Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Dziennik Martki


Recommended Posts

W zasadzie nie planowałam pisania. Aż do dziś. Pewne przygody sa jednak warte opisania. Zwłaszcza te, ukazujące lekkomyślnośc piszącego i te, ze nie ma tego złego.

Ale od początku.

Domek miał być odkąd byłam dzieckiem. Tata obiecał. Miał być ogród, wielki pies, ptaki i święty spokój. Było mieszkanie w czynszówie.

Potem studia i kolejne przeprowadzki. Łatwo przychodziły, bo nie miałam własnego miejsca na ziemi. Więc Bydgoszcz, Kalisz, Kraków, w końcu Warszawa...

Zmęczyłam się. Lata lecą, a tu ciągle wynajęte kawalerki, bloki, a obiecanych ptaszków ni widu ni słychu. Ale projekty przeglądałam. Mnóstwo. Zasady takie:

1)maximum 150 metrów.

2) pokoje w kwadracie,

3) wejscie do kuchni blisko wejscia do domu,

4) dach dwuspadowy njwyżej z dwoma oknami dachowymi, bez lukarn ani zadnych innych ładnych rzeczy.- tniemy koszty

Zostały dwa na koniec : D44 muratora i Archetonu Krzemyk. Krzemyk większy, ale D44 ma kuszący ganeczek. No tak ale miało nie byc ganeczków... no to Krzemyk i likwidujemy lukarny i półokragłe okno. Więc mam domek na rysunku. Już wiem jaki będzie w środku, jaka będzie kuchnia, gdzie kominek, gruby dywan i ściany w jakimś kolorze, który wydaje się nie do zaakceptowania.

Podpisali mi umowę na stałe w pracy. Wreszcie wolna droga do kredytu. No to... czas poszukac własnego kawałka świata. Jest marzec 2004. Ograniczone możliwości finansowe, więc działka albo będzie daleko od Warszawy, albo nieuzbrojona, albo malutka. Co mi tam. Będę jeździła sobie do roboty długo.

Właściwie sama nie wiem dlaczego wybrałam akurat to miejsce. Na pewno pragnienie zostania wreszcie włascicielką ziemską było silne, jabłonki w okolicy kwitły, mili młodzi sąsiedzi... 1200 martów po 9 dolców za metr. Hm.. Jakby nie mozna było ustalic ceny w złotówkach. No nic. Nie biło mi serce, nie czułam ze to własnie tu, po prostu było cicho, spokojnie, ptaszki śpiewały, linia wysokiego napięcia wcale mi nie przeszkadzała.

No i kupiłam. Człowiek o wszystkim musi sam decydować. Nastepnego dnia po podpisaniu aktu kupiłam Krzemyk w Archetonie.

No i wtedy dowiedziałam się ze na prąd to dwa lata, że wszystko musi iść drogą, ze woda moze być głęboko a wodociąg ze 130 metrów ode mnie. I dopiero wtedy zobaczyłam, że droga dojazdowa to nic innego tylko trawa. I wtedy pokochałam moją działeczkę. Taką biedną, nieuzbrojoną, zapuszczoną... Zawiozłam siostrę, a ona określiła to wszystko mianem zadupia:) Mieszczanka paskudna...

W październiku dostałam pozwolenie na budowę. Batalia z bankiem o kredyt. Dochody fajne, ale Pani Marto, nie ma pani męża... Hm... Żaden bank nie pisze, że posiadanie męża jest warunkiem niezbędnym aby rozpoczynac budowę, a każdy bank tego własnie sie czepia do licha...

Nie chcieli dać pieniążków. Musiałam zgodzić sie na dodatkowe warunki:

1) rodzice zostali zyrantami (sami obciażeni kredytem a tu jeszcze moje długi)

2) ich działa, ta, na której tata miał budowac poszła równiez pod hipotekę.

3) cesja praw z ubezpieczenia na życie równiez na bank

4) hipoteka na mojej działce

5) cesja praw ubezpieczenia nieruchomości tez na bank.

 

Aaa, zapomniałam jeszcze o tym, ze cały dom raz raz pod kluczyk miał budowac wujek. Firma budowlana tysiąc różnych certyfikatów jakości itd...

Na szczęście zrobił najpierw remont rodzicom. Jak obejrzałam remont, to postanowiłam, ze sama znajde inna ekipę, co okazało się nad wyraz proste - poznałam kolege, któremu budował pan Marek. Kolega zadowolony, domek, jak na moje oko, ładny, robota terminowa, bez alkoholu za to z przyczepką na placu budowy.

W styczniu więc porozmawiałam z panem Markiem. Wycenił, w sumie mogłoby być mniej ale nich mu. Ma byc porządnie. Obiecał stan surowy z dachem w 5-6 tygodni. Więc poleciłam go jeszcze Whisperom (Whisper zaczęliście?)

Potem zaczął się kocioł w pracy. Szef niezbyt zadowolony, braki kadrowe, praca po godzinach i w weekendy, ja padnięta, śnieg też...

Nawet zaczęłam sie zastanawiac nad odłożeniem budowy... Ale kredyt na koncie, mieszkanie wynajęte, jak oddam kredyt, to zanim znów mi przyjdzie do głowy go uzyskac to minie czas, stara pieniędzy na prowizji...

I w czasie takich rozmyślań w drugie święto wielkanocne zadzwonił pan Marek, że wchodza na działkę i budują od wtorku, 05 kwietnia.

Rany boskie... Na działce bałagan, nie ma studni, nie ma prądu, pnie drzewek wystaja, scięte brzóżki leża, gałęzie sie walają.. Jak ja tam ludzi wpuszczę?

no nic - wtorek pojechałam i trochę poporządkowałam gałęzi. Zadzwoniłam do ródżkarza i znalazł mi dwa miejsca na studnie. Jedno jest na 22 metrach a drugie dwa razy głębiej. Boże, spraw, żeby była ta na 22, please...

Studnia będzie wiercona w poniedziałek.

środa - spotkanie z kierownikiem budowy, który o nic kazał sięnie martwić. Ale te gałęzie.

 

No i dziś...

Czwartek. Jak to człowiek nie wie co go w zyciu czeka. Do rzeczy jednak. Na prawdę chciałam, żeby był porządek, jak ludzie wejdą. No więc spędziłam klika godzin przenosząc scięte w listopadzie brzózki na jedną kupę. Może znajdzie sie ktos, kto je potnie. Na drugą kupke układałam gałęzie... W sumie suche gałęzie, suche liście, spalę sobie je, będzie porządek...

Podpaliłam.

Dwie minuty później dzwoniłam już po straż pożarną... wiart dmuchnął, trawa sie zajęła i ogien szedł szedł szedł...

Na szczęscie nie doszedł do sąsiadów - tzn doszedł na dwie niezabudowane działki oszczędziając zupełnie te zabudowane. Sąsiad przezornie wykopał rowek miedzy swoją a moją działeczką. Jaki on mądry...

Przyjechali panowie strażacy i zdusili ten ogień. Mili byli, więc porozmawialismy sobie chwilę, udało mi się nie dostac mandatu za to spytałam czy nie znaja nikogo z piła spalinową...

Jutro przyjada pociąc mi drzewka:) Strażacy znaczy się:)

A ja idę prać zadymione ciuchy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 99
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Martka

    100

No dobrze:)

Ochłonęłam...

Nie napisałam przecież, ze znalazłam sobie miła hurtownie w Jazgarzewie. Zapowiada się całkiem przyzwoita współpraca, mozna negocjować ceny.

Śzczerze mówiąc jeżdżenie po hurtowniach, negocjacje, porównania to na prawdę wielka przygoda.

Tym niemniej postanowiłam, ze zostaje Jazgarzew.dziś wpłaciłam zaliczkę na drewienko, obliczyłam z panem ilość stali na zbrojenia ław i zamówiłam tę stal na wtorek, jakby już chcieli robić sobie zbrojenie wieczorkiem gdy koparka pojedzie...

Betonu jeszcze nie mam. Ale bloczki fundamentowe tez będa z Jazgarzewa.

Jeszcze musze upiec ciasto sąsiadom na jutro i przeprosić za dymówę, jednoczesnie przekonując, ze moje sasiedztwo nie wlynie dodadtnio an wysokośc ich stawek ubezpieczeniowych.

trzymajcie kciuki:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A miało być różowo...

Właśnie pan od studni sięwypiął i z poniedziałkowej roboty najpewniej nici - trudno znaleźc kogoś, kto nagle ma czas na za dwa dni. Gdybym nie zadzwoniła sama, pewnie w poniedziałek by się okazało, że nie przyjadą.

Może ktoś ma namiar na porządnego studniarza?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyjeżdzają jutro, a moje przerażenie sięga zenitu.

Dzień zaczął się powoli.

Zgodnie z wcześniejsza umową, oraz porannym listem od Whispera odwiedziałm inspektora nadzoru, który ma pilnować coby panowie nie puścili mnie z dymem, torbami, czy w skarpetkach.

Potem odwiedziłam hurtownię, domawiając jeszcze parę stalowych drutów, drut więzałkowy, (czy "ą")i wszechobecne gwoździe 2,5, 3 i 4. Przywiozą jutro o 10 rano.

Następnie zapłaciwszy w hurtowni objawiłam się w środku Jazgarzewa z brakiem gotówki i brakiem koparki.

Brak koparki udało się zniwelowac dosyć szybko, zadzwoniłam do pana, którego ogłoszenie wisiało na płocie i zaprosiłam na jutro na 12.

Brak gotówki musiałam nadrobić w Piasecznie.

O 15 przyjechał pan geodeta,(tu kolejny ukłon w stronę Whisperów) i pokrzykując na panią, którą ze sobą przywiózł wytyczył mi doemk. (ta pani to chyba jego zona, bo na obcą to by chyba tak nei wrzeszczał) Pan geodeta zainkasował 450 pln i pojechał w siną dal.

W tym samym czasie pan, który miał nawieźc mi gruzu zawitał na działeczkę i z impetem zakopał sie w glinie. Przez dwie godzinki czekał na swojego wybawiciela. Wywalił gruz i pojechał. Podobno jutro, do 9 rano będę miała tam autostradę.

Załatwiwszy inspektora, geodetę, prąd na działce, gruz i koparkę udałam siedo domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Jakież więc było moje zdziwienie, gdy, jak tylko przekroczyłam próg mieszkania zadzwonił pan koparkarz, że on jutro nie, bo jak teren obeschnie to będzie lipiec i on na obierki nie zarobi.

Baba jestem, więc nic innego nie pozostało jak się rozpłakać.

Zamówiłam innego koparkarza, który rzekł, że tam sa mokre tereny, ale przeiez już obeschło i przyjedzie o 10.

Więc hurtownia z deskami powinna być wcześniej

Udało się dodzwonić, przełożyć dostawe na 8.30.

Ciekawe co z moją autostradą.

Czemu mam wrażenie, że wszyscy, którym zlecam jakieś prace robią mi łachę?

A jesli ta kopara faktycznie się zakopie?

Jak ja mam dzisiaj zasnąć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę Państwa.... ZACZĘŁO SIĘ!!!

 

Oczywiście nie tak jak powinno, ale kto by się teraz przejmował drobiazgami.

Autostrady oczywiście o 9 nie było. Był za to pan z łopata i papierosem, który czekał na gruz pod autostradę.

Zanim jednak przyjechał gruz, pojawili się murarze z przyczepą i zjeżdżając z impetem z zaczątków autostrady wkopali się w błotko. Za nimi nadjechał gruz, ale nie było co zrzucac, ponieważ, stał wkopany samochód koloru białego, marki nieznanej.

Na ten cały majdan nadjechała koparka.

Jako znawca terenu poprosiłam pana aby przejechał lewa stroną zakopanego samochodu - twardsza i lepsza. Ale pan spojrzał na mnie wzrokiem "CoTyKobietoWiesz", skręcił w prawo i... tak już został.

No niestety to jeszcze nie koniec. Na to wszystko nadjechał pan z materiałami. I tu chyba już nie mam po co pojawiac siew hurtowni, poniewaz stracił około pół godziny czekając az każde autko po kolei, z koparka na końcu zostanie wyciągnięte z grząskiego. Koparka wyciągnęła sie sama - to jej trzeba przyznać.

Jak już wszyscy stanęli na pewnym gruncie poprosiłam o przejechanie LEWĄ, powtarzam lewą stroną.

UDAŁO SIĘ!!!

Dojechali cali, na 100 metrach trawy nikt się nie zakopał. A wystarczyło posłuchac mnie na początku.

Pan od koparki zrobił dobra robotę i jeszcze mi korzenie powyrywał. Powiedział również, że jak będe potrzebowac to zawsze przyjedzie. Chociaz ktoś :)

Radośnie, myślac, że już teraz wszystko pójdzie dobrze, pojechałam do poleconej przez Whispera betoniarni, gdzie zamówiłam beton i od razu bloczki.

Przytomnie jednak ostrzegłam o ciężkim terenie, co skłoniło pana z betoniarni do zajrzenia na działkę.

Nie będzie więc betonu póki nie nasypiemy gruzu.

Jest jakiś patron od gruzu? :) Bo tu chyba cud tylko potrzebny.

Jutro przyjada wiercić studnie i mam nadzieje, ze nie wpadną do środka...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Padam na nos, ale jest to padanie radosne.

Po pierwsze mam studnię. Po drugie... mam studnię i po trzecie mam studnie ;)

Pan różdżkarz wskazał miejsce, trochę chybił z głębokością, ale studniarz w 5 godzin odpędził koszmarne sny o studni kosztującej 10 tys PLN. 2100 i H2O płynie strumyczkiem :)

Po czwarte nikt się nigdzie dzisiaj nie zakopał.

I po piąte panowie betoniarze w liczbie trzech komisyjnie zdecydowali, ze betoniarki i pompa przejadą. Wówczas usłyszałam wielki łomot. Jak się później okazało to kamienie spadły z serc murarzy, przed którymi wisiała perspektywa wożenia betonu na taczkach.

jutro o 6.30 przyjeżdża Ostrówek rozgarnąc gruz i podsypac jeszcze drogę.

O 10 beton leją.

Chyba będzie dobrze, co? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ławy zalane.

Beton przejechał

Bloczki na działce

Gruz rozgarnięty.

 

Refleksje z dnia dzisiejszego:

1) Należałoby wynaleźc dwie maszyny: pierwszą do rozlewania zaprawy na mur i drugą do układania bloczków i cegieł na zaprawie. Wówczas panowie murarze moze byliby zadowoleni.

 

2) Musze nauczyć się kląć. Siarczyście i basem.

Pan od gruzu wywalił kontener na środku drogi dojazdowej do wszystkich okolicznych domów - były dziury po betoniarach. Grzecznie poprosiłam o szybkie rozgarnięcie, bo zaraz przyjada bloczki i nie może być zawalonej drogi. Pozwólcie, ze przytoczę:

 

-Prosze rozgarnąc ten gruz, bo zaraz przyjadą bloczki

- Przejeeeedzie

-Nie przejedzie, prosze rozgarnąc

-Paaani, on ma taki samochód, ze przejeeeedzie

 

W tym momencie pojawił sie samochód z bloczkami. Rozsierdzony dostawca wyskoczył z auta i rzecze:

-R... k... to sk... jeden, bo jak ci wyp....

 

I tym sposobem gruz został NATYCHMIAST rozgarnięty. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mam siły...

Pan od gruzu wysypał kontener na działkę sasiada, bo "nie wiedział, że to nie droga".

Ów gruz stanowiły również śmieci, torby foliowe i płyty GK.

Śmieci leżą już od wczoraj, a pan beztrosko mówi, ze przeciez sąsiadowi nic się nie stanie, jesli poleżą trochę.

Pan od gruzu jest przydatny, sypie mi w końcu drogę, ale na prawdę mógłby czasem użyć głowy do myślenia...

Jak ja mam tam potem miszkac do końca życia skoro wszyscy będą wilkiem na mnie patrzeć :cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pniemy się w górę, od czasu do czasu podtapiając :).

 

Powoli zaczynam zdawać sobie sprawe co mnie czeka...

Przyjechałam dziś na działeczkę z głupim przekonaniem, że wszystko idzie zgodnie z planem, bo panowie nie dzwonią.

Wspomniałam już, ze przkonanie było głupie?

Zastałam trzech moich murarzy z nosami na kwintę. Powód oczywiście prosty: Łe pani, paleta bloczków jeszcze potrzebna, a tu ni dojedzie bo woda.

Ja kurcze rozumiem, ze woda i rozumiem, ze nie dojedzie, ale woda stoi od rana a jest godzina pierwsza a bloczki potrzebne wg murarzy na za dwie godziny.

Tak wiedzią do czego służy telefon, tak nastepnym razem zadzwonią wczesniej.

No to do dzieła:

O przywiezieniu bloczków z betoniarni nie ma mowy - policza z 5 dych za transport i do tego nie wjadą.

Zaświtała mi więc podstępna myśl: "A może Whisperom zostało cos bloczków, to moze majster by podrzucił"

Szybko telefon do Whisperów, którzy zapobiegliwie kupili trochę więcej i okazali się nie byc emocjonalnie związani z jedną z palet.

Ok bloczki załatwione, udawałam, ze absolutnie nie rozumiem dlaczego panowie nie chce ich nosic 60 metrów przez H2O

Gruz teraz, zeby jutro piach przejechał.

I koparka, zeby zrobiła droge z tego gruzu.

Trzy telefony:)

Gruz jedzie. Koparka też

Trochesieszefowi przeciągnęło i z dodatkowymi bloczkami był później, ale przynajmniej koparka wzięła je na łyżkę i zawiozła panom gdzie chcieli.

 

Chciec to móc.

Droga sięrobi.

Pewnie jutro się ktoś zakopie, ale akurat mnei przy tym nie będzie:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacznę od zdania, które grozi mi forumowym linczem, ale

 

 

CHŁOP NIE MYŚLI!!!

 

Albo zdarza mu sieto rzadko.

 

A oto dlaczego:

Wszystko szło pięknie. Koparka i piskara zakopywały się czasem, ale grzu nadjeżdżał między kolejnymi transportami piachu, koparka go rozgarniała, chłopaki zagęszczały piach, ocieplały składały rury, szef nadzorował i liczył mi materiały na więźbę.

Na 17 zamówilismy beton, aby dziś już stan zerowy był zakończony.

Nie ukrywam, ze czekałam niecierpliwie aż będę miała własne dwa stopnie do własnego domu.

Chłopcy na prawę pracowali rewelacyjnie, zastanawiałam się nawet, czy nie stworzycprecedensu i nie popstawic im piwa za świetną robotę (chyba byłoby za słabe).

Jako prawdziwa dama, na 18 byłam umówiona na manicure i, sami rozumiecie, nie można z tego było zrezygnować. Gruz gruzem, beton, betonem, łopate czasem mogę wziąc w łapki, ale pazurki musza być ładne.

Ponieważ wszystko było zrobione, folia rozłożona, piach zagęszczony czekali tylko na beton - zadzwoniłam do betoniarni upewnić się, że beton przyjedzie.

Pan z betoniarni powiedział, ze oczywiście, ale pani Marto trochę po piątej, bo na poprzedniejk budowie siezakopali i trzeba ich wyciągać.

Tu ma sierozumieć, pozwoliłam sobie na spontaniczna radośc, że gdzieś jest gorzej niż u mnie, którą to radością natychmiast podzieliłam sie z panem z betoniarni zarażając go smiechem.

No nic, w spokoju ducha pojechałam zrobić paznokietki. Była godzina 17.00

O 19.15. wyszedłszy od pani paznokciarki zadzwoniłam do MS, aby zapytac, czy wszystko zgodznie z palnem, oczywiście znów naiwnie sądząc, że brak wiadomości z budowy (bo ja to mam budowę jeszcze większa niż Whispery) to dobra wiadomośc.

Pani marto 15 minut temu dzwoniłem do chłopaków i betonu nie ma.

NIE MA!!!

Znów powtórka wczorajszej lekcji: czy wiedza do czego służy telefon, czy zdają sobie sprawę, że gdyby zadzwonili przed 18 można by go jeszcze skombonowac z innego miejsca.

dlaczego do ciężkiego diabła nie dzwonia do mnie i dlaczego ten czort z betoniarni nie zadzwonił do nikogo z informacją, ze się nie wykopie!!!

Z obłędem w oczach (a ładnie mi z obłedem) zadzwoniłam do tej betoniarni, która jak sie okazało nie przejeła się 2,5 godzinym opóźnieniem, ani tym, ze nie pofatygowali się z informacją do mnie. W każdym razie o 19.35 wiedziałam, ze beton dziś nie dojedzie, bo pompa się utopiła i ją wyciągają. Będą jutro o ósmej.

Szef na szczęście nie policzy mi obsuwy czasowej dodatkowo. Jakoś przekonałam go, ze to trochę ich wina, bo mają telefony.

Ale jutro nie będzie murków. A moi murarze po zalaniu betonem, pewnie pojada budowac Whisperom...

Nie umiem kląc a czuję tego coraz większa potrzebę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skończyłam dzis kliszę, więc jutro może uda mi się coś powklejać.

 

Mam stan zero:) I dwa schodki :)

 

Piekny, równiutki betonik.

 

Chłopaki kreca zbrojenie na strop polewając od czasu do czasu MOJĄ podłogę i polewając od czasu do czasu piwo - Myszy harcuja jak kota nie maja :)

 

Poza tym odkobiecam się. nie myslałam, ze to kiedykolwiek powiem, ale gdy dzis przyszedł sasiad zapytac ile mi wisi za pozyczenie prądu pozyczanego od innego sąsiada, opowiedziałam, że nic, może kiedyś ja tez będę potrzebowac.

To on przyniesie kwiatki do ogródka.

Odpowiedziałam, że... wolałabym kontener gruzu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mury idą w górę.

Wszystko dziś odbyło siebez wiekszych przygód. Jedyna niedogodnością było szukanie na gwałt koparki, bo zamówiona nie ojechała.

Udało się znaleźc i w ciągu pół godziny była na działce rozgarnąc gruz.

Mam pierwsze murki - panowie pracują dzielnie.

niestety nie umiem zmieniac postów, ale, ponieważ dzień był spokojny wkleje zdjęcia z poprzednich zdarzeń poniżej:

 

Krajobrazy po pożarze. Zrobił się porządek ;)

 

 

http://foto.onet.pl/upload/0/66/_455444_n.jpg

http://foto.onet.pl/upload/7/81/_455446_n.jpg

http://foto.onet.pl/upload/36/10/_455447_n.jpg

 

Błotko po deszczu - to dla tych, co nie wiedza jak wygląda prawdziwe błoto :)

 

 

 

http://foto.onet.pl/upload/49/39/_500495_n.jpg

 

a po tym miał następnego dnia przejechać beton...

http://foto.onet.pl/upload/23/78/_500505_n.jpg

 

więc trzeba było sypac gruz...

 

 

http://foto.onet.pl/upload/45/22/_500501_n.jpg

 

robią sie fundamenty

http://foto.onet.pl/upload/29/16/_500503_n.jpg

 

 

a już zrobione chłopaki, z nadzieją, że za godzine będzie beton, zagęszczają:

 

 

http://foto.onet.pl/upload/42/71/_500502_n.jpg

 

 

Szczegóły i przyczyny zalewania następnego dnia sa powyżej, a oto efekty:

 

 

 

 

http://foto.onet.pl/upload/3/93/_500504_n.jpg

 

i moje schodki

 

http://foto.onet.pl/upload/12/24/_455448_n.jpg

 

Jak już wspomniałam dzissą już murki.

 

Chce mi się spać :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś pojechałam tylko na dwie godziny. Musza przyzwyczaić chłopaków, że od poniedziałku musza sobie radzić i zacząć myśleć:)

 

Robota idzie jak burza.

Mam już 1,5 metra murków. Kocham moje murki.

Troche zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam likwidując okno od strony podwórka, bo tak ciut łysawo sięzrobiło. Ale i tak już nic nie zmienię.

Wiatrołap jest maluteńki, ale może chociaż wieszak i szafka na buty wejdą. No tak, ale na czyje buty? Moje się nie pomieszczą.

 

Dziś majster znalazł błąd. Jakas różnica w wysokości murków. Wynosiła az 2cm. Dal mnie to żadna różnica przy takim murze, ale wzrok szefa uświadomił mi, ze różnica jest i to istotna i mam siedziec cicho.

to siedziałam.

 

Jutro będzie jeszcze wyżej:) Zdjęcia oczywiście jak już skończy siękolejna klisza :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobrze.

Dziś niedziela, dzień, który nalezy święcić, więc obiecałam sobie, że nie pojadę zobaczyc na czym wczoraj skończyli. Oj... Niech już będzie poniedziałek rano :)

W sobote gościłam na moich włościach Whisperów, oraz ich cyfrowy aparat.

Efekty sesji fotograficzej wykonanej po 11 dniach od przyjazdu ekipy są następujace:

 

To jest przód mojego domku. Wiem, ze niewiele widac, ale moi kochani panowie marudzili, że "bedzie dysc" i nic nie przejedzie. Więc zapobiegawczo poprosiłam o przywiezienie zapasu cegieł i całego stropu. Teraz deszczu nie ma, a oni nie bardzo mogą sie poruszac :)

 

http://foto.onet.pl/upload/40/69/_456260_n.jpg

 

To jest widok od podwórka, gdzie okno z lewej strony wydaje sieciut maławe. ale hm... i tak jest moje:

 

 

http://foto.onet.pl/upload/25/4/_456258_n.jpg

 

A oto ja przy południowo-zachodniej ścianie moich murków

 

 

http://foto.onet.pl/upload/44/69/_456383_n.jpg

 

Resztę mojej soboty bardzo ładnie opisał już Whisper, więc pozowlę sobie nie powielać

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wróciłam do pracy.

Moja firma wysłała mnie dziś na szczęście na szkolenie, więc mogłam siedzieć sobie w auli bez okien i rozmyślać jak to panowie muruja mi ściany. Mam tylko nadzieje, że jutro nikt mnie nie zapyta czego się nauczyłam

Niepostrzeżenie (mam nadzieję) wyrwałam się około 16 i w te pędy pojechałam po gwoździe i zobaczyć czego mi tu przybyło...

 

Oj przybyyyło. Są już ściany dwie te od klatki schodowej. Tylko pół przedniej ściany zostało do wymurowania.

Poza tym... chłopaki wykonały robotę o którą nie prosiłam i której nie ma w umowie :) Ułożyli pięknie stemple robiąc im specjalną deskową przegródkę, brzózki rzucili w inne miejsce, gałęzie do spalenia w inne... Jednym słowem - porządek. Kupiłam im piwo za to na wieczór. Wiem, ze nie powinnam, ale mam to w nosie

 

I mam kłopot. Obecnośc kłopotu zauwazyłam już w zeszłym tygodniu. Kłopot ma lat 60, siwe włosy, oddech wskazujący na wspomaganie budżetu państwa podatkiem akcyzowym od wyrobów spirytusowych, ma poza tym mnóstwo do powiedzienia i do diabła ma jeszcze do mnie słabośc.

Pojawia sie za każdym razem gdy przez swoje oddalone o 200 metrów okno zobaczy moje auto.

Jak auta nie widzi - przychodzi do murarzy pytać kiedy będę i uświadamiać im jaka jestem fajna.

Dzisiaj nawet śpiewał im jakąs góralską piosenkę.

 

W związku z powyższym ogłaszam konkurs na neutralizację sąsiada.

Neutralizacja musi się zakończyć do około września, kiedy to mam zamiar zacząć sie wprowadzać i wolałabym nie mieć codziennie takiego gościa w domu.

Nie wiem co będzie nagroda, ale pomyślimy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:evil: :evil: :evil: :cry: :-? :evil: :evil: :evil:

 

To mniej więcej mój nastrój.

 

Na budowie ok, panowie kończa murowac działówki, jutro będa zbroic wieniec i układać strop. Tu idzie jak po maśle.

 

Ale... cholerna energetyka odmówiła mi wykonania przyłącza w tym roku. Powiem więc otwarie. Potrzebuję pleców na ulicy Marsa, lub mocnej osoby w Konstanicinie, bo inaczej mój domek będzie stał wykończony i jeszcze rok czekał na prąd.

 

Toż to jasne licho może człowieka porwać. Koszt budowy linii do mnie to 18000, co dla Zakłądu Energetycznej jest w tym roku kwotą nie do udźwignięcia.

Nie wiem do kogo pójść. I mi źle.

Ale wierzcie lub nie będę miała prąd w tym roku.

I koniec

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tydzień minął dosyć spokojnie, acz bardzo pracowicie.

Rano do roboty, wieczorem na budowę, potem znowu do roboty dokończyć to, co zostało, potem do domu paść na nos. W domu bałagan, że strach. Ale radość przeogromna.

Fajnie tak budować :)

 

W sumie cały czas byłam trochę zawiedziona, a właściwie rozpuszczona dużymi, codziennymi postępami. Panowie wykonali ściany zewnętrzne i jak się podjeżdża to nie widac postępu, mimo, ze w środku przybywa ścian.

Cały tydzien dopytywałam kiedy już będzie strop. Poniedziaaałek, może Wtooorek, to zaleeeezy...

I tak przyzwyczaiłam sie do tego poniedziałku, że jak dziś majster zadzwonił, że jutro chcą zalać, to trzy razy pytałam czy na pewno.

 

Radośnie zadzwoniłam do pana z betoniarni, który twierdził ze obsmarowałam ich na forum.

No nie... czy ja napisałam, ze to "Betoniarnia..."? Nie napisałam. Po prostu obiektywnie stwierdziłam, że źle. No i nazwałam go czortem. Chyba jest zły.

 

No nic. Jutro leją, a teraz trochę retrospekcji:

 

W czwartek, 14,kwietnia przyjechały cegły:

 

http://foto.onet.pl/upload/6/89/_459684_n.jpg

 

Jakis czas później pan Staszek położył pierwsze dwie:

 

http://foto.onet.pl/upload/28/86/_459686_n.jpg

 

Potem panowie "mierzali winkle" czyli pilnowali, aby cegły narożne były położone dokładnie tam, gdzie powinny. I... w góre!!!

 

http://foto.onet.pl/upload/45/45/_459687_n.jpg

 

To piątek, a w sobotę odwiedziły mnie Whispery i zrobiły mi zdjęcia w moim bałaganie, który dzis jest juz wejściem do domu:

 

http://foto.onet.pl/upload/3/36/_500506_n.jpg

 

Potem pojechaliśmy do Abrombów podziwiac ich domek. I tu pora przedstawić Państwu sztukę palenia grilla. Taak, dobrze czytacie - palenia grilla a nie rozpalania w grillu :)

 

http://foto.onet.pl/upload/18/67/_459699_n.jpg

 

Niedziela również upłynęła na hulankach :) Najwazniejszym punktem programu był rajd po budowach Jagny i Nulli (oraz ich mężczyzn), jednak bohateram dnia był niewątpliwie cudnej urody Bakcyl:

 

http://foto.onet.pl/upload/31/55/_500507_n.jpg

 

No i poniedziałek.

 

 

Okienka od strony północno-wschodniej

 

 

http://foto.onet.pl/upload/45/74/_459689_n.jpg,

 

Wczoraj zrobiony mój własny kawałek nieba:

 

http://foto.onet.pl/upload/14/62/_500508_n.jpg

 

I widok wieczorny z mojej kuchni (kto widzi słup ten do okulisty - ma halucynacje ;)

 

http://foto.onet.pl/upload/20/14/_459697_n.jpg

 

A jutro... po 15... bedę miała dach nad głową :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmarzłam przeokropnie dzisiaj. Nie wiem czemu, ale w dwóch swetrach i zimowej kurtce czułam sie jak zimą.

 

Ale... mam strop. Zalany. Jeszcze dodatkowe dwie godziny przed czasem.

 

Pan mi nawet pozwolił wejść na betoniarkę, żebym mogła widzieć strop. Miałam świetny widok i zrobiłam zdjęcia panoramiczne ;)

Po zalaniu stropu moi panowie zerwali jakieś gałązki kwitnące z pobliskiej mirabelki przybili do domku i powiedzieli, że trzeba dobrze podlać. Procentami... Lubię ich nawet :)

 

Przedtem przyjechała Luśka - znowu posłuzyła mi swoim aparatem, ale mogłam oprowadzić ją po moich apartamentach.

 

Następna wizyta w środę. Wyjeżdżam na dwa dni, ale hm... znów coś tam mi urośnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...