Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Jak sprzedac cholerny dom


Recommended Posts

Wyłącz się. Przestań się zajmować tym domem.

Niech ona go dźwignie. W całości - począwszy od dupereli skończywszy na na szarpaninie z robotnikami kończącymi lub poprawiającymi wykończeniówkę. Za każdym razem kiedy zwróci się do ciebie z jakąkolwiek sprawą domu - przytul, pocałuj, i z rozbrajającym uśmiechem szepnij: Kochanie, ja...... hmmmm...... 8) nie wiem, ten dom taki duży :-? ....... może ty to załatw :D ...... kiedy pójdziemy do kina :roll: ?

Po pół roku (lub po pierwszej dużej awarii np. kotła) wymięknie. Przestanie go kochać, lubić a z czasem znienawidzi.

Mówię ci to ja - kobieta.

To już stosuje od momentu przeprowadzki - nie dziala. Zona po prostu przyzwyczaja sie do usterek - ma jakies zdumiewające pokłady tolerancji dla detali, bo całokształt domu ją pociesza.

Za to mnie tak liczne usterki/błędy/niedopatrzenia i złe rozwiązania doprowadzają stopniowo do furii.

Zona w dodatku ma sposób na "bezkosztowe" prace. Umawia ekipę ,albo chociaż jednego fachowca - z odroczonym terminem platności. Gościu dłubie, jak mnie nie ma. Przez poprzednie lato - przy wykanczaniu juz po zamieszkaniu licznik niepostrzeżenie nabił 18.000,- Pln. kosztów. Budowlaniec czekal cierpliwie 7 miesięcy na kase, bo juz mial w kieszeni kontrakt na sklep. W miedzyczasie sprzedalismy 1 auto, bo ja dostalem sluzbowe. Auto bylo po 33% na szwagra, zonę i teściową. Kasą z auta splacilismy budowlanca, ale teraz zalegamy jej i jemu. I tak zaczynamy przerzucac platnosci z mniej pilnych na bardziej pilne. Zaczyna sie karuzela.

Albo "podkrada" ekipe ze sklepu na 1-2 dni. Przychodzi do placenia - a okazuje sie, że w sklepie prace sie nie posuwają. Gdzie Panowie robiliscie?-pytam. No, eee, tego, u Pana "we chałupie". Zona chciala, żeby poprawić.

 

Czytam ten watek i mam wrazenie ,ze zona wydaje te pieniadze bo ma na to jednak Twoje przyzwolenie.Ty poprostu chyba wogole jej nie mowisz o tym,ze nie powinna tak sie zachowywac.Nie wyobrazam sobie sytuacji w moim malzenstwie zebym ja albo moj maz tak poprostu wydawali takie sumy bez wiedzy drugiej osoby,zebym zamawiala fachowcow ,nie mowiac nic mezowi o tym a potem stawiala meza przed faktem dokonanym,ze musi zaplacic.Jak raz bys ja porzadnie opieprzyl i powiedzial zeby zaplacila ze swoich pieniedzy bo takiej sumy nie masz to moze by sie opamietala.A Ty jak ta..... sprzedajesz samochod i splacasz robotnika a zonka cieszy sie ,ze znowu wyszlo tak jak chciala.Mam wrazenie ,ze ona zachowuje sie jak male dziecko a Ty jak jej tatus ,ktory wybacza zawsze coreczce jej wybryki i za wszystko placi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 97
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Nie, no awantury byly. Potem byly ciche dni. Potem byla przerwa w robotach 3-4 m-ce. A potem juz tylko ukradkiem minimalne robótki, tyle, że widze, że wiosną lista spraw do zrobienia znowu sie zrobila na 30.000, albo i wiecej. Stąd ten wątek, między innymi. Powiedzialem "stop" i basta. Tyle, ze mni wk...ia, że nie mamy rekuperatora, że w ogrodzie syf i glina, żadnej trawy, że brama sie zacina i nawet wymaga wymiany. Oczywiscie -(były juz) znajomy robil, wiec o reklamacji nie ma mowy, że oczyszczalnia wymaga poprawienia drenażu, bo jest za plytko i w glinie, więc nic sie nie rozsączkowuje, tylko zbiera w dole dzialki. I boje sie, że po prostu będą koniecznosci kolejne wydatki, bo tak nie mozna mieszkać.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przekorek....układ wymuszony awanturą na niewiele się zdaje....

na pocieszenie mogę dodać, że jeśli chodzi o stan spraw do załatwienia i wykończenia oraz stan gotówki w domu chyba mamy podobnie .... :)

lista spraw do zrobienia jest tak długa, że mnie przeraża...wysokość zaciągniętych kredytów nie pozwala na nic więcej, ledwo coś wykrajamy ponad bieżące wydatki ( a czasmi dokładamy ze świętej rezerwy)...

My oboje ten stan akceptujemy, bo to jest naturalna konsekwencja kiedyś tam dokonanych wyborów.... więc się też nie zrzymamy na to co jest, tylko ołówek do reki i planujemy, wpisujemy i skreślamy: co ważniejsze, co nie..... np. wykreśliliśmy kominek i taras (bo to luksusy nie są konieczne do życia), za to uzbieraliżmy na ogród i trawnik (bo dzieci też muszą coś mieć z tego domu i muszą się gdzieś bawić). Staramy się oboje nie wydawać nic bez wiedzy drugiego żeby panowac nad finansami....

rozmawiaj, rozmawiaj,. rozmawiaj, szczerze... mów o swoich lękach, niepokojach, a nie bezpośrednio o finansach.(chociaż te zastopuj na czas rozmów...) o finansach porozmawiajcie dopiero jak osiągniecie zrozumienie dla swioch postaw.... a plan finansowy ma być wynikiem rozmowy o sposobach zaradzenia tym problemom....

Można tak zacząc rozmowę, że druga strona tylko się zjeży i choćby nie wiem co , okopie się na swoim stanowisku... jeśli rozmowę zaczyna się od zarzuto(chociażby i najbardziej słusznych).... to można tej rozmowy już nie kontynuować....

Mimo wszystko życzę powodzenia :)

A może ustalisz z żoną, co według ciebie wymaga inwestycji w pierwszej kolejności? może porozmawiacie o hierarchii ważności poszczególnych prac do wykonania - dla ciebie i dla niej? i o tym, jak to sfinansujecie? O i źródłach finansowania?

Pozdrawiam,

gaga2

PS. Jestem daleka od osądzania jednej strony, może zachowanie Twojej żocny jest uwarunkowane inną oceną sytuacji? Może ma mylne mniemanie o waszych finansach? A może Ty postrzegasz je zbyt pesymistycznie? I musicie sobie uświadomić oboje, że stan finansów jest Waszym wspólnym problemem, nie tylko twoim lub też nie tylko jej.... i że decyzje o kierunkach wydatków powinniście decydować razem, a nie tylko ona lub też nie tylko Ty.... Wiem, że to trudne rozmowy, u nas dotyczyły m.in. wysokości kredytu jaki możemy zaciągnąć (niezależnie od tego co nam proponował bank...)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytam wszystkie Wasze posty i pomyślałam sobie że Przekorek bardzo dobrze myśli chcąc sprzedać "ten cholerny dom". Tak jak napisał na początku ponoszeni wielkimi ambicjami wybudowali wielki przecież dom ( bo 360 m2 to przecież nie mało - sam po roku mieszkania mówił że na ok 120 m2 nikt nie bywa) zadłużyli się na duże kwoty które trzeba spłacać no i jeszcze dokładać do niby nowego domu. Narazie może i daje radę zarobić na to wszystko ale patrząc na przyszłość to utrzymać tak wielki dom nie jest łatwo. A widząc co się dzieje w naszym kochanym kraju to jest tak że dzisiaj jest fajnie ale fortuna kołem się toczy. Może być różnie.

Rozumiem Przekorka że nie chce żyć w ciągłym stresie że jeszcze tyle do zrobienia, spłacenie itp. Przecież w domu połowę mniejszym (180m2 choć wydaje mi się że to też dużo ) można wygodnie i przyzwoicie żyć a przedewszystkim ze spokojną głową i bezstresowo. Dziwię się tylko jego żonie, że tak bardzo się upiera przy tym domu, czyżby nie widziała jak mąż się miota i męczy i czy ona nie czuje tego że pożyczone pieniądze trzeba spłacić? A tak nawiasem mówiąc ten wątek powinien być dobrą lekturą dla tych wszystkich którzy zamierzają rozpocząć budowę aby zastanowili się nad faktycznymi potrzebami swojej rodziny. Drugim takim wątkiem jest wątek co by zmienili budując jeszcze raz. Też wiele osób zaczynała słowami że mniejszy dom. Podobnie jak wszyscy moi poprzednicy jedynie co mogę poradzić to szczera otwarta rozmowa z żoną. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak tak.

Problemem jest jednak Pani Przekorkowa - (przypadkiem w pełni zasługuje na tę ksywkę) :wink: .

Sprawa żegluje w kierunku patologii.

Trzeba ją szybko rozwiązać.

 

Sięgnij po rozwiązania prawne. Nie wiem jak macie u siebie ale kluczem jest sądowy wniosek o zniesienie współwłasności tego domu. Wezwanie na rozprawę to niewinny papierek robiący piorunujące wrażenie na osobach żyjących pod "szklanym kloszem".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To zostanie potraktowane jak zdrada. Może to byc pierwszym krokiem do rozwodu. Odpada (chyba odpada). Jak mam byc bez rodziny i bez domu, to wole z rodzina, w domu, nawet takim idiotycznym. Chyba, bo tez nie jestem pewien.

Inicjując ten wątek mialem nadzieje, że znajdziecie jakies rozwiązania polubowne, (albo jakies inne, cudowne metody, zaklęcia, argumenty) ale widzę, że tu sie momentami robi dość radykalnie.

No, nic. Mysle dalej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kobiety do wielu rzeczy podchodza bardzo osobiście. Emocjonalnie. Ten dom jest dla niej kolejnym dzieckiem, musisz zrozumieć, że przecież nie kazałbys jej oddać któregoś z waszych dzieci. Prawda?

Dla ciebie są to tylko /lub aż 8) / pieniądze, dla niej własne dzieło.

 

Żona pewnie się pogodzi ze stratą, tylko działaj delikatnie. Inaczej możesz odzykać kasę, a stracić rodzinę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przekorek, obawiam się, że w Twojej sytuacji nawet najlepiej wymyślone przez forumowiczów argumenty nie będą miały siły przekonywania, nikt ten nie znajdzie cudownej receptury na zmianę stanowiska Twojej żony, jeśli to TY nie odbędziesz z żoną szczerej rozmowy.... zwłaszcza że w grę wchodzą silne emocje... jeśli sami nie potraficie sobie dać rady z tym problemem (bo przecież nie chodzi o to, żeby jedna strona czuła się przegrana w tej sprawie), to może skorzystajce z pomocy terapeuty... lub też w czasie rozmowy z żoną zaproponuj takie rozwiązanie: po pierwsze świadczyć to będzie o Twoim poważnym zaangażowaniu i chęci rozwiązania konfliku w sposób pokojowy i przyjazny, po drugie świadczy o Twojej determinacji, po trzecie... a może ten pomysł chwyci? Tyko sam pomysł ma być poddany pod rozwagę w sposób spokojny, a nie jako argument każący... że niby skoro to taka uparta jesteś, to niech cię jakiś psycholog przekona czy przebada... ;) Moja przyjaciółka skończyła studia z zakresu doradztwa rodzinnego i ma rozeznanie, gdzie się w okolicach Katowic zwrócić o pomoc....

My sami uczymy się ze sobą rozmawiać podczas rekolekcji małżeńskich, bo owocnego dialogu ze współmałżonkiem trzeba się uczyć... :)

Przekorek, to o czym piszę to sposób na rozwiązanie konfliku, a nie na sprzedaż domu..... bo chyba jesteś otwarty też na inne rozwiązania?

Jeszcze raz pozdrawiam serdecznie,

gaga2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My sami uczymy się ze sobą rozmawiać podczas rekolekcji małżeńskich, bo owocnego dialogu ze współmałżonkiem trzeba się uczyć...

    ale co maja rekolekcje do tego tematu , tam sie rozmawiac z zona chcesz nauczyc?

    zycie Cie lepiej nauczy, praktyka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przekorek,

wspolczuje i tobie i twojej zonie.

zapraszam cie ktoregos dnia (jak skoncze budowac swoje nieporozumienie) na piwko - jak bedziesz wracal z Wawy do siebie.

Ja stawiam :)

a odnosnie doradztwa:

- pisal juz ktos, zeby wynajac mieszkania nad sklepem?

- przestan gonic pieniadze bo "pieniadze to nie wszystko"

- uwazaj na zalamanie nerwowe - czuc w twoich wypowiedziach mocny kryzys.

serdecznie cie pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przepraszam, że nie na temat ale zaskoczyła mnie uwaga rrmi....

ja pisałam o swoich osobistych doświadczeniach, nie teoretyzuję. Co roku zmężem wybieramy się na rekolekcje małżenskie - nie jakieś tam rekolekcje, ale właśnie takie specjalne - małżeńskie - w programie są m.in. warsztaty dla małżeństw i tzw. dialog małżeński. Dzięki tym rekolekcjom przetrwaliśmy trudny czas budowy bo po pierwsze: dawaliśmy sobie czas na refleksję, byliśmy oderwani od codziennych obowiązków, w ramach rekolekcji każde z nas nastawione było na poprawę siebie i stosunków ze współmałżonkiem.... i łatwiej przychodziło nam porozumieć się w trudnych kwestiach. Oczywiście nie coś takiego miałam na myśli pisząć do Przekorka jako sposób na rozmowy z żoną, bo to specyficzna forma dialogu osadzona w wierze, a przecież nie chcę tu nikogo nawracać. Moja uwaga miała wskazac jedynie, że istnieje problem dobrej rozmowy ze współmałżonkiem, i że można się tego nauczyć.... niekonieczne na rekolekcjach, jeśli to dla Ciebie, rrmi stanowi problem...

A życie.... hm.... czy w tempie zycia jaki sobie narzucamy sami lub jakie narzuca nam świat mamy czas na chwilę refleksji, zadumy, szczerej rozmowy....?

Pozdrawiam, i postaram się już nie zabierać głosu w tym wątku,

gaga2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dziekuje za wyjasnienie

troche zle sie wyrazilam , nie bylo moim celem Cie urazic i nie roszcze sobie prawa do tego watku , no przestan

nie chodze do kosciola i na rekolekcje jakiekolwiek , moze dlatego dziwi mnie to o czym piszesz

jestem ostatnia tu osoba do rozmow o tym

i nie chce osadzac , czy to ma sens czy nie

 

nie zmieniam tez tego co napislam , bo wydaje mi sie , ze porozmawiac czy tez wyjasnic nieporozumienie zawsze mozna

 

niemniej niepotrzebnie sie oburzylas az tak , bo mam prawo do swojego zdania i powiedzenia komus o tym, bo moim zdaniem lepiej juz skorzystac z porady specjalisty ( mowie o zalozycielu watku)

 

a TY powiedzialas o swoich przekonaniach i takie tez sa Twoje porady

czyli obie szczerze radzimy i tak to zostawmy

 

pozdrawiam Cie bardzo serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zapraszam cie ktoregos dnia (jak skoncze budowac swoje nieporozumienie) na piwko - jak bedziesz wracal z Wawy do siebie.

Ja stawiam :)

No, chlopie, bedzie biba. Moja wątroba juz protestuje. 8)

A tak nawiasem, do Wszystkich. Zycie pisze scenariusze, o ktorych nie snilo sie filozofom. W piatek wieczorem wracam do chaty w bojowym nastroju, ukladając w duchu przemowę w tonie ostatecznym, a zonka mnie wita, chlipiąc w rękaw: "Zlozylam zlecenie do agencji nieruchomosci".

Ona gryzla sie przez ostatnie miesiące i biła z myslami. W koncu tak zadecydowala. Z jednej strony podziwiam Ją szczerze, z drugiej zastanawiam sie nad konsekwencjami, bo widze ile ta decyzja Ją kosztuje. Przestraszylem sie tej jej decyzji. Na pewno wyprowadzi to nas na prostą w sensie ekonomicznym, a i pewnie odetchniemy troche psychicznie, ale boje się o Jej zniszczone marzenia. No, nie wiem, powinienem się cieszyć (od strony racjonalnej), ale jakoś tak.. łyso.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przekorku, brawa dla żony!!! :D Cieszę się, że wszystko zmierza ku dobremu. A swoją drogą, to chyba słabo ją znasz ... :wink:

 

Nie martw się na zapas - dopiero teraz przekonacie się czy są chętni i jaką kasę możesie odzyskać. I wówczas podejmiecie ostateczną decyzję. Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zapraszam cie ktoregos dnia (jak skoncze budowac swoje nieporozumienie) na piwko - jak bedziesz wracal z Wawy do siebie.

Ja stawiam :)

No, chlopie, bedzie biba. Moja wątroba juz protestuje. 8)

A tak nawiasem, do Wszystkich. Zycie pisze scenariusze, o ktorych nie snilo sie filozofom. W piatek wieczorem wracam do chaty w bojowym nastroju, ukladając w duchu przemowę w tonie ostatecznym, a zonka mnie wita, chlipiąc w rękaw: "Zlozylam zlecenie do agencji nieruchomosci".

Ona gryzla sie przez ostatnie miesiące i biła z myslami. W koncu tak zadecydowala. Z jednej strony podziwiam Ją szczerze, z drugiej zastanawiam sie nad konsekwencjami, bo widze ile ta decyzja Ją kosztuje. Przestraszylem sie tej jej decyzji. Na pewno wyprowadzi to nas na prostą w sensie ekonomicznym, a i pewnie odetchniemy troche psychicznie, ale boje się o Jej zniszczone marzenia. No, nie wiem, powinienem się cieszyć (od strony racjonalnej), ale jakoś tak.. łyso.

Przekorek,

tym bardziej wspolczuje twojej zonie.

zacznijcie budować nowe marzenia... bez nich jest trudniej - zycze wam lepszych scenariuszy w zyciu - sklep niech przynosi duze dochody, tak byscie mogli pobudowac nowa rezydencje rodziny Przekorkow :)

serdecznie pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koniecznie "znajdz jej jakies nowe dziecko", mniejszy dom? zeby sie czyms zajela i zwiazala emocjonalnie. Poswiec jej sporo uwagi i serca. Brawo dla Pani Przekorkowej! :lol: i współczuje wam tej sytuacji, cóż nie zawsze podejmuje sie w zyciu dobre wybory, taka nasza człowiecza, emocjonalna, natura.

 

A wątek powinien słuzyc jako przestroga tym, którzy dopiero sa na etapie planowania, dokładaja z architektem kolejny 7 pokój, 6 lukarne, 5 balkonik i ciągle im mało...

Juz parę razy dostałam po głowie na forum, za mój "brak gustu" i praktycznosc, ale naprawde ciesze sie ze sam buduje stodołę z powierzchnia podłóg -169 m2.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...