tomek1950 27.11.2005 10:39 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Listopada 2005 Chałupa służyła nam za miesce weekendowych wyjazdów. Jeździliśmy i do tej pory jeździmy tam często. Problem opału mieliśmy na jakiś czas rozwiązany. Sąsiad pan Jan odsprzedał nam trochę swojego porąbanego i wysuszonego drewna. Paliło się świetnie. Było suche jak pierz. przebywając tam zastanawialiśmy się jak dostosować chałupę do naszych potrzeb, jednocześnie maksymalnie zachowując jej charakter. Gdzie urządzić łazienkę, jak dużą. Jak zagospodarować poddasze? Z czego wykonać podłogi? Osobnym tematem były koszty. Jeśli w sprawach co i jak urządzić, jak zagospodarować poszczególne pomieszczenia nie było między nami większych rozbieżności, to sprawa finansowania remontu była przedmiotem długich i burzliwych dyskusji. Ja byłem zwolennikiem finansowania z własnych środków, niewielkich i rozciągnięcia remontu na lata, moja żona optowała za zaciągnięciem kredytu i kończenia remontu tak szybko jak tylko się da. Każde z nas miało swoje uzasadnienie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 27.11.2005 11:34 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Listopada 2005 Na złe wiadomości od pana Jana nie musieliśmy długo czekać. Późną jesienią przyszed telegram: "Wiatr zerwał papę z dachu". Silne wiatry na Mazurach to nie jest jakieś wyjątkowe wydarzenie. Dach był pokryty jedną warstwą papy. Ostateczne pokrycie miało powstać w przyszłości.Pogoda była fatalna. Zimno i silny wiatr. Na południowej połaci dachu wiatr oderwał jeden pas papy. Kilka m kwadratowych. Wszystko co było potrzebne do naprawy miałem. Papę, gwoździe, lepik i drabinę. Do naprawy musiałe zabrać się osobiście bo miałem tylko jeden dzień, a szukanie ekipy mogło sie zakończyć niepowodzeniem. Wiał bardzo silny, lodowaty wiatr który prawie zwiewał mnie z dachu. Po 15 minutach pracy byłem tak przemarznięty, że musiałem iść do środka by się ogrzać. Powoli, bo dach jest dość stromy odcinałem stojąc na drabinie powiewające jak czarne chorągiewki strzępy papy. Drabina sięgała trochę ponad krawędź dachu. W tej pozycji nie byłem w stanie sięgnąć dostatecznie wysoko. Musiałem wejść na dach. Wiatr nie ustawał.W przerwie na ogrzanie zastanawiałem jak to zrobić w miarę bezpiecznie. Upadek z dachu, z wysokości kilku metrów, nie jest tym co lubię, a po drugie byłem sam i nie mogłem liczyć na czyjąś ewentualną pomoc. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 27.11.2005 13:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Listopada 2005 Pijąc gorącą herbatę dumałem nad rozwiązaniem problemu. Musiałem wciągnąć na dach kilka m kwadratowych ciężkiej, sztywnej papy. Przybić ją do dachu tak by nie było szpar, a łączenia posmarować lepikiem. Musiałem mieć wolne obie ręce. Normalnie dekarze mają taką drabinę zahaczoną o kalenicę. Moja drabina, aluminiowa, trójelementowa była po pierwsze zbyt krótka, a prowadnice którymi można by próbować zahaczyć drabinę o kalenice nie dawały pewności, że nie zsuną się. Po rozbióce zostały łaty i kontrłaty. Beleczki o przekroju mniej więcej 5 x 5 cm. Postamowiłem odciąć kilka kawałków i przybić do dachu wzdłuż naprawianego pasa. Dawało to pewne podparcie dla nóg. Mimo pewnego podparcia nóg wiatr nie pozwalał na stanie. Właściwie to leżałem na dachu. Nie byłem też w stanie wciągnąć na raz całego potrzebnego kawałka papy. Wiatr wyrywał go z rąk. Musiałem pociąć papę na mniejsze odcinki. Udało się. Przymocowane papiakami kawałki pokrycia posmarowałem grubo lepikiem na wszystkich złaczach. Nie odrywałem przybitych szczebelków. Posmarowałem tylko je również lepikiem. Skończyłem jak było prawie ciemno. Byłem wykończony. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 03.12.2005 08:45 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Grudnia 2005 Przez zimę chałupa stała nieodwiedzana. Byliśmy bardzo zajęci, w chałupie nie było opału, a po ostatniej ekipie pozostał taki bałagan jak po ubeckim "kipiszu". Pojechaliśmy dopiero w długi majowy weekend by uporządkować dom i otoczenie. Pogoda była piękna, ciepło, słoneczko grzało wspaniale. Przykrą niespodzianką był brak światła. Zimą złomiarze złodzieje zdemontowali przewody elektryczne od transformatora do naszej chałupy. Z jedenastu słupów zwisały końcówki kabli. Na pierwszy ogień poszło wnętrze. Sporo zalanych wodą rzeczy trzeba było wurzucić. Wietrzyliśmy chałupę usuwając przykry zapach stęchlizny. Nieprzyjemna praca. Pociechą za trud były posiłki na świeżym powietrzu.Pod naszą olbrzymią lipę postawiliśmy niewielki, odziedziczony po poprzednich właścicielach, kulawy stół. Ech, panie Kochanowski, pan wiedział co dobre! Poranna jajecznica miała zupełnie inny smak.Po doprowadzenia wnętrza domu do porządku zajęliśmy się terenem wokół domu. Wszędzie porozrzucane były kawałki papy, ścinki desek. Stare dachówki ułożone były w stosy. Zaczęliśmy je zwozić pod dach, czyli do starej walącej się stodoły. Noszenie dachówek to nie jest praca którą lubie najbardziej. Plecy bolą. Ładowaliśmy więc dachówki na stare sanki i po wyschniętej trawie obciążone sanki dawały się ciągnąć. Pomiędzy dachówkami leżącymi na ziemi, mimo pięknej słonecznej pogody, było jeszcze sporo lodu. Te okolice to jednak polska syberia. Pod koniec pracy byłem zdumiony ile tego było w stodole piętrzył się okazały prostopadłościan ze starannie ułożonych dachówek. Zastanawiałem się, czy one się jeszcze do czegoś przydadzą. Żona chciała by w przyszłości wróciły na dach. Fajnie by było, ale miałem obawy, czy dom wytrzyma ponowne tak wielkie obciążenie. Niech leżą pomyślałem, jeść nie wołają. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 11.12.2005 10:32 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2005 Trochę się ostatnio opuściłem.Odbiegnę dzisiaj od chronologii wydarzeń, nie ma bowiem znaczenia, czy dzisiejsza opowieść działa się wcześniej czy później. Taka oderwana od czasu przygoda która mogła się zdarzyć w każdym momencie, a bedzie to historia z morałem.Nasz sąsiad, pan Jan, przysłał kolejny telegram o włamamniu. Wściekły zwolniłem się z pracy, zabrałem z domu narzędzia, wsiadłem w samochód i po 4 godzinach byłem na miejscu. Było zimno, wiał silny wiatr. Chałupa była wprawdzie nienaruszona, ale jakiś idiota włamał się do chlewika. W chlewiku nie było nic cennego. Poprzedni właściciele trzymali tam jakieś stare deski, puste butelki i masę śmieci. Wszystko to czekało na wywiezienie na gminne wysypisko. Drzwi zamknięte były na kłódkę. Przez dwa niewielkie okienka można było zobaczyć całą zawartość tego śmietnika. Złodziejowi to nie wystarczyło. Nie wiem jaką "cenność" ujrzał, pustą flaszkę po winie, starą deskę, a może kawałek zardzewiałej blachy bo rozwalił siekierą drewniane drzwi i wlazł do środka. Chyba nic nie wyniósł, a jeśli nawet to mnie zostało mniej do wywiezienia, a było tego jak się okazało 3 przyczepy. Kilka desek z pokrycia dachu miałem, gwoździe były przystąpiłem do naprawy uszkodzonych drzwi. Poszło nawet szybko mimo, że drzwi nie dały się zjąć z zawias i utrudniało to pracę. Wiejący silny wiatr także nie ułatwiał. Znalazłem nawet trochę farby olejnej w kolorze orzech ciemny i pomalowałem całość. Otrożnie by się nie pobrudzić farbą zamykałem drzwi gdy nagły podmuch wiatru zatrzasnął je dociskając mój palec wskazujący do metalowego skobla wmurowanego w ścianę chlewika. W pierwszej chwili myślałem, że straciłem koniec palca, ale gdy spojrzałem okazało się, że trochę wprawdzie zdeformowany i zakrwawiony jest na swoim miejscu. Ból był okropny. Wiedziałem, że w chałupie żadnych środków opatrunkowych nie ma. W samochodzie miałem jednak dobrze wyposażoną apteckę. Brocząc krwią, skąd w palcu taka ilość krwi? otworzyłem jedną ręką bagażnik i wyjąłem apteczkę. Plaster z opatrunkiem. Tak jak plasterek pojeździ kilka lat, pogrzeje się na słoneczku w samochodzie, to jego klej przestaje posiadać jakiekolwiek właściwości klejące. Pozostał bandaż. Jedną ręką, pomagając sobie zębami zawiązałem na palcu wskazującym prawej ręki dość niezgrabną kukiełkę. Z bólu który pulsował robiło mi się ciemno przed oczami. Miałem do przejechania 265 km. Najbliższą otwartą aptekę w której kupiłem jakiś środek przeciwbólowy miałem dopiero po 40 km. Morał? Nawet dwa. Na budowie powinna być apteczka, a w apteczce samochodowej trzeba sprawdzać co jakiś czas zawartość i w miarę potrzeby wymieniać to co straciło własności użytkowe.Na palcu do dziś, choć minęło od tamtego czasu kilka lat mam dość duże zgrubienie i bliznę. Ruchomość stawu pozostała na szczęście bez zmiany. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 11.12.2005 11:13 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2005 Napisałem powyżej, że chałupa pozostała nienaruszona. Wprawdzie założone z dużym trudem okiennice okazały się nie dość wystarczającym zabezpieczeniem (raz odcięto zawiasy, innym razem brutalnie połamano grube dechy dostając się do środka). Po założeniu nowych okien przez pana Romka zastosowałem inne rozwiązanie. Brzydkie, ale skuteczne. Kupiłem kilka arkuszy blachy stalowej o wymiarach okien i wyjeżdżając zakładam je na okna mocując śrubami od środka. Chamskie zabezpieczenie, ale jak dotychczas skuteczne. Cholera mnie tylko bierze, bo zdjęcie i założenie wszystkich blach zabiera dość dużo czasu i w przypadku weekendowego przyjazdu ograniczam się do demontażu tylko kilku blach. Chałupa wygląda jak pancernik. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 18.12.2005 13:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Grudnia 2005 Zima minęła, nadeszła wiosna. Pamiętając co się stało z jedną warstwą papy przy silniejszym wietrze postanowiliśmy wzmocnić pokrycie dachu drugą warstwą. Oczywiście problemem było znalezienie wykonawcy. Z poprzednich nie chciałem korzystać. Jednak teraz byliśmy w znacznie lepszej sytuacji. Nasze wielokrotne przyjazdy, zakupy w sklepach, wizyty na poczcie pozwoliły nam poznać miejscowych. My też byliśmy znani. Rozpuściliśmy wiadomości w zaprzyjaźnionych sklepach że szukamy dekarza i po paru dniach dekarz był. Młody sympatyczny chłopak. Wprawdzie pracował ostatnio jako kierowca miał dobrą opinię klienta któremu jakiś czas wcześniej ułożył na dachu dachówki. Obejrzał dach, powiedział ile papy, lepiku, gwoździ i podkładek potrzeba i podał niewygórowaną cenę. Do pracy miał się stawić w sobotę po 13, a skończyć w niedzielę, o ile żona mu pozwoli w dzień świątecny pracować. Do pokrycia było około 170 m dwuspadowego dachu. Wszystkie potrzebne materiały zakupiłem i przywiozłem oczywiście na raty swoim samochodem. Byliśmy ciekawi czy wykonawca się stawi i czy wykona pracę w tak krótkim czasie. Pracować miał sam. Ja z synem mieliśmy tylko pomagać.Przyjechał punktualnie i od razu zabrał się do pracy. Po dość stromym dachu (pochylenie połaci 45 stopni) biegał jak wiewiórka. Robota rzeczywiście paliła mu się w rękach. Z politowaniem patrzył na dach w kształcie śmigła - efekt pracy poprzednich ekip. Pogoda była dobra, bez wiatru, dość ciepło, ale nie upalnie. W niedzię też się stawił. Żona pozwoliła, bo mieli jakiś pilny, nieplanowany wydatek. Późnym popołudniem skończył. Dobra robota. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 27.12.2005 16:20 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Grudnia 2005 http://users.cjb.net/komtur/widok%20od%20strony%20lasu.jpg Tak wygląda moja "komturia" Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 28.12.2005 15:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Grudnia 2005 http://tkepka.photosite.com/~photos/tn/28_104.ts1133989378437.jpg Wjeżdżamy na działkę Z tej strony wjazd jest tymczasowy z powodu utwardzania właściwego wjazdu. Prace jednak zostały przerwane do wiosny. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 28.12.2005 15:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Grudnia 2005 Jeszcze raz to samo, ale powiększone. http://tkepka.photosite.com/~photos/tn/28_348.ts1133989378437.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 28.12.2005 15:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Grudnia 2005 Widok od strony zachodniej z drogi prowadzącej do najbliższych sąsiadów (1 km) http://tkepka.photosite.com/~photos/tn/29_348.ts1133989397250.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 28.12.2005 15:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Grudnia 2005 Widok z działki w kierunku północnym. W krzakach jest niezamieszkały dom. Widać fragment dachu. http://tkepka.photosite.com/~photos/tn/15_348.ts1133989428593.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 01.01.2006 19:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Stycznia 2006 Opowiesci z Sywestrowych Nocy. Oczywiście w naszej mazurskiej komturii.Od cczasu kiedy staliśmy się włascicielami chałupy prawie każdego Sylwestra spędzaliśmy na Mazurach. Wyjazd następował przeważnie w I Dzień Świąt, bo Wigilia u nas w domu. Oczywiście wyjazd poprzedzało gruntowne studiowanie dostępnych prognoz pogodowych zwłaszcza jeśli chodzi o opady. Wymrożony dom, brak wody w pierwszych latach i inne niedogodności nagradzany był wspaniałą przyrodą. Oszronionymi drzewami, podchodzącymi pod okna sarnami, zającem kicającym po podwórku. Przeweażnie byliśmy sami, ale czasami zabierało się z nami któreś z naszych dzieci.Sylwester we dwójkę też ma swoje zalety. Raz zaproszeni zostaliśmy do najbliższych miejscowych sąsiadów. Było bardzo sympatycznie. Dwa lata temu zaprosiliśmy do chałupy sąsiada Niemca. Kilka lat temu kupił sąsiednie zrujnowane gospodarstwo i pomalutku je remontuje. Jest on emerytowanym lekarzem, więc na budowaniu zna się tak jak ja. Przy okazji mogliśmy nawzajem szlifować język. Ja niemiecki, on polski.Za każdym razem żal było wyjeżdżać i wracać do Warszawy. W tym roku wyjątkowo zostaliśmy w mieście. Takie były plany, ale z powodu opadów śniegu gdybyśmy pojechali to mógłby być problem z powrotem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 05.01.2006 18:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Stycznia 2006 Kilka lat które upłynęły od chwili zakupu chałupy poświęciliśmy głównie na zabezpieczanie "substancji" i planowanie co i jak urządzić. Dom był kilkakrotnie przebudowywany przez kolejnych włascicieli. W trakccie remontu dachu okazało się, że deski podłogi na strychu w części wschodniej są mocno zmurszałe. Ekipa dekarzy zerwała je i przybiła nowe. Mieli ich dużo. Przy okazji zerwali w jednym pomiszczeniu dechy z trzcinową matą przybite do belek od spodu. Belka która odkryli nie była zbyt ciekawa. Pochlapana wieloma warstwami wapna (podejrzewam, że w tym pomieszczeniu kiedyć trzymano jakieś zwierzę. Może krowę albo świnki by w chałupie było cieplej? Postanowiłem dokonać oględzin stropu w następnych pomieszczeniach. Razem z synem zaczeliśmy odrywać sufit. Kurzu było przy tym co nie miara, bo przez szpary w glinianej polepie i szczeliny pomiedzy deskami przestrzeń między belkami wypełniona była resztkami ziarna, plewami i mysimi odchodami w dużej ilości. Ale trud nasz został nagrodzony. Pozostałe belki wyglądały znacznie ciekawiej, były w dobrym stanie z wyjątkiem jednej. Natomiast deski podłogi na strychu, przykryte tam grubą, siegającą miejscami 20 centymetrową warstwą gliny miały szerokość ponad 50 cm. W każdą belkę wbite były dziesiątki gwoździ. Niektóre jeszcze wykute przez kowala. Niestety okazało się, że jeszcze dwa pomieszczenia wymagają wymiany desek stropu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 15.01.2006 13:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Stycznia 2006 Tych nadmiarowych desek z dachu zostało już niewiele, a specjalnie ładne też nie były. Pojechałem do innego, prywatnego tartaku kilkanascie km dalej. Tartak prowadzony był przez kobietę. Robił naprawdę dobre wrażenie. Deski ułożone równo. Porządek. Kilkunastu pracowników. Wszyscy trzeźwi. Powiedziałem jakie deski mi potrzebne. Były. Pracownik dociął je na wymiar, pomógł załadować. Super. Ten tartak był opisany przez kogoś kilka lat temu w Muratorze, jako najlepszy na Mazurach. Niestety, matka przekazała kilka lat temu zakład dzieciom, a ci doprowadzili go do upadku i likwidacji, Szkoda.Deseczki przybiłem z synem, ale w jednym miejscu stwierdziliśmy, że końcówka belki oparta na ścianie trzyma się wyłacznie siłą przyzwyczajenia. Samo próchno. Zdecydowałem, że tę belkę zastąpimy ostatnimi , jakie pozostały, dwoma krokwiami sklejonymi i skręconymi śrubami. Przekrój tak złączonych krokwi był taki sam jak wycinanej belki. Najtrudniejsze było wypoziomowanie. Bardzo przydatny okazał się mały podnośnik hydrauliczny. Pozwolił na precyzyjne umieszczenie belki. Przy okazji zwaliliśmy ze strychu resztę polepy glinianej i uformowaliśmy z niej małą skarpę w szczycie domu. Jałową glinę, która dziesiątki lat leżała na strychu przykryłem cienką warstwą żyznej ziemi i... posiałem trawkę. Nie była to odmiana Canabis tylko zwykła trawa trawnikowa. To tak dla wyjaśnienia. Trawnik ma 8 m długosci i 1,5 szerokości. Reszta działki do dziś jest w stanie pierwotnym. Niektóre chwasty ją porastające mają ponad 2 m wysokości. Ale ten kawałek czasami nawet koszę wygraną na loterii fantowej elektryczną podkaszarką. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 17.01.2006 18:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Stycznia 2006 Mam dziś wisielczy humor więc troche kryminału. Mordestwa wprawdzie nie było, ale nocne odwiedziny pod naszą nieobecność.Było ich kilka, ale chcę opisać jeszcze dwie które dobrze zapamietałem. Dom był już "opancerzony". Blachy na oknach, dodatkowe drzwi wykonane z kątownika 50 mm i stalowej blachy. założyłem trzy kłódki do spawanych, krytych uchwytach i uspokojony o bezpieczeństwo dóbr rychomych zrezygnowałem z wożenia co cenniejszych rzeczy. Od kolegi dostałem starą pralkę "Frania", wprawdzie bez wyrzymaczki, ale darowanemu koniowi w zęby sie nie zagląda. Szczęście nie trwało długo. Listonosz przyniósł telegram od sąsiada. "W domku było włamanie". Wyjechałem z Warszawy wieczorem. Podjechałem najpierw do Komendy Powiatowej policji by zgłosić włamanie i poprosić o asystę policjanta. Kilkakrotnie pozostawione przez włamywaczy ślady wskazywały, że udane włamanie kończone było pijacką libacją. Naprawdę miałem obawy, że w chałupie mogłem zastać jakiegoś biesiadnika. "Włamanie zgłosi pan rano, teraz późno. Asysta? Ja nie mam ludzi ani samochodu. Zadzwoni pan co i jak i w razie czego przyjedziemy." Trzasnąłem drzwiami, choć to niegrzecznie, i pełen obaw pojechałem. Przejechałem obok chałupy, ale nie dostrzegłem żadnych śladów ludzkiej obecności. Zawróciłem i wjechałem na podwórko. Moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Stalowe drzwi, przekrzywione wisiały na jednym zawiasie. Drugie, drewniane, kupione wraz z chałupą porąbane siekierą. W środku bałagan nie do opisania. Co tylko się dało wywalone na podłogę. Potłuczone naczynia, puszka po konserwie wieprzowej w sosie własnym na stole obok opróżnionej flaszki po wódce. Pety na podłodze. Myślę, że wystarczy tego opisu. Była już późna noc. Prowizorycznie zabezpieczyłem drzwi by zbyt nie wiało. Była zima i temperatura ujemna. Napaliłem solidnie w piecu i zmęczony przeżyciami zasnąłem snem sprawiedliwego. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 17.01.2006 22:21 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Stycznia 2006 Rankiem, w dziennym swietle obejrzałem dokładnie szkody. Drzwi zostały wyrwabe z zawiasów. Kłódki wytrzymały. Ponieważ w nocy trochę zmarzłem bo wiał wiatr(?) a właściwie przeciąg, co kładłem na karb uszkodzonych, a niezbyt dokładnie uszczelnionych drzwi, obejrzałem swoją nocną robotę i stwierdziłem, że źródło przeciągu znajduje się... dokładnie pod moim łóżkiem. Chłopaki chcieli się przekuć przez glinianą ścianę o grubości 80 cm. Udało im się wybić otwór o średnicy około 5 cm. Ta dziura była przyczyną mojego nocnego dyskomfortu. Wysuszona na kamień glina jest twarda jak skała. Wykucie otworu którym można by wejść do środka to ciężka praca. Głupole nie włamywacze.Ponieważ licznik EE był jeszcze w środku chałupy za każdym razem kiedy wyjeżdżałem zostawiałem w umówionym miejscu dla pane inkasenta informację o stanie licznika. Na podstawie ostatniego zapisu i mocy zapalonych przez złodziei żarówek obliczyłem, że weszli do chałupy ok. 4 nad ranem. Nie zdziwiły mnie więc ślady, wybaczcie czytający, dwie potężne kupy na środku podwórka. Parę godzin sforsowanie moich zabezpieczeń chłopcom zajęło.Pojechałem na posterunek i zgłosiłem włamanie. Znów przesłuchanie w charakterze świadka, pytanie czy wiem o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań, ile warte były skradzione przedmioty i temu podobne d....... Cywilny inspektor z walizeczką pełną proszków, pędzelków i folii do zbierania odcisków, wyposażony w aparat Practika przyjechał i zrobił co należało. Opylił, przykleił, opisał, zrobił zdjęcia. Znów zakład kryminalistyki miał zajęcie. Przyjechał też sam Komendant. Sympatyczny facet. Zrobiłem kawę, ale bez cukru, bo torebkę z cukrem też ukradli. Szczęśliwie, że wyjeżdżając nie pozmywaliśmy kilku kubków i łyżeczek. Złodzieje brudnych nie brali. Podałem kawę, oczywiście w umytych kubkach i zaczęliśmy sobie gaworzyć o d.... Maryni, a technik uwijał się ja w ukropie. Kawę też dostał, ale pił z doskoku zajęty dokumentowaniem śladów pozostawionych przez włamywaczy. CDN Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 18.01.2006 18:33 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Stycznia 2006 Śladów było dużo. Pety, odciśnięte palce, ślady butów. Technik zwijał się jak w ukropie. Wypstrykał chyba 2 filmy. Wkurzony włamaniem rozmawiałem z Komendantem o miejscowych bandziorach. Znał mieszkańców gminy dobrze, ale nie wierzyłem by złapał złodzieji. Na pożegnanie dał mi radę jak dodatkowo zabezpieczyć dobytek. Obejrzał zdemolowane drzwi, popukał w blachę i powiedział: Tiaaa, drzwi metalowe. A prąd ma pan w chałupie? (Niezauważył, że w domu swieciły się żarówki). No, rozumie pan. Drzwi metalowe... zawiesił głos. Ale wie pan ja tego nie mówiłem. Teraz mam różnicówkę więc i ten sposób zabezpieczenia odpada. Oczywiście po ustawowym okresie dostałem z prokuratury kolejne już postanowienie u umożeniu dochodzenia z powodu niewykrycia sprawców. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 02.02.2006 20:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Lutego 2006 Skoro jestem "w temacie" kryminalnym to postaram się odtworzyć trochę późniejsze zdarzenie. W zasadzie to było ostatnie wielkie włamanie do komturii. Ostatnie ale chyba najciekawsze.Była wiosna. Zaprzyjaźniony już z nami sąsiad robił wylewki pod podłogę, układał kable nowej instalacji elektrycznej (podłaczeniem miałem się zająć osobiście) Osadzał nowe drzwi. Jednym słowem prace wrzały, co kilka dni dzwonił, składał meldunek co jest wykonane i składał zamówienie na potrzebne materiały. Niektóre zamawiałem w pobliskiej hurtowni, a niektóre, jeśli miejscowa cena odbiegała znacznie w górę od średniej krajowej kupowałem w Warszawie i dowoziłem przy okazji weekendowych wypadów. Pewnego weekendu zawiozłem dwa zwoje kabla elektrycznego i kilka puszek pianki poliuretanowej. Obejrzałem wykonane prace, tu pochwaliłem, tam prosiłem o poprawkę, w innym miejscu wykłócałem się o to by majster zrobił tak jak ja chcę, a nie tak jak robią wszyscy w tej wsi. Zadowolony z postępu robót wróciłem do Warszawy w niedzielę wieczorem. Rano w poniedziałek, ledwo zdążyłem zrobić sobie w pracy poranną kawę telefon. Dzwoni majster. Włamanie. Rozwalone okiennice i okno. Są wyraźne ślady. Dzwonię do KP Policji i proszę o przysłanie ekipy. Sam zwalniam się na dwa dni, wsiadam w samochód i lecę do komturii. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 02.02.2006 21:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Lutego 2006 Prosiłem oczywiscie by ekipa zabrała psa, bo slady były tak wyraźne, że wiadomo było w którym kierunku uciekli sprawcy.. Kiedy dojechałem do komturii ekipy już nie było. Majster powiedział, że psa nie przywieźli. Pewnie dlatego by nie mieć kłopotów z aresztowaniem złodziei. Zebrali jednak ponownie całą masę śladów. Zrobili nawet odlewy śladów butów odciśniętych w miękkiej glinie. Pomyślałem, że tym razem to łobuzów złapią.Skradziono niewiele. Tylko to co dzień wcześniej przywiozłem - 200 m kabla i 5 pianek poliuretanowych.Ciąg dalszy jeszcze dziś nastąpi, ale muszę "odcedzić" psa. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.