Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Mazurska chałupa komtura


tomek1950

Recommended Posts

Napisałem ciąg dalszy, wysłałem i... wcięło :evil:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 264
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Przed domem zobaczyłem niedużą ciężarówkę z zaprzyjaźnionej hurtowni budowlanej w której robiłem większość zakupów. Obok znanego mi kierowcy stało trzech młodych ludzi. Przywiozłem ekipę do ocieplania domu oznajmił na powitanie kierowca. Chłopaki zaczęli wyładowywać z samochodu przywiezione materiały oraz narzędzia. Najciekawsza była ogromna wiertarka z zamocowanym mieszadłem. Pamiętała chyba czasy wojny koreańskiej.

Ekipa "ocieplaczy" była wesoła, by nie powiedzieć wesołkowata. W zasadzie jeden z nich potrafił układac ocieplenie. Pozostali pełnili funkcje pomocnicze. PPP. Przynieś, Podaj, Pozamiataj. No może dwa P. Nie pamietam by zamiatali, ale może moja pamięć na starość słabnie :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zorientowałem się, że ekipę "ocieplaczy" trzeba pilnować na każdym kroku. Im zależało na błyskawicznym "odwaleniu" a jak, to już nie istotne.

Zaczęli od zbicia tynku. Robota nawet się im podobała. Robili zawody, kto jednym uderzeniem lub podważeniem zwali większy kawał. Długo to nie trwało. Koło południa po tynku na ścianach nie było śladu.

Chłopcy chcieli przystąpić natychmiast do klejenia styropianu.

STOP. Proszę oczyścić najpierw ściany z resztek zaprawy i zagruntować. Oj, nie byli zadowoleni. "Panie, my zawsze tak robimy i jest dobrze". A ja sobie tak życzę, odpowiedziałem. Zrobili, z moją i syna pomocą. Bardzo przydatny do opryskania ścian gruntem był ogrodowy opryskiwacz. Była to jego pierwsza "praca". Prawdę powiedziawszy to ściany z zapałem opryskał mój syn. Wiedziałem, że porządnie to zrobi i nie muszę go pilnować.

Cieszyłem się, że dom będzie ocieplony. Ściany niby grube, ale cegła, albo glina. Akumulację mają dobrą, jednak przenikalność również. Grubość ocieplenia - 20 cm styropianu. W końcu to Polska Syberia i trzydzieści stopni mrozu to żaden wyjątek. Zdzichu rozpoczął murowanie schodów na taras. Materiałem miały być kamienie, których na działce mam dużo. Ciężka praca. Trzeba dobrać kamienie tak, by powierzchnia była w miarę płaska. Chciałem kupić specjalną zaprawę do murowania kamieni, ale Zdzichu zaprotestował. Zrobię własną. Będzie lepsza. Nie wiem dlaczego, ale uwierzyłem i... minęło od tego czasu kilka lat, a kamienie trzymają się jak należy. Żaden ani drgnie.

 

 

PS Prawdopodobnie przez kilkanaście najbliższych dni będę nieobecny na forum. Proszę o wybaczenie. Sprawy rodzinne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Jestem. Wróciłem z niedalekiej podróży do Szwecji. Pojechaliśmy pożegnać tam zmarłego tragicznie przyjaciela. Smutna wyprawa, a jednocześnie trochę nostalgiczna. Zarówno moja żona jak i ja byliśmy w Szwecji wielokrotnie. Znamy Sztokholm. Chodziliśmy tymi samymi ulicami co przed laty. Te same, a jednak inne.

No ale to forum budowlane więc kilka słów o budownictwie. Mieliśmy tym razem odwiedzić dwa domy, jeden stary stuletni wyremontowany kilkanaście lat przez naszego zmarłego przyjaciela, drugi znacznie nowszy. Byliśmy też w mieszkaniu w bloku. Takie niewielkie osiedle w Uppsala. Kilka wieżowców po 8 pięter, kilka 2-piuętrowych domów.

Domy przeważnie buduje się w skandynawii w technologii szkieletowej. Czasami są to elementy prefabrykowane i taki dom powstaje w kilka dni. Bryła budynku jest prosta, zwarta. Dach przeważnie 2 spadowy, czasami jakies okno połaciowe. Ciekawostka, większość domów jest podpiwniczona. Może nie jest to piwnica w naszym rozumieniu, bo warstwa ziemi jest przeważnie dość cienka, a pod spodem skała, ale w tej najniższej kondygnacji są wszystkie pomieszczenia techniczne, jak pralnia, kotłownia ze zbiornikiem na olej, spiżarnia, sauna, pomieszczenie rekreacyjne, szafy na ubrania, czasami pokój

telewizyjny i pokój gościnny z łazienką.

Domy nie są duże. 150 m + oczywiście drugie tyle w "piwnicy". Dobrze ocieplone. Z uwagi na dbałość Szwedów o ekologię opłacalne jest instalowanie pomp ciepła. Są jakies dopłaty.

A moje wrażenia? Sporo jeździłem tym razem samochodem. W mieście 50 km/h obok szkół od poniedziałku do piątku od 7 do 18 - 30 km/h. I wszyscy tak jadą. Nie ma wyścigów, rozpędzania pieszych. Pieszy na jezdni jest "świętą krową".

Trochę nudno, ale łatwo się jeździ. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, wracam do remontu "komturii". Zdzichu pracowicie dobierał kamienie, a tych ci u nas dostatek.

Niestety po opłaceniu materiałów, i robocizny na kredytowym koncie zaczęła wyzierać podszewka. Niestety wszystko co dobre się kończy. Oczywiście lepiej jak kończy się remont, a kasa zostaje. Niestety w naszym przypadku było odwrotnie. Wspominany tu pan Romek, każdemu moge go z czystym sumieniem polecić i wiem, ze będzie zadowolony zarówno z wykonanej pracy jak i ceny, zamontował schody na poddasze. Ładne, tylko niestety strome. Inaczej się nie dało. Poddasze ma być używane w zasadzie tylko od wielkiego dzwonu. Dziadek z żoną (komturowa jak narazie jest tylko żoną dziadka, bo następne pokolenie wyłacznie męskie :) , no może w tym roku to się zmieni. ma jeszcze jedną szansę).

Najważniejszą sprawą było zrobienie dużej łazienki na gotowo. No, prawie na gotowo. Podjął się najmłodszy z ekipy dekarzy, pan Zenek. miał na to całą jesień i zimę. Kafelki zostały dowiezione. Wprawdzie terakota na podłoge nie była w tym kolorze jaki sobie komturowa wymarzyła, ale innej pasującej do glazury nie udało się kupić. Trochę problemów było z blatem. Wymierzyłem najdokładniej jak się dało i w hipermarkecie budowlanym kazałem przyciąć na odpowiedni wymiar całą płytę sklejki wodoodpornej. Niektóre paski miały być szerokości 8 cm, a przepisy BHP zezwalały na cięcie min 10 cm. Dało się jednak "ugadać "Pana od piły" i dociął jak chciałem. Było to dość trudne zadanie geometruczne do rozwiązania. Z arkusza sklejki zrobić blat do łazienki tak by nie było odpadów. Udało się. Jedynym odpadem było wycięcie dziury na umywalkę. Jednak i ten odpad udało się zagospodarować. Zrobiłem z niego blat stolika dla wnuka. Pomysłowy Dobromir? :)

Pocięty arkusz sklejki na bagażnik i do "komturii". Pan Zenek czekał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja "knedliczka" jako pojazd wizytowo-budowlany jest niezawodna. Czego ona juz nie wiozła. Cement, bloczki, papę, trochę mebli. drzwi, pręty zbrojeniowe i wiele innych niezbędnych przy remoncie materiałów i sprzętu. Pamiętacie przygodę z betoniarką? :) .

Wiozłem nią również młoda parę :) "knedliczka" ustrojona była we wstążeczki, kwiatki i laleczkę. Taki był wybór mojej córki. Miło mi było, że tak zdecydowała.

 

Sklejkę dowiozłem bez problemu. Przymierzyliśmy z panem Zenkiem do wymurowanych przez niego murków na których miała spocząć. Pasowała idealnie. :)

Schody na taras były gotowe. Zdzicha jednak nie było. Leżał w szpitalu. Te kamienne schody to była jego ostatnia praca. W kilka tygodni później przyjechaliśmy na jego pogrzeb. [']

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie jest to nasze krótkie życie. Zdzichu cieszył się razem z nami postepami prac, jednak nie było mu dane zobaczyć efektu końcowego. Obecnie zostało jeszcze sporo do zrobienia. Musimy skończyć w tym roku. Czy się uda - zobaczymy.

Pan Zenek przystąpił do pracy. Jednak z uwagi na to, że jego żona pracowała na pół etatu, a musiał ją dowozić do pracy i odwozić do domu jego działalność w "komturii" trwała dziennie zaledwie kilka godzin. Jednak do jakości pracy nie miałem najmniejszych zastrzeżeń. Super. Niestety mokre prace - tynki + klejenie kafelków w łazience wymagały dogrzewania. Głównym źródlem ciepła jest w "komturii" kominek wspomagany elektrycznymi matami. Drewna poszło sporo, a prądu tyle, że kolejna faktura wystawiona przez zakład energetyczny na podstawie prognozy pozwoliła mi zapomnieć o płaceniu rachunków za prąd przez wiele miesięcy. Jednak wcześniej należało opłacić tę zimową fakturę. :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do komturii jeździmy tak często, jak tylko się da. Oboje kochamy to nasze miejsce na ziemi. Jeździliśmy więc zimą co kilka tygodni. Pan Zenek spełnił nasze wymagania estetyczne na 5+. Z każdym naszym przyjazdem weekendowym widzieliśmy postęp prac wykonywanych z ogromną starannością i ubytek drewna, a przybytek cyferek na liczniku Energii Elektrycznej.

W sumie łazienka wyszła fajna. Planujemy, nie teraz bo ukradną lub zniszczą, instalację kolektorów słonecznych do podgrzewania ciepłej wody. Obecnie elektryczny baniak 80l zamontowany jest w łazience na dole. Docelowo poleci na poddasze. Mam nadzieję, że nawet zimą będzie jakiś zysk energetyczny. Połać dachu skierowana jest dokładnie na poludnie. Druga połać oczywiście na północ :)

Po wykafelkowaniu łazienki, łacznie z blatem, pan Zenek ułożył terakotę w pomieszczeniu w którym kiedyś prażono ziemniaki dla świnek. Pomieszczenie jest usytuaowane trochę niżej, solidne betonowe schodki komtur wylewał osobiście korzystając z pomocy syna.

Mogę się założyć o wszystko, nawet o komturię, że jak bomba walnie dokładnie w komturię i ją w proch obróci, to schodki pozostaną nietknięte ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym własnie pomieszczeniu, kiedyś z uwagi na prażenie ziemniaków dość gorącym stanąć miała sauna czyli z rosyjska bania, a po szwedzku bastu.

To było nasze marzenie. Tak się złożyło, że rozkoszy przebywania w małym pomieszczeniu o temperaturze czasami przekraczającej 100 stopni zaznaliśmy jeszcze w czasach gdy o saunach w Polsce było cicho. I nie wiem czemu. Przecież podobno już król Bolesław Chrobry zażywał podobnych rozkoszy :) wraz ze swoim dworem.

Pomieszczenie na saunę było gotowe w styczniu. Nie jest to czas najlepszy na dojechanie do "komturii". Jak śnieg posypie, a mróz chwyci taki do 30 stopni to lepiej nie ryzykować. I tak niestety było. Śnieg, mróz i końca zimy nie widać. Głodne sarenki objadły całkiem korę z jednej, kilkuletniej jabłonki, potem posmakowały sadzonych mą ręką świerków, a na deserek schrupały końcówki gałązek sosenki. Myślałem, że sosenka na straty, bo został z niej niewielki kikut, ale ona latem odbiła, rozkrzewiła się i obecnie wygląda całkiem fajnie.

Firmę do budowy miałem już umówioną. Oferta, kosztorys, umowa, której warunki zaakceptowaliśmy w 100% . Z bólem serca wprawdzie, bo w kieszeniach wyczuwaliśmy płótno, a na wyciągach bankowych debet był nawet po "pierwszym". Ale żyje się raz, a marzenia, choć niektóre, trzeba spełniać nie licząc się z kosztami. A o saunie marzyliśmy oboje. Reszta rodziny też.

Jeśli chodzi o wymiary samej kabiny, to wartością graniczną były wymiary użytkowników. Przecież w saunie, by się w pełni zrelaksować trzeba się wyciągnąć, odprężyć.

Najdłuższy wymiar miał... nasz zięć: prawie 200 cm. No i wyszło z prostej kalkulacji, że kabina nie może być mniesza niż 2 m x 2 m. Na szczęście pomieszczenie pozwałało na taką wielkość. Ściany samej sauny muszą być odsunięte od ścian pomieszczenia min. 5 cm.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Termin budowy sauny był kilka razy przesuwany. A to snieg napadał, a to wykonawca się rozchorował, albo inny kataklizm uniemozliwił dojazd i wybudowanie wymarzonego przez nas przybytku. Zaczęliśmy się trochę denerwować, bo na początek maja urządzaliśmy koleżeńskie spotkanie i sauna, a właściwie pobyt w nagrzanym wnętrzu miał być kulminacyjnym punktem programu. Wreszcie pod koniec kwietnia udało się ustalić termin montażu. Wykonawca jechał z południa Polski, miałem się dosiąść w Warszawie i razem pojechać do "komturii". Obładowany elementami sauny samochód jechał jednak wolniej i wykonawca obawiał się, że nie zdąży przed zamknięciem odebrać ze sklepu zamówionego pieca, kamieni, lampy i drzwi. Pojechałem więc na Bartycką sam, odebrałem towar i czekałem pod sklepem na wykonawcę. Największym elementem były drzwi wykonane z hartowanego, przyciemnianego szkła, solidnie zapakowane wraz z futryną w wielkie tekturowe pudło wypełnione dla bezpieczeństwa styropianem. Wreszcie, już po zamknięciu sklepu, samochód dojechał. Zapakowaliśmy cały majdan do środka, odstawiłem swoją "knedliczkę" na parking i w drogę. Do komturii dojechaliśmy wieczorem. Wykonawca z pomocnikiem wzięli się ostro do roboty. Trochę im pokibicowałem, trochę pomogłem w połączeniu instalacji elektrycznej i poszedłem spać. W całym mieszkaniu było czuć zapach świerkowego drewna.

Rano ujrzałem saunę w pełnej krasie. Prawie pełnej, bo brakowało jeszcze drzwi. Do ich montażu potrzebne były trzy osoby. Dwie miały unieść ciężkie, grube, szklane drzwi z opakowania transportowego, ustawić je odpowiednio przy zamontowanej już futrynie, a trzecia osoba miała przykręcić je do zawias.

Omówiliśmy dokładnie sposób przeprowadzenia całej operacji. Ja z pomocnikiem mieliśmy ustawić drzwi we własciwy sposób, a mistrz miał z czuciem umocować je na zawiasach.

Delikatnie wyjęliśmy szybę z pudełka i ostrożnie, by w nic nie uderzyć, wnieśliśmy je do pomieszcenia gdzie stała sauna. Ustawiliśmy je w pozycji pionowej, a mistrz podszedł by przykręcić pierwszy zawias...

W tym samym momencie rozległ się głośny trzask i trzymana przez nas tafla przydymionego szkła zamieniła się w drobne okruchy.

Wszyscy zaniemówili. Dopiero widok sączącej się krwi z drobnych na szczęście skaleczeń przywrócił nam mowę. Ale o czym mieliśmy mówić. Sauna bez drzwi to jak...

Za kilka dni miało się odbyć spotkanie. Nie było możliwości by załatwić nową taflę. Na szczęście miałem jedną całą płytę GK. Wycięliśmy z niej potrzebny kawałek. Zamontowaliśmy na zawiasach i po sprawdzeniu, że piec działa odjechaliśmy z "komturii". Napisałem tylko na drzwiach flamastrem:

Sala posiedzeń

Sauna

Bastu

Bania

Za dwa dni miałem tu wrócić, stopniowo rozgrzewać saunę do coraz wyższych temperatur, a próba generalna czyli pierwsze użycie zaplanowane było na weekendowy przyjazd gości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako mistrz przykazał, pierwszego dnia saunę do 40 stopni. Zapach świerkowego drewna w całej "komturii" można było wyczuć. Następnego ciutkę więcej, ale żeby tam posiedzieć to jeszcze zbyt mało, a na trzeci dzień goście zaczęli zjeżdżać.

Moja koleżanka małżonka kończyła dość sfeminizowany kierunek studiów. W jej grupie był jeden facet, ale że zdolny był niebardzo, a do tego do ksiąg zapału nie mia,ł to po krótkim czasie z hukiem ze studiów wyleciał. I co, myślicie, że ciężko mu się żyje? Jakieś tam, łatwiejsze studia skończył, ale na pierwszych stronach gazet codziennie można o nim poczytać. W politykę się bawić zaczął i choć zdolny dalej nie jest, to nie tylko posłem, ale i ministrem został. A może właśnie dlatego, że nie jest zbyt błyskotliwy? Proszę nie pytać kto to :)

Tak więc pod "komturię" kolejne samochody podjeżdżać zaczęły, tłok się zrobił ogromny i zastanawiać się zacząłem czy jakiejś sygnalizacji świetlnej przy wjeździe nie zainstalować.

Droga z Warszawy na Mazury wiedzie przez Wyszków. Od kilku lat omija się, remontowaną obecnie obwodnicą Radzymin, ale dojechanie do rondka w Wyszkowie, latem w piątek to próba nerwów. Korek na kilka kilometrów.

Byliśmy w kontakcie telefonicznym w jadącymi gośćmi i mogliśmy przewidzieć kto kiedy dojedzie. Ostatnia koleżanka dotarła do "komturii" dobrze po północy.

Kolacja, oczywiście na raty bo w takiej sytuacji nie da się wszystkich na raz przy stole usadzić, krótka rozmowa i trochę och i ach, bo od poprzedniego spotkania trochę się zmieniło i spać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolacja na raty, ale śniadanie to już razem, na tarasie. Wschodzące słońce, widok na łąkę przed tarasem i pobliski las. Jeśli chodzi o słońce, to ono wschodziło od mniej więcej od 6 godzin, ale to drobiazg. Łąka i las były cały czas w tym samym miejscu.

Po śniadaniu - czas wolny. Część dziewczyn wybrała się na spacer do pobliskiego lasu. Po jakimś czasie na drodze widzieliśmy jakieś zamieszanie. Krzyki, śmiechy. Co się dzieje?

Nadciągnęła pierwsza trzyosobowa grupka dziewczyn. Akurat ta grupka, a właściwie 2/3 odznaczała się... no, przyznam się, że słów mi braknie :) by to delikatnie opisać i nie zostać zbanowanym...

OK "Dużymi niebieskimi oczami". To się chyba teraz tak nazywa :oops:

Jeśli jestem w błędzie odnośnie słownictwa, proszę o info na priva :D

I ta grupka właśnie, wracając z lasu, przechodziła obok łąki na której pasła się klacz sąsiadów. Klacz, jak to klacz urodziła kilka tygodni wcześniej uroczego źrebaka. I ten kilkutygodniowy źrebak właśnie.... Ale po kolei

Klacz przywiązana była do palika. Źrebak hasał wolny i swobodny, ale zawsze w odległości kilku metrów od swej mamy. Co jakiś czas zaglądał do "mlecznego baru" ku wyraźnemu zadowoleniu swej mamuśki.

Nagle zauważył idące drogą trzy kobiety.

Do dziś nie jestem w stanie tego zrozumieć. Może dlatego, że nie jestem (jeszcze?) koniarzem, ale w jego źrebięcej łepetynie zaświtała myśł, że może mleczko z większego baru lepsze. Pogalopował więc na spotkanie naszych gości i wiedziony chyba instyktem :o zaczął całkiem trafnie ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny ze smiechem zaczęły odpędzać nachalnego źrebaka. On nie dawał za wygraną. Cała grupka zaczęła oddalać się od przywiązanej klaczy. Klacz od początku zaniepokojona była zachowaniem swojego dziecka. Rżała co jakiś czas przywołując małego. On jednak był głuchy na matczyne wołania. Wreszcie dziewczyny puściły się pędem w kierunku "komturii". Źrebak za nimi w radosnych podskokach, cały czas usiłując dostać się do "baru".

Patrzyliśmy na to siedząc na tarasie i zarykiwaliśmy się ze śmiechu. Wreszcie dziewczyny, zdyszane wpadły na taras. Źrebak zaczął wspinać się za nimi po schodkach. Klacz, która została na pastwisku pod lasem rżała i tupała nogami szarpiąc się na wszystkie strony. Postanowiłem wkroczyć do akcji. Pytanie jak? Próbowałem źrebakowi wytłumaczyć niestosowność takiego zachowania wobec naszych gości, ale olał mnie całkowicie. On chciał do "baru". I pchał się ze wszystkich sił. Małe to było, ale dość silne. Wiedziałem czyje to zwierzęta, zadzwoniłem więc do gospodarzy po pomoc. Przyszła córka. Oboje próbowaliśmy zagnać, przepchnąć lub wyciągnąć upartego malca, ale on zaparł się kopytkami jak osioł i nie było siły by go ruszyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dopiero przyprowadzenie klaczy na nasze podwórko pomogło. Z niechęcią, z opuszczoną głową, powoli, podobnie jak ja zaraz po kupnie chałupki, szedł za swą mamą mały źrebak. Co kilka kroków stawał, odwracał głowę w kierunku "komturii" i nawet z oddali wpatrywał się głęboko w największe "błękitne oczy".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzieliśmy na tarasie. Pogoda była wspaniała. Poranna zabawna przygoda ze źrebakiem wprawiła wszystkich w dobry humor. Nawet "napastowana" nie żywiła do zwierzaka urazy. Rozmowy toczyły się, jak to zwykle w takich sytuacjach, o dzieciach, pracy, perspektywach. Czasami przebąkiwano o nadchodzącej emeryturze. Obiad wzięły dziewczyny na siebie. Moja teściowa mawiała: Gdzie kucharek sześć, tam... cycków dwanaście. Obiadek wyszedł taki sobie. Cała masa jarzyn, surówek, a gdzie mięsko? Jako intendent musiałem dbać tylko o napitki. Pracu zbyt dużo nie miałem, bo dziewczyny nie były trunkowe i nie musiałem uzupełłniać zapasów. To co mnie najbardziej ucieszyło po obiedzie, że gary i talerze chyba same się pozmywały. Nie zauważyłem nawet jak i kiedy.

Postny obiadek odbiłem sobie przy wieczornym grillu. Karkóweczka którą zamarynowałem poprzedniego wieczoru i przez prawie dobę dojrzewała w chłodnej piwnicy była krucha, soczysta i aromatyczna.

Po kolacji padło hasło "idziemy do sauny". Wszyscy byli za i nagle zgrzyt. Sześć kobiet, w tym komturowa i ja jeden rodzynek w tym towarzystwie. Rozgorzała dyskusja, jak ten problem rozwiązać. Część z nas, bywała wielokrotnie w koedukacyjnych saunach. Trzy dziewczyny nigdy w saunie nie były i one miały największe opory.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko w tej naszej "komturii" niewykończone. No może nie wszystko. Wykończony został kredyt :evil: i oszczędności. Ceny materiałów poszły w górę robocizna też do tanich nie należała, ale wyboru nie mieliśmy. Kredyt trzeba spłacać, a rata nie mała, bo staruchom kredytu na 30 lat nie dają.

Trochę materiałów kupionych wcześniej było. Postanowiłem, że co dam radę zrobić zrobić sam to zrobię. Dwóch lewych rąk nie mam. Na pierwszy ogień poszło dokończenie instalacji elektrycznej. Kiedyś nawet miałem uprawnienia. Dawno to było, ale było. Zresztą te prace były proste. Montaż gniazdek, wyłączników, Przeciągnięcie kilku przewodów, lub przesunięcie gniazdka bo życie pokazało, że wygodniej będzie w innym miejscu.

Zamontowałem światło w piwnicy. Nie trzeba już tam schodzić z latarką.

Największą pracą którą w dużym stopniu wykonał samodzielnie syn to ułożenie na górze drewnianej podłogi. Deski kupione były rok wcześniej. Nawet nieźle mu to wyszło. Zostały do przybicia listwy i obrobienie drewnem otworu wejściowego + jakaś balustrada i klapa. Zimą, kiedy będziemy w domu sami, nie ma sensu ogrzewać niezamieszkałego poddasza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uparty jestem :D

 

http://images20.fotosik.pl/98/77123aa4cf4185bc.jpg

 

Tak wygląda komturia oglądana z góry :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...