wilcza75 26.09.2005 13:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Września 2005 I wpis 7 lat po rozpoczęciu tej przygody dlaczego taki tytuł?- pamiętacie klimat 2 powieści Nienackiego z lat 80-tych ("Raz w roku ..." i "Wielki Las" właśnie),- wszystko dzieje się w naprawdę sporawym lesie (Puszcza Piska)- a na dodatek zaczęło się we wsi Wielki Las Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 27.09.2005 07:25 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Września 2005 Na początku lat 90-tych kupiliśmy działeczkę w Szczechach nad Rosiem. Niestety, nigdy nie mieliśmy do niej serdecznych uczuć i po kilku latach nieużytkowania postanowiliśmy poszukać czegoś innego. Kto zna teren między wsiami Szczechy Małe i Rostki, gdzie są setki hektarów łąk, zarośnięte brzegi jeziora i dziesiątki obiektów radosnej (nieformalnej) twórczości budowlano-rekreacyjnej rodaków chyba nam się nie dziwi. Nowa lokalizacja miała być:- niedaleko Pisza- jak najbliżej lasu, a najlepiej w samym lesie- blisko jeziora z możliwością kąpieli w nim- i spełnieniając powyższe warunki - na naszą kieszeń, a więc tania, a najlepiej bardzo tania Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 27.09.2005 18:18 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Września 2005 Jesienią 1998r. znaleźliśmy takie miejsce, w którym zakochałem się od razu (Moja Moja dodaje że ona też). Co ciekawe nasz wybór padł na pierwszą działkę którą obejrzeliśmy. A było to tak. Jakiś czas wcześniej nasi znajomi zawieruszyli się gdzieś w okolicach Wielkiego Lasu i mimo że są z Pisza (Moja Moja zresztą też, a ja prawie) i lasy okoliczne znają nieźle, nie ukrywali zachwytu nad urodą tamtejszej puszczy. No więc gdzieś w oklicach września jedziemy do Wielkiego Lasu i pytamy pierwszego napotkanego obywatela - wyglądającego na tutejszego - czy nie słyszał że ktoś chce sprzedać kawałek ziemi. Odpowiada że nie i kieruje na do sąsiedniej miejscowości, polecając spotkanie z sołtysem - może ten coś będzie wiedział. Znajdujemy człowieka i o dziwo dowiadujemy się że własnie on ma do sprzedania trochę pola. Rżysko sołtysa rozpościerało za ostatnimi zabudowaniami i dotykało ściany lasu. Dla ochrony przed zwierzetami było od niego odgrodzone ponad 2 metrowym płotem. Prawie na samej dróżce wiodącej na pole znaleźliśmy prawdziwka i Moja Moja spytała czy tu są grzyby, na co gospodzarz odrzekł,że jak będziemy chcieli zjeść trochę na śniadanie to wystarczy na kwadrans wejść do lasu. Nastęnie opowiedział że wstępnie dogadał się z geodetą w sprawie podziału pola na 10 arowe działki i możemy sobie coś wybrać. Ale najważniejsza była informacja, że złożył już w gminie wniosek o odrolnienie, a UG w Piszu przymierza się do nowego planu zagospodarowania przestrzennego Naszej Wsi (pozwólcie że tak będę nazywał naszą wieś). Cena wywoławcza była przystępna, a więc wydawałoby się że wszystko jest OK. Ale nic nie jest doskonałe, jak powiedział do Jacka Lemmona zakochany biznesmen w "Pół żartem, pół serio" (a może jakoś podobnie). Do doskonałości brakowało nam 2 rzeczy. Ze wsi nad jezioro są 2km, co wtedy wydawało się nam strasznie daleko. I najważniejsze - przyjaciół w sąsiedztwie. Bez targu zaakceptowaliśmy cenę i wybraliśmy działkę. Nie spieszyło nam się wcale i całą zimę zostawliśmy sobie na rozmyślania i przekonywanie znajmych do naszego pomysłu. Następny wpis będzie już o roku 1999 i już dzisiaj zdradzę że wszystko nam się udało, oczywiście oprócz przesunięcia pola w stronę jeziora lub odwrotnie. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 29.09.2005 06:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2005 Czy próbowaliście namówić kogoś, do kupienia czegoś razem?Powodów zasadności takiego dzialnia można mnożyć, ale problem jest jeden, jak mówi przysłowie:"bo w tym cały jest ambaras.........." Po rozpuszczeniu wici wśród znajomych, a szczególnie tych którzy mają lub mogą mieć nadwyżki finansowe,okazało się że jedni w ogóle nie są zainteresowani działką rekreacyjną, inni owszem ale z Naszej Wsi jest za daleko od jeziora, kolejni mają rodzinę na wsi i dosyć swojego pola, a Piszacy rekreują się w ogrodkach przydomowych.Propozycja złożona KiZ - znanym obieżyświatom, wydawała się pozbawiona sensu. Zgodzili się jednak podjechać z nami do lasu, zobaczyli i .... dotąd nie można ich stamtąd wyrwać. Razem zajęliśmy prawie całe pole sołtysa od strony lasu, dla nas 12 arów i dla KiZ - 18a. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 30.09.2005 13:34 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Września 2005 ten wpis będzie o tym jak piękna pogoda może mieć fatalny wpływ na nasze sprawy finansowe Na początku maja '99 sprawdziliśmy czy nasza (no jescze nie do końca) działka jest na swoim miejscu. Była. Geodeta podzielił pole i wkopał słupki dokładnie jak tego chcieliśmy - nasz plac ma kształt zbliżony do trapezu o szer.21m i śr.długości 55m. Po późniejszych doświadczeniach z wyborem projektu i lokalizacją budynku wiem że popełniłem błąd. Działka powinna być o minimum 3-4m szersza. Wprawdzie wyższy byłby koszt zakupu, ale potem wszystko możnaby zgrabniej usytuować. W projekcie i budowie można zmianić prawie wszystko, ale działki już się nie rozciągnie - kto jest jescze przed zakupem gruntu niech o tym pamięta. No i wracając do związków pogody z naszymi kochanymi pieniążakami. Z miesięcznym wyprzedeniem, umówiliśmy się z gospodarzem na finalizowanie transakcji. Kilka dni przed wizytą u notariusza dzwoni p.Witek(czyli sołtys, który już przestał być sołtysem) i mówi, że jeśli chcemy kupić jego ziemię - musimy zapłacić więcej. W trakcie długiego weekendu majowego, a pogoda była wówczas przepiękna, zjechało się tylu turystów-inwestorów, gotowych do zakupu, że jak my zrezygnujemy, to on bez trudu sprzeda ziemię komu innemu...... Co?!, Naszą ziemię ? Nigdy. Cóż było robić z tak jawną niesprawiediwością - musieliśmy się zgodzić. Na szczęście jeśli chodzi o sprawy finansowe, ciągle poruszaliśmy się w dolnej strefie stanów średnich i podwyżka o 1zł/m2 nas nie powaliła. Kilka dni później z b. sołtysem oraz KiZ i panem Cz (nowym sąsiadem) udaliśmy się do notariusza, a potem sfinalizowaliśmy transakcję w Tabasco. Taaak,działka w Naszej Wsi była w końcu moja (Moja Moja przypomina,że jej też). Acha, a po kawce w Tabasco , pobiegliśmy z KiZ do UG w Piszu i złożyliśmy wniosek o przekwalifikowanie na działkę budowlaną. Potem pojechaliśmy do Naszej Wsi. W czymś ala pamiętnik, napisałem wtedy, że cieszyłem się jak dziecko - nie pamiętam, ale myślę że tak było naprawdę. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 03.10.2005 13:23 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Października 2005 Bez czego współczesny człowiek nie może funkcjonować?Bez PC-ta? - możeBez komórki? – na pewnoBez Forum Muratora – ciężko, ale jednak.Możemy poradzić sobie bez wszystkich zdobyczy cywilizacji, ale bez zwykłej WODY - nie damy rady. Dlatego pierwszą inwestycją na naszym polu była budowa studni. Nie pamiętam jak zdobyliśmy namiary na studniarzy, ale okazało się, że ci znają już Naszą Wieś i tutejsze warunki hydrologiczne.Od razu potwierdziło się, jak ważne było namówienie KiZ do zakupu działki obok nas. Decyzja o budowie wspólnej studni , była czymś oczywistym. Mogliśmy ją wykopać dokładnie pomiędzy działkami, ale pomyślałem, że może to zrodzić kiedyś jakieś komplikacje i wybraliśmy miejsce u KiZ, oddalone od granicy o 2m.Pod koniec czerwca ’99, studniarze przebili się przez I warstwę wodonośną na 12m, gdzie podobno woda jest niespecjalna i zakończyli wiercenie na 28 metrach. Dla pewności, że wody starczy dla 2 rodzin, założyli 2 dwumetrowe rury filtrujące. Próby wypadły znakomicie – woda smakowała wszystkim, i co trzeba podkreślić – jest zawsze, nawet w najsuchszych latach. Studnia kosztowała 1,6tys. Do podziału oczywiście.Jak już mieliśmy wodę , można było pomyśleć o tym co najprzyjemniejsze na działce rekreacyjnej – spędzaniu na niej czasu.W sierpniu KiZ pierwszy raz rozbili na naszym polu namioty i zrobili sobie kilkudniowy biwak. Przy okazji zaczęli inwestować na potęgę. Niedaleki tartak z przepołowionych bali zrobil dwie potężne ławy i stół, a Witek (ex-sołtys) postawił sławojkę. Pełna kultura.10(a może 11).08.1999 w Naszej Wsi miało miejsce wielkie wydarzenie – całkowite zaćmienie słońca, „następne będzie, może za sto lat”(cytat dla 40-latków).Zaopatrzeni w specjalistyczny sprzęt optyczny - tekturowe okularki dołączane do gazet – zameldowaliśmy się na polu. Wrażenia wizualne w normie. Matka natura zaskoczyła nas czym innym.Wyobraźcie sobie normalny letni dzień w lesie czy na polu. Ptaki śpiewają, owady bzyczą, porykują krowy, szczekają psy - normalka. A tu Księżyc nasuwa się na słoneczko, robi się szaro i w momencie gdy widzieliśmy już tylko charakterystyczny pierścień wokół ciemnej plamki słońca - zapadła absolutna cisza. Nagle cała przyroda zamarła. Miałem wrażenie, że nawet trawy i drzewa przestały szumieć. I w tej nienaturalnej ciszy usłyszeliśmy pokrzykiwanie samotnego jastrzębia lub myszołowa, który krążył spokojnie nad naszymi głowami – wot gieroj.Trwało to kilkanaście może kilkadziesiąt sekund, po czym wszystko wróciło do normy i świat obudził się z odrętwienia. Po upływie 6 lat – zaćmienie jako zdarzenie astronomiczne już się zatarło, ale nastrój chwili, złowroga cisza oraz obraz dzielnego drapieżnika krążącego nad nami – pamietam doskonale. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 03.10.2005 19:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Października 2005 Nie wspomniałem jeszcze, że głównym powodem, dla którego kupiłem swoje pole pod lasem, było założenie i uprawianie ogrodu. W zamierzchłych latach 80-tych ubiegłego wieku, przez 4 lata, dorabiałem do skromnego wiktu studenckiego, pracując przy zakładaniu ogrodów ozdobnych i od tego czasu marzę o takim miejscu dla siebie. Tutaj różnię się chyba od większości Forumowiczów, dla których najważniejszy jest dom lub wręcz tylko jego budowa. Dla mnie odwrotnie. Buduję domek, kóry jest tylko dopełnieniem do mojego wymarzonego kawałka ziemi. I tak wczesną jesienią 99r. rozpocząłem urządzanie działki. Niestety mimo iż uważałem się za człowieka doświadczonego w tych sprawach, większość prac ogrodniczych zrobiłem (i robię pewnie nadal) nie tak jak powinienem. Spryskałem pole randapem, gospodarz je wybronował, a jego ojciec - dziadek P. posiał trawę. Ale ponieważ ziemia nie była nawożona (grunt - 6 klasy), zasiewu nie uwałowałem, a potem ani razu nie podlałem i ponieważ wokoło rosły chwasty po pas, ani tej jesieni ani przyszłej wiosny trawa nie chciała rosnąć. Kolejne przygody z ogrodnictwem miały miejsce w kwietniu 2000r i na szczęscie były już bardziej udane. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 04.10.2005 12:38 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Października 2005 http://foto.onet.pl/upload/48/6/_538558_n.jpg - jeśli udało mi się wkleić zdjęcie (autor w dniu zakupu działki - VI 1999), widać dlaczego pole zostało sprzedane. Rolnikowi nie chciało tam rosnąć nawet żyto i kartofle. A jak już coś wyrosło to korzystały z tego głównie sarny, jelenie i dziki. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 05.10.2005 19:55 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Października 2005 no tak, zakończyłem pisanie dziennika na subtelnym tłumaczeniu się ze swoich marnych osiągnięć ogrodniczych, a chcąc zachować jako taką chronologię, muszę jeszcze wspomnieć o jednym zdrzeniu. Było to pod koniec września roku chyba 1999 (albo 1998). Wracając z działki, chciałem przy okazji pokazać rodzince (t + 3 Panie: Moja Moja i 2 królewny wówczas w wieku 12 i 11lat) skrót przez wielki las do drogi Pisz-Kolno. Na mapie wydawało się to bardzo łatwe. W okolicach Pogobia Małego trzeba było skręcić na wschód i dalej już prostą drogą do drewnianego mostku na Pisie w Dziadowie. Dziadowo, dodam, jest jedną z licznych mazurskich wsi, ktore są już tylko punktami na mapach. Pozostały z niej resztki fundamentów zarastające lasem no i oczywiście most, zwany przez miejscowych Dziadowskim. Cecha charakterystyczna okolicy - bezludzie i zezwierzęcenie - od kilku lat z wilkami włącznie. Mapa, którą posługiwałem się, była dosyć dokładna i pokazywała wszystkie ważniejsze leśne dukty. Ba, do jakiegoś miejsca prowadziły nas nawet drogowskazy. Zboczyliśmy gdzieś jednak z właściwego kierunku i zabłądziliśmy. Dokładniej to ja zabłądziłem, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać, żeby nie straszyć moich nieźle przerażonych niewiast. Co gorsza zmierzch zapadł niespodziewanie - jak to we wrześniu i nie powiedziałem tego głośno, ale już zacząłem rozmyślać o noclegu w lesie. Nad ranem znajdą nas może drwale lub leśnicy i pal licho manadat za wjazd do lasu (bo dróżka na której staliśmy, nie była już raczej drogą publiczną a leśną) ważne żeby stąd w końcu wyjechać. I gdy tak czarne myśli przebiegały mi przez głowę, zobaczylismy wieczornego grzybiarza, który spokojnie skierował nas we właściwym kierunku. Po nie więcej jak 5 minutach bylismy na utwardzonej drodze i już bez przeszkód wróćiliśmy do domu. I jak tu nie wierzyć, że Boża Opatrzność czuwała nad nami,bo skądże o zmierzchu wziąłby się grzybiarz na takim pustkowiu. A może był to nasz anioł stróż. Czego więc nauczyła mnie ta przygoda? Niczego. No,z jednym wyjątkiem. Kolejne przejazdy "na skróty" przez puszczę odbywałem już sam i raczej w godzinach przedpołudniowych, tak na wszelki wypadek........ t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 09.10.2005 20:20 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2005 Postanowiliśmy z KiZ, że wspólnie ogrodzimy nasze działki, a zaczniemy od posadzenia naokoło świerków.Rok 2000 w Naszej Wsi zaczeliśmy 3-go kwietnia, kiedy to w szkółce leśnej Snopki k/Pisza kupiliśmy ponad setkę świerków oraz trochę modrzewi i brzóz. Świerki posadziliśmy dookoła całego naszego pola, a granica miedzy nami została obsadzona modrzewiami i brzózkami - i miało to w przyszłości przypominać żywopłot. Jeśli ktoś z Forumowczów tego jeszcze nie robi gorąco polecam - zakupy w szkółkach. Ceny wynoszą kilkadziesiąt groszy za sadzonki drzew leśnych, a można też kupić szlachetniejsze odmiany drzew i krzewów za niewielkie pieniążki. Poza tym nie zniechęcajcie się małym wyborem gatunków w jednej szkółce. Zauważyłem, że każda z nich specjalizuje się w innych roślinach i warto odwiedzić kilka.Dobrze też rozmawia się z leśnikami prowadzącymi szkółki, ktorych wiedza o drzewach, sadzeniu, szkodnikach, itp jest ogromna. Wracając do NAszej Wsi , dodam jeszcze, że prawie wszystkie drzewa przyjęły się świetnie i po pieciu latach myślę już jak je przycinać, bo na przesadzanie jest raczej za późno (dla miłośników Nienackiego mam złą informację - ciągle nie wiem, czy metoda leśników ze Skiroławek na to by drzewa rosły po posadzeniu jest prawdą czy fikcją literacką). Zgodnie z prastarą polską tradycją, jak już mieliśmy swoje pole, musieliśmy je zaraz ogrodzić. W tym przypadku było to także niezbędne zabezpieczenie przed zwierzętami, które jak sie potem okazało wcale się naszym płotem nie przejęły. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 10.10.2005 19:32 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Października 2005 Zanim rozpocznę histo(e)rię budowy płotu, jeszcze trochę się cofnę w czasie.Czy ktoś z szanownych Formumowiczów pamięta jak mistrz Henryk rozpoczął Ogniem i Mieczem? Przypomnę, że opisem nadzwyczajnych wydzarzeń ze świata natury, które zwiastowały nieszczęścia mające spaść na Dzikie Pola i całą Rzeczpospolitą. Taki sam wstęp pasowałby do tego co nas spotkało wówczas w Naszej Wsi. Zaczęło się rok wcześniej zaćmieniem, a potem był "długi weekend majowy" Roku Pańskiego 2000. To była najbardziej nietypowa pogoda, jaką pamiętam, od czasu zimy stulecia w 1979r. Gdy 3 kwietnia, sadziliśmy drzewka, pogoda było jak zwykle - zimno i śnieg z deszczem - klasyka polskiego przedwiośnia. Jednak już po 2 tygodniach temperatura przekroczyła 20°C. Było tak ciepło, że 30.04.2000 rozstawiliśmy na naszym polu namiot i jeszcze tego samego dnia kąpaliśmy się w J.Nidzkim (a dotąd nigdy nie zdarzyło mi się to nawet w maju).Pierwszy biwak na działce nie był niestety do końca udany. Komary wyroiły w takiej ilości, że po południu nie mogliśmy praktycznie wyjść z namiotu. Dziewczynki dzielnie zniosły tą szkołę przetrwania, natomiast Moja Moja zażyczyła sobie odwiezienia do rodziców w Piszu. Zaczęliśmy mocno się martwić, czy nie będzie to wyjątkowo uciążliwa przypadłość okolicy, na szczęscie taki wyrój samiczek komara jak wówczas więcej się nie powtórzył, a w roku bieżącym gdy nie było ich niemal wcale, czułem się nieswojo gdy wieczorm na tarasie nie słychać było charakterystycznego, wrednego bzyczenia.Wydawało się, że oprócz pierwszego spania na swojej ziemi, niezwykłych jak na tą porę roku upałów oraz chmar komarów, nie warto będzie wspominać tego pobytu w Naszej Wsi. Jednak dziadek P (ojciec sołtysa - byłego),gdy zobaczył nas śpiących w namiocie zdziwił się niezmiernie, że śpimy na ziemi przed pierwszą wiosenną burzą. Na pytanie dlaczego, zupełnie poważnie (jak to żarliwemu katolikowi przystoi) oświadczył, że w czowieka może wejść złe i zdaje się że sypnął jakimś przykładem. Oczywiście nie przejąłem się wcale pogańskim zabobonem, że ponoć dopiero pierwsza burza w roku wypędza to-to z ziemi.Tymczasem pół roku później nasza najstarsza - Zuzanka, rozchorowała się. Pierwsze diagnozy były fatalne, na szczęście rezonans magnetyczny w CZD wykluczył coś poważnego i po tygodniu starchu wszystko wróciło do normy. Nie na długo jednak. Kolejne pół roku i sytuacja się powtórzyła, ale dzięki Bogu (i naszym modlitwom) po 2 tygodniach objawy ustąpiły.Oczywiście nie mogłem zapomnieć słów przestrogi dziadka z Naszej Wsi.A może w tym o czym mówił, coś jednak było. A kysz, a kysz. No, to następnym razm będzie już chyba o płocie. PS. Złe odeszło - już 5 rok Zuzia nie skarży się na nic. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 11.10.2005 19:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Października 2005 Wiosną 2000 były nie tylko pierwsze nasadzenia, pierwsze spanie, pierwsze komary, ale i pierwsza (a niestety i nie ostatnia) susza. Nie padało wówczas chyba ze 3 misiące i trawa posiana ostatniej jesieni była gęsta jak włosy na mojej głowie (Moja Moja pociesza, że jeszcze ich odrobinę zostało).Pewnie po to żeby odczarować pogodę postanowiliśmy wówczas kupić kosiarkę. Dokładniej to nie my zdecydowaliśmy sie na jej zakup, a zrobili to za nas znajomi. Po drodze z W-wy do Łomży (chyba jeszcze nie wspomnałem, że mieszkamy w Łomży - stolicy północnego Mazowsza, w woj.Podlaskim oczywiście) zajrzeli do M1 w Markach i zadzwonili do nas z neewsem, że super tanio można kupić 2 kosiarki. Okazja?. No to bierzcie. Kosiarka na nasze chwasty, częstotliwość koszenia i powierzchnię pola miała za słabą moc- staje na wysokiej trawie, nie miała napędu - trzeba się mocno napchać lub naciągać, i w dodatku była bez kosza, a grabić naszych hektarów potem nie ma komu. Poza tym, za sprzęt, "specjalny" (czyli drogi) olej i jego wlanie w celu sprawdzenia na miejscu czy działa, zapłaciliśmy 635zł. W Łomży za identyczny model, bez targowania, zapłacilibyśmy raptem o 20zł wiecej. Nieszczęsna kosiarka zaraz zepsuła się, co prawda niegroźnie, ale mimo że była na gwarancji nie pojechaliśmy przecież do naprawy 130km w jedną stronę. Naprawa na miejscu kosztowała ponad 2 dychy, a w późniejszym serwisowaniu w lokalnej firmie zawsze pytano nas czy u nich kupiona. A że nie, znowu płaciliśmy więcej - i słusznie, od razu mogliśmy dać zarobić miejscowym.O rany, chyba do śmierci człowiek będzie uczył się na błędach. A płot? 25.05.2000 od wujka KiZ, odebraliśmy metalowe słupki. Miały już przyspawane i przewiercone "wąsy". O dziwo, załadowaliśmy wszystkie na jeden raz do naszych dwóch osobówek i nawet resory za bardzo nie osiadły. Przewieźlismy słupki a nasz gospodarz miał je zabetonować.Na przełomie czerwca i lipca robota była skończona. Szybko, solidnie i tanio (400zł za wbetonowanie ok.50 słupków, beton wykonawcy). Dla mnie był to początek długiej drogi do końca grodzania. Ale Veni, Vidi, Vici.Opis batalii pewnie pojutrze, bo jutro Polska pokona Anglię. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 13.10.2005 09:56 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Października 2005 (1:2) "...Polska pokona Anglię", przecież żartowałem, to był cytat z Muńka Staszczyka. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 13.10.2005 19:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Października 2005 No to mamy pojutrze i wracamy z Manchasteru wczoraj do Naszej Wsi w lipcu 2000r. Gdy już słupki płotu były na swoim miejscu, można było zobaczyć zarys całego pola. Podkreślały go dodatkowo świerczki posadzone tej wiosny, a na naszej wewnętrznej granicy pięknie wyglądaly modrzewie ze swoimi jasnozielonymi przyrostami. Hmm...., ależ to był widok. Nie wspomniałem jeszcze, że w sąsiedztwie pojawili się kolejni przybysze - kilka rodzin z miasta Łodzi, a Gospodarz korzystał z koniunktury i sprzedawał ziemię o juz 60% drożej niż nam. Wszyscy byliśmy zadowoleni , ale jak to Polacy, tak trochę nie do końca: - nowi , bo rok wcześniej działki były jednak sporo tańsze (musieliśmy im powiedzieć ) - gospodarz, bo gdyby wiedział, to wstrzymałby się ze sprzedażą, albo nam więcej zaśpiewał - no i my, bo nie wiadomo co to za jedni ci Nowi i czy nie zmącą spokoju w Naszej Wsi Szybko jednak sie okazało, że nikt nie ma powodu do zmarwień. - nowi , bo cena dalej szła w górę (po roku już do 100% tego co w 1999) - gospodarz - jw. - no i my - jw. , a przy tym łodziacy okazali się całkiem sympatyczni (chciaż kibicują Widzewowi). O rany, jeśli w takim tempie będę pisał o budowie płotu to nie zbuduję go ( w dzienniku) do świąt. Zwłaszcza, że co wieczór moje królewny czekają w kolejce do komputera (jak teraz Ola) i popędzają mnie niemiłosiernie. Olu, K O N I E C - na dzisiaj t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 14.10.2005 19:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Października 2005 http://foto.onet.pl/upload/24/6/_541816_n.jpg skraj wsi, pole, las, świerki, walący się płot i t w dn.3.04.2000 - wklejone z małym opóźnieniem Podobno drewno olchowe jest najbardziej odporne na działanie warunków atmosferycznych. Nie wiem skąd taka opinia miejscowych, zawsze myślałem, że najtrwalsze są buki, jesiony i dęby (chyba że ta opinia była skrótem myślowym, w którym od razu wyłączono z rankingu gatunki szlachetne), w każdym razie - mi w to graj. Olszyny w środku wielkiego lasu jest dostatek i jest tania, czegóż może chcieć wiecej "poważny" inwestor. W tartaku zamówilismy„szpony” – jak zwą tutaj żerdzie, do których przybija się sztachety (ciekawe czy to nazwa mazurska czy ogólnopolska?). Drewno lekko przebarwiało się na czerwono, a więc o ile znam sie na geografi była to rzeczwiście olcha. KiZ szpony zamontowała miejscowa ekipa. Przez dwa dni gospodarz ze swoim bratem, wyposażeni w piłę spalinową i akumulatorową wiertarkę, załozyli wszystkie żerdzie płotu oraz bramę. Brama jest jedna, a jej skrzydła schodzą się na granicy naszych działek. W ten sposób po primo zaoszczędziliśmy parę groszy na wykonaniu, po secundo mimo, że działki nie sa małe, nie straciliśmy terenu na dodatkowe wjazdy. W piątym roku użytkowaniania nie wyobrażamy sobie, że każdy mógłby mieć swoją bramę. Jest jedna, wspólna i basta. Fachowcom, gdy skończyli robotę u naszych przyjaciół, powiedziałem, że ja będa wszystko robił sam. Byli wyraźnie rozczarowani,a gdy dowiedzieli się, że wszystko zamierzam wykonać ręcznymi narzędziami nie kryli rozbawienia. W połowie lipca zabrałem się do roboty, która jak się potem okazało potrwała aż do jesieni. Ręczną piłką i zabytkową wiertarką na korbkę przycinałem żerdzie i wierciłem otwory. Dziewczyny na ile mogły pomagały mi dzielnie, głownie malując szpony(cóź za ornitologiczna nazwa) zielonym drewnochronem, przytrzymywały żerdzie, a zwłaszcza podtrzymywały mnie na duchu. Niestety nie mam brata, szwagra czy dorosłego syna jak KiZ i uwierzcie moi drodzy, że budowanie gdy nikt wam nie pomaga, jest cholernie ciężkie. Myślę nawet, że w równym stopniu brakuje mi pomocy w pracach fizycznych, jak i możliwości omówienia różnych szczegółów technicznych. Moja Moja oczywiscie pomaga mi jak może, ale jest tylko wątłą dziewczyną, zajętą rodziną i domem. Gdzieś pod koniec września 2000 udało mi się w końcu pozakładać wszystkie szpony, i chociaż byla to dopiero namiastka ogrodzenia, czułem się jakbym własnoręcznie zbudował Mur Chiński. Zresztą, pewnie wiekszość z Was, zna to cudowne uczucie dumy ze swojej pracy, co wam bedę tłumaczył.... t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 18.10.2005 13:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Października 2005 Żeby płot był płotem musi mieć sztachety. Życzę wszystkim, żeby wybór jakiegokolwiek materiału był tak oczywisty jak był nasz w tym przypadku. W promieniu kilkudziesięciu km od Pisza, mało kto robi sztachety z innego materiału niż wałki połuszczarskie. W Sklejce Pisz, podczas produkcji sklejki, z kloca ścina się drewno cienką warstwą, co obrazowo można porównać do obierania. Pozostaje z tego okrągły słupek grubości 14-16cm. Jest to rdzeń drzewa, a więc jego najtwardsza i najodporniejsza część. Po przecięciu wzdłuż osi, z jednego kawałka mamy 2 gotowe sztachety, co przy niskiej cenie - 70zł – kubik /5 lat temu/, biorąc pod uwagę wypadkową ceny i jakości, czyni go najlepszym znanym mi materiałem ogrodzeniowym. Pod koniec września, po blisko 2 miesiącach oczekiwania, 4m wałków znalazły się w obejściu naszego gospodarza, który miał zrobić z nich sztachety, tzn. poprzecinać je i wyostrzyć końce. Przed zimą były gotowe i ułożone obok przyczepy czekały na następny sezon. Nie mogę jednak zamknąć wspomnień roku milenijnego, pomijając fakt, że staliśmy się wówczas właścicielami pierwszego obiektu mieszkalnego na naszym polu. Najpierw jednak musiał być decyzja - co to ma być. A jaki wybór ma obywatel, który stanie się (nie)szczęśliwym posiadaczem nieruchomości rolnej i który chce ją eksploatować w inny sposób niż uprawa buraka cukrowego czy hodowla trzody? Otóż ma Alternatywy 4 (ach ten nieśmiertelny Bareja). 1.Buduje co mu się zamarzy w myśl zasady „jakoś to będzie” i liczy na brak „życzliwych” sąsiadów i znajomych, niemrawość urzędów, w ostateczności – niewydolność polskiego wymiaru sprawiedliwości. 2.Stawia obiekt do 30m2 /podobno na takie nie potrzeba pozwolenia/ - tak jest ale tylko na działkach pracowniczych i w gospodarstwach rolnych. 3.Przyciąga przyczepę/barakowóz, co też jest niezgodne z prawem budowlanym – to dopuszcza postawienie podobnych obiektów tylko jako zaplecze budowy i na określony okres. Jednak ryzyko właściciela jest minimalne – jeśli zajdzie taka potrzeba po prostu przestawi „pojazd” 4.Chce zrobić wszystko zgodnie z prawem i walczy o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego, lub wnioskuje o przekwalifikowanie i wydanie warunków zabudowy(jeśli jego działka graniczy z inną zabudowaną oraz drogą publiczną - lub jakoś tak) - Szczęść Boże. Jest jeszcze wariant nr 5 - leseferystyczny, czyli nic nie robi. Ale tego nie biorę pod uwagę, bo po co wydawać pieniądze na działkę, płacić podatek gruntowy i nie korzystać z niej. No chyba że się czeka na wzrost ceny gruntu. Jako jedyni na naszym polu wybraliśmy wariant 3 i wiosną 2000r. zaczęliśmy szukać swojego wozu Drzymały. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 19.10.2005 16:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Października 2005 Na wiosnę 2000 syndyk licytował majątek b.przedsiębiorstwa melioracyjnego w Łomży. M.in sprzedawał kilknaście barakowozów w cenie wywoławczej ok 1,5tys.zł co wydawało się grubą przesadą i mocno wierzyłem, że po I przetargu kilka zostanie niesprzedanych. Okazało się, że poszło wszystko na pniu. Całkowicie zdewastowane barakowozy za 1,8tys, a te w trochę lepszym stanie 2-3tys.zł. Musiałbym je jeszcze przeciągnąć lub przewieść kilkadziesiąt km - kolejne parę stów.. Zaczęło się więc uważne studiowanie ogłoszeń. I tu znowu klapa. Oczywiście problemem nr 1 była cena. Za 5-10tys.zł można było kupić małą przyczepę campingową. Barakowozów - jak na lekarstwo, a jeśli już znalazł się jakiś, to kawał drogi od Naszej Wsi i w nieznanym stopniu użytkowania/zniszczenia. W tak zwanym międzyczasie rozpytywaliśmy wokół o przyczepę, barakowóz lub inne licho. Miało to być w stanie możliwym do zamieszaknia, mieć koła lub być w jakimś stopniu mobilne co by nas zabezpieczało przed nadzorem budowlanym i, niezmiennie - tanie.W połowie lata dostaliśmy cynk, że jakaś przyczepa jest do sprzedania w Wiartlu. Była to tzw. samoróbka o powierzchni prawie 15m2 (2,2x6,5m). Podwozie, chyba z pojazdu do przewozu drzewa z lasu (o masie lawety armatniej), a góra ze sklejki. Całość zbudował mąż właścicielki, od lat bawiący za oceanem.Z zewnątrz przyczepa była dość okropna, ale w środku przytulna i w niezłym stanie, miała nawet wyposażenie: szafki, łóżko, materace, kuchnie z butlą, lodówka. Trzeba było ją jeszce przeciągnąć parę kilometrów na nasze pole, potem oskrobać ze starej farby, powycinać zbutwiałe fragmenty, pomalować, a w środku robota dla dziewczyn - porządnie wyszorować.Zdecydowlismy się od razu. Z 3000zł utargowaliśmy 2 stówy, które zaraz poszły na transport. Znowu pomógł nasz gaspodarz, b.sołtys. Przyczepa miała tylko i aż 1 koło. Witek, z ogromnym trudem, założył na osie jakieś 3 stare żeliwne obręcze i przeciągnął przez las (nie daj Boże żeby na szosie nasz wehikuł zobaczyło MO).Znalazło się to to w Naszej Wsi i wzbudziło nieukrywany popłoch wśród wszelkiego żywego stworzenia. Sąsiedzi na pytanie - I jak wam się podoba? widząc nasze zachwycone spojrzenia - grzecznie milkli. Ale czyż Szwejk o pinczerze, którego skubnął bodajże jakiemuś generałowi nie powiedział, że jest tak brzydki, że aż ładny. Nasza przyczepa miała zdecdowanie coś z generalskiego pinczerka. t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 29.10.2005 19:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Października 2005 W środku było mniej więcej tak: Kuchnia z garderobąhttp://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/g/8/0/3/12261785_d.jpg Sypialniahttp://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/g/8/8/6/12261784_d.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 20.11.2005 19:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Listopada 2005 Pod koniec lipca 2000r spędziliśmy w swojej przyczepie pierwsze noce. Mojej Mojej co prawda przeszkadzał kurz, nawbijany w starą wykładzinę, ale wygodę mieliśmy od tej pory ogromną. Niegroźny był już deszcz i można było coś zjeść na ciepło. Zaczęło się zworzenie starych ciuchów, zostawianych specjalnie na tę okoliczność. W końcu nie musieliśmy wozić w bagażniku całego majdanu turystycznego i narzędzi ogrodniczych. Niestety w połowie sierpnia, gdy zrobiły się zimne noce, stwierdziliśmy, że nasza buda słabo trzyma ciepło. Okazało się że jest za duży prześwit pod przyczepą, a miedzy płytami sklejki na podłodze widać wyraźne prześwity. To wszystko były jednak tylko drobne niedogodności. Poznawaliśmy las, i drogi wiodące do jeziora, nad którym spędzaliśmy masę czasu. Zapamiętywaliśmy miejsca na prawdziwki i koźlaki. Gdzie rosną podgrzybki, maślaki, miodówki i turki, nie musimy pamiętać - rosną wszedzie. Nad Jezioro Nidzkie mamy trzy drogi. Jest "główna" żużlówka prowadząca od szosy do Naszej Wsi, w tym roku (2005) przebudowana na ekologiczą żwirówkę. Druga droga, biegnie wzdłuż działek do końca wsi , następnie skręca w prawo i tą dziewczyny szybko zapamiętały. Wreszcie jest i trzecia, wiodąca z działki prosto do lasu. Ta jest najbardziej grzybna - wzdłuż niej znajdujemy sporo koźlaków, ale trasa ta wymaga kilku skrętów w niezbyt charakterystcznych miejscach, dlatego chodzić nią należy tylko z przewodnikiem (Dzień dobry). Dwie ostatnie drogi prowadzą nad mini plażę, obok leśnego parkingu. Z kilkumetrowej skarpy schodzi się na brzeg, na którym jest odrobinę piasku. Z tego kąpieliska korzysta jednorazowo, nie więcej jak kilka do kilkunastu osób i to tylko przy naprawdę pieknej pogodzie. Nie ma więc niepotrzebnego gwaru i harmidru. Jednak niestety nawet tych paru turystów zostawia po sobie sporo "pamiątek". Ale cóż śmiecenie to nasza świecka tradycja. Chyba szerzej Wielkiego Lasu opisywać nie warto, generalnie jest z nim jak z definicją konia w Encyklopedi Staropoloskiej ("Koń: Koń, jaki jest, każdy wie). t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wilcza75 21.11.2005 12:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Listopada 2005 W sierpniu z grubsza odnowiliśmy przyczepę. Nie wiem tylko skąd przyszedł mi do głowy pomysł pomalowania jej na ciemny brąz. Myślałem, że tak będzie bliżej koloru naturalnego drewna, zapominając że jednolicie ciemnobrązowe są tylko drzewa na dziecięcych obrazkach. Faktem jest, że gdy już ją pomalowałem, stwierdziłem z przerażeniem, że nasza buda jest jeszcze brzydsza , od tej którą kupiliśmy - białej z zielonymi krawędziami. Oczywiście nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - przez te parę lat użytkowania, skutecznie odstraszała niepożądanych gości, bo jakąż fantazyję musiałby mieć złodziej żeby sądzić, że jest w niej coś cennego? Na szczęście dobrze zrobiliśmy swoją robotę, oczyszczając ścianki ze zbutwiałych kawałków i dwukrotnie malując. Farba olejna dobrze ją zakonserwowała, i gdy przyczepę sprzedawałem w 5 lat później była na pewno w lepszym stanie niż wtedy gdy ją kupowałem. Nie wspomniałem bowiem jeszcze, że na dachu położona była nowa papa, a widoczne części podwozia (było ich sporo ponieważ na 1/4 długości, tu gdzie był przegub, podłoga była na wysokości ponad 1metra) Moja Moja pomalowała Hamerajnem. Nie. Nie czarnym, brązowym czy szarym, tylko soczyście zielonym. No i był jeszcze jeden drobiazg związany z przyczepą, którym pochwalę się następnym razem t Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.