Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

wielki las


Recommended Posts

Otóż nasza przyczepa miała ... okno,a dokładniej 1,5 okna.

Jedno małe - 1 x 1m, a drogie całkiem malutkie 0,4x0,4m.

Przed nadejściem pierwszej zimy uznałem, że należy je zabezpieczyć okiennicą. Z tradycyjnej - drzwiczkowej, szybko zrezygnowałem - okno było zbyt blisko drzwi. Wpadłem więc na pomysł (mój własny, nigdzie nie podejrzany 8)), aby z 2 ceowników zrobić prowadnice, w które z góry będzie się wsuwać deski. Oczywiście pojawiły się problemy, największe ze znalezieniem odpowiednio długich śrub. Musiały być dłuższe od grubości ścianki przyczepy. Przy okazji poznałem konstrukcję swojej budy, tworzyły ją 2 warstwy sklejki z pustką w środku.

W łomżyńskim składzie metalowym przycięli i przewiercili mi ceowniki (10zł), drugą dychę zostawiłem w tartaku. Z drewnochronem, śrubami i wiertłem, kosztowało mnie wszystko trzydzieści parę PLN.

Pół październikowego dnia zajął mi montaż konstrukcji przestrzennej pt. "Okiennica". Najdziwniejsze w tym było to, że całość rzeczywiście udała misię:o :). Mnie, w sprawach majsterkowania człowekowi o 2 lewych rękach.

Oczywiście, gdy jacyś znajmoi przyjeżdżali na działkę, okiennice były pierwszą rzeczą, którą im musiałem pokazać, barwnie przy tym opisując swoją ciężką pracę i wychwalając oryginalny pomysł:wink:

 

Po zamontowaniu okiennic, resztę dnia poświęciłem na przybijanie pierwszych sztachet do płotu. Szło mi to strasznie wolno, ale nie myślałem wóczas że tą robotę skończę dopiero w czasie przyszłych wakacji.

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 44
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Kończył się rok jublieuszowy, ważny ponieważ na naszym dzikim polu, czuć już było oddech cywilizacji. Całość zaczęła pomalutku przyponinać teren rekreacyjny, przyklejony do mazurskiej wioski, by z upływem czasu stać się w końcu częścią tej wsi.

Zapewne wielu z Was (sądząc ze zdjęć zamieszczanych w Forum, może nawet większość) jest pionierami, wydzierającymi łąkom, polom i ugorom ich pustkę i zapomnienie. Najpierw stawiacie pojedynczy domek gdzieś za miastem, potem są kolejne budowy w pobliżu, wreszcie gmina szarpnie się na kawałek drogi, zrobi jakieś oświetlenie. Coraz więcej sąsiadów z ich dziećmi, psami, autami.... Dlatego, mam nadzieję, zrozumiecie mnie i wybaczycie moją radość, z takiego przekształcania kawałka Puszczy Piskiej.

 

Rok 2001, zaraz po odejściu zimy, to czas kolejnej inwestycji w Naszej Wsi. Do naszej przyczepy dobudowaliśmy taras. To znaczy nie my tylko stolarz z pobliskiego tartaku. Taras miał wymiary 5 x2,5m. Konstrukcja była wykonana z kantówki 10x10cm, a podłoga i dach z desek calowych. Dzisiaj, gdy uporałem sie z budową domku w stanie surowym i mam trochę doświadczenia z nośnością krokwi, widzę, że przekroje elemetów drewnianych mogły być o połowę mniejsze. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, o tym jak taras okazał się trwały, przekonałem się ostatniej zimy, gdy Nadzór Budowlany kazał mi wszystko (dosłownie) zabrać z działki. Poczciwi sąsiedzi- rolnicy, przeciągnęli go po prostu ciągnikim na inną działkę, a w trakcie ponad stumetrowej "przejażdżki" po trawie pękła raptem jedna deska podłogi.

Taras kosztował nas 730zł, w tym 200 robocizna. Przyznam się że miałem

trochę wyrzutów sumienia że to za mało, ale stolarz był w sumie zadowolny, więc moje wyrzuty były trochę niepotrzebne.

Pod koniec maja całość była gotowa. Równo 2 lata po zakupie pola w Naszej Wsi, mogliśmy już naprawdę wygodnie wypoczywać na działce.

Taras oprócz funkcji użytkowej, pełnił jescze jedną rolę. Był wspaniała zasłoną naszej przyczepy, która ładniejsza się nie zrobiła, ale przynajmniej nie straszyła już sąsiadów. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zresztą oceńcie sami.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/2/3/4/12868596_d.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak wspomniał niedawno Tomek1950, trudno jest pisać dziennik cofając się parę lat wstecz. Wprawdzie przeróżne "ściągawki", pozwalają nie fantazjować zanadto :wink: i zachować względną chronologię, ale uwierzcie, łatwo nie jest.

Dlatego opis tego co dzisiaj zdarzyło się w Naszej Wsi, w końcu nie będzie szczególnym ćwiczeniem umysłowym, lecz lekkim (mam nadzieję) streszczenim ostatnich godzin.

 

Jadąc do Naszej Wsi wstąpiłem, po cieśli/stolarzy, żeby dogadać się wsprawie zrobienia podbitki, szczytów, ganku, parkietu, schodów itd. Zaczęło się byle jak. Witając się z nimi o 8:30, poczułem, że zionie od gości niczym z gorzelni. Musieli już z rana "podleczyć się" po męczącej nocy. Później okazało się , że nie są to majstry, o których myślałem. Sądziłem, że ludzie ci wykańczali w drewnie domek znajomego(solidnie i tanio), tymczasem to nie byli oni.

Na koniec powiedzieli, że przydałby się zaliczka.

Podsumowując:

+ trunkowi,

+ bez polecenia,

+znają słowo "zaliczka"

= dyskwalifikacja.

Ale z drugiej strony chwalili się że robili jeden domek w Naszej Wsi, z zewnątrz wygląda OK.

To może na razie wstrzymam się z decyzją i zapytam sąsiada co o nich myśli.

Na szczęście, prace wykończeniowe rozpocznę w marcu, nie ma pośpiechu.

Dzień tymczasem, był piękny. Lekki mrozek, chwilami słoneczko i po drodze na działkę bliskie spotkanie trzeciego stopnia.

Nie więcej jak 10m przed samochodem drogę przeskoczyła mi łania.

Dzieki Bogu, zbliżałem się właśnie do zakrętu i zwolniłem nieco, droga była sucha. Zahamowałem. Upiekło się więc nam obojgu.

Potem był mój ulubiony sposób spędzania soboty. Parę godzin fizycznej pracy :D.

O drugiej wybrałem sie w drogę powrotną. I zaraz za Naszą Wsią, drogę przebiegł mi lisek. Mijam go i widzę, że zatrzymuje się metr od drogi i spokojnie patrzy na auto i na mnie. Słowo daję, spojrzeliśmy sobie w oczy. No czekaj bratku. Teraz to cię upoluję. Cofnąłem samochód, lecz zanim wyciągnąłem telefon, bo tylko taką broń miałem pod ręką, on pokazał mi kitę i skrył się w lesie.

Przy okazji dostrzegłem, że był bardziej rudy niż płowy. Czy ten typ tak ma, czy może znaczy to, że zima nas jeszcze oszczędzi? Zobaczymy.

 

W każdym razie dzięki pani jeleniowej i liskowi miałem bieżący temat do dziennika. I postanowiłem przy następnych okazjach, wspomnieć nieco o innych spotkaniach z fauną Wielkiego Lasu

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkodniki na moim polu

Nr 1 - zające. Niekwestionowany lider, gorsze są podobno tylko łosie, ale u nas na szczęście ich nie widziano.

Małe to to, a zeżre chyba wszystko co zielone. Dobrze że ich nie mają w Afryce, bo szły by w zawody z szarańczą. Mówię prawdę, przecież ich kuzyni - króliki, pustoszą Australię.

U mnie jadły głównie brzózki, ale wszystkie pozostałe krzewy i drzewka liściaste były skubniete. Sumak - trujący, cisy i ich jagody też, a one jadły i chyba były zdrowe.

Cecha charakterystyczna - szczególnie groźne zimą (dobrze że nie gryzą), ale dużo szkód robią też wiosną, podobno wiosenne przyrosty brzóz zawierają karoten, w którym szaraki ponoć się lubują.

Płot im nie straszny, zwłaszcza taki bez fundamentu. Podkopują się pod nim bez trudu. A potem tylko puch z ich futerka zostaje między sztachetami. Dwa lata temu byłem już tak zdesperowany, że chciałem zakładać wnyki :evil: :wink: .

Ale przyroda jest cudowna. Sama radzi sobie ze wszystkim. Mimo ciągłego podgryzania, moje roślinki rosły tak szybko, że teraz owijam siatką na zimę tylko ............ 3 drzewka owocowe ............. no tak, teraz sobie przypomniałem, że dotąd tego nie zrobiłem, a dopiero w sobotę będę na działce.

2. Sarny i jelenie. Te były groźne na początku i jeszcze rok po postawieniu płotu. A cięły równo, wszytko to co zające + modrzewie :o .

W końcu zaczęły szanować moją własność, bo w ostatnich latach nie było na śniegu śladów ich kopytek. Może też być tak, że rezygnują z jego przechodzenia bo padają ze śmiechu jak widzą zaporę wpostaci mojego płotku.

Opowiedział mi sąsiad z Naszej Wsi taką historię. Gdy jeszcze moja działka nie była moja i była odgrodzona od lasu płotem, którego resztki widać na 2 pierwszych zdjęciach tego dziennika, zobaczył, że jakiś jeleń - chciał go przeskoczyć. Z miejsca. A płot miał ponad 2m. No i nie udało mu się. Cofnął się więc kilka kroków do tyłu, z lekkim rozbiegiem, bez trudu przeskoczył ogrodzenie :roll: i zaczął pałaszować soczystą oziminę.

A mój płotek ma całe 1,4m......., na szczęście żyta nie sieję

3. Nornice - podcięły mi już korzenie kilku drzew i krzewów. Roślina taka usycha dosłownie w ciągu kilku dni, chyba nie ma na nie sposobu.

4. Krety - okropne w porze zimnej - szczególne upodobały sobie pole naszych durhów i sąsiadów - KiZ, których trawnik wygląda teraz jak powierzchnia księżyca, nasz też, ale tylko kawałek - na temat walki z nimi napisano na forum wiele.

5. Do os i ich kulistych gniazd (niszczonych systematycznie), po prostu się przyzwyczaiłem. Może nie są to dosłownie szkodniki, ale miłymi sąsiadami nie są.

Na szczęście szerszenia widziałem na działce tylko raz. Ale i to wystarczy. Wielki jak 5 os, pewnie przyleciał sobie na nie zapolować. A jak już postanowił sobie odlecieć, to widziałem go i słyszałem z dobrych 50-ciu metrów.

6. Krowy, parę razy ktoś otworzył im bramę i je normalnie wypasał na naszej byle jekiej trawce - niezłego bałaganu narobiły.

7. Wiejskie psy. Lubują się w rozciąganiu toreb ze śmieciami. Kilka razy dogrzebywały się do jedzenia zostawionego na noc w niedomkniętej piwniczce, czy na tarasie.

 

Wszystkie wymienione i te o których zapomniałem, są okropne. Ale gdyby ich nie było, działka w Naszej Wsi straciłaby o wiele, wiele więcej. 8) :lol:

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Jednym z pierwszych filmów Jacka Nicholsona był „Kruk”(1963). Film jak film, dzisiaj byśmy go zakwalifikowali do gatunku fantasy, gdy oglądałem go na przełomie lat 70/80 była to po prostu baśń dla dorosłych. Zapamiętałem ten film z powodu tytułowego ptaka i oczywiście ze względu na młodego Nicholsona… tak, tak już wtedy miał ten swój szelmowski uśmieszek.

Chyba od tamtej pory datuje się moje marzenie, żeby zamieszkać na jakimś odludziu z udomowionym krukiem.

Kruki można wówczas było zobaczyć tylko z Zoo, bo Forumowiczom chyba nie muszę wyjaśniać, że czarne ptaszyska, które licznie spotykamy w naszych miastach to gawrony lub kawki. Kruk jest od gawrona większy, a czerń jego upierzenia jest tak intensywna, że wydaje się mieć granatowy odcień. Ma gruby, czarny dziób, w odróżnieniu wąskiego i jasnego dzioba gawroniego.

http://mpancz.webpark.pl/kruk_pliki/kruk2.JPG

Kruki występują rzadko i objęte są ochroną, dlatego uradowałem się niezmiernie gdy w końcu ujrzałem tego ptaka na wolności.

W roku 1987 lub 1988 odwiedziłem teściów w Piszu i wybrałem się na spacer do lasu. Tuż za miastem usłyszałem donośne krakanie. Pomyślałem, że to chyba nie gawron lub wrona. I rzeczywiście potężny dziób, nie pozostawiał wątpliwości - był to największy polski przedstawiciel rodziny krukowatych (później spotkałem je, nie tylko na Mazurach, ale i w okolicach Łomży).

Kilka lat temu, w swoim cyklu o faunie Puszczy Białowieskiej, publikowanym w Magazynie GW, Adam Wajrak wielokrotnie opisywał spotkania z krukami, do których miał chyba szczególny sentyment ze względu na swą małżonkę Nurię - naukowca badającego te ptaki. Jego artykuły były prawdziwą skarbnicą wiedzy o krukach.

Nie wiem jednak czy Wajrak widział to, co chyba w 2001r. ujrzałem w Wielkim Lesie. Najpierw dobiegł mnie odgłos krakania, tym donośniejszy, że cisza jest niewidzialną królową naszej polany. Poza tym był to głos nie jednego a dwóch ptaków. Kruki latały sobie dokładnie nad moją głową, ale jak to robiły…… Najpierw jakby ścigały się, by po chwili rozpoczynać powietrzną niby-walkę. Wyczyniały najróżniejsze akrobacje, rzucały się szaleńczo w dół, by po chwili wzbijać w górę. Przypominało to powietrzną walkę dwóch samolotów myśliwskich. Jeden z kruków latał nawet na plecach (jeśli tak można powiedzieć o ptaku), odpierając ataki, próbującego go podszczypywać rywala(?),brata(?). Nie wiedziałem, czy była to prawdziwe starcie, czy tylko zabawa, w każdym razie wydawało mi się że widzę coś zupełnie wyjątkowego.

Jednak nie. Niedawno przeczytałem, że są to typowe zachowania kruków. Tyle że godowe. Pozostaje tylko pytanie, czy była to prawdziwa walka dwóch samców czy zaloty zakochanej pary?

 

Najważniejsze jest jednak to, że kruki mieszkają w naszej okolicy przez cały rok i widuję je często, a że żyją podobno do 100lat, mam nadzieję że razem dożyjemy starości (tak tak kochanie z Tobą i krukami).

A marzenie z młodości…. Podobno jakiś leśnik w Wielkim Lesie ma w swojej leśniczówce oswojonego kruka, muszę go kiedyś obejrzeć z bliska.

 

Sorry, że tak marudzę o niczym, zamiast pisać co tam było dalej z płotem, tarasem, piwniczką, planem zagospodarowania przestrzennego, pozwoleniem na budowę i znowu z tarasem, przyczepą, sławojką, wyborem majstrów itd…

Wybaczcie, postaram się (nie)poprawić.

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Zapiski finansowe z 2001 roku przypominają mi, że któregoś sierpniowego weekendu zakończyłem przybijanie sztachet naszego płotu. Niezły wynik, 100m ogrodzenia w ciągu 10-mcy :oops: .

Wymęczony :-? płotek już stał, byłem więc gotów stawić czoła czworonożnym żarłokom i zacząć nasadzenia. Kupiłem trochę roślin ozdobnych, kilka drzewek owocowych i po rozplanowaniu gdzie kiedyś stanie domek i jak będzie przebiegała dróżka dojazdowa, obsadziłem 6 małych stanowisk. Oczywiście, jak to w życiu bywa, w wyniku „mądrych” decyzji UMiG Pisz, swoje plany działkowe musiałem całkowicie zmienić. Ale o tym, za parę lat.

W tymże 2001 roku miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie brzemienne w skutki. A zaczęło sie cudownie, spędzaliśmy jedne z najpiękniejszych wakacji w życiu, 2 tygodnie w Norwegii. No i Moja Moja coś tam podpatrzyła. Niestety.

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisałem niespełna miesiąc temu:

 

Krety - okropne w porze zimnej - szczególne upodobały sobie pole naszych durhów i sąsiadów - KiZ, których trawnik wygląda teraz jak powierzchnia księżyca, nasz też, ale tylko kawałek

 

Na dowód, że czasem :wink: piszę prawdę - poniżej pole KiZ

27 grudnia 2005.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/9/7/2/14003804_d.jpg

 

Z prawej strony modrzewie na naszej granicy, obok drewutnia KiZ, a z lewej za płotem - daszek naszej byłej przyczepy.

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

W końcu jestem w domu i mogę spokojnie spędzić godzinę lub dwie przy PC-cie, żeby pogrzebać w pamięci i wydumać choć ze trzy zdania do zapomnianego dziennika.

...o czym my tutaj ...., no więc tak. Pierwszy tydzień urlopu 2001 spędziliśy koło Oslo, a następny w norweskich górach. Ciekawostek przyrodniczych 8) było co nie miara....

mały :o sztorm podczas przeprawy przez Bałtyk, wiaterek na górnym pokładzie zrywający okulary, choroba morska MM i księżniczek, bójka rodaków między sobą, a później z załogą promu, długa kolejka w Karlskronie dla Polakow i Bałtów :evil: a dla unistów droga wolna, na odprawie na "gościnnej" ziemi szwedzkiej przepuszczenie bez jednego pytania auta z kilkoma młodzieńcami i szczegółowe "maglowanie" naszej rodziny ze sprawdzaniem bagaży, pokazywaniem kart kredytowych i płatniczych, liczeniem gotówki, w końcu telefon do Oslo czy nas znają i przyjmą (pamiętacie "Czy leci z nami pilot?" gdy teroryści o arabskich facyjatach uginający się pod ciężarem różnokalibrowej broni i przepasani taśmami z amunicją są przepuszczani na pokład samolotu, a biedną staruszkę cała policja USA rzuca na glebę ... itd - no to wyglądało prawie tak jak w tymże filmie)..., dalej wesoły przejazd przez granicę Norwesko - Szwedzką, gdy ok. 5 nad ranem nikogo nie zastaliśmy i dalej szukamy pograniczników lub celników,a tu nic , w końcu po 10 min. krzyków i walenia w zamknięte drzwi i okna strażnicy, wściekły głos, żeby dać im spać i jechać dalej, no i widoki, widoki, widoki...

Co wspolnego ma jednak Wielki Las i forum dziennikowe z naszą podróżą? Otóż wujek Mojej Mojej ma domek w górach i w tymże domku spędziliśmy kilka dni. O tym , że tam dopiero zobaczyliśmy prawdziwe odludzie, że widzieliśmy jak z topniejącego śniegu na naszych oczach tworzą się strumyki, rzeki, jeziorka, o domkach mimo środka lipca ciągle ledwo widocznych spod śniegu, o puszkach do których właściciele domków każdorazowo jadąc drogą dobrowolnie wrzucają drobne korony na jej utrzymanie, o piramidkach z kamieni układanych na pamiątkę na każdym wzgórku, nie warto przecież wspominać.

Warto za to tutaj coś opowiedzieć coś o ichnich domkach ... górskich? letnich? zimowych?

...to może jutro

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mimo, że Norwegów uważa się za ludzi zamożnych, osada do której dotarliśmy po kilku godzinach jazdy z Oslo, sprawiała wrażenie nad wyraz skromne. Na tej szerokości geograficznej i wysokości - 850m npm. rosły jedynie 4-5 metrowe brzózki. Te dobrze znane nam drzewa już trochę wyżej stawały się rzadasze i bardziej rachityczne a poniżej 1000m npm zanikały całkowicie.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/5/4/8/14819128_d.jpg

W zagajniki i wzgórza wtulone były nieliczne drewniane domki z małymi oknami i spadzistymi dachami. Na każdym, umocowane było ogniwo słoneczne (po co wydawać krocie na kilkanaście km linii energetycznej, a przy okazji szpecić krajobraz i ponosić koszty eksploatacji).

Domek kuzynów niczym nie wyróżniał się z pozostałych. Ani wielkością, ani kształtem, ani jak sądzę wyposażeniem. Oprócz sporej sieni, na tyle dużej, że mieściło się w niej łóżko, domek miał jeden pokój oraz wnękę kuchenną.

Wnętrze domku było wręcz surowe. Szafy, regały, łóżka, w tym piętrowe - dziecięce, jakieś 20 lat temu wuj małżonki pozbijał ze zwykłych desek.

Ogniwo słoneczne ładowało akumulator podobny do samochodowego, a energia służyła wyłącznie do oświetalnia budynku.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/3/1/9/14819127_d.jpg

Tradycyjna, metalowa kuchenka i kominek stanowiły dopełnienie zdobyczy cywilizacji.

W okolicy oczywiście nic nigdy nie zginęło :o. Wyobrażacie sobie u nas pozostawienie na długie miesiące w domku na odludziu, baterii słonecznych i akumulatora, a przy okazji np. paru kompletów nart biegowych :o :o .

Moja Moja zwrociła szczególną uwagę na mini-piwniczkę w kuchni (choć nawet przymiotnik mini jest tu na wyrost). Była to kwadratowa dziura w podłodze, o głębokości metra i szerokości 50cm, zamykana drewnianą klapą z cienką izolacją ze styropianu. Ta piwnico-lodówka w klimacie środkowej Norwegii, spisywała się znakomicie. Latem temperatura nie przekraczała w niej 10oC. Moja Pani zobaczyła, spróbowała, i przez następne miesiące suszyła mi głowę, że ona też musi mieć coś takiego na działce :( .

W przyczepie?!

Mnie zdecydowanie bardziej spodobało się, stojące obok pomieszczenie gospodarcze. Przypominało naszą poczciwą sławojkę, tyle że było znacznie większe. Miało to jakieś 2x1,5m i oprócz składzika na narzędzia, pełniło też funkcję kibelka, a zamiast dziury w ziemi - jak u nas, pod deską stało wiadro (opróżniane w płynącym obok strumieniu :o , który 200m dalej wpadał do rwącej górskiej rzeki).

Gdyby nie to, że 2 miesiące wcześniej, postawiliśmy na działce sławojkę i że nie mamy obok rzeczki, zastosowałbym ten patent u nas. A tak jedyną inspiracją z Gór Norweskich, która miała szansę realizacji w Naszej Wsi, pozostała nieszczęsna, betonowa dziura w ziemi :-? .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

2002 rok zdominowały trzy wydarzenia, wśród których budowa, wyśnionej przez MM, piwniczki, okazała się najmniej ważna.

Ale po kolei. Wiecie panowie (panie tym bardziej) co to znaczy gdy wasza ukochana, coś sobie wymarzy. Przy braku prądu na działce oraz niedostępności wszystkich elektrycznych gadżetów, w tym przede wszystkim lodówki, piwniczka miała być, bo jak nie to …… :cry: :evil: , choć nie ukrywam, że i dla mnie perspektywa zawsze chłodnego piwa podczas upalnego lata była kusząca.

Wybetonowanej dziury w ziemi, nie brałem pod uwagę – od podłogi przyczepy do ziemi było 0,5m, wobec tego postanowiłem zbudować swego rodzaju ziemiankę. Pomysł i wykonanie było świetne, ale tylko przez pierwszy rok, no może dwa. Moja budowla ma jedną poważną wadę. Swoją piwniczkę zbudowałem z drewna.... Góra i boki zostały symbolicznie zabezpieczone folią i papą, ale spód już nie.

Złota rączka ze wsi – p.Mariusz zbudował coś w rodzaju kontenera o wymiarach podstawy 1x2m i 2m wzrostu, po czym podnośnikiem ciągnikowym wstawił to to , do uprzednio wykopanej dziury. Miałem zamiar wkopać się na jakieś 1,5 m, tymczasem już na 1–1,2m zacząłem wybierać zawilgocony piasek, a przy kolejnym wyciągnięciu sztycha, zaczęła podchodzić woda. A działo się to na początku suchego, jak zwykle, lata... :roll:

Pod koniec lipca, tydzień urlopu wykorzystałem na obmurowanie kamieniami wejścia do piwniczki i całość obsadziłem jakimiś skalnikami. KiZ zrobili jeszcze w środku super-półki i panowie przez resztę lata mogli rozkoszować się zimnym piwem, a nasze niewiasty nie musiały się już martwić o wiktuały, że na drugi dzień po przywiezieniu, będą cokolwiek nieświeże.

Jednym słowem obie funkcje - użyteczna i estetyczna wydawały się być spełnione.

Mojego błogiego spokoju w temacie piwniczki, nie zmąciło nawet pojawienie się następnej wiosny białych plam, niechybnie o charakterze pleśniowym, w jej dolnych rogach, Zresztą w maju na świat przyszła Zosia i w następnym sezonie wakacyjnym, raptem kilka razy zawitaliśmy do wsi. Dobrze przynajmniej,że KiZ często korzystali z dobrodziejstw Puszczy Piskiej i używali, coraz bardziej zwilgotniałej, ziemianki.

Po wiosnennych roztopach 2004r. w piwniczce pojawiła się woda, a jej poziom ustabilizował się na jakiś 30cm... :-?

Wodę oczywiście od razu wybrałem, ale wilgoć , która "weszła" do środka teraz dopiero zaczęła się panoszyć. Drewniane słupy konstrukcji, już chyba na stałe nasiąknęły wodą, a wykwity grzybów zajmowały coraz większę powierzchnię dolnych ścianek.

Dopiero w następnym roku, podczas kopania fundamentów naszego domku, gdy na niespełna metrze pojawiła się woda gruntowa, zresztą równo z poziomem pobliskiego rowu melioracyjnego, zdałem sobie sprawę że jeśli chciałem tu stawiać piwniczkę, należało, przynajmniej w części podziemnej, zrobić ją z bloczków fundamentowych (może jeszcze taniej niż z drewna) i wykonać fachową izolację...

...ale, ale, muszę dodać, że piwniczka znakomicie przydaje się jako graciarnia podczas budowy. Więc jakaś pociecha z niej jest.

 

rzeczony okaz na obrazku z lewej; 3 lata po postawieniu jeszcze się nie zapadł (nie patrzymy na domek, którego jeszcze nie ma - jak mawiała jedna z Dziennikarek)

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/0/2/1/15104397_d.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Waga wszystkiego co dzieje się dookoła nas jest względna.

Moja porażka pt. piwniczka, z powodu jakichś tam kosztów i odrobinę urażonych ambicji inwestora, jakkolwiek przykra, była niczym wobec tego co się wydarzyło przed południem 4-go LIPCA 2002r. gdy znaczny obszar Puszczy Piskiej powalił huragan.

W ciągu kilkunastu minut pokotem legło 12 tysięcy hektarów lasu. Puszcza na około 20km długości i 2km szerokości wyglądała jakby przejechał po niej gigantyczny walec, gnąc i wyrywając z korzeniami tysiące drzew. Mniejsze szkody wiatr wyrządził na ogromnym obszarze od Puszczy Kurpiowskiej k/Turosli do Puszczy Rominckiej na północnej granicy państwa.

KiZ tego dnia byli na działce. Jak opowiadali, drzewa pod naporem wiatru wygięły się prawie do ziemi , ale … przetrwały . Wiatrołomy kończą się 5 km od nas :o :D .

Zresztą „cudów” tego dnia było znacznie więcej. Najważniejsze, że nikt nie zginął, a nawet nie został poważnie ranny. Wichura przeszła przez tereny praktycznie niezamieszkałe, a w Piszu i okolicznych wsiach szkody były stosunkowo niewielkie.

Sądzono, że zanim to gigantyczne zwalisko suchych drzew zostanie uprzątnięte, nastąpią kolejne klęski. Do pożaru wystarczyłaby przecież jedna iskra bez żadnych szans na jego powstrzymanie - tymczasem dzięki samodyscyplinie tysiecy pracowników leśnych nic takiego nie nastąpiło. Jeśli powalony las miał się oprzeć żywiołowi ognia to powinny go zeżreć go korniki i inne brudnice mniszki. Drzewa jednak schły szybko i wszelkie robactwo nie było nim szczególnie zainteresowane

Na szczęście więc nie spełniła się żadna z kasandrycznych przepowiedni pesymistów.

 

 

Dla nas liczyło się głównie to, że huragan ominął Naszą Wieś i las wokół niej. Gdyby stało się inaczej, musielibyśmy sobie szukać innego miejsca na dożycie spokojnej starości. Zanim Wielki Las urósłby i znowu był wielki, Zosia byłaby babcią, a my... .

Opatrzność na szczęście nad nami czuwała 8) .

 

Jest taka opowieść o mądrym mandarynie, którego żadne dramaty ani radości nie wyprowadzają z równowagi i każde wydarzenie komentuje słowami "może dobrze, a może źle", po czym okazuje się że zawsze ma rację, a klęski niosą w sobie przesłanie sukcesu i odwrotnie.

Minęło kilka lat od wielkiego huraganu.

Kawał starego lasu przestał istnieć :cry: . Straty ekonomiczne poniosły Lasy Państwowe, ale region piski i jego mieszkańcy niekoniecznie

Przy zrywce i wywózce drzew, a później przy nasadzeniach stale pracowało ponad tysiąc osób. Do tego setki ciągników i samochodów. Przeznaczono dodatkowe środki na poprawę lokalnej infrastruktury.

Ekosystem puszczy w dłuższej perspektywie także powinien odnieść korzyści. Obecnie sadzone lasy mają bardziej zróżnicowany drzewostan i gdy urosną, może będą przypominały pierwotne puszcze a nie jałowe plantacje sosny. Najpierw więc była tylko rozpacz, ale po latach pojawiła się nadzieja.

 

Latem 2002r. w Naszej Wsi zdarzyło się jeszcze coś, co tym razem bezpośrednio odnosiło się do marzeń MM i tomasza o swoim domku. Sąsiad z pola pod lasem - Pan Ważny Urzędnik, postawił sobie drewnianą chałupę. Na początku nic nie wskazywało, by miało to bezpośrednie przełożenie na nasze dalsze plany .. .

... do czasu jednak...

 

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym momencie doszedłem chyba do momentu, w którym powinienem zaprzestać błądzenia po lesie, a raczej zakamarkach własnej (nie)pamięci i zamknąć dziennik pod jego obecnym tytułem, a rozpocząć nowy z zasadniczym opisem budowy...

 

...ale dzisiaj jeszcze wrócę do nieszczesnego huraganu sprzed 3,5roku. Po wpływem tego co oglądała podczas kolejnych wyjazdów na Mazury, najstarsza z moich córek, jesienią ub.r. napisała pracę konkursową z biologii.

 

Autorka pozwoliła mi zacytować kilka fragmentów, co czynię tym chętniej, że wnioski wydają się zaskakujące (oczywiście osoby niezbyt interesujące się tym co zielone, mogą w tym miejscu spokojnie zakończyć lekturę tego odcinka Wielkiego Lasu :evil: )

 

... dla środowisk naukowych, szkody poczynione przez huragan stały się okazją do przeprowadzenia licznych badań, z których najważniejszym jest eksperyment, polegający na pozostawieniu części puszczy bez żadnych zabiegów pielęgnacyjnych, w stanie w jakim znalazła się natychmiast po ucichnięciu wiatru.

Głównym celem moich badań było wykazanie różnic w występowaniu roślinności trzy lata po huraganie w miejscu zagospodarowanym przez człowieka i z pozostawionym wiatrołomem. Zainteresowało mnie także jak skończył się spór dotyczący powierzchni lasu rezerwowego i przyczyny postępowania, które kierowały leśnikami i naukowcami....

...Już trzy lata po huraganie widać różnicę w rozwoju ekosystemu w miejscu z pozostawionym wiatrołomem i zagospodarowanym przez człowieka. Różnice wynikają z kilku przyczyn.

W miejscu zagospodarowanym drzewa były wywożone systemem zrywki, tzn. poprzez wyciągnięcie pni o określonej długości, wycięcie gałęzi i przemieszczenie ich z powierzchni leśnej do wyznaczonej drogi. Spowodowało to całkowite przeoranie gruntu i w następstwie tego zniszczenie roślinności, której korzenie znalazły się na wierzchu, a rośliny niezdolne do pobierania wody i soli mineralnych oraz fotosyntezy (liście schowane w ziemię) - obumarły.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/4/8/8/14944438_d.jpg

Gleby bielicowe, na których rośnie bór Puszczy Piskiej, charakteryzują się bardzo cienką warstwą próchnicy. W momencie usuwania drzew przez ciężki sprzęt gleba została wyjałowiona poprzez zmieszanie jej ze znajdującym się niżej piaskiem i obecnie tylko nieliczne rośliny znajdują tam siedliska. Pojawiają się rośliny o małych wymaganiach - trawy, chwasty, maliny oraz występujące w miejscach suchych i niezbyt zacienionych, np. przetacznik.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/7/2/2/14944436_d.jpg

Wywiezienie drzew spowodowało zmianę stopnia nasłonecznienia i pozbawienie innych roślin cienia, nastąpiło osuszenie gleby. Pierwszym, widocznym efektem tego stanu na terenie całkowicie pozbawionym osłony, jest znikoma ilość mchów (gęsto występujących w borach sosnowych).

Proces degradacji niczym nie osłoniętego gruntu potęgują czynniki atmosferyczne wiatr i deszcz. Szybciej topnieje i spływa do zagłębień terenu pokrywa śnieżna, przez co gleba w okresie wiosennym ma mniejszy zapas wilgoci, a rośliny gorsze warunki wzrostu.

 

Na obszarze z nie uprzątniętymi wiatrołomami, grunt nie został tak zniszczony jak w miejscu zagospodarowanym. Mechaniczne naruszenie struktury gleby następowało tylko w momencie upadków drzew, dlatego w znacznie mniejszym stopniu zniszczona została warstwa „starego” runa i poszycia, a średnie pokrycie ziemi roślinnością jest dwa razy większe niż na terenach zagospodarowanych przez leśników.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/4/2/2/14944435_d.jpg

Wyraźnie zauważalna jest obecność mchów, występujących w miejscach zacienionych i dodatkowo utrzymujących zwiększoną wilgotność gleby. Mchy są zresztą widoczne nie tylko na ziemi, lecz również na zwalonych pniach, czy wyrwanych korzeniach drzew, a swoją obecnością zatrzymując wilgoć stwarzając lepsze warunki do rozwoju grzybów rozkładających drewno i podłoże.

http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/h/2/7/8/14944437_d.jpg

Przewrócone i połamane drzewa stanowią nie tylko nowe podłoże, ale zapewniają nieco cienia, lecz przede wszystkim, butwiejące drewno to doskonały magazyn wilgoci, dzięki któremu dobre warunki wzrostu mają inne rośliny np. konwalie i szczaw. Na obszarze niezagospodarowanym występują borówki, będące w znacznym stopniu pozostałością jeszcze sprzed huraganu, a ich wysoka ilość wskazuje, że mają tutaj odpowiednie warunki do rozwoju. Znajdujemy także duże ilości traw, co można tłumaczyć tym, że dostęp słońca do powierzchni ziemi jest tu znacznie większy niż ma to miejsce w zdrowym lesie....

 

...Wprawdzie jak wskazują obecne badania, rozwój roślinności na obszarach leśnych już nie poddanych ingerencji człowieka - po huraganie w 2001 roku - przebiega znacznie intensywniej, ale na ostateczne wnioski jest jeszcze za wcześnie. Dopiero za kilka-kilkanaście lat, gdy nastąpi wzrost siewek i sadzonek drzew można będzie dokonać pełniejszej oceny jakości przyrodniczej obu obszarów...

 

...Dodatkowo można zadać pytanie dlaczego badaniom poddano zaledwie 445 ha, wobec planowanych początkowo znacznie ponad 1000 ha? I czy decyzja leśników o ograniczeniu powierzchni podlegającej samo regeneracji nie była błędna? Główne obawy o masowy rozwój szkodników, nie sprawdzają się. Większość owadów żywiących się tkanką drzew nie żeruje na drzewach suchych, a takie wypełniają zniszczoną huraganem puszczę. Czy głównym powodem oporu leśników przed powiększeniem powierzchni badań, nie jest obawa o utratę dochodów z gospodarki leśnej? Może bowiem okazać się, że należy zmienić ogólne zasady ingerencji człowieka w funkcjonowanie lasu. Z traktowania go jak plantację drzew, na przyjęcie filozofii maksymalnego wykorzystania naturalnych sił przyrody do jego tworzenia.

 

 

Zuzia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Jako się rzekło, koniec bajdurzenia 8) .

 

Od tej chwili już nie będzie nienatemat 8) 8) .

 

 

Zaczynam więc nudny dziennik prwadziwiebudowlany 8) 8) 8) .

 

 

Nudny, bo przecież wszystko już na tym Forum było, gmina, która nie uaktualnia planów zagospodarowania przestrzennego (a jak już, to na przekór właścicielom działek), urzędnicy nie w temacie, złotouści projektanci, pogoda jak na złość, przepracowani wykonawcy, hurtownicy niesłyszący słowa „rabat” i na koniec zagubiony jak dziecko we mgle inwestor,

ale na szczęście było i o tym, że w firmach i urzędach są osoby kompetentne, uczynne i pracowite, dzięki którym budowanie jednak jest możliwe, a zagubiony budowacz dzięki życzliwym Forumowiczkom i Forumowiczom, poduczyć się tego i owego też może.

 

 

No więc tak...

...wieści o kolejnych i to co raz bliższych wsiach, dla których gmina uchwalała nowe plany zagospodarowania przestrzennego, nadciągały do Naszej Wsi. Może nie lotem błyskawicy, ale nadzieja pojawiła się w sercach wątpiących.

Wreszcie pod koniec czerwca 2003 dostaliśmy zawiadomienie o wyłożeniu w gminie projektu planu do wglądu.

No to pojachaliśmy, zobaczyliśmy i ... :cry: :o :evil: nasza działka została "przycięta", bagatela o jakieś 25%.

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas podziału pola w 1999r. geodeta ,zgodnie z ówczesnymi przepisami wyodrębnił drogi wewnętrzne szerokości 6m, dodatkowo ścinając narożniki działek pod kątem 45o na długości 4 czy 5m każdy bok i była to wręcz autostrada w porównaniu z naszą starą działką w Szczechach nad Rosiem, gdzie były trzymetrowe dróżki.

Po 4 latach urzędnicy gminni wykombinowali sobie, że będą zmieniać sposób użytkowania gruntów rolnych, ale pod warunkiem, że drogi wewnętrzne będą miały co najmniej 10m. Przy czym bez znaczenia jest lokalizacja, ilość użytkowników, itd.

Oczywiście wnieśliśmy zarzut do przedstawionego projektu, dodatkowo wnosząc o to by nasze działki były mieszkalne a nie letniskowe jak planowano.

Dla uzyskania niezbędnej szerokości, każdemu właścicielowi „obcięto” po 2m. Zmniejszenie długości z 55 na 53m nie miało większego znaczenia, za to szerokość 19m zamiast 21m mogła już być problemem.

Ale nic to, otóż autorzy projektu wymyślili sobie jeszcze, że dodatkowo wykroją z naszej działki 300m2 na plac do zawracania, przez niektórych zwany cofką. Żeby było śmieszniej (a raczej straszniej) nowa granica miała przebiegać dokładnie przez środek naszego wymarzonego domku. A miejsce dla niego uszykowaliśmy książkowo - przy ścianie lasu, w północnej części działki, z tarasem i wjazdem od południa.

Co ciekawe „cofka” miała być zrobiona kosztem tylko naszego pola. Sąsiedzi z drugiej strony drogi – panowie Ważny Urzędnik oraz Architekt /też z Pisza/ mogli spać spokojnie, im krzywdy nikt nie chciał (lub nie mógł) zrobić:-? .

 

We wrześniu dostaliśmy pismo z gminy odrzucające nasz zarzut w sprawie nowych linii podziału pola :evil: .

 

Udałem się więc do Burmistrza Miasta i Gminy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łatwo zgadnąć jaka była odpowiedź burmistrza - przecież gmina robi to wszystko dla nas… bo jak już zbudują nam drogę, to będziemy chcieli żeby miała chodniki, oświetlenie, kanalizację i wodociągi (jednym słowem drugą Marszałkowską) … i jeszcze, że będą przecież naszą drogę utrzymywać, odśnieżać itd, … dlatego parametry muszą być zachowane i on by bardzo, bardzo, ale … no naprawdę … , ale proszę się nie martwić… ,ale gdyby mógł …

 

Jest taki cudowny rysunek Andrzeja Mleczki z końca lat 70-tych. Stoi sobie nygus, z kieszeni wystaje mu proca, facjata zaklejona na krzyż plastrami, a obok niego o głowę mniejszy, wystraszony knypek z podbitym okiem… i podpis pod obrazkiem (mniej/więcej): „nie mam do niego pretensji, że kazał mi zjeść żabę, tylko o to że teraz chodzi i rozpowiada, że zrobiłem to w imię naszej przyjaźni” Minęło prawie trzydzieści lat od tamtej pory i zawsze gdy jakaś władza od ostatniego referenta w urzędzie gminy do prezydenta RP wmawia mi że coś robi dla mojego dobra, przypominam sobie ten obrazek o „przyjaźni” polsko-radziecko (lub polsko - PZPR-owskiej jak kto woli) i sam mi się scyzoryk otwiera w kieszeni.

 

Róbcie sobie … tacy… owacy co chcecie, tylko nie mówcie że robicie to dla nas :-? :evil:.

 

Ale do rzeczy.

 

W grudniu 2003 dostałem zaproszenie na sesję rady gminy, podczas której miał być uchwalany Plan Zagospodarowania Przestrzennego dla kilkunastu miejscowości.

 

Pojechałem i przyznam, że w ostatnich latach niewiele miałem równie traumatycznych przeżyć jak spotkanie z zarządem gminy, radnymi, autorami projektu PZP, rolnikami i innymi działkowiczami znad Nidzkiego, Rosia i Śniardw.

 

Zaczęło się od tego że burmistrz, a po nim osoby które sporządzały plan, zaczęły wyjaśniać że muszą porządkować chaos budowlany, trzymać się przepisów, dbać o ochronę środowiska i jako się rzekło robią to wszystko dla właścicieli gruntów… OK.

 

Ponadto, zostaliśmy poinformowani, że jeżeli ktoś nie będzie akceptował planu to nic się nie zmieni i nadal będzie miał ziemię rolną…OK.

 

Następnie zaczęli zgłaszać swoje uwagi zainteresowani. Szczególnie zapamiętałem grupę osób jeszcze starszych ode mnie, z Łupek nad Rosiem, którzy mieli stare, zagospodarowane działki. Tak się złożyło, że były one stosunkowo wąskie i wg planu, po zajęciu kawałka działki na drogę, szerokość niektórych spadała do 10m, utrudniając lub uniemożliwiając budowę jakichkolwiek domków. Także znaczna część starych nasadzeń, musiałaby zostać usunięta. Czy tak pytają ludzie?

 

Tak - potwierdzili projektanci.

 

Na co burmistrz - jeśli będzie wam za wąsko, dokupujcie sobie ziemię po sąsiedzku, a droga ma mieć 10m szerokości i już.

Panie zaczęły łkać, panom też głos się łamie, tłymaczymy, że przecież część nowych dróg w planach zagospodarowania ma mniejszą szerokość. Na to znowu władza: że tak, ale to w sąsiedztwie działek budowlanych lub letniskowych i gmina nie maargumentów i finansów na wywłaszczenia. Właściciele takich gruntów mogą budować, a wy jeśli będziecie się protestować i sądzić się z gminą (co potrwa lata całe) nie będziecie mogli legalnie budować.

Jednym słowem nie przepisy a szantaż.

W kuluarach podczas przerw tłumaczyłem wszystko radnym, a później już w trakcie sesji ponwnie preoruję, że plan niech będzie wg określonych zasad, ale przy odrobinie zdrowego rozsądku ułatwi nam życie i przyczyni się do rozwoju gminy.

Odniosłem się także do poszerzenia drogi na nieszczęsną cofkę, że ta spowoduje degradację walorów mojej działki, czyniąc ją bezużyteczną.

Na to projektanci, że mimo iż w naszym kącie pod lasem są tylko 3 działki (moja i 2 sąsiadów-niedoruszenia na przeciwko) droga się kończy i musi być miejsce do zawracania dla straży pożarnej i innych służb.

I wtedy zbystrzałem. Jaki koniec drogi? Przecież między naszym polem a lasem jest droga gminna, w większości zarośnięta lasem o szerokości ścieżki jedynie, ale jak wykarczują drzewa i krzaki - nikt nie będzie musiał zawracać.

Na to słyszę - Panie, mówi głowny projektant, jaka droga? przecież tam jest rów melioracyjny, strumyk taki ...:o :o :o

Tak........, no to zobaczymy :o :o :o :o :o :wink:

 

W końcu zaczęło się.

Będzie głosowanie...

... tak przynajmniej myślałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3.12.2005 -

... wstąpiłem, po cieśli/stolarzy, żeby dogadać się wsprawie zrobienia podbitki, szczytów, ganku, parkietu, schodów itd. Zaczęło się byle jak. Witając się z nimi o 8:30, poczułem, że zionie od gości niczym z gorzelni. Musieli już z rana "podleczyć się" po męczącej nocy. Później okazało się , że nie są to majstry, o których myślałem. Sądziłem, że ludzie ci wykańczali w drewnie domek znajomego(solidnie i tanio), tymczasem to nie byli oni.

Na koniec powiedzieli, że przydałby się zaliczka.

Podsumowując:

+ trunkowi,

+ bez polecenia,

+ znają słowo "zaliczka"

= dyskwalifikacja.

Ale z drugiej strony chwalili się że robili jeden domek w Naszej Wsi, z zewnątrz wygląda OK.

To może na razie wstrzymam się z decyzją i zapytam sąsiada co o nich myśli...

W ostatni wtorek w końcu wybrałem się na zwiad.

A tu.

Brama i furtka sąsiada zasypane śniegiem. W oknach żaluzje.

Dobijam się do sąsiadów sąsiada, a nie znam ludzi, więc tłumaczę kto ja , co i jak...

Wysłuchali i mówią że nie ma człowieka bo ... sprzedał chałupę.

Opinii o majstrach nie będzie :(

 

Więc ryzyk-fizyk, spróbuję jeszcze raz, z tymi samymi (lekkotrunkowymi) majstrami.

W sobotę ekpia stolarzy była rano w swoim warsztacie.

Trzeźwi.

Krótka rozmowa... i przybiliśmy z panem Jurkiem piątkę.

Za 2 tygodnie jedziemy na obmiar.

Przez moment pojawiła się nadzieja, że jednak coś wyniucham - w Snopkach teraz akurat robią schody. Od słowa do słowa jak znajdę własciciela, itd. , w końcu pytanie. Po co mam jechać, jak to są tylko stopnice na schodach b e t o n o w y c h :roll: ?

Więc nie pojadę.

Ryzyko ryzykiem, ale ta cena...

Schody dębowe, z drewna klejonego, z motażem. Cena za stopień ... PLN

:o :o :o

Kto da mniej?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

No to moi kurpiowscy cieśle/stolarze zaczynają robić schody.

Do końca marca powinny być gotowe.

Obędzie się nawet bez zaliczki.

 

Nie myślałem tylko, że w tak prostej sprawie może być tyle wątpliwości.

W projekcie jest 12 schodków co 22,5cm. Dobrze, bo stopnie wysunięte są jeden do drugiego o 26cm, źle po skok 22,5 cm to dużo.

Ideał to podobno - 17,5cm wysokości, ale wtedy 14 stopni będzie wysunięte tylko o 20cm jeden nad drugim. Majster mówi że trudno będzie wówczas schodzić na dół.

Ma nad tym jeszcze podumać. Dobrze, widać że człowiek myśli.

 

No i jeszcze cena. Od 150zł/stopień majster zaczął targowanie.

To chyba nieźle.

 

Żyję już wiosenną kontynuacją budowy i trudno mi się zabrać do wspomnień, ale ...... jeszcze tu wrócę 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myśli o wznowieniu budowy odsuwałem od siebie przez całą zimę, niczym planowaną wizytę u dentysty. A tu wszystko migiem samo rozkręciło się.

Od Tomka1950 dostałem namiary na p.Romka, lecz zanim do niego zadzwoniłem, zdążył już rozpocząć robotę, wstępnie dogadany, stolarz z Kurpii.

W środę pojechaliśmy na wizytację we trójkę - Zosia, Moja Moja i t.

Chyba myliłem się co do człowieka, bo czwarty już raz go spotykam i poza niefortunnym debiutem, zawsze był trzeźwy.

Mimo późnej, jak na wieś, pory - 17:30, zastałem go w stolarni. Stopnie były już gotowe, a majster chciał uzgodnić ewentualne bejcowanie i czy lakier ma być połysk, półmat , czy mat. Dostał parę groszy zaliczki ( :oops: - szkoda mi go się zrobiło, zwłaszcza, że poznaliśmy przy okazji jego synka, o 1m-c młodszego od Zosi).

W sobotę przymierza się do składania 3 pierwszych stopni zabiegowych.

I dalej wszystko musiało już być biegiem. Przynajmniej pod schodami trzeba skończyć podłogę. Kupiliśmy więc gres, II gatunek za 22,5zł i jutro jadę z kolegą na Mazury, układać posadzkę. Oby tylko mrozu nie było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg stanu na 19.03.2006 nasz maleńki domek w Puszczy Piskiej, ma oprócz tynków wewnętrznch, kabli, jakichś rur i rurek ukrytych w scianach, niespodzianie ... ułożone w sobotę 2m2 podłogi.

Jednak zanim wybrałem projekt, dostałem pozwolenie na budowę, "oczyściłem" działkę i w końcu doprowadziłem budowę do wyżej opisanego stanu, musiałem stanąć w szranki i zwycięsko zakończyć potyczkę z wrogą armią 8) .

W końcu zaczęło się.

Będzie głosowanie...

... tak przynajmniej myślałem.

Pierwszy i jak dotąd ostatni raz miałem wątpliwą przyjemność obserwowania głosowań polskich rajców.

Najpierw byłem świadkiem swoistego teatrum szeptów, nawoływań, knowań, pohukiwania jedni na drugich. Jednym słowem radni sposobili się do wielkiej polityki, nieodzownej gdy rozmawia się o kilku wioskach zagubionych w mazurskich lasach. O meritum ani słowa.

Same głosowania, nad kolejnymi projektami PZP, przebiegały w atmosferze klubowej dyscypliny, chaosu - bo często nie wiedziano o co chodzi, partykularyzmu i ... niewielkiej powagi :roll: :evil: - delikatnie rzecz biorąc.

Tak, atmosfera po jednej stronie sali gdzie siedzieli zainteresowani była niemal grobowa, zaś po drugiej, gdzie znajdowali się reprezentanci społeczeństwa i miłościwie panujący urzędnicy - z lekka frywolna.

Właściwie wszystko przebiegało zgodnie z planem. Kolejne projekty PZP zatwierdzano tak jak chciał burmistrz, aczkolwiek tylko z minimalną przewagą głosów.

Nad planami dla naszej wsi, głosowano na samym końcu, a zamieszanie w tym momencie było już ogromne. Przeczytano projekt uchwały, radni coś tam jeszcze uzgadniali poza protokołem, część właścicieli działek wychodziła zrezygnowna z sali, osoby niezainteresowane kręciły sie i głośno rozmawiały, a siedzących bliżej radnych, wydających się opozycją, autor tej bajeczki razem z dwoma sąsiadami z Naszej Wsi, namawiał do odrzucenia projektu.

Kto za ?, kto przeciw ? kto wstrzymał się ?

I już jest wynik :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Radni, wbrew zarządowi, odrzucili Plan Zagospodarowania Przestrzennego dla Naszej Wsi :o :).

Nie wiem tylko czy za śmieszne czy raczej smutne można uznać to, że wynik ten był dziełem przypadku :roll: . Dezorientacja głosujących była na tyle duża, że miałem wrażenie, iż niewielu wiedziało kiedy ma podnosić rękę.

Suma sumarum. PZP dla naszej działki nadal nie było.

 

Zapomniałem tu jeszcze dodać, że w trakcie obrad, podczas dyskusji czy droga jest drogą czy rowem melioracyjnym, jedna z pracownic UMiG przyniosła plany tego terenu i wprawdzie głównemu projektantowi nieco zrzedła mina, jednak swojego zdania nie zmienił.

Po zakończeniu sesji, ponownie wdałem się z nim w dyskusję, podczas której gość, już znacznie mniej pewny siebie, przyznał, że musi wybrać się do Naszej Wsi i sprawdzić jak jest naprawdę, bo ... dotąd tam nie był.

 

W grudniu 2003 dostałem zaproszenie na kolejną Sesję Rady Gminy w wiadomej sprawie.

Nie skorzystałem, a PZP, tym razem, został uchwalony.

 

Od stycznia 2004 mamy działkę mieszkalno-letniskową :D , placu do zawracania na naszym polu jednak nie będzie :D (droga oczywiście się znalazła 8)), dwumetrowy pasek wzdłuż 2 boków działki (jako rezerwa na drogę) pozostał :( , ale to drobiazg, ja raczej nie dożyję jej budowy.

 

Mogłem wreszcie zrealizować swoje marzenie. Drzew posadziłem już sporo, syna wprawdzie się dotąd nie doczekałem, ale 3 córki to jak co najmniej 6 synów, no i w końcu będę mógł zbudować dom.

Pełnia szczęścia ? O nie.

Na swoją gminę zawsze mogę liczyć :evil: :evil: :evil:.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...