Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Czy lubimy dzieci?


magmi

Recommended Posts

Może dlatego, ze różni ludzie mają rożne priorytety, jednych oburza wyjeżdzanie niektórych rodziców na narty bez małego dziecka a dla innych to sprawa prawie całkiem normalna.

 

Z drugiej strony - dla jednych priorytetem jest rodzina i niestety spełnianie wszyskich zachcianek dzieci, a dla innych praca- i wtedy pierwsza grupa mówi im, ze zaniedbują rodzinę...

 

To temat rzeka :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 209
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

No tak - temat rzeka - dzieci :p

Sluchajcie nie ulega watpliwosci ze sa rozne kobiety. Sa takie ktore nie wyobrazaja sobie zycia bez dzieci ale sa tez takie ktore nie wyobrazaja sobie zycia z nimi. Ta pierwsza widzi same plusy "mienia" dziecka a ta druga same minusy. Tak bylo , jest i bedzie i nic i zadne przekonywania sie wzajemne tego nie zmianią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no jeszcze wtrące 3 grosze :)

w sprawie piedestału ( podeprę sie aforyzmem :) )

 

Pod hasłem "wszystko dla dziecka" wychowujesz człowieka z postawą "wszystko dla mnie"

 

 

a w sprawie dyskryminacji zawodowej matek małych dzieci

jest róznie :roll: , najczęściej żle :(

macierzyństwo też wymogło :wink: na mnie taką postawę postrzegania ( świata) firmy przez pryzmat "przyjazności macierzyństwu "

 

są takie które dbaja o swoich pracowników także w ten sposób, ze ułatwaija powrót do pracy, tworzą pzredszkola, zgadzają się na prace na pól etetu etc. - ale to wyjątki

najczęściej moje koleżanki nie maja dokąd i po co wrócic po urlopie wychowaczym do pracy

wracają po wypowiedzenie :(

ale ja myśle, ze paradoksalnie to dobrze - bo to, parafrazując - zła firma jest, której nie zależy na pracowniku, która nie ułatwia w zaden sposób pracy matce małego dziecka, która go dyskryminuje

 

w takiej sytuacji wiele z nas ( o, kurka jak to brzmi :lol: ) decyduje się na zorganizowanie sobie miejsca pracy - i to jest dobre :)

 

i zgadzam się w tej kwestii z Środą ze powinny istniec fundusze i mikropożyczki dla kobiet, zgadzam się na preferencyjne kredyty na rozpoczęcie działalności gospodarczej dla mam na urlopie wychowawczym

 

i wierzę ze to powoli będzie sie zmieniac i decyzja: czy pracowac czy wychowywać dziecko nie będzie już taka bolesna

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli dwa zobowiązania ze sobą kolidują, nieodpowiedzialnością i niedojrzałością jest podejmować obydwa.

 

Proste.

 

Nic dodać nic ująć. Lepiej bym tego nie wymyśliła.

 

 

Może dlatego, ze różni ludzie mają rożne priorytety, jednych oburza wyjeżdzanie niektórych rodziców na narty bez małego dziecka a dla innych to sprawa prawie całkiem normalna.

 

Aniu, to nie tak. Dziecko będzie cierpiało. Skoro dla własnych przyjemności ktoś naraża własne dziecko na cierpienie, to nie jest dobrym rodzicem. Nie jest odpowiedzialnym rodzicem. Brakuje mu rozsądku i wyobraźni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aniu,

rozumiem Twoje podejście. Jest uczciwe.

 

Spójrz na to w ten sposób: urodzenie dziecka też jest ZOBOWIĄZANIEM.

Bardzo poważnym zobowiązaniem, którego powinno się dotrzymać. A pzry tym zobowiązaniem DOBROWOLNYM.

 

Jeśli dwa zobowiązania ze sobą kolidują, nieodpowiedzialnością i niedojrzałością jest podejmować obydwa.

 

Proste.

 

 

Rozmawiając z Tobą czuję się naprawdę jak na kozetce u psychoanalityka. Musiałam się otworzyć żeby powyjaśniać niektóre moje słowa :wink:

Ten wątek bardzo się łączy z wątkiem o lubieniu swojej pracy, na którym ostatnio długo rozmawiałyśmy.

 

Mój tato zawsze powtarza, ze codziennie dokonujemy jakiś wyborów i że to włąśnie jest trudne w życiu. Ma rację.

Tak mnie wychowano, że dążę do profesjonalnego podejścia w każdej dziedzinie życia. I zdaję sobie sprawę, ze nie uda mi się być fajną mamą i pracować tak jak teraz a moze i więcej w przyszłości. I tu mam problem :wink:

 

 

I jeszzce tak nieśmieło dodam, ze to zobowiązanie o którym piszesz nie zawsze jest do końca dobrowolne i całowicie świadome czym się stanie gdy już dziecko się pojawi.

Wierz mi, to bardzo trudne decyzje podejmowane pod kątem bardzo wielu czynników. I nie zawsze da się świadomie wybrać: praca albo dzieci.

To chyba wymaga większej ilosci asertywności niż mam na przykład ja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"dla jednych priorytetem jest rodzina i niestety spełnianie wszyskich zachcianek dzieci, a dla innych praca- i wtedy pierwsza grupa mówi im, ze zaniedbują rodzinę... "

Ludzie dla których priorytetem jest rodzina niekoniecznie spelniają wszystkie zachcianki dzieci.

Rozpieszczeni jedynacy nie biorą się stąd iż daje się dzieciom w kazdym stadium ich rozwju poczucie przynależności niewyłączając urlopu. :wink: Rozpieszonych egoistów nie brakuje w rodzinach wielodzietnych. Niekiedy dlatego, iż nigdy nie spełniano ich oczekiwań a nie dlatego że zawsze je spełniano.

Dla ludzi którzy chcą mieć rodzinę musi być ona priorytetem. Inaczej oni z niej zrezygnują, rodzina z nich, albo to bedą jakieś chore układy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maciejo

Ja się z Tobą w sumie zgadzam (paradoksalnie :wink: )

Niestety rozpieszczeni jedynacy powstają bo rodzice spełniają każde życzenie dziecka, bo każde jego słowo jest priorytetem. Tak nie może być.

 

To jest genialne stwierdzenie:

Pod hasłem "wszystko dla dziecka" wychowujesz człowieka z postawą "wszystko dla mnie".

 

Kiedy się już ją ma, rodzina powinna być w sumie najważniejsza. Ale nie można nikogo zmusić, żeby była. I nie da się niestety tak wszystko poukładać, zeby mieć satysfakcjonującą pracę i cały czas być dla dziecka. Bo to też jest psychicznie niezdrowe.

 

Najgorsze są samotne matki wychowywujące ukochanych syneczków. Potem taki syneczek, na którego się chucha i dmucha najczęściej wyrasta na niezłego skurczybyka, któremu się wszystko od swiata należy. To chore przecież!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze są samotne matki wychowywujące ukochanych syneczków. Potem taki syneczek, na którego się chucha i dmucha najczęściej wyrasta na niezłego skurczybyka, któremu się wszystko od swiata należy. To chore przecież!

 

Aniu, ja tak beztrosko nie wypowiadałabym się na temat matek samotnie wychowujących dzieci. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak ciężkie to musi być. Takie "niezłe skurczybyki" wychodzą również spod skrzydeł obydwojga rodziców. Nie generalizujmy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Racja

Nie generalizujmy.

Tylko niestety jest to grupa podwyższonego ryzyka, bo kobieta która całą swoją miłość przelewa na jedynego synka jest narazona na wiele pomyłek wychowawczych związanych z zachwianiem równowagi rozsądkowej- jeśli można tak to nazwać.

 

Ale przepraszam wszystkie samotne matki, jeśli je uraziły moje słowa. Nie chciałam tego. Wiem, że ich postępowanie i starania zasługują na największy szacunek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jako dziecko bylam czasami zostawiana z babcia, zeby rodzice mogli sami gdzies wyjechac. Pierwszy raz jak mialam rok. I nikt nie pamieta tego jako traumatycznego wydarzenia. I ja i babcia bylysmy zadowolone - jako pierwsza wnuczka moglam liczyc na wyjatkowe rozpuszczanie podczas takiego pobytu. Moim zdaniem duzo zalezy od dziecka, mnie od poczatku sporo zostawiano i nigdy nie mialam z tym problemu. Nie uwazam, ze zostawienie malego dziecka na tydzien z kims kogo zna i do kogo mamy zaufanie to jakies straszne przestepstwo czy brak milosci do dziecka.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Peilin, ty tego nie pamiętasz jako traumatycznego przeżycia, bo ty tego w ogóle nie pamiętasz. A że obie z babcią byłyście zadowolone, to wiesz od babci i rodziców.

Ale oczywiście prawdą jest, że dzieci są różne.

 

I jeszzce tak nieśmiało dodam, ze to zobowiązanie o którym piszesz nie zawsze jest do końca dobrowolne i całowicie świadome czym się stanie gdy już dziecko się pojawi.

 

Jeśli już porównujemy z zobowiązaniami wobec dziecka i wobec pracodawcy, to różnic jest oczywiście więcej.

 

Po pierwsze, wobec pracodawcy możesz uczciwie postawić sprawę. Ja tak zrobiłam. Możesz powiedzieć: dla mnie najważniejsza jest rodzina, a nie praca. Nie będę pracować w nadgodzinach, bo mam małe dziecko. Proszę w miarę możliwości nie wysyłać mnie daleko od domu. Jeśli moje dziecko będzie chore, wezmę L4. Oczywiście, będę pracować rzetelnie i spełniać swoje obowiązki najlepiej, jak potrafię.

I pracodawca może to zaakceptować albo nie (chociaż wszystkie te wymienione "fanaberie" są matkom małych dzieci zagwarantowane w kodeksie pracy).

A dziecko nie ma nic do powiedzenia. Ty za niepodejmujesz decyzję (jeszcze zanim się urodziło!), że np. na pierwszym miejscu będzie praca. Ono nie może powiedzieć: "a, to w takim razie pani już dziękujemy", albo zdecydować, że w takim razie NIE CHCE się urodzić...

 

Po drugie, jeśli ze swoich zobowiązań wobec pracodawcy nie będziesz się należycie wywiązywać, to on cię po prostu zwolni.

A dziecko nie. Nie ma obaw, że na twoje miejsce zatrudni kogo innego. Ty je możesz zaniedbywać, a ono nadal będzie cię potrzebować, kochać, rozpaczliwie tęsknić za tobą.

 

Na straży naszych zobowiązań wobec naszych dzieci stoimy my sami. I dlatego tak trudno czasem jest się z nich wywiązywać. Bo bycie rodzicem bywa ciężką harówą od rana do nocy, zwłaszcza na poczatku.

 

Ale równocześnie, Aniu, pomyśl: tak nie będzie wiecznie. A tak naprawdę, tak będzie bardzo krótko.

Nasza praca zawodowa zajmuje - bagatelka! - jakieś 30-40 lat naszego życia. Naszym rozlicznym hobby, ulubionym sportom, życiu towarzyskiemu możemy się oddawać przez całe swoje dorosłe życie, jeśli tylko zdrowie pozwoli.

A dziecko jest takie małe i wymagające raptem przez 3 lata. Potem oczywiście też wymaga dużo uwagi, troski, czasu i pieniędzy, ale nie wiąże już tak bardzo rodzicom rąk - można wyjechać bez niego, można normalnie pracować bez wyrzutów sumienia, można wyjść na balangę cało nocną, można coraz więcej...

Te pierwsze 3 lata - to tak mało w gruncie rzeczy! A jeśli źle się je wykorzysta, to już nie da się tego później nadrobić, mija i koniec, dziecko rośnie. Podczas gdy praca zawodowa nie ucieknie, choć może teraz trudno Ci w to uwierzyć.

 

Ja wcale nie jestem taką stuprocentową mamuśką, jak mnie postrzegasz. A raczej - jestem, ale chwilowo. Zawiesiłam na kołku parę swoich pasji (np. żeglarstwo - mamy coś wspólnego ze sobą :D - poza baaardzo ulgowymi szuwarowymi rejsami rodzinnymi). Ambicje zawodowe też na razie odstawiłam na półkę.

Ale ja wcale z tego wszystkiego nie zrezygnowałam. Ja się po prostu cieszę tym okresem w moim życiu, kiedy mam małe dzieci - ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. A kiedy minie, z zapałem znów rzucę się w wir życia pozadomowego. :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co magmi...

Ja Ciz azdroszczę.

Mądrości, świdomości działania i tego, że te dzieciaki tak szanujesz i kochasz. Wszystkie, nie tylko swoje :lol:

 

Mnie tym natura nie obdarowała. Jak w temacie- ja dzieci po prostu nie lubię.

Przypominasz mi trochę jedną z moich kuzynek- matkę trójki chłopaków, przysłowiową gospodynię domową, która nie pracuje i nigdy nie pracowała (tu się akurat różnicie).

Bardzo ją lubię ale zbyt długo nie moge z nią przebywać właśnie z powodu jej przychówku.

Z pozytywnym nastawieniem i sympatią do dzieci trzeba się chyba urodzić :cry: Ona (i Ty też) ma tego w nadmiarze, a dla równowagi ja nie mam wcale :cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magmi pieknie ujęłaś tę miłośc, odpowiedzialność.

Co do pracy jest jeszcze jedna kwestia w jakim zawodzie i gdzie się pracuje. Nie wszędzie jest możliwośc awansu, nie w każdej pracy pracodawca patrzy wilkiem na kobiety w ciąży i młode matki. Jak się ma taką pracą o wiele łatwiej przychodzą pewne decyzje i wybory. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magmi,

Oczywiscie, ze nie pamietam jak zostalam z babcia w wieku 1 roku, ale pamietam doskonale jak bylo pozniej i jak bylo, gdy zostawalam jeszcze z siostra (7 lat mlodsza, wiec dosyc dobrze pamietam jak byla mala). Rodzice czasami wyjezdzali i tyle. Zadnych problemow z tym nie bylo, tak bylo zawsze i dzieci do tego przyzwyczajone, wiedzialy, ze wroca. Podobnie jak Ozzie uwazam, ze rodzice maja prawo miec czas tylko dla siebie. Moim zdaniem nawet male dziecko, to nie powod zeby z wszystkiego rezygnowac.

Pozdrawiam

Iwona

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja mialam tak:

 

Musialam zostawic 6-letnia Nicole z moim bratem, jej wujkiem, na tydzien. Nie protestowala, bo ma tam dwoch braci ciotecznych i lubi. Ale pod koniec pobytu (dzwonilam codziennie) juz byl smutny glosik...

 

Wyjezdzalam do Polski na dwa dni z Nicola do dentysty (jest pod opieka ortodonty, tu by kosztowalo fortune, taniej mi wychodzi w Polsce! :) ), musialam zostawic 3-letniego Kubusia tylko z tata w domu. Po drodze na lotnisko jeszcze bylo dobrze, jak przyszlo do pozegnan, koniec. Trysnely lzy, przez dwa dni podobno ryczal non stop, odmawial chodzenia do przedszkola, makabra. Teraz jak jedziemy na lotnisko (a sytuacja, zebym go zostawila z Davidem a sama poleciala juz sie nie powtorzyla), Kuba ze strachem pyta: ale nie zostawisz mnie tu i nie polecisz sama?

 

Prawda jest taka, ze po urodzeniu Nicoli przeszlam na pol etatu, a maz zaczal pracowac na noce... i tak to dalej sie ciagnie. Ja w ogole pracuje teraz w domu, David szuka takich zmian, zeby chociaz troche w ciagu dnia pobyc z dziecmi. Pracuje za to 6 dni w tygodniu... Nie wyobrazalam sobie zostawienia dziecka z obca osoba, bo rodziny tu nie mialam... a jakos nie potrafilam zaufac niani... a w ogole nie potrafilam sobie wyobrazic, zeby dziecko powiedzialo pierwsze slowo, zrobilo pierwszy krok beze mnie...

 

Moze jestem kura domowa. Od urodzenia Nicoli - 8 i pol roku - raz jeden udalo nam sie wyrwac do kina i raz ja sama z kolezanka poszlam na Jesus Christ Superstar, jak akurat wystawiali w Londynie, bo David poswiecil sie i zostal z dzieckiem... Zreszta nigdy tego nie zapomne, bo okazalo sie, ze tej samej nocy zginela ksiezna Diana, to tak na marginesie... Do niedawna mieszkala w moim miasteczku Agnieszka, tez Polka, z nia dzieci lubily zostawac i nie balam sie ich zostawic, ale przyzwoitosc wymagala, zeby takie kontakty zostawiac na "nagly wypadek", a nie wykorzystywac niecnie w celach rozrywkowych... :)

 

No i tak w podsumowaniu: Kubus mial 2 miesiace, jak akurat byli u mnie rodzice. Dostalam propozycje pracy na 1 dzien w Londynie - ojciec zgodzil sie, ze sie zajmie Kuba, wiec pojechalam. Wracam wieczorem, a tu Bonanza - ojciec wsciekly krzyczy na mnie, ze go taka odpowiedzialnoscia obarczylam, oprocz tego w domu smiertelna cisza... myslalam, ze zejde na serce, az w koncu ojciec z siebie wyrzucil, ze w momencie nieuwagi Kuba mu zlecial z przewijarki, jak mu zmienial pieluche... Oczywiscie polecialam z nim do lekarza na kontrole, nic sie nie stalo... ale takie to sa przyjemnosci zostawiania dziecka z kims... i do kogo moglabym miec pretensje?

 

Wiec ja juz chyba zostane ta kura domowa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...