Zdziebdzio 17.03.2005 14:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Marca 2005 wiem, ze juz byly podobne tematy, ale co myslicie o tym? Czy dzieci , ktore wychowuja sie w domkach jednorodzinnych nie sa samotne? Mieszkajac w bloku maja mnostwo znajomych, spotykaja sie chociazby w piaskownicy, odwiedzaja sie nawzajem o roznych porach dnia, kiedy tylko zechca, a dzieci z domkow? Jak to wyglada, czy moze ktos kto mieszkal w dziecinstwie w domku moglby sie podzielic swoimi odczuciami ?? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
peilin 17.03.2005 15:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Marca 2005 To zależy od tego czy w okolicy sa inne dzieci. Ja mieszkalam w miejscu, gdzie do najblizszej kolezanki mialam 10 minut pieszo i zazdroscilam kolezankom z bloków, ze maja do siebie tak blisko. Jak sie okazalo, gdy dorosłysmy, one zazdroscily mi bliskosci lasu i nieograniczonych (prawie) mozliwosci jazdy na rowerze oraz wlasnego pokoju i lazienki.Juz w doroslym zyciu zastanawialam sie nad tym wielokrotnie i po roku w mieszkaniu stwierdzilam, ze dom jest bez porownania lepszy takze dla dzieci. Oczywiscie mieszkania moga byc rozne 200m przy Polach Mokotowskich czy Lazienkach w Warszawie musi byc fajne, ale rozumiem, ze pytanie nie bylo co lepsze dom czy mieszkanie.Na pewno jest fajniej jak w okolicy sa jakies dzieci, a osiedla domkow wydaja sie spokojniejsze i bezpieczniejsze niz blokowiska.Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
smartcat 17.03.2005 15:23 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Marca 2005 wiem, ze juz byly podobne tematy, ale co myslicie o tym? Czy dzieci , ktore wychowuja sie w domkach jednorodzinnych nie sa samotne? Mieszkajac w bloku maja mnostwo znajomych, spotykaja sie chociazby w piaskownicy, odwiedzaja sie nawzajem o roznych porach dnia, kiedy tylko zechca, a dzieci z domkow? Jak to wyglada, czy moze ktos kto mieszkal w dziecinstwie w domku moglby sie podzielic swoimi odczuciami ?? Jak chodzą do jednej szkoły w poblizu miejsca zamieszkania to beda po zajeciach rzucać teczke brac rower czy piłkę i szaleć z rówieśnikami. Powiem Ci jak zrobiła moja szwagierka zeby dzieci miały przyjaciól od małego i nie czuły się wyalienowane. Już w przedszkolu zapraszała na imieniny i urodziny kolezanki i kolegów swoich dzieci wraz z rodzicami. Oczywiście z częścią się zakolegowała blizej. Co skutkowało pewnymi ułatwieniami bo raz jedni raz drudzy rodzice zabierali dzieciaki z przedszkola i przez cześć dnia były po opieką innych dając chwile wytchnienia sobie. Jak szły do podstawówki nie były przestraszone bo do klasy byli zapisani ich mali przyjaciele. Takie zaprzyjaźnienie się z rodzicami swoich pociech ma jeszcze inna dobrą strone. Na zebraniach w przedszkolu czy szkole jako zaprzyjaźniona grupa rodziców mają wiekszą siłę nacisku na wychowawców w różnych kwestiach chociazby w sprawie zajeć dodatkowych prowadzonych przez szkołe. W szkole tez mechanizm sie powtarza i grono znajomych rodziców ( zaprzyjażnionych) powieksza sie o następne osoby dotad nieznane. Potem były wspólne wyjazdy do Bukowiny na narty. Dzieciaki były w swoim gronie czuły sie pewnie bawiły się razem. Ktoregos roku to wynajelismy cały dom gdzie nasze grono wraz z dzieciakami liczyło ponad 20 osób. Ale nikt nie zwracał uwagi że szczyle ganija po schodach i wrzeszczą bo bylismy w swoim gronie. Moje np najsilniejsze wiezi przyjacielskie siegające też czasów przedszkola bo tez rodzice sie znali i spotykali. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 17.03.2005 17:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Marca 2005 Zdziebdzio, ja też się nad tym zastanawiałam, bo mam dwóch synów i działkę na tzw. "zadupiu". I co się okazuje - jeżeli kupujecie działkę wśród innych działek, nawet daleko od miasta, to wedle dużego prawdopodobieństwa zamieszkają tam inne rodziny z dziećmi. U nas na dzień dzisiejszy budują się cztery domy i w nich zamieszka ośmiu chłopców (w tym dwóch moich) My jeszcze nie mieszkamy a chłopaki już się świetnie razem bawią przy każdym spotkaniu, dzwonią do siebie itp. Nie martw się. Wszystko się ułoży i to pewnie lepiej niż sobie wyobrażasz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 17.03.2005 18:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Marca 2005 Dzieci mam już dorosłe, od urodzenia mieszkały w domku sporo oddalonym od szkoły, niewielu mieli rówieśników w okolicy, w której mieszkalismy. Czasem, owszem, były pretensje o to, że wracając do domu ze szkoły właściwie zostawały odcięte od koleżanek, kolegów, nie było wspólnych powrotów ze swoją "paczką" (ze względu na odległość, dla bezpieczeństwa wożone były samochodem). Każde wyjście do koleżanki czy kolegi było wyprawą. Tych z kolei, do odwiedzin, również zniechecała odległość. Problem rozwiązał się, kiedy każde z dzieci znalazło swoje konkretne zajęcie. Córka zaczęła codzienne, kilkugodzinne treningi sportowe, co wiazało się również ze spotkaniami z rówieśnikami z klubu, musiała dzielić czas na sport i naukę, na resztę nie było czasu. Syn wsiąkł w komputer (nie w gry, uchowaj Boże), zawieranie i pielęgnowanie znajomości nabrało dla niego innego wymiaru. Teraz z prespektywy czasu, jako dorośli ludzie, chórem przyznają, że mieszkanie w domku, z dala od miasta, blokowisk i zwiazanych z nim różnych... pułapek i pokus, często zgubnych, miało na nich bardzo dobry wpływ. Sami również planują życie z dala od miasta. A ja to popieram Pozdr. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zdziebdzio 18.03.2005 08:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Marca 2005 Dzieki dziewczyny!!!! Bardzo mi to pomoze. Moje dzieci sa jeszcze male wiec nie sa w stanie powiedziec gdzie chcialyby mieszkac. Mojej corce zalezy jedynie na tym (5 lat) zeby mialo blisko nad morze wiec jej powiedzialam ze teraz mialaby 4 kilomtery blizej nad to morze z Topolina niz z Ursusa. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Maluszek 18.03.2005 10:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Marca 2005 Zdziebdzio - u nas po przeprowadzce przez jakieś 2 tygodnie naszej córce było bardzo źle. My w tym czasie zajęci byliśmy rozpakowywaniem, sprzątaniem domu itd i nie poświęcaliśmy jej tyle czasu co poprzednio a ona bidulka cały czas sama głównie w domu bo przeprowadziliśmy się w marcu i pogoda nie sprzyjała do siedzenia w ogrodzie. Ola bardzo te dwa tygodnie ciężko przeżyła - nawet chciała zamieszkać u babci. Dopiero jak udało jej się poznać dzieci w okolicy jej stosunek do nowego domu się zmienił i jest szczęśliwa. Najważniejsze jest to, żeby w okolicy gdzie zamierzacie się budować mieszkały dzieci najlepiej wiekowo zbliżone do Twoich. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Aga J.G 18.03.2005 11:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Marca 2005 My co prawda dopiero zaczynamy, ale problem pojawił się juz przy kupnie działki nasz starsza córka wyraziła sie jasno dzialka musi być tam żeby nie musiala zmieniac szkoły i było blisko do koleżanke warunek został spełniony nasza działka jest oddalona o 15 minut od naszego obecnego miejsca zamieszkania córka jest szczęśliwa My też ponieważ wiem że chetnie będzie mieszkała w nowym domu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
JoShi 18.03.2005 11:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Marca 2005 wiem, ze juz byly podobne tematy, ale co myslicie o tym? Czy dzieci , ktore wychowuja sie w domkach jednorodzinnych nie sa samotne? Mieszkajac w bloku maja mnostwo znajomych, spotykaja sie chociazby w piaskownicy, odwiedzaja sie nawzajem o roznych porach dnia, kiedy tylko zechca, a dzieci z domkow? Jak to wyglada, czy moze ktos kto mieszkal w dziecinstwie w domku moglby sie podzielic swoimi odczuciami ?? Wychowalam sie w domku na wsi. Byl polozony na obrzezach wioski, co sprawialo, ze wlasciwie nie mielismy sasiadow, w przeciwienstwie do innych rowiesnikow ktorych domy staly w bardziej zwartej zabudowie. Ja nie czulam sie samotna. Pomijajac fakt, ze wychowywalam sie z bratem i ze moj kuzyn z pobliskiego miasteczka chetnie przyjezdzal na wakacje to moj kontakt z rowiesnikami byl pewnie rownie czesty jak w przypadku dzieci z blokow. Szkola, no to wiadomo, wszedzie jest tak samo. Nasza miescila sie w duzym parku, co sprzyjalo zabawom i ciagnelo nas na boiska nawet po lekcjach. Moj brat grywal z kolegami mecze pilki noznej a my, dziewczyny czesciej w siatkowke albo koszykowke. A jak bylismy mlodsi to zbieralismy druzyny do beczki albo zbijaka. Po szkole to wiadomo do domu i lekcje (w bloku to samo) a po lekcjach ? Hulaj dusza piekla nie ma. Na rower i wio... Albo do parku na boisko, albo w inne miejsca gromadzenia sie dzieciakow i zawsze cos sie wymyslilo, jakas przejazdzke, albo gre w kapsle, w chowanego, w podchody. A zima zbieralismy sie w starej zwirowni, gdzie byly swietne warunki do jazdy na sankach lub workach. Soboty mijaly dzieciakom pod sklepem, gdzie wszyscy sie gromadzili w oczekiwaniu na dostawy chleba. To obecnie dzieciom nie grozi ale w miescie takich "imprez" nie bylo. Ech tam to sie dopiero wymyslalo zabawy. Teraz mieszkam na wsi i czasem obserwuje przez okno dzieciaki z naszej ulicy. Nic sie nie zmienilo. Spotykaja sie, jezdza na rowerach a zima lepia wspolnie balwana albo jeszcza na lyzwach na pobliskim rozlewisku (plytka woda i nie ma niebezpieczenstwa, sama bym pojezdzila). Ciagle cos razem kombinuja. Nie sadze, zeby czuly sie samotne w swoich domach. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
magmi 21.03.2005 12:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Marca 2005 Przeniosłam córkę ((II klasa podstawówki) do szkoły w nowym miejscu zamieszkania, właśnie po to, żeby miała swoje towarzystwo, swoje środowisko rówieśników jak najbliżej domu, żeby nie czuła się "wywieziona na koniec świata". Syna zapisałam do lokalnego przedszkola.Uważam teraz, że było to bardzo udane posunięcie. Koleżanki szkolne mieszakją w odlegości 5-10 minut na nogach, po lekcjach nawzajem się odwiedzają (oczywiście nie codziennie, bo nawet nie mają tyle czasu wolnego). Widzę, że dzieci ze starszych klas po szkole całymi gromadami "odprowadzają" się do domów, bawią się na ulicach osiedla i w ogródkach, pewnie z naszymi będzie to samo.W najbliższym sąsiedztwie już niedługo będziemy mieć sporo dzieci w podobnym wieku do naszych, ale większość rodziców nie zamierza ich posyłać do lokalnej szkoły w obawie o jej poziom (jest to obawa całkowicie nieuzasadniona, ale przyznaję, że ja też mialam wcześniej takie rozterki). Trochę szkoda. Szkołą bardzo dzieci łączy. Ale pewnie i tak będą się razem bawić. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marta1719498972 21.03.2005 13:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Marca 2005 Moje dziecko jest niestety odrobinę narażone na samotność. Może się to zmieni (mam taką nadzieję). Niewiele jest w okolicy małych brzdąców, bo domów jeszcze niewiele. No i rzecz, której zazdroszczę magmi: miejscowa szkoła. Bardzo chętnie posłałabym dziecko do szkoły w naszej wiosce, ale jest to raczej niemożliwe. My pracujemy w Warszawie, rano oczywiście moglibyśmy zawieźć dziecko do szkoły, ale musiałoby siedzieć tam do 18:00-19:00 czekając na nasz powrót - a to już byłaby przesada Tak naprawdę to właśnie ta szkoła najbardziej mnie martwi. Czy moje dziecko jest skazane na swoich rodziców jako tych, z którymi dociera do/wraca ze szkoły? Zdecydowanie wolałabym, żeby byli to jej znajomi, przyjaciele ze szkoły, a nie ja, mąż i nasz samochód [/b] Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
magmi 22.03.2005 10:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 Ja miałam obawy, że jesli zostawię córkę w szkole w mieście, to będzie jej trudniej zżyć się z nowym otoczeniem, że po jakimś czasie - gdy będzie trochę starsza - będzie niezadowolona, że na jakiejś wsi zapadłej mieszka, gdy "prawdziwe życie" - czytaj życie towarzyskie jej znajomych i przyjaciół - toczy się w mieście, w okolicach szkoły. Oczywiście, do gimnazjum i liceum i tak będzie musiała jeździć. Ale pewnie te dzieciaki z jej podstawówki będą jeździć wspólnie (gimbus), będzie więc dalej miała swoje towarzystwo... Marta, czy twoje dziecko już chodzi do szkoły? Coś mi dzwoni, że jeszcze nie, prawda? Czy rzeczywiście tak późno wracacie do domu? W takiej sytuacji chyba rzeczywiście pozostaje przedszkole i szkoła blisko pracy rodziców. Ale to rozwiązanie ma sporo wad. Dziecko chore - po zeszyty na koniec świata. Wizyty u kolegów/koleżanek - raczej tylko od wielkiego dzwonu. Towarzystwo z klasy się spotyka po lekcjach na podwórku czy boisku i grają w piłkę - Twoje czuje się wykluczone z tych rozrywek. Z drugiej strony, na pewno nie będzie tak źle, gdy w sąsiedztwie pojawią się jakieś dzieci w wieku Twojego - pewnie niejedno będzie w podobnej sytuacji. A może pora pomyśleć o rodzeństwie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marta1719498972 22.03.2005 10:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 A może pora pomyśleć o rodzeństwie? jeszcze się wstrzymam mała ma dopiero rok i 2 m-ce, ale rodzeństwo będzie miała na pewno! Wszystko co napisałaś, to święta prawda. Nawiązanie znajomości i przyjaźni z miejscowymi dziećmi jest bardzo ważne i zdecydowanie łatwiejsze, gdy dziecko chodzi do miejscowej szkoły. U nas to nie jest tak, że w sąsiedztwie żadnych dzieci nie ma. Pojedyńcze sztuki się znajdą, ale te gromadne powroty ze szkoły, codzienne "wyprawy" w nieznane, odwiedzanie się nawzajem - to dopiero jest frajda! Gdy przypomnę sobie swoje dzieciństwo, mnóstwo dzieciaków, nie wiedzieliśmy, co to jest nuda. Rodzicom nie przyszłoby nawet do głowy, że możemy być samotne, że trzeba nam pomóc, czas jakoś zorganizować, nie było takiej potrzeby. No nic, może nie będzie tak źle Tyle się jeszcze może zmienić... Czy rzeczywiście tak późno wracacie do domu? ano rzeczywiście Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Eluś 22.03.2005 10:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 U nas jest zupełnie inaczej. Dzieciaki ze szkoły podstawowej jak idą do gimnazjum to są dzielone podobno po to, żeby wyrównać poziom wiedzy i dzieje się tak, że córka znajomych z klasy 20 osobowej szkoły podstawowej trafiła do gimnazjum z dwoma chłopcami z jej klasy na dodatek każdy mieszka w innym końcu. Więc po lekcje musi dzwonić na drugi koniec gminy. Więc zastanawiam się czy i tak ktoś nie zniweczy waszych planów Teraz to zupełnie inaczej w tych szkołach się dzieje. Nikt nie patrzy na przyjaźnie, znajomości. Ma się przystosować i już. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Magdzia 22.03.2005 11:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 Moje dziecko jest niestety odrobinę narażone na samotność. Może się to zmieni (mam taką nadzieję). Niewiele jest w okolicy małych brzdąców, bo domów jeszcze niewiele. No i rzecz, której zazdroszczę magmi: miejscowa szkoła. Bardzo chętnie posłałabym dziecko do szkoły w naszej wiosce, ale jest to raczej niemożliwe. My pracujemy w Warszawie, rano oczywiście moglibyśmy zawieźć dziecko do szkoły, ale musiałoby siedzieć tam do 18:00-19:00 czekając na nasz powrót - a to już byłaby przesada Tak naprawdę to właśnie ta szkoła najbardziej mnie martwi. Czy moje dziecko jest skazane na swoich rodziców jako tych, z którymi dociera do/wraca ze szkoły? Zdecydowanie wolałabym, żeby byli to jej znajomi, przyjaciele ze szkoły, a nie ja, mąż i nasz samochód [/b] Marto, o ile mi wiadomo, to szkoła, czy gmina ma obowiązek zapewnić dzieciom dojazd do i ze szkoły, mają te swoje gimbusy. U mnie tam, gdzie nie dojeżdza gimbus, bo np. jest za blisko, albo w mroxne dni dzieci dowożą strażacy swoim samochodem (to dopiero frajda dla dzieciaków!). Czy Twoje dziecko nie mogłoby wracać do domu takim środkiem lokomocji? A co robi Twoje dziecko w szkole w Warszawie do tak później godziny? Pewnie wolałoby chodzić do lokalnej szkoły i integrować się z okolicznymi dzieciakami, niż z dziećmi, od których jest ono już oderwane z racji miejsca zamieszkania. ZresztA pewnie też wolałoby wracać wcześnie do domu (14-15?) z grupą kolegów i koleżanek nawet gimbusem niż z rodzicami (18-19). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marta1719498972 22.03.2005 11:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 Na razie jeszcze jest za malutkie na szkołę (ma roczek), więc jeszcze nie protestuje Szkołę mamy oddaloną od domu o jakieś 1,5 km, droga nieutwardzona, z tego co widzę, nic tu po dzieciaki nie przyjeżdża (gimbus oczywiście jeździ, ale drogą główną), dzieciaki są wożone lub odprowadzane przez rodziców. Może przez te kolejne 5 lat coś się zmieni i w 2010 roku napiszę tutaj, że moje dziecko chodzi jednak do szkoły miejscowej Na razie szukam towarzystwa dla roczniaka Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Magdzia 22.03.2005 12:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 Marto, 1,5km. to jest 20 minutowy spacerek! Nawet dla 6-latka! A zapewne jak już będzie chodził do szkoły, to takich jak on będzie masa i będą chodzić razem Myślałam, że to jest kwestia nie wiem - 15 km, to wtedy rzeczywiście trzeba się zastanowić nad transportem. Ale żeby wozić dziecko do W-wy z powodu 1,5 drogi do szkoły?? A w ogóle, tak czytając posty w tym temacie, można odnieść wrażenie, że traktujecie przeprowadzkę na wieś jak do buszu, a tamtejszych mieszkańców i ich dzieci jak dziwnych tubylców, jakby na Was i Wasze dzieci czychałe jakieć dziwne i tajemnicze zagrożenia. A przecież to są normalnie ludzie, normalne dzieci! Ja wychowałam się na wsi i nigdy nie narzekałam na smotność, wokół miałam masę kolegów - sąsiadów w różnym wieku, ale wszyscy świetnie się bawiliśmy, zarówno jako małe dzieci, jak i nastolatki. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marta1719498972 22.03.2005 13:08 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 Magdzia, ale jak Ty to sobie wyobrażasz? Mam dać 6-latkowi klucze w łapkę i od 14-tej niech sobie radzi sam, wieczorem rodzice wrócą to się nim zajmą. Może ja przesadzam, nie wiem, ale w głowie mi się to nie mieści Wokoło mojego domu są pola, sąsiadów wprawdzie mam kilku, ale do wieczora też ich nie ma w domu. Nie traktuję wsi jak buszu, nie wiem, skąd to przekonanie. Traktuję jedynie moje dziecko jak najcenniejszy mój skarb i w życiu nie naraziłabym jej na niebezpieczeństwo jakie niesie za sobą pozostawienie małego dziecka (bo zapewniem, że 6-, 7-letnie dzieci są jeszcze małe) samemu sobie przez tyle godzin. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 22.03.2005 18:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2005 Marta, pięć lat to kawał czasu, jeszcze wiele może się zmienić. A poza tym już teraz widzę jakieś wyjście z tej sytuacji. Dziecko chodzi do szkoły miejscowej a po szkole odbiera je opiekunka i siedzi z brzdącem do Waszego powrotu. Masz jeszcze bardzo dużo czasu na wyszukanie sobie w okolicy zaufanej pani, która zajmie się dzieckiem po południu. Przecież wożąc dziecko do szkoły przy Waszej pracy, ktoś i tak musi się nim zająć po lekcjach, prawda? Świetlice nie pracują do 19-tej z tego co wiem. A taka "ciocia" ma jeszcze ten plus, że w razie choroby dziecka też zostanie a Ty nie będziesz musiała iść co chwila na zwolnienie. Co Ty na to? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Maluszek 23.03.2005 08:07 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2005 marta - moja córka ma prawie 11 lat a ja ją wożę do szkoły do Warszawy bo doszłam do takiego samego wniosku jak Ty Ola woli taki układ bo w szkole przebywa ze swoimi starymi koleżankami a po powrocie do domu bawi się z "tubylczymi" dziećmi Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.