poziom wód gruntowych i brak jakiejkolwiek izolacji ścian fundamentowych.

Także tej zimy, przy temp. zewnętrznej –18 st. C jedno z pomieszczeń przylegających do komina wypełnia się dymem, a po chwili w całej chacie jest siwo. Przekrzykując się nawzajem jeden pędzi otwierać okna (-18 st ! ) a drugi przygaszać kocioł (paliliśmy drewnem) i szukać przyczyny tej erupcji. Po dokładnych oględzinach okazuje się że dym przenika przez szczelinę podłoga / ściana (kotłownia jest niżej). Kucie i demolka na czas. Dowiadujemy się że komin wykonany jest z niewiadomego pochodzenia rur ceramicznych, z których jedna pękła. Nic innego nie przychodzi nam do głowy jak tylko zakleić to silikonem żaroodpornym. Udało się!

Gówno. Po tygodniu znowu śmierdzi, gdzieś ulatnia się dym, nawet nie wiemy gdzie. Poza tym nie ma ciągu i z kotła dym leci każdą szczeliną do kotłowni. Wzywamy kominiarzy. Przetykają komin informując nas że ma za mały przekrój w stosunku do mocy kotła i inkasują 80 zł.

Spokój mamy na 2 tygodnie (palimy trochę mokrym drewnem bo zwlekaliśmy z zamówieniem opału a potem to przywieźli świeżo ścięte). Znowu dymi się ze ścian, kotła i cholera wie skąd jeszcze, poza tym na ścianie (w pokoju na górze) przylegającej do komina robią się żółte plamy i przecieka strop w okolicy komina. Przy zacinającym śniegu z deszczem pakujemy się na dach i spuszczając przenośną lampę w komin sondujemy. Wynik: zator w odległości 4 metrów od pow. dachu. Jedziemy po wycior kominowy do sklepu (nie będziemy już nabijać kieszeni kominiarzom), lecz tym narzędziem nie udaje nam się przebić. Do akcji wchodzi łom na lince stalowej, potem odważnik 3 kg i dopiero wycior. Przy okazji organoleptycznie sprawdzamy że komin ma uwaga uwaga średnicę ok. 100 mm przy mocy kotła 25 kW. Totalny dół i załamka. Wysuwamy jednocześnie tezę że to zacinający deszcz spowodował zawilgocenie komina (żółte plamy). Dorabiamy więc daszek. Koniec akcji ok. 2 30 w nocy. Pada śnieg i jest – 8 st C.

Wizyty na dachu będą się od tego momentu powtarzały co 20-30dni ale nabieramy wprawy i konstruujemy gigantyczny wycior o długości 8 metrów. W międzyczasie rozważamy różne warianty wymiany komina.

Latem odkopujemy ściany fundamentowe aby wykonać izolację pionową (sprawa wzmiankowanego „basenu” w piwnicy). Ale dużo się nie napracujemy bo mają tylko 60 cm he he! I jest to po prostu fundament lany bezpośrednio w grunt ! No ale jak odkopaliśmy to coś tam smołujemy. Przy okazji wychodzi na jaw, że ściany nie są docieplone tak jak mówił poprzedni właściciel pięciocentymetrową warstwą izolacji (co to za docieplenie?!) a dwucentymetrową warstwą styropianu. Fajnie co?

Pod koniec lata spod podłogi w holu COŚ wyszło. Po bliższym obejrzeniu i gorączkowej dyskusji pada hasło: mamy niestety grzyba! To szczerze powiedziawszy dobiło nas już zupełnie. Zawezwany mykolog (wiek ok. 70 lat, znowu jakiś cholerny znajomy znajomych, 2 razy wykonując zdjęcia do ekspertyzy, strzela sobie w oczy fleszem, bo nie zauważa, że odwrotnie trzyma aparat fotograficzny-obiektywem do twarzy !!!!!!) Po zainkasowaniu ok. 1000 pln (eksperyza) grobowym głosem orzeka: „Będziecie mieli państwo duże kłopoty finansowe”. Nie muszę pisać jak to na nas zadziałało. Chodziliśmy dobre 2 m-ce wokół tej podłogi nie zaczepiając w ogóle tematu. Dopiero jesienią mobilizując resztki chęci do walki zrywamy podłogę ( konstrukcja z desek leżała bezpośrednio na ziemi, jakby ktoś był ciekaw ), demolujemy pół zjedzonej ściany i próg w drzwiach wejściowych, potem beton, siporex itd.

Późną jesienią zatkała się rura odpływowa łącząca dom z szambem ( A propos szamba to poprzedni właściciel zapewniał że jest tak duże że „wybiera” je się raz na pół roku. W rzeczywistości było rozszczelnione u góry i nadmiar miał się rozsączać do gruntu. Czyli okazuje się że szambo trzeba opróżniać co 3 tygodnie.) „Takie wypadki zatkania zdarzają się” tłumaczymy sobie, a ponieważ właśnie miał przyjechać wóz asenizacyjny kolesie przetykają nam rurę gratis. I spokój.

Na 2 tygodnie. Ktoś spuszcza wodę w toalecie i wszystko wychodzi w brodziku. Pożyczamy sprężynę od sąsiada, 15 minut kręcenia i poszło. Bardzo „pachnąca” robota. Dochodzimy do wniosku że to było wyjątkowo złośliwe zrządzenie losu i sprawę rury pozostawiamy. I to był nasz błąd bo zimą awarie powtarzają się ( sprężynę kupujemy już własną ), największe nasilenie osiągając oczywiście przy temperaturze na zewnątrz –20 st (jak przestajesz kręcić to sprężyna od razu przymarza do rękawiczek ! ), Kiedy „osiągamy” wartość 4 zatkań na tydzień wezwany zostaje fachowiec. Po skuciu chodnika pod którym przebiega przyłącze okazuje się że rura fi 100 jest zainstalowana za płytko (10 cm pod pow. ziemi), została tam zainstalowana już uszkodzona (spłaszczona), zamarzający grunt spowodował jej dalsze spłaszczenie (po wyjęciu miała grubość ok. 3 cm). Następuje oczywiście wymiana itd.

Tak gdzieś przed końcem zimy przy mrozie –26 st zamarza połowa rur wodociągowych (2 cm ocieplenia kłania się ! Rury prowadzone w ścianach zewnętrznych. ). Na szczęście nie popękały. W międzyczasie, chcąc mocniej dogrzać chatę zagotowujemy wodę w instalacji – na początku panika, bo cała instalacja CO zaczęła się trząść i hałasować jakby miało cały domek wyp.....ć na orbitę (szkoda że tak się nie stało). Intensywne wietrzenie opanowało sytuację, a my już wiemy że kocioł i instalacja są niestabilne jak czwarty reaktor w Czarnobylu (późniejsze założenie pompy obiegowej poprawiło sytuację).

Tak na koniec przytoczę jeszcze kilka smaczków tej epopei:

- instalacja elektryczna w niektórych miejscach wykonana nie z drutu ale z linki (jak przewód do lampki nocnej)

- betonowy daszek nad wejściem to nic innego jak warstwa starej boazerii zalana 3 cm warstwą czegoś co wygląda jak beton

- okoliczni sąsiedzi nagminnie wylewali szambo za płot, na drogę, sobie na posesję (!) Do momentu aż zrobiliśmy „karczemną” awanturę i postraszyliśmy nasłaniem ‘inspekcji ochrony środowiska’

- jeden z pomysłowych sąsiadów pewnego razu zaczął wyrównywać drogę (wtedy była szutrowa) pokruszonym eternitem. Mój półgodzinny wykład o szkodliwości azbestu absolutnie nie trafiał do kolesia, ba, zaczął coś mamrotać żebym nie zadzierał z sąsiadami. Potem to posprzątał i wyrównał sobie tym gównem wjazd na działkę (dureń)

 

Nasza martyrologia skończyła się sprzedaniem nieruchomości pół roku temu. Wiem że to niezbyt uczciwe wciskać komuś taki shit ,lecz albo byśmy upłynnili ten dom albo by nas „zjadł” do końca. Na pewno nas to zahartowało. I teraz możemy zostać ekspertami budowlanymi.

Pozdrawiamy i przestrzegamy.

Najbardziej naiwni na świecie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czesc ! Czytaliscie w DP, dzisiaj:

 

"Rada Miasta Krakowa ma najbliższym posiedzeniu rozważyć propozycję Komisji Gospodarki Komunalnej w sprawie obłożenia opłatą klimatyczną wszystkich właścicieli domów jednorodzinnych o powierzchni powyżej 130 metrów kwadratowych na terenie powiatu krakowskiego. Jak powiedział przewodniczący komisji, Roman Dąbrowski komisja przedłożyła taką propozycję ponieważ, chce uniknąć sytuacji w której po obłożeniu taksą klimatyczną krakowskich hoteli i pensjonatów właściciele domów jednorodzinnych, przyjmujący gości znaleźliby się w uprzywilejowanej sytuacji. Dąbrowski uważa, że opłata powinna być zbliżona do tych, które płacą pensjonaty, czyli ok 150 zł miesięcznie. Większość radnych zapowiedziała poparcie dla uchwały, sprzeciwia się jedynie klub Samoobrony, który uważa, że taksa powinna zależeć od dochodu właściciela nieruchomości."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...