Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

dziennik zmagań codziennych ewa i art


Recommended Posts

Mam nadzieję prowadzić na forum nasz dziennik budowy. Na razie trudno to nazwać dziennikiem, tak samo jak naszą pustą jeszcze działkę - budową. Jednak nam nadzieję na systematyczne dokumentowanie naszych zmagań w najbliższej przyszłości. podjęłam już pierwsze próby opisania o wszystkim, co skłoniło nas do szalonej decyzji o budowaniu domu i spróbuję podzielić się z bywalcami forum.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziennik budowy? Do budowy to jeszcze daleko....

 

Kiedy był początek? Tego już sami za bardzo nie potrafimy określić. Chęć do powiększenia metrażu towarzyszyła nam prawie od początku mieszkania na tzw. swoim. Kiedy zaczynaliśmy się po raz pierwszy urządzać, nie podejrzewaliśmy, że różne prace wykończeniowe i remontowe będą naszym częstym zajęciem.

W listopadzie 1999 r. dostaliśmy klucze do naszego lokum – kawalerka 32,2 mkw. w TBS-ie.

Jak dla młodej pary tuż po ślubie wydawało się idealnie (przynajmniej na początek), ponieważ w TBS mieszkania są w miarę wyposażone, to mieliśmy błyskawicznie się wprowadzać. Tak różowo jednak nie było. co prawda łazienka wyposażona w kafle i urządzenia sanitarne, aneks kuchenny w kuchenkę elektryczną i kafle na podłodze oraz cała reszta w wykładzinę dywanową, to zostało malowanie, meble w kuchni i szafa w przedpokoju. Od razu też zdecydowaliśmy się zedrzeć całą wykładzinę (trzymała się cholera jak nie wiem) i położyć panele, zamówiliśmy szafę wnękową i meble do kuchni które miały być na początek stycznia. Mąż dzielnie z kolegą pracowali popołudniami układając klejone jeszcze wtedy panele, a że robili to po raz pierwszy to trwało odpowiednio. Potem malowanko, szafa zamontowana w jeden dzień. Przynieśliśmy stolik podręczny, czajnik i ubraliśmy choinkę. Bo już prawie święta. Nadchodzący sylwester był doskonałą okazją na parapetówę i tak też się stało. W sześć osób w kawalerce prawie bez mebli (stół, kanapa i tv) było wygodnie i wszyscy tańcowali. O północy poznaliśmy sąsiadów.

I tak zamieszkaliśmy, na bieżąco były przywożone wszystkie potrzebne rzeczy, w końcu stanęły meble w kuchni, lodówka. Tak pomieszkaliśmy do kwietnia gromadząc półki, kwiatki i różne wieszaczki, kiedy to przyszedł na świat synek. Nasz jedyny pokój został przedzielony regałem, za którym zmieściło się łóżeczko, komoda i inne drobiazgi dla niemowlaka. Odgrodzona część wyposażona w tapetę w misie stała się kącikiem dziecięcym. Szybko okazało się mieszkanie jednostronne z oknami od południa ma lecie cechy sauny, więc praktycznie cały dzień z maleństwem przebywaliśmy w rodziców w domku z ogrodem oddalonym od naszego bloku jakieś 5 minut spacerkiem. W miarę rozwoju synka przybywało wszystkiego, a zwłaszcza, klocków pod nogami, autek, chodzików i różnych rzeczy, przez które codziennie mieliśmy sobie okazję wybić zęby.

Od razu z nieufnością podchodziliśmy do kolejnego, choć większego mieszkania w bloku, zwłaszcza, jak codziennie człowiek przebywa na rodzinnym ogródku. Poza tym kredyt.... musi być duży, a tu małe dziecko, dochody niewielkie no i ten czynsz w tbsie bez prądu, tel. oraz internetu „jedyne” 400zł. Coraz mocniej zaczęliśmy się zastanawiać, co tu dalej robić, bo ciasnota zaczęła dokuczać coraz bardziej, a w dodatku niekończące się przeboje z zarządcą budynku. Na ścianie przylegającej do balkonu sąsiadów mieliśmy powracającą mimo walki hodowlę grzyba (nowy budynek!), do tego plac zabaw pod oknami, który wieczorem był miejscem spotkań pijanych nastolatków. W dodatku brak balkonu i ciągle suszące się ubrania wszędzie gdzie się dało coś powiesić, oprócz łazienki, bo tam wentylacja zerowa.

W końcu podjęliśmy decyzję, że rzucamy się na 30-letni kredyt i szukamy czegoś do zamieszkania, czyli domek, pół domku, kawałek domku, byle było kawałek ogródka. W grę wchodziła tylko pobliska lokalizacja głównie ze względu na bliskość rodziców no i przyzwyczajenie do okolicy. Teraz się zaczęło znoszenie autogiełdy, śledzenie w internecie i czekanie na okazję. Trafiliśmy też do trzech biur nieruchomości, doświadczenia były takie: jest fajne ogłoszenie, umawiamy się z agentką jedziemy na miejsce, oglądamy i okazuje się, że cena jest wyższa o 100 tys. (o sto, nie 10). Tak było co najmniej 3 razy. Szukaliśmy czegoś do 200 tys. mógł być domek, pól domku, domek do skończenia itp. Niestety poszukiwania nie przynosiły rezultatu. Do dziś wspominam „okazję” czyli pół domu z działka 500mkw za 90 tys. na miejscu okazało się, że w grę wchodzi tylko rozbiórka, bo to co stoi to szkielet ścian ze starej cegły z resztką dachu i klepiskiem w miejscu podłogi, z działki 500 m 200 było pod domem, a spora część pod garażem należącym zresztą do rodziny z drugiej polówki budynku. Rzeczywiście wyjątkowa atrakcja...

I tak stało się jasne, że albo zmienimy koncepcję, albo nadal będziemy trwać w mieszkaniu, które było ładne, ale jakby coraz mniejsze.

Chociaż o budowie jeszcze głośno nie myśleliśmy zaczęliśmy poszukiwać działki, znowu biura, ogłoszenia, autogiełda. Zjeździliśmy całą okolicę, łącznie z ogłaszaniem się, że kupimy działkę w tej okolicy. Nic nie przypadało nam jednak do serca, albo cena była dla nas zaporowa czyli 100zł lub więcej za metr. Czasy ulgi budowlane minęły bezpowrotnie, więc na żadne zwroty z inwestycji nie mogliśmy liczyć. Najbardziej z okolicy podobały nam się nowe domki w Wilczycach, tuż za granicą Wrocławia, tam też jeździliśmy kilka razy w miesiącu pytać mieszkających już ludzi o kawałek wolnego miejsca na sprzedaż. Aż pewnego dnia znalazłam zwyczajnie w gazecie ogłoszenie biura nieruchomości o działeczkach w Wilczycach właśnie. Umówiliśmy się w biurze i okazało się, że jest do sprzedania całkiem ładny obszar w dobrym miejscu podzielony na działeczki od 800 do 1000m. Cena 65zł za metr. No cóż decyzja była szybka., mimo, że to jeszcze rola, mimo, że droga polna, prąd i woda jest ale w głównej drodze, a w bocznych już nie. Ale miejsce przeważyło wszystko. W kwietniu 2004 podpisaliśmy umowę przedwstępną, sprawdzając w gminie, jak wygląda sprawa z planem zagospodarowania. Zapewniono nas, że jest gotowy i w sierpniu uchwalą, a tam w planie już nie rola, ale mieszkaniówka. Więc wszystko ok. Wcześniej dokonaliśmy rezerwacji mniejszej działki 850 metrów, bo wiadomo, kasa. Ale później nas tknęło, że ta o pow. 930 jest lepsza bo większa i ma wjazd od północy, a nie od południa. Wysłałam miśka do gminy, żeby sprawdził jak wygląda sprawa z planem i co z tą rolą można zrobić, gdyby nie było jednak planu. Małżonek szczęśliwie jest urbanistą, więc przynajmniej rozmiał do do niego mówią, przyjechał zadowolony z zapewnieniem, że plan będzie w sierpniu, a nawet udało mu się obejrzeć jego projekt. To umocniło naszą decyzję. Później sprawy papierkowe, począwszy od odstąpienia Agencji Rolnej od zakupu, aż do aktu notarialnego, no i oczywiście kredyt. Działka kosztowała 59,5 tys. nasz wkład własny w postaci zaliczki dla właściciela to 3 tys. na resztę kredyt. Dostaliśmy szybko w Multibanku z naszym wkładem 5% i średnimi dochodami dali nam oprocentowanie we frankach 3,5%, prowizja 2% . umowę notarialną podpisaliśmy 13 czerwca (nie było pechowo) i w tym dniu bank uruchomił kredyt. Zostaliśmy posiadaczami ziemskimi!

Uwaga dla innych zapaleńców do kosztów działki można spokojnie doliczyć 10%, które pochłoną wszelkie opłaty: prowizja biura, notariusz, przyznanie kredytu, założenie księgi, wpis do hipoteki i co tam jeszcze nie pamiętam. Ale wyszło 6 tys.

W czerwcu odeszła od nas mama męża. Sprawy działki na razie zeszły na dalszy plan. Trzeba było postanowić, co z mieszkaniem (spółdzielcze lokatorskie), żeby nie przepadło no i co w ogóle z nim począć. Wiedzieliśmy, że chociaż jest trochę większe to nie będziemy się przeprowadzać. Na pewno nie unikniemy generalnego remontu.

Mogliśmy czekać spokojnie aż uchwalą nam ten plan, a wakacje za pasem. Szczęśliwie znalazłam coś w internecie, więc urlop w Jastrzębiej Górze w sierpniu.

WCZASY pogoda była super.

Solidna ta nasza gmina (Długołęka) bo zgodnie z zapewnieniem uchwalili pod koniec sierpnia plan. Nasza działeczka została tym sposobem budowlaną.

Rozpoczęliśmy sprzątanie tamtego mieszkania, które wymagało kompleksowego remontu, ale skąd na to wziąć pieniądze? Zdecydowaliśmy, że doprowadzimy do stanu na wynajem, ale łazienka cała do wymiany, no i kuchnia też. Biedny małżonek po pracy popołudniami szedł tam i coś dłubał. Jednak na dobre się zaczęło jak została zryta łazienka z tynkiem włącznie. Bardzo pomógł nam sąsiad, który z racji tego, że potrafi sam zrobić chyba wszystko dzielnie walczył z instalacją elektryczną i wod-kan, które trzeba było całkiem przerobić

Odkryłam, że dzień bez wizyty w Castoramie, to dzień stracony, jeździliśmy bez końca bo klej, gips, gładź, śrubki, wiertła, pędzle, szpachle, farby zostawiając im niezłą część dochodów.

Jesienią zaczęły się wycieczki na działkę, a raczej na dużą łąkę, na której gdzieś jest ten nasz kawałek, bo granic znaleźć w chaszczach nie sposób. Systematyczne wyjazdy połączone były z podziwianiem okolicznych budów i wniosek był jeden – jak tym ludziom to szybko idzie. Po drugiej stronie drogi już parę domków zamieszkałych, więc pewnie mają prąd, a może nawet wodę? Trzeba przy okazji pytać. Rzeczywiście mają, inni też mogą mieć wodę, jak sobie pociągną i zapłacą... no cóż. Chyba łatwiej o studnię?

Termin skończenia upierdliwego remontu ciągle odpływał w bliżej nieokreśloną przyszłość. W listopadzie był pierwszy kryzys, niby już tyle zrobione, prawie łazienka, prawie kuchnia, totalna demolka w przedpokoju, pokoje nietknięte, kasy brak, no i ile można tyrać po pracy wieczorami w brudzie i pyle z cięcia kafli? Jakby tego było mało w naszej klitce grzyb się rozpanoszył, dziecko ciągle chore (pewnie od tego cholernego grzyba), woda spływa pod parapetem do środka, więc trzeba walczyć. Siłą perswazji ściągnęliśmy konserwatora, zażądaliśmy odgrzybienia, wymiany parapetów itp. Po dłuższym użeraniu się panowie przyszli na roboty tydzień przed Świętami w grudniu. Wyrwali parapety, włożyli nowe, odgrzybili i poszli. Zostało sprzątanie i oczywiście malowanie. Głupio pomalować tylko dwie ściany więc pomalowaliśmy wszystkie i przedpokój, dziecko u babci, a my do północy z wałeczkami po ścianach. Ale przecież już prawie święta, więc się odpocznie. (akurat). Natłok remontów zaczął nas przerastać. Mieliśmy dosyć, a kasy na dokończenie tamtego mieszkania do stanu, w którym ktoś je wynajmie też nie widać.

Jesienne weekendy poświęcaliśmy też na oglądnie projektów. Od dawna gromadzę gazety o wnętrzach, więc stosy zaczęły niebezpiecznie rosnąć, a miejsca, wiadomo nie ma.

 

Sylwester 2005 w gronie sąsiadów. Pierwsze pomysły, że może jednak pozbędziemy się swojego tbsa i przeniesiemy się do tego remontu. Na korzyść przemawiał osobny pokój dla dziecka no i może wpadnie trochę gotówki za nasze mieszkanie...

Postanowione, w styczniu przyspieszenie w pracach remontowych, żeby wyjść z największego brudu, czyli gładzie i kafle, pozbywamy się sterty starych mebli i innych niepotrzebnie zalegających rzeczy. W połowie stycznia daję gdzie tylko można ogłoszenia o sprzedaży naszej kawalerki. Przez tydzień cisza, a potem zaczął się ruch, maile, telefony, wizyty. Żeby był minimalny komfort rozmowy, jak ktoś przychodzi obejrzeć lokum, synuś idzie do sąsiadów pobawić się z dziećmi..

Kupcy niby są, ale jak przychodzi co do czego tj. czynsz cztery stówki, to tracą ochotę. My jednak nie tracimy nadziei.

Luty 2005. jest kupiec. Dziewczyna, aż ze szczecina, ale zdecydowana. Trochę było stresu, czy załatwimy wszystko w tbsie no i czy zdążymy się wynieść, bo jej zależało, aby się wprowadzić 15 lutego.

Jakoś poszło, transakcja zrealizowana, mamy 6 dni na przeprowadzkę. Synek chory, jestem na zwolnieniu, ale to się akurat dobrze składa, bo mogę się pakować. Ci co się przeprowadzali kiedykolwiek na pewno już to wiedzą, ale byłam w szoku, że w mieszkaniu niby niewiele, a pakowanie się nie kończy. Gdzie do cholery to wszystko było upchnięte? Dzień 0 się zbliża, tam nie uprzątnięte, żeby wwieźć cokolwiek, a tu już kompletnie nie ma jak się poruszać bo rosną pudełka. Mój chłop dzielnie z sąsiadem kładą panele w większym pokoju i w przedpokoju, bo gdzieś trzeba wstawić chociaż łóżko. Wywożenie gratów z przyczepką trwało kilkanaście godzin. Chłopaki przy tym wywożeniu stargali się okrutnie, u nas to luzik bo jest winda, ale tam wdrapać wszystko na 3 piętro to makabra.

Przeprowadzka w takim tempie była kompletnym absurdem, ale trudno tak się przytrafiło. Na szczęście dziecko mogliśmy przeprowadzić na 2 tygodnie do babci, inaczej nie dalibyśmy rady.

Pierwsza noc w remoncie! Byliśmy tak zmęczeni, że nic nam nie przeszkadzało. Przez najbliższy tydzień mieszkaliśmy na walizkach w pokoju z podłogą, w drugim była narzędziownia. Pomału powstawała szafa wnękowa i panele w drugim pokoju. Wprowadziliśmy dziecko, na początku mieszkało jak dawniej z nami w jednym pokoju, bo w drugim ciągle jeszcze syf.

Marzec 2005. systematycznie się rozpakowujemy. Mamy już prysznic! Szafki w kuchni też są, ale bez frontów tzw. kuchnia otwarta inaczej. U dziecka są panele, groszek na ścianach z duluxa wyszedł bardzo ładnie, szafa wnękowa własnej roboty również. Miło mieć rzeczy w szafie, a nie w walizkach.

Święta 2005 non stop przeglądam projekty bo budowa postanowiona tuż po skończeniu remontu, chociaż co ma jedno z drugim?J

Powoli kończymy remoncik, w którym już da się mieszkać. Ale jeszcze trochę drobiazgów brakuje.

Projekty. Kiedyś wybraliśmy manuelę z horyzontu, fajny rozkład no i taras..... długo był to nasz projekt nr 1, ale przyszły wątpliwości co do wielkości salonu, gdzie garaż? Pomieszczenie gospodarcze, łazienkę trzeba by zamienić z jednym pokojem, ogólnie wyszło trochę przeróbek. Kopię dalej mam już chyba wszystkie dostępne na rynku katalogi no i tysiące w internecie.

Marzec 2005

Byliśmy na tarbudzie, ale nic ciekawego, podobały mi się tylko deski witex i kostka brukowa, nic stamtąd sensownego nie wynieśliśmy.

Wybraliśmy kolejny projekt. To miał być już ten ostatni. Babie lato. Piękny. Taki jaki chcieliśmy jeśli chodzi o parter. Ale... no właśnie poddasze ma 70 metrów po podłodze kto i kiedy to wykończy? A zostawić takie przestrzenie i czekać na lepsze czasy też nie za bardzo.

Marzenia zostały sprowadzone na ziemię. Znowu przelecieliśmy kolekcje muratora, zaczęłam czytać forum, szkoda, że dopiero teraz...

Wystąpiliśmy o wypis i wyrys. Nawet szybko poszło, koszt dokumentu bagatela dwie stówki

Kwiecień 2005.

Wybraliśmy projekt. Tym razem już zdecydowanie. Chociaż muszę przyznać, że nie było łatwo, bo misiek uparł się na Zosię z horyzontu (podobno tani w budowie), mnie jednak nie przypadł ten dwuspadowy dach. Po tysiącach przejrzanych projektów wybór padł na C 84 z kolekcji muratora, spełnia podstawowe kryteria, które decydowały u nas przy wyborze projekty, czyli podział stref na część dzienną i nocną, pomieszczenie gospodarcze, zadaszony taras, łazienka z oknem (naprawdę nie wiem dlaczego, ale jest rzadkość w projektach, nawet jak się ją spotyka to budynek nie ma garażu, a po jego doklejeniu do budynku, wypada znów bez okna), garaż w bryle budynku, powierzchnia parteru do 120mkw. To chyba tyle. Do przyjrzeniu się okazało się, że można jeszcze wykorzystać trochę poddasze, tylko gdzie dać schody? Urzekł mnie tras, dużo okien, kominek, pokoje sypialne powyżej 10 mkw. (wcale nie takie powszechne w domach nawet o pow. 150mkw.). Tyle o projekcie.

Wystąpiliśmy o warunki do ZE i do ZUK.

Maj 2005.

Kupiliśmy ten projekt w wersji lustrzanego odbicia. Cena 1550 zł. Zaczęło się przeglądanie. No i jest coś, co trochę przeraża – dach. Dość skomplikowany, czyli drogi. Ale cóż, decyzja zapadła. Teraz trzeba się rozejrzeć za geodetą. Są warunki, koszt przyłączenia do prądu 1800zł do tego skrzynka, z ZUKiem prościej, trzeba sobie zrobić szambo i tyle. Z wodą nie będzie prosto, bo trzeba dociągnąć, na szczęście już ktoś się za to zabiera, wspólnie będzie taniej jakieś 1500zł. Na razie udało nam się dogadać, że na czas budowy „pożyczymy” prąd i wodę z budowy obok naszej działki.

Geodeta bardzo porządny facet, zrobił co trzeba szybciutko, czyli mapy do celów projektowych i znalazł naszą działkę w haszczach, dał rzędne. Tanio i szybko naturalnie bez rachunku, ale skorzystamy jeszcze z usług w przyszłości.

Czerwiec 2005

Czytam forum. Rozumiem uzależnionych. Czytam doświadczenia innych, regularnie przeglądam grupę wrocławską, nawet się zdobyłam na pierwszy wpis. Na razie jednak więcej czasu zajmuje mi czytanie i śledzenie informacji głównie dotyczących kredytów.

Zdecydowaliśmy się na wykonawcę generalnego, poleconego i sprawdzonego. Niedługo przystąpimy do podpisania wstępnej umowy. Mamy pierwszy kosztorys, myślałam, że będzie gorzej, ale wyszło 200 tys. do tego instalacje. Co robić, jak sam dach stanowi pokaźną pozycję w kosztorysie.

Zdecydowaliśmy się na technologię proponowaną w projekcie, a więc bloczki keramzytowe.

Projekt przechodzi właśnie fazę adaptacji. Zrobiliśmy też badanie gruntu (mogę polecić pana bardzo szybko i całkiem niedrogo), wyszło, że dość wysoki poziom wód jakieś 110 cm, trochę gliny, piaski. Dobrze, że się zdecydowaliśmy, a nie oglądaliśmy jak robią sąsiedzi.

W projekcie nie obyło się bez drobnych zmian, np. powiększenie pomieszczenia kotłowni, wstawienie schodów w przedsionku (nie będą zbyt wygodne), okna połaciowe w dachu, powiększenie łazienki o wnękę na wannę, kosztem pokoju gościnnego, pozbawiliśmy drzi i ściane część między wiatrołapem, a przedsionkiem, zwężyliśmy drzwi tarasowe do dwudrzwiowych zyskując kawałek ściany do postawienia telewizora. W garażu z tyłu będą drzwi zamiast okna. To chyba tyle.

Rzut oryginalny tutaj więcej informacji o projekcie na stronie: http://www.projekty.murator.pl/prezentacja.htm?IdProjektu=258

 

 

 

Teraz robimy podchody w sprawie kredytu. Trafiliśmy dzięki poleceniu do doradcy kredytowego (firma Notus w Rynku, pasaż pod błękitnym słońcem). Nasze wcześniejsze rozeznanie w banku, w którym mamy kredyt na działkę, niestety nas rozczarowało. Zaproponowano nam mało atrakcyjne warunki tj. 3,2 we CHF, prowizja 2% i kwota kredytu mocno nieatrakcyjna. Więc trzeba było im podziękować. W Notusie zaoferowano nam znacznie korzystniejsze warunki i bank BPH, raczej jesteśmy zdecydowani, kompletujemy dokumenty potrzebne do złożenia wniosku. Są duże szanse na spłacenie kredytu na działkę zaciągniętego w multi, już wystąpiliśmy do nich o opinię o kredycie. Właśnie przy okazji wizyty w banku po opinię o naszym kredycie, od razu zaproponowali nam lepsze warunki, ciekawe, prawda? Ale i tak daleko im do innych ofert na rynku.

Ostatnio spotkaliśmy na stacji benzynowej późnym wieczorkiem kolegę, który, jak się szczęśliwie złożyło jest po budownictwie. Zobowiązał się nam sprawdzić i przeliczyć te nasze fundamenty i w ogóle doradzić jak posadowić budynek. Ja wymyśliłam, żeby z przodu by1) tylko jeden stopień przed wejściem do domu, co daje również niższe zejście z tarasu.

Od wczoraj już wiem, że to nie wypali, budynek musi być taki, jak w projekcie, i trzeba zachować wysokość (ze względu na grunt). A więc brniemy dalej. Szkoda, że czas tak umyka, strasznie nam się opóźnia rozpoczęcie budowy, a przecież jeszcze kredyt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzisiaj spotkanie z doradcą kredytowym, wprawdzie to już kolejne, ale uzupełniamy potrzebne dokumenty i mam nadzieję, że będzie można wreszcie złożyć w banku nasz wniosek kredytowy. przy okazji mogę polecić usługi doradców z Notusa, lepsi niż expander i w 100% bezpłatna usługa (nie tak jak w expanderze)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

po wczorajszej wizycie u doradcy zdecydowaliśmy się na kredyt w PBK, oferta: 2,8 % w CHF, prowizja 2%, zero wkładu, kwota kredytu 280 tys., wszelkie opłaty potrącone z kwoty kredytu, bezpłatne przewalutowanie, wcześniejsza spłata itp. Raczej zostajemy przy tej ofercie. tymczasem wciąż nie mamy pozwolenia na budowę, a tu okres urlopowy ....

Na działeczce trawa i zielsko urosło do pasa, mury sąsiadów rosną, w weekned może zrobimy jakieś zdjęcia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nareszczie piątek, możemy w weekend oddać się swoim sprawom, a więc postanowić coś w sprawie studni, która raczej będzie niezbędna. na wodociąg w wersji optymistycznej możemy doczekać się w listopadzie, a jak znam życie to pewnie dopiero wiosną. przekopuję dzisiaj forum w celu zgłębienia wiedzy o studni... całe szczęście, że będzie od kogo "pożyczyć " wodę na czas budowy. no i czas najwyższy zrobić zdjęcia naszej łąki, jeszcze tylko przebrnę przez instrukcje na forum, jak się je zamieszcza:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzisiaj dzień "czerwonej pieczęci", jak podbije nam dzisiaj projekt konstruktor, a jutro resztę architekt, to w poniedziałek składamy wreszcie wszystko do starostwa mając nadzieję na pozwolenie wybudowania naszego domku. potem zaczną się uprzejme telefony do pani, która się tym zajmie, ale pozostawiam to zadanie mężowi:). w weekend postaram się zająć wreszcie publikacją zdjęć naszej zarośniętej różnymi chaszczami działeczki, a tymczasem czytam, czytam i wciąż czytam .... inne dzienniki budowy i podziwiam wytrwałość forumowiczów w zmaganiach wszelkich z wykonawcami. chyba cały urlop będę zbierać siły, aby podołać wyzwaniom jak już się zacznie u nas.

nie mogę się już doczekać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

a miało być tak pięknie....

nie wiem, kiedy wreszcie będziemy mogli cieszyć się pozwoleniem na budowę, bo zaczęły się schody. pani w starostwie nie spodobały się nasze mapki z zagospodarowaniem terenu, trzeba poprawić, że droga prywatna to też problem, ale nie rozumiem w czym, pani stwierdziła, że musi kogoś zapytać co zrobić w naszym przypadku. architekt na urlopie, będzie w niedzielę. i tak przyszło pierwsze podłamanie, jak my z tym wszystkim zdążymy, zwłaszcza, że sami niedługo jedziemy na urlop. Na pocieszenie czytam inne dzienniki budowy i dołączam do grona osób uzależnionych od forum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

miało być na bieżąco, a tu ponad miesiąc przerwy! sporo się działo w tym czasie, pomijając urlopy i błogie lenistwo, udało się też wygrać wyścig z czasem. Od poniedziałku mamy pozwolenie na budowę (prawomocne od razu:), z czego jesteśmy niezmiernie dumni. nie było lekko, czasami nawet ręce nam do przyziemia opadały, ale opłaciło się zmagać z uporem maniaka (a raczej z panią ze starostwa). W ostatnią sobotę nasza działeczka została pięknie skoszona. walka z dwumertowym haszczem za pomocą traktora z kosiarką trwała ponad 3 godziny! za to teraz działeczkę widać, bo wokól pozostały haszcze naszych przyszłych sąsiadów.

dzisaj spotkanie z geodetą, już nie mogę się doczekać, wytyczy obręb w jakim mamy wybrać humus.

wieczorami czytam namiętnie forum i uzależniam się coraz bardziej, najgorsze jest to, że wszystko wydaje mi się niezwykle ważne, więc drukuję, czytam ale z zapamiętaniem takiej porcji wiedzy jest najgorzej...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zaczynam się przyzwyczajać do tego, że nic nie idzie zgodnie z planem. geodeta wczoraj nie dotarł, bo jakieś tam przypadki losowe, ale ma być dzisiaj. jutro bliskie spotkanie trzeciego stopnia w sprawie zadłużenia się na najbliższe 30 lat. Do ostatnio doświadczanego pasma absurdów należy dodać nasze wczorajsze odkrycie, że na planie zagospodarowania działki, większość wymiarów jest nieprawidłowa... zauważyliśmy dopiero wczoraj, całe szczęście, że w strarostwie się nie zorientowali! za to geodeta będzie miał okazję się wykazać próbując załapać jakiś wymiar na naszej działce. oby tylko nie był to czwarty wymiar :-?

zadanie na popołudnie - uzgodnić termin zdjęcia humusu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Udało się wczoraj zrobić zdjęcia naszej działki, ale niestety nadal nie umiem ich opublikować, postaram się przebrnąć dzisiaj przez wszelkie instrukcje na forum.

Geodety oczywiście wczoraj nie było, bo nie zdążył Jakoś nie jestem zaskoczona, niby miał być dzisiaj rano. sprawdzimy.

w weeknd trzeba przeprowadzić negocjacje z pionierami naszej niezabudowanej okolicy w sprawie pożyczenia wody i prądu na czas bliżej nieokreślony.

przebrnęliśmy pozwolenie mimo wyrzucenia mojego dzielnego męża przez panią ze starostwa 2 razy, a naszego architekta 3 razy. teraz został nam kredyt, więc nic gorszego chyba nas nie spotka, ale może się mylę. dzisiaj składamy kompletny wniosek, zdążyliśmy się dowiedzieć, że banki są zawalone wnioskami i trzeba cierpliwie czekać.

Cierpliwość mam już trochę wytrenowaną, tylko okaże się czy wystarczająco.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W piątek przybyły nam śliczne paliki zakończone fosforyzującą zielenią, to pierwsze dzieło pana geodety. czekamy już niecierpliwie kiedy się wreszcie rozpocznie.... to całe szaleństwo zwane budową.

Podchodzę do pierwszej próby publikacji zdjęcia

http://album.com.pl/G938AxB458zsB/155961.jpg

to nasza działka już po skoszeniu z pierwszą rośliną drzewkopodobną.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj dogadaliśmy się na zdjęcie humusu, tak więc dzisiaj popołudniu ma przybyć koparka i zgarnąć naszą urodzajną ziemię III klasy (już wiem dlaczego te haszcze tak rosną).

Jednak przed chwilą dopadły mnie lekkie wątpliwości, bo wyczytałam na forum, że wszelkie prace należy zaczynać w środę lub w sobotę! Nie wiem, czy dzwonić i przekładać to kopanie na jutro? chyba łapię lekki obłęd :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Humus zdjęty, bardzo ładnie zresztą, szkoda tylko, że pod hałdą ziemi zniknęło nasze jedyne na działce drzewko, ale to jest do nadrobienia. Koparka 70zł za godzinę. Tyle dobrych wieści.

Aha i przyznali nam kredycik w przyszłym tygoniu podpisanie umowy, odetchnęliśmy z ulgą.

Piękna pogoda coraz bardziej mnie stresuje, bo zamiastr ruszać pełną parą, czekamy na ekipę, która już od tygodnia powinna się uwijać na budowie. Niestety z przyczyn różnych ekipa nam się sypie, a w ogóle okzzuje się, że większość solidnych wykonawców uciekła budować w Irlandii. Akurat teraz, kiedy my potrzebujemy...

A sasiedzi kładą dachówkę, widoczny postęp prac na sąsiednich budowach pogłębia moją depresję. Nic zgodnie z planem - niedługo chyba to będzie motto naszej budowy (niezaczętej zresztą).

 

Z ostatniej chwili: nauczyłam się nareszcie wklejać zdjęcia!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

już nadrabiam zaległości...

Dzisiaj (13 - tego!!!) na naszą działkę wkroczyła ekipa. Nie było łatwo znaleźć chętnych, ale okazało się że metoda najprostsza podziałała, a więc wywiad na sąsiedniej budowie. Tak więc kopią pod fundament, a my stajemy przed kolejnymi wyzwaniami. Mieliśmy się trzymać projektu, takie było założenie, tym czasem podjęliśmy kilka decyzji zdecydowanie innych niż parę miesięcy wcześniej. Po pierwsze nie jednowartwówka z keramzytu, ale żsiany z silikatów + ocieplenie, po drugie strop nie drewniany, a teriva. mam nadzieję, że nie będą to błędne decyzje.

postaram się też zamieszczać na gorąco zdjęcia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jednak 13 nie do końca okazała się szczęśliwa. Panowie nie zdołali wczoraj wbić łopaty w ziemię, a raczej glinę twardą jak skała. Tym sposobem prace przesunięte na sobotę z użyciem koparki. Dzisiaj piątek, więc pewnie dlatego nawet mnie nie denerwuje, fakt że oczywiście nadal nic nie idzie zgodnie z planem: :)

Wczoraj wieczorem odbyliśmy z mężem burzę mózgów w sprawie różnych nieprzemyślanych wcześniej kwestii, czyli zmian drobnych ciąg dalszy. W projekcie na ścianie garażu od ogrodu mamy okno, a może bardziej przydałyby się drzwi w tym miejscu? w takim razie nie będzie okna, czyli będzie ciemno. Wpadłam na pomysł, że może okienko połaciowe doświetli garaż, ale nie ma tego w projekcie, a tym bardziej w pozwoleniu na budowę, podobnie jak tych dodatkowych drzwi zresztą.

Z czynności zaplanowanych muszę przyznać, że coś się udało wczoraj wykonać - dojazd do naszej działki przez dzikie haszcze został wczoraj elegancko wykoszony.

Temat na dziś - zdobyć żółtą tablicę i uroczyście zamocować na działce (tylko na czym?) oraz poruszyć sprawę baraku na różności budowlane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj nastąpił prawdziwy start robót na budowie. za nami już falstart, gdyż w sobotę koparkowy nie był na siłach z wiadomych względów. Na szczęście nie będzie potrzeby korzystać z pana usług, dzisiaj weszła ekipa i zgodnie z zapewnieniem telefonicznym kopią od rana pod fundamenty.

Kupiliśmy w piątek w Castoramie żółtą tablicę (niecałe 40 zł), którą dzisiaj zamierzamy umocować na jakieś konstrukcji na działce, żeby uzyskała status prawdziwej budowy. Pierwsze wrażenie nadchodzącej jesi odczuliśmy bardzo wyraźnie wczoraj będąc na działce - strasznie wiało.

W ogóle jakoś tak zimno się robi, sąsiedzi już palą w kominkach bo widać po unoszącym się dymku z klinkierowych kominów.

Parę dni temu widzieliśmy też dwie sarenki brykające w pobliżu, za to myszy jeszcze na szczęście nie zauważyłam.

Zbieram się do podsumowania wydatków, które ponieśliśmy od kupienia działki do tej chwili, chyba nazwę ten etap stan mniej niż zero.

Na razie na gorąco:

działka 59.500

opłaty notarialne, wpis do księgi, prowizja itp około 6 tys

dokumentacja: wypis i wyrys, mapki, projekt, adaptacja, badanie gruntu, 3150

prace przyziemne: skoszenie działki i dojazdu, zdjęcie humusu, wytyczenie budynku na razie 900

pozostał jeszcze prąd 2750 i studnia ok. 1500

RAZEM ponad 74 tys. a dopiero się zacznie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj po południu pojechaliśmy obejrzeć jak idą prace. Panowie właśnie kończyli wykopy, nie byli zachwyceni, gdyż nasz inspektor nieoceniony pan Zygmunt kazał kopać pod tarasem, tak samo głęboko, jak pod resztą domu. Stąd brak zachwytu na nasz widok. Odkryliśmy dwa dreny w wykopach, które okazały się nieprzewidzianą niepodzianką, właśnie się zastanawiamy, co z tym fantem począć. Dzisiaj wg ostatnich relacji położyli folię w wykopie i robią zbrojenie. Majster i szef ekipy poprosił, żeby mu kupić 15 litrów płynu ludwik, ukryłam starannie zaskoczenie, bo pamiętam, że gdzieś już na forum spotkałam się z użyciem płynu do naczyń na budowie, ale nie pamiętam w jakim celu. Dzisiaj chyba jednak zapytam po co ten ludwik.

Na piątek zamówiliśmy beton. Pan od piasku już wczoraj czekał na nas na budowie, czy przypadkiem nie chcemy od niego, bo tanio i blisko, raczej się zdecydujemy.

Jesteśmy naprawdę zadowoleni z pana Zygmunta, który podjął się roli inspektora na budowie, pilnuje i egzekwuje, a potem zdaje nam relację. Dzięki temu możemy przetrwać 8 godzin w pracy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...