Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Na ko?!


Gość res

Recommended Posts

Gość res

Czy są na Forum koniarze? Może ktoś jeździ w okolicach Warszawy. Właśnie po przerwie wróciłem do nauki jazdy i wiem, ze tym razem pogalopuję, a w przyszłości własny koń. Bo jak się mieszka na wsi to dlaczego nie?...

Res

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 73
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

No to ja jestem mniej więcej w takim samym położeniu jak Ty. Warszawa, powrót do nauki po przerwie, tyle, że ja już galopuję(jak się z koniem dogadam).Teraz chwilowo znowu mam przerwę, bo miałam z wałaszkiem dyskusję kto tu jest szefem i w którą stronę ma galopować. Efekt był taki, że jak konik bryknął to ja nie miałam siły się ziemi podnieść. Poobijał mnie trochę więcej niż trochę, bo pękła mi kość ogonowa i lekarz kazał mi zapomnieć o jeździe przez kilka tygodni. Teraz pewnie mogłabym już pójść na jazdy, ale się boję.... A jak mi każą znowu jeździć na tym nerwusie?

A ty gdzie jeździsz?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość res

O, to szczerze ci współczuję. Jak to się mogło stać? Przestraszył się czegoś koń?

Ja jeżdże na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej. A propos zdziwiłem się pod koniec pierwszej lekcji: uczą wsiadać, siedzieć, zsiadać, trzymać wodze, skręcać, a nie uczą... spadać.

Res

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przestraszył się, zrobił to specjalnie. Koń jest znany w stadninie jako trochę nerwowy i każdy już chociaż raz z niego zleciał. Instruktor stwierdził, że na tyle dobrze jeżdżę, że dam sobie radę. Poradził tylko bym nie ciągnęła go mocno za wodze bo nie lubi tego i bryka. Tak się tym przejęłam, że jak zaczynał galopować to chyba za mocno oddawałam mu wodze, a wtedy on nie biegł po okręgu, tylko wbiegał na środek. No to ja wtedy zciągałam wodze, korygowałam kierunek (niestety musiałam mocno trzymać wodze bo nie chciał słuchać), koń zwalniał, a ja przecież miałam galopować- no to wszystko od nowa. I tak kilka razy. Konik w końcu się zezłościł i podczas galopu ściągnął głowę w doł, bryknął zadem, a ja pięknym łukiem przeleciałam nad jego łbem i wpadłam pod kopyta. Myślałam, że mi kręgosłup pękł,tak bolało. No i na szczęście miałam toczek, bo mi pomasował główkę kopytem.

Ale wyglądało to gorzej niż było w rzeczywistości. Do lekarza poszłam dopiero tydzień później :smile: właśnie z powodu "ogona".

A jeżdże w stadninie pomiędzy wisłostradą, a Wisłą koło mostu Grota. Ludzie są przemili, o koniki dbają (a mają także kozy, owce, króliki, gęsi- dla dzieci super frajda). Nie czuję się jak klient od którego należy wydusić pieniądze (a tak się czułam w poprzedniej stadninie), każdy jest tu traktowany indywidualnie i może liczyć na rady, pomoc przez cały czas.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też płacę 30zł/h w karnecie(karnet min 5h), a pojedynczo jest po 35zł/h (stajnia Stangret). Obok jest druga stajnia (przy KS Spójnia) i mają ceny o 5zł droższe (a podobno są gorsi).

Odnośnie ubezpieczenia to nie wiem na pewno, ale stajnia powinna mieć takie ubezpieczenie, ale czy ma to nie sprawdzałam- zapytam następnym razem. A można i samemu się ubezpieczyć dodatkowo lub sprawdzić czy własne ubezpieczenie na życie i od wypadków obejmuje taką sytuację(pewnie tak).

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Mysza dnia 2002-12-08 20:49 ]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że na forum są tylko dwie osoby jeżdżące wierzchem. Ja kiedyś jeździłem na oklep na wsiowej szkapce, oczywiście prawie sam galop (bo najmniej trzęsie). Po latach wróciłem do koni za sprawą córki która od kilku lat jeździ. Ceny w lubelskiem są znacznie niższe, co prawda w samym Lublinie cena podobna do tej w Warszawie, ale w innych stadninach to 10-15 zł za godzinę jazdy, obojętnie parkur, czy teren. W tym roku dzierżawiliśmy konia przez miesiąc, córka jeździła codziennie, ja też próbowałem po wielu latach, oczywiście bez strzemion i siodła, był nawet galop i nie spadłem, a że potem przea 3 dni były problemy z chodzeniem to inna sprawa.

Budowa domu też jest związana z końmi (mamy je hodować). Jest już 1,5 ha działka, ogrodzona, zasiana łąka (pastwisko dla koni), wykopany staw, zasadzony las, drzewka owocowe, iglaki. W przyszłym roku ma ruszać budowa domu, a następnie budynku gospodarczego (stajni). Myślę, że za jakiś czas(wszystko zależy od kasy), będziemy mogli (wspólnie z córką) zaprosić formułowiczów, a szczególnie Myszę i Resa na rajdy po pięknych terenach lubelszczyzny. Jak wejdziemy do Unii i powstaną obiecane autostrady to Warszawa od Lublina to będzie "rzut beretem".

Pozdrawiam wszystkich koniarzy Krzysztof .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie

tak się składa że też z doskoku jeżdżę, galopowałam kiedyś teraz znów spokojniej. Mysza ale ty masz twardy łeb! O ogonie nie wspomnę. Zbliza się zima więc dziecko wcisnę tatusiowi i moze znów cos poklepię.Tylko do was mam trochę daleko z Gdyni http://www.ifb.pl/~qba/ikonki/dance.gif.

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Gabi dnia 2002-12-13 08:48 ]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapisy przyjęte. Przygarniemy też Gabi. W zupełności się zgadzam z Myszą, że jazda w terenie to sama rozkosz. Wyobraźcie sobie galop po zielonych łąkach czy lasach, gdzie nie widać ludzi, tylko spod kopyt, raz wyskoczy zając, innym razem bażant i można spotkać całe stada saren i jeleni. Jazda w zimie nie mniej fascynująca, konie zapadające się po brzuchy w śniegu, lepiej widoczne zwierzęta na białym tle, a i upadek o wiele przyjemniejszy.

Pozdrawiam wszystkich.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Gabi! Faktycznie daleko. Ale już planuj sobie wakacje za dwa lata na lubelszczyźnie.

Ze zwierzątek to ja widziałam w czasie jazdy bażanta, sarnę (która wybiegając z krzaków spłoszyła mi konika podnosząc tym samym poziom adrenaliny) oraz RYSIA! Jak przejeżdżałam z instruktorem przez strumień w okolicach Ustrzyk Górnych to zeskoczył z drzewa i pobiegł w las. Ale byłam zaskoczona!!

Po śniegu to jeszcze nie jeździłam, ale jak sobie wyobrażę białe pola, ośnieżone drzewa, słoneczko... Aaaach, ale się rozmażyłam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My trasę z Wołosatego na Tarnicę pokonywaliśmy kilka razy, ale pieszo. Na Hucułach, córka jeździła kilka ładnych lat temu właśnie w Wołosatem, była to jej 1 jazda na żywym koniu.

Bieszczady są piękne, zarówno na piechotę jak i z grzbietu konia (wierzę Myszy). Od kilku lat nie byliśmy w Bieszczadach, urzekła nas Chorwacja z jej przepięknym morzem, górami i naprawdę przystępnymi cenami. Jedyną wadą Chorwacji jest to, że nie można tam nawet zobaczyć konia (tak mówi moja córeczka). Nie wiem czy wiecie że jest na forum jeden budujący dom Chorwat, do którego niektórzy już wybierają się na wakacje.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam jeźdżców forumowych. Jako stary weteran jeździecki muszę trochę usystematyzować informacje - jeśli mogę.

Stadniny - to miejsca w których hoduje się konie : są tam klacze, kilka ogierów, źrebaki. Wy najprawdopodobniej jeżdzicie w klubach (szkółkach)jeździeckich tzw."stajniach" i pojęć tych nie używa się zamiennie. Radzę też samodzielnie się ubezpieczyć, ponieważ zazwyczaj kluby nie ubezpieczają swoich kursantów, a jeśli - to mało kosztownie. I koniecznie jeździjcie w kaskach (toczkach) na głowie - porządne kluby wymagają tego obowiązkowo.

A teraz coś na luzie - nasza cała rodzina : ja, mąż i 6 letnia córka jeździmy konno. My z mężem od czasów studenckich - czyli już od kilkunastu lat. Magda od niedawna, ale za to ma swojego konika - kucyka szetlandzkiego. Na utrzymanie dużych koni nas nie stać, ale korzystamy z zaprzyjaźnionych. Mieszkamy w zachodnich okolicach Warszawy, jest tu bardzo dużo klubów i innych stajni - pensjonatów.

Życzę wytrwałości, odwagi i "twardej d...." ( no cóż - światek jeździecki ma swoje sformułowania), a zdrowie konia pijcie po każdym upadku - taki zwyczaj.

Macie przed sobą cudowne chwile. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osówka ma z pewnością rację. Stadnina to zbyt poważne pojęcie na określenie szkółki jeździeckiej, gdzie jest kilka kilka koni do jazdy wierzchem. Ale jak nazwać stajnię gdzie jest kilka klaczy (6 - :cool:, jeden ogier, a co roku niezłe stadko ślicznych źrebaków. W takiej stajni (stadnince) jeździ właśnie moja córka.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra Osówka, to było przejęzyczenie, a raczej nie dbanie o taki szczegół. Pierwszy raz jeździłam w Zachowawczej Stadninie Koni Huculskich w Wołosatem (to na pewno stadnina), a teraz gdzie jeżdżę to pewnie faktycznie lepiej to nazwać szkółką, ale oni też mają kilka własnych źrebaków.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Jakoś nikt, dawno nie zaglądał do tego forum, czyżby w zimie nie było jazd? Wobec tego ja kilka słów o galopie zimą. W ostatnią sobotę córka jeździła w terenie. Wg niej było cudownie, mróz -13 stopni, koniki z białymi brodami od zamarzającej pary, chrzęst kopyt na zamarzniętym śniegu i galop przez dolinę Wieprza i okoliczne lasy. Wróciła troszkę zmarznięta, ale bardzo szczęśliwa i "naładowana" energią na cały tydzień. Co ciekawe, wg moich obserwacji "koniarze", to w zdecydowanej większości dziewczyny i kobiety. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt.

Krzysztof.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja się też odezwę. Ja w ostatnią niedzielę też jeździłam- po raz pierwszy po upadku. Ogólnie było dobrze, ale muszę przyznać, że nie czuję się już tak pewnie na koniu. Z początku jak wsiadłam to po prostu się bałam i dopiero stopniowo musiałam pozbywać się strachu. Galopować jednak nie chciałam, bo nadal się trochę boję. Nie samych koni, ale możliwości kolejnego upadku. Jednak w mięśniach znów czuję znajomy ból i na pewno pójdę dalej jeździć.

Niech mi tylko ktoś podpowie jak się pozbyć tego strachu?!

 

P.S. Wiem także, że i res nadal jeździ.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mogę odpowiedzieć bardziej jako teoretyk i sympatyk jeździectwa i koni, niż praktyk. Zauważyłem, że instruktorka nauki jazdy, zawsze po upadku kogoś z konia stara się go nakłonić odrazu do dalszej jazdy. Podobno jest to najlepszy sposób na przełamanie się. Kilka tygodni temu moja córka spadła podczas bardzo szybkiego galopu i na dodatek następny koń zaczepił jej nogę kopytkiem. Było trochę bólu, ale największy problem był ze znalezieniem okularków, które spadły z nosa. Potem wsiadły i pogalopowały dalej. Dodam, że był to jej pierwszy upadek po kilku latach jazdy bez spadania. Znam osoby, które miały połamane to i owo po upadku z konia, ale z jazdy konnej nie zrezygnowały. Cóż, ryzyko związane z wykonywanym "zawodem". Życzę Myszy jak najmniej upadków i szybkiego przełamania strachu. A, tak przy okazji to ja też miałem przyjemność kilka razy zetknąć się z ziemią podczas jazdy konnej.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...