kroyena 26.02.2005 08:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Lutego 2005 Ale fajne przydługie klikania, a to chyba trochę prostsze. "If you love somebody, .... Set tham free, Free, free, Set tham free, Free, free,...." Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Delegat 26.02.2005 09:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Lutego 2005 Przykład z drugiej stony. Wcześniej niż mi to żonie przytrafiło się zakochać. Dziś oczywiście twierdzi, że to nie było nic wielkiego. Ma za to pretensję do mnie o pewne zachowania związane z moję Przyjaciółką (tutaj apel do kobiet - jak raz coś powiecie, to my naprawdę rozumiemy i zapamiętamy. Jak coś Wam wytłumaczymy, to uwierzcie, że może to być prawdą). Wie o niej. Wie też, że mi się bardzo podobała - tego się nie dało ukryć i nawet nie próbowałem, ale w żadnym wypadku nie zaniedbywałem jej samej. Dlaczego nie próbowałem ukryć? Bo skoro ktoś coś ukrywa, to może ma powody, żeby to robić? Ja nie mam. Więcej o tym pod koniec.Zakochanie żony przyszło w najgorszym momencie. Naprawdę nie można wybrać gorszego, biorąc pod uwagę naszą przeszłość i moje podejście do życia. Nie chcę jednak publicznie zdradzać takich szczegółów. Żona chciała, żebym przyniósł jej kartki, która miała włożone w kalendarz. Kiedy po nie sięgnąłem, to mój wzrok zatrzymał się na zapiskach. Co to było? Nie uwierzycie. List pisany do faceta w którym się zakochała. W jakiej tonacji najgorszej z możliwych - pełna miłość do niego i wręcz nienawiść do mnie. Nie za coś, tylko dlatego, że jest ze mną a nie z nim. Tutaj od razu zaznaczam - mój wirtualny flircik nie był żadną zemstą za to i w ogóle nie jest z tym związany. Przypomnę jeszcze, że właśnie podczas flirtu bardziej kochałem żonę i wręcz to było częścią korespondencji z moją koleżanką. Sięgnałem więc przy okazji dalej. Tak - naruszyłem jej prywatność, ale nie czuję wyrzutów sumienia. Dalszą część wieczoru spędziłem samotnie. Znalazłem wymówkę, żeby się urwać. Ryczałem chyba 2 godziny, co nigdy mi się nie zdarzyło. Pełne użalanie się nad sobą. Życie dla mnie było skończone. Samobójstwa nie popełniłem tylko ze względu na wiarę i rodzinę. Podobnie rozwód nie wchodził w grę. Wyjścia były 2: zatracić się w pracy (kontrakt w Nowej Zelandii i rzadkie wizyty w domu), żeby rodzina myślała, że jest OK lub walka. Zdecydowałem się na to drugie rozwiązenie. Jak wróciłem z krainy wycia, to żona niczego się nie domyślała. Tym razem byłem dobrym aktorem. Ona zresztą też. Przez 2 miesiące zapiski ciągle się pojawiały, a udawała, że dalej jest zakochana we mnie. Ja zaś walczyłem dalej, żeby pokazać jej jakim jestem człowiekiem. Nie wiem kiedy ją odzyskałem tak do końca, ale było to pewnie dopiero po ponad 2 latach!!! Czy mnie zdradziła fizycznie? Na 99% powiem - i mam nadzieję - że nie. Pozostałość tamtego dramatu, to właśnie brak tego 1%. Kłamała mnie, że kocha, a zapiski (robione na użytek osobisty, więc najbardziej wiarygodne) mówiły co innego. Ukrywała przede mną wszystko, dlatego teraz wolę jak się nic nie ukrywa - zawsze to świadczy, że pozostała nadzieja, że można walczyć. A może kłamała, żeby mnie nie ranić? Jeszcze nie wiem. Po 6 latach od załamania, mogłem powiedzieć, że wspomnienia nie niosą już bólu. Miłość kwitnie dalej. Jesteśmy szczęśliwą rodzinką. Co nasze dzieci by teraz czuły, gdyby nie walka na którą się zdecydowałem? Był jeszcze "drugi raz". Pojawił się ktoś w jej otoczeniu, kto strasznie jej się spodobał. Nie wiem czy w tym przypadku cokolwiek się wydarzyło, ale fascynacja była pełna. Nie udało się jej tego ukryć, choć próbowała i nawet dalej twierdzi, że jest to tylko kolega. Jak twierdzi, nie jest nawet przyjacielem, żeby nie wspomnieć o czymś innym. Moje wspomnienia z poprzedniego dramatu jednak odżyły. Zastanawiałem się czy znowu to nie jest to samo. Byłem pełen najczarniejszych myśli. Szczególnie wtedy, kiedy podejmowała pewne decyzje i to były "ich" decyzje, albo kiedy przypadkiem okazywało się, że z nim się spotkała. Jakoś dziwnie się poczułem, kiedy "my" nie obejmowało już mnie. Sprawdzając (pod kątem poprawności a nie zazdrości) zaś bilingi mojej komórki - którą ona codzień używa - widziałem mnóstwo SMS-ów (do mnie ich nie słała) i telefonów do niego. Zacząłem więc podejrzewać, że starciłem miejsce numer 1 w jej sercu. Mieliśmy kilka rozmów na ten temat i choć nie przebiegały tak jakbym sobie życzył, to pozbyłem się większości obaw. Od kiedy sam mam przyjaciółkę, to wiem jednak, że przyjaźń nie tylko jest możliwa. Powiem wręcz, że przynosi wiele korzyści stałemu związkowi. Teraz próbuję żonę pobudzić do jeszcze bardziej szczerych rozmów. Nie widzę problemu, jeżeli powiedziałaby mi, że ma ochotę iść ze swoim kolegą na kawę czy na inne spotkanie. Przecież ona też potrzebuje troszkę wolności. Szczere rozmowy potrzebne są także jej, a zdaję sobie sprawę, że o pewnych rzeczach trudno się rozmawia. Czasem łatwiej z obcą osobą niż własnym partnerem. Ja potrafię zrozumieć wiele rzeczy i choć jestem zazdrosny, to potrafię opanować tę zazdrość. Chcę tylko wiedzieć co jest grane. Zresztą - jeżeli ma problem który dotyczy mnie, to może potrzebuje się komuś wyżalić, lub zaczerpnąć męskiej opinii? Może potrzebuje także, żeby ktoś inny powiedział jej, że jest piękną kobietą (a zdecydowanie jest!) i rozwiał jej kobiece kompleksy? Czy moje zrozumienie jej potrzeb wynika z tego, że dorosłem? A może bo sam mam przyjaciółkę? A może mają przyjaciółkę a nie przyjaciela, wiem teraz więcej o kobietach? Tak czy owak - z tą zdradą psychiczną to bywa różnie. Dlatego zamiast się zatruwać negatywnymi myślami, trzeba kochać dalej i dbać o miłość. Niech nasz przykład pomoże - po to jest ten dział - innym uwierzyć, że miłość może przetrwać zdradę psychiczną, zwłaszcza że często są one urojone tak jak mówi drugi przykład. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Delegat 26.02.2005 09:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Lutego 2005 Delegat Coz delegacje zyja swoim innym jakze stresujacym ale czasem rozkosznym zyciem Tylko delegacje wymagają samozaparcia. Widziałem już żenujące przykłady, jak to ludzie chyba nie dorośli do bycia z kimś. Z góry ostrzegam, że takie życie jest tylko dla ... nienormalnych. Być długo poza domem, być narażonym na miłe przeżycia i nie ulec... To tylko nieliczni potrafią. Wiem jednak, że można Mam bardzo miłe wspomnienia Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dziubek 01.03.2005 15:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Marca 2005 Delegat ty książki powinieneś pisać. Ale wracając do tematu to małżonek mój był kilka lat temu w delegacji dłłłłłługiej. jak wracał to było cudownie, ale tylko 3 dni potem proza życia. Jak wyjeżdzał były łzy, znowu tęsknota prezenty, jak wracał znów było pięknie. itd. Dziś jest nieustannie w domu brak mi czasem tych delegacji bo każdy musi od siebie odpocząć, nie jestem ciekawa co tam robił, ważne że wracał, żę był ze mną. Sama czasem myślę co by było gdyby ten facet..., ale zaraz wracam na ziemię, czy to też jest zdrada, ksiądz twierdzi że tak i każe się spowiadać, ja nie widzę w tym nic złego. Porozmawiaj ze swoim mężem może czegoś mu brakuje, może wolałby oglądać twoje zdjęcia ale nia ma takowych więc szuka gdzie indziej. Pogadajcie szczerze. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Delegat 06.03.2005 18:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2005 Dziubek - czy zbaczamy na tematy wiary? kiedyś słuchałem dokładniej tego co mówią księża. Teraz, mając własne już zdanie, patrzę raczej na to co mówi Biblia i to jak moje zachowanie wpływa na innych. Ważniejsze od tego co mówi ksiądz jest dla mnie to, żeby nikogo nie skrzywdzić. Przypuszczam, że brałaś ślub kościelny. Czy wobec tego słowa: "ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci" coś dla Ciebie znaczą? Dla mnie tak. Przysięgę złożyłem, bo kochałem i kocham moją żonę. Czegoś w życiu trzeba się trzymać. Jeżeli ktoś nie chce być wierny, to niech nie składa przysięgi i to niezależnie czy tam jest odwołanie do Boga, czy go nie ma, czy się w niego wierzy czy nie. Czasem rodzina zmusza wręcz do ślubu kościelnego czy w ogóle. To uważam za bzdurę - ślub bierze się z drugą osobą a nie z rodziną lub na pokaz. Robienie czegoś na pokaz to tylko szyderstwo z tego faktu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.