Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Długi dojazd do pracy


telesforek

Recommended Posts

Zapytaj Tomka_J, o ile dobrze pamiętam, kiedyś pisał, że jego żona dojeżdża codziennie :o do pracy ze Śląska do Wa-wy

 

Dokładnie tak. 300 km, najpierw jazda do Zawiercia na ekspres, potem do W-wy - razem 3 godziny. Szczęście, że jej firma mieści się niedaleko Dworca Centralnego...

 

Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, na czym najbardziej Ci w życiu zależy.

 

Jak się spłaca kredyty i jednocześnie nie chce rezygnować z wcześniejszego stanu posiadania (np. konie), to nie ma wyboru.

Pieniądze - owszem, szczęścia nie dają. Ale brak pieniędzy tym bardziej nie.

Moja pani, z wykształceniem humanistycznym, pracując jako admin-samouk i trener IT w Warszawie zarabia znacząco więcej ode mnie - inżyniera informatyka na kierowiczym stanowisku w sporej firmie w Katowicach. Any comments ?...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 74
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Jak się spłaca kredyty i jednocześnie nie chce rezygnować z wcześniejszego stanu posiadania (np. konie), to nie ma wyboru.

Owszem, tylko kiedy cieszyć się i korzystać z owego stanu posiadania?

Komu i czemu służy ten stan posiadania?

Sam fakt posiadania wystarczy by czuć się spełnionym i szczęśliwym?

A dzieci? Czy dzieciom wystarczy wyłącznie materialne zaspokojenie ich potrzeb i weekendowi rodzice/matka/ojciec?

 

Miałam taki czas w swoim życiu, że myślałam podobnie,

że jeszcze zdążę się tym wszystkim nacieszyć, że tylko parę lat,

że oby spłacić ten kredyt...

potem następny kredyt, bo jeszcze to potrzebne,

bo jeszcze tamto trzeba zrobić...

jeden samochód, drugi, konie :wink: ,

te wszystkie wydatki, te wszystkie potrzeby...

Zaczyna się niebezpieczna karuzela...

W porę się ocknęłam.

Nawet nie wiedziałam, z ilu potrzeb można bez większego żalu zrezygnować

Nic nie zastapi wspólnych z dziećmi śniadań, obiadów, rytuału powrotu dzieci ze szkoły, kiedy już od drzwi dzielą się swoimi wrażeniami,

wspólnych wieczorów, rozmów, dyskusji.

Odłożyć te chwile na później, odrobić wszystko w bliżej nieokreślonym czasie też się nie da,

bo dzień po dniu coś bezpowrotnie umyka

niezauważone przez nas, wiecznie nieobecnych.

 

Może to aż nazbyt oczywiste, może banalne,

ale jakże często uzmysłowienie sobie pewnej hierarchii wartości przychodzi zbyt późno.

 

Niemniej życzę nam wszystkim możliwości zaspokojenia potrzeb zarówno materialnych jak i duchowych,

naszych własnych, osobistych i naszych rodzin.

:D :D :D

 

Nie miałam zamiaru sie wymądrzać, tak tylko,

podzieliłam się z Wami swom poglądem na temat długiego dojazdu do pracy. :wink: :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja myslalem ze daleko mam bo 15km i 45minut autobusem jade

ale odwołuje

 

fakt ze mozna posłuchac muzyki i poczytac , to dobrze nastraja na reszte dznia

 

depresyjne jest tylko to ze jak wstaje o 5 z minutami i wychodze to jest ciemno oraz jak wracam po 5 z minutamo PM to tez jest ciemno

 

:( taka strefa

 

no ja mam zdecydowanie mniej bo ok. 5km, spędzam w pracy około 12 godzin. Ale najgorsze są dojazdy :-? Latem wracam spacerkiem do domu, ale zimą przez niektóre "ciemne uliczki" strach chodzić w związku z tym korzystam z komunikacji miejskiej.

Wczoraj np wyszłam dokładnie o 18.55 z pracy autobus miałam mieć o 18.59-oczywiście nie przyjechał, jak i ten o 19.07, o 19.13, o 19.17, o 19.23, dopiero o 19.29 raczył sie zjawić na przystanku ,później przesiadka w tramwaj w domu byłam grubo po 20.00 :evil:

Gdybym miała pracować w drugim końcu Poznania i polegała na komuniakcji miejskiej z Poznania to chyba by mnie lato zastało zanim by podjechał autobus

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja pracuje 45 kpl od miejsca zamieszkania: dojazd pks-em + autobusem + 2 kpm na piechote. Zajmuje mi to 2 godziny w jedną strone. W zime nie jest tak szkoda czasu jak w lato, kiedy chciałoby sie w ogródku porobić , na słoneczku sie wygrzać. Generalnie w zime ciężo, a w lato szkoda tego utraconego czasu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem, tylko kiedy cieszyć się i korzystać z owego stanu posiadania?

 

Jak się spłaci, co trzeba. To już wcale nie aż tak długo ! :)

 

Komu i czemu służy ten stan posiadania?

 

Nam. Realizacji naszych marzeń o życiu na wsi, w spokoju.

 

Sam fakt posiadania wystarczy by czuć się spełnionym i szczęśliwym?

 

Nie. Ale jak sądzisz, jaki procent budujących forumowiczów ma na tyle środków, by po prostu zbudować dom i od razu móc się nim cieszyć w błogiej świadomości nie posiadania "tyłów finansowych" ?...

 

A dzieci?

 

Na razie nie mam. To się zapewne też zmieni niedługo ;)

 

Nawet nie wiedziałam, z ilu potrzeb można bez większego żalu zrezygnować

 

Ale ja nie marzę o pięciu samochodach, wyczieczkach na Hawaje itp. Ja chcę dokończyć to, co zacząłem i potem po prostu korzystać z tego. Wierzę, że "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam niby tylko 7,5 km ale do autobusu idę 15 min (zimą 20 min.), potem jadę sobie w tłoku 30 min i idę 10 minut do miejsca pracy. W sumie godzinka jak nic. Jak jeszcze trzeba zakupy zrobić, to czas się wydłuża, bo autobus powrotny jest średnio co 1,5 godziny.Tyle razy mówiłam mężowi, że potrzebne nam drugie auto - jego odpowiedź mówi sama za siebie "przetrwałaś dwa lata, przetrwasz i trzy, a potem się pomyśli" :wink:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja od 8 lat codziennie pomykam do pracy ponad 40-45 km w jedną strone (wzalezności od trasy jaka wybiorę) . Zajmuje mi to ponad godzinę-zimą troche dłużej. Da się przyzwyczaić. Najgorzej jest kiedy trzeba zostac dłużej w pracy. Do korków tez można przywyknąc, a automat to dobry pomysł na dojazdy do wawy. Następne auto bedzie właśnie z taką przekładnią. Fakt że nie mamy jeszcze dzieci więc te godziny stracone w korkach tak nie bolą. Powoli jednak zaczyna mi się to nudzić więc trzeba bedzie chyba zacząc własna działalność albo poszukac sobie czegoś bliżej domu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dzieci?

 

Na razie nie mam. To się zapewne też zmieni niedługo ;)

 

To w zasadniczy sposób zmienia postać rzeczy. :D

Ośmielę się stwierdzić, że kolejność u Ciebie zachowana wzorcowo!

Dużo łatwiej jest wtedy pogodzić obowiązki zawodowe z domowymi,

bez szkody dla rodziny (a wręcz przeciwnie :wink: ).

W przeciwnym przypadku dzieci mogłyby ucierpieć.

Pisałam wcześniej z perspektywy matki :wink: z długim stażem,

będącej w posiadaniu dorosłych już dzieci.

 

Ja chcę dokończyć to, co zacząłem i potem po prostu korzystać z tego. Wierzę, że "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie".

 

Tomku, na pewno tak będzie, życzę Ci tego naprawdę szczerze! :D :D

I pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ośmielę się stwierdzić, że kolejność u Ciebie zachowana wzorcowo!

 

Tyle tylko, że teoria nieco rozmineła się nieco z praktyką. Nadziałem się na kilku [ocenzurowano] budowlańców, straciłem trochę kasy, teraz wszystko, co mam, muszę pakowac w dom i kończyć rzeczy niedokończone lub spieprzone, a czas leci, w mojej firmie ostatnio nie najlepiej się dzieje, moja pani też chce w końcu zmienić pracę i przestac dojeżdżać (a na Śląsku takiej atrakcyjnej finansowo, jak w W-wie, to nie znajdzie...) - słowem: rzeczywistość skrzeczy, najbliższy rok zapowiada się nieciekawie... W tej sytuacji plany dotyczące następnego pokolenia ;) nie mogą być realizowane na "hurra !"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dojeżdżałam przez 11 lat - 58 km w jedną stronę. Nie narzekałam, praca była fajna i rekompensowała dojazdy. W pociągu czytałam i miałam czas na własne przemyślenia :D . Teraz pracuję w miejscu zamieszkania, ale zaległości czytelnicze rosną :( . Reasumując - nie żałuję tych 11 lat a czasu w podróży nie uważam za stracony :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matka mądrość przemawia przez Ciebie. :D :D :D

 

W kwestii dojazdów wszelakich :

jedni pojękują , że ciężko, że ani się wyspać, ani z rodziną pobyć, zawsze z wywieszonym ozorem, mokrymi nogami, zmęczeni, zozdrażnieni, z brzydkimi myślami na temat jutrzejszego dnia.

 

Inny napisał by, że gotów jest spędzać 5 godzin dziennie w pociągu/PKSie czy śmierdzącym innym rodzaju komunikacji, dreptać 3 km w jedną stronę i ciemne uliczki byle by mieć pracę i pozbyć się kłopotów związanych z jej brakiem.

 

Szkoda że owe "mieć" musi nas ograbiać z zasobów "być"

 

Do równowagi między jednym a drugim ( z przewagą na " być " ) dochodzi się po czasie.

 

Tym straconym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potrzebuję wsparcia duchowego....

Od nowego roku będę musiała dojeżdżać do pracy 50 km w jedną stronę, albo pożegnać się z firmą. Wybrałam to pierwsze, ale czeka mnie wstawanie codziennie o 5 rano i inne tego typu przyjemności. Zastanawiam się jak długo wystarczy mi sił. Czy ktoś był w podobnej sytuacji i przeżył? :cry:

 

Tylko nie mówcie, że 100 km dziennie to mało

 

przyzwyczaisz się - ja dojeżdżam 80km w jedną stronę :D od 7 lat :o :wink: ale podróż pociągiem zajmuje mi jakieś 50 min :lol: i zdrzemnac się można luzik

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potrzebuję wsparcia duchowego....

Od nowego roku będę musiała dojeżdżać do pracy 50 km w jedną stronę, albo pożegnać się z firmą. Wybrałam to pierwsze, ale czeka mnie wstawanie codziennie o 5 rano i inne tego typu przyjemności. Zastanawiam się jak długo wystarczy mi sił. Czy ktoś był w podobnej sytuacji i przeżył? :cry:

 

Tylko nie mówcie, że 100 km dziennie to mało

Do szkoły średniej miałam 18km ale.....nie było bezpośredniego połączenia i jeździłam z przesiadką. Przez 5 lat wstawałam o 5,07 aby zdążyć do szkoły. Fakt - chodziłam spać o 20stej.

Teraz sobie takiej sytuacji nie wyobrażam - mam dziecko które trzeba zawieść do szkoły , odebrać ze szkoły, zawieść na basen, na terening - byłabym dętką.

Za Ciebie będę mocno trzymała kciuki, bo wiem ile to kosztuje zdrowia i wysiłaku

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matka mądrość przemawia przez Ciebie. :D :D :D

 

W kwestii dojazdów wszelakich :

jedni pojękują , że ciężko, że ani się wyspać, ani z rodziną pobyć, zawsze z wywieszonym ozorem, mokrymi nogami, zmęczeni, zozdrażnieni, z brzydkimi myślami na temat jutrzejszego dnia.

 

Inny napisał by, że gotów jest spędzać 5 godzin dziennie w pociągu/PKSie czy śmierdzącym innym rodzaju komunikacji, dreptać 3 km w jedną stronę i ciemne uliczki byle by mieć pracę i pozbyć się kłopotów związanych z jej brakiem.

 

Szkoda że owe "mieć" musi nas ograbiać z zasobów "być"

 

Do równowagi między jednym a drugim ( z przewagą na " być " ) dochodzi się po czasie.

 

Tym straconym.

 

ziaba, matka

jesteście bardzo mądre. Niestety, nie jest to takie łatwe, jak się jest zdanym na samego siebie, bez babć, cioć, które pomagają finansowo i w opiece nad dziećmi. Jak myślę o weekendzie to już mnie głowa boli - tyle roboty. Nie ma mowy o poczytaniu dziecku bajki. A decyzje nie są proste - po tym jak się przeżyło utratę pracy - nie raz. Człowiek jest człowiekiem i się boi. A z drugiej strony beznadziejne, szare i bezsensowne wegetowanie ze świadomością ile się traci - jak się żyje dla pracy a nie dla siebie i rodziny. Impas.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam jeszcze jedną refleksję. Koleżanka ma do pracy jakieś... 3 minutki spacerkiem. Chyba na jej szczęście, że okna domu wychodzą na inną stronę świata :wink: Kiedy ja dopiero docieram pod mój osobisty próg, ona jest juz po obiadku, kawuni poobiedniej, czasami to pewnie i sprzatnąć zdąży. Ale myślę sobie: za nic bym się nie zamieniła. Niby w domu mieszka, ale w ogrodzie hałas od pobliskiej ulicy, odległość od sąsiada przepisowe 8 metrów. Pewnie można się przyzwyczaić.

Tylko, że jak ja wreszcie dotrę do siebie, zamkną się za mną drzwi autobusu - czuję, że jestem u siebie :D Że to MOJE miejsce. I w czasie weekendu albo urlopu nie muszę przymusowo mijać zakładowej bramy, choć swoją pracę w zasadzie lubię :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz sobie takiej sytuacji nie wyobrażam - mam dziecko które trzeba zawieść do szkoły , odebrać ze szkoły, zawieść na basen, na terening - byłabym dętką.

Za Ciebie będę mocno trzymała kciuki, bo wiem ile to kosztuje zdrowia i wysiłaku

 

Dzięki. Mój maluch ma dopiero 2 lata, więc na razie zajęcia dodatkowe odpadają, ale niedługo przedszkole. Faktycznie dziecko całkowicie zmienia punkt widzenia. Parę lat temu z własnej woli chciałam dojeżdżać daleko do pracy, teraz to zupełnie co innego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...