Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

dzisiaj młoda sarna uderzyła w płot sąsiada i skręciła kark.


Krzysztof2

Recommended Posts

młoda rozpędzona pewnie spłoszona uszkodziła chyba rdzeń kręgowy wierzgała kopytami i z porażającymkrzykiem wiła się chyba ponad 40 min.Przerażające jest też to że weterynarz proszony o przybycie stwierdził że to sprawa nadleśnictwa ,powiadomi kogo trzeba inny się nie zgłaszał ,straż miejska przyjechała i odjechała z zapowiedzią że ponagli nadleśnictwo. A zwierze męczyło się ponad 2 godz.wciąż żyjąc. To nienormalne Wytrąbiłem już butlę wina a i tak chyba prędko nie zasnę. przypomina mi się od razu wypadek rowerowy kiedy to przeleciałem przez kierownicę (przedni hamulec) uderzając najpierw głową a potem plecami . Zwłaszcza dziś wraca trauma ,pusty dźwięczący huk z gwiazdkami i niemożnośc złapania oddechu przez pewnie z 30sekund.Miałem wtedy cholerne szczęście Jakie to życie jest kruche...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 49
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Życie jest bardzo kruche. Współczuję Ci, że musiałeś na to patrzeć...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będzie grom, ale nie za to co zaproponowales Przekorku, tylko za to ze to bylo nierealne:

 

a. skad mial wiedziec, ze wezwane sluzby nie przyjada od razu, ze bedzie to tyle trwalo i ze pomoc nie nadejdzie?

 

b. skad mial wiedziec, w jaki sposób zabic zwierze tak, zeby sie nie meczylo bardziej? (tylko na filmach jest pod reka jakas flinta)

 

c. mozna uwazac, ze sluszne jest skrocenie cierpien i nie byc zdolnym by to zrobic.

 

A swoja droga to faktycznie nienormalne, ze tak zareagowali kolejno weterynarz i nadlesnictwo.

 

Cholera, wiem ze nie da sie naprawic calego swiata, ale im sie zablokowal najbardziej elementarny odruch.

 

trzymaj sie Krzysztof2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bratki, mimo wszystko trzeba było wziąć siekierę. Sorki, w tej sytuacji dobicie zwierzęcia to nie byłby akt okrucieństwa, tylko miłosierdzia.

 

A lekarze, weterynarze ? Są różni.

 

2 tygodnie temu byłem z koniem w podgliwickiim szpitalu dla koni dr Golonki. W jednym z boksów stajennych stała... lama. Doktor zajął się nią, bo nikt inny w całej Polsce nie chciał, każdy się odżegnywał od kłopotu.

 

Inne, wczęsniejsze wydarzenie: do właśnie budowanego domku letniskowego znajomego lekarza przyszli okoliczni mieszkańcy - znaleźli w lesie sarnę ze złamaną nogą. Pan Ordynator, cżłowiek na co dzień będący raczej nieużytym mrukiem, nabzdyczył się - co mu tu zawracają głowę jakąś gadziną, w końcu jednak zgodził się rzucić okiem. A jak już rzucił... Ech, trzeba było widzieć, z jakim zaangażowaniem pan doktor zapieprzał koło zwierzęcia, jak ubabrany po pachy robił opatrunek z gipsu budowlanego :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tomku, toz dlatego sie dziwie, bo jak dotąd spotykałam wspaniałych weterynarzy. Takich co patrząc na mnie jak na lekką wariatkę :-) leczyli jakies zbłakane jaskółki, czy zaropiale dzikie koty i... nawet nie chcieli za to kasy, czasem najwyzej za leki. Znam takich co bez dopłaty przyjeżdzali po nocy podawać srodki p-bólowe ciężko choremu psu itd. Równiez leśniczych czy gajowych znałam kilku i wszyscy (choc nawet polujący) mieli serce do "żywiny". Dlatego osłupiałam kiedy to przeczytałam.

 

A co do dobicia własnoręcznie - powtarzam nie kazdy potrafi. A taką drżącą ręką można nie trafić, można jeszcze gorzej narobić.

 

A przede wszystkim - przeciez oni mieli zaraz przyjechać! Teoretycznie mogli być zanim człek by znalazł jakieś narzędzie stosowne. To nie było tak ze powiedzieli: "będziemy za 2 godziny". Oni przyjęli wiadomość i nie było powodu sądzić, że się to tak upiornie potoczy. Miał być zastrzyk, fachowiec, cywilizacja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem nieco podobne dylematy gdyż miałem zderzenie ze zwierzakiem w Dolomitach we Włoszech. Z lewej skalny nawis, ponizej nawisu droga a na prawo od drogi urwisko ( no powiedzmy baaardzo strome zbocze. Przecinajac drogę skakała z nawisu kozica albo inna rogacizna. W ułamku sekudy zobaczyłem przed przednią szybą ciało zwierzaka. Dostała prawo-przednią częścią auta. Wygladało że wyzioneła ducha, ale sie ocknęła i zaczeła charczeć. Brat myśliwy po oględzinach uznał ze trzeba ją dobić. Nie było gotowych narzedzi do dokonania "zbrodni". Pierwszym pomysłem pomysłowych dobromirów było kamieniem rozłupać jej łep. Jednakże uzlaliśmy że możemy zbytnio pochlapać się przy takim sposobie zabijania. Ostatecznie postanowiliśmy zadusić ja linką holowniczą. Jednakże w momencie zakładanie petli tak żebysmy ciągneli z dwóch stron zaciskając ją na szyi zwierzaka zaczeła się bronić i zsuneła się nizej. Baliśmy się juz zchodzic na to urwisko i zostawiliśmy ja osuwającą sie powoli. Pewno wilki zakończyły sprawę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ejjj, o czym wy mowicie? Czlowiek sie zwierza, ze swojej traumy, a wy go jeszcze pograzacie i dajecie rady jak trzeba bylo dobic zwierze i problemem jest dla was jak to trzeba bylo zrobic..... A moze jeszcze podyskutujecie co trzeba bylo zrobic z cialem - zjesc, wypchac itp...

 

Krzysztof - wspolczuje - to musiala byc okropna sytuacja...

Ja bym teżnie potrafila dobic zwierzecia - pewnie równiez naiwnie dzwonilabym do weterynarza i prosila go o pomoc - nawet gdyby to mialo mnie duzo kosztowac...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ejjj, o czym wy mowicie? Czlowiek sie zwierza, ze swojej traumy, a wy go jeszcze pograzacie i dajecie rady jak trzeba bylo dobic zwierze i problemem jest dla was jak to trzeba bylo zrobic.....

 

Tak dajemy takie rady bo widac Krzysztof zatracił zdrowe odruchy. Użala się nad soba zamiast podjąć jedynie słuszną decyzje i dobić męczące się zwierze. Przez te dwie godziny patrzył się na konanie i cierpiał biedaczek. Cywilizacja już w niektórych zniszczyła zdrowy odruchy i zdolnośc podejmowania decyzji za siebie. Najlepiej zwalić sprawę na innych i czekać w nieskończoność naweta lub nadlesnictwo a samemu rączek nie brudzic. :evil:

 

Ja bym teżnie potrafila dobic zwierzecia - pewnie równiez naiwnie dzwonilabym do weterynarza i prosila go o pomoc - nawet gdyby to mialo mnie duzo kosztowac...

 

a zwierze by konało sobie długo w męczarniach....i mozna by w oczekiwaniu na pomoc pooglądac Teleexpres.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie każdy akurat potrafi dobić konające zwierzę!

Mimo świadomości, że tak jest lepiej, że to jest męczarnia dla zwierza, z czym się zgadzam, ale po prostu zwyczajnie nie każdy to umie zrobić ...

ja stuknęłam raz renifera... szukałam go z godzinę... ale nigdzie go nie było, pewnie lekko go uderzyłam i poleciał dalej... ale nie wiem w sumie jak bym się zachowała gdybym go znalazła... łatwo się mówi...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A lekarze, weterynarze ? Są różni.

Zgadza się. Kiedyś, ładnych parę lat temu, znalazłam potrąconego przez pociąg psa.

Był okrutnie zmasakrowany, ale żył.

Dodam, że to był pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, zimno jak diabli,

dzwoniłam wszędzie,

na policję, żeby zastrzelili, nie mogą, bo z nabojów się rozliczają,

do schroniska, nie mogą, bo to nie ich rejon,

do straży miejskiej, nikogo nie ma, święto,

do całodobowej lecznicy wet, nie przyjadą, bo na dyżurze jest tylko jeden wet,

ja niestety nie byłam zdolna do uśmiercenia gołymi rękoma.

W końcu zdecydowałam się, mimo świąt, zadzwonić do weta opiekującego się moimi psami.

Słyszałam w słuchawce, że akurat siedział z rodziną przy świątecznym stole, ale jak usłyszał o co chodzi, bez najmniejszego protestu powiedział:

-za chwilę będę.

Przyjechał i uśpił.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszym pomysłem pomysłowych dobromirów było kamieniem rozłupać jej łep. Jednakże uzlaliśmy że możemy zbytnio pochlapać się przy takim sposobie zabijania.

 

 

wiesz co, smartcat ? nie jestem specjalnie wrazliwa, ale zrobiło mi sie niedobrze po tym - darowałbyś sobie szczegóły dziłalności dobromirów

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość M@riusz_Radom

To wszystko nic. Ja tam jestem prawdziwy hardcorowiec.

 

Otóż wczoraj wrząchnąłem pasztecik z zająca głaszcząc jednocześnie swojego milusińskiego królika. Żebyście wiedzili jaki przeżyłem konflikt interesów kiedy ten gad się ma mnie tak wymownie spojrzał ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...