Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Czy dzieci mieszkajace w domkach nie sa samotne?


Recommended Posts

Nawet małe dziecko można nauczyć, żeby nie rozmawiało nigdy z obcymi, nie przyjmowało od nich niczego, nie zatrzymywało sie, można nauczyć dziecko otwierania i zamykania domu (przecież chyba nikt nie zastawia drzwi szafą??) i zabronić wpuszczania kogoklowiek do domu podczas nieobecności rodziców. Dzieci są mądrzejsze niż nam się wydaje. I nie rozumiem też, co to za nieszczęście dla dziecka "czekać samotnie na rodziców". Przecież może zaprosić do domu koleżanki, może też samotnie odrabiać lekcje, bawić się. Przecież dziecko nie stoi w oknie kilka godzin czekając na powrót mamy i taty.

Magdziu, ale Ty chyba nie masz tu na myśli sześcio- siedmio-latka?! Sześciolatka można namówić na otworzenie drzwi na tysiące sposobów. Chyba nie wierzysz, że wszystkie dzieci w zetknięciu ze złodziejem zachowają się jak w "Kevin sam w domu"?!

Piszesz, że samotne, kilkugodzinne oczekiwanie na rodziców to żadne nieszczęście? Owszem, dla nastolatka pewnie tak, ale na litość, nie dla takiego malucha! Ja zostawiałam mojego sześcioletniego syna samego na 10 minut, kiedy musiałam zejść na chwilkę na dół do sklepu. A i wtedy upewniałam się, że ma zajęcie na ten czas. Na dodatek Julek zawsze był bardzo rozsądnym i grzecznym dzieckiem. Mój młodszy ma prawie 4 lata i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, żeby został sam nawet na 5 minut i pewnie przez najbliższych kilka lat się to nie zmieni.

Myślę, że za te kilka lat jak Twoje dziecko osiagnie ten wiek o którym piszemy, to sobie przypomnisz naszą dyskusję i myślę, że sama zrozumiesz jak bardzo się mylisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 72
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

OK, poddaję się, wyłączam się z tej dyskusji, bo jako nieposiadająca dziecka nie mam z Wami szans, z góry zakładacie, że nie wiem o czym mówię, nie mam doświadczenia i nie mogę mieć własnego zdania w temacie, że jak moje dziecko będzie miało tyle lat, to będę myślała tak jak Wy. Ja jednak mam nadzieję, że tak się nie stanie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magdziu, rzeczywiście nie wiem, czy mamz Tobą dyskutować, czy już raczej nic nie pisać. Ale na miłość boską 6,7-latek to małe dziecko! Nie wiem, czy Ty tak poważnie myślisz i zamierzasz to, o czym piszesz (na szczęście zamiary ulegają zmianie, gdy już się to dziecko ma), czy tak przekornie, dla zasady. Czy myślisz, że małe dziecko, które wraca do domu o 13-14 a potem siedzi w tym domu samo (nie pisz, że może zaprosić koleżanki) do 19:00 będzie szcześliwe? Nastolatek pewnie będzie zachwycony, ale nie taki maluch!

 

Ja dojeżdzam pociągiem i nie wyobrażam sobie wożenia mojego dziecka PKP codziennie po parę godzin ze względu na to, że chcę z nim spędzić więcej czasu albo zaoszczędzić mu samotnych powrotów do domu.

Dla mnie akurat byłby to kolejny argument za... Im dłuższa droga tym argument jest mocniejszy.

 

 

Mieszkan na mojej wsi od pół roku, nikogo tam nie znam, mieszkamy na końcu drogi, przed nami łąki, rzeka i las za rzeką. Mimo wszystko, uważam, że jest to miejsce bezpieczniejsze dla dziecka niż najbardziej ruchliwa i uczęszczana ulica w mieście. I moje dziecko będzie miało do szkoły podstawowej ok. 3 km w tym ok. 1 km. do drogi, którą jeździ szkolny autobus. A ponieważ my z mężem nie dojeżdzamy samochodem do pracy, a jeździmy pociągiem, będę odprowadzać ew. dziecko do tej głównej drogi na autobus, bo i tak chodzę tamtędy na pociąg. Myślę, że będzie wracało samo lub z koleżankami/kolegami.

 

Jeśli niedaleko mieszkać będą inne dzieciaki w tym samym wieku, będzie z nimi wracało, ale jeśli nie, to niby jak ma z nimi wracać?

 

Nie wyobrażam sobie wychowywania dziecka w nerwicy maniakalno prześladowczej i uczenia go, że świat zewnętrzny poza domem i samochodem rodziców jest zły, i wszędzie czają się złodzieje, zboczeńcy i gwałciciele, i dziecko nie jest w stanie poradzić sobie w tym świecie.

 

Ja też sobie nie wyobrażam i jeśli posłanie dziecka do szkoły innej niż miejscowa uważasz za taki właśnie sposób wychowania, to zbyt upraszczasz całą sprawę. Zauważ, że oprócz aspektu bezpieczeństwa pojawiały się też inne, na czele z chęcią spędzania jak najwięcej czasu z dzieckiem. Ty posądzasz nas o traktowadzie wsi jak buszu, sama natomiast uważasz miasto za największe zło, a szkołę w mieście za największą tragedię jaką można dziecku zafundować.

 

Jak pisałam - ja wychowałam się na wsi, w wieku 6-7 lat umiałam sobie radzić sama z czasem, nikt mnie nie napadł, nie zgwałcił.

 

Mnie też. I co z tego? Gdzie pracowali Twoi rodzice (chodzi mi o odległość od wsi)? O której wracali na codzień?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... zresztą niech każdy robi co chce, wychowuje jak chce, oby skutek był taki, jaki sobie wymarzyliśmy (w moim przypadku szczęśliwe, mądre dziecko, potem dorosły). Proszę tylko (to do Magdzi) o powstrzymanie się od komentarzy w stylu "nie wyobrażam sobie wychowywania dziecka w nerwicy maniakalno prześladowczej i uczenia go, że świat zewnętrzny poza domem i samochodem rodziców jest zły, i wszędzie czają się złodzieje, zboczeńcy i gwałciciele, i dziecko nie jest w stanie poradzić sobie w tym świecie. " (bo to akurat pewnie było do mnie). Widzę, że temat dla Ciebie drażliwy i trochę Cię ponosi. Zauważ, że wszyscy tu szukamy plusów i minusów wielu rozwiązań. Ty natomiast przedstawiasz jedyne słuszne, wszystko na podstawie Twoich własnych doświadczeń z dzieciństwa. Ja też byłam dzieckiem jak zresztą każda z piszących tu osób . I też wyrosłam na rozsądnego, samodzielnego dorosłego, który nie nabawił się nerwicy maniakalno prześladowczej i który nie uważa, że świat jest zły i wszędzie czają się... itd. Wręcz przeciwnie, piękny jest ten świat. W dużej mierze zawdzięczam ten pogląd brakowi złych doświadczeń, które nie zdołały mi tego świata obrzydzić. Moim największym marzeniem jest, żeby moje dziecko też ich uniknęło. A szkoła w mieście, zapewniam, nie jest traumatycznym przeżyciem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja, jako dziecko, biegałam z kluczami na szyi w centrum miasta do czasu powrotu rodziców z pracy. Szczęśliwie też uniknęłam wypadku czy napadu, ale parę razy naprawdę niewiele brakowało. Nie zdecydowałabym się na takie rozwiązanie względem własnego dziecka, co więcej, moja mama teraz też by się nie zdecydowała.

 

To, że Ciebie Magdziu w dzieciństwie nikt nie zgwałcił ani nie pobił (całe szczęście), nie zmienia faktu, że dzieci pozostawione bez opieki SĄ narazone na różne niebezpieczeństwa (a 6-latek to nadal jest naprawdę małe dziecko). Bardzo wiele dzieci na wsi ulega wypadkom samochodowym, wędrując poboczami dróg do szkoły.

Nie dalej jak wczoraj moja córka (9 lat), bawiąc się niedaleko domu, została napadnięta przez dużego psa (wilczura), który urwał się z domu w sąsiedztwie. Pies wielkości cielaka, przygalopował z głośnym szczekaniem, zaczął na nią skakać, chwytać dla zabawy zębami. Mała dosłownie wpadła w histerię (a jest zdecydowanie rezolutna z natury).

Na szczęście byłam niedaleko, właściciel też się za chwilę pojawił, a pies nie miał złych zamiarów. Skończyło się na wielkim strachu. Ale nie zawsze tak bywa, bezpańskie, agresywne psy to też jest niebezpieczeństwo, jedno z wielu, z którymi dziecko sobie samo może nie poradzić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziecko zawsze narażone jest na różnego rodzaju niebezpieczeństwa i to zarówno w mieście, jak i na wsi, tylko są to może innego rodzaju zagrożenia. Nie jesteśmy i tak w stanie wszystkiego przewidzieć, więc nie ma, jak zwykle, rozwiązań idealnych.

Ale wracają do głównego tematu wątku: nie sądzę, aby dziecko wychowujące się w domku było skazane na samotność. Przecież chodzi do szkoły, ma przyjaciół, których może odwiedzać, może zapraszać ich do siebie. Nie widzę tu problemu. A we własnym ogódku na pewno bezpieczniej niż w osiedlowej piaskownicy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziecko zawsze narażone jest na różnego rodzaju niebezpieczeństwa i to zarówno w mieście, jak i na wsi, tylko są to może innego rodzaju zagrożenia. Nie jesteśmy i tak w stanie wszystkiego przewidzieć, więc nie ma, jak zwykle, rozwiązań idealnych.

Ale wracają do głównego tematu wątku: nie sądzę, aby dziecko wychowujące się w domku było skazane na samotność. Przecież chodzi do szkoły, ma przyjaciół, których może odwiedzać, może zapraszać ich do siebie. Nie widzę tu problemu. A we własnym ogódku na pewno bezpieczniej niż w osiedlowej piaskownicy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę tylko (to do Magdzi) o powstrzymanie się od komentarzy w stylu "nie wyobrażam sobie wychowywania dziecka w nerwicy maniakalno prześladowczej i uczenia go, że świat zewnętrzny poza domem i samochodem rodziców jest zły, i wszędzie czają się złodzieje, zboczeńcy i gwałciciele, i dziecko nie jest w stanie poradzić sobie w tym świecie. " (bo to akurat pewnie było do mnie).

Nie, Marto, to wcale nie było do Ciebie. Nie napisałam "Nie wyobrażam sobie, jak *marta* może wychowywać..." tylko że JA nie wyobrażam sobie, żbym JA MOJE dziecko wychowayła w taki czy inny sposób. To są MOJE odczucia a nie żaden komentarz. Nie wyobrażam sobie tez wielu innych rzeczy, jak np. wychowanie dziecka na diecie wegetariańskiej, albo wegańskiej, albo pozbawienie dziecka całkowicie smaku słodyczy, ale to nie jest żaden komentarz do nikogo osobiście, więc nie bierz tego do siebie. Każdy wychowuje swoje dziecko jak chce i jak uważa za słuszne.

Ale wracają do głównego tematu wątku: nie sądzę, aby dziecko wychowujące się w domku było skazane na samotność. Przecież chodzi do szkoły, ma przyjaciół, których może odwiedzać, może zapraszać ich do siebie. Nie widzę tu problemu.

A ja właśnie cały czas o tym piszę, że jednak dziecko może być samotne jeśli chodzi do szkoły poza miejscem swojego zamieszkania, bo ma mniejszą możliwość zintegrowania się z miejscowymi dziećmi, które widuje przez płot w weekendy, bo w tygodniu rodzice wożą je do miasta w którym pracują rano i wraca z nimi wieczorem. Przyjaciół takie dziecko ma w mieście, więc raczej trudno mu ich zapraszać do siebie i ich odwiedzać. Nadal uważam, że najlepszym rozwiązaniem dla dziecka, zeby jak najszybciej odnalazło się w nowym otoczeniu jest posłanie go do miejscowej szkoły, wtedy najszybciej wsiąknie w nowe miejsce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja corke po przeprowadzce zostawilismy w szkole w miasteczku, gdzie mieszkalismy przedtem. Szkola doskonala, Nicola swietnie sie tam czuje. A ze do szkoly ma 25 kilometrow... cos za cos. Odwiedzaja ja znajomi, ona tez chodzi do nich. Tylko ze to musi byc wczesniej ustalone z rodzicami. W jej wieku zreszta (8 lat) wole wiedziec, gdzie jest i ze jest bezpieczna.

 

W tym miasteczku, gdzie mieszkamy, poziom szkoly jest zalosny. I co, czy dla tego, zeby sie "zintegrowala" mam zapomniec o dlugofalowych rzeczach typu dobry poziom wyksztalcenia? Pomijajac ten drobny fakt, ze mimo ze naokolo biega mnostwo dzieciakow, Nicola nie wychodzi sie z nimi bawic. I maly Kubus tez nie. W zeszlym roku w lecie pozwolilismy im wychodzic przed ogrodek, nie od strony ulicy, gdzie zbieraja sie najgorzej wychowane lobuziaki. Efekt byl taki, ze Kuba juz pierwszego dnia przylecial rozemocjonowany i wrzasnal do mnie: "Mummy, we found a f...ing fish!" Znalezli gdzies pod krzakiem wyrzucony zewlok rybi. Taki byl dumny z nowego slowa, maluszek... a nauczyl sie od 7-letniej coreczki sasiadki, ktora jeszcze wydawala nam sie dosc dobrze wychowana... :-? :roll: :)

 

W zyciu tego slowa nie uslyszal w domu. A na podworku... od razu. A to jeszcze najlagodniejszy przejaw "znajomosci" z miejscowymi dziecmi.

 

A poza tym... ja tez sobie nie wyobrazam zostawiania 6-7 letniego dziecka samego...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zeszlym roku w lecie pozwolilismy im wychodzic przed ogrodek, nie od strony ulicy, gdzie zbieraja sie najgorzej wychowane lobuziaki. Efekt byl taki, ze Kuba juz pierwszego dnia przylecial rozemocjonowany i wrzasnal do mnie: "Mummy, we found a f...ing fish!" Znalezli gdzies pod krzakiem wyrzucony zewlok rybi. Taki byl dumny z nowego slowa, maluszek... a nauczyl sie od 7-letniej coreczki sasiadki, ktora jeszcze wydawala nam sie dosc dobrze wychowana... :-? :roll: :)

 

W zyciu tego slowa nie uslyszal w domu. A na podworku... od razu. A to jeszcze najlagodniejszy przejaw "znajomosci" z miejscowymi dziecmi.

Ze niby jak pojdzie do tej 'cudownej' szkoly to nie nauczy sie takich slowek ? Jak bedzie chcial to sie nauczy gdziekolwiek bys go nie poslala do szkoly...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego tak negatywnie? Nie mam takich obaw... Ta szkola konczy sie jak dzieci maja 11 lat, czyli trwa 6 lat. Nicola jest juz w 4 klasie. Szkola ma wspanialego dyrektora, ktory wszystkie dzieci i rodzicow zna po imieniu (no rodzicow moze po nazwisku :wink: ), wspolpraca z rodzicami jest bardzo prezna i rozbudowana, szkola ma swietne wyniki a zachowanie dzieci, ktore obserwuje jest godne pochwaly. Ja sie ogromnie ciesze, ze moje dzieci dostana taki solidny start, polaczony z nauka dyscypliny, szacunku dla drugiego - a wszystko w bardzo fajnej atmosferze. Moj brat nie mogl uwierzyc jak uslyszal, ze Nicola domagala sie pojscia do szkoly, mimo ze miala temperature i byla przeziebiona... :)

 

PS. To nie zadna prywatna szkola, normalna panstwowa. Tylko i kadrze, i rodzicom chce sie zadbac, zeby bylo fajnie. A dzieciaki na tym zyskuja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, i to jak odbiega! Rodzice staja na glowach, zeby dzieci sie do niej dostaly! Ja mialam to szczescie, ze mieszkalismy w granicach rejonu szkoly...

 

No i dlatego tluke sie codziennie... Bo nie chce, zeby moje dzieciaki skonczyly tak, jak te mieszkajace naokolo... to naprawde nieciekawa okolica.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z całym szacunkiem, ale nie obarczaj winą za to, jakie są dzieci szkoły! Od rodziców zależy jak wychowają swoje dzieci a nie od nauczycieli. Paskudne, niedobre łobuzy, bo chodzą do tej okropnej szkoły. To chyba jakieś nieporozumienie? Szkoła może wywierać wpływ na dziecko, ale od nas, rodziców, powinno zależeć, jak duży będzie ten wpływ, czy ukształtujemy nasze dziecko tak, żeby było podatne na złe wpływy nieciekawego towarzystwa, czy będzie na tyle silne i pewne siebie, żeby nie szukać wsparcia grupy, nie zawsze najlepszej. Każde dziecko, niezaleznie od renomy szkoły może wyrosnąć na mądrego, wykształconego człowieka ale to zależy od pracy rodziców.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magda owszem, ale jakże jest to trudne (niemożliwe?) przy rozwiązaniu, za którym optujesz: czyli pozostawienie dziecka samego (jak już pisałam, w moim przypadku do ok 19:00 każdego dnia). Jak mam je wtedy uchronić dziecko przed nieciekawym towarzystwem jeśli będzie ono jedynym towarzystwem dostępnym mu podczas mojej nieobecności? Odrazu zaznaczam, że nie zakładam, że w mojej wsi jest nieciekawe towarzystwo, rozmawiamy o przypadku ewak39, albo raczej "co by było gdyby...".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Przecież to, że Ciebie, czy innej mamy nie ma do 19 nie oznacza, że to dziecko będzie do tej godziny siedziało na ulicy czy bawiło sie z tym "nieciekawym towarzystwem". Wg. mnie to oczywiste, że czeka w domu, odrabia lekcje, bawi się itp. Nie musi zapraszać dzieci, z którymi nie życzysz sobie, żeby się bawiło, do domu, możesz też zabronić dziecku bardziej żywych kontaktów z "łobuzami". Można też zatrudnić kogoś, kto będzie dziecko odbierał ze szkoły i odprowadzał do domu. A poza tym, inne dzieciaki, te "nieciekawe" też mają rodziców, którzy wcale niekoniecznie pracują do późna i któzy wołają swoje dzieciaki z ulicy do domu na obiad, czy do lekcji, więc to wcale nie jest tak, że po ulicach błąkają się hordy łobuzerii pozbawionej opieki.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Przecież to, że Ciebie, czy innej mamy nie ma do 19 nie oznacza, że to dziecko będzie do tej godziny siedziało na ulicy czy bawiło sie z tym "nieciekawym towarzystwem". Wg. mnie to oczywiste, że czeka w domu, odrabia lekcje, bawi się itp. Nie musi zapraszać dzieci, z którymi nie życzysz sobie, żeby się bawiło, do domu, możesz też zabronić dziecku bardziej żywych kontaktów z "łobuzami".

 

No to w takim przypadku naprawdę wolałabym wozić dziecko do szkoły w mieście, w którym pracuję, niech tam spędza czas z kolegami ze szkoły, odwiedza ich, uczestniczy w zajęciach pozalekcyjnych. A to dlatego że najzwyczajniej w świecie rozwiązanie z czekaniem w domu (o matko :o maluch marzy zapewne o zabawie z rówieśnikami a nie o czekaniu w domu na rodziców), odrabianiem lekcji (ileż lekcji ma do odrobienia 6, 7-latek???), bawieniem się z opiekunką lub z... no właśnie, z kim?

 

No ale to skrajny przypadek, na szczęście niewiele jest takich miejsc, w których jest tylko i wyłącznie to "niewłaściwe" towarzystwo. Są też miejsca (może moje :p ), gdzie jest tylko właściwe 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak pisałam wyżej w całej dyskusji przychylam się racezj do opinii Marty czy Maluszka, niż do opinii Magdy, której poglądy na kwestię ogólnie mówiąc wychowania dziecka są wg. mojej oceny hmm, lekkomyślne . Ale każdy ma prawo do własnych poglądów i do swojego pomysłu na wychowanie dzieci, więc oczywiscie nei domawiam Magdzie prawa do ich wyrażania czy wprowadzania w życie :wink: . Pisze to tylko i wylacznie z mojego punktu widzenia.

 

Ja jeszcze nie mam swoich dzieci, ale myślę, ze jak juz je będę miała, postram sie zachowac złoty środek, czyli ani przesadnie nie straszyć i nie chowac przed światem, ani nie dawac luzu na maksa i zostawiac kilkuletnich dzieci samych na cale dnie.

 

 

I jeszcze jedno dziewczyny, mysle, ze nie ma co wracac do czasow i powolywac sie na to, kiedy my bylysmy male i chodzilysmy do szkól. Tamte czsay to jzu prehistoria, pewnie dla wiekszosci w tym watku, byly to lata 80-te. Zobaczcie ile sie zmenilo od tego czasu, jaka jest teraz Polska gospodarczo, obyczajowo itd. Jka zmienia sie podejscie do dzieci, do ich wychowania, jak bardzo zmienila sie sama szkola, bezpieczenstwo dzieci w szkole i na ulicach, wpływ mediów i reklam na dzieci, dostep do nowinek technicznych, internet, telefony komórkowe, nasza praca najczesciej do wieczora, etc, etc.

Nasze dzieci i ich wychowanie musimy rozpatrywac w obecnych czasach, nasze dziecinstwo to byla jednak inna bajka...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wsród 6-7 latków co któryś odrabia lekcje sam niestety.Większość potrzebuje czujnego oka do tego zadania.

Marto- Ty mieszkasz w Głoskowie?Kupiliśmy tam działke i mam nadzieję będziemy budować dom.My w Głoskowie-Letnisku.

Mi tak na oko wydaje sie że maluchów jest tam całkiem sporo, a my sami mamy 3 sztuki( najmłodsze ma 10 miesiecy).ja licze na to że znajdzie sie jakaś fajna paczka dla naszych dzieciaków.A co do szkoły- prawie codziennie tocze taką dyskusje z mężem.Zobaczymy kiedy sie przeprowadzimy, wtedy będziemy musieli podjąć decyzję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...