Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Czy lubimy dzieci?


magmi

Recommended Posts

Jakby tak trochu powyrywać z kontekstu to wygląda prawie jak kozetak u Psychologa Andrzeja.

 

I na dodatek magmi swoim emlemacikiem z automatu ładuje w podswiadomość reklamę. :roll:

??? Buby "emlemacik" masz na mysli?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 209
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Jeśli dziecko jest ciche, nie absorbuje uwagi otoczenia, to mi nie przeszkadza. Uważam, że każde dziecko, to mały człowiek i można wymagać od niego tego, czego wymaga się od innych ludzi, przynajmniej w kwestii zachowania. Myślę, że dziecko jest w stanie zrozumieć, że w miejscach publicznych nie łazi sie, nie zaczepia innych ludzi, nie śmieje, nie krzyczy itp.

 

Magdziu, dzieci kilkuletnie "ciche i nie absorbujące otoczenia" to zdecydowana mniejszość. Nie dlatego, że reszta jest "rozwydrzona", tylko dlatego, że dzieci nie są miniaturkami dorosłych. Zdecydowana większość z nich potrzebuje o wiele więcej ruchu, niż jakikolwiek dorosły, nie potrafią długo skupić na niczym uwagi, ciągle coś nowego je interesuje, a spokojne czekanie na coś (np. w kolejce) nie leży w ich naturze.

Gdybyś zadała sobie kiedyś trud poobserwowania jakiegoś czterolatka przez cały dzień, byłabyś zdumiona, ile on ma energii, którą po prostu MUSI gdzieś spożytkować - czy to odpowiada jego rodzicom i otoczeniu, czy nie. Mnie zawsze zdumiewają dzieci w chorobie: 39 stopni na termometrze - dorosły leżałby w łóżku sztywny - a one dalej biegają i się śmieją, tylko z malinowymi plackami na policzkach.

Po prostu - dzieci muszą być takie. Zbyt dużo muszą się nauczyć, za dużo umiejętności opanować, żeby wystarczyło do tego stateczne, "dorosłe" tempo życia.

Oczywiście, stopniowo z tej dokuczliwej ruchliwości i hałaśliwości wyrastają - i zgadzam się całkowicie, że od dziecka w wieku szkoły podstawowej zdecydowanie można - i należy - wymagać kulturalnego i spokojengo zachowania w miejscach publicznych...

 

Tematykę rozmowy każdy wybiera sobie sam - obecność dzieci (także w życiu) nie wymusza rozmowy wyłącznie o zupkach/kupkach, w każdym razie nie dłużej niż 10 minut ...

 

Ciągle powraca motyw młodych rodziców zamęczających otoczenie tematem kupek. Pomijając fakt, że osobiści akurat kupkami nigdy nikogo nie zamęczałam, a i nie byłam zamęczana przez nikogo (to chyba jakiś mit... :roll: :lol:), rzeczywiście jest takie zjawisko w przyrodzie. Pewnie i ja mam na sumieniu paru zanudzonych na śmierć słuchaczy z okresu wczesnego dziecięctwa mojej pierworodnej.

Ale znowu...

Mój tata rok temu kupił sobie - pierwszy w życiu - komputer. Wcześniej o komputerach nie miał pojęcia, a teraz jest po prostu szaleństwo. Nic innego go nie interesuje. :roll: I co mamy wszyscy zrobić? Rozmawiamy o AutoCadzie... W końcu mu przejdzie. Chyba? :wink:

Pewien mój znajomy każde spotkanie towarzyskie spędza na rozmowach o pracy. Mnie od tego już mdli, bo dla mnie praca kończy się w piatek po południu i do poniedziałku rano nie chcę i niej nawet myśleć. Ale też z nim rozmawiam. Bo go lubię.

I tak dalej...

Niektórzy w kółko nudzą o polityce.

A inni o budowie domu... :D

 

 

 

Cytat:

wrzucanie w jeden worek psów i dzieci jest niesmaczne.

 

Aj!

Cóż za pogląd! W kontekście akceptacji otoczenia??? Przy przykładach "uszczęśliwiania" innych w ich domach?? Dziewczyny - zlitujcie się!

 

Niesmaczne to są podjazdy pod adresem bezdzietnych kobiet i osób "co nie zaznały miłości"...

 

Zapewniam Was, że dzieci, psy, a także buty, papierosy, mocne perfumy, głośna muzyka, itp. - to bywa jeden worek. Taki z jaskrawym napisem "Pomyśl o bliźnich, głupku!".

 

 

Tu dochodzimy do sedna sprawy, do tego, co mnie osobiście najbardziej w tych dyskusjach niepokoi i boli.

Nie uważam wcale, że wszyscy mają dzieci uwielbiać, przepadać za nimi i widzieć w nich małe słodkie istotki. Ani, że wszyscy powinni dzieci mieć - nic podobnego.

Ale uważam, że byłoby dobrze gdyby KAŻDY - nawet ten, co za dziećmi osobiście nie przepada i nie zamierza ich mieć - dostrzegał w dziecku CZŁOWIEKA i tak go traktował, w mowie, w piśmie i w uczynkach.

 

Dzieci naprawdę nie mają NIC wspólnegoz z psami, kotami i świnkami morskimi. Nie są jeszcze jednym gatunkiem domowych zwierzaczków, które niektórzy trzymają w domu, a inni nie.

Gdyby cała ludzkość nagle przestała z jakiegoś powodu hodować psy, zerwałaby się nić przyjaźni międzygatunkowej licząca tysiące lat.

Ale gdyby ludzie przestali mieć dzieci, ludzkość po prostu by wymarła.

 

Dzieci są NAMI, do licha.

Nie da się wyprodukować od razu dorosłego człowieka.

Nikt z nas nigdy nie był psem ani kotem, ale wszyscy kiedyś byliśmy dziećmi. Dlaczego tyle osób o tym fakcie zapomina?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Wam za tę dyskusję. Ja przyłaczam się do zdania, że dyskusja o psach i dzieciach przy postawieniu znaku równości była nie na miejscu. Czesem naprawdę mam dość mojego synka, dwulatek jest baaardzo absorbujący. Ale nie mamy żadnej babci, cioci, dziadka na podorędziu, a niania jest do 16.00 - więc po prostu musimy Krzycha wszędzie ze sobą ciągać. I do hurtowni budowlanych i w gości. Zastrzegamy zawsze, że przyjdziemy z nim. Myślę, że jednak dla sporej grupy forumowiczów powinnam być wykreślona z życia towarzyskiego. A wrzucenie przez jednego z Forumowiczów do jednego zdania dzieci i papierosów uważam za dowód na upadek naszej zachodniej cywilizacji. Pierwszy raz tak ostro piszę, ale się nie wycofam.

 

Co do "kupy" - to problem wygląda następująco: kiedy byłam w ciąży, zastrzegałam się, że nigdy nie będę mówić o kupach. Ale kiedy Krzysiek dostał pierwszy stały pokarm - marchewkę -i oczywiście miał zaparcie - obdzwaniałam wszystkie koleżanki, żeby dowiedzieć się, co robiły. I przez długi czas mąż kiedy dzwonił do mnie z pracy - to najpierw pytał się czy "była kupa?" Po prostu na pewnym etapie życia kupa definiuje jakość życia dziecka i w konsekwencji rodziców.

 

Dzieci są cudowne. Aktualnie dwie koleżanki u mnie w pracy są w ciąży. I choć pewnie na pewien czas przybędzie nam obowiązków, naprawdę szczerze się ucieszyłam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość gość-od-głupka

 

Ale uważam, że byłoby dobrze gdyby KAŻDY - nawet ten, co za dziećmi osobiście nie przepada i nie zamierza ich mieć - dostrzegał w dziecku CZŁOWIEKA i tak go traktował, w mowie, w piśmie i w uczynkach.

 

Magmi,

ja tylko nieśmiało :wink: sugerowałam, że uchodzi dostrzegać CZŁOWIEKA w drugim człowieku. :p Nawet jeśli jest dorosły. W mowie, piśmie i uczynkach tyż może być.

 

Co więcej, śmiem twierdzić, traktuję dzieci bardziej podmiotowo niż wiele z moich przedmówczyń. Nie są dla mnie uogólnioną magmą. Są dla mnie indywidualnymi jednostkami - jedne dają się lubić inne nie. Jeszcze inne, bardzo nieliczne, dają się kochać. Zupełnie jak dorośli, nieprawdaż?

 

Czy do wszystkich dorosłych masz niezmiennie jeden i ten sam stosunek? A nawet gdybyś miała, to czy czułabyś się upoważniona do narzucania innym swojego zachwytu (lub niechęci)?

 

Jeśli zapytam czy wszyscy muszą darzyć miłością Twojego męża - to będzie to już przesada - ale poniekąd taka jest logika ślepych zachwytów nad dziećmi. :)

 

Abromba

Czy możesz doprecyzować co miałaś na myśli pisząc:

 

A wrzucenie przez jednego z Forumowiczów do jednego zdania dzieci i papierosów uważam za dowód na upadek naszej zachodniej cywilizacji. Pierwszy raz tak ostro piszę, ale się nie wycofam.

?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że każde dziecko, to mały człowiek i można wymagać od niego tego, czego wymaga się od innych ludzi, przynajmniej w kwestii zachowania. Myślę, że dziecko jest w stanie zrozumieć, że w miejscach publicznych nie łazi sie, nie zaczepia innych ludzi, nie śmieje, nie krzyczy itp.

 

Nie są w stanie zrozumieć.Dziecko-człowiek,zanim nauczy się życia w gorsecie dorosłego musi spędzić lat kilka na nauce.Długiej i mozolnej.

opal

 

 

ps.Dlaczego nie śmieje się w miejscach publicznych?

:o

Wydawało mi się,że przy obecnej liberalizacji obyczajów (zajebiście zajebistej) śmianie się w miejscach publicznych uchodzi za zdobycz naszych pradziadków.Czasem chyba go brakuje wręcz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość gość-od-głupka

Zapewniam Was, że dzieci, psy, a także buty, papierosy, mocne perfumy, głośna muzyka, itp. - to bywa jeden worek. Taki z jaskrawym napisem "Pomyśl o bliźnich, głupku!".

O to zdanie mi chodziło.

 

Nadal nie rozumiem. Wyjaśnij proszę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abroma , no rzeczywiście, koniec świata, armagedon i co tam jeszcze.

W pełni rozumiem co chciał powiedzieć gość od głupka. Szanujmy innych ludzi, uczmy dzieci norm zachowania. Byłam ostatnio na cmentarzu, alejkami spacerowała rodzina z ryczącym dzieciakiem, który rzucał sie z pięściami na mamę, babcię i ojca . Z czym porównać takie serduszko- z kwiatuszkiem, cudeńkiem ? Więc nie przesadzaj. Można porównywać różne sprawy, zjawiska, zagadnienia jeśli posiadają cechy wspólne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak bede mogł z synem czy córka zagrać w tenisa, pojeździc na nartach porozmawiac (nie o ubrankach barbi czy pokemonach) to zaczne traktowac tego człowieka na równi ale póki co niech zachwyca się nim matka a ja mówię to tego czasu pas.

 

Obawiam się, że gdy już ten syn czy córka osiągną Twój poziom, nie będą chciały z Tobą rozmawiać, grać w tenisa, czy jeździć na nartach, bo niby czemu miałyby to robić z kimś, kto dopiero wtedy raczy ich traktowaćna równi? Bo niby czemu miałyby to robić?

 

 

 

 

Jakby tak nie daj Boże mamusi zabrakło to co wtedy z dziećmi???? Do przechowalni???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

D'arek: nie widziałam tej sceny, więc nie wiem czy był to rozpuszczony bachor, czy moze normalne dziecko. Bo jest tak, że czasami takie zachowania są u dzieci normalne. Każde dziecko ( lub prawie każde) próbuje określić swoje miejsce w społeczności, w tym poprzez próbę wymuszania czegoś, atak, bicie, rzucanie się na ziemię. Ono po prostu sprawdza, ile mu wolno. Od nas zalezy, jak zareagujemy i w rezultacie jak pomożemy (lub nie) dziecku te przestrzeń okreslić. Mój dwuletni syn czasem bije nas po twarzy lub coś świadomie wylewa ze stołu. Ewidentnie "próbuje się" z nami, kto będzie ustalał reguły. Ponieważ jestem matką srogą, więc wędruje za to do kąta. Działa, ale za jakiś czas znów próbuje. Zresztą jest to opisane jako syndrom gniewnego dwulatka. I czy to oznacza, że mam z nim nie wychodzić z domu, nie chodzić na cmentarz czy w miejsca publiczne, bo coś takiego może się zdarzyć?

 

P.S. Jak byłam w ciąży, to miałam potworne wymioty. Tak potworne, że łapało mnie na ulicy. Raz czy dwa nie miałam torebki foliowej - ze wstydem przyznam, że kucnęłam za krzakiem. Ale czy powinnam była siedzieć w związku z tym cały czas w domu?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tez dokladnie tak to zrozumialam, jak abromba. I tez mialam wiele sytuacji bardzo podobnych do opisywanej - moze nie na cmentarzu, ale nie zmienia to istoty rzeczy. Moj syn przechodzil bardzo burzliwie drugi rok. Zaskoczylo mnie to - niby czytalam i wiedzialam, ale starsza corka nic podobnego nie prezentowala. A Kuba - rzucal sie na ziemie w sklepie, krzyczal, probowal wymusic na mnie kupienie czegos czy wziecie go na rece... akurat nie bylam w stanie ani go z nikim zostawic, ani przelozyc zakupow na inny termin, bo i tak nie mialabym go z kim zostawic. :wink:

 

Probowalam jak moglam nie dac sie sprowokowac i nauczyc go, ze nic tym nie wskora. Reakcje? "Takiego to za noge do kaloryfera" - powiedziala pani w kasie w Hipernowej do mojego ojca, ktory placil wlasnie za zakupy, nie wiedzac, ze to dziadek potwora. Ojciec sie zreszta nie przyznal! :wink: A Kuba prezentowal wrzask i rzucanie sie na ziemie, bo nie mial ochoty na zakupy. Innym razem jak sie polozyl i wrzeszczal, bo chcial na rece a ja sie uparlam, ze go nie wezme i stalam nieco bezradnie kolo niego, myslac co zrobic - "kulturalna" starsza para spiorunowala mnie wzrokiem mamroczac w moim kierunku - "co za matka krowa". No a co ja mialam zrobic - podniesc go i nosic? To tylko utrwale w nim przekonanie, ze wrzaskiem wygra...

 

Na szczescie to zachowanie przeszlo dosc szybko, ale nietolerancja ludzi w Polsce pozostawila duze slady w mojej psychice. Wrocilismy do Anglii, Kuba wykonal podobny numer, ja stalam obok i czekalam, az wstanie - bo nauczyl sie, ze niewiele zyska i dosc szybko konczyl pokaz - przechodzila jakas pani, ja az sie skulilam w sobie. A ona poklepala mnie po ramieniu, pokazujac na nastoletnia corke powiedziala: Nie martw sie, ona byla dokladnie taka sama! Szybko z tego wyrastaja! I obydwie sie usmiechnely. Jakas pani przechodzac powiedziala: Ooo, skad ja to znam! To normalne u takich maluchow.

 

Ale pozostala gleboka gorycz. I te slowa "co za matka krowa"... pewnie, najlepiej, gdybym dziecko zamknela w domu i wypuscila, jak sie juz nauczy zachowywac. Tylko, kochani moi, skad ono ma sie nauczyc, jezeli nie przez interakcje? Dlatego moje dzieci tez jedza przy doroslym stole... i wiecie co? Slysze same pochwaly, jak dobrze wychowane mam dzieci... :lol: :roll: :p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mama 3

Do tych z Was, którzy mają jeszcze przed sobą te piękne chwile:

 

Dziecko to kawałek nas samych. Odkąd pierwszy raz pojawiło się nie przestaje mnie zadziwiać. Wydaje się być jakąś lepszą wersją mnie samej. Nie przytłoczone jeszcze tym co nie pozwala mi tańczyć, gdy mam na to ochotę ani płakać, gdy mi pęka serce.

 

A zaczęło się tak jak u Poli Gojawiczyńskiej:

 

"Dziecko. Oto ono. Leży i spoczywa. Z początku to jest nic, sama rozkosz z jego istnienia. Mało sprawia kłopotu, śpi, przebywa w jakimś innym świecie, (...) Matka kładzie sie obok, na łóżku, i spogląda nienasycenie. Żdźbło. (...) podtrzymuje głowę ręką i patrzy, pochylona. Dziecko wznosi spojrzenie w górę, szuka. Oczy ich spotykają sie i nieruchomieją. - To ty? - Tak, to ja ... - To ty? - To ja, mama. Mama."

 

Czy można pozostać obojętnym? W tej chwili nieodwolalnie coś zostaje przypieczętowane. Pamiętam wszystkie okoliczności tego zdarzenia, a przecież miałam to jeszcze przeżyć dwa razy. I tak samo z drugim, i z trzecim dzieckiem. I wciąż ten sam zachwyt.

A potem przychodzi świadomość, że będę mogła patrzeć jak moje dzieci rosną, jak się rozwijają, że to ja podam im rękę i wprowadzę do naszego świata. Czy może być coś piękniejszego?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

smartcat,jeśli jesteś facetem,a tak można sądzić z Twojego postu,to raczej nie jesteś odszczepieńcem,bo raczej nie możesz być odszczepieńcem od kobiet,będąc facetem.

Nie uważasz,że to prawidłowy odruch u kobiet?To jest macierzyństwo po prostu. :lol:

Nie mów,co będziesz chciał kiedyś.Poczekaj chwilkę.

Istnieje duże prawdopodobieństwo ,że będziesz pragnął,aby się nie usamodzielniły jak najszybciej.Między innymi dlatego,że dzieci to nasz zegar. ;)

Tak jestem facetem. Mówiąc o wiekszości miałem na myśli cały zbiór bez rozróżnienia płci. Pisząc o kobietach miałem na myśli że wsród nich odsetek tych które lubia jest zdecydowanie wyzszy niż u meżczyzn.

Odruch jak najbardziej prawidłowy u kobiet, tego nie kwestionuje! :-) Tylko mnie to ich hobby nie szczególnie pociaga. A one potrafią gadać godzinami o kupach, chorobach, co dziecko zrobiło, co powiedziało, zachwycać się brzdącem, dzieckiem itp. Mnie to po prostu nie interesuje. Jak bede mogł z synem czy córka zagrać w tenisa, pojeździc na nartach porozmawiac (nie o ubrankach barbi czy pokemonach) to zaczne traktowac tego człowieka na równi ale póki co niech zachwyca się nim matka a ja mówię to tego czasu pas.

 

Mój mąż tez tak gadał, a mnie dzieci drażniły.

A teraz mąż w pracy gada z pasją z koleżankami/kolegami o dokonaniach swojego Syna (nie muszę dodawać że z dumą) - że np uczy się sikać na nocnik albo ładnie je obiady ... albo że psuje telefony komórkowe ... Mój mąż z córką gada o zjawiskach Fizyki (skąd się bierze deszcz i takie tam) albo opowiada bajki. Dzieci nauczył się przewijać bez oporów. Każdemu odbija na punkcie dziecka - nawet jeśli tobie trudno w to uwierzyć, też się będziesz zachwycać beknięciami swojego Syna lub Córki :p (albo nawet z czułością przyglądać się jak ulewa ...nieważne że na garnitur ...)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abroma , no rzeczywiście, koniec świata, armagedon i co tam jeszcze.

W pełni rozumiem co chciał powiedzieć gość od głupka. Szanujmy innych ludzi, uczmy dzieci norm zachowania. Byłam ostatnio na cmentarzu, alejkami spacerowała rodzina z ryczącym dzieciakiem, który rzucał sie z pięściami na mamę, babcię i ojca . Z czym porównać takie serduszko- z kwiatuszkiem, cudeńkiem ? Więc nie przesadzaj. Można porównywać różne sprawy, zjawiska, zagadnienia jeśli posiadają cechy wspólne.

 

mój synek regularnie rzuca się z pięściami na nas - bierzemy go wtedy pod pachę, żeby wierzgając kończynami nie zrobił nikomu krzywdy, i żeby nie mógł ani podrapać ani pogryźć :-? . Po przeniesieniu go - po ok. 50 metrach - trochę się uspokaja i można odwrócić jego uwagę od źródła frustracji. Po czym na jego buzi pokazuje się śliczny uśmiech przez łezki i dokazuje jak gdyby nigdy nic, albo przytula się do mamusi :D . Ma 2,5 roku, licze na to że to niedługo minie - córeczka też to przechodziła, i przeszło :p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie i dyskusja poszły moim zdaniem w nieco chybioną stronę. Nie wymyśliłam tego sama, gdzieś to przeczytałam albo usłyszałam, ale na pytanie: Czy lubisz dzieci? można opwiedzieć tylko w jeden sposób: A lubisz dorosłych? Oba są tak samo absurdalne. Niektóre dzieci, tak jak i niektórzy dorośli, są urocze, łatwe do lubienia. Inne, podobnie do dorosłych, są nieznośne.

Dzieki są takie, jak i my. Oczywiście pomijam tu dzieci do lat 2, które jeszcze nie do końca przesiąknęły swoimi rodzicami. Dzieci to bardzo ciekawy temat. Z rodzicielskiego i zawodowego punktu widzenia bardzo mnie interesują. Ale spotkałam wiele różnych dzieci, i choć zdarzało się to bardzo rzadko, niektóre z nich nie dały się lubić, mogłam jedynie starać się je szanować.

 

Różnimy się od siebie na wiele różnych sposobów. Jesteśmy otwarci lub nie, uczciwi lub nie, prostolinijni lub nie, szczodrzy lub nie. Nie wszystkie cechy, jakie posiadamy są wyuczone. Z niektóymi przychodzimy na świat. Dyskusje na ten temat toczą sie w świecie naukowym nie od dziś, ale wszystko zdaje się wskazywać na to, że jednak także i pewne cechy osobowości są nam po prostu przypisane. Wychowanie może je oczywiście do pewnego stopnia korygować. Do pewnego stopnia. Ten, kto ma rodzeństwo na pewno zauważył, że jego brat czy siostra są inni, mimo że warunki w jakich się wychowywaliście były co najmniej zbliżone.

 

Tak więc: Czy lubię dzieci? A które? Najbardziej lubię teraz Szymona. Choć on o tym nie wie oczywiście ;) Najbardziej męczy mnie Martyna - ale ona też o tym nie wie ;) Strasznie z niej zaborcza osóbka. Najchętniej zrobiłaby ze wszystkich dokoła swoją publiczność . Na dodatek ma wybitną cechę "atawistyczną". Wyszukuje sobie "ofiarę" wśród dzieci - osobę, którą z uporem stara się pognębić. To taka cecha charakterystyczna wszystkich istot żyjących w stadach, ławicach czy grupach ;) U niektórych dzieci uwidacznia się bardziej, u innych mniej. Niestety to prawda, że u jedynaków częściej.

 

O dzieciach można w nieskończoność. To świetny temat. Ale nie w taki sposób, jak zaproponował tytuł tego wątku.

Mam nadzieję, że wyraziłam się precyzyjnie i nikogo nie uraziłam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...